28 lutego 2014

Bookowo 2/2014 (14)

Jak można wnioskować po tytule posta, dziś będzie stosikowo. Gdzieś rozwiało się moje chlubne postanowienie, że takie posty będę wstawiała w soboty... rozwiała się, bo w nadchodzącą sobotę mamy już marzec, a moje podstawowe postanowienie brzmiało - jeden stosik miesięcznie. W lutym nic jeszcze nie wstawiałam, a książki przecież przyszły... stąd ten post w piątek. W związku z tym piątkowa recenzja pojawi się w poniedziałek... no nic, mówi się trudno. Prawda jest również taka, że Wam, stałym czytelnikom, pewnie bardziej podobają się posty stosikowe niż recenzenckie, co nie zawsze jest słuszne... ale to już temat na osobną notkę. Wracając do tematu - oto stos :)


Ładny nie? Muszę Wam powiedzieć, że jestem z niego wyjątkowo dumna. Zawiera prawie wyłącznie pozycje, z mojej listy must have. Na niektóre czekałam do ostatniej chwili i już zaczynałam powątpiewać, że los się do mnie uśmiechnie i dojdą w lutym. Ba, zwątpiłam w wydawców, w pocztę, w ludzi. Nawet zaczęłam rzucać oskarżenia, padały słowa "ludzie kradną", "p.... poczta..." i wiele innych... Poprzeklinałam, powściekałam się, a książki się znalazły. Uf.

Jak się można było spodziewać, wszystkie pozycje są recenzenckie. Idąc od prawej:
Dziewczyny z Danbury - Piper Kerman: wyd. Replika, od Matrasa
Miłość z jasnego nieba - Krystyna Mirek: wyd. Feeria, od Czytajmy Polskich Autorów
Poza czasem - Alexandra Monir: wyd. Jaguar
Rywalki - Kiera Cass: wyd. Jaguar
Stan zagrożenia - Erica Spindler: wyd. Mira
Niewidzialny morderca: Lene Kaaberbol, Agnete Friis: wyd. Sonia Draga
Zagrożeni - C.J. Daugherty: wyd. Otwarte
Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu: Kady Cross: wyd. Fabryka Słów
Brudny świat - Agnieszka Lingas-Łoniewska: wyd. Novae Res (recenzja)

Coś przypadło Wam do gustu?

26 lutego 2014

Zdrowo („Kuchnia chińska według Goka” Gok Wan)

„Kuchnia chińska według Goka” Gok Wan
wyd. Albatros
rok: 2013
str. 242
Ocena: 5/6


Kto nie zna Goka Wana? Od jakiegoś czasu jest o tym panu dość głośno, prowadzi liczne programy w telewizji kobiecej i potrafi zdziałać cuda z żeńską psychika. Pokazuje jak dobrze wyglądać nago. Udowadnia, że żeby wyglądać dobrze, nie trzeba wydawać na ubrania majątku. Przyznał się nawet swego czasu, z jakimi problemami borykał się jako dziecko i nastolatek. Chwilami zastanawiałam się, czy Gok Wan nie wyskoczy zaraz z płatków śniadaniowych. O dziwo niedawno na chwilę o nim przycichło. Zrobiło się spokojniej, niektórym może nawet zaczęło go brakować. Kilka miesięcy temu, nakładem wydawnictwa Albatros, na rynku pojawiła się książka kucharska Goka. Czy ciekawa? Czy rzetelna? Czy z przesłaniem? By się tego dowiedzieć, zapraszam do zapoznania się z poniższym tekstem.

Kuchnia chińska według Goka to 242 strony przepisów, opisów i fotografii. Całości autor podzielił na osiem części, w których opisał różnorodne dania z rodzimej mu kuchni. Znajdziemy tu propozycje posiłków z gatunku: Ulubione dania rodziny Wana, czy też Uliczne Jedzenie dla szybkich i wściekłych. Każdy z działów książki zawiera od kilku do kilkunastu dań. Każde rozpoczyna się od podania ilości składników dla konkretnej grupy ludzi, np. 2 czy 4 osób. Dalej w przepisie znajdujemy opowieść autora o tym, dlaczego to danie znalazło się w książce i w jaki sposób jest on z nim związany. Następnie, krok po kroku opisano, jak wykonać dany posiłek. Całość zwieńczona jest informacją o czasie przygotowania oraz, co zaskakujące, o czasie smażenia. No i każdy przepis opatrzony jest świetną ilustracją Jemmy Watts. Niestety, jak niemal zawsze, w przypadku przepisów brakuje mi kilku elementów, po których dodaniu mogłabym uznać książkę za ideał. Po pierwsze - koszt wykonania danego dania. Po drugie - miejsca, gdzie można kupić konkretne składniki (niekoniecznie stacjonarne, ale np. w sieci). Po trzecie - stopień trudności.

