28 czerwca 2014

Bookowo 6/2014 (18)

Żeby tradycji stało się zadość, wraz z kończącym się miesiącem spowiadam się z nabytych, w ten czy inny sposób, książek. Troszkę się ich w czerwcu nazbierało, choć zdecydowana większość "przybyła" w ostatnim tygodniu. Nie będę zbędnie przedłużać - oto on - czerwcowy stosik :) 


Na początku miesiąca przyszła długo wyczekiwana przesyłka od Fanbooka, za głosowanie na książkę roku 2014. Przyszły trzy wcześniejsze wydania Fanbooka oraz książka: Oszust matrymonialny - Leszka Szumowskiego.

Ziołowy zakątek - KlaudynyHebdy do portalu Czytajmy Polskich Autorów. Jeszcze przede mną, ale długo na lekturę czekać nie będzie :) 

Dalej znajdują się dwie pozycje od Wydawnictwa Jaguar, na które troszkę się naczekałam. Lato drugiej szansy - Morgan Matson jeszcze przede mną. Elita - Kiery Cass już przeczytana. Recenzja znajduje się TUTAJ

Zaraz za Elitą powinna znajdować się książka od Wydawnictwa Otwarte, tj. Dar Julii - Tahereh Mafi. Pozycja wyczekana, już zrecenzowana i pożyczona. Recenzja TUTAJ :)

Między teraz a wiecznością - Marie Lucas otrzymałam od Granic, ale za książkę równie mocno dziękuję Wydawnictwu Egmont. Już nie mogę doczekać się lektury :)

Już lada chwila oficjalna premiera Wybaczenia - Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Do mnie książka własnie dotarła (od Wydawnictwa Novae Res), a w niej moja rekomendacja. Książkę polecam z całego serca - według mnie zdecydowanie najlepsza z serii :) 

Z Wydawnictwem Feeria właśnie udało mi się nawiązać współpracę. Wszystko oczywiście zależy od recenzji Tatuażu z lilią. Książkę Ewy Seno zamówiłam dla Wiktorii, mam nadzieję, że jej się spodoba i recenzja będzie piękna :)

Dalej znajdują się nabytki od Wydawnictwa Filia. Drogie maleństwo - Julie Cohen to oczywista oczywistość w moim wypadku. Szczęście all inclusive - Krystyny Mirek ma być lekką i przyjemną powieścią. Zobaczymy :)

Na koniec, ale zdecydowanie nie najmniej ważna, znajduje się jedna z nowości Wydawnictwa Sonia Draga, czyli Zamknij oczy - Sophie Mckenzie. Zdecydowany must have :)

A Wam, przypadło coś do gustu z mojego stosiku? Coś polecacie? Coś odradzacie? 

27 czerwca 2014

Kochać pomimo („Dar Julii” Tahereh Mafi)

„Dar Julii” Tahereh Mafi
wyd. Otwarte
rok: 2014
str. 384
Ocena: 6/6





Nie ma słów, które zniszczą Cię we mnie.
Przenoszę się do miejsc, w których mam Cię
Na zawsze, jesteś dla mnie.
Twój obraz w mojej głowie nie zgaśnie,
Nie zgaśnie, nie wyblaknie.
Zachowam Cię już w sercu na zawsze,
Na zawsze, jesteś dla mnie
I zostań już.*

Poprzednia część przygód Julii kończy się jej spotkaniem z Andersonem i śmiertelnym postrzałem. Podczas próby przejęcia władzy przez Punkt Omega nic nie idzie tak jak powinno. Nikt nie jest bezpieczny i w zasadzie nikt nie wychodzi z tej bitwy bez szwanku. Baza buntowników wraz z wszystkimi jej mieszkańcami, którzy nie byli w stanie stanąć do walki, została zmieciona z powierzchni ziemi. Wątpliwym jest, by ktokolwiek przeżył. Komitet Odnowy osiągnął bezapelacyjny sukces i nikt kto jest w jego szeregach nawet nie zakłada, że ktoś jeszcze kiedyś się mu przeciwstawi. Jeśli nawet ktoś przeżył, to liczebnie nie będzie w stanie odbudować ruchu oporu. A może jednak?

Porwane przez Andersona uzdrowicielki robią co mogą, by Julia ozdrowiała i w końcu im się to udaje. Wówczas Warnen może przystąpić do kolejnego punktu planu i potajemnie wprowadza Julię do Sektora 45. W jego prywatnych kwaterach, gdy dziewczyna dochodzi do siebie, informuje ją o skali zniszczeń, jaką wywołał bunt jej sojuszników. Dociera w końcu do niej, że prawdopodobnie straciła wszystkich, na których jej zależało. Jamesa, Castla, Kenjiego i... Adama. Adam nie żyje. Julia nie może pogodzić się z tym wszystkim i znajduje idealnego kozła ofiarnego. Warnen jest cały i zdrowy, a przecież przede wszystkim to przeciw niemu i jego dyktaturze się buntowali. On jest wcieleniem zła, szaleńcem, psychopatą, członkiem Komitetu Odnowy i, a w zasadzie przede wszystkim, nieodrodnym synem swojego ojca. Nic jednak nie jest dokładnie takie, za jakie było uważane. Życie nie jest czarno-białe. Jest pełne odcieni szarości, które z czasem stają się bardzo żywymi, intensywnymi kolorami. Te barwy zaczynają znaczyć coraz więcej i w pewnym momencie już nie ma powrotu. Już się nie da wrócić do życia opatrzonego tylko dwoma skrajami palety kolorów. Bo niby jak?

Gdy Julia odkrywa prawdę, wie jedno - więcej nie będzie tchórzem. Gdyby mogła cofnąć czas zabiłaby ojca Warnena. To jednak nie jest możliwe. Może jednak uknuć nowy plan, w którym niszczy tego człowieka doszczętnie. Wcześniej jeszcze decyduje się udać na terytorium nieuregulowane i odszukać przyjaciół. Może cudem któreś z nich przeżyło? Poza murami sektora Julii przyjdzie na własnej skórze odczuć skutki podejmowanych przez nią decyzji. Czy da radę pogodzić się z ich konserwacjami? By się tego dowiedzieć, koniecznie trzeba sięgnąć po Dar Julii i zapoznać się z jego zawartością.

