24 stycznia 2017

Gwiazdka z nieba ("Boys from Hell" Agnieszka Lingas-Łoniewska)

PREMIERA 2.02.2017


"Boys from Hell" Agnieszka Lingas-Łoniewska
wyd. Novae Res
rok: 2017
str. 272
Ocena: 6/6

Na książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej czeka się jak na koncert ulubionego zespołu. Jak na spotkanie z najlepszymi przyjaciółkami. Jak na narodziny dziecka. Wyczekuje się ich z utęsknieniem, liczy się miesiące, dni, godziny do daty premiery. A gdy ta w końcu nastaje – radości nie ma końca. Macie tak? A tak mam. Nawet, jeśli wcześniej miałam już okazję przeczytać daną powieść. Teraz z niecierpliwością wyczekuje premiery Boys from Hell, choć przeczytałam ją już kilka razy. Ostatni raz miał miejsce kilka tygodni temu i mogę powiedzieć jedno – powieść wciąż wzbudza we mnie takie same emocje, jak za pierwszym razem. Jakie? O tym odrobinę poniżej. A reszta? Resztę musicie poznać na własnej skórze.

Anna Scott nie wyobrażała sobie, że kiedyś jeszcze będzie musiała zamieszkać w rodzinnym mieście. Od lat uczęszczała do prywatnych szkół i mieszkała w najwyższych standardów internatach. Spotykała się tylko i wyłącznie z "odpowiednimi" ludźmi. Choć bez bliskich – żyła tak jak chciała. Wszystko zmieniło się tuż przed rozpoczęciem przez nią nauki w klasie maturalnej. Ojciec wygrał wybory na burmistrza Freeport i ściągnął córkę do domu. Tak oto osiemnastoletnia Anna znalazła się w tym maleńkim miasteczku w Teksasie i musiała zacząć radzić sobie z zupełnie nową sytuacją życiową. Na miejscu nie miała żadnych koleżanek, nikogo nawet nie znała, a tych, których poznała w szkole, wolałaby nie znać. Sama starała się nie wywyższać, ale wszyscy traktowali ją właśnie jak dziewczynę z wyższych sfer. Za plecami nieustannie słyszała szepty, a nawet ciche dogryzanie. Kto w takich warunkach chciałby żyć? Na pewno nie główna bohaterka Boys from Hell. Bo Anna to nie tylko dziewczyna z dobrego domu, ale i zbuntowana, nieokiełznana, a nawet lekko szalona nastolatka, która pragnie od życia tego, co dla niej najlepsze. I dokładnie wie o co jej chodzi. Przynajmniej tak się jej wydaje, bo wiele w jej przemyśleniach zmienia spotkanie pewnego motocyklisty. Dobrze umięśnionego, przystojnego, wydawałoby się niebezpiecznego i starszego od niej – motocyklisty.

Jak już wcześniej wspomniałam – książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej są wyczekiwane, a także niezapomniane. Historia Anny i Jaxa krążyła we mnie od chwili, gdy pierwszy raz ją przeczytałam. Sięgając po nią teraz wciąż czułam te same emocje, to samo pulsowanie krwi, niecierpliwość i, co dziwne, niepewność co do dalszych losów bohaterów, choć przecież je znałam. Ale przecież, zawsze coś mogło się zmienić, prawda? Cóż, ja już teraz wiem, a wy wkrótce się dowiecie, jak naprawdę kończy się powieść Boys from Hell. Jedno jest pewne, zakończenie jest zaskakujące, ale na pewno nie rozczarowujące.

Najnowszą powieść Agnieszki-Lingas-Łoniewskiej czyta się niemal na jednym wdechu. Wciąga od pierwszych słów napisanych przez autorkę i trzyma czytelnika w swych okowach, aż do ostatniej postawionej kropki. A gdy już dotrze się do zakończenia, to człowiek żałuje, że nastąpiło ono tak szybko, tak nagle. Boys from Hell to kolejna świetna pozycja w dorobku Lingas-Łoniewskiej, zdecydowanie godna polecenia i zapamiętania jako świetny przykład połączenia romansu i dramatu. Czy można ją zaliczyć do tak popularnego teraz new adult? Według mnie bezsprzecznie. Szczerze zachęcam do lektury. Naprawdę warto.

Sil



17 stycznia 2017

Cztery strony ("November 9" Colleen Hoover)

"November 9" Colleen Hoover
wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 336
Ocena: 5,5/6





Czasem przeznaczenie czeka na nas w bardzo dziwnych miejscach. Nietypowych. A czasem niesamowitych. Dworzec. Ulica. Centrum handlowe. Restauracja. Toaleta. Wszędzie.

