29 września 2013

Bookowo 9/2013

Rzutem na taśmę, jeszcze we wrześniu, wstawiam moje wrześniowe nabytki :) Troszkę tego jest, nie przeraźcie się... nawet się zastanawiałam ostatnio, jak ogarnę tyle książek... ale, że w stosiku są niemal same moje must have, to zepnę się, sprężę i dam radę... dziś tak na przykład dawałam radę, czytając jedną z tych pozycji do 6 rano... tak, wiem... masakra... ale też nie myślcie sobie, że czytałam ją od wczoraj :) Obudziłam się o 3 i nie mogłam zasnąć :P Co prawda wcześniej poszłam spać ok północy, ale... co to dla mnie. Ważna jest literatura :)

Dobra, nie przedłużając, oto mój stosik, a raczej... stosiki :)

Pierwszy, zdecydowanie paranormalny :)

Od lewej:
Piąta fala - Rick Yancey, Przez bezmiar nocy - Veronica Rossi oraz Dziedzictwo - C.J. Daugherty. Wszystkie pozycje otrzymane od Wydawnictwa Otwarte. Piąta fala mnie fascynuje i nie mogę się doczekać, gdy dane mi będzie odkryć jej tajemnice. Przez bezmiar nocy to druga część serii Przez burzę ognia, która mnie zachwyciła. Cała więc aż drżę na myśl o lekturze. Dziedzictwo również jest drugą częścią, tym razem serii Wybrani. To kolejna książka, na którą wyczekiwałam od miesięcy, mam nadzieję, że szybko uda mi się ją przeczytać :)
Dalej znajduje się propozycja Wydawnictwa MAG. Miasto kości to pierwsza część serii Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare. Ekranizacja tej powieści niedawno zagościła na ekranach kin. Jeszcze nie zdążyłam wybrać się na seans, ale zdecydowanie będę chciała to zrobić, bo zapowiedzi są bardzo pociągające. Oczywiście lektura interesuje mnie jeszcze bardziej.
Michael Vey. Więzień celi nr 25 - Richard Paul Evans i Posępna litość - Robin LaFeveres to pozycje otrzymane od Wydawnictwa Fabryka Słów. Już wkrótce sięgnę po Posępną litość. Mam nadzieję, że będę zachwycona lekturą, tak jak się tego spodziewam :)
Następne miejsce w moim stosiku zajmuje przedpremierowy egzemplarz powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Tym razem jest to powieść z elementami paranormalnymi, która urzekła mnie już lata temu. Od chwili napisania jej przez autorkę, nie mogłam doczekać się wydania Obrońcy nocy. Teraz, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res, w końcu jest mi dane cieszyć się własnym egzemplarzem :) Oficjalna premiera powieści - Targi Książki w Krakowie. Już teraz zapraszam do zapoznania się z moją RECENZJĄ :)
Dalej znaleźć można pozycję wprost od Wydawnictwa Jaguar. Na Partialsów. Częściowców - Dana Wellsa przyszło mi czekać kilka miesięcy. Ale w końcu i do mnie przyszła paczuszka :)
Krąg i Ogień to dwie pierwsze części serii Engelsfors autorstwa Matsa Strandberga i Sary Bergmark Elfgren wydanej przez Wydawnictwo Czarna Owca. Pierwszą z tych książek już przeczytałam (właśnie dzisiejszej nocy) i wkrótce (jak wen da) będzie mogli przeczytać moją recenzję :)

Drugi stosik to już pozycje bardziej obyczajowo-sensacyjno-romansowe :)

Od lewej:
Biuro tajnych spraw. Kulisy Centralnego Biura Śledczego autorstwa Sylwestra Latkowskiego i Piotra Pytlakowskiego oraz Tropiąc Bin Ladena. W afgańskiej matni 1997-2007 autorstwa Aleksandra Makowskiego to dwie pozycje Wydawnictwa Czarna Owca, które recenzować będzie mój małż, Artur Borowski. Mam nadzieję, że przypadną mu one do gustu :)
Umysł w ogniu - Susannah Cahalan to niespodziewanka od Wydawnictwa Filia. Mam nadzieję, że pozycja będzie w moim czytelniczym guście :)
Kto, jak nie ja - Katarzyny Kołczewskiej oraz Córka Czarownicy autorstwa Anny Klejzerowicz to pozycje otrzymane od portalu Czytajmy Polskich Autorów i Wydawnictwa Prószyński, za co bardzo dziękuję :)
Dalej znajduje się Love story - Jennifer Echols to kolejna, wyczekiwana przeze mnie pozycja Wydawnictwa Jaguar :) Oby dane mi było szybko po nią sięgnąć :)
Następna w kolejce jest książka z uwielbianej przeze mnie serii Wydawnictwa Sonia Draga - KRYMINAŁ. Mam oczywiście na myśli Kameleona - Petera Robinsona. Aż drżę na myśl o tej książce :)
Ostatnią spowiedź, tom I i II - Niny Reichter otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res. Tom I już za mną, książka bardzo fajna, zapraszam do zapoznania się z RECENZJĄ :) Po Tom II powinnam sięgnąć jeszcze w październiku :)
Łatwopalnych - Agnieszki Lingas-Łoniewskiej chyba przedstawiać nie muszę. W końcu to najnowsza powieść mojej ulubionej autorki wydana przez Filię. Wkrótce recenzja :)
Na końcu, ale nie ostatnia, znajduje się przedpremierowa powieść Wydawnictwa SOL, czyli Na wysokim niebie - Danuty Awolusi :) Recenzja po premierze :)

I jak, przypadło Wam do gustu coś z moich maleńkich stosików?