Nie da się ukryć, że po przeczytaniu pierwszych dwóch części opowieści Tahereh Mafi, z prawdziwym rozrzewnieniem oczekiwałam Daru Julii. Gdy w końcu książka trafiła w moje ręce, ddetchnęłam z ulgą i czym prędzej rozpoczęłam lekturę.

Z każdym kolejnym zdaniem, zamiast bać się mniej, bałam się coraz bardziej. Nie będę owijać w bawełnę, cały czas wierzyłam, że Adam żyje, że oni wszyscy żyją... miałam również nadzieję, że mimo tego, jak rozwijał się związek Julii z Kentem w Sekrecie..., wszystko wróci do normy i będzie prawdziwy happy end. Tyle, że mój happy end był czymś zupełnie innym niż to, co wymyśliła dla bohaterów autorka. Na całe szczęście dość szybko zmieniłam zdanie i z całego serca zaczęłam kibicować rozwiązaniom wprowadzanym przez Mafi.

Są chwilę, podczas których cieszę się, że mam już tę powieść za sobą. Z drugiej mam wrażenie, i oby było ono słuszne, że to jeszcze nie koniec tej poruszającej serce, duszę i wyobraźnię historii. Przyznam, że o pewnych bohaterach Tahereh Mafi mogłabym czytać bez ustanku. Mam nadzieję, że będzie mi dane poznać ich dalsze losy.

Dar Julii został napisany w niesamowity sposób. Autorka ma jakąś taką niesłychaną zdolność do kreowania bardzo realnego świata, w bardzo mało prawdopodobnych okolicznościach. Dzięki temu całość czyta, a w zasadzie pochłania się, w zastraszającym wręcz tempie. Każde kolejne zdanie, akapit, strona, ba, nawet rozdział, to za mało. Wciąż chce się więcej i więcej, nawet po zakończeniu lektury. Cały czas żyję w świecie wykreowanym przez autorkę i z całego serca was do niego zapraszam.

Sil

One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
'Cause I’ll be standing right next to you,
Right next to you.**

Może oboje zakochaliśmy się w swoich złudzeniach***

- Kocham cię - powtarza, a jego słowa brzmią zarazem szorstko i miękko. - Kocham cię i to nie wystarcza. Sądziłem, że to wystarczy, ale myliłem się. Myślałem, że możemy razem stanąć do walki, i pomyliłem się. Bo nie mogę. Nie mogę nawet spojrzeć ci w oczy...****

- Jesteś jeszcze mały.
- Mam prawie dwanaście lat - mówi James.
- Powiedziano mi, że masz dziesięć.
- Mówię przecież, że  p r a w i e dwanaście*****

Jesteśmy jak otwarcie i zamknięcie cudzysłowu, jak cudze słowa dożywotnio na sienie skazane. Więźniowie życia, którego żadne z nas nie wybrało.
Może już pora wydostać się na wolność.******

Czy słyszysz moje serce?, chcę go zapytać.
Chcę znaleźć się na liście twoich ulubionych rzeczy.*******

piekło jest puste
wszystkie diabły są tu********

Wszystkie chwile świata padają trupem, bo właśnie się ocknęły i zrozumiały, że nigdy nie będą takie ważne jak ta.*********

Mijają nas minuty, milczące, spokojne. Przystają tylko po to, żeby posłuchać naszych oddechów.**********

Nie wiem, dokąd zmierzamy, on i ja, ale wiem, że chcę się tam znaleźć. Zamieniamy się w godziny i minuty, sięgamy po te same sekundy, trzymamy się za ręce i wirując, mkniemy ku nadchodzącym dniom i obietnicom czegoś lepszego. ***********

* Dawid Kwiatkowski - Na zawsze
** Chris Brown ft. Justin Bieber - Next to you
*** str. 184
**** str. 192
***** str. 251
****** str. 284
******* str. 315
******** str. 317
********* str. 337
********** str. 341
*********** str. 345

25 czerwca 2014

Pocałunek życia („Wieczna tęsknota” Elizabeth Chandler)

„Wieczna tęsknota” Elizabeth Chandler
seria: Pocałunek anioła
wyd. Dolnośląskie
rok: 2012
str. 264
Ocena: 4/6






And we don't want to go outside tonight
And in a pipe we fly to the Motherland
Or sell love to another man
It's too cold outside
For angels to fly
Angels to fly
To fly, fly
For angels to fly, to fly, to fly
Or angels to die*

Anioły, to takie niesamowite istoty, prawda? Potrafią ocalić ludzkie życie, a ponadto komunikować się wszelkimi stworzeniami. Jednak… Co będzie, kiedy nasze anioły odejdą? Kiedy nie będziemy czuć już ich obecności, ani nie będziemy mogli usłyszeć ich szeptu w naszych głowach? Takie właśnie pytania zadawała sobie Ivy pod koniec Bratnich dusz. Szczerze mówiąc ja też je zadawałam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, kto teraz będzie chronił dziewczynę, ale… w końcu była już bezpieczna. W końcu jej oprawca zginął. Jednak Ivy znalazła zastępcę Tristana – Willa, który obiecał chronić ją przed wszelkimi niedogodnościami, ale czy wytrwa w swojej obietnicy?