Bardzo miłym zaskoczeniem jest początek Kuchni chińskiej... Po obszernym Wstępie autor prezentuje nam dwa, wcale nie krótkie, podrozdziały. Pierwszym z nich jest: Wszystko o składnikach. Dzięki tej części dowiadujemy się na przykład, jakie trzy podstawowe składniki tworzą bazę kuchni chińskiej, tj. czosnek (mniam), imbir i dymka. Przyznam, że jestem zaskoczona, nie zdawałam sobie sprawy, że to właśnie te składniki są najważniejsze w kuchni chińskiej. Jestem mile zaskoczona, bo jednak kojarzyła mi się ona raczej z takimi rzeczami, za którymi raczej nie przepadam... Dalej w tej części książki znajdziemy: koszyk ulubionych przez Goka chińskich smaków i zapachów oraz pozostałe podstawowe składniki - wykorzystywane w kuchni chińskiej, takie jak: chińska pasta sezamowa czy arkusze ciasta na sajgonki. W następnej, zaskakującej dla mnie części, autor zawarł kompendium niezbędnych w kuchni chińskiej akcesoriów (np. wok czy bambusowe kosze do gotowania na parze).

Mnie naprawdę ta książka przypadła do gustu i, muszę to szczerze przyznać, poważnie zainteresowałam się chińską kuchnią, która do niedawna jeszcze kojarzyła mi się z dość niesmaczną mieszanką warzyw dostępną niemal w każdym markecie. Fuj. Dzięki Gokowi dowiedziałam się, że w zdumiewająco wielu potrawach Chińczycy używają czarnej fasoli. Niestety, niemal każdy przepis wymaga zakupu porządnej dawki składników, których zapewne zdecydowana większość normalnych ludzi nie posiada w domu: sos ostrygowy, olej sezamowy, sos rybny, olej arachidowy, wino ryżowe shaoxing, to tylko kilka rzeczy, których ja osobiście w domowej spiżarni nie mam. Mimo wszystko mam w planach wykorzystywać znalezione tu przepisy np. na Superszybki makaron z wieprzowiną i imbirem czy Wołowinę w prostym sosie pomidorowym.


Polecam.


24 lutego 2014

Na krawędzi („Brudny świat” Agnieszka Lingas-Łoniewska)

„Brudny świat” Agnieszka Lingas-Łoniewska
wyd. Novae Res
rok: 2014
str. 296
Ocena: 6/6


W Brudnym świecie Agnieszka Lingas-Łoniewska prowadzi czytelnika oraz wykreowanych przez siebie bohaterów przez kalejdoskop różnorodnych uczuć i emocji. Od niechęci - do uwielbienia. Od niepewności do pełnego zaufania. Od błogiego spokoju, po mrożący krew w żyłach strach. Od epickiej wprost miłości, po rozdzierający wnętrzności dramat. Nic nie jest proste. Nic nie jest sprawiedliwe. Nic nie jest takie, jakim być powinno. Jedno jest pewne - życie jest do kitu i... nic, ani nikt tego nie zmieni. Ale zawsze można próbować...

Nie od dziś wiadomo, że Los Angeles to nie tylko miasto aniołów, ale i siedlisko najznamienitszych amerykańskich gwiazd. Jedną z nich, będącą teraz na szczycie, jest wokalista rockowej grupy Semtex -  Tommy Cordell. Na jego widok fanki mdleją z wrażenia, a faceci dostają piany na ustach, gdy ten mężczyzna znajduje się w pobliżu ich kobiet. Wystarczy jedno spojrzenie, jedno skinienie palca - i dziewczyny są w stanie zrobić dla Tommy'ego to, o co tylko poprosi. W zasadzie mężczyzna nie musi nawet prosić... Gdy do jego życia delikatnie wkracza piękna i odrobinę tajemnicza Kathrina Russell, nie jest pewien, co ma o niej myśleć. Przede wszystkim kobieta strasznie go denerwuje. Wtrąca się. Ma swoje zdanie. No i ewidentnie nie reaguje na niego tak, jak inne dziewczyny. No i jest zdecydowanie za stara, musi być... jakoś w jego wieku. Nie zmienia to jednak faktu, że Kati niemal od początku mocno oddziałuje na Cordella, a to może się skończyć tylko w jeden sposób. Tylko, co może wyjść z romansu boskiej gwiazdy rocka z dziewczyną piszącą niesamowite teksty piosenek? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, zatytułowaną Brudny świat.

Wszystkie powieści Lingas-Łoniewskiej, jak jeden mąż, przypadały mi do gustu. Książki tej autorki oddziałują na mnie w niebywały wręcz sposób. Budzą we mnie to, co głęboko ukryte. Odsłaniają fragmenty mnie samej, o których nie miałam pojęcia. Wydobywają na wierzch emocje. Rozrywają na strzępy serce. Podgrzewają mózg do czerwoności. Powodują eksplozję, po której ciężko się podnieść. Aż do kolejnej książki. I kolejnej. Dla mnie Brudny świat był pierwszy. Do dziś, bardzo wyraźnie pamiętam uczucia, które towarzyszyły mi podczas jego lektury. Pamiętam w jakich okolicznościach czytałam poszczególne odsłony. Nie mam problemu z przypomnieniem sobie, kiedy się śmiałam, a kiedy płakałam... szczególnie kiedy zalewałam się łzami. Może więc nie jestem bezstronna, ale czy jakikolwiek czytelnik jest? Nie da się lubić i czytać wszystkiego, każdy ma jakieś kryteria wyboru powieści, które trafiają do jego biblioteczki. Ja wybieram książki niejednoznaczne, takie, które zapadają w pamięć, takie, których nie da się jednoznacznie przypisać do jednej kategorii. Uwielbiam powieści pełne pasji i emocji, które tematyką dotykają więcej niż jednego gatunku literackiego. Romans i dramat, dramat i sensacja, sensacja i romans, kryminał i fantastyka... a najlepiej, jak te wszystkie gatunki spotykają się w jednej powieści. Literatura, którą tworzy Agnieszka Lingas-Łoniewska znajduje się zdecydowanie najbliżej mojego ideału. Dlatego sięgam po nią w ciemno, bez zastanowienia i zawahania. I nigdy nie żałuję.

Nie żałowałam również teraz, czytając Brudny świat po raz kolejny w moim życiu. Obawiałam się, że nie będę czuła tego, co przed laty. Bałam się, że książka mnie tym razem zawiedzie. Że nie wzbudzi emocji, że nie spowoduje radości, a potem ogromnej rozpaczy. Jak się okazuje, niepotrzebnie się martwiłam. Brudny świat nie uległ zmianie, wciąż jest wspaniały, ekscytujący i miejscami upiorny. Dla mnie idealny.

Autorka prowadzi narrację w pierwszej osobie. Czytelnik zwiedza świat zarówno Tommy'ego jak i Kati. Dowiaduje się o nich wszystkiego, czuje wraz z nimi, z nimi się śmieje i płacze. Tak poprowadzona akcja pozwala utożsamić się z bohaterem i stąpać po świecie ich nogami. Czujemy to co bohaterowie. Jesteśmy nimi. To właśnie najbardziej uwielbiam w książkach Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Zgłębiając ich treść poznaję alternatywne wersje własnego życia. Nie mogę nie polecać czegoś, co kocham. To byłoby wbrew wszelkim wyznawanym przeze mnie zasadom. Z czystym sumieniem polecam Wam więc Brudny świat. Zgłębcie go. Poznajcie od środka. Rozpadnijcie się wraz z nim. Bo warto.


21 lutego 2014

Po raz drugi („Przywróceni” Jason Mott)

„Przywróceni” Jason Mott
wyd. Mira
rok: 2013
str. 400
Ocena: 4/6


Z drżeniem serca brałam do ręki Przywróconych. Czekałam na tę powieść dość długo i w sumie... trudno mi stwierdzić dlaczego. Za każdym razem, gdy zerkałam na półkę i widziałam książkę Jasona Motta, czułam, że czeka mnie z nią niezwykła przygoda. I aż mnie ciarki przechodziły na myśl o niej. W końcu nadszedł ten dzień i Przywróceni objęli moją świadomość w posiadanie. Tylko czy słusznie?

Harold i Lucille Hargrave od lat żyją samotnie w niewielkim miasteczku Arkadia, gdzie każdy każdego zna i wszyscy wiedzą o wszystkich, jak się można domyśleć - wszystko. Jeśli ktoś ma jakąś tajemnicę przed innymi - nie jest w stanie zbyt długo jej utrzymać. Ludzie są dociekliwi i wtykają nos w nieswoje sprawy. Niby czują się jak wielka rodzina, ale... tak naprawdę nikt tak nie czuje się komfortowo. Szczególnie wspomniane wcześniej starsze małżeństwo, które przed laty utraciło dziecko. Jacob miał osiem lat, gdy znikł z ich życia. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, ale nietrudno było zgadnąć, że chłopiec wpadł do pobliskiej rzeki i nie dał rady się z niej wydostać. Tragedię rodziny tylko powiększał fakt, że wydarzenia miały miejsce w ósme urodziny chłopca. Gdy ginął, w domu w najlepsze trwała impreza na cześć chłopca. Mimo, iż rodzina dość szybko się zorientowała o braku Jacoba, nie było szans na jego uratowanie. Od tamtej pory wszyscy w miasteczku, jak jeden mąż, współczuli państwu Hargrave. Ta tragedia ciążyła na nich przez dni, miesiące, lata...

Gdy niespodziewanie na świecie zaczęli pojawiać się dawno zmarli ludzie, Harold poważnie zastanawiał się, co by było, gdyby i do ich drzwi zapukało Biuro i poinformowało, że odnalazł się ich synek. Lucille jednak wprost powiedziała, że najpewniej nie przyjęłaby malca pod swój dach. W końcu to niemożliwe, by powrócić z martwych. Ci, którzy powracają, zapewne są wysłannikami diabła, czyhającymi na życia niewinnych istot. W końcu zarówno Harold, jak i Lucille uznają, że nie ma co gdybać. Ich synek na pewno się nie odnajdzie. Stety, lub niestety - nic bardziej mylnego. Pewnego dnia para słyszy pukanie do drzwi i... w tej jednej chwili cały ich świat staje na głowie.

Czekałam, czekałam i... chyba przeczekałam czas, w którym Przywróceni i ja zgralibyśmy się idealnie. Czytając tę książkę czułam... sama nie wiem. Pustkę? Brak? Niepewność? Coś cały czas mi nie pasowało. Czegoś brakowało. Jednak ile razy próbowałam dociec, co mi tak niemiłosiernie zgrzyta pod zębami - nie byłam w stanie. Bo równocześnie powieść jakoś dziwnie mnie zauroczyła i nie pozwalała na zebranie myśli i przeprowadzenie dogłębnej analizy. Odłożyłam więc pisanie wypowiedzi na jej temat o całą dobę, by spokojnie zdecydować, co myślę o Przywróconych. Niestety, choć minęło wiele godzin, wciąż nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy książka bardziej mi się podobała, czy też nie.

W Przywróconych czytelnik odnajdzie wiele odpowiedzi na przeróżne pytania. Niestety, zapewne większości z nich nikt przed lekturą tej powieści sobie nie zadawał. Tak więc dowiadujemy się czegoś, choć niekoniecznie chcieliśmy o te rzeczy poszerzać swoją wiedzę. Z drugiej strony autor pozostawia nas z wieloma pytaniami, na które zapewne nigdy nie uzyskamy odpowiedzi, choć bardzo byśmy tego chcieli. Taka jest właśnie ta książka - przewrotna i pełna sprzeczności. Ciekawa, ale miejscami nudnawa. Wciągająca, ale chwilami wywołująca odruch odstawiania jej ponownie do domowej biblioteczki.


Przywróceni niestety nie są pozycją dla każdego. Polecałabym tę powieść osobom, które chciałyby się dowiedzieć, co by było gdyby, oraz tym, którzy lubią sobie przy lekturze podumać.


19 lutego 2014

Odzyskać miłość („Mroczna toń” Tricia Rayburn)

A dziś coś wyjątkowego, recenzja mojej siostry - Wiktorii Szymkiewicz. Zapraszam do przeczytania i... może w przyszłości pojawi się więcej jej recenzji :)

„Mroczna toń” Tricia Rayburn   
wyd. Dolnośląskie
rok: 2013
str. 392
Ocena: 5/6


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami…. Co? Nie, to nie ta bajka. Chciałam powiedzieć, że dawno temu, no, może nie tak dawno, jakieś kilka miesięcy temu przeczytałam „Syrenę” – pierwszą część serii o, jak się zapewne domyślacie, syrenach. A zaraz potem przeczytałam „Głębię”. Wciągnęłam się bez reszty, czytając o kolejnych przygodach nastoletniej Vanessy.

Kiedy w pierwszej części zginęła jej siostra – Justine, a wody portu w Winter Harbor zostały skute lodem, Vanessa przeszła transformację. Ze zwykłej, niczym nie wyróżniającej się z tłumu nastolatki, stała się zwracającą uwagę, pociągającą syreną. Przyciągała do siebie osobników płci męskiej niczym magnez. Ba! Nawet lepiej.

W drugiej zaś części czytamy o trudnych zmaganiach Vanessy, tak naprawdę z samą sobą. Musi wyznać najbliższym kim, a raczej czym się stała, niestety nie potrafi tego powiedzieć. Boi się tego jak zareagują jej rodzice, boi się również utraty swojej miłości. Jednak spotykają ją konsekwencję i już nie ma innego wyboru, jak tylko wyznać całą prawdę.

Po tragicznych wydarzeniach z zeszłego roku, Vanessa wraz z rodzicami postanawiają znów powrócić do Winter Harbor. Kupują nowy dom nad samym oceanem, natomiast ten stary domek letniskowy nad jeziorem postanawiają sprzedać. Kiedy wjeżdżają do miasteczka zieje ono pustkami. Kojarzycie te wszystkie westerny, gdzie przed pojedynkiem, wszędzie jest cicho, nie widać żywej duszy, a drogą toczą się tumany kurzu zmieszane z kępami suchej trawy? Podobnie było na ulicach Winter Harbor, z tym, że od czasu do czasu jakieś mieszkaniec wyściubił nos ze swojej nory. Dziewczyna popijając słoną wodę z butelki, pisze ze swoją najlepszą przyjaciółką – Paige. Jest przygnębiona z powodu sprzedaży jej ukochanego domku, ale jednocześnie myśli o tym, czy uda jej się odzyskać straconą miłość – Simona.

Kiedy są już na miejscu, syrena postanawia zejść na swoją własną, prywatną plażę, na której spotyka jakiegoś chłopaka, który jak się później okazuje ma na imię Colin. Chłopak proponuje jej lekcje kajakarstwa, jednak ta odmawia. Nazajutrz Vanessa wybiera się do restauracji „U Betty”, w której pracuje Paige. Dziewczęta bardzo cieszą się ze spotkania, jednak nastolatkę niepokoi jedno, a w zasadzie jedna - blondynka siedząca przy barze.

Po nie długim czasie znalezione zostaje ciało młodej kobiety, a następnie kolejne i kolejne.
Co doprowadza do morderstw młodych kobiet? Czy Vanessie uda się odzyskać Simona? Kim jest tajemnicza dziewczyna siedząca przy barze? Czy nastolatka znów uratuje świat? Jeśli chcesz dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy koniecznie przeczytaj „Mroczną Toń”!

Ostatnia część serii Syrena to wspaniała powieść akcji pomieszana z kryminałem i romansem. Mieszanka doskonała. Bohaterowie znów są postawieni przed trudnymi wyborami, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogą nikomu o tym powiedzieć. Z żadnymi poszlakami nie mogą iść na policję, ponieważ nie obyłoby się bez pytań, na które z pewnością nie chcą odpowiadać. Jak sobie poradzą? I czy wszystko dobrze się skończy? Przekonacie się sami.


Książka…. No cóż, wciągająca jak mało co. Połknęłam ją w trzy dni (pominę fakt, że w tym czasie zupełnie olałam naukę. Akcja bardzo szybko się rozwija, ale łatwo powiązać wszystkie fakty i tym samym trudno jest się pogubić . W niektórych momentach miałam łzy w oczach, a czasami uśmiechałam się jak głupi do sera. Zdecydowanie jest to powieść godna polecenia każdemu. Ciężko się od niej oderwać, a przede wszystkim nie da się zapomnieć o niej przez długi czas. 

Wiktoria Szymkiewicz
http://likelipgloss.blogspot.com/
http://beautyandthebeast-fanfiction.blogspot.com/

 Baza recenzji Syndykatu ZwB

17 lutego 2014

Koszmary z przeszłości („Żelazny dom” John Hart)

„Żelazny dom” John Hart
wyd. Sonia Draga
rok: 2013
str. 464
Ocena: 5,5/6


Każdy chce żyć godnie i na jakimś, często nawet niezbyt wygórowanym, stabilnym poziomie. Mieć rodzinę. Przyjaciół. Zapewniony wikt i opierunek. Nie każdemu jednak jest to dane. Życie niektórych zaczyna się pięknie i tragicznie się kończy, inni na odwrót - zaczynają koszmarnie i pięknie finiszują. Los nie zawsze jest sprawiedliwy. Czasem nawet odrobina szczęścia, to już za wiele...

Michael od kilku miesięcy jest szczęśliwy jak nigdy wcześniej. W sumie nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie miał szansę przeżyć tyle radosnych i wzniosłych chwil. Nawet teraz, będąc w jednym łóżku z kobietą swojego życia, nie może uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że są razem. Że ona go kocha. Że to może się nigdy nie skończyć. O to ostatnie niestety Michael lęka się najbardziej. Bo jak mocno by nie wierzył, jak bardzo nie pragnąłby żyć długo i szczęśliwie, to wie, że przeznaczenie uwiło mu zupełnie inne zakończenie. Zapewne nie bajkowe. Bo choć osiem dni wcześniej starzec zwolnił go z pełnionych obowiązków, to jakby na to nie patrzeć - jest umierający. A tylko on jest gwarantem jego bezpieczeństwa. Jego i nikogo więcej. Tak więc dawne otoczenie Michaela spokojnie może odebrać mu całe zyskane przez niego niedawno szczęście. Elena zginie, a on zostanie ponownie sam. Dlatego od tych ośmiu dni stara się spędzać z nią każdą możliwą chwilę. Wszystko się jednak zmienia, gdy odkrywa, że ktoś odwiedził rano lokal, w którym pracuje dziewczyna. Od tej chwili Michael już wie, że musi zacząć działać. Nie ma chwili do stracenia, bo tamci już nie czekają na śmierć starca...

Czasem miłość nie wystarcza. Czasem uczucie jest tylko pierwszym elementem, tworzącym udany związek. Niejednokrotnie zaufanie i wzajemna uczciwość są znacznie ważniejsze, niż buzujące w człowieku hormony. Nie jest łatwo stworzyć rodzinę, nie na każdym podłożu da się zbudować fortecę, jaką ona być powinna.


Żelazny dom to mocna, pełna emocji i nagłych zwrotów akcji powieść. Od pierwszych stron lektura zaskakuje i nie pozwala się od siebie oderwać. Każda kolejna przeczytana strona to porządna porcja wiedzy, która summa summarum prowadzi czytelnika do odkrycia zdumiewającej i przerażającej prawdy. Całość czyta się z zapartym wręcz tchem. Kolejne akapity przyspieszają tętno, wywołują wypieki na twarzy i gęsią skórkę. Aż trudno uwierzyć, że jedna książka może wywołać aż tyle emocji. A jednak, Żelazny dom nie zawodzi na żadnym froncie. Bohaterowie zostali solidnie zarysowani, dzięki czemu łatwo uwierzyć, że to co im się przytrafia rzeczywiście mogłoby mieć miejsce. Czytelnik do ostatnich stron nie może być pewien, jak zakończy się cała historia. Czy główni bohaterowie przeżyją? Czy ich miłość przetrwa próbę? Jakie tajemnice skrywa Michael? Kim jest Julian? Jaką rolę w życiu obu mężczyzn odgrywa Abigail? Czy to możliwe, by początek opowieści sięgał tak głęboko w przeszłość, że niewielu już ją pamięta? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Żelazny dom. Ze swojej strony mogę jedynie jeszcze dodać, że z powodu tej książki zarwałam niejedną noc i z wielką przyjemnością sięgnę po każdą kolejną powieść Johna Harta.


