30 maja 2016

Zacząć od nowa ("Alive. Żywi" Scott Sigler)

PREMIERA 2.06.2016

"Alive. Żywi" Scott Sigler
Seria: Generacje
Tom: 1
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5,5/6


I'm waking up to ash and dust
I wipe my brow and I sweat my rust
I'm breathing in the chemicals

I'm breaking in, shaping up, then checking out on the prison bus
This is it, the apocalypse1)

Budzi cię… nagły, przeszywający ból. Coś jest nie tak. Nie tak powinnaś się budzić w dniu swoich dwunastych urodzin. Otwierasz oczy. Jest ciemno. Tak zupełnie, absolutnie ciemno. I jakoś zupełnie głucho. Każdy kolejny ruch powoduje kolejną dawkę bólu. Coś cię gryzie w szyje, wbija w nią swoje…zęby? To coś cię zabija. Nie możesz na to pozwolić. Ale… twoje ręce są unieruchomione. I nogi też. Robisz więc wszystko co w twojej mocy, by uwolnić choć jedną dłoń. Kosztuje cię to wiele. Może nawet zbyt wiele. Krew się leje, ale w końcu to się udaje. Tym czasem stwór podobnie wbija się w twoją szyję, chwytach go i… rozgryzasz. Zaciskasz szczęki i gryziesz tak długo, aż przestaje się wić. Wypluwasz więc czym prędzej to, co z niego wypłynęło. Kolejne minuty to dla ciebie istna agonia, ale w końcu uwalniasz drugą rękę i nogi. Musisz jeszcze tylko uratować siebie. Bo już wiesz, że leżysz w trumnie. Ktoś cię w niej zamknął, wołasz rodziców, ale oni nie reagują. Nie przychodzą. Może wcale ich z tobą nie ma? Wiesz tylko, że musisz się czym prędzej wydostać z tej skrzyni. Tylko, czy poza tą trumną będzie lepiej, czy gorzej?

Powyższa sytuacja – jak z najstraszniejszego horroru, przytrafiła się Em. Em nie wie jak naprawdę ma na imię, wie tylko to, co wyczytała na swojej skrzyni: M. Savage. To ostatnie słowo oznacza jednak dzikusa. Em nie chce byś postrzegana w ten sposób. Za wszelką cenę stara się więc, by nikt nie wołał ją po nazwisku. W pomieszczeniu, w którym znajduje się jej trumna, przechowywanych jest jeszcze 11 takich samych. I zdecydowanie nie są one puste. Z jednej dobiega krzyk. Pewnie podobnie brzmiała ona sama, gdy nawoływała rodziców. Robi więc wszystko co w jej mocy, by wydostać tę dziewczynę z zamknięcia. Tak oto Em poznaje T. Spingate. W kolejnych pojemnikach znajdują się zarówno żywi nastolatkowie – ale wciąż śpiący, jak i martwe skorupy, które przed zniszczeniem lub wysuszeniem były małymi dziećmi. To jednak nie jest najgorsze, bo strachem napawa dopiero to, co znajdują w kolejnych salach, gdy w końcu udaje im się obudzić tych, którzy przeżyli. Każdy ocalały jest przekonany, że ma w tym dniu urodziny. I że to jego dwunaste urodziny. Ich ciała nie wyglądają jednak na dwunastoletnie, tylko na kilka lat starsze. Ubrania które mają na sobie są zdecydowanie za małe. W koszulach brakuje guzików, rękawy sięgają łokci, spódniczki i spodnie są za krótkie. Wszystko jest nie takie, jak powinno. Jest przerażające. Nowo powstała grupa wie jednak, że muszą znaleźć kogoś, kto im pomoże, kto ich uratuje. Muszą więc wyruszyć na poszukiwania. Co znajdą w niekończącym się jasnym korytarzu? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Scotta Siglera zatytułowaną Alive.

Nie będę ukrywać, że połknęłam tę książkę w iście ekspresowym tempie. Czyta się ją znakomicie. Zwroty akcji są… zdumiewające, zachwycające i przerażające. Im więcej się dowiadujemy, im głębiej brniemy w opowieść, tym bardziej nas ona fascynuje. I tym mniej prawdopodobna się wydaje. Jednak mimo tej nierealności chcemy więcej i więcej. Bo zaczynamy żyć tym, co czują i przeżywają bohaterowie. Chcemy rozwiązać ich zagadkę. Chcemy się dowiedzieć, kto zamknął ich w trumnach i dlaczego nigdzie nie spotykają starszych od siebie osób. Chcemy wiedzieć wszystko. A gdy w końcu się tego dowiadujemy, nie potrafimy ogarnąć tego umysłem. Książka jest znakomita, zdecydowanie zachęcam do jej przeczytania.

Sil

1) Imagine Dragons - Radioactive



27 maja 2016

Tajne bractwo ("Navy Seals. Historie prawdziwe" Scott McEwen, Richard Miniter)

"Navy Seals. Historie prawdziwe" Scott McEwen, Richard Miniter
wyd. Świat Książki
rok: 2016
str. 352
Ocena: 5/6


11 rozdziałów oraz aneks obejmujący kilkaset stron, to ciekawy, a przede wszystkim nietypowy sposób przedstawienia historii sił specjalnych marynarki wojennej USA, czyli Navy Seals. Autorzy sięgnęli do czasów formowania się morskich działań specjalnych w czasach drugiej wojny światowej. Szybko przedstawili jak oficjalnie sformowano jednostkę. W bardzo interesujący sposób pokazali jak gang piratów zmienił się w doborową i regularną formację wojskową. Zbieranina fachowców dla których szarża była czymś nieznanym, a bójki w barach codziennością, w wyniku postępu i formalizacji stała się siłami specjalnymi stanowiącymi wzór dla reszty świata. W książce pokazane jest morze, ściśle kojarzące się z tymi oddziałami, ale odchodzi ono w niepamięć, ponieważ komandosi bardzo skutecznie sobie poczynali na pustyniach Iraku i w Górach Afganistanu. Nie zabrakło tu informacji o polowaniu na bin Ladena oraz opisu operacji znanej z filmu Ocalony. Najwięcej miejsca autorzy poświęcili na wydarzenia Bengazi i analizy możliwych scenariuszy. Ci co znają temat pewnie zastanawiają się, czemu tak wiele czasu autorzy poświęcają atakowi na ambasadę i zabójstwu ambasadora. Otóż odpowiedź jest bardzo prosta. Na ratunek pojechali tam dwaj byli komandosi Seals i zginęli. Przetrwanie BUD/S daje dożywotni wstęp do tego tajnego bractwa. Tay i Glen, bo o nich mowa, zostali pochowani jak foki i nie miało znaczenia to, że już nie należeli do oddziału. Foką jest się do śmierci.