27 września 2013

Tajne przez poufne („Sekretna historia SAS” J.J. Cecile)

„Sekretna historia SAS” J.J. Cecile
wyd. Muza
rok: 2013
str. 272
Ocena: 5/6


We współczesnym świecie niewiele jest legend - wszystko stało się oczywiste atomy, gwiazdy o nich prawie wszystkie wiemy. Niewiele rzeczy jest jeszcze ukrywanych przed opinią publiczną, niewiele rzeczy zostało poznane na wylot. Jedną z nich pozostał brytyjski Special Air Service, czyli SAS. Istniejącą od czasów drugiej wojny światowej formację telewidzowie na całym świecie mogli oglądać na żywo podczas uwalniania zakładników z irańskiej ambasady w Londynie w 1980r. Skuteczność działania sprawiła, że na sam dźwięk słowa "SAS" terroryści woleli odłożyć broń i wrócić do swoich codziennych modlitw i wypasania kóz.

Za sprawą wydawnictwa Muza na naszym rynku pojawiła się książka pod tytułem "Sekretna historia SAS", której autorem jest, o dziwo nie Anglik czy też Amerykanin, ale były francuski spadochroniarz Jean’a-Jacques’a Cecile’a. Jest on światowej sławy specjalistą w dziedzinie wywiadu i służb specjalnych z bardzo zdrowym a co najważniejsze praktycznym podejściem do tematu.  Książka ta przedstawia całościową historię SAS - od momentu wyklarowania się idei powstania formacji w głowie Davida Stirlinga, po współczesne działania zbrojne na terenie Afganistanu. Nie tylko prześledzimy chronologiczne poukładane wydarzenia w których uczestniczyły dzieci pułkownika, ale co najważniejsze poznamy niechęć dowództwa i decydentów do Special Air Service oraz problemy z jakimi się borykało.

 "Sekretna historia SAS" to przede wszystkim barwna opowieść, którą czyta się jednym tchem. Pozwala inaczej spojrzeć na brytyjskich antyterrorystów. Historyczne wydarzenia okraszone są relacjami uczestników tych wydarzeń oraz samym komentarzem autora. Kampania a Afryce Północnej pełna sukcesów ale też i porażek, potem Falklandy czy też działania przeciw IRA w Irlandii Północnej to te bardziej znane i medialne fakty z historii SAS. Co najważniejsze, książka zawiera również opis kampanii prowadzonych przez oddziały we Francji w 1944 oraz na Malajach w Jemenie i Omanie. Autor stara się pokazać jak wyszkolenie i profesjonalizm pozwalają adoptować się oddziałom do zmieniających się warunków, w jakich przychodzi im działać i wykonywać powierzone im zadania. W książce obok sukcesów 22 pułku stacjonującego w Hereford, którym niewątpliwie była między innymi wspomniana na początku operacja odbicia zakładników z irańskiej ambasady, czy też wcześniejsza brawurowa i mordercza wspinaczka na płaskowyż Dżabal Achdar w Omanie pokazane zostały tragiczne epizody i niepowodzenia takie jak działania na lodowcu Fortuna podczas wojny o Falklandy, czy też kontrowersyjna operacja Flavius na Giblartarze, która zakończyła się zlikwidowaniem trzech członków IRA. Wokół SAS przez wszystkie lata narosło wiele legend o miejscach gdzie działali oraz co zrobili. Jednocześnie sposób ich działania - najpierw strzelaj potem pytaj przysporzył im wielu wrogów.

"Sekretna historia SAS" to kompendium wiedzy o Special Air Service. Poznajemy tą formacje od podszewki i po całości. Całość czyta się jak dobrą książkę sensacyjna, pełną niemalże fantastycznych historii, czasem zabawnych, czasem tragicznych, ale co najważniejsze te historie są prawdziwe. Polecam książkę wszystkim i fanatykom militariów w których żyłach płynie proch, oraz laikom, dla których SAS to błędnie napisany SOS - nie znajdziemy tu żadnych militarnych zwrotów. W książce pojawia się również polski GROM.



25 września 2013

Konkursowo 17 Łatwopalni - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Kilka dni temu otrzymałam od Wydawnictwa Filia najnowszą powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, czyli ŁATWOPALNYCH. Przy okazji tego własnie wydarzenia zdecydowałam się na uruchomienie waszych wyobraźni, czyli na ogłoszenie nowego KONKURSOWA :) Co wy na to? Gotowi? To do dzieła :)

Pytanie konkursowe będzie związane z autorką powieści, a na przesłanie odpowiedzi (w komentarzach lub mailem na adres: sylwia.szymkiewicz@gmail.com) czekać będę do 06.10.2013 do północy. Wyniki powinny ukazać w kilka dni po zakończeniu konkursu. A oto zadanie konkursowe:

Pytanie dla osób, które miały już okazję zapoznać się z twórczością autorki:


Dlaczego lubisz czytać książki Agnieszki Lingas-Łoniewskie?

Pytanie dla osób, które nie miały okazji zapoznać się z twórczością autorki:


Czemu chcesz przeczytać najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej?

Nie będzie to przedmiotem weryfikacji, ale ucieszyłabym się, gdybyście poinformowali o konkursie na waszych blogach i wstawili banerek :)

Do wygrania najnowsza powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej - Łatwopalni


24 września 2013

Mężczyzna z Marsa („Obrońca nocy” Agnieszka Lingas-Łoniewska)

PREMIERA 21.10.2013

„Obrońca nocy” Agnieszka Lingas-Łoniewska
wyd. Novae Res
rok: 2013
str. 316
Ocena: 6/6


Kiedy w mieście dzieje się źle, gdy niemal nikt nie ma ochoty wyciągnąć do cierpiących pomocnej dłoni, gdy schronienie można znaleźć wyłącznie za dobrze zabezpieczonymi, najlepiej stalowymi drzwiami, nie jest dobrze. W Polsce w takiej sytuacji stacje telewizyjne i prasa trąbią o tym wszem i wobec, powodując tym samym zbiorową panikę. Ludzie przestają wychodzić z domu, więc zło albo samo znika, albo przenosi się w inne miejsce. Nie jest tak jednak wszędzie. Są miejsca na świecie, w których zamiast znieczulicy spotkać można superbohatera. Gotham City ma Batmana, Smallville i Metropolis - Supermana, Nowy Jork - Iron Mana a Starling City - Arrowa. Jeśli jeszcze nie wiecie, kogo spotkać można na ulicach nigdy nie zasypiającego miasta aniołów, to spieszę wam donieść, że od niedawna rządzi tam Nocny Łowca. Może nie ma on najlepszego PR-u i nie jest równie znany, jak wcześniej wymienieni superbohaterzy, ale na pewno nie może czuć się przy nich gorszy. Jest szybki jak błyskawica. Jest silny niczym gladiator. Przebiegły jak lis. Mściwy niczym... on sam. A do tego inteligentny i zdecydowanie pociągający. No i oczywiście bezwzględny, zabójczy i nieuchwytny. Przestępcy się go boją, policja nienawidzi, a zwykli ludzie uwielbiają. Łowca ostatnimi czasy jest więc najjaśniejszą gwiazdą w całym Los Angeles. Tylko... czy słusznie?

Melisa Mallory żadnej pracy się nie boi... - dobra, to może za dużo powiedziane :) W zasadzie nic nie jest w stanie wyprowadzić tej dziewczyny, a w zasadzie kobiety, z równowagi. Wykona również każde polecenie przełożonego... chyba, że się z nim nie zgadza. Wówczas żaden szef nie da jej rady. Jak Mel się na coś uprze, to tak musi być i koniec. Kilka miesięcy wcześniej rozpoczęła cykl artykułów o nowym na rynku, zabójczym narkotyku - Toxic Cristal. By zdobyć informację do reportażu nie waha się zrobić tego, co konieczne. Szlaja się więc po szemranych dzielnicach i sprawdza na własnej skórze, jak szybko uda się jej zakupić tę zabójczą toksynę. W trakcie jednej z takich eskapad trafia na Nocnego Łowcę i jak się można spodziewać, tak mniej więcej zaczyna się powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zatytułowana Obrońca nocy.

Książka porusza, wzrusza i wstrząsa czytelnikiem. Równocześnie rozśmiesza i intryguje. Choć można ją zaliczyć do kategorii romansów paranormalnych, to równie szybko można ją skreślić z tej listy i uznać, że ma się do czynienia z sensacją zawierającą nutkę romansu i szczyptę czynników nadnaturalnych. Bo tak naprawdę czytelnik nigdy nie dowiaduje się, jakie faktycznie zdolności ma opisywany superbohater, jak je nabył i jaką skrywa tajemnicę. Wiadomo jedynie, że dziesięć lat wcześniej przeżył traumę, wskutek której narodził się na nowo. Od tamtej chwili nie był już tym samym człowiekiem, a jego głównym motorem działania, poza potrzebą ratowania niewinnych, była czysta zemsta. Na kim? Na czym? Dlaczego? Na te, i na wiele innych pytań, niejednokrotnie czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sobie sam, bo autorka skrzętnie te fakty skrywa.

Obrońca nocy to bardzo wciągająca powieść, jednak po Agnieszce Lingas-Łoniewskiej niczego innego spodziewać się nie można było. Konstrukcja charakterologiczna bohaterów znacznie ułatwia utożsamienie się z nimi. Im dłużej czyta się tę książkę, tym silniejsze wrażenie, że akcja rozgrywa się tuż za rogiem, a nie w odległym i większości Polaków nieznanym Los Angeles. Choć nigdy nie byłam w wykorzystanej w powieści części globu, i wiem, że autorka również tam nie zawitała, to mam jednak wrażenie, że udało się jej oddać idealnie klimat tego miasta. Tajemniczego, mrocznego i pociągającego.

Nie będę ukrywała, to nie jest moje pierwsze spotkanie z Obrońcą nocy. Kiedy czytałam tę powieść kilka lat temu - pokochałam ją i jej bohaterów. Często wracałam myślami do akcji tej książki i strasznie chciałam wrócić do tej lektury. Teraz, późnym latem, w końcu było mi to dane. Podróż jaką odbyłam w trakcie lektury była niesamowita, wspaniała, wyjątkowa. Dziś z pełną wyrazistością mogę sobie wyobrazić kolejną część przygód Melisy i Jamesa. Co więcej, jestem przekonana, że będzie ona jeszcze bardziej powalająca (choć czy jest to w ogóle możliwe?) niż Obrońca nocy.


Powieść jest na doskonałym poziomie i spokojnie może konkurować z jej zagranicznymi odpowiednikami. Nie wiem, czy na naszym rodzimym rynku znajdzie się równie dobra powieść z tego gatunku. Obrońca nocy jest po prostu fenomenalny i jedyny w swoim rodzaju. Autorce mogę jedynie życzyć więcej takich wspaniałych pomysłów i niezwykłych historii. Zdecydowanie warto przeczytać! Gorąco zachęcam i polecam!


22 września 2013

Targi Książki w Katowicach

Jak wiecie ostatnio wszystko przecieka mi przez palce. Pracuję, gotuję, sprzątam, czytam, recenzuję i zaczynam nowy dzień. Czas przecieka mi przez palce... bo zwykle zapominam albo nie mam czasu wrzucić recenzji na bloga... mam już kilka zaległych czekających na wstawienie... i nic...

Nawet tego posta piszę przez 3 godziny :(

Ale czas coś dodać :)

Nie zabalowałam za długo na Targach. Przypuszczam, że gdybym pojawiła się tam wczoraj, byłoby o wiele więcej atrakcji. Dziś - niestety, niewielu wystawców i niewiele sław. Na szczęście mile zaskoczyły mnie stoiska z rękodziełem (duuuużo zakładek). Liczę, że z roku na rok Targi Książki w Katowicach będą się rozrastały i w końcu przebiją TK Kraków - na chwilę obecną niestety nie dorastają im do pięt :(

Ja oczywiście wybrałam się na spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską, podczas którego swoją premierę miała jej najnowsza powieść, czyli Łatwopalni :) Poniżej krótka relacja fotograficzna :)

Z Agnieszką Lingas-Łoniewską

Targowo

Spotkanie "na granicach"

Agnieszka Lingas-Łoniewska

Moje zdobycze :)

18 września 2013

Do Mysłowic jeden krok - spotkanie autorskie Agnieszki Lingas-Łoniewskiej

Dziś, w Bibliotece Miejskiej (Filia 11) w Mysłowicach, równo o 17:30 rozpoczęło się spotkanie autorskie Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Oczywiście nie mogło tam zabraknąć mnie i mojego ukochanego małża. Oczywiście, jak się można było spodziewać, spotkanie było bardzo udane. Czytelnicy dopisali, Agnieszce nie wysiadł głos podczas opowiadania o ścieżce swojej kariery i książkach, a atmosfera była świetna. Panie z Klubu Dyskusyjnego były bardzo dobrze przygotowane i zadawały wnikliwe i przemyślane pytania. Z przyjemnością słuchało się ich oraz wytrwale odpowiadającej Agnieszki. Oby więcej takich spotkań :) Poniżej kilka fotek z dzisiejszego dzionka :)

Jeszcze przed spotkaniem - zdjęcie z serii "Booorowski, weeeeź"

Agnieszka Lingas-Łoniewska w swoim żywiole - akurat na chwilę zamknęła usta :)


A tu po małym konkursie - Agnieszka pędzi wręczyć nagrodę pani, która wygrała :)

Podpisik proszę :)

Foto with celebrity :)

I jeszcze troszkę oficjalnie :)

To by było na tyle. W sobotę będę miała okazję ponownie spotkać się z Agnieszką Lingas-Łoniewską na Targach Książki w Katowicach :) Może i Wy tam będziecie? 

16 września 2013

Miłość kwitnie wokół nas... („Ostatnia spowiedź” Nina Reichter)

„Ostatnia spowiedź” Nina Reichter
wyd. Novae Res
rok: 2012
str. 386
Ocena: 5/6


On – przystojny, przebojowy i absolutnie niedostępny. Pan życia, jedyny w swoim rodzaju, ubóstwiany przez tłumy kobiet. Na co dzień skromny chłopak, którego powoli zaczyna przytłaczać to, co osiągnął, choć przecież to spełnienie jego największych i najskrytszych marzeń. O wszystkich problemach zapomina, gdy wychodzi na scenę i oddaje się swojej pasji. Gdy z jego gardła wydobywają się dźwięki, gdy zespół składający się z jego rodziny i przyjaciół generuje swoim sprzętem pierwsze akordy, wszystko przestaje mieć znaczenie. Są tylko chłopaki z Bitter Grace i ich muzyka. Jednak gdy piosenka się kończy, gdy melodia ustaje, słychać tylko  jedno – tłum rozwrzeszczanych, oszalałych na punkcie zespołu, a przede wszystkim wokalisty – Bradina Rothfelda, fanek. Od momentu gdy Brade zaczął karierę w zasadzie zapomniał o życiu osobistym – plan był konkretny – zaczarować swoją muzyką kobiety. Sposobem na to miał być właśnie Bradin i jego cudowna, chłopięca uroda. Już dawno cały zespół, na czele z ich menagerem – Patrickiem Horstem, stwierdzili, że tylko dzięki singielskiemu trybowi życia wokalisty mogą utrzymać fanki w ryzach. Każda kobieta, która pojawiała się w życiu Bradina, niezwłocznie powodowała spadek popularności zespołu. Przede wszystkim z tego powodu chłopak jest sam, tylko... czy mu to pasuje? Czy tak widzi swoją przyszłość? Czy tak wyobrażał sobie robienie wielkiej kariery i bycie mega popularnym? Chyba nie do końca...

Ona – śliczna, dojrzała i wewnętrznie roztrzaskana. Sercem wieczna Amerykanka, ciałem – rozerwana pomiędzy dwoma kontynentami. Jeszcze gdy była mała rodzice zdecydowali o przeprowadzce do Francji. Dla nich wówczas ten kraj niósł za sobą lepsze perspektywy. Gdy Allison Hanningan dostatecznie dorosła, rodzice wysłali ją ponownie do USA. Samą. Od tej chwili to Nowy Jork stał się jej rodziną i to z tym miejscem wiązała swoje życie. Przez przeszło trzy lata radziła sobie zupełnie sama. Uczyła się, od czasu do czasu doglądała ją ciotka, a rodzice regularnie przelewali pieniądze na utrzymanie. Ally próbowała znaleźć swoje miejsce na ziemi i w końcu odkryła, że jej wielką pasją jest fotografia. Gdy brała aparat do ręki zapominała o otaczającym ją świecie. Liczyło się tylko dobre zdjęcie. Dość szybko Ally znalazła również w NJ miłość. Cudowny Adam był ucieleśnieniem jej nastoletnich marzeń o mężczyźnie życia. Przystojny, dobry, kochany. Ideał. Aż do momentu, gdy się okazało, że ma żonę. Miłość robi z człowiekiem co chce, to też zrobiła z Al. Dziewczyna mimo cichego, wewnętrznego sprzeciwu, została z Adamem wierząc w to, że mężczyzna odejdzie od żony. Mijały jednak dni, miesiące, lata... i nic takiego nie miało miejsca. Jak się można domyśleć, ten związek nie zakończył się dla Allison szczęśliwie. Wkrótce po jego rozpadzie rodzice wyswatali ją z synem przyjaciół rodziny, niemal dziesięć lat starszym Christophem, a później zdecydowali za nią, że dalsza część jej edukacji będzie miała miejsce w Lyonie. Nie pozostawili jej wyboru – albo związek z Chrisem i studia prawnicze, albo zakręcenie kurka z pieniędzmi i rozpoczęcie życia zupełnie na własną rękę. Ally czuła, że nie ma wiele do stracenia, spakowała więc walizkę i udała się w podróż do Europy. To właśnie w jej trakcie, zupełnie przez przypadek, na jej drodze staje chłopak aparycją przypominający piękną kobietę. Łączy ich silna potrzeba zapalenia papierosa. Czy połączy coś jeszcze?

Kilka miesięcy temu ktoś, dziś już nawet nie pamiętam kto, napisał mi w komentarzach, że koniecznie powinnam przeczytać Ostatnią spowiedź. Zwykle sama decyduję o tym, po jaką książkę i kiedy sięgnę. w tym jednak wypadku, ta jedna sugestia zadziała na mnie dość poważnie, bo niezwłocznie po niej zaczęłam zabiegać o tę książkę. Niestety wtedy się nie udało. Na szczęście niedługo po tamtych wydarzeniach okazało się, że wkrótce premierę będzie miała druga cześć trylogii. I tak oto stałam się posiadaczką powieści autorstwa niejakiej Niny Reichter. Wcześniej zupełnie nie interesowało mnie ani skąd się wzięła autorka, ani jak wpadła na pomysł napisania tej serii. Nie interesowało mnie to również, gdy zaczynałam czytać książkę. Teraz, gdy mam już za sobą pierwszą część, zapragnęłam poznać autorkę. Niestety w tym wypadku ani sama książka, ani Internet, nie okazały się dla mnie skarbnicą informacji. Jedyne czego się dowiedziałam to to, że autorka jest prawniczką i fanką Tokio Hotel. Pierwotnie jej powieść była publikowana na blogu jako fanfick, w którym, jak się można było spodziewać, głównymi bohaterami byli nie muzycy z Bitter Grace, a z Tokio Hotel.

Powiem szczerze, że cieszę się, że dopiero po lekturze książki dowiedziałam się kto był pierwowzorem głównego bohatera. Sama wyobrażałam sobie Bradina zupełnie inaczej i w moim przekonaniu jest on dalece odległy od Billa z Tokio Hotel. Co więcej, w powieści wyraźnie zaznaczany jest fakt, jak mało prawdopodobne jest to, że Ally nie wie kim jest Brade i przez wiele miesięcy traktuje go jak zwykłego chłopaka. W końcu Bitter Grace jest tak bardzo znane na całym świecie. Każda kobieta wie, kim jest Bradin. W książce w końcu okazuje się, że jednak nie każda, ale ta j
edna, stanowi wyjątek. Osobiście wydaje mi się, że choć faktycznie o Tokio Hotel swego czasu było bardzo głośno, to na świecie istnieje wiele kobiet, które nie miały i do tej pory nie mają pojęcia, kto w tym zespole gra. Ja, na przykład, do dnia dzisiejszego nie wiedziałam ani jak nazywają się członkowie tej grupy, ani jak każdy z nich wygląda. Miałam jedynie ogólne pojęcie, że to zespół młodzieżowy, grający coś „a’la” rock i małolaty kilka lat temu umierały na ich widok. Tyle. Jestem już dość „wiekowa”, więc chyba nie zaliczam się do grupy wiekowej, o której w powieści była mowa.

Ostatnia spowiedź bardzo mnie wciągnęła. Nie potrafiłam się od tej książki oderwać i muszę przyznać, że zarwałam przez nią jedną czy dwie noce. Kiedy nie czytałam, byłam na prawdziwym głodzie. Chciałam więcej i więcej. Niestety im dalej zagłębiałam się w powieść, tym więcej jej wad widziałam. Miejscami była bardzo płytka, a nawet infantylna. Wówczas również akcja była przewidywalna i typowa dla brazylijskich seriali – on widział coś, czego naprawdę nie było, ona nie potrafiła się wytłumaczyć albo unosiła się honorem – związek przechodził kryzys. Na szczęście taka tendencja nie utrzymywała się przez całą powieść, zwykle trzymała ona odpowiedni poziom. Tylko zakończenie... może nie tyle, że mnie rozczarowało, ale było nie takim, jakiego się spodziewałam. Dało jednak idealną możliwość do napisania kolejnej części. Jestem jeszcze przed jej lekturą, liczę jednak, że autorka dobrze wykorzystała czas i pomysł jaki miała i w drugim tomie będzie mniej denerwujących mnie szczegółów, niż w części pierwszej. Mimo wszystko oceniam książkę bardzo dobrze i zachęcam do jej lektury.


Jeden dzień. Jedna chwila. Tyle zmian. Czy Ally i Bradin sobie z nimi poradzą? Czy będą potrafili zmienić swoje życie? Czy nic nie stanie im na drodze ku nowym celom? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po pierwszy tom trylogii Ostatnia spowiedź autorstwa Niny Reichter.

13 września 2013

Przypadki nie istnieją („Kod Estery” Bernard Benyamin, Yohan Perez)

„Kod Estery” Bernard Benyamin, Yohan Perez
wyd. Otwarte
rok: 2013
str. 319
Ocena: 4,5/6


Z natury rzeczy nie zwykłam czytywać powieści non-fiction. Nie jest tak, że nigdy po takowe nie sięgam, jednak wolę gdy między mną a „nimi” zachowany jest bezpieczny dystans. One istnieją i ja istnieję, ale jest nam lepiej osobno, niż razem. Czasem jednak do głosu dochodzi jakieś wewnętrzne, głęboko skrywane przekonanie, że z daną pozycją czeka mnie interesująca przygoda. Wówczas nie ma znaczenia gatunek, do którego przypisać można daną powieść – liczy się tylko chęć jej przeczytania. Tak też było z Kodem Estery. Początkowo nie byłam przekonana, czy jest to książka dla mnie. Jednak im dłużej o niej myślałam, tym mniej było powodów by jej nie przeczytać. W końcu wszystkie „przeciw” zniknęły pozostawiając za sobą mnie i morze „za”. Jak potoczyła się moja przygoda z Kodem...? Zapraszam na krótką relację.

Przede wszystkim, choć może być trudno w to uwierzyć, jest to powieść z krwi i kości. Mamy bohatera, a nawet dwóch. Mamy cel, w zasadzie mrzonkę, który sobie wytyczyli i do którego za wszelką cenę dążą. Mamy nieprawdopodobne historie oraz ludzi, których ze świecą szukać w otaczającym nas świecie. Mamy w końcu kod skrywający plan dotyczący współczesności, który spisany został przed setkami a nawet tysiącami lat. Czy jest już za późno na próbę jego odszyfrowania? Czy ukryte za nim przesłanie będzie miało wpływ na dalsze losy ludzkości? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Kod Estery.

Cała historia zaczyna się od śmierci. Tak rozpoczyna się bardzo wiele dobrych powieści, po tej jednak zupełnie się tego nie spodziewałam. Tytułem wstępu autor przedstawia czytelnikowi wycinek własnego życia. Umiera jego matka i jest to jedno z najgorszych wydarzeń w życiu Bernarda. Tragedia jest tym dotkliwsza, że kilka lat wcześniej stracił ojca. Pozostawiony na świecie bez rodziców wie jedno – musi dołożyć wszelkich starań, by matka trafiła do nieba. By jej w tym pomóc musi całkowicie oddać się modlitwie i choć jest niepraktykującym Żydem, zaczyna w najbliższej okolicy poszukiwać synagogi. Znajduje ją szybko i to dość blisko, a kiedy w końcu do niej trafia wszystko się zmienia. To w niej, przez zupełny „przypadek”, poznaje Johana Pereza, który dzieli się z nim swoją tajemnicą. Będzie ona miała zdecydowany wpływ na dalsze losy Bernarda i radykalnie zmieni jego światopogląd.

Zdecydowanie interesująca, wciągająca i przerażająca – tak mogę określić tę powieść. Intryguje od pierwszych zdań i trzyma w napięciu niemal do samego końca. Niemal cały Kod Estety utrzymany jest w nieco mrocznej tonacji, tylko koniec odrobinę zawodzi. Wszystkie karty zostają odkryte, kod zostaje złamany i... nic, zupełnie nic się nie zmienia. Nic się nie dzieje. Ziemia się nie trzęsie, a wody się nie rozstępują. Cisza i spokój. Choć jest zapowiedź. To tylko cisza przed burzą, bo koniec jest bliski. Może, skoro nic nie dzieje się przez przypadek i skoro tak wiele już się sprawdziło, powinniśmy skupić się na tym co zostało przepowiedziane dalej? Może należy przygotować się na najgorsze? Może. Tego jednak nikt nie bierze pod uwagę, nikt nie daje wiary przepowiedniom, dopóki się nie spełnią. Wówczas jest już jednak za późno.


Kod Estery czyta się płynnie i przyjemnie. Dzieje się tak dlatego, że książka została napisana jak powieść sensacyjna. Akcja wartka i zaskakująca. Pozycja zdecydowanie warta przeczytania.

11 września 2013

Honor i GROM („Ostatni Samuraj rozmowy o generale Petelickim” Czupryn Anita, Kowalska Dorota)

„Ostatni Samuraj rozmowy o generale Petelickim” Czupryn Anita, Kowalska Dorota
wyd. Czarna Owca
rok: 2013
str. 432
Ocena: 4/6


Postać generała Sławomira Petelickiego jest znana każdemu, kto choć trochę interesuje się życiem publicznym i polityką, że o miłośnikach militariów i wojskowości nie wspomnę. Dla niewtajemniczonych wystarczy wspomnieć, że był on agentem służb bezpieczeństwa w czasach PRL, a po upadku komunizmu utworzył i dowodził jednostką wojskową 2305, znaną jako GROM. Po przejściu na emeryturę pracował między innymi w firmie Ernst & Young i założył Fundację Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych G.R.O.M.. Wśród zachodnich wojskowych był powszechnie znany i szanowany jako wybitny specjalista, natomiast w Polsce jego nieustępliwość i krytyka bylejakości władzy przysparzały mu wielu wrogów. W niespełna rok po prawdopodobnym samobójstwie generała, wydawnictwo Czarna Owca dostarcza na półki sklepowe książkę „Ostatni Samuraj rozmowy o generale Petelickim” autorstwa duetu Czupryn i Kowalska. Ponad czterysta stron przedstawia czytelnikom złożony obraz człowieka nieugiętego, narwanego i konfliktowego, ale równocześnie oddanego swojej ojczyźnie i lojalnego wobec przyjaciół i najukochańszego dziecka - GROMU. Wśród rozmówców znajduje się małżeństwo Olbrychskich czy też Maryla Rodowicz. Ich opinii w tej książce w ogóle się nie spodziewałem. Okazuje się, że znali się i spotykali prywatnie
z bohaterem rozmów. Ponadto w książce przeczytamy słowa Pawła Kukiza ostatnio silnie angażującego się w politykę muzyką. Rozmówcami autorek są przede wszystkim przyjaciele generała, którzy towarzyszyli mu aż do jego ostatnich dni. Wyjątek stanowi Paweł Graś, którego drogi rozeszły się z drogami Petelickiego.

