29 kwietnia 2012

Konkursowo 11, zapowiedzi, nowości itp.

Witam wszystkich w tę słoneczną niedzielę, gorąco nie? Ja próbowałam powylegiwać się na balkonie ale wiecie jak jest, jak nie urok... Raz mega grzeje, raz wieje tak że nie da się siedzieć. Postanowiłam więc, że zagadam do Was już z salonu :)

Na pierwszy rzut idzie to, co wisi już na moim blogu. Od prawie tygodnia trwa u mnie Konkursowo 11, w którym do wygrania jest książka Asy Lantza zatytułowana "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce" ufundowana przez Wydawnictwo Świat Książki. Jakoś nie garniecie się do wysyłania odpowiedzi (lub wstawiania ich w komentarzach), co niezmiernie mnie martwi. Nie podoba się Wam konkurs? Czasem myślę, że zdecydowana większość blogerów lubi konkursy w stylu zgłoś się, może cię wylosuje. Ja za takowymi nie przepadam. Wychodzę z założenia, że najlepiej gdy każdy pokazuje, na co go stać. Chciałabym abyście i Wy spróbowali i pokazali mi to, co stworzycie :) Mogę mieć taką prośbę?

Więcej o konkursie, który trwa do początku drugiego tygodnia maja znajdziecie tutaj :)


Z kolejnych nowinek :)
Kilka dni temu wstawiłam recenzję najnowszej powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zatytułowaną W zapomnieniu. Możecie przeczytać ją tutaj. A teraz zapraszam Was do obejrzenia wspaniałego filmiku do tej książki, autorstwa jednej z blogerek.

Super nie?

A teraz troszkę zapowiedzi od Wydawnictwa Wilga :)


Co się słyszy w ciszy…?
Słychać człeka…
Nawet jeśli człek nie gada,
jeśli tak jak rybie stada
nie wymawia ani słowa –
słychać człeka, tak czy owak.
Słychać, kiedy kicha: PSIK!,
gdy coś: MLASK! pożera w mig,
kiedy walnie się o stół i zawyje dziko: UUUŁ!

Wierszyki ćwiczące języki
Humor wierszykówAgnieszki Frączek
i żartobliwe ilustracje Moniki Suskiej
nie pozwolą oderwać się od tej książki.

Słychać też kota, przeziębioną Gochę, ciszę w ciemnym domu, podwieczorek, bobasa, stracha, śledzia, duchów furę
i całusa.
Cmok, cmok…


Zbiór zabawnych, czasami łamiących dziecięce języki wierszy, w których główną rolę – poza bohaterami – grają wyrazy dźwiękonaśladowcze. Mlaski, chichy i cmoki to chyba najzabawniejsze słowa, jakie można znaleźć w każdym języku. Słuchanie, powtarzanie,
a w przypadku starszych dzieci także głośne czytanie tekstów, w których występują dźwięki do naśladowania, to świetne ćwiczenia.

Patronat medialny: qlturka.pl, Magazyn Literacki Książki, Twoje Dziecko, Radio Bajka
Premiera 9 maja 2012



28 kwietnia 2012

Owoc trzeba uszkodzić, żeby poczuć jego smak* („Migdałowa Madonna” Marina Fiorato)


„Migdałowa Madonna” Marina Fiorato
wyd. Albatros
rok: 2012
str. 400
Ocena: 4/6


Czasem przychodzi taki dzień, w którym czytelnik chce się oderwać od lektur, po jakie zwykle sięga. Jako nastolatka uwielbiałam romanse historyczne i to właśnie po nie najchętniej sięgałam. Ostatnio jakoś mnie natchnęło i postanowiłam wrócić do wspomnianych wcześniej korzeni. Jak się skończyła ta moja niewielka przygoda? O tym przeczytacie poniżej.

Simonetta di Saronno od najmłodszych lat wiedziała, że jest kimś ważnym. Rodzice traktowali ją jak księżniczkę, a i otoczenie nie szczędziło jej komplementów. Nie można się temu jednak dziwić, w końcu jej piękno przyćmiewało wszystko wokół, a z każdym przeżytym dniem dziewczynka stawała się coraz ładniejsza. Bardzo młodo (jak na współczesne mi realia), została wydana za mąż. Jako trzynastolatka stanęła na ślubnym kobiercu i przysięgała miłość, wierność i uczciwość małżeńską piętnastoletniemu wówczas Lorenzo. W ten właśnie sposób połączyły się dwa wielkie rody, co zapewnić miało młodym życie w dostatku aż po wsze czasy. Już podczas ceremonii zaślubin wydarzyło się coś, co zwiastować mogło przyszłe, tragiczne wydarzenia w życiu tej dwójki młodych ludzi. Jak tradycja nakazywała, małżonek poczęstował żonę darem z drzew rosnących w sadzie państwa di Saronno – migdałem. Niestety Simonetta nie pogryzła nieznanego jej przysmaku, wskutek czego zakrztusiła się. Całe wydarzenie zostało dobitnie skomentowane przez matkę panny młodej, która poinformowała córkę, że dopóki nie zazna w życiu cierpienia, nie pozna samej siebie i nie dowie się, jaki plan miał wobec niej sam Stwórca. Bo to cierpienie wskazuje człowiekowi drogę, jaką powinien podążyć. Simonetta bagatelizuje słowa matki i zaczyna żyć pełnią życia jako młoda, zakochana po uszy w swym mężu kobieta. Wszystko układa im się jak w najwspanialszej bajce. Głód nie zagląda im do garnka, ludzie są im życzliwi, oboje są piękni i mądrzy. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę i mimo, że wciąż nie poczęli potomka, są szczęśliwi. Bo do radowania się wystarcza im obecność tej drugiej osoby. Niestety, jak wywróżyła podczas ślubu matka pani di Saronno, w końcu nadchodzi kres szczęścia. Wybucha wojna i mężczyźni, w tym dzielny i doskonale władający mieczem, Lorenzo, wyruszają na pole bitwy. Simonetta, mimo że popada w pewnego rodzaju nostalgię, nie załamuje się. Wie, że na jej małżonka nie ma mocnych i że w wojowaniu szabla nikt go nie pokona. Mimo tego, że z powodu działań zbrojnych niezwykle mało czasu spędzają ze sobą, dziewczyna wie, że wkrótce to wszystko się skończy i mąż wróci do niej cały i zdrowy. Codziennie więc zasiada w oknie i spogląda w dal, wypatrując miłości swojego życia. I tak właśnie, pewnego mroźnego dnia, dostrzega zbliżającą się postać. Niestety, nadchodzący mężczyzna to nie jej ukochany, a jego giermek, który informuje ją o tragicznych losach swojego pana. Simonetta zostaje wdową, w związku z czym jej cały świat lega w gruzach. Czy poradzi sobie w tym trudnym czasie? Czy stawi czoło licznym problemom, które zaczną przed nią wyrastać, niczym grzyby po deszczu? Dlaczego pokrętny los tak ją pokarał? A może… może to tylko próba, swoisty test na miłość, któremu Simonetta została poddana przez Stwórcę? Jeśli tak, to czy dziewczynie uda się go zdać? By się tego dowiedzieć musicie sięgnąć po Migdałową Madonnę i przekonać się sami.

