31 października 2012

Coś o czymś („Księga kłamców” Mariusz Zielke)

„Księga kłamców” Mariusz Zielke
wyd. Principium
rok: 2012
str. 480
Ocena: 4/6



Przez Stany Zjednoczone, a dokładnie przez stan Nowy Jork przeszedł potężny huragan Irene i zabrał ze sobą kilka istnień ludzkich. Pierwszą ofiarą była dziewczyna trafiona w głowę skrzynką pocztową. Drugi zginął młody surfer, który poszukiwał dziesięciometrowych fal na plażach Coney Island. Ostatnią, ale nie mniej ważną ofiarą był agent CIA, który wrócił z misji w Marakeszu i miał zamiar spędzić pierwszy spokojny weekend od niepamiętnych czasów. Niestety, jak to często z planami bywa, te również spełzły na niczym. Tym razem pech chciał, że człowiek, który na co dzień brał udział w bardzo niebezpiecznych akcjach, zginął przygnieciony drzewem, siedząc w domu przed telewizorem. Wszystkie te wypadki gruntownie opisane zostały w jednym z internetowych magazynów. Jak się jednak okazało, rzeczywistość znacznie odbiegała od tego, co zostało opisane w artykule. Z wszystkiego, co znalazło się w przytoczonym felietonie, prawdą był sam fakt wystąpienia huraganu. No i trzy trupy. Dlaczego dziennikarz zdecydował się na opisanie nieprawdziwych wydarzeń? Czy zdawał sobie sprawę, jak łatwo dojść do tego, skąd zaczerpnął te historie? I w końcu… co to wszystko ma wspólnego z Anną Blum i Siergiejem Jaszynem, których losy, w dość zagmatwany sposób, zostały opisane w dalszej części książki? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć Księgę kłamców autorstwa Mariusza Zielke.

Od dłuższego czasu wpatruję się tępo w coraz szybciej mrugający kursor w Wordzie. Pulsuje, odliczając czas, testując mnie, sprawdzając jak długo będzie musiał czekać na wstukanie przeze mnie tekstu recenzji. I chyba to mruganie nigdy nie ustanie, bo po lekturze Księgi kłamców w moim umyśle panuje burza z piorunami, istny chaos, który uniemożliwia mi logiczne rozumowanie. Tknięta niepewnością co do sensu własnych odczuć zagłębiłam się w lekturze opublikowanych w sieci recenzji. I, szczerze powiedziawszy, odetchnęłam z ulgą. Bo nie tylko ja zagubiłam się w gąszczu, często zupełnie niezrozumiałych, wydarzeń mających miejsce w najnowszej powieści Mariusza Zielke.

Księgę kłamców czytało mi się … mozolnie. Po prologu, który rozbudził we mnie zainteresowanie i żądzę nabycia wiedzy, o czym jest ta tajemnicza „książka”, dalej niestety nie było już tak łatwo. Akcja przeniosła się, tak przynajmniej mogłoby się wydawać, w zupełnie inne miejsce. Zmieniła się również narracja i w ogóle… wszystko uległo przeobrażeniu. Zaczęły dziać się dziwne, niewyobrażalne wręcz i niesamowite rzeczy. I nie mówię tu o pojawieniu się jakichś paranormalnych postaci z niezwykłymi zdolnościami… nie, to potrafiłabym sobie jakoś wytłumaczyć. Każde zdanie wymagało ode mnie skupienia na niewyobrażalnym wręcz poziomie. Niestety, nawet gdy dawałam z siebie wszystko, nie zawsze byłam w stanie pojąć to, co się działo i co autor napisał. W pewnej chwili, podczas czytania, utknęłam na słowie „ale” zastanawiając się, co znaczy to słowo. To zdarzenie idealnie obrazuje to, co działo się, i dzieje, w mojej głowie z powodu Księgi kłamców. Chyba, bo… teraz już niczego pewna nie jestem. Może wcale nie przeczytałam tego, co przeczytałam? Może to, co wydumałam, ma się nijak do tego, co rzeczywiście miało miejsce w powieści? Może zwariowałam? Może… całkiem nawet prawdopodobne…

Wątpię, bym powyższym tekstem komukolwiek pomogła podjąć decyzję odnośnie lektury. Chciałabym Was jednak zachęcić do przeczytana tej powieści. Jest zagmatwana, nie jest łatwa w odbiorze, trudno przez nią przebrnąć… ma jednak w sobie to coś, co sprawia, że… chce się poznać zakończenie danej historii. I zdecydowanie, dzięki swojej niejasności, zapada w pamięć czytelnika.

Za książkę dziękuję Autorowi

4 komentarze:

  1. Mam w planach tę powieść. Rozczarował mnie zbiór opowiadań Pana Zielke, ale jednocześnie był obiecujący. Sama sprawdzę, jakie odczucia wywoła we mnie ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka w planach odkąd o niej usłyszałam pierwszy raz. Troszkę zazdroszczę, że masz ją już za sobą. Widzę, że Pan Mariusz Zielke napisał powieść, która podoba się wieeelu czytelnikom. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, w końcu ktoś kto nie pisze o książce w samych superlatywach. Sama ją czytałam i miałam, tak jak TY, mętlik w głowie. Istny chaos. A potem natrafiałam na recenzje, gdzie były same ochy i achy nad treścią... a ja zachodziłam w głowę, czemu ja tego nie widzę. Też się męczyłam podczas lektury, zostałam w setką pytań bez odpowiedzi i może właśnie dlatego ta książka zapada w pamięci. Dzięki Ci za tę recenzję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiałam się uśmiechnąć, przypominając sobie jak sama zabierałam się do pisania receznji tej książki :-) Początkowo byłam pewna że nie dam rady ale gdy tylko zaczęłam stukać w klawiaturę, recenzja wręcz sama się pisała... Za to po jej napisaniu długo dochodziłam do siebie, nie będąc pewna czy kiedykolwiek będę w stanie napisać kolejną recenzję. Książka nieźle namieszała mi w głowie ale do dziś bardzo pozytywnie się do niej odnoszę i co tu kryć, to jedna z tych książek, w przypadku której jestem pewna, że jeszcze kiedyś do niej wrócę...
    Mam nadzieję że nie odbierzesz tego jako spam - jeśli miałabyś ochotę poczytać o tym jak ja ją odebrałam, zapraszam http://alison-2.blogspot.com/2012/06/ksiega-kamcow.html Post dalej znalazł się wywiad z autorem który może jeszcze coś Ci rozjaśni, a może jeszcze bardziej zagmatwa ;-)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń