29 grudnia 2014

Fioletowy sen („Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna” Agnieszka Lingas-Łoniewska)

„Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna” Agnieszka Lingas-Łoniewska
tom: I
cykl: Szukaj mnie wśród lawendy
wyd. Novae Res
rok: 2014
str. 232
Ocena: 5,5/6

Jedno jest pewne - ta powieść jest zdecydowanie za krótka!

No dobrze, pewne są dwie rzeczy - Lawenda to niezupełnie moja bajka, ale... No właśnie, zwykle bywa jakieś odstępstwo od normy, i Szukaj mnie wśród lawendy jest takim moim osobistym odstępstwem. Pewnie gdyby to była powieść jakiejkolwiek autorki, trudno by mi było się za nią zabrać. Klasyczne obyczajówki omijam szerokim łukiem, szczególnie ostatnio. Bieganie i skakanie wokół siebie, odmienianie swojego życia, stara miłość, nowa miłość, przejściowe zawirowania i ostateczny happy end niezupełnie wpisują się w klimaty, które mnie fascynują. Ja lubię dużo dramatu, wielką niewiadomą, napięcie i dreszcz(!) emocji. Musi się dziać i musi być mocno, ewentualnie niezwykle lub szokująco. Tak więc, wracając do tematu - obyczajówki raczej wykreślam z listy moich zakupów, podczas wizyty w księgarni. No chyba, że wyszły spod pióra Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Jest to jedyna autorka, po którą mogę sięgnąć w ciemno, bez względu na to, jaki gatunek literatury właśnie obrała sobie za cel. Dramat, kryminał, thriller, romans paranormalny? Biorę jak leci. Nie inaczej było i z Lawendą, i choć początkowo nie omijała mnie nutka sceptycyzmu, to ostatecznie muszę przyznać, że autorce i tym razem udało się stworzyć coś wyjątkowego. A do tego to nie jedna powieść, a trzy, więc niewiele stron przy Zuzannie rekompensuje fakt, że będzie możliwość przeczytania dalszego ciągu, a to przecież tygryski kochają najbardziej.

Zuzanna Skotnicka żadnej pracy się nie boi, a szczególnie takiej, w której prym wiodą mężczyźni. Sama jest sobie sterem i żaglem, robi wszystko tak jak chce i kiedy chce. Znaczy się dużo, baaardzo dużo pracuje i dla współpracujących z nią ludzi w wielkim korpo farmaceutycznym jest Żyletą, a nie Zuzą. Dziewczyna nie ma czasu na drobne przyjemności, nie wybiera urlopu, nie ma dzieci ani faceta. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że żyje, aby pracować, a nie pracuje, aby żyć. W chwili obecnej plan jest konkretny - Zuzanna chce awansować, i walczy o to niczym lwica o swoje małe. Niestety, niekoniecznie skutecznie. Gdy całe jej życie staje na głowie, dziewczyna zaczyna zdawać sobie sprawę, że chyba niewłaściwie poukładała sobie priorytety. Coś trzeba zmienić, trzeba ruszyć do przodu. Kiedy pojawia się możliwość wyjazdu do ciepłych krajów, gdzie od kilku lat mieszka jej młodsza siostra, Zuzka podchodzi do pomysłu sceptycznie. Dość szybko jednak zostaje pokonana i przekonana do tego, że warto się zresetować. Cała sprawa komplikuje się jednak, gdy na jaw wychodzi, że w wyjeździe uczestniczy ktoś, kto kiedyś wiele dla dziewczyny znaczył. Czy mimo wszystko wyjazd okaże się udany? Czy ze słonecznej Chorwacji panna Skotnicka wróci odmieniona? Czy zmieni swoje życie i przekieruje je na właściwe tory? Czy w Trpanj będzie szukała miłości, a może to miłość wybierze się na poszukiwania? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, czyli Szukaj mnie wśród lawendy - Zuzanna.