Książka osadzona została w realiach XVI wieku, w Lombardii i w tonacji odpowiadającej tym czasom została napisana. Autorka może nie zastosowała dokładnie takiego języka, jakiego wówczas się używało, ale zdecydowanie poprzez język i zwroty pokazała czytelnikowi, że nie czyta współczesnej literatury. Kiedyś uwielbiałam książki napisałam w ten sposób, dlatego właśnie zdecydowałam się na lekturę Migdałowej Madonny. Niestety wraz z wiekiem zmienił się również mój gust literacki i muszę przyznać, że czytanie tej książki nie sprawiło mi maksymalnej satysfakcji. Nie oznacza to jednak, że książka była zła. Bo nie była. Jak się jednak okazało, nie dla mnie. Muszę jednak przyznać, że całość była dość intrygująca. Fabuła podzielona została na kilka wątków, które początkowo wydają się zupełnie niepowiązane, jednak z biegiem akcji zaczynają się zazębiać, by ostatecznie okazało się, że wszystko było ze sobą powiązane. Całość czyta się przyjemnie, sama lektura jednak nie sprawia, że czytelnik nie potrafi się od niej oderwać. Przynajmniej nie taki czytelnik jak ja. Książkę polecam osobom, które lubią poczytać romans osadzony w realiach renesansu.

* str. 15

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros Kuryłowicz

27 kwietnia 2012

Zawsze przy mnie bądź… („W zapomnieniu” Agnieszka Lingas-Łoniewska)

Premiera: MAJ 2012

 „W zapomnieniu” Agnieszka Lingas-Łoniewska
wyd. Novae Res
rok: 2012
str. 340
Ocena: 6/6


Właśnie skończyłam czytać książkę, która powaliła mnie na łopatki i to tak mocno, że gdy staram się podnieść, zaś padam. I teraz, najzwyczajniej w świecie, muszę być sobą i napisać to, co mi w duszy gra i co mi się w głowie roi, a roi się całkiem sporo. Co to za książka? Chyba nie trudno się domyślić. W końcu już za kilka tygodni na rynku wydawniczym pojawi się najnowsza powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej - W zapomnieniu. Nie mogłabym więc w takim momencie, z takim zapałem, zachwalać  żadnej innej powieści. Chyba mnie rozumiecie, w końcu mowa o najlepszej według mnie autorce. No, to do rzeczy.

 Magda Lasocka, po latach spędzonych w dużym mieście, gdzie zdobywała upragnione wykształcenie, zdecydowała się wrócić w rodzinne strony. Choć wszyscy niezmiernie się temu dziwili, dziewczyna nie potrafiła zapomnieć ukochanych zakątków, miejsc które odwiedzała z uwielbianym przez siebie dziadkiem i ludzi, którzy byli jej bliscy. Choć w zasadzie cała rodzina dziewczyny odeszła już z tego świata, ona nie zmieniła swoich planów i gdy tylko otrzymała informację, że stanowisko szkolnego pedagoga jest jej – przyjechała do Wałbrzycha. W mieście, od momentu jej wyjazdu na studia, w zasadzie nic się nie zmieniło. Szare ulice, rozpadające się domy i wiejące grozą opustoszałe budynki, w których dawniej panował zgiełk i wrzawa – pozamykane fabryki. Likwidacja kolejnych „biznesów” była tu normą, a jedyne co miało szansę utrzymać się na rynku, to delikatesy sprzedające tanie wino i marną jakościowo wódkę. Magdzie to jednak nie przeszkadzało, bo ona nie widziała szaroburego otoczenia, tylko piękne, zabytkowe domy, zielone parki i magiczne miejsca. Widziała to co kochała, była w domu.

Był początek października i choć wydawało się, że pogoda sprzyja pieszym przechadzkom, to odczuwalny w powietrzu mróz ziębił śmiałków, którzy postanowili wyjść z domów. Do grona odważnych tego dnia przystąpiła Magda Lasocka, która niezwłocznie po rozpakowaniu skromnego bagażu ruszyła w miasto, by odwiedzić dawno niewidziane kąty. Przywitała się z sąsiadami i ruszyła przed siebie. Nawet się nie obejrzała, a już była przy szkole, w której następnego dnia rozpocząć miała wymarzoną pracę. To było właśnie to, czego zawsze chciała. Była tu, gdzie było jej miejsce. Tą idealną z pozoru chwilę przerwał naszej bohaterce niespodziewany hałas. Nagle przy szkolnym boisku, na którym dwóch uczniów młodszych klas grało w piłkę, pojawiło się czarne BMW. Jak poparzony wyskoczył z niego rozwścieczony mężczyzna, który nic sobie nie robiąc z tego, że ludzie patrzą, brutalnie chwycił jednego z chłopców i wydarł się na niego. Oburzona Magda, jak na świeżo upieczonego pedagoga przystało nie pozostała obojętna na krzywdę, jaka działa się chłopcu, powiedziała więc mężczyźnie, co myśli. Nie wzięła tylko pod uwagę, że zna odbiorcę swoich słów. I zna jego kolegów. I oni znają ją. Bo byli to chłopcy z miasta, chłopcy z Santany, a właściwie mężczyźni, z którymi Magda chodziła do szkoły i od których w dziecięcych latach raczej stroniła. To jedno wydarzenie, tych kilka wypowiedzianych słów na boisku na zawsze odmieniło życie panny Lasockiej. Jak i dlaczego? Kogo właściwie wówczas spotkała? Co takiego usłyszała? Co powiedziała? Jak jej historia potoczyła się dalej? Chcielibyście wiedzieć? Jeśli tak, to koniecznie powinniście sięgnąć po najnowszą powieść autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.

Zapomniałam się w W zapomnieniu. Utonęłam w tej książce i błądziłam w jej toni. Przeżywałam ją i przeżywam nadal. Choć wiedziałam, że mogę spodziewać się wspaniałej powieści, to i tak doznałam szoku. Bo to, co otrzymałam… było czymś więcej niż doskonałą książką. Było czymś więcej, niż piękną opowieścią. Było czymś więcej, niż wciągającą lekturą, od której nie sposób się oderwać. Na krótką chwilę, którą spędziłam z Magdą i Michałem, znalazłam się w ich świecie. Zaczęłam żyć ich życiem, oddychać ich powietrzem, myśleć ich umysłami. Byłam tam, w Wałbrzychu i widziałam, jak to wszystko się dzieje. Jako naoczny świadek śledziłam losy głównych bohaterów. Zerkałam na nich zza rogu i przysłuchiwałam się ich rozmowom z drugiego kąta pokoju. To była jedna z najlepszych rzeczy w tej książce, ale oczywiście nie jedyna. Muszę przyznać (choć nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem), że powieść została dopracowana od początku do końca. Każda scena, każdy szczegół, jest dokładnie taki, jaki powinien być. Poszczególne epizody napisane zostały z wielkim pietyzmem i dopracowano je w stu procentach. Z tego powodu całość wydaje się jeszcze bardziej realna, prawdziwa. Gdy czyta się W zapomnieniu wierzy się, że ta historia miała miejsce naprawdę. Przytrafiła się w rzeczywistości i to nie jakimś obcym ludziom, tylko naszym koleżankom, kolegom, sąsiadom. Po lekturze tej książki trudno mi uwierzyć, że została ona stworzona jedynie w oparciu o fantazję autorki. Na uwagę zasługuje również język zastosowany w powieści. Wypowiadane przez bohaterów kwestie są bardzo zabawne i takie… prawdziwe. Nikt się tu nie boi przeklinania, nikt nie boi się mówić co myśli. Używany jest slang i już od samych dialogów chłopaków z miasta dostaje się dreszczy. Na koniec wspomnieć muszę o scenach łóżkowych, które wyjątkowo, jak na Agnieszkę Lingas-Łoniewską, są stonowane i nie ujawniają zbyt wielu szczegółów. I choć bardzo lubię opisy takich scen z innych książek tej autorki, to muszę przyznać, że te wyjątkowo mnie ujęły i pozostaną w mej pamięci na bardzo długo. Książkę śmiało mogę polecić każdemu. To doskonały dramat obyczajowy, a przy tym romans i kryminał. Powieść zawiera więc w sobie wszystkie uwielbiane przede mnie gatunki literackie. Zdecydowanie warto przeczytać!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i Wydawnictwu Novae Res
Baza recenzji Syndykatu ZwB

26 kwietnia 2012

Złe dobrego początki („Żabka i obcy” Max Velthuijs)



„Żabka i obcy” Max Velthuijs
wyd. Wilga
rok: 2005
str. 28
Ocena: 5/6


Jakiś czas temu postanowiłam, że rozpocznę moją przygodę z literaturą dla dzieci. Było ku temu wiele powodów, których omawianie zostawię na inną okazję. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga moje postanowienie mogło się ziścić. Na pierwszy ogień poszła dość niepozorna książeczka autorstwa Maxa Velthuijs’a, zatytułowana Żabka i obcy. Książka ta została skierowana do dzieci w przedziale wiekowym od 3 do 9 roku życia. Wydaje mi się jednak, że śmiało można ją polecić każdemu. Choć z pozoru opowieść o żabce i przybyszu, który niespodziewanie pojawia się w lesie, wydać się może banalna, to jednak ma coś w sobie. Bajka niesie za sobą wielkie przesłanie, które wpajane dzieciom od najmłodszych lat powinno sprawić, że maluchy w dorosłym życiu będą mogły stać się lepszymi ludźmi. Nieważne są pozory. Nie ma znaczenia kto skąd pochodzi i skąd wywodzi. Ważne jest to, kim się jest. Nie można patrzeć na otoczenie przez pryzmat stereotypów. Czasem najpiękniejsze istoty okazują się złe do szpiku kości. Czasem ci, których uważamy za potworów okazują się naprawdę wartościowymi ludźmi. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Wówczas człowiek dowiaduje się, kto jest z nim dlatego że chce, a kto dlatego że tak mu wygodnie. Żabka, choć początkowo obawiała się obcego przybysza, dość szybko zorientowała się, że ma do czynienia z kimś naprawdę wartościowym. Nie znała stereotypów i nie wiedziała, że powinna się obawiać przybysza. Dużo dłużej do Obcego przyzwyczajali i przekonywali się jej znajomi, którzy wychowani zostali na różnego rodzaju przesądach. To one utrudniły im zaprzyjaźnienie się z nowym sąsiadem. Szybko jednak zrewidowali swoje poglądy, bo gdy w ich życiach zaczęło dziać się źle, pomocną dłoń wyciągnął właśnie Obcy. Kim jest nowy lokator lasu? Jak długo zostanie w tym miejscu? Dlaczego pojawił się tak nagle i czy równie nagle zniknie? By się tego dowiedzieć, musicie sięgnąć po pierwszą z serii książek autorstwa Maxa Velthuijs’a, noszącą tytuł Żabka i obcy. Naprawdę warto przeczytać i to nie tylko dla przyjemności i rozwoju dzieci, ale i dla powiększenia własnej samoświadomości. Polecam.

Na uwagę zasługują również piękne ilustracje, które sprawiają, że starszy czytelnik może cofnąć się do przeszłości :) Poniżej ich niewielka próbka :)
















Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Wilga

25 kwietnia 2012

Miłość uskrzydla („Zmysłowa gra” Stephanie Chong)



„Zmysłowa gra” Stephanie Chong
wyd. Otwarte
rok: 2012
str. 352
Ocena: 3,5/6


W marcu Wydawnictwo Otwarte postanowiło zaszokować odrobinę swoich czytelników. Wprowadziło na rynek trzy nowe serie (Romans, Kobieta, Namiętność) w szokująco niskich cenach. Już od chwili, w której dowiedziałam się, że Wydawca planuje poszerzyć swoją ofertę, nie mogłam się doczekać by ją poznać. W związku z tym, że w ostatnim czasie czuję dużą potrzebę czytania literatury paranormalnej, ani przez chwilę się nie wahałam i na pierwszy rzut wybrałam Zmysłową grę, którą zakwalifikowano do serii Namiętność. Jak skończyła się moja przygoda z tą pozycją? O tym szerzej poniżej.

Serena St. Clair zawsze była dobrym człowiekiem i nikt, kto miał przyjemność ją poznać, nie mógł temu zaprzeczyć. Żyła dokładnie tak, jak ją wszyscy postrzegali – spokojnie i z pietyzmem. Kochała ludzi i bezproblemowy żywot. Pewnie niewiele w jej egzystencji uległoby zmianie, gdyby nie pewien tragiczny wypadek. Rok przed wydarzeniami opisanymi w Zmysłowej grze, Serena jako jedyna zatrzymuje się przy rozbitych samochodach. Jak prawdziwa bohaterka wyciąga pasażerów pojazdów i odciąga ich na bok. Niestety nie udaje się jej uratować wszystkich. Gdy ma oswobodzić ostatnią ofiarę samochód niespodziewanie wybucha i zabija obie kobiety. Jak się jednak okazuje śmierć, to tylko koniec pewnego etapu ludzkiej egzystencji. W zależności od tego, jak człowiek żył przez swoje ziemskie lata trafia do nieba lub piekła, a tam przydzielane jest mu zadanie. Zostaje Strażnikiem (jeśli niefortunnie potknęła mu się noga i został zesłany do piekła) lub Aniołem Stróżem (jeśli był dobrym człowiekiem i zasłużył na nagrodę). To oczywiście nie koniec. Zarówno w niebie jak i w piekle istnieje szansa na awans, a takie stopniowe pięcie się po szczeblach kariery doprowadzić może do władzy niemal absolutnej. Dzięki temu, jak Serena postępowała do chwili śmierci, trafia do zastępów anielskich i może zdecydować czy chce wrócić na ziemię jako Anioł Stróż czy poddać się recyklingowi. Dziewczyna od początku sceptycznie podchodzi do wspomnianego wcześniej recyklingu – już samo słowo ją odstręcza, a co dopiero to, że miałaby rozstać się ze swoim ciałem i oddać komuś duszę. I tak oto, po rocznym szkoleniu, Serena otrzymuje swoje pierwsze zlecenie – pierwszego podopiecznego. Sprawa ma być łatwa i przyjemna. Nick Ramirez, jeden z najlepszych amerykańskich aktorów młodego pokolenia, zszedł na złą drogę. W jego życiu pojawiły się narkotyki, alkohol i kobiety lekkich obyczajów. Ewidentnie zmierza do zaprzedania duszy diabłu. Temu właśnie zapobiec ma Serena i jej uspakajające lekcje jogi. I to ewidentnie zaczyna działać, Nick zaczyna się nawracać i oddaje serce swojej instruktorce. Wszystko zapewne dobrze by się skończyło, gdyby na drodze do sukcesu anielicy nie stanął pewien demon, a w zasadzie Arcydemon – Julian Ascher. Czy takie spotkanie anioła i demona może skończyć się dobrze? Czy dwie przeciwstawne siły mogą harmonijnie współpracować? Kto pierwszy ulegnie? W czyje ręce wpadnie Nick i jak skończy się jego historia? Kto i dlaczego szykuje napad na demony? Jakie układy panują między Niebem a Piekłem? By się tego wszystkiego dowiedzieć musicie sięgnąć po Zmysłową grę.

Powieść Stephanie Chong jest typowym romansem paranormalnym z naciskiem na słowo „typowym”. W zasadzie od początku lektury wiadomo, jak potoczą się losy zaprezentowanych bohaterów. Oczywiście zdarzają się chwile, w których czytelnik może zacząć powątpiewać w to, czy faktycznie będzie tak, jak się tego spodziewa. Te chwile jednak dość szybko mijają i powraca ten sam schemat, wskazujący, jak to wszystko się skończy. Atrakcją tej powieści zdecydowanie jest sam fakt występowania równocześnie aniołów i demonów, którzy walczą ze sobą, ale według ściśle określonych zasad. Nic nie dzieje się bez przyczyny i żaden demon tak samo jak żaden anioł, nie może od tak szastać obietnicami a później je łamać. Dane słowo jest święte. Plusem Zmysłowej gry jest również „iskrzenie”, jakie ma miejsce między przedstawicielami wspomnianych gatunków, czyli Sereną i Julianem. Z jednej strony oboje pragną siebie nawzajem, z drugiej boją się zguby, która jest naturalnym efektem tego typu związku. Poza wspomnianymi zaletami książka jest raczej przeciętna. Czyta się ją szybko, nawet bardzo szybko. Nie dzieje się w niej jednak nic takiego, co przyciągnęłoby czytelnika na dłużej, kazałoby się zatrzymać na chwilę, przemyśleć coś, zapamiętać. Powieść Stephanie Chong to typowa lektura na jeden wieczór, o której zapomina się niemal natychmiast po jej zakończeniu. Przykro mi to mówić, bo naprawdę sporo się po tej książce spodziewałam. Całkiem możliwe więc jest, że postawiłam Zmysłowej grze za wysoko poprzeczkę i stąd moja negatywna opinia. Zdarza mi się to, całkiem więc możliwe, że i tym razem coś takiego mi się przytrafiło. Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest raczej płytka i niewiele wnosi do życia czytelnika. Jest jednak doskonałym odstresowywaczem. Umożliwia chwilowe zapomnienie i oderwanie się od szarej rzeczywistości. To ją zdecydowanie ratuje. Dzięki niej się zrelaksowałam, mogę więc śmiało powiedzieć, że jestem gotowa na poważniejsze lektury (z czym ostatnio miewałam problem). Książkę polecam więc przede wszystkim do celów relaksacyjnych i oczyszczających. Jako taką zdecydowanie warto ją przeczytać.

Za książkę dziękuje Wydawnictwu Otwarte

23 kwietnia 2012

Konkursowo 11 - bawimy się ze Światem Książki

Dziś krótko i na temat.

W dniu wczorajszym stuknęło Słowom dużym i MAŁYM 70 tysięcy odwiedzających. W związku z tym postanowiłam wraz z Wydawnictwem Świat Książki zorganizować mały konkursik.

Do wygrania jest książka Co się przydarzyło tej małej dziewczynce autorstwa Asy Lantz'a.

Co trzeba zrobić?

No jak zwykle u mnie, wykazać się odrobiną kreatywności i napisać:


Co się przydarzyło tej małej dziewczynce/ temu małemu chłopcu

Nie chcę, byście pisali zakończenie książki, choć nikt Wam tego nie broni. Bardziej zależałoby mi na Waszej historii. Macie jakieś wydarzenie z dzieciństwa lub z życia dorosłego, którym chcielibyście się podzielić? A może roi się Wam coś w głowie, jakieś małe opowiadanie, jakiś wiersz? Jak zwykle daję Wam wolną rękę. Tym razem daję Wam do wyboru: wstawiacie odpowiedzi pod tym postem, lub wysyłacie mi na maila (sylwia.szymkiewicz@gmail.com).

Konkurs rusza dziś i potrwa... powiedzmy do 8 maja? Oczywiście do północy. Wyniki postaram się podać do 13 maja. Nagroda jest tylko jedna, jednak jeśli prace będą naprawdę dobre, to postaram się poczarować i wyczarować dodatkowe gifty :)

Miło mi również będzie, jeśli umieścicie poniższą grafikę na waszych blogach. Nie jest to jednak wymagane. W konkursie mogą wziąć udział zarówno blogerzy jak i osoby prywatne. Przy tych drugich proszę jednak w komentarzu podać adres mailowy :) No chyba, że zdecydujecie się na maila.

22 kwietnia 2012

Pomiot szatana („Płatki na wietrze” Virginia C. Andrews)

Premiera książki - maj 2012!!!


„Płatki na wietrze” Virginia C. Andrews
wyd. Świat Książki
rok: 2012
str. 432
Ocena: 4,5/6




Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką, obejrzałam w telewizji straszny film. No, może trochę koloryzuję. Nie byłam aż taka mała, film nie był ociekającym krwią horrorem i całkiem możliwe, że obejrzałam go w telewizji. Nie zmienia to jednak faktu, że film ten na długi okres pozostał w mojej pamięci, wywołując ciarki za każdym razem, gdy jego wspomnienie do mnie wracało. Pamiętam kobietę, która została pozostawiona bez środków do życia. Pamiętam jak wracała skruszona do prowadząc za sobą gromadkę dzieci. Pamiętam, że posiadłość była ogromna i przerażająca, a mieszkający w niej ludzie byli potworami bez serca. Dziewczynę obsypali najwspanialszymi klejnotami a dzieci zamknęli na strychu. Pamiętam. Ale czy mnie wspomnienia nie mylą? Może to jedynie majak senny? Kto mógłby wymyślić coś tak okropnego. W końcu jaką trzeba być matką, by zgodzić się na uwięzienie własnych dzieci? Która kobieta wolałaby bogactwo i popularność od spokoju ducha i czystego sumienia? Przecież każdy uczynek w końcu do nas wraca. A te złe wracają ze zdwojoną siłą. Jak się okazuje, nie każdy o tym wie.

W blisko w trzy i pół roku po uwięzieniu w Foxwotrh Hall i tuż po śmierci brata - Core’go, Chris, Cathy i Carrie uciekli z piekła jakie zgotowała im rodzona matka i babka. Postanowili udać się jak najdalej od tych demonicznych kobiet, które przez kilka ostatnich lat traktowały ich jak zło wcielone. Za cel podróży dzieci obrały odległą Florydę, gdzie planowały zaciągnąć się do cyrku. Cała trójka żyła nadzieją, że dzięki temu posunięciu uda im się ułożyć swoje dalsze losy tak, że już nikt nigdy nie zrobi im krzywdy. Niestety już po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów los się od nich odwrócił. Carrie ciężko się pochorowała, a kobieta spotkana w autobusie, Henrietta Beech, nie pozostawiła im cienia nadziei. Jeśli natychmiast nie udają się do lekarza – dziecko umrze. Rodzeństwo postanawia zaufać ciemnoskórej kobiecie, dzięki czemu wkrótce trafiają pod opiekuńcze skrzydła czterdziestoletniego wdowca, wybitnego i bogatego lekarza – Paula Sheffielda. To dzięki temu człowiekowi marzenia dzieci powoli zaczynają się ziszczać. Na boczny tor idą więc plany cyrkowe nastolatków. Przed Christopherem Dollangangerem otwiera się furtka umożliwiająca zostanie lekarzem, a Catherine rozpoczyna naukę w szkole baletowej. Nawet biedna ośmioletnia Carrie, mimo niewielkiego wzrostu i chorowitości będącej skutkiem zatrucia arszenikiem, zaczyna odżywać i coraz więcej się uśmiecha. Można więc śmiało powiedzieć, że wszystko idzie ku lepszemu, tyle że… to tylko pozory. Bo te dzieci nie potrafią zapomnieć. I nie potrafią przestać kochać. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ich „miłości” są dość „niezwykłe” i zupełnie odbiegają od standardów, z którymi pogodzić może się ogół społeczeństwa. Czy mimo wszystko uda im się dopasować do otaczającej ich rzeczywistości? Czy znajdą swoje miejsce na świecie i będą żyli długo i szczęśliwie? A może zdecydują się na zgoła inną ścieżkę i oddadzą się znanej ludziom od wieków, słodkiej zemście? By poznać odpowiedzi na te pytania zapoznać musicie się z omawianą przeze mnie powieścią.

Płatki na wietrze to druga część serii autorstwa amerykańskiej powieściopisarki, Virginii C. Andrews, opowiadająca tragiczną historię rodziny Dollangangerów. Cała seria powstała między 1979 a 1986 rokiem. Ostatniej części (zatytułowanej Ogród cieni), opowiadającej historię dziadków Cathy, autorka nie skończyła pisać. Po jej śmierci powieść ukończył Andrew Neiderman.

Osobiście nie miałam okazji zapoznać się z pierwszą częścią cyklu (noszącą tytuł Kwiaty na poddaszu), w związku z czym odrobinę obawiałam się lektury Płatków na wietrze. Nie wiedziałam, jak bardzo powieść ta będzie zahaczać o wydarzenia mające miejsce w Kwiatach… i czy będzie mi brakowało lektury części pierwszej do zrozumienia tej drugiej. Na szczęści autorka tak pokierowała akcją, że czytelnik nie odczuwał niedoinformowania. Wydaje mi się nawet, że osoby które przeczytały Kwiaty na poddaszu mogą się czuć miejscami znudzone podczas czytania Płatków na wietrze. Virginia C. Andrews wielokrotnie nawiązuje do przeszłości i wspomina to, co przytrafiło się Dollangangerom w Foxwotrh Hall. I nie są to miłe opisy. Mnie te nawiązania umożliwiły poznanie wcześniejszych losów rodzeństwa i zrozumienie jak to wpłynęło na ich przyszłość. A wpłynęło zdecydowanie. Przez swoje pochodzenie i to co miało miejsce w domu dziadków Chris, Cathy i Carrie zostali naznaczeni na zawsze. I nikt, ani nic nie jest w stanie tego już zmienić. W zasadzie każda ich decyzja jest podyktowana wydarzeniami mającymi miejsce w przeszłości i zwykle odbiegają one od stereotypu zdroworozsądkowych decyzji.

Płatki na wietrze nie należą do łatwych i przyjemnych książek. Nie spodziewałam się jednak, że powieść będzie taka, sama nie wiem, infantylna? Na przemian z tragicznymi wydarzeniami i dość nietypowymi posunięciami głównych bohaterów otrzymujemy dość niepoważne dialogi. Mimo tego, że akcja książki ciągnie się przez kilkanaście kolejnych lat, ta jedna rzecz nie ulega zmianie. Wypowiedzi rodzeństwa są zawsze na jednakowo niskim poziomie. Równocześnie otrzymujemy dobrze zbudowane i intrygujące opisy. W związku z tym popadłam w pewnego rodzaju konsternację. Bo nie wiem, czy to autorka nie poradziła sobie ze zbudowaniem dojrzałych dialogów, czy zawinił tłumacz, czy może wpływ na ich konstrukcję miało to, że powieść powstała przeszło 30 lat temu. Jest jeszcze ostatnia opcja, która moim zdaniem dominuje. Autorka próbowała przez te dialogi pokazać, z jakimi bohaterami mamy do czynienia i jak mogą skończyć się nieodpowiednie związki. Książka, mimo dość negatywnego wydźwięku, wciąga. Czytelnik chce wiedzieć, co wydarzy się dalej i co jeszcze może wydarzy się w życiu Dollangangerom. Niejednokrotnie odkładałam książkę na bok i przez kilka godzin trawiłam to, co właśnie przeczytałam. A potem wracałam do lektury i ponownie wsiąkałam w ten chory świat. Książkę polecam, choć z lekkim wahaniem. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, do jakiego typu odbiorcy jest ona skierowana. Mnie zszokowała, ale nie żałuję czasu, który jej poświęciłam. Może i Ty powinieneś ją przeczytać, drogi czytelniku?

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki

21 kwietnia 2012

Stosik #12/2012 i inne takie...

Wspominałam w ubiegłym tygodniu, że czekam na kilka przesyłek? Cóż... kilka dotarło...
Efekty poniżej...

Od góry:
1. Cichy wielbiciel - Olga Rudnicka: od ZwB
2. Bilbord - J.D. Bujak: od ZwB
3. Drapieżca - Terri Blackstock: od ZwB
4. Testament Demoklesa - Marcin Wełnicki: od ZwB
5. Smuga krwi - Johan Theorin: od ZwB
6. A ziemia płonie - Samuel Black: od ZwB
7. Farciara - Dorota Wachnicka: do recenzji od Wydawnictwa G+J Książki
8. Zabójcze marzenia - Sophie Hannah: do recenzji od Wydawnictwa G+J Książki
9. Ciąża i poród bez obaw - Iga Czernawska-Iliev: do recenzji od Wydawnictwa GWP
10. Dziecięce dusze - Walter Makichen: prezent od blogerki Patrycji Kobak. Dzięki wielkie :)
11. Z ukrycia - Erica Spindler: do recenzji od Wydawnictwa Mira
12. Potem - Rosamund Lupton: do recenzji od Wydawnictwa Świat Książki
13. Dziewczyna na Times Square - Paullina Simons: do recenzji od Wydawnictwa Świat książki
14. Pyszne zapiekanki - di recenzji od Wydawnictwa Świat Książki
15. Odlotowo - Michał Nowakowski: do recenzji od Wydawnictwa Wilga. Od razu powiem że grafika jest cudowna :)

Wszystkim Wydawcom i Portalom za książki bardzo dziękuję :)
I nie komentuję...

A teraz jeszcze kilka osobnych informacji.

Z wieści od Wilgi:


Tinga Tinga to kraina pełna wspaniałych opowieści i niespodzianek! Inspiracją historii z Tinga Tinga są tradycyjne afrykańskie opowiadania o zwierzętach oraz Tingatinga
– współczesny styl malarstwa Tanzanii.

Czy wiesz, że dawno temu Kameloeon wcale nie zmieniał kolorów.
Był smutny, nijaki i szary. A co się stało, kiedy zanurzył się w tęczy?

Opowieści z Tinga Tinga to książki znane z bajek emitowanych w stacji MiniMini+. W maju ukażą się w tej serii zeszyty z ćwiczeniami i naklejkami.



Chciałabym Was również poinformować o bardzo ciekawej akcji (nie)promującej czytania. Filmik widziałam już wcześniej, ale udostępniam na prośbę Wydawnictwa Muza :)

19 kwietnia 2012

Nowości, promocje, akcje ... :) Dla każdego coś dobrego :)

A więc po kolei.

Z nowości mam Wam dziś do zaprezentowanie pozycje Muzy i Wilgi. No to lecimy :)

Wydawnictwo Muza i najnowszy Zafón
Książka już w sprzedaży. Jeśli nie jesteście pewni czy to pozycja dla Was, to zapraszam do poczytania fragmentu dostępnego TU :)

I jeszcze troszkę z MUZodAjni :)


* bogaty w szczegóły portret polskiej siermiężnej rzeczywistości epoki Gomułki i Gierka
* powieść o prawdziwej przyjaźni czterech chłopaków z Powiśla, ich dzikich przygodach, szczeniackich wygłupach, pierwszych miłościach i wielkich marzeniach

Andrzej Kochański, zwany Kochanem, przywódca podwórkowy z Powiśla, jako nastolatek wyjeżdża do Francji, do matki. Po trzech latach - jest rok 1968 - wraca, by odbyć w Polsce służbę wojskową, bo sądzi, że wywiązanie się z tego obywatelskiego obowiązku pozwoli mu w przyszłości bez problemu wyjeżdżać z kraju. Niestety, władze uznają, że wszedł w posiadanie tajemnic wojskowych i co najmniej przez dwa lata nie może złożyć wniosku o wydanie paszportu. Andrzej nie chce tak długo czekać i razem z dawnymi kumplami z podwórka podejmuje pierwszą próbę ucieczki za zieloną granicę...


A teraz Wilgowo i bardzo wyczekiwanie przeze mnie, czyli trzecia część Trylogii z Mercy Falls
Książka już w sprzedaży :)

Na koniec chciałabym poinformować Was o promocji, jaką dla klientów przygotowała Księgarnia Matras :)
W dniach 21-24 kwietnia 2012 książki można będzie kupić z 25% rabatem. Specjalnie z okazji Światowego Dnia Książki :)

Ja się na każdą z tych rzeczy strasznie cieszę :) Kwiecień... mój ukochany miesiąc... tyle się dzieje :)



18 kwietnia 2012

Z jogą za pan brat („Szybka i prosta joga” Christina Brown)

„Szybka i prosta joga” Christina Brown
wyd. Muza
rok: 2012
str. 128
Ocena: 5/6
                    
         




Lubisz ćwiczyć? A ty? No a ja? Cóż, ze mną jest tak, że codziennie obiecuję sobie, że to będzie ten dzień, w którym wezmę się za siebie. Budzę się rano i zaczynam wizualizację. Leżę na podłodze w salonie i robię brzuszki. Później wdrapuję się na piłkę do pillatesu i wykonuję kilka podstawowych ćwiczeń. Na koniec uspakajam mięśnie i idę do łazienki. Tak, idealny początek dnia. Dobrze, że to tylko wyobraźnia. Dzięki niej wyrzuty sumienia szybko mijają (w końcu gimnastyka się odbyła, to co że tylko w moim umyśle?), i mogę odwrócić się na drugi bok – w końcu, dzięki zaoszczędzonemu na ćwiczeniach czasowi, mam 15 dodatkowych minut na sen. W drodze do pracy obiecuję sobie, że jeśli późnym popołudniem pogoda dopisze, to wyruszę na marsz z kijkami. Już czuję na policzkach delikatny powiew wiatru i napięcie mięśni. Od razu mi lepiej. Ale gdy wychodzę z pracy, mimo świecącego słońca, nie jestem w stanie się zmobilizować. Chcę tylko znaleźć się w domu i odpocząć. Siedząc wieczorem na kanapie widzę siebie samą kładącą się na podłodze i wykonującą ćwiczenia rozciągające. Nie potrafię jednak zmusić ciała by się przeniosło na ziemię. Tak mija cały dzień a jedyna aktywność jaką funduję mojemu ciału to gimnastyka umysłu. Tak, tę formę rekreacji opanowałam do perfekcji. Codziennie jednak wierzę, że następnego dnia uda mi się pójść o krok dalej i rozruszać odrobinę rozlazłe po zimie ciało. Prawdziwa mobilizacja nastąpiła wczoraj. Sięgnęłam na półkę recenzencką i zapoznałam się z poradnikiem Szybka i prosta joga autorstwa Christiny Brown. Jakie są efekty tej lektury? Dziś po pracy zrobiłam wdech-wydech, siadłam na podłodze i „wykonałam” kilka asan. I to nie w wyobraźni, tylko na jawie!

Książkę zasadniczo podzielić można na dwie części. Pierwsza z nich traktuje o teorii jogi. Dowiadujemy się z niej o co tak naprawdę chodzi w jodze, jaka jest jej podstawa i do czego można ją wykorzystać. Autorka prostymi słowami tłumaczy w czym rzecz. Bo joga to tak naprawdę stan umysłu. Najważniejsze jest oddychanie. To nie ciało ćwiczymy, tylko umysł. To znaczy inaczej, ciało ćwiczymy przy okazji ćwiczeń umysłu. Dzięki jodze wyciszamy się, zapominamy o przeszłości, nie myślimy o przyszłości. Jest tylko tu i teraz. A teraz jest oddychanie i na nim należy się skupić. To faktycznie doskonale odpręża. Pozwala zapomnieć. Bardzo podobało mi się tych kilkadziesiąt minut, które poświęciłam dziś na to wyłączenie się. Jedynym problemem było to, że… nie znam się na jodze. Zaczynałam więc od wczytaniu się w opis danej pozycji. Później wyobrażałam sobie to ćwiczenie i ponownie czytałam, co powinnam zrobić. Dopiero po tym zaczynałam ćwiczyć i… zaraz na początku zaczynałam coś mieszać. Ale oddychałam, a to się liczy. Chyba. Dla mnie na pewno się liczyło.

Druga część omawianego poradnika to właśnie opis poszczególnych ćwiczeń wraz z pomocnymi fotografiami, doskonale je obrazującymi. Jest ona zdecydowanie obszerniejsza w porównaniu do pierwszej „połowy” Szybkiej i prostej jogi. Jest również odrobinę trudniejsza do przyswojenia. To oczywiście przez opis ćwiczeń, który dla osoby nie mającej wcześniej styczności z jogą może wydawać się odrobinę niewykonalny. Jednak, tak jak wspomniałam już wcześniej, kilkukrotna lektura poszczególnych asan sprawia, że zaczynamy rozumieć jak powinny być one wykonane. Mniej więcej rozumiemy.

Ogólnie powiedzieć mogę, że poradnik przypadł mi do gustu. Spodobała mi się idea samej jogi i to, co mogę dzięki niej osiągnąć. Ćwiczenia zaprezentowane w Szybkiej i prostej jodze podzielono według zastosowania. Możemy tu znaleźć pozycje, które wykonać można w domu i takie, które nadają się do pracy. Na chłodny poranek i na leniwy wieczór. Na chwilę stresu i na momenty roztargnienia. Na każdą okazję. Mam nadzieję, że uda mi się je stosować. Jak tylko się ich nauczę. Polecam książkę Christiny Brown każdemu. Warto poznać taką jogę.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza

17 kwietnia 2012

Niezapomniane zapomnienie... W zapomnieniu - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Już wkrótce do księgarń trafi kolejna książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej - W ZAPOMNIENIU.
Ja już nie mogę się doczekać, liczę że Wy również.
Poniżej mała zajawka i ostateczna wersja okładki :)


Czy mówiłem już kiedyś, że cię kocham? Nie? To kiedyś Ci powiem...

Michał to mężczyzna z przeszłością. Magda to kobieta z przyszłością. On – charyzmatyczny gangster – mieszka w tym mieście zapomnienia od zawsze, ona – młoda pedagog – wraca po latach do rodzinnych korzeni.

Michał samodzielnie wychowuje młodszego brata, który jest podopiecznym Magdy. Wychowawczyni dostrzega w chłopcu ogromny potencjał i postanawia pomóc w jego wykształceniu.

W świat, gdzie liczą się duże pieniądze, łatwe kobiety, szybkie samochody oraz brudne interesy wkracza dziewczyna szczera i czysta. Oddaje serce mężczyźnie, którego życie nauczyło, by nikomu nie ufać. Tych dwoje ludzi staje u progu uczucia zmieniającego spojrzenie na świat i sprawiającego, że przeszłość przestaje mieć znaczenie, a ważne jest jedynie to, co mogą razem stworzyć.

Takie uczucie zdarza się tylko raz, drugiej szansy los już nie da. Lecz czy jest miejsce dla miłości w tym zapomnianym mieście?
„W zapomnieniu” to pełna dramatyzmu, emocji i uczuć opowieść o próbie znalezienia właściwej drogi w życiu i o tym, że prawdziwej miłości nie da się zapomnieć ani odrzucić.

16 kwietnia 2012

Tik tak, tik tak… („Dziedzictwo” Pam Jenoff)

„Dziedzictwo” Pam Jenoff
wyd. G+J Książki
rok: 2012
str. 264
Ocena: 5/6





Pam Jenoff zaliczam do grona moich ulubionych autorów. Pisze w bardzo przystępny sposób, a z powieści wychodzących spod jej pióra wypływa jakaś taka… prawda. Choć większość przedstawionych przez nią wydarzeń przeciętny śmiertelnik uznałby za mało wiarygodne, to jednak w trakcie lektury w zupełności wierzy się, że wszystko to miało miejsce w rzeczywistości. Do tego autorka posiada rzadką umiejętność łączenia ze sobą różnych gatunków literackich. A kto mnie zna ten wie, że tego przede wszystkim szukam w powieści. Czy i tym razem udało się autorce sprawić, że zakochałam się w jej książce? Przekonajcie się sami.