Książkę „Ostatni Samuraj rozmowy…” czyta się bardzo przyjemnie, jest one pełna nieznanych faktów
z życia Sławomira Petelickiego. Jak już wcześniej wspomniałem, rozmówcami są przyjaciele
i rodzina generała, a więc przed czytelnikiem rysuje się dość wyidealizowany obraz bohatera, choć nikt nie unikał rozmów o jego wadach. Mimo wszystko brakuje mi w tej pozycji spojrzenia z drugiej strony barykady. Być może to wynika z przekonania, że o zmarłych mówi się dobrze lub nie mówi się wcale. Mimo wszystko autorki prowadzą fabułę w taki sposób, by poza tworzeniem całościowego i bogatego obrazu generała Petelickiego, rozmówcy opowiadali o swoich odczuciach, przemyśleniach i co najważniejsze - o swoim życiu. W tym wszystkim najfajniej czyta się wspomnienia rodziny generała. Córka generała z pierwszego małżeństwa wspomina o telefonicznych rozmowach, o tym jaki mieli ze sobą kontakt i jak zawsze mogła na niego liczyć. Brat Petelickiego pokazuje go jako łobuziaka i chłopca zafascynowanego agentem jej królewskiej mości 007 i wojskiem. Okazuje się, że przyszły generał już od najmłodszych lat nie unikał bójek, był zawsze honorowy i mówił to, co myślał – co zresztą zostało mu do ostatnich dni. Druga żona Petelickiego wspomina o tym, jakim człowiekiem był w domu oraz jak wyrażał miłość. Wszyscy rozmówcy ujawniają prywatne fakty z ich relacji z tym mężczyzną, ale nie ujawniają absolutnie wszystkiego, przez co nie ma się wrażenia czytania portali czy gazet plotkarskich. Wszystko ma smak i jest wyważone. Rozmówcy jak jeden mąż opowiadają o tym, jakim oczkiem w głowie generała był GROM. Petelicki jak lew walczył z całą machiną biurokratyczną w czasie tworzenia jednostki wojskowej. Z całego kraju selekcjonował najlepszych ludzi, oferując im dobrą zabawę i zupełnie inne podejście do tematu szkoleń i działań. Nie istniały dla niego słowa: nie da się i nie można - jeśli chodziło o GROM. Wszelkie decyzje zapadały bardzo szybko, dzięki czemu jednostka niemal od razu stała się światową elitą sił specjalnych. Generał do ostatnich chwil swojego życia był niezwykle oddany swojemu dziełu. Stawał okoniem każdemu, kto choć pomyślał, by skrzywdzić GROM lub mu zaszkodzić. W walce tej był bezkompromisowy, szukał sojuszników gdzie tylko się dało. Niemal każde spotkanie ze Sławomirem Petelickim wiązało się z rozmową na temat JW 2305.

Z rozmów dowiadujemy się o pasjach bohatera. Jego „bzika” na punkcie Japonii prezentuje przede wszystkim nam Henryk Socha. Opowieści o ich wielogodzinnych rozmowach na temat mieczy i nie tylko, uświadamiają nam, jak wiele łączyło generała z samurajami. Dowiadujemy się również trochę na temat japońskich oręży i kolekcji Petelickiego.

Generał Sławomir Petelicki jawi się czytelnikowi jako postać złożona, bezkompromisowa, pełna woli walki, nieustępliwa, oddana ojczyźnie i niezłomna. Ten przystojny mężczyzna nigdy nie unikał alkoholu, na przyjęciach i bankietach był duszą towarzystwa. Z drugiej strony był oddany swojej rodzinie, miał swoje pasje i problemy – zupełnie jak zwykli ludzie. Dzięki swojemu dziełu stał się jednym z symboli współczesnej Polski. To, jak skończyła się historia jego życia, ciągle jest sprawą dyskusyjną i bardzo tajemniczą. Dla wszystkich jego przyjaciół i przeciwników samobójstwo generała było wielkim szokiem. Nikt z prezentowanych rozmówców nie przewidział tego, co się może stać i żaden z nich nie był w stanie temu przeciwdziałać – co jest przerażające.


„Ostatni Samuraj rozmowy o generale Petelickim” nie odpowiadają ostatecznie na pytanie dotyczące śmierci Petelickiego i jakie były jej bezpośrednie przyczyny, pozostawiając próbę odpowiedzi czytelnikowi. Książka na pewno stara się pokazać całościowy obraz generała widzianego oczami rodziny i przyjaciół. „Ostatni Samuraj…” uzupełnia oficjalną wiedzę o generale i wydaje się być hołdem złożonym Sławomirowi Petelickiemu – choć osobiście uważam, że za to co zrobił, należy mu się pomnik z marmuru w honorowym miejscu stolicy.

Artur Borowski


9 września 2013

W sieci pająka („Pożegnaj się” Lisa Gardner)

„Pożegnaj się” Lisa Gardner
wyd. Sonia Draga
rok: 2013
str. 416
Ocena: 4,5/6


Kimberly Quincy jest agentką FBI będącą w piątym miesiącu ciąży. Od niemal roku jest również żoną agenta GBI 0 Maca McCormacka. Jakby tego było mało – jest córką legendarnego specjalisty od sporządzania portretów psychologicznych zbrodniarzy. Od czterech lat pracuje w biurze terenowym FBI w Atlancie i jej kariera rozwija się jak najbardziej dynamicznie. W końcu przydzielono ją do Wydziału Kryminalnego i została szefową jednego z trzech miejscowych zespołów ERT – jednostki zabezpieczającej ślady na miejscu zdarzenia.