Kolejne lato. Tym razem bez szalonych pościgów, ani tajemniczych zabójstw. Ivy wraz z Willem, Beth, Dhanyą oraz Kelsey, wybrali się na Cape Cod, aby pomagać ciotce Cindy w prowadzeniu ośrodka turystycznego. Cała piątka świetnie się bawi, oczywiście, tylko wtedy, kiedy nie muszą pracować. Chodzą na imprezy, opalają się na plaży… Wywołują duchy… To ostatnie ściąga na nich problemy, ponieważ Kelsey zupełnie „niechcący” otworzyła portal do świata żywych Gregory’emu.
Na początku nic się nie dzieje, wszystko ma swój stały bieg. Panuje ta sama, dobra rutyna.
Jednak pewnej nocy, gdy Kelsey i Dhanya są na imprezie, zbyt pijane na to, żeby samodzielnie wrócić do domu, Ivy i Beth muszą po nie pojechać. Pech jednak chciał, iż dziewczęta większość drogi musiały pokonać poprzez las, w którym nie było żadnego oświetlenia. Obie były przerażone wizją samotnego pobytu w lesie, aż tu nagle, zza zakrętu wyjeżdża duży, terenowy samochód. Chociaż… stwierdzenie „wyjeżdża” jest za mocnym słowem. Samochód raczej wyskakuje na drogę, trącając przy tym gałęzie drzew. Ivy chcąc uniknąć poważnego wypadku gwałtownie skręca w lewo. Niestety jej ruch okazał się tragiczny w skutkach, ponieważ dziewczyna zderzyła się z drzewem. Przez chwilę miała wrażenie, że unosi się w powietrzu, aż w końcu usłyszała coś… a dokładniej kogoś. Tristan przemówił do niej i wtedy Ivy zrozumiała, że… nie żyje. Ten stan nie trwał jednak długo, gdyż już po chwili, a przynajmniej tak jej się zdawało, obudziła się w swoim ciele… w szpitalu. Od przystojnego pielęgniarza dowiaduję się, iż miała ogromne szczęście, bo przeżycie takiego wypadku nie jest możliwe. I wtedy dziewczyna dodaje dwa do dwóch i dochodzi do wniosku, że to Tristan. To on ją uratował, dając jej pocałunek życia Po kilku dniach, kiedy wraz ze swoimi koleżankami siedzą na szpitalnej werandzie, Ivy poznaje tajemniczego chłopaka, który jest dla niej bardzo oschły. Kim jest tajemniczy Guy? Czy Tristan powróci? Jak ułożą się sprawy między Ivy a Willem? Czy dziewczyna znów odzyska spokój ducha, który utraciła wraz z odejściem jej ukochanego? Ja Wam tego nie zdradzę, lecz dowiecie się tych wszystkich rzeczy czytając Wieczną tęsknotę.

Powiem tak, szału nie ma, a staniki nie latają. Ta część nie zrobiła na mnie większego znaczenia. W niektórych momentach byłam wręcz znudzona. Niewiele się tutaj dzieje. Dowiadujemy się o kilku kłótniach między przyjaciółkami i czytamy o rozterkach miłosnych Ivy. Jednak… podoba mi się postać Guy’a. Lubię osoby tajemnicze, takie, z których nie wyciągniemy łatwo informacji. Natomiast Ivy… chyba przestałam ją lubić. Jakim cudem osiemnastoletnia dziewczyna wierzy w każdą opowiedzianą jej bajeczkę?! No jak, ja się pytam?! Rozumiem, że nie pozbierała się jeszcze po śmierci Tristana, ale bez przesady. Ma, do jasnej ciasnej, Willa, który kocha ją równie mocno, jak ona kocha swojego Anioła, a mimo to odtrąca go. Odtrąca również swoją najlepszą przyjaciółkę. O, nie, takich zachowań to ja nie toleruję.

Podsumowując. Książka… Nie wiem sama…. Może powiem tak: polecam ją osobom z wielkimi zasobami cierpliwości (których ja niestety nie posiadam), takim, które lubią przesłodzone sceny, w których co pięć sekund padają słowa „kocham cię”. Nie polecam jej osobom, które są przeciwnościami tego, co wymieniałam przed chwilą. Ja jestem pomiędzy. Nie mam cierpliwości do osób takich jak Ivy, jednakże uwielbiam scenki z wyznawaniem miłości. Mam wówczas po prostu ochotę się rozpłynąć. Ale najlepiej chyba będzie, jeśli powiem, że sami powinniście się przekonać, czy warto te książkę przeczytać czy nie. Bo, jak wiadomo, zdania są podzielone :D


A to ja wychodząca w piątek ze szkoły :D

*Ed Sheeran – The A Team


Vic:D

Jessica Brody - Klub Karmy TELEDYSK

Jak do wielu wcześniej, tak i do Klubu Karmy, wydawnictwo Fabryka Słów przygotowała coś specjalnego. Tym razem jest to teledysk, opowiadający pokrótce, o czym przeczytamy w tej książce.

Zachęcam do obejrzenia


Post bierze udział w konkursie, oczywiście liczy się ilość jego wyświetleń. Wierzę w Was i mam nadzieję, że wspomożecie mnie kilkoma klikami :)

23 czerwca 2014

Z miłości do wolności („Elita” Kiera Cass)

„Elita” Kiera Cass
seria: Selekcja
tom: 2
wyd. Jaguar
rok: 2014
str. 328
Ocena: 4,5/6



Od trzech dni wpatruję się w ekran Worda i jego uporczywie mrugający kursor. Wiem co myślę o niedawno zakończonej lekturze. Wiem, jakie miotają mną emocje, a i tak nie wiem, od czego zacząć tę recenzję. W głowie słowna pustka. Jak pisać w takim stanie? Za bardzo się nie da, ale spróbować trzeba.

Rywalki zakończyły się bardzo obiecująco. America Singer bezpiecznie przeszła przez pierwszą część eliminacji, pozostała w zamku i wraz z pięcioma dziewczętami miała dalej walczyć o serce księcia,  Maxona Schreave. Tym razem jednak, jako jedyna już szóstka, a w zasadzie trójka, podchodziła do Selekcji inaczej niż na samym początku. Skończył się dla niej okres przebywania w zamku, który spokojnie można by nazwać „lepiej tu, niż gdziekolwiek indziej”, a zaczął „jestem tu, bo tego chcę”. Zamek nie był już ucieczką od dawnej miłości, w końcu przybyła ona za nią, aż do stolicy Illéi, a stał się miejscem spełniania marzeń i podejmowania trudnych decyzji. Maxon pokładał w Ami wielkie nadzieje, a dziewczyna miała powiedzieć tylko jedno słowo i cała „szopka” z wyborem przyszłej królowej poszłaby w zapomnienie. Dziewczyna potrzebowała tylko jednego – czasu, a chłopak postanowił go jej łaskawie ofiarować. Wybrał kilka dodatkowych dziewczyn i z utęsknieniem czekał na jej ostateczną decyzję. I się doczekał, tylko… czy to była taka decyzja, jakiej pragnął? A może nadeszła za późno?

Ami czuje się zdezorientowana. W jednej chwili Maxon uchyla jej bramy nieba, daje jej wszystko czego potrzebuje i spędza z nią każdą możliwą chwilę. W tym czasie Ami, choć początkowo nie jest pewna, widzi siebie w przyszłości w tym zamku. Jednak w następnej chwili Mer spędza czas z Aspenem i zaś nie jest pewna, czego chce od życia. Czy podoła obowiązkom związanym z rządzeniem krajem? Czy jej barki wytrzymają obciążenie jakie na nie spadnie? Nieeee. Na takiej huśtawce America była przez pewien czas. I pewnie nie skończyłaby się ona, gdyby Maxon nie zmienił taktyki, która zupełnie wybiła Ami z jej rytmu. Co takiego zrobi książę, że Mer zacznie się zastanawiać co się stało?