Lawenda, mimo swojej obyczajowości, zaskakuje niedopowiedzeniami i tajemniczością. Nie wiemy, co ukrywają siostry - tak, tak - bo Zuza to nie jedyna bohaterka tej powieści, i czemu ukrywają to również przed sobą nawzajem, skoro są sobie tak bliskie. Może w rzeczywistości nie są ze sobą tak zżyte, jakby chciały? Może tli się w nich trochę, albo i wiele zdrowego egocentryzmu, który słusznie im podpowiada, że czasem lepiej zachować coś dla siebie? Że cały świat nie musi zaraz znać ich wszystkich trosk i zmartwień... że coś "mojego i osobistego" oznacza naprawdę coś wspaniałego i wyłącznie Twojego? To wielki plus tej książki i mam nadzieję, że w następnych częściach autorka zachowa tę autonomię dziewczyn. 

Zuza, jako bohaterka, niezupełnie pochodzi z mojej bajki. Czytając jej perypetie miałam czasem wrażenie, że to dwie kobiety ukryte w jednym ciele. Przez część czasu ciałem władała ta o silnych, stalowych wręcz nerwach. Kobieta nieugięta, która wie czego chce i jak ma to osiągnąć. Twarda babka, której żaden facet nie jest straszny, która wie jak pokierować zespołem, która zdaje sobie sprawę, jak piąć się po szczebelkach, która jasno widzi swoją przyszłość. W pozostałym czasie Zuzą rządzą dość dziecinne emocje. Wspomnienia przeszłości nie pozwalają jej spokojnie ułożyć sobie życia. Nie znajduje zadowolenia w czasie wolnym, nie potrafił dostosować się do otaczającego ją świata. Nie jest szczęśliwa, wręcz przeciwnie. A i tak w tych swoich dość niskich emocjach tkwi. Trzyma się ich z całej siły - bo tak naprawdę ma tylko je... Wolałabym, by była twarda i silna cały czas i by potrafiła zrozumieć, że właśnie szczęście się do niej uśmiechnęło i że powinna czerpać całymi garściami, a nie zastanawiać się, przemyśliwać, dumać, ukrywać się i dawać sobie czas. Rozumiem jednak, że musiała być dokładnie taka. Dobrze jednak, że te jej wszystkie działania doprowadzają do szczęśliwego zakończenia. 

Całość zdecydowanie fajna, ciekawa i wciągająca. Książa, którą czyta się jednym tchem i którą warto polecić, nie tylko miłośnikom obyczajówek i romansów. Zachęcam. 

Sil

23 grudnia 2014

Wesołego drzewka od SdIM

Miało być ociupinkę inaczej. 
Zwykle brakuje mi czasu na napisanie do Was, przy okazji czasu świątecznego. Zwylke spędzam ten czas w kuchni, na usilnych staraniach wyrobienia się i przygotowania wszystkiego, co sobie założyłam. Dziś oczywiście nie miało być inaczej. Rankiem wstałam, udałam się do pracy, a przed 16 byłam już w domu. Szybciutko miałam zmienić ubranie i zabrać się za pichcenie. Niestety, jak się można spodziewać, skoro piszę, to nie gotuję. Kuchnia zajęta, Męska część mojego "ogniska domowego" siedzi w pommieszczeniu przeznaczonym do GOTOWANIA i bawi się w małego elektryka. W domu już był prąd, potem prądu nie było (były świeczki), teraz prąd jest... wszędzie poza kuchnią. To sobie pogotowałam :) No, ale dzięki temu jest czas na... życzenia.

W nadchodzące święta Bożego Narodzenia życzę Wam przede wszystkim spokoju. Umiejętności powiedzenia sobie stop i zrozumienia ludzi, którzy się wokół Was krzątają (mi tej umiejętności zdecyzowanie brakuje, szczególnie dziś). Życzę Wam, byście się w tym wszystkim nie zatracili, byście wiedzielico warto, a co można sobie odpuścić. Życzę, byście witali każdy dzień z nadchodzących świąt z uśmiechem i spokojem wewnętrznym. Oczywiście, żeby było bardziej "tematycznie", życzę Wam, byście pod choinką znaleźli morze wyśnionych przez Was książek, które następnie będziecie czytać w każdej wolnej chwili. No i żeby te pozycje literackie odpowiadały waszym gustom i by to były najlepsze książki, po jakie sięgniecie w tym, niemal już zakończonym roku. Życzenia na nowy rok zdążę Wam pewnie jeszcze złożyć. No, to wesołego :) 

A tu coś ode mnie :) Szkoda, że zawsze czasu mi brak na malowanie... 

22 grudnia 2014

Każdy kiedyś umrze („Złap mnie” Lisa Gardner)

„Złap mnie” Lisa Gardner
tom: VI
cykl: Detektyw D.D. Warren
wyd. Sonia Draga
rok: 2014
str. 416
Ocena: 5,5/6


Powiem jedno - wow. Choć chyba nie ma się czemu dziwić. W zasadzie wszystkie książki z serii Thriller wydawnictwa Sonia Draga mnie zachwycały. Kończyłam lekturę i czułam jedno - chcę więcej. Wyjątkowo tym razem dość dużo czasu musiałam poświęcić książce. Samą powieść czytało się znakomicie, ale miałam dość duże ograniczenia czasowe, a dodatkowo zmęczenie pracą na pewno nie pomagało. Żałuję więc, że nie mogłam się tą opinią podzielić z wami trochę wcześniej. Przez ostatnie dni przeciągałam jednak zakończenie lektury, bo wiedziałam, że w nocy nie dam rady napisać recenzji, a najlepiej dzieli mi się swoim zdaniem na żywo, bezpośrednio po zamknięciu książki i kilku oddechach. Poczekałam więc do weekendu i... oczywiście napatrzyłam się w migający kursor nim napisałam pierwsze zdanie, bo jak zwykle tyle się we mnie kotłowało, że aż nic z tego nie chciało ze mnie wyjść.

Sierżant bostońskiej policji - D.D. Warren właśnie wróciła do pracy po kilkutygodniowym urlopie macierzyńskim, w trakcie którego, nie bójmy się powiedzieć tego głośno - zupełnie nie myślała o pracy. W centrum jej uwagi znalazł się w końcu ktoś inny niż zboczeńcy, złoczyńcy i innej maści popaprańcy. Malutka istotka dodała blasku jej życiu i stała się jej oczkiem w głowie. Jak się jednak można było spodziewać, D.D. nie wytrzymała długo w domu. Szybko odstawiła syna od piersi i wróciła do pracy, choć niemal każda chwila w niej spędzona przyćmiona jest myślami o synku. Trudno się jednak temu dziwić, w końcu siedzenie nad papierkami nie jest zbyt twórcze, a właśnie tym pani sierżant zajęła się po powrocie z urlopu. Taki stan rzeczy nie mógł jednak trwać zbyt długo, w końcu D.D. żyje i pracuje w Bostonie, a to duże miasto, w którym bardzo dużo się dzieje. Na przykład od kilku tygodni w niewyjaśniony dotąd sposób giną w nim pedofile. Do jednego z serii morderstw dochodzi podczas zmiany sierżant Warren, w związku z czym zostaje przydzielona do tej sprawy. Po zbadaniu miejsca zbrodni znajduje za wycieraczką swojego służbowego samochodu liścik od mordercy. Tak właśnie zaczyna się pościg za wymierzającym sprawiedliwość mordercą, którego większość osób podziwia za to, co robi dla społeczeństwa. Czy świeżo upieczonej matce, której trudno pojąć, co może czekać jej syna w przyszłości, uda się ująć sprawcę? Kim jest tajemniczy zbawca pokrzywdzonych dzieci? I jaki związek z tym wszystkim ma Charlene Rosalind Carter Grant? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po powieść Lisy Gardner, zatytułowaną Złap mnie.

Jeśli chodzi o książki, to czasem odnoszę wrażenie, że mam rozdwojenie jaźni. Z jednej strony dokładnie wiem, co lubię i co chcę przeczytać. Podchodzę rzeczowo do kolejnych lektur i zwykle nie są one podyktowane chwilowym porywem serca... czy czymś innym. Z drugiej zaś strony jak już podejmę decyzję, że coś chcę przeczytać, nie zastanawiam się, czy decyzja jest właściwa. Czy, na przykład, nie trafiłam właśnie na kontynuację serii, w której wcześniej całkiem sporo się działo. Nie inaczej stało się i tym razem. Chciałam przeczytać Złap mnie, i tyle. Zaczęłam lekturę i nie przeszkadzało mi to zupełnie. Lubię czasami wejść w czyjeś życie z brudnymi buciorami, nie przepadam za przydługimi wstępami, w których zamiast zawiązywać akcję, autor skupia się na bohaterze, przedstawieniu jego bogatego życiorysu i licznych przemyśleniach. Ja chcę wiedzieć, a nie dłuuugo się dowiadywać.