Przez swoją książkę i wszystkie opisy, a przede wszystkim przez pokazanie życiorysów kluczowych i legendarnych ludzi z tej formacji, autorzy pokazali jak tworzy się unikatowa więź między nimi. Tworzy się swego rodzaju bractwo, tajne bractwo do którego dostęp mają tylko foki. Ludzie ci są gotowi oddać swoje życie za każdego z oddziału, a przede wszystkim za ojczyznę. Ta unikatowa więź tworzyła się przez wspólne działania bojowe, a formowały ją wyczerpujące "egzaminy wstępne” i szkolenia.  Tutaj nie liczy się pochodzenie, czy też wykształcenie. Ważne jest z którego oddziału się jest oraz miłość do ojczyzny. Ludzie ci są tak bardzo ze sobą związani nie tylko przez wspólne wartości i patriotyzm, ale także przez widmo czyhającej śmierci. Ta czai się na nich na każdym kroku, gdy wykonują zadania i oddziela ich od niej tylko szczęście oraz wyszkolenie, doskonałe wyszkolenie. Jest jeszcze jeden czynnik scalający tych ludzi – tajemnica. Sposób narracji w książce jest na tyle oryginalny, że ciężko nie zżyć się z opisywanymi postaciami i z całą formacją.

Autorzy postarali się aby książka była bardzo amerykańska. Czyli miłość do ojczyzny i patriotyzm bije już pod pierwszych słów. Dzielni amerykańscy chłopcy ratują świat i wszystko im się udaje. No niemal wszystko. Na szczęście pojawiają się tam czarne charaktery, które burzą idealny świat Fok. Autorzy chcąc pokazać różnorodność Seals i ich wyszkolenie, zrobili ukłon w stosunku do polskich czytelników. Dowiemy się trochę o współpracy Fok z operatorami GROMu. Mało tego, poznamy losy Polaka, który uciekając przez komunizmem trafił do USA, a potem do Fok. Zaskakującym jest to, że duet prawnik i dziennikarz śledczy zabrali się za pisanie takiej książki. Bardziej spodziewałbym się takiej książki po jednym z weteranów. Może jednak daje to trochę inne, świeższe spojrzenie z zewnątrz? Książkę mogę polecić, czyta się ją dobrze. Momentami łapałem się na tym, że z godzinnego wieczornego czytania zrobiły się trzy. Mimo iż oczy same się zamykały to kolejna strona musiała zostać przeczytana aż do końca rozdziału, a potem dalej i dalej. Brak ilustracji i zdjęć w ogóle nie przeszkadza choć wniósłby wartość dodaną.

Artur Borowski



25 maja 2016

Wszystko w porządku ("Teraz albo nigdy" Sarah Dessen)

"Teraz albo nigdy" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 6/6


Wieczność będzie trwała dokładnie tak długo, jak długo jej na to pozwolimy...

Czasami od życia chcemy tylko jednego - świętego spokoju. Niestety nie zawsze jest on nam dany. Bywa, że to właśnie o spokój jest najtrudniej. Zamykamy się w sobie, nie odpowiadamy na pytania padające z ust bliższych i dalszych znajomych. Chcemy tylko, by ten niekończący się korowód w końcu zniknął. Najlepiej by przestał istnieć. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Zdarza się, że pozostaje nam już tylko jedno wyjście - zupełnie się zmienić. Odciąć się od przeszłości, zacząć od nowa z zupełnie czystą kartą.

Jakiś czas temu, zupełnie niespodziewanie zmarł ojciec Macy. Jej ukochany tatuś umarł zostawiając ją, jej siostrę oraz ich matkę. Pogodzenie się z zaistniałą sytuacją było tym cięższe, że każda z nich przechodziła żałobę w inny sposób. Caroline wypłakała chyba wszystkie łzy jakie miała, płakała nie tylko za siebie, ale i za Macy i ich matkę. Mama wszystko sprzątała, wynosiła i oddawała biednym ludziom rzeczy, które przypominał jej o zmarłym mężu. Nie rozmawiała o nim, nie wspominała, po prostu zamknęła za sobą ten rozdział. Przynajmniej starała się, by tak to wyglądała. Macy za to starała się za wszelką cenę udawać tę silną. Tę, którą to najmniej obeszło, która potrafi poradzić sobie z tak wielką stratą. Gorzej, że to ona znalazła ojca i cały czas obwiniała się. Była przekonana, że gdyby tylko zareagowała wcześniej, gdyby nie chciało się jej tak bardzo spać, gdyby zerwała się z łóżka i ruszyła na poranną przebieżkę z tatą, to wciąż by z nią był. Kiedy jednak do niego dobiegła – było już za późno. Dlatego właśnie Macy odcięła się od starego życia. Przestała biegać, zrezygnowała ze szkolnej drużyny, odcięła się od dawnych znajomych. Gdy poznała Jasona zobaczyła w nim wybawienie i możliwość nowego startu. I co najważniejsze – uwierzyła, że dzięki niemu może stać się lepszą osobą. Że może być idealna. I była, przez całe półtorej roku ich związku. Sytuacja jednak uległa zmianie, gdy Jason zdecydował się udział w obozie dla mózgowców. Po raz pierwszy od wielu miesięcy mieli się nie widzieć dłużej niż przez 2-3 dni. Do tego Macy miała zastąpić chłopaka w bibliotece na stanowisku informacyjnym, a nikt za nią w tym przybytku nauki nie przepadał. Wakacje zapowiadały się więc dość nieciekawie, szczególnie, że po tym jak odcięła się od przeszłości w zasadzie straciła wszystkich znajomych. Nie miała więc nawet z kim wyjść na kawę. Kiedy jednak jej matka zorganizowała kolejny dzień otwarty i okazało się, że w firmie cateringowej obsługującej przyjęcie niezbędna jest pomoc, dziewczyna nie wahała się ani chwili i wzięła się do pracy. Dzięki temu z końcem wieczoru dostała propozycję dodatkowego zarobku, a co za tym idzie zajęcia w czasie, gdy i tak nie maiła za bardzo co robić. Oczywiście Macy nie miała zamiaru rozpoczynać takiej współpracy. Jakby to wyglądało w jej dokumentach? Zmienić decyzję pomógł jej mail od Jasona w którym… O nie, tego wam nie zdradzę. O tym musicie przeczytać sami. Jedno jest pewne, ta jedna wiadomość zmieni w życiu Macy niemal wszystko.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że ta książka będzie aż tak dobra, i że aż tak dobrze będzie się ją czytać. Autorka przyciąga uwagę czytelnika w zasadzie już od pierwszych stron i potrafi ją utrzymać, aż do zakończenia tej niezwykłej historii. Teraz albo nigdy to nie tylko zabawna ale i pouczająca opowieść o radzeniu sobie ze smutkiem i z naciskającym na człowieka otoczeniem. To również historia o poplątanych ludzkich losach, uczuciach, które czasem okazują się nic nie znaczyć oraz przyjaźniach, które okazują się być najważniejsze na świecie. Jak dla mnie znakomita i godna polecenia książka. Z czystym sumieniem zachęcam do lektury.


Sil

23 maja 2016

Swobodne spadanie ("To skomplikowane Julie" Jessica Park)

"To skomplikowane Julie" Jessica Park
wyd. OMGBooks
rok: 2016
str. 320
Ocena: 6/6


Find me here, speak to me
I want to feel you, I need to hear you
You are the light that's leading me to the place
Where I find peace again
You are the strength that keeps me walking
You are the hope that keeps me trusting
You are the life to my soul
You are my purpose
You're everything1)

Czasem z pozoru prosta historia okazuje się być tą, która zawłada tobą totalnie. Zaprząta twoje myśli, nie dopuszcza innych do głosu. Jest tym, czym żyjesz. Albo, w ekstremalnych przypadkach, to ona pozwala przeżyć. Może nie mogę powiedzieć, że ta powieść uratowała mi życie, ale pomogła mi przeżyć bardzo trudny okres. Czas w którym nie miałam siły na głębszy oddech, a uśmiech, jeśli się pojawiał, to tylko wymuszony. A jednak Julie pozwoliła mi nie tylko się uśmiechnąć, ale przede wszystkim się śmiać. Choć ta powieść zdecydowanie nie jest komedią, to rozładowała ona napięcie, które we mnie narosło. Nie wyeliminowała go. Nie sprawiła, że zapomniałam, ale sprawiła, że zmniejszył się kamień, który naciskał na moją klatkę piersiową.

Julie Seagle przyjeżdża do Bostonu na studia. Nie ucieka. Nie zamyka za sobą drzwi do czasu, o którym wolałaby zapomnieć. Nie pisze swojej historii na nowo, chce tylko napisać jej nowy rozdział. Wybiera więc uczelnie, żegna przyjaciół, kończy związek z chłopakiem, wynajmuje pokój przez Internet, całuje mamę na pożegnanie i wyjeżdża. Na miejscu jednak sprawy przybierają dość nieciekawy obrót. Delikatnie mówiąc – komplikują się. Mieszkanie, w którym wynajęła pokój okazuje się być barem z burrito i to w nie najlepszej okolicy. Oczywiście chyba nie muszę dodawać, że nie ma w nim żadnych pokojów dla lokatorów? Ktoś najzwyczajniej w świecie ją oszukał. Zaliczka przepadła, a miejsc w akademikach po prostu już nie ma. Nic, tylko siąść i płakać. Otóż to. Dokładnie tak postępuje Julie. Siada na swoich walizkach i załamuje ręce. Wyciąga telefon i dzwoni do mamy, aby się wyżalić, a tak cudownie wynajduje w Bostonie przyjaciółkę z czasu własnych studiów i załatwia u niej tymczasowe lokum dla córki. To oczywiście sytuacja przejściowa, na kilka nocy, póki Julie nie znajdzie dla siebie odpowiedniej stancji. Kobieta jest ba tyle uprzejma, że wysyła w miejsce gdzie przebywa Julie swojego syna, który ma wybawić ją z opresji. I tak oto naprawdę zaczyna się nowy rozdział w życiu głównej bohaterki powieści.

Na miejscu Julie poznaje ludzi, którzy z powozu wydają się tworzyć idealną i tradycyjną rodzinę. Jest mama, tata, nastoletnia córka Celest, studiujący średni syn Matt i zwiedzający świat pierworodny – Finn. Nic jednak nie jest tym, czym się wydaje. Celest jest dość osobliwą nastolatką. A najważniejszy na świecie jest dla niej kawałek kartonu wielkości człowieka. Matt to ekscentryczny student, który poza uczelnią i komputerowi poświęca się tylko jednej czynności – wychowywaniu młodszej siostry. Finn natomiast postanowił zrobić sobie przerwę od rzeczywistości. Wyjechał z kraju, oddał się ściśle wolontariatowi i nie wiadomo kiedy, u czy w ogóle kiedykolwiek wróci do domu. Ojciec rodziny żyje nieustannymi planami wyjazdowymi związanymi z jego pracą, a matka to bardziej daleka znajoma swoich dzieci niż ich piastunka. Ma swoje sprawy, swoje ekscentryczne zachowania, swój świat. Nie interesują ją sprawy przyziemne, takie jak zawiezienie córki do szkoły czy pójście na jej wywiadówkę. Od tego jest Matt, który nie ważne co będzie robił, robi za mało. Za to a Finna każdy patrzy z przymrużeniem oka. Może robić co chce, jak chce i kiedy chce. Nikt z rodziny niczego od niego nie wymaga. Nikt nie naciska. Nikt nawet za bardzo się z nim nie kontaktuje. Chłopak okazjonalnie wysyła maile i wstawia na swoim fejsie (również dość osobliwym) fotki z wojaży. Julie nie do końca wie, jak się w tym wszystkim odnaleźć, tym bardziej, ze trafia do pokoju Finna a jego mama po kilku dniach proponuje, by została z nimi na dłużej i nie szukała żadnego mieszkania. Któregoś dnia odzywa się więc na Facebooku do Finna i tak oto zyskuje nowego przyjaciela, z którym może rozmawiać niemal o wszystkim. Bo jest jeden zakazany temat – co takiego sprawiło, że ich rodzina stała się taka a nie inna. Gdy w końcu Julie odkryje prawdę, nie pozostanie jej nic poza… Nie, nie, nie zdradzę Wam tego. O tym, jaką tajemnicę ukrywa rodzina Watkinsów będziecie musieli przekonać się sami. I choć pewnie będziecie przeczuwać co nadchodzi, to i tak rozwiązanie zagadki dla was bolesne.

