29 lipca 2016

Księżyc i więcej… ("Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" Sarah Dessen)

"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 448
Ocena: 4/6


Wiecie czego najbardziej na świecie nie lubię w czytaniu książek? Tego, że lektura tak często kończy się w środku nocy i… nie masz jak napisać recenzji. Nie masz na to sił, ani możliwości, ani czasem ochoty. Rano wstajesz idziesz do pracy, a potem… tak trudno wrócić do tych uczuć, z którymi przykładaliśmy głowę do poduszki. Tak trudno na nowo poczuć to, co finalnie chcieliśmy przekazać dalej. Ale cóż, takie jest życie. Sen też jest potrzebny. Praca również. Dlatego do recenzji zwykle przysiadam następnego dnia i pierwsze zdania w teście naprawdę trudno mi przychodzą. Ale gdy już zacznę, zwykle to jakoś leci. Tak jak teraz, dajmy na to J

Osiemnastoletnia Emaline właśnie skończyła liceum i wybiera się do college'u. Niestety, wbrew oczekiwaniom ojca nie będzie to Columbia. Nie żeby Emalien się nie dostała. Bo dostała list gratulacyjny. Niestety, ojciec jest sam sobie winien, bo najpierw obiecał wsparcie, a w ostatnim możliwym momencie je wycofał. Na szczęście Columbia to nie jedyny uniwersytet, na który dostała się dziewczyna. Na East przyznano jej nawet pełne stypendium. I wybiera się tam jej chłopak – Luke. I jeszcze kilku innych znajomych ze szkoły. Nie ma co jednak ukrywać, odkąd okazało się, że Columbia nie jest jej pisana, ojciec się do niej nie odzywa. Nie przyjechał na uroczystość zakończenia szkoły. Nie odpisywał na maile i smsy. Jakby karał córkę za to, że sam się od niej odwrócił plecami. Kiedy więc na początku wakacji niespodziewanie dzwoni do jej matki, dziewczyna nie pała wielkim entuzjazmem, by oddzwonić. Gdy się na to decyduje, okazuje się, że ojciec jest już w drodze do Colby. W związku ze śmiercią swojej ciotki postanowił odwiedzić wraz z dziesięcioletnim synem z drugiego związku miejsce, gdzie kiedyś, przez krótki czas, kochał matkę Emaline. Co przyniesie ta wizyta? Czy dla dziewczyny ojciec stanie się w końcu tatą? Czy związek z Lukiem przetrwa to burzliwe lato? Czy studia na Uniwersytecie East będą jedynie tylnym wyjściem do ucieczki z Colby, a może spełnieniem marzeń nastolatki? By dowiedzieć się tego, oraz wielu, wielu innych rzeczy, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Sarah Dessen, zatytułowaną Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej.

Muszę być z wami szczera. Naczekałam się na tę książkę, a ostatecznie nie przyniosła mi ona takich odczuć, jak poprzednie powieści tej autorki. Nie oznacza to jednak, że ta powieść była zła. O nie, broń Boże. Ale nie była zachwycająca. Miejscami nawet była dość nurząca i, nawet nie mogę powiedzieć, że przewidywalna… bo po prostu nijaka. Nie była taka jednak w całości. Po tym, jak zamknęłam powieść w nocy, widziałam w niej bardzo dużo dobrego. I wciąż widzę. Przede wszystkim we wspaniały sposób prezentuje przyjaźń nastolatków. I to przyjaźń, która ma szansę przetrwać do później starości. Pokazuje szacunek i wsparcie jakie okazują siebie nawzajem mieszkańcy niewielkich miejscowości. To naprawdę wiele, bo szczerze powiedziawszy niezwykle rzadko trafiam na powieści, które traktują o takich sprawach.

Gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej (a chyba w zasadzie Księżyc i więcej, bo tak w oryginale brzmi tytuł książki) czyta się bardzo dobrze. Nawet mimo tego, że autorka miejscami przynudza. Ostatecznie okazuje się, że wszystko co napisała miało sens, i znalazło się w książce "po coś". Książkę miło wspominam i zachęcam do jej przeczytania. Może nie już, teraz, zaraz. Ale w ogóle. Bo warto J.


Sil


27 lipca 2016

O krok za daleko ("Błąd" Elle Kennedy)

"Błąd" Elle Kennedy
Seria: Off-Campus
Tom: II
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 376
Ocena: 5/6


Seksowni hokeiści. Czy można czegoś chcieć bardziej w upalne, lipcowe dni? Chyba nie bardzo. Dlatego, gdy okazało się, że właśnie wyszła nowa książka z serii Off-Campus tak bardzo się ucieszyłam. A gdy listonosz ją przyniósł, niezwłocznie się za nią zabrałam. Dziś jestem już po lekturze i wciąż się zastanawiam, czy ciepło mi od tej powieści, czy od temperatury na dworze.

John Logan jest w tarapatach. I to całkiem dużych. Odkąd jego najlepszy przyjaciel jest w stałym i trwałym związku Logan niezupełnie sobie radzi. Bo pożąda dziewczyny kumpla, a to jest niedopuszczalne. Z każdym dniem jest gorzej. Nie może patrzeć, jak Wellsy i Garrett lgną do siebie. Gdy wieczorem słyszy ze swojego pokoju ruchy łóżka za ścianą, jedyne o czym marzy, to wyjść z domu, pójść na imprezę, urżnąć się i przelecieć jakąś laskę. Jakąkolwiek, byleby nie myśleć o Wellsy w ramionach Garretta. Życie Logana stało się więc niekończącym się korowodem panienek, które najbardziej na świecie pragną zaliczyć gwiazdę uczelnianej drużyny hokejowej. Żyć nie umierać. Tylko te chwile spędzone w domu w towarzystwie dwójki zakochanych… koszmar. John tak bardzo i tak często chce się wyrywać z własnego domu, że pewnego dnia, zamiast trafić na imprezę w akademiku, wbija się do pokoju studentki pierwszego roku. Do tego nie ma przy sobie telefonu, a żadna z korporacji taksówkarskich nie odbiera telefonu. Po prostu świetnie. Na szczęście owa studentka nie wyrzuca go za drzwi, wręcz przeciwnie, zaprasza do środka i pozwala spędzić ze sobą wieczór ze Szklaną pułapką. Tak, tak – Grace jest wielką fanką kina akcji, a Szklaną pułapkę uwielbia. Ma też jakąś niezdrową pasję do seryjnych morderców. Gdy się denerwuje zaczyna paplać o nich jak najęta. Tak właśnie zaczyna się jej wspólny wieczór z Loganem. Od paplaniny. Chłopak się nie zraża, wręcz przeciwnie. Z każdą minutą narasta w nim pragnienie. Pragnienie jej. Musi ją jak najszybciej posiąść. Tylko, czy mu się to uda? A jeśli tak, to czy wystarczy mu to jedno spotkanie? Może zapragnie więcej? Może nawet, dzięki niej, zapomni o Hannah? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy zapoznać się z najnowszą powieścią Elle Kennedy, zatytułowaną Błąd.

Nie będę ukrywać, uwielbiam tych hokeistów, a teraz po lekturze Błędu, z jeszcze wielką niecierpliwością oczekuję na kolejną część serii Off-Campus. Tę historię czyta się w tempie iście ekspresowym i z niemałymi wypiekami na twarzy. Oczywiście były fragmenty, które doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Było nawet słowo, które wytrącało mnie z równowagi. Bo kto to słyszał, by używać zwrotu "seksować się". Co to w ogóle za słowo? Mnie to brzmiało, jak tekst z jakiejś rozmowy niedojrzałych nastolatków albo dzieci. Dla mnie ten zwrot jest żenujący i mam nadzieję, że w kolejnych częściach tej serii zdecyduje się na użycie innego słowa. W zasadzie jednak, poza tym jednym sformułowaniem, nie mam nic do zarzucenia tej książce. Autorka prezentuje nam ciekawą, lekką i niezbyt obciążającą czytelnika historię miłosną. Idealną na lato, a może i na inne pory roku?