Złap mnie to szósta część przygód D.D. Warren. Oczywiście do dziś, czyli do chwili, w której podjęłam się pewnych poszukiwań, nie byłam tego świadoma. Ba, nie wiedziałam, a raczej nie byłam do końca świadoma, że już jedną powieść z serii przeczytałam. Jak się jednak okazuje, wiedza na ten temat w przypadku książek Lisy Gardner zupełnie nie jest potrzebna. Śmiało można sięgnąć po którąkolwiek część przygód D.D. Warren i na pewno nie odczuje się dyskomfortu nieznajomości tego, co było wcześniej. Odrobinę nieciekawie może być wówczas, gdy zacznie się od końca i potem systematycznie będzie się poznawać wcześniejsze losy bohaterki. No bo w końcu wiemy już o niej coś, co we wcześniejszych częściach stanowiło pewną niewiadomą.

Zdecydowanie Złap mnie przypadło mi do gustu. Autorka przedstawiła nam całą akcję z dwóch punktów widzenia, dzięki czemu nie tylko wzbogaciła powieść, ale i dała możliwość opowiedzenia się po jednej ze stron. Całość do szpiku kości naszpikowana jest intrygami i napięciem, które elektryzuje czytelnika i nie daje mu spokojnie przewracać stron. Niemal do samego końca nie byłam pewna, której teorii się trzymać i jak całość się skończy. Gdy już zostało to ujawnione i tak przeżyłam niemały szok, gdy wczytałam się w szczegóły. Jedno jest pewne, jest się nad czym głowić podczas lektury i o czym rozmyślać, gdy już odłoży się ją na półkę. Po zapoznaniu się ze Złap mnie, człowiek nie tylko musi poważnie się zastanowić, czy to, co robi jest na pewno słuszne, ale czy jego bliscy są na co dzień bezpieczni. Powieści Lisy Gardner zdecydowanie warte są polecenia, a Złap mnie już w szczególności. Zachęcam do sięgnięcia po książkę.


Sil

Baza recencji Syndykaty ZwB

10 grudnia 2014

Nie chcę czuć się samotnym („Piękny kraj” Alan Averill)

„Piękny kraj” Alan Averill
wyd. Akurat
rok: 2013
str. 367
Ocena: 4/6

I got a heart
A czy ty masz serce? Jesteś w stanie kochać mocno, przebaczać bez względu na to, co się stało? A może nie? Może widzisz tylko i wyłącznie czubek swojego nosa? Najważniejsze dla ciebie jest tylko twoje bezpieczeństwo? Jesteś egoistą bez krzty pokory?
Nie? To bardzo dobrze. W takim wypadku jednak muszę cię zasmucić, Drogi Czytelniku, ponieważ po Ziemi wciąż chodzą ludzie, myślący tylko o sobie…

And I got a soul
Z duszą jest podobnie, czyż nie? Bezduszny, chcący się "nachapać" człowiek daleko nie zajdzie, ale ten, który dba, i przede wszystkim docenia to, co ma, osiągnie wiele.

Believe me, I use them both
Takahiro O’Leary to dorosły mężczyzna, który nie osiągnął wcale tak mało. Jednak… dalej mu czegoś w życiu brakuje, wciąż czuje tę pustkę wewnątrz siebie, jakby… ktoś wyrwał mu serce. Z tego też powodu próbuje popełnić samobójstwo i już, już prawie mu się to udaje, już ma popchnąć ten rozklekotany stołek, na którym stoi i zawisnąć na żyrandolu na wieki, wieków, amen, jednak rozdzwania się jego telefon. Przez kilka chwil toczy wewnętrzną walkę: odebrać, czy nie odebrać? W końcu telefon przestaje się wydzierać, więc Tak dochodzi do wniosku, że to nie było nic ważnego, to pewnie tylko jakiś sprzedawca tandety, chcący trochę zarobić na naiwnych ludziach. Jednak po sekundzie, może pięciu, znów zaczyna się to samo, telefon dzwoni i dzwoni i dzwoni, aż w końcu Tak postanawia porzucić plan zawiśnięcia na żyrandolu na wieki, wieków, amen, i odebrać ten cholerny telefon. Po jakże ciężkiej drodze w dół (telefon nadal dzwoni), Takahiro odbiera komórkę i otrzymuje ofertę nie do odrzucenia, ma być podróżnikiem w czasie.