Baza recenzji Syndykatu ZwB

10 lutego 2014

Wir („Gorączka 1” Dee Shulman)

„Gorączka 1” Dee Shulman
wyd. Egmont
rok: 2012
str. 432
Ocena: 5/6


Skąd się wziąłeś? Skąd wzięli się twoi znajomi, przyjaciele, rodzina? Gdzie podziewają się ci, którzy odeszli już z tego świata? Czy istnieje życie po życiu? Czy jest możliwe, że po śmierci zaczyna się coś więcej, coś o wiele istotniejszego? Czy jest furtka, umożliwiająca powrót i dalsze życie? A może nasza codzienność jest ułudą, może ten świat, który znamy wcale nie istnieje? Kim jesteś ty? Kim jestem ja?

Jest rok 2012. Szesnastoletnia Ewa Koretsky pochodzi z Yorku i wydawać by się mogło, że niczym nie różni się od swoich rówieśników. Jednak pierwsze wyrażenie nie zawsze jest właściwe. Często okazuje się, że ma ono niewiele wspólnego z rzeczywistością, że to tylko gra pozorów, do której nie ma sensu się przywiązywać. Ewa jest wybitnie inteligenta. Dlatego też ma taki problem ze szkołą, z jednej strony dyrekcja każdej kolejnej placówki nie posiada się wprost z radości, gdy podnosi im średnią. Z drugiej strony jej wiedza zdecydowanie przewyższa zasób informacji posiadanych przez najwybitniejszych nauczycieli danej szkoły. No i na domiar złego, Ewa ma niebywałą skłonność do nastawiania przeciw sobie rówieśników tej samej płci co ona. Ze względu na niebywałą urodę i wyjątkowe oddziaływanie na chłopców wszystkie dziewczyny traktują ją jak wroga numer jeden. Nie ma więc szans na zaprzyjaźnienie się z którąkolwiek z nich, a gdy tylko zaczyna się kumplować z jakimś chłopakiem, ten zaraz się w niej zakochuje. W pewnym momencie dziewczyna dochodzi więc do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób na odmienienie choć części swojej egzystencji – musi zostać wyrzucona ze szkoły. Wagarowanie nie przynosi oczekiwanych skutków, postanawia więc zastosować broń większego kalibru.

Rok 152. Sethos Leontis jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym gladiatorem w Londinium. W każdej kolejnej walce na arenie udowadnia na co go stać i że warto w niego zainwestować. Dziewięć razy udało mu się już zdobyć wieniec laurowy i właśnie przygotowuje się do kolejnej, bardzo ważnej walki. Jego przeciwnikiem ma być Protix Canitis, potężny Gal nienawidzący zarówno Rzymian jak i Greków. W dzień przed tą walką Seth spotyka się w kibicującym mu ludem i spotyka ją – miłość swojego życia – Liwię, adoptowaną córkę Flawii i Domitusa  Natalisów. Niestety, dziewczyna jest zaręczona. Od tej chwili już nic nie jest takie jak wcześniej. Życie Setha zmienia się diametralnie, najpierw niemal ginie, a później jego życie traci sens.

Czy to możliwe, by Ewę i Setha coś łączyło? Czy dzielące ich lata, stulecia, ba – tysiąclecia w rzeczywistości nic nie znaczą? Czy miłość jest wieczna? Czy przetrwa wszystko? Czy odnajdzie się nawet w następnym wcieleniu? Czy możliwe są podróże w czasie? A może jedno tysiąclecie od drugiego dzieli zaledwie jeden krok? Jeśli chcecie poznać perypetie silnego, charyzmatycznego i walecznego Sethosa oraz pięknej, inteligentnej, ale niezrozumianej i niechcianej Ewy, koniecznie musicie sięgnąć po Gorączkę 1 autorstwa Dee Shulman.

Książka jest bardzo dobrze napisana a akcja sprawnie poprowadzona. Od początku czytelnik wciąga się w opisywane przez autorkę wydarzenia i za wszelką cenę chce się poznać dalsze perypetie głównych bohaterów. Postaci zbudowane przez Dee Shulman emanują jakąś wewnętrzną siłą i mimo ich niedoskonałości, tak przecież prawdziwej, naprawdę trudno ich nie lubić. I mam tu na myśli nie tylko bohaterów pierwszoplanowych, ale także, a może przede wszystkim, postaci poboczne, które w rzeczywistości tworzą tę powieść i sprawiają, że jest jeszcze lepsza.

Jedno jest pewne, zdecydowanie jest to kawał dobrej literatury i warto po Gorączkę 1 sięgnąć, bez względu na to, czy jest się w przedziale wiekowym sugerującym nastolatka, czy takim, sugerującym czytelnika bardziej obeznanego. Warto.