W Rywalkach się zakochałam. Pokochałam i Americę i Aspena, a także Maxona. A powiem, że z Maxonem, zanim go poznałam, miałam pewien problem. No bo jak, Ami z Aspen to wspaniała para, a jakiś tam książę? Po co nam on! Niestety, okazało się, że jest wspaniałym chłopakiem i chętnie sama oddałabym mu własne serce. Za free. W Elicie niestety zaczęły się schody, bo… no właśnie. Bo zaczęły się schody. Bo nikt nie jest idealny, nawet wspaniały książę. A może nawet należy pokusić się o stwierdzenie, że przede wszystkim mu daleko do ideału. Bo to, co zaczyna dziać się w zamku, może niejedną osobą przyprawić o ból głowy. Mnie to doprowadziło do szewskiej pasji. A na końcu to już byłam wściekła na wszystkich. Na Aspena, na Americę, na Maxona. W sumie przede wszystkim na tego ostatniego. No bo… jak tak można? No JAK? Nie powiem wam co, ale wiem, że nie tylko mnie zakończenie zdenerwowało, więc pewnie i wam podniesie ciśnienie. I to znacznie. Teraz nie wiem, czy mam wyczekiwać trzeciego tomu, czy się go bać. Bo nie mam pojęcia, jak autorka może to wszystko pociągnąć, by zakończyło się w miarę logicznie. Dla mnie w zasadzie mogłoby być po Eliminacjach. Niech Maxon pójdzie sobie szukać dziewczyny gdzie indziej. No! Bo się zdenerwowałam.

Elita, tak samo zresztą jak Rywalki, niesamowicie wciąga. Przeczytałam tę książkę niesamowicie szybko. W jednej chwili zaczynałam lekturę, w następnej świtało, a ja zamykałam Elitę. Oczywiście wściekła. Gdyby tej powieści tak dobrze się nie czytało, recenzja na pewno powstałaby szybciej. Bo najlepiej pisze mi się zaraz po skończeniu książki, a raczej nie mogłam tego zrobić, gdy za chwilę miałam wyjść do pracy. No nic, ważne, że w ogóle udało się tę recenzję napisać. Do zapoznania się z Elitą zachęcam, choć zdecydowanie przed tą lekturą należy przeczytać Rywalki i przygotować się na prawdziwą powódź emocji. Czy wam się spodoba? Tego pewna być nie mogę, ale na pewno długo o tej książce nie zapomnicie. Zachęcam.

Sil

20 czerwca 2014

Rewolucja („Kuchenne rewolucje. Nowe przepisy Magdy Gessler” Magda Gessler)

„Kuchenne rewolucje. Nowe przepisy Magdy Gessler” Magda Gessler
wyd. Znak Litera Nova
rok: 2014
str. 160
Ocena: 4,5/6


W telewizji z dnia na dzień przybywa programów o gotowaniu. Gotują na każdym kanale, o każdej możliwej godzinie. Gotują młodzi i starsi. Gotują kobiety i mężczyźni. Gotują biedni i bogaci, biznesmeni i pisarze. Gotuje się wszędzie i wszystko. Kuchenny szał opanował już nie tylko kochających jedzenie, ale i "zawodowe" niejadki wchodzą do kuchni i szukają tam swojego powołania. Ostatnio gotowanie stało się więc kolejnym sportem narodowym Polaków. Zobaczymy jak długo ta tendencja się utrzyma. Kiedyś cała Polska tańczyła. Potem śpiewała. Teraz gotuje. Co czeka nas jutro? Może śpiewający lub tańczący kucharze? Wszystko jest możliwe.

Książkowa wersja Kuchennych Rewolucji nie stanowi niespodzianki dla zagorzałych wielbicieli tego programu. Autorka prezentuje w niej dania, które stały się specjałami restauracji, które odwiedzała i które wyciągała z nie lada tarapatów. Dzięki tej pozycji każdy może sobie samodzielnie, w zaciszu własnej kuchni, urządzić swoje kuchenne rewolucje. Tarta z porem i wędzonym łososiem na przystawkę? Kłania się nam dziesiąty odcinek 5 sezonu programu. Zupa? Może taka czosnkowa, z grzankami? Sięgamy do piętnastego odcinka 7 sezonu i voilà. Można tak w nieskończoność. No dobrze, bez przesady - przepisy kiedyś się kończą, w końcu omawiana pozycja ma tylko 160 stron. Ale jest ich całkiem sporo, na pewno wystarczy na kilkadziesiąt rewolucyjnych posiłków.

Kuchenne rewolucje składają się z siedmiu rozdziałów, tj. Przystawki, Zupy, Sałatki, Dania wegetariańskie, Ryby, Mięsa oraz Desery. Każdy rozdział to kilka, do kilkunastu smakowitych przepisów zawierających wyszczególnienie składników, podanie ilości osób, dla których danie wystarczy oraz sezonu i odcinka, w którym było ono serwowane. Autorka zamieściła również dokładny opis, jak wskazaną rzecz przygotować. Niestety, jak zwykle w tego typu książkach kucharskich zabrakło wyszczególnienia kaloryczności posiłku, przybliżonego kosztu jego przygotowania, miejsca, w którym składniki można dostać, oraz listy ewentualnych zamienników. Szczerze powiedziawszy autorka pominęła nawet wskazanie całkowitego czasu, jaki należy poświęcić by dane danie przygotować. Nie mogę więc Kuchennych rewolucji zaliczyć do najlepszych książek kucharskich, jakie miałam przyjemność "testować". Nie jest to jednak książka zła, co to, to nie. Opisy są zwięzłe i zrozumiałe, fotografie Adama Sztokiniera zachęcają do gotowania i pochłaniania przygotowanych potraw, a całość rozbudza w czytelniku kuchenne pasje. Po zapoznaniu się z tą pozycją nie pozostaje nic, jak tylko gotować, gotować i jeszcze raz gotować. Do czego, wraz z autorką, zachęcam.