Na początku niezupełnie rozumiałam tytuł tej powieści. Odnosiłam go bardziej do samej bohaterki, a nie do jej otoczenia. Jak się okazało – postępowałam całkowicie niesłusznie. Książkę czyta się wręcz znakomicie. Autorka ma bardzo lekkie pióro, choć wcale nie pisze o banałach. Jak już wcześniej wspomniałam, To skomplikowane Julie trafiło do mnie w nienajlepszym pod względem psychicznym czasie. Zwykle w takich chwilach w ogóle nie jestem w stanie czytać. Mam wrażenie, że tę powieść przeczytałam na jednym wdechu, a przecież poświęciłam jej kilka dni. Za każdym razem, gdy odkładałam ją na półkę, zaczynałam za nią tęsknić. Bardzo chciałam rozwiązać zagadkę, nawet zaznaczałam sobie fragmenty, które moim zdaniem mogły być kluczem do wszystkiego. Jak się później okazało – były. Poznałam tajemnicę Watkinsów wcześniej, niż faktycznie została ona wyjawiona, a i tak gdy w końcu padły te słowa, płakałam. Ale rozumiałam ich i powody, z których zdecydowali się to zataić. Rozumiałam również Julie, która nie potrafiła sobie poradzić z ciężarem, który niosła za sobą ta tajemnica.

To skomplikowane Julie, to piękna historia opowiadająca równocześnie o zapomnieniu i o pamięci. Pamięci tak silnej, że przezwycięża niemal wszystkie przeciwności losu. To książka dla każdego, bo wydaje się, że wszyscy znajdą dla niej coś dla siebie. Zdecydowanie zachęcam was do sięgnięcia po tę wzruszającą i pouczającą powieść.  

Sil

1) Lifehouse - Everything



20 maja 2016

Motyle ("Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz)

"Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz
wyd. Filia
rok: 2016
str. 320
Ocena: 5,5/6


Jesteśmy szczęśliwi. Mamy wszystko, czego od życia zawsze chcieliśmy. Koleje losu układają się nam dokładnie tak, jak powinny. Praca, dom, dzieci, kochająca rodzina. Czegoż więcej chcieć? Czy w ogóle można prosić o więcej? Jak się okazuje, czasem można chcieć za dużo. A potem się sparzyć. I stracić wszystko, na co pracowało się przez lata.

Dwadzieścia lat po maturze jedna ze szkolnych koleżanek Zuzanny zamieściła na fejsbuku posta, w którym przypomniała, ile czasu minęło od pamiętnych wydarzeń. Pokusiła się jednak o nieco więcej i poza samym wpisem, dodała do niego zdjęcia. Studniówka. Polonez. Maturzyści, dumnie kroczący do przodu w tym dostojnym tańcu. A wśród nich oni – ona i on, Zuza i Paweł, przez wszystkich nazywany Pablo. Wielka szkolna miłość, która trwała jeszcze długo po maturze. Zuzie te zdjęcia zaczynają przypominać coś, co dawno utraciła. Motylki w brzuchu. Tak, dwadzieścia lat temu miała motylki. Miała je przez cały czas trwania związku z Pablem. Chłopak pisał do niej cudowne listy miłosne. Podrzucał jej do książek, plecaka, wysyłał pocztą. Pisał z okazji dnia Dzikiej Flory czy Dnia Marzyciela. W zasadzie każdy powód, by napisać był dobry. A konkluzja zawsze była taka sama – miłość. Wspomnienia sprawiają, że bohaterka zaczyna odczuwać coraz większy żal. Teraz nie ma motylków, Nie ma listów miłosnych. Nie ma romantycznych randek. Kiedy Zuzanna prosi męża, by napisał do niej list, ten w odpowiedzi zostawia jej karteczkę na lodówce. Bardzo nieromantyczną. Totalnie przyziemną. Ten drobny liścik, w zasadzie niepozorny, skierował myśli Zuzy na tory, które doprowadzić ją miały do zagłady.

Czasami życie marzeniami sprawia, że coś idealnego i trwałego niczym zamek wybudowany na skale, rozpada się jak niechlujnie ułożony domek z kart. Wydaje się nam, że postępujemy słusznie, że nie robimy nic złego, że po prostu staramy się przeżyć kolejny dzień i być odrobinę bardziej szczęśliwi. A tak naprawdę wpadamy w czarną dziurę, z której nie jesteśmy w stanie się wydostać. Najgorsze jest jednak to, że nawet tego nie zauważymy, wręcz przeciwnie - wydaje nam się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Zuza myśli, że nic złego nie robi, ale równocześnie oddala się od codzienności, a co za tym idzie i od swojego męża. Wydaje się jej, że nic się nie zmienia, że wciąż najważniejsze są jej dzieci, ale na każdym kroku odstawia je na bok, niczym w danej chwili niepotrzebne kawałki układanki. Kłamie przyjaciółkom, mężowi, rodzicom, dzieciom i sobie samej. I choć chwilami zdaje sobie sprawę, że postępuje nie do końca uczciwie, to mimo wszystko dalej w to brnie.

W przypadku Cześć, co słychać zdecydowanie nie można osądzać książki ani po tytule, ani tym bardziej po okładce. Powieść opowiada dość złożoną historię, która z początku wydaje się banalna i niczym nieodróżniająca się od innych. Nawet przez pierwsze kilkadziesiąt stron odnosiłam wrażenie, że czytam o samej sobie. W końcu która z nas nie przeżyła młodzieńczej miłości, pełnej wzlotów, czułych słówek i motylków w brzuchu? Wydaje mi się również, że większość ludzi, tak jak i bohaterka powieści, ma skłonność do wymazywania gumką tych mniej fajnych wspomnień. Po latach dużo łatwiej i przyjemniej wracać do tych cudownych chwil, gdy ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a my byliśmy naprawdę szczęśliwi. Nikt nie zadaje pytań - czemu to się skończyło. Jak doszło do rozstania. A przecież większość związków nie rozpada się ot tak, bez powodu. Prawda? By się tego dowiedzieć, koniecznie powinniście przeczytać najnowszą powieść Magdaleny Witkiewicz.