W czasie gdy Kim bada ślady po wypadku samolotu, jeden z agentów GBI – Sal Martiguetti zatrzymuje za posiadanie narkotyków prostytutkę. Dziewczyna informuje go, że jest informatorką FBI i ma do przekazania bardzo istotne fakty. Rozmawiać chce jednak tylko i wyłącznie z Kimberly Quincy. Agentka, mimo iż poród jest coraz bliżej, decyduje się przyjąć nową, dość nietypową sprawę, w której brak... właściwie wszystkiego. Zgłoszenia zaginięć, poszlak, a nawet ciał. Nie ma nic. Do tego trudno stwierdzić, czy to w ogóle sprawa dla FBI. Nawet GBI nie ma w planach otwarcia jednostki, która zajęłaby się poszukiwaniem dowodów nieistniejących zdarzeń. Na dodatek Mac zaczyna strofować żonę – według niego powinna zmienić wydział, odrobinę odpocząć, przystopować na jakiś czas. Sprawy między małżonkami są więc dość skomplikowane, bo dziewczyna nie ma zamiaru poddawać się woli męża. Oboje się od siebie oddalają, a Kim powoli zaczyna żywić cieplejsze uczucia do nowego współpracownika – upartego Sala.

Tymczasem sprawa tajemniczych zaginięć posuwa się powoli do przodu. Nikt jednak nawet nie podejrzewa, jaki przybierze ona obrót. Kim jest tajemniczy Dinchara? Co ukrywa Ginny Jones? Skąd się wziął pan Hamburger? By się tego dowiedzieć koniecznie należy przeczytać najnowszą powieść Lisy Gardner zatytułowaną Pożegnaj się.

Książka intryguje, wciąga i przeraża. Opisane przez autorkę sceny z różnymi, niejednokrotnie bardzo niebezpiecznymi pająkami, wręcz paraliżują. Do tego każdy rozdział zaczyna się od przytoczenia cytatu, z kolejnych i kolejnych opracowań, traktujących o pająkach. Z jednej więc strony czytelnik nie chce wiedzieć, co wydarzy się dalej (szczególnie taki, który nie przepada za tymi małymi stworkami), z drugiej zaś chce odkrywać ukryte dość głęboko przez autorkę tajemnice.

Zarówno Sal jak i Kim to bardzo autentyczne, a co za tym idzie i bardzo denerwujące postaci. Nie zawsze robią oni to, czego można by się było po nich spodziewać. Nie zawsze zachowują się tak, jak na agentów specjalnych służb przystało. Trudno się im jednak dziwić, w końcu to tylko ludzie. Ludzie, wbrew powszechnej opinii, bardzo rzadko bywają idealni.

Pożegnaj się czyta się bardzo dobrze i nadzwyczaj szybko. W powieści brak dłużyzn i nieciekawych fragmentów, które czytelnik bez uszczerbku dla własnej wiedzy o powieści, mógłby pominąć. Dodatkowo lekturę urozmaica ukazanie wielu historii z pozoru nic nie wnoszących do akcji, stanowiącej trzon powieści.


Z pełną odpowiedzialnością zachęcam do przeczytania. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozycją.

 Baza recenzji Syndykatu ZwB

4 września 2013

Wspomnień czar...

Wakacje już za mną, a ja wciąż nie potrafię wrócić do rzeczywistości. Zamykam oczy i widzę...

krystaliczną wodę...
kamienistą plażę...
"drzewko" Artura...
naszą palemkę...

Za ścianą słyszę roześmianą, albo w danej chwili kapryszącą Zosię.
W łazience właśnie Madzia bierze jeden ze swoich kosmicznie długich pryszniców :)
Z pokoju obok dochodzi krzyk "MATKA!!!!" - to Kuba vel. Kubuś vel. Bubuś vel. Kubek nawołuje Agnieszkę, która właśnie przechwyciła laptopa...
W kuchni krząta się Dorci... albo kradnie minutkę i oddaje się lekturze...
Przy stole na tarasie moja Agi obczaja fejsbuka
Za schodkami Hightower vel. Krystyna i Miras vel. Mirosława doglądają grilla... "Przewracałeś już rybkę na drugą stronę?" - pyta jeden drugiego...
Na wyrku w mojej sypialni wyleguje się prywatny małż, który z lubością oddaje się przeglądaniu demotywatorów...
Zuza vel. ŻuŻa znikła... żyje jeszcze? Czy czasem nie spadła z jakichś schodów? Eh, najpewniej ukrywa się przed Bubusiem...

A ja patrzę na to wszystko i nie mogę uwierzyć, że w końcu są WAKACJE...

Są... były... no niestety, były i się już skończyły. Minęło 15 nocy. Przetrwaliśmy wspólnie tych kilkanaście dni. Wróciliśmy opaleni (względnie :P), wypoczęci (względnie :P), szczęśliwi (zdecydowanie :D).

I nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na kolejny urlop, który nomen omen już planujemy.
Na pewno będzie magiczny.
Na pewno będzie pełen wina vel. piwa vel rakiji...
Na pewno znów odwiedzimy Chorwację, choć jeszcze nie zostało przesądzone jaki zakątek.

Przez kolejnych 10 miesięcy żywić się będę wspomnieniami wakacji :) Oby tych wspomnień wystarczyło :)




ps. wiem, że od kilku tygodni nie widzieliście żadnej recenzji. To nie jest tak, że nie czytam. To nawet nie jest tak, że nie piszę. Bo kilka recenzji mam napisanych... tylko na papierze... a wiecie jak daleko od papieru do Worda? Całe lata świetlne... chyba muszę dojść do siebie nim sięgnę po wakacyjny zeszyt i przepiszę to, co nabazgrałam wylegując się na plaży.