So kiss me where I lay down
Samira natomiast jest weteranką wojenną. Pół roku temu wróciła z wojny, jednak w dalszym ciągu potrzebna jej specjalistyczna pomoc. Dziewczyna ma problem z ludźmi. Ciężko jest jej się otworzyć na innych. Mówić otwarcie o tym, co działo się na polu bitwy. Chyba nikt nie chciałby słuchać o tym, jak granat rozrywa twojego przyjaciela na strzępy, mam rację? Jednak uczęszcza na regularne spotkania z psychiatrą, ale… nawet on nie jest pewien, co do niektórych kwestii, jak na przykład, czy Samirze kiedykolwiek przejdzie chęć szorowania wszystkiego, co tylko ją otacza? Albo czy nadal będzie spać w metrze, gdyż wszędzie indziej jest, po prostu, za cicho?

My hands pressed to your cheeks
Mimo wszystko Samira nie potrafi zapomnieć o swoim starym przyjacielu z liceum – Taku. Dziewczyna myśli, że jej pierwsza miłość popełniła samobójstwo cztery lata wcześniej i, najprawdopodobniej, to też jest jedną z przyczyn jej załamania nerwowego.
Co się stanie, kiedy się dowie, że Takahiro żyje? Jak zareaguje na wieść, że świat za chwilę ma się skończyć? Czy uratują ludzkość? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie, czytając Piękny Kraj autorstwa Alana Averilla.

A long way from the playground
Powiem szczerze, książka nie powaliła mnie na kolana. Na początku było wszystko ładnie, pięknie, ale tak gdzieś od połowy zaczęło mi się nudzić. To nie  przez to, że nic się nie działo. To raczej z powodu tego, że autor tak wszystko zagmatwał, iż zaczęłam się gubić, a co za tym idzie zaczęłam tracić chęć do czytania. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem miałam wrażenie, że kartki robią się coraz to cięższe, a ilość pozostałych stron do przeczytania, zamiast maleć – rosła. W końcu się poddałam, nie dotarłam do końca, tak jakbym chciała, ale czytałam tę książkę tak długo, że dłużej się chyba nie dało. I po prostu, na dzień dzisiejszy, mam jej serdecznie dość. Nie wiem, może przyjdzie taki czas, że sięgnę po tę pozycję jeszcze raz i wtedy przeczytam ją do końca. Od deski do deski. Teraz jednak nie mam na to siły. Może to po prostu jest książka, do której jeszcze nie dorosłam?

Czy ją polecam? Sama nie wiem i mam co to tego mieszane uczucia. A jednej strony mam ochotę napisać „tak! Bierzcie ją w ciemno!”, a z drugiej „niee, nie warto iść nawet do biblioteki, szkoda czasu”. Chyba najrozsądniejszym wyjściem będzie powiedzenie Wam „nie przejmujcie się moją opinią, przeczytajcie opis, jeśli trzeba wejdźcie na LubimyCzytać, wtedy sami zdecydujecie, czy chcecie czytać tą powieść czy nie”.

I have loved you since we were 18
Long before we both thought the same thing
To be loved and to be in love
And all I could do is say that these arms were made for holding you, ohohoh woah
I wanna love like you made me feel
When we were 18*

*One Direction – 18 (pozostałe urywki tekstu, również pochodzą z tej piosenki)


Vic :D


4 grudnia 2014

Niewypowiedziane („Losing Hope” Colleen Hoover)

PREMIERA 04.02.2015

„Losing Hope” Colleen Hoover
tom: II
wyd. Otwarte
rok: 2015
str. ? (296)
Ocena: 6/6

I think we'll never change
and our hearts will always separate.
Forget about you
I'll forget about you.
The things we never say
Are better often left alone.
Forget about you
I'll forget about this time.

