Seria: Dziesięć płytkich oddechów
Tom: 4
wyd. Filia
rok: 2016
str. 544
Ocena: 5/6
Seven six four three
five whenever you call
You don't need a reason, no reason at all.
Just to hear the whisper, just to hear your voice
Nothing to consider, love is not a choice
Not a choice
Call me every night, call me every day
You don't need to have anything to say
Call me on the line, don't care what it's about
If you know I'm lying you can call me out1)
You don't need a reason, no reason at all.
Just to hear the whisper, just to hear your voice
Nothing to consider, love is not a choice
Not a choice
Call me every night, call me every day
You don't need to have anything to say
Call me on the line, don't care what it's about
If you know I'm lying you can call me out1)
Stare przysłowie mówi, że jeśli musisz walczyć
o faceta, on nie jest tego wart. Idź do tego, który na ciebie czeka.2)
Są dni, gdy nie chce się nam zupełnie nic.
Są dni, gdy wręcz przeciwnie – góry moglibyśmy
przenosić.
Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam kolejny dzień i
z jakimi problemami przyjdzie się nam zmierzyć. Czasem problemy okazują się
zbyt duże, możemy się tylko położyć i płakać. Albo podnieść się, zebrać ostatki
sił i… wylać całą żółć na zewnątrz. Na przykład w postaci wiadra czerwonej
farby.
Reese McKay poznajemy w dość mało komfortowych
warunkach. Reese siedzi w więzieniu. Jak nic tym razem nie uda się już z
problemów wyplątać. Do tej pory z tarapatów wyciągał ją mąż matki. Niestety –
od jakiegoś czasu już nim nie jest. Annabelle ponownie zmieniła życiowego
partnera. Reese chwyta się więc ostatniej deski ratunku i dzwoni do Jack'a,
jedynego ojczyma z którym zawsze czuła się blisko związana. Któremu naprawdę na
niej zależało. I którego jej matka tak bezczelnie zdradziła z jego biznesowym
wspólnikiem. Jak się okazuje Jack'owi nigdy na dziewczynie nie przestało
zależeć, więc niezwłocznie po jej telefonie wsiada do samochodu i jedzie ją
ratować. Stawia jednak twarde warunki, tym razem nie będzie tak łatwo, tym razem
nie będzie tylko wyciągniętej dłoni. Tym razem będzie trzeba się wysilić. Tylko
– czy Reese będzie miała ochotę podnieść tę rękawice i zmierzyć się z zadaniem,
które wyznaczył jej ojczym? Czy wytrzyma ze swoim przybranym bratem? Czy
osiągnie szczyt, który wyznaczył dla niej Jack? I, co najważniejsze, czy zrobi
to, nie stając się jednocześnie kopią swojej matki? By się tego dowiedzieć,
koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść K.A. Tucker, która kończy
czterotomową serię Dziesięć płytkich oddechów, czyli Pięć sposobów na upadek.
Muszę przyznać, że z całej serii przeczytałam część
pierwszą (która mnie powaliła) i część ostatnią (która bardzo mi się podobała).
Tom drugi stoi na półce domowej biblioteczki, jednak do tej pory nie miałam
okazji, by sięgnąć po tę powieść. Na część trzecią jeszcze się czaję. Przyjdzie
taki dzień, że i historia postaci z tych nieprzeczytanych książek będzie mi
znana. Póki co moją opinię mogę wyrazić tylko na podstawie tego, z czym się
zapoznałam. Jak już wcześniej wspomniałam, Dziesięć płytkich oddechów
zachwyciło mnie. Do dziś czasem wspominam tę opowieść. Wzruszającą, poruszającą
i piękną. To dzięki tym wspaniałym wspomnieniom z nią związanym z taką
zaciętością pragnęłam zapoznać się z Pięcioma sposobami na upadek. Zapoznałam
się i mam już swoje zdanie, którym teraz się z wami podzielę.
Do tej pory zastanawiam się, dlaczego autorka nazwała
książkę tak, a nie inaczej. Może coś pominęłam, ale nie znalazłam odpowiedzi na
to pytanie w powieści. A z doświadczenia wiem, że zwykle te tytułu są z treścią
powiązane… No nic, może coś mi umknęło i ktoś wkrótce mi doniesie, o co z tym
tytułem chodziło. Opowieść o Reese i Benie bardzo mi się spodobała.
Kilkukrotnie mnie wzruszyła i wielokrotnie rozśmieszyła czy wzburzyła. Może nie
pozostanie mi w pamięci tak, jak Dziesięć płytkich oddechów, ale na pewno będę
ją mile wspominała. Bo całość wypada naprawdę dobrze, historia jest
przemyślana, dobrze napisana i wciąga od samego początku. Nie sposób się od
niej oderwać i człowiek czyta tak długo, aż dojdzie do finału, który może nie
jest urzeczywistnieniem wszystkich wyobrażeń czytelnika, ale zdecydowanie jest
satysfakcjonujący. Z mojego punktu widzenia nie mogę więc zrobić nic innego,
jak polecić wam tę powieść. Co więcej, nie polecam jej jako części całości, bo znajomość
wcześniejszych tomów wcale nie jest wymagana.
Sil
1) Serena
Ryder - Call me
2) str. 139
Za książkę dziękuję księgarni Matras
#matrasrecenzje,
Czytałam wszystkie cztery. Z decydowanie mi się podobały.
OdpowiedzUsuń