Cześć, co słychać czyta się bardzo dobrze, choć nie od samego początku łatwo wdrożyć się w fabułę. Bohaterka stara się opowiedzieć czytelnikowi swoją historię. Tłumaczy się, wyjaśnia, a w zasadzie plącze w zeznaniach. Wciąż i wciąż powtarza, że o tym dalej, że nie miało być tak jak wyszło, że gdyby nie postąpiła tak, jak postąpiła, nie doszłoby do tego, co się wydarzyło. Nie byłoby tragedii, koszmaru, wybuchów i końca. Czytelnik zaczyna zastanawiać się, co takiego Zuza zrobiła. Co tak bardzo ja gnębi, co sprawia, że wiesza na sobie psy. A potem się dowiadujemy i… czy się dziwimy? Ja gdzieś w połowie powieści zaczęłam coś podejrzewać, a im więcej czytałam, tym bardziej utwierdzałam się w słusznym, jak się potem okazało, przekonaniu. Nie żałuję jednak ani jednej chwili poświęconej tej lekturze. Bo choć mnie rozbiła, to potem starała się poskładać w całość. Tę powieść warto ją więc nie tylko przeczytać, ale i dłużej się nad nią zastanowić a następnie zapamiętać. Polecam.

Sil

Za książkę dziękuję Autorce :) 

18 maja 2016

Bez prawa do życia ("Pani Noc" Cassandra Clare)

"Pani Noc" Cassandra Clare
Seria: Mroczne Intrygi
Tom: 1
wyd. MAG
rok: 2016
str. 832
Ocena: 5,5/6


Don't tell the gods I left a mess
I can't undo what has been done
Let's run for cover
What if I'm the only hero left
You better fire off your gun
Once and forever
He said go dry your eyes
And live your life like there is no tomorrow son
And tell the others
To go sing it like a hummingbird
The greatest anthem ever heard
We are the heroes of our time
But we're dancing with the demons in our minds1)

Seria Dary Anioła była jedną z najlepszych historii, jakie miałam przyjemność przeczytać. Kiedy więc dowiedziałam się, że Cassandra Clare pisze nową serię, w której powróci do tematu Nocnych Łowców wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie chcę. Nie pragnę. MUSZĘ. Poprosiłam. Książka przyszła. A ja się przeraziłam. Przeszło osiemset stron. Jak to ogarnąć? Naprawdę zwątpiłam, szczególnie że w tak grubych powieściach zawsze męczy mnie trzymanie tych tomiszczy. Trochę więc zwlekałam, nim się za nią zabrałam. A gdy już zaczęłam czytać, chciałam ciepnąć Panią Noc w kąt. Bo mnie nie wciągała. Bo jakoś nie potrafiłam się zagnieździć w tej powieści. A jednak… Z każdą kolejną stroną chciałam wiedzieć więcej i bardziej pragnęłam wracać do tej opowieści. Nawet nie wiem w której chwili utraciłam możliwość oderwania się od lektury. Zatraciłam się w niej i uparcie dążyłam do uchwycenia zdawałoby się nieuchwytnych niuansów tej książki. Mam wrażenie, że to mi się udało. Choć było ciężko. Szczególnie na koniec. Ale za samo zakończenie, epizod Clary i Jace'a bardzo dziękuję autorce. Bardzo.

Od wydarzeń z ostatniej części sagi Dary Anioła minęło pięć lat. Pięć lat, podczas których Nocny Łowcy starali się odbudować swoje siły, napisali nowe prawo, odcięli się od faerie i starali się żyć dalej. Emma Carstairs dojrzała, zrezygnowała z nauki w Akademii, niby przeżyła żałobę po utracie rodziców, ale nigdy nie wybaczyła i ciągle planowała zemstę. Nie wiedziała tylko przeciwko komu, bo z całą pewnością, przynajmniej według niej, jej rodziców nie zabił Sebastian. Choć była jedną z nielicznych, która tak uważała. Wciąż więc poszukiwała tropów, a by to robić, musiała oszukiwać, zarówno Clave jak i najbliższych jej ludzi. O wszystkim wiedział tylko jej parabatai Julian Blackthorn, choć i przed nim ukrywała niektóre elementy. Kiedy jednak w Los Angeles robi się niebezpiecznie, gdy zaczynają ginąć ludzie oraz, jak się okazuje faerie, a wszystko wydaje się być powiązane ze śmiercią jej rodziców, dziewczyna musi otworzyć się przed większą ilością osób. Musi też zdecydować, czy chce dalej w to brnąć, czy woli spokoju dla najbliższej rodziny, która jej pozostała – sierot jak ona – Blackthornów. Bo niewątpliwie jej poczynania mogą ściągnąć na nich wszystkich gniew Clave. Jaką podejmie decyzje? Jaką decyzję podejmie Jules? I, co chyba najważniejsze, czy ich więź parabatai przetrwa to, co zgotował im los, życie i ich własne umysły i cielesności? Czy na końcu tej historii wciąż będą sobie bliscy? Czy wciąż będą przyjaciółmi? A może kimś więcej? Bo chyba… nie mniej…

Pani Noc niezwykle mnie poruszyła. Decyzje, które koniec końców musiała podjąć główna bohaterka były z rodzaju tych, których nikt nigdy podejmować nie powinien. Trudno uwierzyć, że siedemnastolatka potrafiła zachować się dojrzale i poważnie, choć niewiele osób jej towarzyszących zdaje sobie sprawę, jak wiele ją to kosztowało. Jak bardzo cierpiała. I ile przyjdzie jej jeszcze z tego powodu znieść. Autorka ma w planach jeszcze dwa tomy tej serii. Mam nadzieję, że będą one dalej opowiadały o tej niezłomnej Nocnej Łowczyni. Liczę również na to, że autorce uda się wyjść z impasu i sprawi, że i dla Emmy zaświeci kiedyś słońce.

Zdecydowanie polecam.

Sil

1) Mans Zelmerlow - Heroes

Baza recenzji Syndykatu ZwB

16 maja 2016

Zabij mnie delikatnie ("Piętno Midasa" Agnieszka Lingas-Łoniewska)

PREMIERA 10.06.2016

"Piętno Midasa" Agnieszka Lingas-Łoniewska
rok: 2016
str. 356
Ocena: 6/6

Jak co dzień rano, bułkę maślaną
Popijam kawą, nad gazety plamą
Nikt mi nie powie, wiem co mam zrobić
Szklanką
o ścianę rzucam, chcę wychodzić
Na klatce stoi cieć, co się boi
Nawet odkł
onić, miotłę ściska w dłoni
Ortalion szary chwytam za bary
I przerażonej twarzy krzyczę prosto w nos!