Polecam.


Sil

25 lipca 2016

Kot wszechświata ("Ilustrowana teoria wszystkiego: powstanie i losy wszechświata" Stephen William Hawking)

"Ilustrowana teoria wszystkiego: powstanie i losy wszechświata" Stephen William Hawking
wyd. Zysk
str. 133
rok: 2016
Ocena: 6/6


Pewnie każdy słyszał o autorze książki. Jedni kojarzą go przez jego niepełnosprawność. Tak, to ten gość na wózku, co tak dziwnie mówi. Inni, i mam nadzieję, że jest to zdecydowana większość, kojarzy, że jest to wybitny umysł naszych czasów. Jest to człowiek, który wydarł czarnym dziurom kilka ich tajemnic. Cechą charakterystyczną popularnonaukowych książek tego autora jest stosunkowo przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba język. Dodatkowo bardzo obrazowe porównania, które ułatwiają zrozumienie zawiłych fizycznych zasad i reguł. Na całe szczęście: Ilustrowana teoria wszystkiego nie odbiega od tego schematu. Proszę jednak nie popaść w zachwyt i przez przypadek nie uwierzyć w to, że po lekturze wszystkie teorie rządzące światem będziecie mieli w małym placu i w końcu będziecie mogli brylować na imprezach wiedzą o czarnych dziurach. Czasami dwukrotnie czytanie poszczególnych akapitów pozwala załapać co nieco, a i tak zwykle czujemy się jak dzieci we mgle. Mimo wszystko, czyta się to wyśmienicie.  W zasadzie nie można się oderwać. Każda chwila z książką odkrywa przed nami kolejne malutkie tajemnice świata. Siedem wykładów, bogato ilustrowanych w wysokiej jakości zdjęcia i schematy zawartych na 133 stronach, to ciekawa opowieść, która powoli zagłębia się w coraz to bardziej niezrozumiałe zakątki wszechświata. Autor z niezwykłą lekkością i dowcipem przenosi nas od galaktyk i rodzących się oraz umierających gwiazd, po najmniejsze budulce atomów.

O czym jest ta książka? Jak sam tytuł mówi - o wszystkim. Otóż w obecnym świecie istnieją dwie praktycznie wykluczające się teorie, czyli teoria względności i fizyka kwantowa. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że obie te teorie działają i są potwierdzone doświadczalnie. Pytacie jak to możliwe? Otóż autor stara się to wyjaśnić i idzie mu to doskonale, a pomaga mu w tym między innymi kot, tak - zwykły futrzak. Ta książka to nie tylko garść suchych faktów i prawd fizycznych, to filozoficzna wyprawa w poszukiwaniu początku i końca wszechświata. Próba odnalezienia w tym wszystkim Boga. Po skończonej lekturze, będziecie czuć wielki niedosyt, a ogrom wiedzy, którą przyswoiliście w tej podróży, będzie poszukiwała ujścia i naprawdę zanudzicie rodzinę, dziewczynę/chłopaka, męża/żonę, dziadków, a nawet wszystkich na literę N, tymi swoimi wywodami.

Obecnie wiedza nauczana w szkoła nie nadąża za tempem postępu nauki. Praktycznie codziennie coś odkrywamy i codziennie nauka robi krok do przodu. Nawet zdawałoby się tak fundamentalna fizyka, czy też astrofizyka, malutkimi kroczkami idzie do przodu i ta książka pozwoli wam trochę nadgonić. Musicie po nią sięgnąć aby dowiedzieć się, co kot ma wspólnego z wielkim wybuchem i kiedy poznamy Boga. Naprawdę nie chcę zdradzać wszystkich ciekawostek, bo stracilibyście frajdę z czytania tej pozycji. Aby was jeszcze bardziej zachęcić dodam tylko, że milionowe części sekundy dzieliły nas od: być i nie być jako ludzi, jako organizmów rozumnych i nie tylko. Polecam!


Artur Borowski


22 lipca 2016

Buntuj się, buntuj… ("Na przekór nocy" Estelle Laure)

"Na przekór nocy" Estelle Laure
wyd. Jaguar
rok: 2016
str. 248
Ocena: 5,5/6


Czasem książki zupełnie niespodziewanie nas zaskakują. Mile. Albo mniej miło. Czasami sięgamy po powieść i jesteśmy niemal pewni, że czeka nas lekka lektura, która nie pozostawi po sobie żadnego śladu. I mylimy się. Czasem bierzemy do ręki książkę i otwieramy ją z przekonaniem, że to będzie najlepsza powieść tego roku. I zawodzimy się sromotnie. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co nas czeka w trakcie czytania.

Do Na przekór nocy przekonywałam się przez kilka miesięcy. Książka leżała na półce w biblioteczce i grzecznie czekała. Co kilka dni, gdy podchodziłam by wybrać nową pozycję do przeczytania zerkałam na nią i kręciłam nosem. To nie był czas na nią. Nie miałam ochoty. Nie byłam przekonana… Aż do tego wieczoru, kiedy zaczęłam ją czytać. Nie minęła doba a książka się skończyła. Nawet nie wiem kiedy. Wciąż się zastanawiam, czemu tak długo zwlekałam z rozpoczęciem lektury Na przekór nocy.

Lucille Bennet ma siedemnaście lat i od dwóch tygodni zajmuje się młodszą siostrą  - Wren. Jej matka któregoś dnia po prostu spakowała się i zniknęła. Powiedziała, że to tylko na chwilę, że musi dojść do siebie, poukładać w głowie to, co stało się ostatnio. Poszła i już nie wróciła. Lucille do wczoraj łudziła się, że mama zaraz wróci. Znalazła jednak w poczcie kopertę ze studolarowym banknotem. Bez kartki, bez adresu zwrotnego, bez wyjaśnienia. Jakby ona i Wren nic nie znaczyły. Do domu przychodzi coraz więcej rachunków, lodówka robi się pusta, w spiżarni już dawno nie ma żadnych zapasów. Jeśli matka zaraz nie wróci, będzie źle – naprawdę źle. Już teraz sąsiadka dopytuje się, gdzie jest ich mama. Matka Eden, najlepszej przyjaciółki Lucille również dopytuje. Jeszcze chwila i wszyscy się dowiedzą. Na pewno wówczas zabiorą je z domu i rozdzielą. Nie będą już rodziną, bo matka je porzuciła. Dziewczyna czuje, że nikomu nie może zaufać. Musi zachować w tajemnicy to, co dzieje się w domu. I musi zacząć płacić rachunki. Pojedyncze studolarowe banknoty nie uratują sytuacji, jedyną opcją jest znalezienie pracy i pogodzenie jej z nauką. Na szczęście Lucille jest dość obrotna, a dzięki poznanej na placu zabaw dziewczynie, dowiaduje się, gdzie poszukują pracowników. Jedną rozmowę później ma już zajęcie na kilka popołudni i wieczorów w tygodniu. Gorzej, że musi na ten czas zorganizować opiekę nad młodszą siostrą. Na szczęście przyjaciółka obiecuje, że będzie jej pomagać jak tylko może. Niestety ta pomoc nie starcza na długo, bo Eden nie może dłużej okłamywać rodziców i nauczycieli. W obliczu kolejnych tarapatów brat bliźniak Eden wyciąga do Lucille pomocną rękę. Tylko… czy dziewczyna na pewno powinna korzystać z tej pomocy? Czy przez przypadek nie doprowadzi do kolejnej tragedii? Czy z biegiem czasu będzie jej łatwiej, czy trudniej utrzymać nieobecność matki w tajemnicy? By dowiedzieć się tego, a także poznać wiele innych tajemnicy nastolatki, koniecznie należy zapoznać się z powieścią Estelle Laure.

Nie spodziewałam się, że historia dwóch dziewczynek porzuconych przez matkę (a wcześniej przez ojca), tak bardzo mną wstrząśnie. Nie spodziewałam się również, że będzie mi się ją tak dobrze i szubko czytało. Nawet nie zauważyłam a już kończyłam lekturę. Ostatnie rozdziały były najbardziej interesujące, ale równocześnie najtrudniejsze. Z jednej strony chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Z drugiej piekielnie bałam się tego zakończenia. Bo mogło być ono naprawdę różne. Teraz już wiem, jaki był finał tej opowieści, ale równocześnie czuję się, jakbym niewiele wiedziała. Bo niestety nie wszystkie karty zostały odkryte. Ale może to i lepiej? Dzięki temu każdy może dopowiedzieć sobie co zechce. Napisać sobie w głowie własną interpretację zakończenia. I z nią żyć. Ja sobie "dopisałam" co chciałam. I dobrze mi z tym. Liczę, że i was to zadowoli. Zdecydowanie zachęcam was do lektury. Według mnie naprawdę warto.


Sil


20 lipca 2016

Duchy przeszłości ("Ponad marzenia" Rebecca Yarros)

"Ponad marzenia" Rebecca Yarros
Seria: Odważmy się kochać
Tom: III
wyd. Amber
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5/6

Z pilotami jestem od początku ich przygód. Nie zanosi się, bym miała zamiar im odpuścić. Zbyt dobrze się o nich czyta. Zbyt ciekawe historie się im przytrafiają. Zbyt interesujące, a zarazem przerażające koszmary toczą ich przeszłość.

Sam Fitzgerald nie ma wyjścia, musi przeprowadzić się i to jak najszybciej. Musi też znaleźć pracę i zmienić studia, choć z tym ostatnim może być największy problem. W końcu pobyt na ostatnich zakończony został wydaleniem. Przecież to nie wina Sam, że profesor etyki był dupkiem. Należał mu się cios w twarz. Niestety, nie wszyscy myślą podobnie do Sam. Cóż, w tej chwili już nawet Sam tak nie myśli. Bo ta historia ciągle i ciągle wraca, niwecząc wszystko, co próbuje zbudować. Kiedy Jagger proponuje by wspólnie zamieszkali, a Sam otrzymuje telefoniczne zapewnienie od władz Uniwersytetu Troy, że podanie o przyjęcie na studia, zostało zaakceptowane, nie pozostaje nic innego, jak odetchnąć z ulgą, bo to była ostatnia opcja. Tylko… czy na pewno?

Grayson Masters musi być najlepszy na kursie apatchów. Musi udowodnić wszystkim, że radzi sobie wręcz genialnie. Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby dobre wyniki przychodziły same z siebie. Grayson daje jednak z siebie bardzo dużo, w zasadzie wciąż się uczy. To jednak świadczy o nim nawet lepiej. Chłopak nie dostaje od życia wszystkiego co sobie zażyczy, wręcz przeciwnie. Z nikim się nie spotyka, na luz pozwala sobie tylko z najbliższymi przyjaciółmi, a i oni niewiele o nim wiedzą. Nie zdają sobie sprawy, jakie tajemnice skrywa Grayson i jego przeszłość. Kiedy Jagger pyta go, czy Sam może z nimi zamieszkać – nie ma żadnych zastrzeżeń. Nie ma jednak pełnej informacji o nowym współlokatorze, nie wie na przykład, że Sam, to zdrobnienie od Samantha, co oznacza, że jego nowy współlokator, to w rzeczywistości współlokatorka. Grayson nie ma nic przeciwko kobietom, ale kobieta w pokoju naprzeciw niego? Kobieta w jego łazience? Kobieta w jego kuchni? To już za wiele. Szczególnie, że Sam jest zdecydowanie w typie Graysona, a chłopak przecież nie chce się z nikim wiązać – w jakikolwiek sposób. Czy tej dwójce uda się dogadać? Czy dowiemy się, dlaczego Samantha została wyrzucona z uczelni? Czy uda się jej na nią wrócić? Czy poznamy tajemnicę Graysona? I czy otwarcie tej puszki Pandory nie zniweczy wszystkiego, co zarówno Sam jak i Grayson budowali? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy przeczytać trzeci tom cyklu o zabójczych pilotach, zatytułowany Ponad marzenia.

Muszę przyznać, że już od jakiegoś czasu chciałam tę powieść przeczytać, tylko jakoś ciągle mi ona umykała. Na własnej półce mi umykała J. Na szczęście ta "ucieczka" nie trwała za długo i już jestem po lekturze Ponad marzenia. Z powodu tej powieści zarwałam dwie noce. A potem dwa dni przeżywałam to, co w książce wyczytałam. Nie umiałam się zabrać za recenzję, choć wiem, że jak nie napiszę opinii zaraz po lekturze, to potem dużo trudniej mi się do niej zabrać. Tak było i teraz, przez wiele godzin patrzyłam w migający kursor. Na szczęście w końcu się odblokowałam i słowa same popłynęły. Teraz chcę tylko zacząć kolejną część tej opowieści, w której, z tego co mi wiadomo, powrócimy do historii bohaterów pierwszego tomu.

Ponad marzenia, tak jak i cały cykl o młodych pilotach, to znakomita porcja wrażeń i genialna lektura. Mnie w całości ujęła i do siebie przekonała. Nie raz w oczach stawały mi łzy, a w innych momentach uśmiechałam się sama do siebie. Oczywiście niektóre z wątków były bardzo przewidywalne, ale jakoś szczególnie mnie to nie raziło. Szczerze polecam wam lekturę tej powieści. Zdecydowanie warto.


Sil

18 lipca 2016

Coś prawdziwego ("Wyśnione miejsca" Brenna Yovanoff)

PREMIERA 17.08.2016


"Wyśnione miejsca" Brenna Yovanoff
wyd. Moondrive
rok: 2016
str. 360
Ocena: 5,5/6

"Ty nic nie tracisz. Wracasz do swojej rzeczywistości i mnie tam nie ma"1)

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że ta książka będzie aż tak dobra. Szczególnie, że przez pierwszych kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt stron wcale się taka nie wydawała. Ciągnęła mi się niemiłosiernie i poważnie zastanawiałam się nad odłożeniem jej na półkę. Zaczynałam żałować, że ta bardzo mi na niej zależało. Na szczęście ten dziwny, metaliczny wręcz posmak niechęci do powieści dość szybko i niezauważalnie przeminął, a pozostało tylko wszechogarniające pragnienie dowiedzenia się czegoś więcej. W ten sposób w niecałą dobę połknęłam Wyśnione miejsca.

Waverly Camdenmar jest wybitnie inteligentną, wręcz genialną siedemnastoletnią uczennicą liceum Morgana. W zasadzie przeszła już niemal cały program nauczania, zrobiła wszystkie kursy podstawowe i niemal wszystkie rozszerzone. Brakuje dla niej zajęć pozalekcyjnych. Obsesyjnie biega, a w trakcie tak zwanych okienek dyżuruje w recepcji szkolnych pedagogów. Jest wolontariuszką, członkiem samorządu i współtwórcą wszystkich szkolnych imprez. Z nauką jest do przodu, zadania domowe robi z miesięcznym wyprzedzeniem. Czasem otwiera zeszyty i zastanawia się, czy to naprawdę ona zrobiła te zadania. A może zrobił je za nie ktoś inny? Waverly nie może spać. Przytłacza ją ogrom jej własnych myśli, których nie potrafi w nocy wyłączyć. Przeciąża się więc jak może, dzięki czemu czasem zyskuje dwie, może trzy godziny lekkiego snu, nigdy takiego, który pomógłby jej poważnie wypocząć. A naprawdę tego potrzebuje. Zaczyna więc szukać rozwiązań nietypowych. Przeszukuje Internet i… postanawia wprowadzić swoje ciało w stan podobny do hipnozy. Potrzebuje tylko świeczki i metodycznego odliczana wstecz. Czy ten zabieg się powiedzie? Czy dzięki niemu Waverly w końcu zaśnie? Czy dane jej będzie wypocząć? A może wciąż będzie tym idealnym cyborgiem, za którego wszyscy w szkole ją uważają? Może w trakcie próby ratowania samej siebie zniszczy to, co budowała przez tak wiele lat? A może uda się jej odnaleźć prawdziwą Waverly, która od lat uwieziona była w jej głowie? Czy w trakcie tej szalonej i specyficznej wędrówki coś się w niej zmieni? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Brenny Yovanoff zatytułowaną Wyśnione miejsca. Ta książka nie tylko otworzy przed wami drzwi do zupełnie nowego, zdawałoby się niemożliwego do zaistnienia, świata, ale i rozwali was na kawałeczki. Tylko, czy potem uda wam się potem poskładać te części w całość?

Niby powinnam wiedzieć, czego się spodziewać po książce z Moondrive'a, a jednak takiego obrotu spraw zupełnie nie przewidziałam. Gdy świeczka Waverly powoli się wypalała cierpiałam wraz z dziewczyną. I modliłam się, by to, co czekało na nią na progu jawy i snu miało szansę powodzenia w szarej rzeczywistości. Czasem dużo łatwiej otworzyć nam się przed kimś, gdy wydaje nam się, że to, co właśnie się dzieje nie jest rzeczywiste. Sama przeprowadzam w głowie miliony rozmów z dziesiątkami osób. Czasem jestem świadoma, że to tych dyskusji nigdy nie doszło. Czasem jednak te rojenia mieszają mi się z rzeczywistością i już nie wiem, czy to "wygadanie" było prawdziwe czy nie. Czy ta druga osoba wie co czuję? A może tylko mi się wydawało, że to właśnie przed nią otworzyłam moje serce? Waverly dość szybko wpada w pułapkę własnych uczuć i nie wie, czy może ufać samej sobie. Choć nocami jej lepiej, w ciągu dnia wciąż udaje, wciąż i wciąż popełnia te same błędy. Nakręca samą siebie i stara się przekonać, że tak jest lepiej. Że to, co przynosi noc nigdy nie powinno mieć miejsca. Z czasem jednak coraz częściej odlicza czas do wieczornego rytuału. Tylko, czy dane jej będzie cieszyć się nim do końca życia? A jeśli nie, to czy uda się jej przenieść to, co dobre we śnie, do tego, co nie zawsze dobre w ciągu dnia?

Wyśnione miejsca są nierealne, trudne do ogarnięcia, ale równocześnie piękne, delikatne i tak strasznie kruche. Na początku trudno się w nich odnaleźć, jednak gdy już się w nich człowiek zagłębi, nie chce ich opuszczać. Wrastają w nas, stają się częścią naszej duszy. Zostają z nami na zawsze. Ze mną zostaną na pewno. Z całego serca polecam wam lekturę tej powieści. Warto poświęcić jej każdą sekundę i delektować się czasem z nią spędzonym.

Sil


1) str. 320

15 lipca 2016

MasaKra ("Masa o kilerach polskiej mafii" Artur Górski, )

"Masa o kilerach polskiej mafii" Artur Górski, Jarosław Sokołowski
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2016
str. 256
Ocena: 4/6


Seria książek ukazujących kulisy polskiej mafii autorstwa duetu Sokołowki i Górski, ma już ugruntowaną pozycję na rynku. O ile przed pierwszą częścią tego cyklu wzbraniałem się rękami i nogami, to druga część trafiła do mnie całkiem przypadkowo. Przeczytałem i czytało się to dobrze. Kolejna część trafiła jakoś z rozpędu i długo czekałem na kontynuację cyklu pod tytułem "Masa o kilerach polskiej mafii". Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w między czasie przeszła mi koło nos cała masa informacji zawartych w czwartej części cyklu pod tytułem „Masa o bossach polskiej mafii”.

Forma samej książki nie zmieniła się niczym w porównaniu z poprzednimi wydaniami. Znaczy między przednią a tylną obwolutą ukryte są rozmowy autorów oraz kilku innych postaci z mafijnego półświatka. Nie mogę narzekać, bo lekko ponad 250 stron czyta się niemal jednym tchem i to niezależnie, czy się interesuje opisywanym światem, czy nie. Autorzy opisują działania zabójców, którzy działali w strukturach tej organizacji.  Czasami jest zabawnie, ale przede wszystkim obaj panowie i ich goście pokazują jak niewiele znaczyło ludzkie życie, gdy w grę wchodziły pieniądze, zraniona duma i dość wypaczony honor. Masa po trochu okrywa przed nami mały brutalny świat i historię żyjących w nim ludzi, którzy dla pieniędzy zabijali innych. Kilka "patyków" sprawiało, że jeden człowiek mógł zabrać życie drugiemu. Bossowie bez mrugnięcia okiem wydawali wyroki na ludzi z powodów tak błahych, że czasem aż irracjonalnych dla zwykłego szarego człowieka. Poznajemy historię ludzi, których życie stawiało przed wyborami i sytuacjami, które "mimowolnie" przypisały im miano kilera. Tak więc dla jednych zabijanie było zwykłą pracą, dla innych chęcią zaimponowania i wybicia się w kręgach zorganizowanej przestępczości, a czasem zbiegiem nieszczęśliwych sytuacji. Była jednak grupa ludzi, która robiła to dla przyjemności i dobrej zabawy – tych bali się wszyscy, tak przynajmniej wynika ze słów Masy. Jarosław Sokołowski i Artur Górski w swojej najnowszej książce opowiadają o znanych i mniej znanych osobach odpowiedzialnych za zabójstwa w czasach mafii pruszkowskiej. Morderstwa i zaginięcia szeroko opisywane w mediach autorzy pokazują trochę z innej strony i odkrywają przed czytelnikami nowe fakty.  Ponadto pozwalają nam poznać choć odrobinę ludzi drugiego i trzeciego sortu, a może nawet znajdujących się na samym dnie tej dobrze zorganizowanej grupy, która na całe szczęście lata świetności ma już za sobą.

Jarosław Sokołowski, czyli najsłynniejszy polski świadek koronny, to człowiek z głową do interesów. W świece są tacy ludzie, którzy po prostu wiedzą jak zarabiać pieniądze. Pewnie czasy swoich największych osiągnięć finansowych ma za sobą, skończyły się, gdy "Pruszków" przeżywał kryzys, powiedzmy personalny, a definitywnie zakończyły się, gdy został człowiekiem, który swoimi zeznaniami pogrążył cały nielegalny biznes i ludzi nim kręcących. Teraz w czasie, gdy (jak sam mówi) stał się popularny, choć tego nie chciał to strumień, zapewne dużo mniejszy, na powrót się otwiera. Jednak obiektywnie rzecz ujmując "Masa" jest małym wytrychem, ułatwiającym zaistnienie na polskim rynku wydawniczym, o czym sam świadek koronny wspomina w przedmowie – dodajmy, że robi to w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób, taki mafijny.

Na sam koniec podsumowanie. Z książki Masa o kilerach polskiej mafii  dowiemy się, że polski kiler nie ma w sobie nic z tego, jak pokazuje go Hollywood. To nie honorowy i niezwyciężony, a przy tym dobrze ubrany i przystojny Keanu Reeves z filmu John Wick, czy nawet profesjonalny Leon zawodowiec z filmu Luca Besson. To dobrze napisana i ułożona książka, a cała seria stanowi spójną całość i to nie tylko merytorycznie, ale także i wizualnie na półce. Niestety, po wcześniej przeczytanych przeze mnie częściach nic mnie w tej najnowszej nie zaskoczyło. Z tym, że nie wiem, czy to dobrze o mnie świadczy. Choć z drugiej strony dobrze, że ci nasi lokalni kilerzy, mimo wszystko, nie byli tak wielkimi zwyrodnialcami jak ich południowo amerykańscy odpowiednich. Szczerze, to mam nadzieję, że nie będzie już więcej części serii, ale wiedząc jak to wszystko działa, to zapewne para autorów zaskoczy nas czymś jeszcze. Osobiście liczę na "Wakacje polskiej mafii" z komentarzem np. Martyny Wojciechowskiej, albo "Domy polskiej mafii", w której udział miałaby Dorota Szelągowska, komentująca kolorystykę i układ pokoi. Dobra, a tak na poważnie, to gdy w księgarniach pojawi się tom zatytułowany "O rodzinach polskiej mafii" to będę jednym z pierwszych którzy go kupią.

Pewnie autorzy nigdy nie trafią na tę recenzję, a jeśli jakimś cudem tak się stanie, to na miłość boską, proszę, aby podpisali zdjęcia ukazujące się w książce, bo takie gołe fotografie absolutnie nic nie wnoszą, przynajmniej w mojej opinii.


Artur Borowski


13 lipca 2016

Przyszłość w przeszłości ("Tu i teraz" Ann Brashers)

"Tu i teraz" Ann Brashers
wyd. YA!/GW Foksal
rok: 2016
str. 240
Ocena: 5/6




Wielu, a myślę nawet, że większość, z nas nie zdaje sobie sprawy, w jaki komfortowych warunkach żyje. Gro populacji nie musi martwić się o to, co następnego dnia włoży do garnka. Nie mówię, że na świecie nie ma głodu, bo wiem, że jest. Jest prawdziwy głód. Nie objął on jednak całego świata, wciąż większość z nas bardziej marnotrawi pożywienie niż zastanawia się, jak nim racjonalnie gospodarować. Chcemy więcej i więcej. Sklepy zawsze mają być pełne, pułki mają uginać się od towaru. Gdy w piekarni widzimy ostatni bochenek chleba zastanawiamy się, czy nadchodzi koniec świata – wszystko wykupiono, więc dla nas jest za mało. Bo dziś jest ten dzień, w którym na pewno zjedlibyśmy dwa bochenki, ale dla nas brakło. Na świecie jest wiele chorób, jednak nie dochodzi do masowych śmierci z tytułu pandemii, których w żaden sposób nie da się opanować. Żyjemy, może nie do końca szczęśliwi, może odrobinę zatroskani – ale jednak żyjemy i pławimy się w naszych prywatnych luksusach. To się może jednak kiedyś skończyć. Kiedyś może nie nadejdzie jutro ani za tydzień. Może to kiedyś nie pojawi się za rok. Ale za jakiś czas wszystko się zmieni. Wtedy będzie jednak już za późno na dokonywanie zmian. Degradacja posunie się za daleko, nie będzie możliwości cofnięcia się o kilka kroków i wybrania innej ścieżki dla naszego życia. Nie ukrywajmy, nasz świat z każdym dniem jest bliżej niż dalej sromotnego końca. Czy zechcemy coś z tym zrobić?

23 kwietnia 2010 roku młody Ethan Jarves udał się sam na ryby. Chciał pokazać ojcu, że potrafi. Wydawało mu się, że skoro tak często wybierali się nad rzekę razem, bez problemu trafi w to miejsce, które zawsze odwiedzali z tatą. Niestety, las spłatał mu figla i Ethan co prawda odnalazł ścieżkę nad rzekę, ale zdecydowanie znalazł się w innym jej punkcie niż zwykle. To nic, pomyślał dzieciak i zarzucił wędkę. Łowić w końcu można wszędzie. Tym jednak razem chłopak nie wyłowił żadnej ryby, zamiast tego zauważył coś dziwnego. Jakieś nagłe falowanie powietrza, jakieś niesamowite zakrzywienie i połączenie wody i lądu. A pod koniec tego zjawiska pojawiła się ona. Naga, niczym nieskrępowana dziewczyna. Nie było mu jednak dane dowiedzieć się, kim ona jest, bo już po kilku chwilach uciekła. Zdążył jej tylko wskazać, gdzie znajdzie most i obdarować ją swoją bluzą. I już jej nie było. Ethan długo po tym zdarzeniu nie mógł dość do siebie. Wciąż i wciąż je rozpamiętywał, wspomnienia rozkładał na czynniki pierwsze, aż w końcu zaczęły się one zlewać w całość i zaczęły być zupełnie nierealne. Coś mu się musiało wydawać, niemożliwe, by ta dziewczyna pojawiła się zupełnie znikąd. Kiedy jednak dwa lata później weszła do jego klasy i usiadła na krześle obok niego, już wiedział, że nic mu się nie uroiło. Wydarzenia sprzed dwóch lat naprawdę miały miejsce. A teraz rozgrywają się nadal. Kto wie, jak się zakończą?

Jedno jest pewne – Tu i teraz niczym nie przypomina książek, z którymi do tej pory się zetknęłam. Nie jest to powieść idealna, ale i tak jest całkiem wspaniała, a może wręcz nieziemska… Bohaterowie niby żyją tuż obok, a jednak bardzo daleko. Niby są tacy jak my, a jednak zupełnie inni. Niby mają takie same doświadczenia, a jednak zgoła bardziej tragiczne. Niby mają wszystko zmienić, a jednak nie ruszają nawet końcówką małego palca, by odmienić przyszłość. Tu i teraz według mnie zawiera wiele błędów rzeczowych, przez które niektóre osoby zupełnie tę książkę mogą zdyskwalifikować. Może gdyby autorka bardziej przyłożyła się do tych kontrowersyjnych elementów, to powieść nie tylko byłaby bardziej rzeczywista, ale i zyskałaby więcej stron? Bo dla mnie zdecydowanie za wcześnie się skończyła. Może autorka napisze kolejną część przygód Prenny i Ethana? Może uda znaleźć się sposób na to, by wszystko skończyło się inaczej, niż się skończyło? Może niewyjaśnione w Tu i teraz wątki, które powodują tak wiele kontrowersji (przynajmniej w moim umyśle) da się jakoś rozsądnie wytłumaczyć? Chciałabym, by tak właśnie było. Was zachęcam do lektury i do dzielenia się po niej swoimi wrażeniami. Ja powieść połknęłam w zasadzie w jeden dzień. Czyta się ją świetnie, jest naprawdę porywająca i warta poświęconego jej czasu.

Sil


11 lipca 2016

Nowy początek ("Kiedy pada deszcz" Lisa De Jong)

wyd. Filia
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6


Tak sobie myślę, że chyba nastał jakiś trend na śmierć, zgodzicie się ze mną? Właśnie skończyłam czytać chyba trzecią albo czwartą książkę z rzędu, w której jeden z głównych bohaterów jest poważnie chory. Czy to normalne? Skąd nagle na rynku tak dużo powieści tego typu? Czy to rynek wymusza taki kierunek, czy też autorzy teraz dążą do takiej destrukcji? Powiem szczerze, że nie przepadam za tym motywem w literaturze i najchętniej unikałabym go jak i kiedy tylko się da. Niestety, jak się czasem okazuje, nie zawsze jest to możliwe. W ciągu ostatniego miesiąca dwa razy zdecydowałam się na to sama, ale dwa pozostałe przypadki? Były absolutnie niezamierzone… Nie wiem jak wam, ale mi nie jest do śmiechu, gdy w trakcie lektury wychodzi na jaw, że ktoś tu właśnie umiera…

Gdy Kate Alexander miała pięć lat przeprowadziła się wraz z matką do malutkiej miejscowości - Carrington, która nie liczyła wtedy ani teraz więcej niż 10 przecznic. Tego samego dnia, gdy wprowadziły się do swojego nowego domu, Kate poznała swojego rówieśnika – Beau Bennetta, który był jej sąsiadem. I jak to zwykle w takich historiach bywa – dzieciaki bardzo szybko się ze sobą zaprzyjaźniły. U dziewczynki to uczucie dość szybko przekształciło się w zauroczenie, a później zakochanie. Beau nigdy nie dał jej jednak odczuć, ze czuje do niej jakiekolwiek uczucia, poza dozgonną przyjaźnią. Nie odstępował jej jednak na krok, zawsze jej towarzyszył, zawsze się z nią wygłupiał i zawsze bronił. Byli nierozłączni aż do pewnej piątkowej imprezy po meczu, na którą chłopak nie mógł pójść z powodu szlabanu. Przez kilka następnych lat Kate zadawała sobie pytanie, czemu wybrała się na to cholerne ognisko bez niego. Poszła co prawda z najlepszą przyjaciółką, ta jednak dość szybko się upiła i zniknęła gdzieś ze swoim chłopakiem. Kiedy ognisko zaczęło dogasać, a z nieba powoli zaczynały spadać krople deszczu, dziewczyna zaczęła marznąć. Zapomniała z domu kurtki, nic tylko zacząć się śmiać, lub ewentualnie płakać. Kiedy więc Drew Heston zaproponował, że jak pójdzie z nim do domu, to da jej którąś ze swoich bluz, dziewczyna po prostu się zgodziła. Ten wieczór nie skończył się dla niej niestety dobrze. Nie można nawet powiedzieć, że skończył się źle, bo finał był po prostu tragiczny. Siedemnastoletnia Kate została zgwałcona i zastraszona, a w związku z tym ostatnim, przez następne dwa lata nikomu o tym zdarzeniu nie powiedziała. Odcisnęło się ono jednak na niej poważnym piętnem. Przestała wychodzić z domu. Przestała spotykać się ze znajomymi. Prawie nie rozmawiała z Beau, przynajmniej przez pierwszy rok po tym wydarzeniu. Opuściła się w nauce. W końcu zrezygnowała z planów związanych z wyjazdem na studia. Z jakiegoś przedziwnego powodu czuła się gorsza od swojego otoczenia. Po części obwiniała siebie za to, co jej się tego feralnego piątku przytrafiło. Nie potrafiła ruszyć dalej, wciąż tkwiła w tamtej tragicznej chwili. Więc kiedy Beau wyznał jej, co czuje, nie była w stanie się z nim związać. Choć pragnęła tego od tak dawna. W końcu, nie znał on jej największego sekretu. Czy to jednak oznacza, że Kate już zawsze będzie sama? Czy kiedykolwiek uda się jej zapomnieć, albo choć odrobinę zamazać te dramatyczne wspomnienia? Może by ruszyć dalej, musi uciec z tego miasteczka? Albo związać się z kimś zupełnie nie związanym z jej przeszłością? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po powieść Kiedy pada deszcz.

Nie mogę powiedzieć, by ta książka podobała mi się od samego początku. Coś w sposobie narracji wyjątkowo mi nie pasowało. To, jak bohaterka opisywała całą swoją historię… czasami miałam ochotę zacząć się śmiać. Bo niby czytałam o strasznych, naprawdę strasznych przeżyciach. I te wszystkie słowa o tym mówiły… Ale nie było tego czuć. Czułam sztuczność. Miałam ochotę zacząć bić głową o ścianę. Ale czytałam dalej, bo chciałam się dowiedzieć, jak to wszystko się rozwinie. No i jak się skończy. Z czasem sposób narracji mniej mi przeszkadzał, ewidentnie się do niego przyzwyczaiłam. Wciąż jednak miałam takie dziwne uczucie sztuczności. Bohaterka wykazywała się czasem zupełną dziecinnością, a zaraz potem nad wyraz dojrzałą postawą. Przyjmowała wszystko z wybitną wytrwałością i zrozumieniem, o które według mnie trudno w jej wieku, by chwilę później oddawać się kilkudniowej rozpaczy. Nie mówię, że tacy ludzie nie istnieją, ale myślę, że raczej nie chodzi ich zbyt wielu po ziemi.

Ostatecznie jednak muszę przyznać, że książka bardzo mi się podobała. Czytało się ją po prostu ekspresowo, wręcz fenomenalnie. Ja połknęłam ją w niecałą dobę. Nawet nie wiem, kiedy te wszystkie strony przeleciały. Wieczorem zaczęłam, a popołudniu następnego dnia odłożyłam książkę na regał. Historia się zaczęła, trwała i się skończyła. I choć mam z nią pewien problem, na pewno na jakiś czas utkwi mi w pamięci.


Sil

8 lipca 2016

Smak Karru ("Przepisy na miłość i zbrodnię" Sally Andrew)

PREMIERA 20.07.2016

"Przepisy na miłość i zbrodnię" Sally Andrew
Seria: Tannie Maria Mystery
Tom: I
wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 480
Ocena: 5/6

Czasem każdy ma ochotę przy książce się pośmiać, a nie tylko martwić i dręczyć tym, co przyniesie kolejna strona i jakie będą dalsze losy bohaterów. Nawet ja. Zwykle nie sięgam ani po obyczaje, ani tym bardziej po książki, które określane są mianem lekkich lektur na wakacje. Jakoś trudno mi przez takie przebrnąć i zrozumieć ich sens. Bywa jednak tak, że właśnie takiej lektury mi potrzeba. Jak się okazało, tak właśnie było tym razem.

Tannie Maria jest kobietą w sile wieku, która żadnej pracy się nie boi. No dobra, niektórych się boi, ale niemal z każdej opresji znajdzie wyjdzie. Jest idealnym połączeniem swojej matki (znakomitej kucharki) i ojca (reportera). Tannie Maria uwielbia gotować, a wymyślonymi przez siebie daniami dzieli się z mieszkańcami Ladismith w rubryce kulinarnej w miejscowej gazecie. Niestety, przychodzi dzień, w którym szef wszystkich szefów zarządza zmianę. Okazuje się, że najpopularniejszym działem we współczesnej gazecie jest rubryka z poradami miłosnymi. Jej szefowa Hattie przeanalizowała wszystko wzdłuż i wszerz. Miejsca na tę rubrykę nie znalazła. Niestety, "góra" zamiast się z nią zgodzić, kazała jej zlikwidować kącik z poradami kulinarnymi. Tannie Maria miała się więc pożegnać z pracą… No chyba, że przejmie prowadzenie rubryki z poradami miłosnymi. To właśnie wtedy kobieta wpada na genialny pomysł. Będzie radzić ludziom, za pośrednictwem przepisów. W końcu na każdą bolączkę może pomóc dobre jedzenie, prawda? Z takiego założenia wychodzi Tannie i zaczyna nowy dla siebie etap dziennikarstwa. Nie spodziewa się jednak, że jej porady mogą doprowadzić ludzi na skraj – jedni skierują się we właściwym kierunku, inni udadzą się w tę bardziej mroczną stronę. Jak zakończy się ta szalona, nieprzewidywalna i przezabawna powieść? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Przepisy na miłość i zbrodnię.

Przyznam, że podchodziłam do tej książki dość sceptycznie. Jak już wcześniej wspominałam, zwykle nie sięgam po tego typu powieści. Nie przepadam za tym "lekkim klimatem". Przyszedł jednak u mnie czas na i taką lekturę. Teraz, po odłożeniu historii Tannie Marii na półkę nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Może nie wstrząsnęła ona moim światem, może nie sprawiła, że zarwałam noc, czy też łkałam przez połowę powieści – ale zdecydowanie dobrze bawiłam się, gdy czytałam to, co stworzyła Sally Andrew.