Fallon O'Neil, to osiemnastoletnia była aktorka, która od dwóch lat boryka się z koszmarnym wspomnieniem. Widzi je codziennie w lustrze. Dotyka go przy każdym prysznicu. Przeżywa w każdym śnie. W tej właśnie chwili siedzi w restauracyjnej loży, przed ojcem, który odpowiada za ten koszmar i wysłuchuje imperatyw. Ostatni czas nie był dla niej łatwy. Dziewczyna nie potrafi się pogodzić z tym, co stało się w trakcie pożaru. Ojciec o niej zapomniał, zostawił ją w domu który płonął i doprowadzić do tego, jak w dniu dzisiejszym wygląda. Że nie ma już szans robić tego, o czym zawsze marzyła. Nikt już jej nie zatrudni jako aktorkę. Zaraz po wypadku wytwórnia zerwała z nią kontrakt, nikt nawet nie wziął pod uwagę, że mogłaby pracować dalej. Dlatego postanowiła wyjechać z Los Angeles do Nowego Jorku. Tego ojciec nie potrafi zrozumieć już zupełnie. Bo, co ją tam czeka? Według niego – nic dobrego. Według niej – nic gorszego niż w rodzinnym mieście nie może jej spotkać. Kiedy jest już u kresu sił, kiedy myśli, że nie da rady więcej na siebie przyjąć – pojawia się on. Zupełnie jej obcy chłopak z loży obok. Dosiada się do nich, a w zasadzie do niej, przytula, cmoka i prosi, by go nie wydała. I by improwizowała. I zaczyna udawać… zakochanego w niej po uszy chłopaka. Wyjaśnia jej ojcu jak wspaniałą ma córkę, i jaką szansą jest dla niej wyjazd i próba swoich sił na Brodwayu. To niemal niemożliwe. To jakby historia z książki – niewiarygodna, wręcz śmieszna. Ale w tej chwili Fallon nie jest do śmiechu. W sumie niezupełnie wie co robić. Czy ten Ben oszalał? Czemu się do nich dosiadł? Czemu tak wytrwale ją broni? Tak po prostu? Bezinteresownie? A może jednak, robi to z dobroci serca? Gdy tylko dziewczyna zaczyna w to wierzyć, wchodzi całą sobą w tę farsę. Dzięki temu wychodzi obronną ręką z rozmowy z ojcem. I zyskuje… chłopaka na kilka godzin. Bo Ben postanawia jej towarzyszyć do końca dnia, kiedy to dziewczyna wsiądzie na pokład samolotu i odleci na zawsze. A może, nie na zawsze? Może tylko na rok? A za rok, w tym samym dniu, w tym samym lokalu, o tej samej porze – spotkają się ponownie i będą dalej pisać swą historię? By się przekonać, jak będzie w rzeczywistości, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść mistrzyni young adult – Colleen Hoover, zatytułowaną November 9.

Nie będę ukrywać, ta książka pochłonęła mnie całkowicie. Wciągnęła od pierwszych stron i sprawiła, że nie tylko zaczęłam wierzyć w historie jak z powieści, ale i sama zechciałam taką przeżyć. Fallon i Ben stali się dla mnie bardzo realnymi bohaterami, pełnymi wad, wątpliwości, tajemnic, ale i swoistych zalet, obok których nie dało się przejść obojętnie. Przynajmniej ja nie mogłam. Pokochałam ich oboje, choć tak naprawdę, jak się poniewczasie okazało, niewiele siebie przed nami odkryli. Za to, gdy w końcu zaczęli ujawniać prawdziwe ja, trudno było uwierzyć, że to naprawdę wciąż te osoby, które było nam wcześniej dane poznać. A jednak. Nie zawsze to, co widzimy na pierwszy rzut oka, jest tym, co powinno być najważniejsze. Czasem prawdziwe intencje ukryte są pod grubym płaszczem. Tylko jego brutalne zdarcie może ujawnić prawdę, a ta, niejednokrotnie, jest niezmiernie bolesna. Ale może być również boleśnie piękna. Jaka będzie u Bena i Fallon? Musicie dowiedzieć się sami. Mi nie pozostaje nic innego, jak was gorąco zachęcić do lektury November 9. Naprawdę warto.