Chciałbym być
sobą
Chciałbym być
sobą wreszcie 1)

Karma to suka. Nie da się z tym stwierdzeniem polemizować, szczególnie po lekturze najnowszej powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zatytułowanej Piętno Midasa. Autorka pisała tę książkę przez kilka lat. Nie ukrywa, że sprawiła jej ona niemały problem, niejednokrotnie trudno jej było podążać ścieżką, którą obrała dla bohaterów. Nie zawsze wiedziała, co dalej powinno się wydarzyć. Najczęściej jednak była najzwyczajniej w świecie przemęczona tym wszystkim. Niewątpliwie Piętno Midasa przemaglowało Agnieszkę. Pokuszę się nawet o sformułowanie, że tej powieści na raz nie dało się napisać. Dojrzewała ona w głowie autorki, a teraz, gdy oddana została w ręce czytelników, dojrzewa dalej – tym razem w naszych umysłach. Czy jest taka, jaką widzieć ją chciała jej twórczyni? Czy swoim wnętrzem pożre nas? Zmieli? Zmieni? By się tego dowiedzieć… trzeba ją zgłębić. Jedno jest pewne, po jej lekturze już nic nie będzie takim, jakim było wcześniej.

Największą pasją Jakuba Rojalskiego jest fotografia. Nie jest może wybitnym specjalistą, może nie osiągnął międzynarodowej sławy, ale zdecydowanie wie co robi. Pejzaże, portrety, imprezy okolicznościowe. Nic nie jest mu straszne. Ale… nie przyjmuje wszystkich zleceń jak leci. Coś musi go do danej pracy przyciągnąć, coś musi go zainspirować. A potem wychodzą z tego wspaniałe fotografie, które przedstawiają coś prawdziwego. Podczas jednego z takich zleceń Kuba poznaje Karolinę Linde, która niemal od razu przypada mu do gustu - i nie ma tu co ukrywać – ze wzajemnością. Bohaterowie, już nie pierwszej młodości, zaczynają odkrywać siebie nawzajem. Oboje mają jednak sporo sekretów, związanych zarówno z ich przeszłością jak i teraźniejszością. I nie planują ich sobie nawzajem wyjawiać. Tylko, czy w takim związku można żyć?

Midas od bardzo wielu lat pracuje dla mafii. Jest jednym z najlepszych na świecie płatnych zabójców. Nigdy nie pozostawia po sobie śladu, który mógłby naprowadzić śledczych na jego trop. Tylko jego prawdziwy i pierwszy mocodawca wie, kim naprawdę jest Midas i jak się z nim skontaktować. To on podsyła mu kolejne zlecenia, wyznacza kolejne cele i wypłaca gażę. Midas nie pyta, Midas działa. Bo karma jest suką. A on szuka zemsty. Może nie byłby teraz tym, kim jest, gdyby nie tragedia sprzed lat. To ona sprawiła, że stał się jeszcze bardziej bezwzględny i morderczy. Tylko czy człowiek, którym się stał, to jeszcze ludzka istota? Czy czuje? Czy jest w stanie wyciągnąć rękę do potrzebujących? Pomóc, gdy inni nie dają rady? Czy praca, którą wykonuje nie sprawi, że zapomni jakim kiedyś był człowiekiem? Że miał dla kogo żyć? Dla kogo się uśmiechać? Kogo kochać? Czy dane mu będzie się zemścić, a jeśli tak, to czy vendetta przyniesie mu ukojenie?

Piętno Midasa to nie jest łatwa powieść. Nie czyta się jej od tak – bez problemu. Nie połyka się jej w całości, jak jakieś ckliwe romansidło, w którym brak większego sensu. Do tej książki trzeba się przygotować, trzeba ją przeżywać. Może nawet trzeba pójść za przykładem autorki. Ona pisała Midasa kilka lat, może lekturę należy rozłożyć na wiele części? Ja po raz pierwszy tak właśnie ją czytałam. Zdanie po zdaniu, akapit po akapicie, rozdział po rozdziale. Niejednokrotnie kolejne rozdziały dzieliły między sobą lata świetlne. To wszystko przez nią, przez Agnieszkę Lingas-Łoniewską, która właśnie w ten sposób dawkowała mi tę powieść. Dzięki temu niezwykle zżyłam się z Jakubem, Karoliną (którą wciąż w myślach nazywam Dorotą, zupełnie nie wiem dlaczego?) oraz Midasem. Zżyłam się też z wieloma innymi, pobocznymi bohaterami, których dzięki Agnieszce poznałam niemal od podszewki. Jednych pokochałam, a innych znienawidziłam. Myślę, że po lekturze Piętna Midasa i wy będziecie mieli podobne odczucia. 

Cała powieść jest dokładnie taka, jaka powinna być. Zapiera dech w piersiach, wywołuje wypieki na policzkach. Czasem wyciska z czytelnika łzy, a kiedy indziej generuje szalony huragan złości. W zasadzie po tej lekturze słowo Midas stało się dla mnie synonimem ogromu emocji. Tych jak najbardziej pozytywnych, jak i tych przerażająco złych. Piętno Midasa to połączenie wielu gatunków literackich i to w tej książce tak bardzo mi się podoba. Dla mnie powieść nie może być zbyt przesłodzona. Ale nie może też być tylko i wyłącznie kryminałem czy thrillerem. W Piętnie autorka idealnie to wypośrodkowała. Wciąż chcę więcej, choć wiem, że więcej nie dostanę. Bardzo dziękuję za tę powieść. Jest wspaniała. Jest prawdziwa. Oby więcej takich. 

Nie pozostaje mi nic innego, jak z całego serca polecić wam tę lekturę. Naprawdę warto, szczególnie, że w Piętnie Midasa autorka wraca do tego, co jej najlepiej wychodzi, czyli klimatów mafii, strzelanin, rozlewu krwi, z wyraźnym, choć nie przerysowanym wątkiem miłosnym. Zachęcam. 