Przepisy na miłość i zbrodnię czyta się bardzo dobrze. Książka jest napisana lekkim piórem, w jednej chwili zaczyna się rozdział, a kolejnym jest się pięć kolejnych do przodu. Na twarzy częściej gości nam uśmiech niż strach czy konsternacja. Nawet bardzo trudne, czy przerażające sceny przedstawione są w taki sposób, że nie można się przy nich źle bawić. Ja bawiłam się bardzo dobrze. A jaka byłam przy tym głodna… nawet sobie nie wyobrażacie. Główna bohaterka naprawdę miała wiele znakomitych przepisów, które chętnie zastosowałabym we własnej kuchni. Może nawet będę miała ku temu okazję, w końcu Sally Andrew pod koniec powieści te wszystkie przepisy podała. Na końcu znajduje się również słowniczek słów używanych przez bohaterów. Akurat to nieco bym zmieniła, takie przypisy wolę mieć w tekście, szczególnie gdy czytam e-booka. Ale, to tylko taka mała uwaga. Książka naprawdę mi się podobała i szczerze mogę ją polecić.


Sil

Baza recenzji Syndykatu ZwB

6 lipca 2016

Dzień z życia partyzanta ("Kraków niezłomnych 1946" Paweł Słomiak)

"Kraków niezłomnych 1946" Paweł Słomiak
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 248
ocena: 3,5/6




W powszechnej wiedzy tej wyjętej ze szkolnych książek wiadomo, że II Wojna Światowa skończyła się 8 maja 1945r. Tego dnia wszelkie działania wojenne się skończyły, nastał pokój i wszyscy byli szczęśliwi. Tak społeczeństwu mózg "wyprał" poprzedni ustrój. Tymczasem historia, odkrywana po zmianach ustrojowych, okazuje się być o wiele bardziej złożona. Polska spod okupacji niemieckiej przeszła w ręce czerwonych braci pod wodzą Stalina. Dla wielu żołnierzy Armii Krajowej wojna trwała dalej. Walczyli wierząc, że zachód uderzy na Związek Radziecki. Wiemy jednak, że było inaczej i cały ich trud poszedł na marne. Zapomniano o nich na wiele dziesięcioleci, zrównywano ich z bandytami oraz wyłapywano i rozstrzeliwano po torturach.

Książka "Kraków niezłomnych 1946" to pędząca do przodu niczym pendolino powieść opisująca działania polskiego podziemia tuż po II Wojnie Światowej. Mistyczne postacie podziemia walczącego z okupacją komunistyczną były ubrane w same zalety, były pomnikowe. Paweł Słomiak w swojej powieści nadaje im człowieczeństwo. Członkowie krakowskiego oddziału targani są emocjami, mają swoje humory i spostrzeżenia. Każdy ma swoje zainteresowania, od piłki nożnej po samochody. Są po prostu normalnymi ludźmi, różniącymi się od innych jedynie tym, że w każdym miejscu czai się na nich śmierć. Ta książka maluje obraz nieprzerwanych sukcesów i zwycięstw. Ma się wrażenie, że walka z komunistycznym rządem, a zwłaszcza z czerwoną armią, to coś w rodzaju obozu harcerskiego, albo walka taka jaką widzą ją młodzi chłopcy. Baza w mieście pod nosem przeciwnika. Szybkie akcje z wykorzystaniem GMC. Ze starć zawsze wychodzili zwycięsko, no prawie zawsze. Po prostu królowie miasta robią co chcą, gdzie chcą i nikt nie może im się przeciwstawić.

Książkę czyta się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Jest to fabularny pamiętnik opisujący pewien niewielki wycinek z życia oddziału krakowskiego żołnierzy wyklętych. Dokładnie poznajemy ich życie, dzień po dniu. Szkoda tylko, że to wszystko się nagle urywa, kończy. Czytelnik pozostaje z niedosytem, brakuje kilku słów o bohaterach, o ich dalszych losach. Autor też stara się za bardzo jeśli chodzi o patos. Wkłada w usta bohaterów zdania wyciągnięte żywcem z plakatów propagandowych o wielkiej Polsce.  Jeszcze jedna sprawa dotycząca oprawy wizualnej. Po prostu już nie wspomnę, że nie ma zdjęć, a ich bardzo brakuje. O wiele bardziej brakuje mi map sytuacyjnych. Pan Paweł zapomniał, że nie wszyscy czytelnicy są z Krakowa, a powiem nawet więcej, że nie wszyscy czytelnicy żyli w tamtych czasach. Osobiście nie maiłem pojęcia gdzie w Krakowie rozgrywa się akcja.

Ostatnio Polska Walcząca i żołnierze niezłomni czy też wyklęci, stali się bardzo modni w niektórych kręgach. Czy to dobrze, czy źle, to na pewno pokaże czas. Wśród młodych patriotów chodzących w modnych patriotycznych koszulkach z okrzykami o wielkiej i niezależnej Polsce książka ta znajdzie swoje miejsce. Pytanie tylko czy powinna? Autor z lekkością opowiada o walce z radziecką okupacją. Wszystko się załatwia i zdobywa bez najmniejszych problemów, zabicie komunisty to nie morderstwo i tak dalej. Czy to dobry komunikat? Mam nadzieję, że autor dokończy książkę i powie coś niecoś o bohaterach i ich dalszych losach.


Artur Borowski

4 lipca 2016

Wszystko w porządku ("Chłopak na zastępstwo" Kasie West)

PREMIERA 06.07.2016

"Chłopak na zastępstwo" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 400
Ocena: 5/6

Tamta dziewczyna mieszka parę myśli stąd
W tej samej głowie czasem przypomina mnie
Ale ma siłę, jaką miewa mało kto
A kiedy trzeba umie głośno mówić "nie".1)

Nie minęła dłuższa chwila, a ja ponownie zostałam wciągnięta w pewną książkową historię. Może to nie była opowieść rodem z tych wykreowanych przez Colleen Hoover, ale jednak też wyjątkowo porywająca. Dlatego też, z sobotnich planów na szycie inne takie prania, zrobiło się całodzienne leniuchowanie z książką w ręku. Jaką? O tym nieco poniżej.

Gia Montgomery jest siedemnastoletnią przewodniczącą samorządu uczniowskiego w liceum do którego uczęszcza. Jest śliczna i bardzo popularna. Wszystko wskazuje na to, że będzie tegoroczną królową balu maturalnego. Tyle osób głosowało na nią w wyborach do samorządu, ma tylu znajomych i tylu przyjaciół. Co złego może się stać, kiedy bajka trwa? Cóż, bajka może się na przykład szybko urwać. Jeszcze przed rozpoczęciem balu, ale już po odebraniu Gii z domu i dowiezieniu jej na parking przed budynkiem, w którym on się odbywał, Bradley informuje Gię, że ich związek nie ma sensu i musza go przerwać. I to nie jutro, czy w nocy. Tylko teraz zaraz. Czemu? Bo Gia po dwóch tygodniach niewidzenia się z chłopakiem, zamiast powiedzieć "wspaniale wyglądasz", rzuciła "moje przyjaciółki padną". No i jeszcze rozprawiała o tym, jak to w końcu udowodni, że jej chłopak-student naprawdę istnieje. Ciągle ona, ona i ona. Bradley nie wytrzymał tej ciągłej paplaniny i zakończył związek tak szybko, jak mógł. Nie zmartwił go nawet fakt, że jechał na tę imprezę trzy godziny i teraz tyle samo będzie musiał wracać, tak bardzo chciał jak najszybciej zapomnieć o tym związku. I tak oto świat Gii legł w gruzach w ciągu kilku sekund. Nie tylko nie miała z kim pójść na imprezę, to jeszcze nie miała jak wrócić do domu. Po prostu świetnie. Kiedy więc dziewczyna widzi, że na parkingu poza nią, jest jeszcze jakiś chłopak w samochodzie, w jej głowie rodzi się plan. Iście szatański i nieco… dziecinny? Ale mimo to, ma on całkiem sporą szansę na powodzenie, szczególnie, że ów chłopak dość szybko przystaje na plan Gii. Tylko, czy wikłanie się w siatkę kłamstw na pewno jest jedynym rozwiązaniem? Czy obawa przed utratą przyjaciół jest rzeczywista i czy tylko z jej powodu powinno się zbaczać z wcześniej obranej ścieżki? Wreszcie, czy podejście dziewczyny do życia i wydawałoby się bliskich jej ludzi, jest właściwe? Może wewnątrz siebie Gia jest zupełnie inną osobą? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Chłopaka na zastępstwo.