Sil



Za książkę dziękuję księgarni Matras

13 stycznia 2017

Wybrańcy losu "Naznaczeni śmiercią" Veronica Roth)

PREMIERA 17.01.2017

"Naznaczeni śmiercią" Veronica Roth
Seria: ?
Tom: I
wyd. Jaguar
rok: 2017
str. 536
Ocena: 5/6


Veronica Roth to już niemal legenda wśród autorów dystopii. A przecież ma na swoim koncie tylko jedną serię. Dziwne? A może wcale nie? W końcu Niezgodna to naprawdę coś wielkiego. Świetna książka, świetna seria filmowa. To nieuchronnie prowadzi nas do jednego – czy kolejne powieści autorki osiągną taki sam sukces, jak te już osławione? Chyba czas się o tym przekonać.

Akos Kereseth i Cyra Noavek żyją w jednej galaktyce. Ba, na jednej planecie. Ich rodziny przewodzą dwóm walczącym ze sobą narodom, z których jednej nie jest uznawany przez Zgromadzenie. Różni ich niemal wszystko. Język. Styl życia. Wychowanie. A jednak coś ich łączy, oboje są wybrankami Losu, jako jedni z nielicznych nie są w stanie wpłynąć na swoje życie. Ile wersji przyszłości by nie analizować, ich losy zawsze układają się tak samo. W rodzinie Keresethów losów dzieciom się nie wyjawia. Noavekowie ujawniają je w pewnym wieku. Cyra poznała więc swój los już jakiś czas temu, zresztą tez stosunkowo wcześniej uzyskała dostęp do swojego daru, który w jej przypadku okazał się przekleństwem. Akos nie poznał jeszcze ani swego daru, ani tym bardziej losu. To jednak zmienia się w dniu, w którym Zgromadzenie postanawia w trakcie emisji ujawnić losy wszystkich wybrańców. Tak oto, w jednej chwili, szczegóły z ich życia poznają wszyscy mieszkańcy galaktyki. Niektórych ujawnienie tych informacji będzie kosztować życie. Wśród Thuvhe wybucha panika. Dzieci w panice zabierane są ze szkoły, nikt nie wie, co tak naprawdę się dzieje. Keresethowie przewożeni są do domu. Okazuje się jednak, że nie jest on już bezpieczną przystanią. Czekają tam na nich Shoteccy żołnierze, którzy mają misję do wykonania – zabrać dzieci z najważniejszymi losami – średnie i najmłodsze. Reszta się nie liczy. No, może poza ich matką – Wyrocznią. Ona się jednak nie pojawia, a odkrycie kto jest kim okazuje się nie być niczym skomplikowanym. Niestety, w wyniku napaści ginie ojciec Akosa, wszystko również wskazuje na to, że matka mogła odebrać sobie życie sama. Chłopcy zabrani zostają za Przepiórzycę, za Dział, do okrutnego Ryzeka Noavek, władcy Shotetów. A tam, tam dopełnią się losy chłopców. Wszystko przynajmniej na to wskazuje.

Nie będę ukrywała, nie od razu spodobali mi się Naznaczeni śmiercią. Początki były dla mnie dość trudne i nie zawsze zrozumiałe. Autorka stworzyła w powieści zupełnie nowy świat, ba – całą galaktykę. Przypisała narodom języki (na szczęście ich nie używała!), nazwy, zwroty. Trudno było mi się połapać co jest czym i kto jest kim. Co gdzie jest, jak to wszystko wygląda. Cóż, trochę więc trwało nim powieść mi wciągnęła. Ale jak już to zrobiła, to nie potrafiłam się powstrzymać i czytałam. Czytałam, aż skończyłam. A teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na pojawienie się drugiego tomu, który, mam nadzieję, odpowie na liczne pytania, które postawiono przed czytelnikami w Naznaczonych śmiercią.

Po zakończeniu lektury na pewno mogę powiedzieć jedno – autorka wiedziała co robi, pisząc tę powieść. Całość, po początkowych trudach, czyta się zdumiewająco dobrze. Bohaterowie są niezwykle przyciągający i przekonujący w swych kreacjach. Niezwykle łatwo zawierzyć ich słowom, a potem… potem pozostaje nam tylko zastanawiać się, czy zaufaliśmy właściwej osobie. Czy na pewno czarny charakter jest tym złym? A może ten dobry okaże się najgorszym z możliwych? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po Naznaczonych śmiercią autorstwa Veroniki Roth. Z całego serca polecam.


Sil

9 stycznia 2017

Nie do zaakceptowania ("Buźka" Sophie Hannah)

"Buźka" Sophie Hannah
Seria: Konstabl Simon Waterhouse
Tom: I
wyd. Literackie
rok: 2015
str. 388
Ocena: 4,5/6


Czasem, zwykle w najmniej spodziewanym momencie, zostajemy dramatyczne zaskoczeni przez życie. Z minuty na minutę wszystko co do tej pory mieliśmy, co czciliśmy i dążyliśmy najwyższym szacunkiem - znika, rozpływa się, przestaje mieć najmniejsze znacznie. Kończy się pewna era, a nowa ma trudność z powołaniem się do istnienia. Bo jak tu dalej żyć?