Sil

18 czerwca 2014

Podróżować w czasie („Nieskończoność” H.J. Rahlens)

„Nieskończoność” H.J. Rahlens
wyd. Egmont
rok: 2013
str. 455
Ocena: 5,5/6


Shut the door,
Turn the light off.
I wanna be with you,
I wanna feel your love.*


Siedzę przed komputerem, wpatruję się w okładkę książki, a w głowie mam totalny... Nie będę kończyła zdania, bo musiałabym nieźle naprzeklinać. Co się właśnie stało? Czy to stało się naprawdę, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia? Nie potrafię pozbierać się po przeczytaniu Nieskończoności. Była ona tak… inna od tego, co przeczytałam do tej pory. Równocześnie lektura ta była fascynującym doświadczeniem, zupełnie oderwanym od szarej rzeczywistości. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy z racji tego, że przeczytałam tak dużo różnych książek i fanficów (aczkolwiek jest to jest to i tak niewiele w porównaniu do tego, ile przeczytała moja siostra ;P). A tu nagle BUM! Jak nagła ciąża. Dostałam do ręki Nieskończoność autorstwa Holly-Jane Rahlens. Na początku trochę kręciłam nosem, bo „koniec roku” i trzeba „wyciągać oceny”, bo to, bo tamto. Jednak kiedy przeczytałam pierwszą stronę nijak nie potrafiłam skupić się na innych rzeczach, typu biologia czy fizyka. To tyle słowem wstępu, jeśli chcecie dowiedzieć się, co tak bardzo mnie zafascynowało, koniecznie czytajcie dalej.

Jest rok 2264. Dwudziestosześcioletni Finn Nordstrom właśnie dostaje do przetłumaczenia pamiętnik pewnej trzynastolatki. Ma wątpliwości związane z tą pracą, ponieważ „zeszyt ma kolor wściekłego rożu i nie pachnie zbyt przyjemnie”, ale jednocześnie zastanawia się, jak Laboratorium było w stanie, tak wiernie, skopiować pamiętnik dziewczynki. Na samym początku czytanie wręcz go nudzi. Bo w końcu kto chce czytać w kim „zakochała” się trzynastolatka, albo co dostała na urodziny? W każdym bądź razie ja bym nie chciała… Ale z racji tego, że przyjął zlecenie, wciąż rzetelnie tłumaczył - kartka po kartce, słowo po słowie - to co napisała tajemnicza E. Z każdą chwilą coraz bardziej fascynowały go myśli dziewczynki, dlatego też, gdy dostał do przetłumaczenia drugi pamiętnik E. zrobił to z ogromną przyjemnością, dowiedział się także, iż piętnastoletnia wówczas dziewczyna ma na imię Eliana.
Pewnego dnia do jego gabinetu zawitał Dok-Dok RikritSriwanichpoom (dłuższego nazwiska nie mieli na stanie??), wraz z przyjaciółką Finna – Rouge. Dziewczyna i Finn dostają zlecenie przetestowanie nowej gry, tajemniczo zatytułowanej „Projekt czas”. Chłopak bardzo niechętnie się na to godzi, gdyż nie przepada za grami. Razem wyruszają do 2003 roku. Gra jest na tyle realistyczna, że gdyby Finn nie wiedział, że jest grą, pomyślałby, że rzeczywiście przeniósł się w czasie. Kiedy młody mężczyzna wykonuje swoje zadania, w niewielkiej księgarni spotyka… uwaga, uwaga, werble poproszę… Elianę, która jest zupełnym przeciwieństwem jego wyobrażeń, a poznaje ją tylko po tym, że dziewczyna jest razem z mamą, która woła ją po imieniu. Czy Finn i Eliana porozmawiają ze sobą? Jak potoczy się ich znajomość? Co chłopak wyczyta w pamiętniku, który dostanie do przetłumaczenia po swoim powrocie z gry? Czy wszystko skończy się szczęśliwie? Tego dowiecie się tylko i wyłącznie wtedy, gdy przeczytacie Nieskończoność.

Zastanawiacie się zapewne, do czego służy tekst napisany pochyłą czcionką na samej górze. Hmm… tego Wam nie zdradzę, ponieważ sadzę (a przynajmniej mam taką nadzieję), iż zrozumiecie o co mi chodzi, podczas czytania tej książki.

Powieść jest, tak jak wspomniałam na samym początku, bardzo inna od „zwykłych powieści”. Dzięki niej możemy dosłownie przenosić się w czasie. Rozbudowane opisy pozwalają „wczuć” się w postać, o której aktualnie mowa.

Jest jednak jeden haczyk. Trzeba czytać bardzo uważnie, gdyż łatwo zgubić watek. W zasadzie, cała książka jest pisana w trzeciej osobie liczby pojedynczej, rzadko kiedy zdarzają się zwroty z użyciem pierwszej osoby. To, moim zdaniem, jest minus, ale w końcu takie było zamierzenie autorki, prawda? Wyplenienie poczucia własnej osobowości, to coś, do czego dążą ludzie w 2264 roku. Uważają, że „tak będzie lepiej dla ludzkości”. W końcu nie można koncentrować się tylko na sobie. Co za bzdury… to akurat najmniej mi się podobało. Ale pomijając ten mało znaczący fakt, książka jest naprawdę warta uwagi i każdej poświęconej na nią chwili (nawet jeżeli to wiąże się z niższą oceną końcowo-roczną, hahahaha, jak dobrze, że tak się nie stało w moim przypadku :D).

*One Direction – Moments

„Wakacje na horyzoncie!
Naprawdę? Gdzie?!”

Vic :D

16 czerwca 2014

Nigdy nie mów nigdy („Granica mroku” Mo Hayder)

"Granica mroku” Mo Hayder
wyd. Sonia Draga
rok: 2014
str. 440
Ocena: 5/6


Dwie siostry.
Dwa spojrzenia na życie.
Dwa skrywane problemy.

Jak daleko jesteśmy w stanie się uciec, by nasze tajemnice nie wyszły na jaw? Jak wiele możemy zrobić, by inni nie przestali postrzegać nas tak, jak tego chcemy? Pragniemy, by nic się nie zmieniało. Chcemy pozostać tu i teraz, albo iść do przodu - nigdy się nie cofać. Czasem jednak los płata nam figla i nie daje możliwości realizacji tak niewielkich w zasadzie zamierzeń. Każdy kolejny krok, który zdawałoby się, pozwala nam pójść do przodu, w rzeczywistości oddala nas od wyznaczonego celu. Jesteśmy dalej i dalej i w żaden sposób nie jesteśmy w stanie się zatrzymać. Aż wszystko przepada i nie ma już do czego dążyć.