5 lutego 2014

Organity („Dziewczyna w stalowym gorsecie” Kady Cross)

„Dziewczyna w stalowym gorsecie” Kady Cross
wyd. Fabryka Słów
rok: 2013
str. 440
Ocena: 4,5/6


Oj, długo czekałam na tę książkę. Ze mną to zawsze tak jest, że jak nie uda mi się sięgnąć po upragnioną powieść zaraz po jej otrzymaniu, to potem jest to niezmiernie trudne. Baaardzo, bardzo trudne. Dziewczyna w stalowym gorsecie docierała do mnie dość długo. Jakoś trafić nie mogła. W końcu zawitała w moich progach późną jesienią. No i jak się można było spodziewać, było wówczas wiele pilniejszych spraw. Teraz jednak już nie wytrzymałam i zajrzałam do niej. A gdy to zrobiłam, nie było już odwrotu. Musiałam ją przeczytać. Czy było warto? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie zapoznać się z poniższym tekstem.

Finley Jayne najchętniej schowałaby się jak mysz pod miotłą - byle tylko nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, byle tylko mogła w spokoju wykonywać przydzielone jej obowiązki. Niestety nie jest jej to dane, w związku z czym notorycznie popada w tarapaty i zmienia pracę niemal z częstotliwością zmiany bielizny na czystą. Obecnie jest osobistą pokojówką lady Alyssy w domu August-Raynesów. Z samej pracy jest zadowolona (no może poza tym, że niewiele czasu pozostaje jej na sen), problemy stwarza jednak jeden z domowników - dwudziestojednoletni Felix. To z jego powodu lady Alyssa musiała znaleźć nową pokojówkę, bo poprzednia... powiedzmy, że nie wyszła bez szwanku po spotkaniu z nim. Filney udawało się go unikać przez dwa tygodnie, jednak tego wieczoru, a w zasadzie nocy, nie miała już wyboru i stanęła z nim twarzą w twarz. Jak się można było spodziewać, owo spotkanie nie skończyło się zbyt wesoło, na szczęście niekoniecznie dla głównej bohaterki. Zbiega ona z miejsca zdarzenia i... wpada w kolejne tarapaty, a właściwie pod koła pewnego pojazdu kierowanego przez księcia Greythorne - Griffina Kinga. No i tak właśnie zaczyna się niezwykła opowieść o dziewczynie skrywającej dwie twarze niczym doktor Jekyll i pan Hyde.

Chwilę trwało, nim wczytałam się w powieść, zgłębiłam jej tajniki i wsiąkłam w nią niczym w bagno. Ale gdy już to się stało, nie liczyło się nic innego. Pochłaniałam losy Finley w zastraszającym tempie równocześnie bojąc się, że zakończenie nieubłaganie się zbliża. Wielkimi krokami. Strony przelatywały mi przez palce, a ja drżałam z oczekiwania. Co będzie dalej? Czy Finley uda się wtopić w nowe otoczenie? Czy zyska przyjaciół? Czy będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie bratnią duszę? Czy uda się jej skleić wewnętrzne rozdarcie i stać jedną osobą? Jeśli tak, to jakim nakładem kosztów? Na szczęście udało mi się znaleźć odpowiedzi na większość tych pytań, i nawet mnie one usatysfakcjonowały. W całą historię niesamowicie się wciągnęłam i wiernie, do samego końca, kibicowałam głównej bohaterce, która borykała się z dość sporymi problemami.  Wychodziło jej to jednak całkiem dobrze. Uparta i dumna, nie zawsze przyjmowała wyciągniętą do niej, pomocną dłoń. Potrafiła jednak odnaleźć się w każdej sytuacji i w razie potrzeby stanąć w obronie słabszych, bez względu na to, która natura akurat przez nią przemawiała.


Niestety powieść nie zakończyła się tak, jak mi się to marzyło. Może to jednak i dobrze, bo autorka nie pozostawiła czytelnika w niepewności - na pewno będą kolejne części tej pasjonującej historii. Już się nie mogę doczekać, gdy będzie mi dane przeczytać dalsze losy Fin i Griffa. Książkę polecam z czystym sumieniem, zdecydowanie warto poświęcić czas na jej lekturę.

3 lutego 2014

Madly in love with... („Plan” Patrycja Gryciuk)

„Plan” Patrycja Gryciuk
wyd. POLiGRAF
rok: 2013
str. 576
Ocena: 4/6


Czasem los ma dla człowieka całkiem nieprawdopodobny plan. Tak układa ścieżkę jego życia, że mało kto uwierzyłby, że to w ogóle możliwe. Bo przecież nierealne i abstrakcyjne wydarzenia w prawdziwym świecie miejsca nie mają. Prawda? A może mają, ale na tyle rzadko, że nie rozpatruje się ich w kategorii "do zaakceptowania"? Co by się jednak stało, gdyby zacząć brać je pod uwagę, czy świat nie byłby wówczas piękniejszy i w jakimś stopniu jeszcze prawdziwszy?