Alice Fancourt kilkanaście dni wcześniej powiła córkę, z którą od tego czasu wręcz nie może się rozstać. Obie połączyła więź, której wydawałoby się, nikt ani nic, nie jest w stanie zniszczyć. Kobieta do tego stopnia troszczy się o swoje maleństwo, że nie chce go zostawić choćby na 5 minut. Co jednak może zrobić wobec wyzwania, jakim jest decyzja jej teściowej, którą traktuje jak matkę? Vivienne zażyczyła sobie, by jej synowa choć chwilę odpoczęła, w związku z czym zapisała ją do klubu, do którego sama uczęszcza. Co w tym dziwnego i niepokojącego? Zasadniczo nic, chyba że liczyć zestresowaną matkę, która nie chce odpoczywać od swojego dziecka. No dobra, może troszkę, ociupinkę odpoczynku by się jej przydało. Ale zdecydowanie niewiele. W końcu więc Alice ulega i wybiera się do Waterfront, gdzie jednak zamiast skorzystać z wszystkich dostępnych atrakcji porostu zwiedza i relaksuje się przy jednym, delikatnym drinku. Następnie wsiada do swojego wysłużonego samochodu i wraca do domu. Na miejscu jednak nic nie jest takim, jakim być powinno. Drzwi do domu są uchylone, a to się nigdy nie zdarza. To jednak nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, co kobieta odkrywa w pokoju dziecięcym. W kołysce, zamiast jej maleństwa, leży co prawda dziecko, jednak zdecydowanie nie jest to to samo dziecko, które zostawiła w tym miejscu kilka godzin temu. Ubranka się zgadzają, prosaki na nosku są, oczy niby w odpowiednim kolorze, ale… to zdecydowanie nie jest jej córka. Kobieta wpada więc w panikę, zaczyna nieopanowanie wrzeszczeć i… i w ten sposób wszystko się kończy. Już nie ma wspaniałego, idealnego życia. Jest jakiś koszmar, którego nie da się przeżyć. Mąż jej nie wierzy, odsuwa ją od tego maleństwa, które znajduje się w domu. Teściowa sama nie wie co ma powiedzieć, bo dziecko widziała raz, po porodzie. Potem wyjechała z wnukiem na wczasy. Zdjęcia malutkiej Florence zniknęły z aparatów fotograficznych, policja nie chce zrobić badania DNA a na prywatne badanie należy czekać tydzień. Kolejny tydzień w koszmarze. Czy Alice to przeżyje? Czy jej małżeństwo to przetrwa? Czy teściowa zrozumie? Czy Florence się znajdzie? Kto i jak zabrał ją z bezpiecznego domu? Aby się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po Buźkę autorstwa Sophie Hannah.

Powieści tej autorki nigdy nie są "łatwą i przyjemną lekturą". Dlatego przeczytanie i przeanalizowanie całości zajęło mi kilka tygodni. Spodziewałam się co prawda, ze chwilę to potrwa, ale nie, że aż tyle. W sumie, wybrałam na czytanie tej książki jeden z najgorszych możliwych momentów. Gorzej by było, gdybym sięgnęła po nią posiadając już swoje maleństwo przy sobie. Wychodzę z założenia, że póki jest w mamusi, jest bezpieczne. Przynajmniej od takich atrakcji jakie przeżyła tytułowa Buźka je uchronię w ten sposób. Książki tej autorki są zdecydowanie pełne napięcia i stanowią wyzwanie dla takiego czytelnika jakim się stałam – odrobinę rozleniwionego i nie łaknącego skomplikowanej akcji i niecodziennych rozwiązań. To wszystko oczywiście autorce należy zaliczyć na plus, tym bardziej, że powieści na półkę nie odłożyłam, tylko codziennie wieczorem do niej wracałam i poznawałam kolejne odsłony opowieści o matce, walczącej o odzyskanie córki.

Historia pochłania czytelnika w zasadzie od pierwszych zdań napisanych przez autorkę. Rozpoczynając lekturę zaczynamy wędrówkę przez dość trudne tereny, nie zawsze od razu możliwe do zdobycia. Czasami niezbędne jest przygotowanie, kiedy indziej – przeczekanie. Zawsze jednak udaje się pokonać kolejną przeszkodę – z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Osobiście wyszłam cało z wszystkich opresji i choć od jakiegoś czasu podejrzewałam takie, a nie inne rozwiązanie całej zagadki – i tak czułam się zaskoczona. Nie wszystko udało mi się przewidzieć. Nie na wszystko mój umysł był w stanie wpaść. Nie ze wszystkim się pogodziłam. Zdecydowanie jednak mogę stwierdzić, że Buźka ma w sobie to coś i warto zapoznać się z tą historią. Do czego z całego serca was zachęcam.