Sally była zawsze, przynajmniej według Zoe, tą bardziej kochaną i wychwalaną córką. Ładna, uczynna, troszkę głupiutka. Wysłana przez rodziców do "odpowiedniej szkoły", wkrótce po jej ukończeniu spotkała mężczyznę swojego życia, wyszła za niego i stworzyła z nim rodzinę. Sally nie musiała się niczym przejmować. Mąż dobrze zarabiał, stać ich było na drogie prezenty dla znajomych i na wszystko, czego tylko zapragnęła Millie, ich oczko w głowie. Kobieta nie spodziewała się więc, że ten sam mężczyzna, z którym co wieczór kładła się do łóżka, z dnia na dzień zmieni jej życie. No, może nie sam, pomogła mu w tym inna, młodsza kobieta, która zaszła z nim w ciążę. Nie było się nad czym zastanawiać. Dziewczyny spakowały się, zabrały swoje rzeczy i wyprowadziły do domu, kupionego im przez Juliana. Sally nie chciała nic dla siebie, nawet nie pomyślała o tym, że mąż powinien zabezpieczyć ją finansowo. Chciała tylko, by córka nie odczuła ich rozwodu. Julian miał opłacić jej naukę w prywatnej szkole, do której uczęszczała i zapewnić dom. Kiedy rok później zaczęły spływać rachunki, dotyczące spłaty kart kredytowych, Sally nie wiedziała co począć. Nigdy nie musiała się martwić pieniędzmi, nie wiedziała więc, jak to możliwe, że w ciągu kilkunastu miesięcy wydała wszystko, co miała. Żeby zapewnić córce życie na poziomie, do którego została przyzwyczajona, musiała znacznie nadwyrężyć swoją godność. I niekoniecznie chciała, by się ktokolwiek o tym dowiedział.

Zoe osiągnęła to, do czego dążyła. Jest w Bath szanowaną i twardo stąpającą po ziemi panią detektyw. Nie martwi się dniem następnym, cieszy się tym, co ma. W salonie stoi jej ukochany motocykl, a do snu utula ją kolega z pracy. Żadnych poważnych zobowiązań. Żadnych związków i obietnic "na zawsze". Bo Zoe uważa się za złą osobę. Wychodzi z założenia, że takiej jak ona, nie należy się nic ponad absolutne minimum. Nie planuje więc żyć długo i szczęśliwie. Nie ma w planach ani męża, ani dzieci. Praca i motocykl, to jedyne, co się dla niej liczy. Od lat Zoe próbuje odpokutować kilka fatalnych decyzji, jakie podjęła będąc nastolatką. Najpierw tragiczne według niej wydarzenia w domu, a później... potem było już tylko gorzej. Gdy Zoe w końcu się pozbierała, zdecydowała, że nikt nigdy nie dowie się, jak źle postępowała. Wstąpiła w szeregi policji i żyła nadzieją, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw.

Jak to jednak bywa z losem, bywa przebiegły i niepojętny. Siostry od lat nie utrzymywały ze sobą kontaktów. Każda nosiła w sercu jakąś zadrę i każda starała się uporać z przeciwnościami. W jednym były zgodne, nie chciały by ta "druga siostra" dowiedziała się o problemach "pierwszej". Gdy w pobliżu kanału odnalezione zostaje ciało Lorne Wood, ścieżki kobiet niespodziewanie splatają się ze sobą. Co wyniknie z tego spotkania? Czy siostry pogodzą się po latach? Czy wybaczą sobie? Czy jedna drugiej będzie w stanie pomóc? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po powieść Mo Hayder zatytułowaną Granica mroku.

Od samego początku książki, od pierwszych przeczytanych zdań, wiedziałam, że to będzie znakomita, pouczająca i wciągająca lektura. Nie mogłam się od niej oderwać. Czytałam i z każdą chwilą chciałam więcej i więcej. Co będzie dalej? Jak to się potoczy? Jak historia się zakończy? Jakie tajemnice z przeszłości skrywają siostry i jak przekładają się one na ich teraźniejszość? Historia wykreowana przez autorkę pobudza do myślenia i, choć miejscami wydaje się nieprawdopodobna, to koniec końców nie może być prawdziwsza. Jest miłość i zazdrość. Jest morderstwo i możliwe przyczyny jego popełnienia. Są podejrzani i potencjalne kolejne ofiary. Są małe problemy rosnące do rangi tragedii życiowych. Jest dobro i zło, które wzajemnie się przecinają i chwilami nie da się ich od siebie oddzielić.

Granica mroku to znakomita książka, która jest nie tylko pasjonującym thrillerem, ale i nieprzekombinowanym studium ludzkich zachowań w dramatycznych sytuacjach. Zdecydowanie warta polecenia.


Sil


Baza recenzji Syndykatu ZwB

13 czerwca 2014

Do celu („Stan zagrożenia” Erica Spindler)

„Stan zagrożenia” Erica Spindler
wyd. Mira
rok: 2014
str. 496
Ocena: 4,5/6



Każdy, kto lubuje się w thrillerach romantycznych wie, że jedną z mistrzyń tego gatunku jest Erica Spindler. Chcąc przeczytać tego typu powieść nie trzeba się specjalnie nadwyrężać, zastanawiając, po czyją pozycję sięgnąć. Wybór staje się jeszcze łatwiejszy, gdy do księgarń wchodzi kolejna książka tej autorki. Po prostu trzeba po nią sięgnąć i oczywiście przeczytać. Tak było, jest i będzie. Wątpię, by to się kiedyś miało zmienić, no chyba że Erica Spindler postanowi zakończyć karierę międzynarodowej powieściopisarki.