Gdzieś w powyższym tekście wspomniałam, że zachowanie głównej bohaterki było miejscami dziecinne. Nie będę kłamać, naprawdę tak było. Miało to jednak miejsce na początku książki i było (przynajmniej według mnie) celowym działaniem autorki. Nie przepadałam za tą dziewczyną na początku. Zastanawiałam się nawet, jak Kasie West mogła obrać ją na główną bohaterkę powieści. Kto mógł polubić tak płytką i snobistyczną dziewuchę? Na pewno nie ja. A jednak, z każdą kolejną stroną lubiłam ją coraz bardziej, a w końcu uświadomiłam sobie, że nie mogę sobie przypomnieć, co mnie w niej tak bardzo na początku denerwowało. Przecież całkiem fajna z niej dziewczyna. A jej przyjaciółki, a przynajmniej niektóre z nich, faktycznie traktują ją dość dziwnie. Nawet chwilami się z nią utożsamiałam, choć mamy ze sobą naprawdę bardzo mało wspólnego.

Książkę skończyłam czytać już kilka godzin temu, a na ustach wciąż błąka mi się uśmiech. Chłopak na zastępstwo to naprawę fajna lektura, godna polecenia szczególnie nastolatkom, choć myślę że i niejedna dojrzała czytelniczka znajdzie w niej coś dla siebie.

Sil


1) Sylwia Grzeszczak - Tamta dziewczyna

1 lipca 2016

Perswazje ("Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes)

"Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes
wyd. Świat Książki
rok: 2016
str. 384
Ocena: 4,5/6



Pewnie po tej recenzji i ocenie tej książki wydam się niektórym dziwna. Innym może nawet bardziej niż dziwna? Bo choć książka Zanim się pojawiłeś naprawdę mi się podobała, to raczej mną nie wstrząsnęła. Nie zmieniła tego, jak patrzę na życie. Nie sprawiła nawet, że płakałam jak bóbr. W ogóle nie płakałam. Bardzo obawiałam się zakończenia powieści, a gdy w końcu przyszło co do czego, czułam się nawet odrobinę… zawiedziona? Nie wiem, czy można tak napisać, gdy właśnie odłożyło się na półkę opowieść tak smutną i dramatyczną jak Zanim się pojawiłeś. Takie jednak miałam odczucie, gdy przeczytałam ostatnie zdanie w powieści. Czegoś mi w tym złym zakończeniu brakło. Coś mi nie pasowało. Może było za bardzo przesłodzone? A przecież naprawdę niewiele brakowało by albo je odmienić, albo choć odrobinę bardziej je urozmaicić. Tymczasem całość potoczyła się dość przewidywalnym torem i to już od samego początku. Ale, może tylko mnie to wszystko wydawało się oczywiste?

Dwudziestosześcioletnia Louisa Clark prowadzi raczej mało skomplikowane życie. Od urodzenia mieszka z rodzicami. Od sześciu lat pracuje jako kelnerka/barmanka w kawiarni którą uwielbia. Niemal tyle samo czasu spędziła w związku z Patrickiem, któremu ostatnio znacznie bliżej do znajomych podzielających jego pasję do sportu, niż do Lou. Sytuacja finansowa całej rodziny nigdy nie była zachwycająca, a kolejne lata przynosiły tylko kolejne tragedie, katastrofalne dla domowego budżetu. Dziadek znacząco podupadł na zdrowiu, matka musiała więc się nim zająć. Genialna młodsza siostra, w której rodzina pokładała wielkie nadzieje, wróciła z randki z brzuchem i musiała rzucić studia niemal przed ich samym końcem. Choć znalazła pracę, to ciężko jej było wysupłać cokolwiek, co mogłaby dołożyć do domowego budżetu – w końcu musiała wychować małe dziecko. Od miesięcy ojciec rodziny chodzi jak struty, bo przeczuwa, że w pracy nie przedłużą mu umowy. Kiedy więc okazuje się, że kawiarnia którą Lou traktuje jak drugi dom przestaje prosperować, cała rodzina się załamuje. Dziewczyna wie, że najszybciej jak się da musi wyeliminować problem bezrobocia. Jest młoda i energiczna, co prawda nie ma wyższego wykształcenia i raczej cechuje ją brak ambicji oraz predyspozycji zawodowych, ale wie, że jakąś pracę musi mieć. Niestety – każda kolejna zaproponowana w pośredniaku tylko bardziej ją dołuje. Kiedy pada propozycja, by została striptizerką myśli, że już gorzej być nie może. Niemal równocześnie pojawia się możliwość opieki nad osobą niepełnosprawną, która ma polegać bardziej na towarzyszeniu, niż aktywnym pielęgnowaniu mężczyzny z czterokończynowym porażeniem. Jej wybór pada na bramkę numer dwa, i już wkrótce okazuje się, że przypadła pracodawcy do gustu, choć trudno stwierdzić dlaczego. Tak właśnie zaczyna się ten trudniejszy okres w życiu głównej bohaterki, która zamiast na starszego, niedołężnego pana trafia na mężczyznę w kwiecie wieku, którego cudowne życie skończyła jedna tragiczna w skutkach decyzja. Will nie szczędzi bliskim bólu. Jest złośliwy i nieprzystępny. A do tego chce o sobie decydować sam. Czy będzie miał taką możliwość? Czy Lou pokaże mu, jakie życie może być piękne? Czy najbliższe sześć miesięcy będą koszmarem, czy idyllą? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie przeczytać Zanim się pojawiłeś. Tym bardziej, że ekranizacja tej powieści właśnie weszła na kinowe ekrany. Ja jeszcze nie miałam okazji obejrzeć, więc kto wie, może adaptacja potoczy się nieco inaczej niż pierwowzór?

Nie jest tak, że książka mi się nie podobała. Broń Boże, naprawdę przypadła mi do gustu, wciągnęła i pochłonęła moje myśli na kilka dni. Chciałam wiedzieć, co będzie dalej i czy losy bohaterów potoczą się tak, jak przewiduję. Interesowało mnie, dlaczego Lou kilka lat wcześniej bardzo się zmieniła. Chciałam wiedzieć, Ale, jak już wcześniej wspomniałam, akcja miejscami była nad wyraz przewidywalna, a główna bohaterka bywała dziecinna. To jednak nie odstraszało mnie lektury, a każda kolejna zmiana zachodząca zarówno w Louisie jak i Willu zachęcała mnie do czytania dalej. Zanim się pojawiłeś zostawiło po sobie bardzo miłe wrażenie, co jest dość dziwne, bo to w końcu był dramat… Autorka napisała kontynuację tej, zdawałoby się, zakończonej i zamkniętej historii. Co w niej znajdziemy? Tego nie wiem, ale na pewno postaram się dowiedzieć.


Sil