Sil

1) Perfect - Chcemy być sobą


Baza recenzji Syndykatu ZwB

9 maja 2016

Na zawsze ("Bez słów" Mia Sheridan)

wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5,5/6





What do you mean?
Ohh ohh ohh
When you nod your head yes
But you wanna say no
What do you mean?1)

"Ja: Zrobisz coś dla mnie? Jeśli zadzwonię do ciebie (…) … Będziesz przy mnie?
Archer: Tak. Oczywiście. I obiecuję, że się nie odezwę."2)

Oj, dawno nie czytało mi się tak dobrze jak dziś. W ostatnim czasie miałam w ręku dużo naprawdę dobrych książek, ale mimo docenienia ich i chęci dalszego czytania – i tak lektura trwała kilka dni. Już myślałam, że tak po prostu musi być. Coś tam wewnątrz mnie się poprzestawiało i nie ważne co czytam, czytam to długo. A tu – szok. I to nie mały. Rano zaczęłam czytać i… po prostu nie potrafiłam oderwać się od tej książki. Wiedziałam, że mam inne rzeczy do zrobienia, że miałam inne plany na ten dzień. Ale tak bardzo nie chciałam odkładać powieści na półkę. Musiałam znać dalsze losy bohaterów. A gdy dochodziłam do krytycznych momentów, gdy bałam się przewrócić stronę… Nie. Nie odkładałam książki na bok. Brałam głęboki oddech i czytałam dalej. Nieuchronnie nadciągały ostatnie rozdziały i coraz bardziej bałam się zakończenia tej historii. I gdy już chciałam zacząć płakać… Nie. Nie zdradzę co było na końcu, kiedy nawet nie wspomniałam, co było na początku. A było tak.

Bree Prescott, dziewczyna z Cincinnati w Ohio znalazła się w takim momencie swojego życia, że nie pozostało jej nic innego poza ucieczką. Gdy zamknęła oczy i wyobraziła sobie miejsce, w którym była szczęśliwa, ale tak naprawdę szczęśliwa, okazało się że musi cofnąć się bardzo daleko, nie tylko w czasie, ale i przestrzeni. Ostatnie wakacje z mamą i tatą, gdy oboje byli jeszcze z nią. Dopiero później wszystko się posypało. Musiała więc udać się nad to jezioro, które miała jedynie mgliście w pamięci. Po szesnastu godzinach za kierownicą i kilkoma telefonami udało się jej dojechać do Pelion, spokojnej mieściny po drugiej stronie tego wyśnionego jeziora. Gdy Bree dociera na miejsce nie wie jeszcze, czy to miejsce przyniesie jej upragnione wytchnienie, czy to właśnie tu uwolni się od męczącej jej przeszłości. Ma jednak nadzieję, że będzie mogła zacząć coś od nowa, zresetuje się i… po kilku miesiącach wróci do rodzinnego Ohio. Czy tak rzeczywiście potoczy się jej życie? Czy powrót do korzeni pozwoli jej uwolnić się od natarczywych halucynacji? Czy spotka na swojej drodze kogoś, dzięki komu zapomni? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po jedną z nowości wydawnictwa Otwarte, powieść autorstwa Mii Sheridan, czyli Bez słów.

Wiele z ogarniających mnie emocji ujawniłam już w pierwszym akapicie. Książka nie tylko mnie zachwyciła. Nie tylko mną wstrząsnęła. Nie tylko sprawiła, że czytanie nie sprawiło mi żadnego kłopotu. Ta powieść przez jeden dzień była dla mnie wszystkim. Oddychałam nią, jadłam nią, żyłam nią. I pewnie żyć będę jeszcze przez jakiś czas. Bo jest wspaniała, cudowna, genialna. Godna polecenia i zmuszająca czytelnika do wołania o jeszcze, choć raczej oczywistym jest, że dalszych części nie będzie. Ja jeszcze jestem na etapie wołania o więcej. Nie wiem co lepsze, by mi przeszło, czy by mi nie przechodziło – może sama wymyślę, co jeszcze mogłoby się wydarzyć? Bez słów jest wspaniałe, polecam z czystym sumieniem.

Sil

1) Justin Bieber - What Do You Mean?
2) str. 294

Książkę otrzymałam od księgarni Matras

#matrasrecenzje

6 maja 2016

Kto szuka, nie błądzi ("Dzień 21" Kass Morgan)

"Dzień 21" Kass Morgan
Seria: Misja 100
Tom: II
wyd. Bukowy Las
rok: 2015
str. 284
Ocena: 4,5/6


Pisałam już o tym wcześniej, ale wspomnę o tym raz jeszcze – Misja 100, w wersji telewizyjnej – serialowej – mnie po prostu urzekła. Choć, nie da się ukryć, że im dalej w las, tym trudniej ogarnąć koncepcję scenarzystów. Dzieją się tam nieprawdopodobne rzeczy, o których w książce nikt by nawet nie wspomniał. Gdy dowiedziałam się, że ten serial powstał na podstawie powieści – wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać. Potem spotkałam się z wieloma nieprzychylnymi opiniami – względem książki, a nie serialu. Faktem jest, że nie mają one ze sobą za wiele wspólnego, no może poza głównym wątkiem i imionami kilku bohaterów. Ale już same osoby, ciąg zdarzeń… to zupełnie inna bajka.

Clarke już wie, że Bellamy będzie dla niej kimś ważnym, nie waha się więc i udaje się wraz z nim na poszukiwanie jego siostry. Wszyscy uważają, że Octavia najzwyczajniej w świecie uciekła – jednak dwójka młodych ludzi ma na ten temat odmienne zdanie – według nich dziewczyna została porwana. Oboje czują, że muszą ją jak najszybciej odnaleźć. Nie wiedzą jednak, że wkrótce po wyruszeniu przez nich na wyprawę w obozie rozegrał się horror – tubylcy o istnieniu których nie mieli pojęcia nie tylko na nich napadli, ale i zabili jedno z nich. Mijają kolejne dni, a Clarke i Bellamy zamiast zbliżyć się do Octavi – ewidentnie się od niej oddalili – już jakiś czas temu stracili trop. Kiedy więc trafiają nad jezioro postanawiają, że zdecydowanie należy się im odrobina odpoczynku, który niekoniecznie oznacza sen.

Tymczasem na statku, wśród Kolonistów, sprawy mają się coraz gorzej. Statki odcięto od siebie, tak by ludziom z  Feniksa nie zabrakło za szybko dostępu do tlenu. To niestety oznaczało, że pozostałe statki miały zasoby tego życiodajnego gazu reglamentowane. Kiedy niemal wszyscy próbowali dostać się na Feniksa – Glass zrobiła co w jej mocy, by być z ukochanym na Waldenie. Oboje jednak wiedzieli, że na tym statku nie ma dla nich przyszłości, że jeśli nie dostaną się na Feniksa, do matki dziewczyny – to śmierć przyjdzie po nich szybciej niżby się tego spodziewali. Odważyli się więc i wyruszyli na poszukiwania drogi ucieczki. Jednak czy jedyna rzecz, która im zagrażała, to szybka utrata powietrza?