Anna Smith nie jest zwykłą nastolatką, choć za taką stara się uchodzić. Dziewczyna urodziła się w Polsce, ściślej mówiąc - we Wrocławiu i tu dorastała w otoczeniu rodzicielskiej miłości. Tata Anny - John wyemigrował w te okolice lata temu z Wielkiej Brytanii i tak mu się spodobało, że już nie wrócił w rodzinne strony. Dziewczyna wychowywała się więc w dwujęzycznym domu, co miało niemały wpływ na jej dalsze losy. Dzięki swojej zawziętości i sporej inteligencji mając 17 lat dziewczyna rozpoczęła studia na wydziale architektury w Oxfordzie. Annie samej trudno było w to uwierzyć, ale nic nie mogło zmienić faktu, że w październiku 2008 roku rozpoczęła edukację w kraju przodków jej ojca. Los i na miejscu nie skąpił jej szczęścia. Już w pierwszych dniach pobytu w kampusie poznaje grupę ludzi, którzy wkrótce stają się jej najlepszymi przyjaciółmi, pomagającymi jej odnaleźć samą siebie w zupełnie nowym otoczeniu. Poza dziewczynami - Moniką i Suzą, do jej paczki należą Marc, Finn oraz on, uosobienie wszystkich dziewczęcych pragnień - Lorcan Maidley. Annie chłopak od razu przypada do gustu, choć jest namiętnym palaczem. Zżywa się ze wszystkimi, ale to z Lorcanem zaczyna łączyć ją prawdziwa i głęboka przyjaźń, jaka rzadko miewa miejsce między kobietą i mężczyzną. Mijają miesiące nauki, a oni wiedzą o sobie coraz więcej i coraz mniej czasu spędzają osobno. Dziewczyna jest już jednak niemal pewna, że  nigdy między nimi do niczego nie dojdzie. W końcu, jeśli Lorcan byłby nią zainteresowany, to chyba dałby jakiś znak? Rok akademicki wielkimi krokami zbliża się do końca, wkrótce dziewczyna wróci na kilka miesięcy do Polski. Jeszcze tylko kilka egzaminów i... niespodziewanie Lorcan porywa ją w swoje ramiona. Wydawałoby się, że Anna już  szczęśliwsza być nie może, a jednak. Gdy chłopak zostaje z powodów rodzinnych zmuszony do kilkudniowego wyjazdu, życie głównej bohaterki staje na głowie, bo przypadkiem poznaje miłość swojego życia. Jak potoczą się losy bohaterów? Kim jest tajemniczy Siergiej? Czy Anna rzuci wszystko i zwiąże się z nowo poznanym mężczyzną? Czy uczucia do Lorcana da się wymazać w ciągu jednego dnia? A może to wszystko, to jakaś wielka mistyfikacja, mająca na celu... nie, tego zdradzić nie mogę. Jeśli chcecie poznać tajemnice Planu autorstwa Patrycji Gryciuk, zdecydowanie musicie sięgnąć po tę powieść.

Przyznam, że bardzo ciągnęło mnie do tej książki. Miałam ogromną ochotę, by ją przeczytać i sięgnęłam po nią tak szybko, jak to było możliwe. Rozpoczęłam lekturę i... wpadłam jak śliwka w kompot, bo faktycznie, powieść wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać. Niemal sześćset stron, zapisanych niewielką czcionką, a kartki przelatują przez palce w iście ekspresowym tempie. Sama byłam w szoku, że Plan czytało mi się tak płynnie, bo obfituje w różne opisy i przemyślenia, które niejednokrotnie można by uznać za nużące. Tak, wiem - powyższe stwierdzenia wzajemnie sobie przeczą. A jednak dokładnie takie odniosłam wrażenie. Do tego dochodzi sam pomysł i realizacja. Z jednej strony historia nie z tej ziemi, tak mało prawdopodobna, że aż chce się książkę odłożyć na półkę. Z drugiej strony intrygujące wątki, które nie pozwalają oderwać się od lektury. Sama się sobie dziwię, że to piszę, ale dawno żadna powieść nie wywoływała u mnie tak skrajnych emocji. Autorka przedstawiła nam bardzo inteligentną i nad wyraz dojrzałą dziewczynę, którą wszyscy podziwiają i nie mogą wyjść spod jej wrażenia. Równocześnie ta sama dziewczyna zachowuje się dość dziecinnie, a jej przemyślenia są na poziomie dwunasto, a nie siedemnasto czy dwudziestolatki. Mimo tych wszystkich sprzeczności chce się poznać zakończenie tej historii, więc czyta się dalej i dalej. Zakończenie mnie niestety odrobinę rozczarowało, bo było jeszcze mniej prawdopodobne, niż cała historia. I tu zaś powstaje kolejny paradoks, bo równocześnie finał jest na tyle zaskakujący, że na pewno na długo zostanie w mojej pamięci i będzie powodował powracanie myślami do powieści.

Po lekturze sama nie wiem co mam myśleć. Plan to przede wszystkim romans, ale obudowany dość wysokim murem intrygi i sensacji. Książka pobudza do myślenia i zmusza do analizy tego, co ma miejsce aktualnie i co miało miejsce w przeszłości. Niestety zawodzi główna bohaterka i jej dość dziecinne podejście do życia oraz nielogiczne (moim zdaniem) decyzje (być może jestem sceptycznie nastawiona, bo historia nie zakończyła się tak, jakbym tego chciała).


Zasadniczo zachęcam do lektury powieści Plan. Chyba warto po nią sięgnąć i na własnej skórze przekonać się, czy trafi w Wasze gusta literackie.