Kate i Richard Ryanowie mieszkają w wielkiej, okazałej, niemal stuletniej rezydencji w Mandeville w stanie Luizjana. Mieszczący się przy Lakeshore Drive dom może być przedmiotem zazdrości wielu osób i wiele mówi o statusie, jaki osiągnęli jego właściciele. Pewnie niejedna osoba mówiła sobie pod nosem, albo i dość głośno, że tym to się musiało poszczęścić. I w zasadzie trudno się z tym nie zgodzić. Niestety, jak to często bywa, od: "w zasadzie" do: "zdecydowanie", droga jest dość kręta i wyboista. Tak jest i w tym wypadku. Mówiąc wprost, Kate i Richard nie mają tego, czego zawsze najbardziej pragnęli - dziecka. Do tego okazuje się, że przyczyna takowego stanu leży po stronie Richarda. Gdyby nie jego bezpłodność, gdyby nie związek z nim, Kate zapewne już dawno miałaby gromadkę pociesznych maluchów. Stało się jednak jak się stało, Kate wybrała Richarda, a Richard ją i poza tą jedną "niedogodnością", są ze sobą naprawdę szczęśliwi. W związku z powyższym postanawiają, że nieważne jakie przeciwności przyjdzie im jeszcze przejść - będą mieli upragnionego potomka. Decydują się na adopcję i wkrótce w ich domu pojawia się mała Emma. Dziewczynka jest dla nich spełnieniem wszystkich marzeń i pragnień. Do tego jest im dane zajmować się nią od początku - uczestniczą w adopcji ze wskazaniem. Młoda matka - Julianna, to ich wybiera na rodziców tej malutkiej istotki. Niestety - nie robi tego tylko i wyłącznie z dobroci serca. Jeszcze nim poznaje tę parę w życiu realnym, wie, że to Richard będzie ojcem dla jej dziecka. Dziewczyna zakochuje się bez pamięci w postaci z zaprezentowanej jej fotografii. Od początku więc wie dwie rzeczy - po pierwsze, jej córka wychowa się w kochającej rodzinie, i po drugie - że za wszelką cenę musi zdobyć Richarda. Czy jej się to uda? Jak potoczą się losy małej Emmy i jej rodziców, zarówno adopcyjnych, jak i biologicznych? Kto i dlaczego ściga Juliannę? Czy to możliwe, by to wszystko mogło się dobrze skończyć? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Stan zagrożenia autorstwa Erici Spindler.


Było więcej niż pewne, że ta książka pochłonie mnie od początku do końca. Całość czyta się bardzo przyjemnie i oczywiście w tempie, na które w żadnym wypadku nie można się skarżyć. Stan zagrożenia jest bardzo dobrze napisany. Każdy bohater cechuje się unikalną, pełną barw osobowością, która wspaniale wyróżnia go na tle innych postaci. Całość jest napisana w sposób bardzo realny, w związku z czym poszczególni bohaterowie wydają się nam tak bliscy jak rodzina, przyjaciele czy sąsiedzi. Za każdym razem, gdy odkładałam tę książę na półkę, zaczynała ssać mnie wewnętrzna potrzeba powrotu do lektury. Książka kusiła mnie i zdarzyło mi się przez nią nie wyspać. Stan zagrożenia wciąga i długo nie pozwala o sobie zapomnieć. Powieść zdecydowanie polecam, zarówno miłośnikom samej Eirci Sindler, jak i czytelnikom, którzy jeszcze nie mieli przyjemności poznać tej autorki, ale mają ochotę przeczytać dobry thriller zakrapiany wytrawnym romansem.

Sil

 Baza recenzji Syndykaty ZwB

11 czerwca 2014

Nadzieja umiera ostatnia („Hopeless” Colleen Hoover)

PREMIERA 19.06.2014

„Hopeless” Colleen Hoover
wyd. Otwarte
rok: 2014
str. 382
Ocena: 5,5/6


Jesteś lekiem na całe zło
I nadzieją na przyszły rok.
Jesteś gwiazdą w ciemności,
Mistrzem świata w radości,
Oto cały ty. *

Od kilku godzin siedzę przy komputerze i patrzę na mrugający w Wordzie kursor. Niedawno zakończyłam lekturę Hopeless autorstwa Colleen Hoover. W sumie mogłam skończyć czytać już wczoraj... chciałam jednak finał finałów zostawić na następny dzień, tak by w spokoju, zaraz po nim, napisać recenzję. Właśnie z wieczoru zrobiła się noc, a recenzja wciąż nie powstała. W głowie kotłują mi się setki myśli: od czego zacząć?, o czym wspomnieć?, co pominąć?, jak to ująć? Myślę, myślę i wymyślić nie potrafię. W końcu doszłam do wniosku, że najlepiej i najłatwiej będzie pójść na żywioł, zacząć pisać i dać się ponieść impulsom płynącym od mózgu do dłoni. Oby ta decyzja była słuszna... Oby recenzja była taka, jaką od początku chciałam napisać.

Linden Sky Davis, w zasadzie niczym nie różni się od swoich rówieśniczek, przy czym słowo "w zasadzie", to klucz do rozwiązania jej zagadki. W zasadzie dobrze się uczy, ale nikt nie wie, jakby jej szło, gdyby zamiast nauczania w domu uczęszczała do szkoły. W zasadzie może wszystko, nie ma wyznaczonej godziny policyjnej, ale jej mama sprzeciwia się wszelkim przejawom techniki w domu. W zasadzie fajna z niej dziewczyna, ale chłopcy zamiast z nią rozmawiać wolą umawiać się z nią na "macane" randki. W zasadzie wszystko z nią w porządku, ale czasem śni się jej, że płacze, a przecież nigdy tego nie robi. W zasadzie wielu może powiedzieć, że coś ich z nią łączyło, ona jednak nie powie tego o żadnym facecie, bo kiedy jest z nimi nic nie czuje. No może to niezupełnie prawda - czuje przyjemne odrętwienie, które pozwala się jej wyłączyć, a tego właśnie chce. Jej najlepsza przyjaciółka - Six, od dawna próbuje zrozumieć, jaki Sky ma problem. Może jest lesbijką? Może cierpi na jakąś niezdiagnozowaną chorobę? Może przeżyła jakąś traumę, którą wyparła z pamięci? A może nie spotkała jeszcze chłopaka, który obudziłby w jej brzuchu mityczne motylki? Six ma nadzieję, że wkrótce się to zmieni, dlatego namawia przyjaciółkę, by ta ostatni rok nauki przeżyła w miejscowym liceum, a nie w domu. Nie wspomina jedynie, że jej tam wówczas nie będzie, bo wybiera się na międzynarodową wymianę. Jak w tej sytuacji poradzi sobie Sky? Czy zdecyduje się pójść do szkoły? Jak będą traktować ją rówieśnicy? I, co chyba najważniejsze, czy spotka kogoś, dzięki komu poczuje łaskotanie w brzuchu? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Hopeless.