To oczywiście nie wszystkie poruszane w powieści wątki. Nie ma co ukrywać, na dość niewielu stronach autorka zmieściła całkiem sporo fabuły. Przy czym w przeciwieństwie do tego, co serwują nam scenarzyści Misji 100, Kass Morgan skupiła się na prezentowaniu wspomnień z życia bohaterów i ich obecnych uczuć, które bardzo często oscylują między miłością a nienawiścią. Kiedy w serialu oglądamy ciągłą walkę, ścierające się nacje, rozlew krwi – w książce czytamy o przechadzkach po lasach i strachu przed równo posadzonymi drzewami owocowymi. Na tej płaszczyźnie te dwie pozycją zdecydowanie się więc od siebie różnią. Różnice ujawniają się również w innych miejscach – np. w kwestii Ziemian, czy tego, co faktycznie znajduje się w Mount Weather. No i jest jeszcze sprawa rodziny Clark i stosunków jakie łączą Wellsa z Bellamym. Ale o tym będziecie już musieli sami przeczytać w drugiej części serii Misja 100, czyli w Dniu 21.

Mnie książka bardzo się podobała, choć, a może właśnie dlatego, że tak bardzo różniła się od serialu. Dzięki temu mogłam te dwie kwestie zupełnie od siebie oddzielić. Ja lubię, gdy romans wysuwa się na pierwszy plan powieści, ale nie zakrywa jej zupełnie. W książce według mnie tak właśnie się dzieje. W serialu… cóż, w serialu wszystko jest tak bardzo pokręcone, że nigdy nie wiadomo, co zostanie nam zaprezentowane w kolejnym odcinku. Spokojnie więc mogę wam polecić tę książkę, którą czyta się i wspomina bardzo dobrze. Przynajmniej mnie.

Sil



4 maja 2016

Odrobina wysiłku ("Pięć sposobów na upadek" K.A. Tucker)

Seria: Dziesięć płytkich oddechów
Tom: 4
wyd. Filia
rok: 2016
str. 544
Ocena: 5/6


Seven six four three five whenever you call
You don't need a reason, no reason at all.
Just to hear the whisper, just to hear your voice
Nothing to consider, love is not a choice
Not a choice
Call me every night, call me every day
You don't need to have anything to say
Call me on the line, don't care what it's about
If you know I'm lying you can call me out1)

Stare przysłowie mówi, że jeśli musisz walczyć o faceta, on nie jest tego wart. Idź do tego, który na ciebie czeka.2)

Są dni, gdy nie chce się nam zupełnie nic.
Są dni, gdy wręcz przeciwnie – góry moglibyśmy przenosić.
Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam kolejny dzień i z jakimi problemami przyjdzie się nam zmierzyć. Czasem problemy okazują się zbyt duże, możemy się tylko położyć i płakać. Albo podnieść się, zebrać ostatki sił i… wylać całą żółć na zewnątrz. Na przykład w postaci wiadra czerwonej farby.

Reese McKay poznajemy w dość mało komfortowych warunkach. Reese siedzi w więzieniu. Jak nic tym razem nie uda się już z problemów wyplątać. Do tej pory z tarapatów wyciągał ją mąż matki. Niestety – od jakiegoś czasu już nim nie jest. Annabelle ponownie zmieniła życiowego partnera. Reese chwyta się więc ostatniej deski ratunku i dzwoni do Jack'a, jedynego ojczyma z którym zawsze czuła się blisko związana. Któremu naprawdę na niej zależało. I którego jej matka tak bezczelnie zdradziła z jego biznesowym wspólnikiem. Jak się okazuje Jack'owi nigdy na dziewczynie nie przestało zależeć, więc niezwłocznie po jej telefonie wsiada do samochodu i jedzie ją ratować. Stawia jednak twarde warunki, tym razem nie będzie tak łatwo, tym razem nie będzie tylko wyciągniętej dłoni. Tym razem będzie trzeba się wysilić. Tylko – czy Reese będzie miała ochotę podnieść tę rękawice i zmierzyć się z zadaniem, które wyznaczył jej ojczym? Czy wytrzyma ze swoim przybranym bratem? Czy osiągnie szczyt, który wyznaczył dla niej Jack? I, co najważniejsze, czy zrobi to, nie stając się jednocześnie kopią swojej matki? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść K.A. Tucker, która kończy czterotomową serię Dziesięć płytkich oddechów, czyli Pięć sposobów na upadek.

Muszę przyznać, że z całej serii przeczytałam część pierwszą (która mnie powaliła) i część ostatnią (która bardzo mi się podobała). Tom drugi stoi na półce domowej biblioteczki, jednak do tej pory nie miałam okazji, by sięgnąć po tę powieść. Na część trzecią jeszcze się czaję. Przyjdzie taki dzień, że i historia postaci z tych nieprzeczytanych książek będzie mi znana. Póki co moją opinię mogę wyrazić tylko na podstawie tego, z czym się zapoznałam. Jak już wcześniej wspomniałam, Dziesięć płytkich oddechów zachwyciło mnie. Do dziś czasem wspominam tę opowieść. Wzruszającą, poruszającą i piękną. To dzięki tym wspaniałym wspomnieniom z nią związanym z taką zaciętością pragnęłam zapoznać się z Pięcioma sposobami na upadek. Zapoznałam się i mam już swoje zdanie, którym teraz się z wami podzielę.

Do tej pory zastanawiam się, dlaczego autorka nazwała książkę tak, a nie inaczej. Może coś pominęłam, ale nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie w powieści. A z doświadczenia wiem, że zwykle te tytułu są z treścią powiązane… No nic, może coś mi umknęło i ktoś wkrótce mi doniesie, o co z tym tytułem chodziło. Opowieść o Reese i Benie bardzo mi się spodobała. Kilkukrotnie mnie wzruszyła i wielokrotnie rozśmieszyła czy wzburzyła. Może nie pozostanie mi w pamięci tak, jak Dziesięć płytkich oddechów, ale na pewno będę ją mile wspominała. Bo całość wypada naprawdę dobrze, historia jest przemyślana, dobrze napisana i wciąga od samego początku. Nie sposób się od niej oderwać i człowiek czyta tak długo, aż dojdzie do finału, który może nie jest urzeczywistnieniem wszystkich wyobrażeń czytelnika, ale zdecydowanie jest satysfakcjonujący. Z mojego punktu widzenia nie mogę więc zrobić nic innego, jak polecić wam tę powieść. Co więcej, nie polecam jej jako części całości, bo znajomość wcześniejszych tomów wcale nie jest wymagana.

Sil

1) Serena Ryder - Call me
2) str. 139

Za książkę dziękuję księgarni Matras
#matrasrecenzje,