Sylwia Szymkiewicz-Borowska


6 stycznia 2017

Puchaty Maks ("Wombat Maksymilian i Królestwo Grzmiącego Smoka" Marcin Kozioł)

WITAMY W 2017 ROKU!!!

"Wombat Maksymilian i Królestwo Grzmiącego Smoka" Marcin Kozioł
Wyd. Edipresse Polska S.A.
rok: 2016
str. 290
Ocena: 5/6


Jeśli trafiliście tutaj, bo szukaliście czegoś o czochraniu wombata, lub innych mniej lub bardziej dziwnych rzeczy, to możecie od razu zamknąć stronę. Podobnie jeśli jesteście starsi niż 15 lat, albo nie macie dziecka w wieku wczesnoszkolnym, to też możecie wyłączyć tą stronę.

Ten wpis jest o książce "Wombat Maksymilian i królestwo Grzmiącego Smoka" napisanej, a może bardziej tu pasuje słowo "stworzonej" przez pana Marcina Kozioła (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem). Książka opowiada o przygodach Maksymiliana, czyli Maksa, który jest wombatem. Tak, mieszkającym w Australii wombatem. Teraz jest chwila czasu by w internetach sprawdzić jak wygląda owy wombat. Czytając książkę Internet się przyda, ale o tym później. Wracamy do treści powieści. Nasz bohater dostał imię Maks, bo wszystko robi maksymalnie. Trochę tak jak ambitny pracownik korporacji. No i właśnie to jego oddanie i zaangażowanie przysparza mu odrobinę kłopotów, a w zasadzie to zmienia jego życie. Pewnie nie uwierzycie, ale wykopał taki tunel, że zatrzymał się dopiero pod Himalajami. Potem to już tylko poszukiwanie tytułowego Grzmiącego Smoka, w trakcie których odwiedza "magiczne" miejsca i spotyka dość nietypowych przyjaciół. W podróży wirtualnie wspierają go ojciec i przyjaciółka Zuza, którzy wyjaśniają bardziej złożone zagadnienia, które puchatemu wydają się niezwykłe. Więcej naprawdę nie ma sensu zdradzać, bo musiałbym opowiedzieć za dużo, a warto samemu zagłębić się w świat i przygody puchatego zwierzaka. Autor serwuje nam historię w sposób łatwy i przyjemny w odbiorze. Przy czym równocześnie demonstruje, jak uratować książki w dobie powszechnej komputeryzacji. Nie jest to pomysł nowy, ale został fajnie wykorzystany. Dzięki pojawiającym się co chwila na kartach opowieści łapkach z hasłami, czytelnik może zobaczyć to, co widzi i to o czym mówi Maks. Komputer lub telefon z odpowiednią aplikacją przenoszą nas w świat królestwa Grzmiącego Smoka. W mojej opinii jest to świetna sprawa i fajnie przygotowana przez autora. Mapy, filmy, czy też muzyka – to wszystko sprawia, że o wiele łatwiej przenieść się w świat wombata. Mam nadzieję, że to się upowszechni. Książka staje się dzięki temu atrakcyjniejsza, zwłaszcza dla młodszego czytelnika, a to przecież grupa docelowa. Samo wydanie jest bardzo poważne. Gruba okładka skrywająca w swoim wnętrzu 290 kolorowych stron. Wiele zdjęć, wspomniane "interaktywne" łapki, no i bardzo młodzieżowy format tekstu. Nie da się zagubić i pomylić, a to wielki plus. Nie mogę tu nie wspomnieć o świetnych rysunkach przedstawiających wombata i nie tyko. Bardzo przypadły mi do gustu i tyle.



Oczywiście polecam tę książkę młodszym czytelnikom, za formę, za interaktywność, ale przede wszystkim za historię, która toczy się tak jak powinna, nie za szybko i nie za wolno. Polecam, bo dzięki niej poznajemy mało znane królestwo mieszczące się u podnóży Himalajów. Poznamy szczęśliwych mieszkańców i fascynującą kulturę państwa rządzonego przez smoka. Jeśli marzą wam się podróże i jesteście jeszcze za młodzi na poważną literaturę, to z całego serca zachęcam.


Artur Borowski