Od pierwszych słów napisanych przez Colleen Hoover wiedziałam, że jej najnowsza powieść trafi do u mnie na półkę "najlepsze z najlepszych". Z każdą kolejną stroną coraz bardziej martwiłam się o zakończenie całej historii. Wiedziałam, że mam w dłoniach dramat i choć uwielbiam takie historie, to bardzo nie chciałam, by finisz był tragiczny. Im więcej czytałam, tym bardziej się denerwowałam. To było jak tykanie zegara, bliżej końca stawało się coraz głośniejsze i bardziej denerwujące. Pod koniec opowieści systematycznie odkładałam Hopeless na półkę po każdym rozdziale. Chciałam równocześnie przedłużyć przyjemność czytania i oddalić nieuniknione zakończenie całej historii.

Gdy skończyłam czytać, poczułam... nie, nie. Nie powiem wam, czy poczułam ogromny smutek czy ulgę. Na pewno poczułam, że autorka postąpiła zgodnie ze swoim sumieniem i zakończyła opowieść tak, jak tego chciała. Bez sztuczności. Bez naciągania. Bez zbędnego przerysowywania postaci. Dla mnie było w sam raz.

Hopeless to wspaniała książka, którą naprawdę trudno zdefiniować. Dramat. Romans. A miejscami również sensacja. Jest więc dokładnie tym, co lubię najbardziej. Czyta się ją bardzo szybko, nie ma dłużyzn i zbędnych fragmentów. Bohaterowie zarysowani zostali przez autorkę w rzetelny i bardzo realny sposób. Nie czuć od nich fałszu ani przesady. Dlatego tak łatwo uwierzyć w to, co Colleen Hoover napisała. Hopeless to powieść z morałem i przesłaniem. Doskonała. Godna polecenia zarówno młodszemu, jak i starszemu pokoleniu, bez względu na płeć. Naprawdę warto sięgnąć po Hopeless, by dowiedzieć się, co oznacza prawdziwa beznadzieja. 

"Próbuję powstrzymać się przed odwróceniem się do niego i zdzieleniem do w twarz. Przecież jest pijany, wymamrotał to przez sen. Trudno powiedzieć, czy ona naprawdę coś dla niego znaczy, może to tylko sen. Ale... kim, do jasnej cholery, jest ta Hope? I jak to możliwe, że ją kocha?"**

Sil

*Krystyna Prońko - Jesteś lekiem na całe zło
** str. 209

4 czerwca 2014

W imię ojca („Mroczny triumf” Robin LaFevers)

„Mroczny triumf” Robin LaFevers
wyd. Fabryka Słów
rok: 2014
str. 504
Ocena: 4,5/6





Czasem ślepy los stawia nas przed rzeczywistością, która jest gorsza od najstraszniejszych koszmarów. Czasami bardzo chcemy o czymś zapomnieć, ale wydawałoby się, że bliscy ludzie zmuszają nas do stawienia czoła demonom przeszłości. Są chwile, w trakcie których jesteśmy pewni, że gorzej być już nie może, a po chwili okazuje się, że jednak może. Są chwile, które naznaczają nas na zawsze.

Gdy kilka lat wcześniej Sybella dowiedziała się, że jest córką Śmierci, spadł jej wielki kamień z serca. Czternaście lat życia w koszmarze nagle jakby się rozmyło, odeszło w cień. Szczególnie, że z racji swojego pochodzenia upomniał się o nią klasztor Świętego Mortaina. Nie spodziewała się, że jej życie może ponownie stać się koszmarem na jawie, a jednak. Choć w klasztorze spotkała przychylne jej córy Śmierci, to ksieni od początku traktowała ją jak wroga numer jeden. Sybella wpadła więc z deszczu pod rynnę, wkrótce więc zaczęła planować ucieczkę. Na szczęście, nim przystąpiła do realizacji swych planów została wysłana na misję. Niestety, miała się ona dla niej okazać kontynuacją dawnego koszmaru. Dlaczego? Bo przeorysza wysłała ją do gniazda szerszeni - oddała Sybellę najokrutniejszemu z potworów - d'Albretowi, którego dziewczyna przez czternaście lat traktowała jak ojca. W domu czaiły się oczywiście i inne zmory -między innymi bracia, w których jakby wypaliły się iskra dobroci, którymi obdarowały ich przy narodzinach matki. Byli również sojusznicy d'Albreta, którzy nie tylko w imię sprawy są w stanie dopuszczać się największych okrucieństw. Gdyby ksieni nie obiecała jej, że będzie mogła zabić swojego prześladowcę - dziewczyna na pewno nigdy by do niego nie wróciła. Niestety, mijały miesiące w domu d'Albreta, a skrytobójczyni wciąż nie widziała u okrutnika piętna, pozwalającego jej na wysłanie jego duszy w zaświaty. Kiedy dostała kolejne zlecenie od Klasztoru, była bliska zamordowania w imię wyższych racji, bez wyraźnego znaku. Nie było jej to jednak wówczas dane - za to kolejne wydarzenia zupełnie odmieniły losy dziewczyny.


Mroczny triumf, to powieść opowiadająca dalsze losy bohaterów Posępnej litości. Jednak tym razem autorka prezentuje nam historię oczami wyłącznie jednej osoby - Sybelli. To ona opowiada i dzięki niej wiemy, jak wiedzie się osobom, które poznaliśmy już wcześniej. Widzimy i czujemy to co ona, dręczą nas te same koszmary i przeżywamy te same wzniosłe uczucia. Na początku jednak... wraz z nią się nudzimy. Niestety, pierwszych sto stron (no może nie wszystkie były równie nudnawe), wywoływało u mnie napady nagłej i niepohamowanej senności. Już myślałam, że będę się musiała poddać i nie poznam dalszych losów Sybelli. Na szczęście coś się ruszyło i kolejnych czterysta stron przeczytałam w mgnieniu oka. I powiem jedno - było wartko i brawurowo. Dużo nagłych zwrotów akcji powodowało, że książka wciągała i nie pozwalała się od siebie oderwać nawet na minutkę. Odrobinę żałowałam, że nie było nam dane podglądać od środka życia i uczuć innych bohaterów, ale nie wymagałam tego aż tak mocno, by brak takiego poprowadzenia narracji mi przeszkadzał. Zakończenie jest w pełni satysfakcjonujące, ale nie zamknięto wszystkich wątków. Liczę więc, że będzie nam dane poznać dalsze losy cór Mortaina. Zdecydowanie polecam lekturę i to nie tylko tym, którzy czytali Posępną litość. Moim zdaniem można te powieści spokojnie czytać oddzielnie.

 Baza recenzji Syndykatu ZwB