But it's the same old situation
We made it through this far.
We watched the rockets kiss the sky.
I saw the flames burn out in your eyes.*

Pamiętam, jak pisałam recenzję Hopeless... albo raczej jak jej nie pisałam. Jak wpatrywałam się w migający na ekranie kursor i zastanawiałam się, od czego zacząć. Co napisać? Czego nie napisać? Co ujawnić, a co przemilczeć? Teraz wcale nie jest dużo lepiej, sytuacja różni się tym, że teraz wiedziałam, na co się piszę i czego mogę się spodziewać po samym tekście. Nie uchroniło mnie to jednak przed ogromem emocji, wywołanych przez lekturę Losing Hope.

Dean Holder, wszystkim znany po prostu jako Holder, jak się można spodziewać, nie miał idealnego życia. Nie żeby ktoś specjalnie starał się mu je uprzykrzyć, ale ostatnie jedenaście lat spędził w tak zwanym trybie stand by. Kiedy jako sześciolatek zostawiał swoją najlepszą przyjaciółkę, przed jej domem, nie spodziewał się, że już po chwili jej tam nie będzie. Gdy patrzył, jak zrozpaczona Hope wyciera oczy z łez i podchodzi do samochodu, który właśnie przystanął przed jej posesją, nie był pewien, czy dzieje się coś niewłaściwego. Chłopcu ulżyło, gdy matka nie zareagowała na jego opowieść o porwaniu sąsiadki. W końcu dorośli wiedzą, gdy dzieje się coś złego i są w stanie coś w takich sytuacjach zrobić. Prawda? A może wcale tak nie jest? Może dorośli nie są we wszystkim dobrzy? Może w ogóle nie są tacy, jak się dzieciom wydaje? Może niektórzy z nich to potwory w ludzkich przebraniach, którzy porywają albo... zmuszają do porywania? Niestety, chłopiec nawet nie bierze tego pod uwagę. Obwinia o wszystko samego siebie i jest przekonany, że mógł coś zrobić, że gdyby odpowiednio zareagował, Hope byłaby szczęśliwa z tatą i z nim jako przyjacielem.

Wiele lat po wydarzeniach z dzieciństwa Holder wciąż w każdej mijanej brunetce widzi swoją małą przyjaciółkę. Niestety, nie było mu dane jej odnaleźć. Jako siedemnastolatek przeżywa kolejną tragedię. Zabija się jego siostra bliźniaczka, a że miał pewien wpływ na wydarzenia, które mogły ją do tego skłonić, oczywiście czuje się winny. Odbija się to na jego przyszłości, popada w kłopoty, matka przestaje sobie z nim radzić i odsyła go do ojca. Niestety, Holder i tam pokazuje na co go stać, więc po roku wraca do punktu wyjścia i do mamy. Teraz jest pełnoletni i ma zamiar zmienić swoje życie. Koniec ze szkołą. Koniec z ludźmi, którzy go drażnią. Koniec z bólem i wspomnieniami. Jak się można spodziewać, plan spala na panewce i to już w ciągu pierwszych kilku dni. Bo poznaje ją - Sky, dziewczynę, która sprawia, że Holder przestaje się czuć tak totalnie beznadziejny. Oczywiście -
do czasu.

Z każdą kolejną kartą zwierzeń Holdera, utwierdzałam się w mojej opinii na temat samej książki oraz całej serii. To, co wyszło spod pióra Colleen Hoover trudno jakkolwiek sklasyfikować. Obie książki dopełniają się, wzajemnie przenikają i stają się jednością. Losing Hope to nie tylko historia Holdera, ale i znakomite listy do Les oraz perfekcyjne studium uczuć dwojga młodych i tylko z pozoru pewnych siebie ludzi. Losing Hope to chwile, które z pozoru nic nie mówią, ale w rzeczywistości pokazują wszystko. Całość to idealna kompozycja, którą śmiało można polecić absolutnie każdemu.

Hopeless bez Losing Hope nie jest kompletne.
Losing Hope bez Hopeless nie istnieje.
Hopeless i Losing Hope to wybuchowa mieszanka.
Ta seria rozbija czytelnika na drobne kawałeczki i nie pozwala mu się pozbierać, aż do przeczytania ostatniego zdania. Wówczas świat ponownie staje na nogi, ale jest już zupełnie inny i zdecydowanie nie jest beznadziejny.

Sil


* Hurts - Unspoken

2 grudnia 2014

Związani („Niebezpieczne istoty” Kami Garcia, Margaret Stohl)

PREMIERA 03.12.2014

„Niebezpieczne istoty” Kami Garcia, Margaret Stohl
tom: I
wyd. Feeria
rok: 2014
str. 344
Ocena: 4,5/6


Z Kroniką Obdarzonych, czyli serią, której Niebezpieczne istoty są spinoffem, miałam niewielką styczność. Jeśli idzie o szczerość - tylko pierwsza jej część znajduje się w mojej biblioteczce i niestety nie zdążyłam jej jeszcze przeczytać. Widziałam za to film, który mnie urzekł. Poznałam więc, przynajmniej wyrywkowo (i być może pobieżnie) bohaterów, których dane było mi spotkać podczas lektury Niebezpiecznych istot. Oczywiście w Pięknych istotach historia kręciła się wokół Leny i Ethana i ich dość burzliwych losów, ale nie zabrakło również Ridley i Linka. Czy najnowsze dzieło Kami Garcia i Margaret Stohl jest równie dobre jak zachwalana Kronika obdarzonych? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy po nie sięgnąć i przekonać się na własnej skórze. Dopóki jednak tego, jako czytelnicy, nie zrobicie, zachęcam do zapoznania się z poniższym tekstem.

Ridley Duchannes jest starszą (choć niewiele) i zdecydowanie straszniejszą siostrą cioteczną Leny. To ona, gdy nadszedł jej czas, została naznaczona przez Ciemność i stała się syreną. Dzięki temu stała się bardzo silna i niebezpieczna. Z Linkiem, czyli Wesley'em Lincolnem, najlepszym przyjacielem Ethana, łączy ją... ech, długo by opowiadać. W zasadzie wszystko zależy od dnia tygodnia. W zasadzie Rid i Link prawie nigdy nie przestają ze sobą wojować, a gdy wojują na poważnie, różne rzeczy i zdarzenia mogą mieć miejsce. Ona - mistrzyni manipulacji, stara się być normalna, on - od jakiegoś czasu ćwierć inkub, próbuje przetrwać w świecie istot nadprzyrodzonych. Czy taki związek ma jakiekolwiek szanse na przetrwanie? Czy dwójce młodych ludzi będzie dana spokojna i radosna przyszłość, a może ich walka nigdy nie będzie miała końca? Co się stanie, gdy Link w poszukiwaniu spełnienia marzeń o karierze muzycznej wyjedzie do Nowego Jorku? Czy Rid ruszy wraz z nim, albo w ślad za nim? Co wydarzy się w Nowym Jorku? Czy ta podróż zmieni coś w życiu tej dwójki? Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do sięgnięcia po Niebezpieczne istoty i przetestowaniu oddziaływania tej powieści samodzielnie.


Odczucia? Cóż, zanim rozpoczęłam lekturę byłam na tę książkę, delikatnie mówiąc, napalona. Aż mnie ręce świerzbiły, żeby już po nią sięgnąć. Gdy w końcu nadszedł ten czas podłapałam pewien rodzaj niepewności - czy to na milion procent książka dla mnie? Przecież nie czytałam Kronik Obdarzonych, a historię Leny i Ethana znam jedynie z kina... Na szczęście autorki postarały się, żeby czytelnik nie musiał za dużo dumać o przeszłości, albo szukać w sieci, co też miało miejsce wcześniej. Wydaje mi się, że większość, jeśli nie wszystkie, niezbędne informacje zostały zwięźle przekazane. Niestety, nie obyło się bez spoilerów Kronik Obdarzonych, ale chyba nie da się wprowadzić kogoś w temat, nie zdradzając mu co było wcześniej. Tak to już jest ze spinoffami, trzeba się więc na wstępie zdecydować, czy planuje się czytać podstawową serię, czy też nie.


Całość czyta się dość dobrze, choć według mnie mogłoby być lepiej. Bohaterowie są dość szaleni i nietypowi, a ich historia nie należy do banalnych i przewidywalnych. Lektura miejscami jest zabawna, a kiedy indziej wywołuje strach (nawet dość spory). Myślę, że Niebezpieczne istoty są warte polecenia, choć raczej miłośnikom fantasy i, mimo wszystko tym, którzy mieli okazję zapoznać się z Kronikami.



Sil

Baza recenzji Syndykatu ZwB