Po wielu perturbacjach, które miały miejsce w młodości Charlotte Gold, młoda prawniczka podjęła decyzję o swego rodzaju separacji od społeczeństwa. Oczywiście nie odizolowała się zupełnie i nie wyprowadziła się do samotni gdzieś w jakiejś afrykańskiej głuszy, ale ostrym cięciem skończyła z przeszłością. Zrezygnowała z prestiżowego stypendium, zostawiła pasjonujący ją kontynent, zapomniała o tym co w krótkim czasie osiągnęła i wróciła w rodzinne strony – do Filadelfii. Tam, zapominając o dotychczasowej ścieżce zawodowej, złożyła podanie o pracę i dość szybko została obrońcą z urzędu. Śmierć matki była tym wydarzeniem, które zapoczątkowało lawinę nieszczęść w życiu Charley. Przed laty, podłamana faktem rychłej utraty rodzicielki, oddaliła się od mężczyzny, którego kochała całym swym jestestwem. On nie był jej dłużny i jeszcze w trakcie trwania ich związku znalazł kobietę, która w każdym calu zaspakajała jego wymagania. Tak oto rozpadł się kilkuletni i, wydawałoby się dość stabilny, związek Charlotte z Brianem. W zasadzie trudno dziwić się dziewczynie, że postanowiła zupełnie zmienić swoje życie, by jak najszybciej zapomnieć o bolesnej przeszłości. W końcu co lepiej leczy rany od upływu czasu? Pozostawanie więc w tym samym miejscu, wśród tych samych ludzi niosłoby ryzyko, że lek nie zadziała dość szybko. Niestety, główna bohaterka powieści porzucając przeszłość zapomniała o jednej zasadniczej sprawie – nie rozliczyła się z nią. Przez co tak naprawdę nigdy nie zapomniała, nie wybaczyła, nie uleczyła złamanego serca. Kiedy więc pewnego dnia, tuż po rozprawie jednego z licznych klientów, Charlotte spotyka w swoim gabinecie ducha z przeszłości, nie jest w stanie zrozumieć co się dzieje. Czyżby Brian mimo upływu niemal dekady zmienił zdanie? Czyżby po tylu latach zrozumiał, że jedyną, prawdziwą miłością jego życia jest właśnie Charlotte? Może rozwiódł się z piękną żoną, która okazała się zołzą bo zrozumiał, że ślub z nią był błędem? A może… nie, to nie możliwe. Po tylu latach Brian nie może wciąż, tak jak Charlotte, rozpamiętywać i wspominać ich związku. Prawda? No niestety prawda. Bo Brian nigdy nie był na tyle sentymentalny, by to robić. Raz podjęta decyzja zostawała z nim już na zawsze i nie było od niej odwrotu. A teraz... cóż. Teraz Brian znalazł się w dość kłopotliwej sytuacji i bez pomocy doświadczonej i zawsze zaangażowanej Charlotte, najpewniej nie da sobie rady. Ma w końcu tyle pracy, tyle obowiązków, no i żonę na głowie. Nie ma się więc co mu dziwić, że niczym tonący chwycił się ostatniej deski ratunku i zwrócił o pomoc do byłej dziewczyny. Kto jak nie ona wybroni podejrzanego o kolaborację z nazistami Rogera Dykmansa, który za nic w świecie nie chce zeznawać i opowiedzieć co naprawdę wydarzyło się przed laty. Czy to możliwe, że brat wydał brata? Czy to w ogóle prawdopodobne, by jeden brat przez lata wojny dzielnie pomagał Żydom, a drugi bez żadnych skrupułów wydał członka rodziny? Czemu nie chce nic mówić? Dlaczego zamyka się w sobie na każde wspomnienie lat wojny? Jaki z tym wszystkim ma związek tajemniczy, ręcznie robiony zegar roczny? I gdzie można go znaleźć? Czy powrót do Europy odświeży pamięć Charlotte? Czy decyzja o pomocy Brianowi okaże się najgorszą z możliwych opcji? Czy może na drodze Charley stanie ktoś, kto wstrząśnie jej życiem u podstaw i sprawi, że kobieta ponownie ujrzy świat w kolorach? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po zdumiewające i trzymające w napięciu Dziedzictwo.

Najnowsza powieść Pam Jenoff, w przeciwieństwie do Prawie w domu i W sieci tajemnic nie opowiada o dzielnej agentce Jordan Weiss. Pomimo jednak zmiany głównego bohatera, autorka nie odchodzi od wybranego przez siebie schematu. Ponownie poznajemy kobietę, której życie nie oszczędzało. Po raz wtóry mamy okazję poznać historię zranionej i zamkniętej w sobie dziewczyny, która po małej szamotaninie z życiem postanawia coś zmienić. I ponownie jej się to nie udaje, a duchy przeszłości upominają się o to co ich. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że książka jest bardzo dobra i czyta się ją z zapartym tchem. Choć początkowo czytelnikowi niezwykle łatwo zgubić się w lawinie pojawiających się postaci, to już po chwili zaczyna rozumieć co się dzieje i po co autorka przedstawia losy kolejnych osób. Cała akcja rozpięta jest między rok 2009, kiedy to bohaterowie w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące ich pytania przemierzają Europę, oraz na czas przeszły, w zasadzie okres od 1900 roku aż do lat 70-tych XX wieku. Taka wędrówka w czasie i przestrzeni jest niezwykle interesująca i sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury. Mnie było bardzo trudno to zrobić, przez co w ostatnich dniach nieco niedosypiałam. Nie żałuję jednak ani chwili poświęconej tej książce. Tego typu literaturę uwielbiam i takie powieści czytać mogłabym codziennie. Całość napisana została w bardzo przystępny sposób a w głównych bohaterach nie da się nie zakochać. Zdecydowanie polecam.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa G+J Książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB

15 kwietnia 2012

Stosik #11/2012 plus troszkę od siebie :)

Boziu, odnoszę wrażenie, że gdzieś się zakupiłam... gdzieś w okolicach pierwszego dnia miesiąca. Pamiętam, że był marzec i nagle... zaś połowa miesiąca. Kwiecień w pełni, deszcz leje się z nieba a ja nie wiem co się dzieje. Masakra. Czuję, że kwiecień będzie kolejnym tragicznym miesiącem pod względem ilości przeczytanych książek. Ale jak czytać, kiedy człowiek ma ciągłego doła albo nieustannie myśli o pracy. W pracy o pracy, po pracy o pracy, w śnie o pracy, po przebudzeniu o pracy... A jak nie myśli o pracy to myśli o innych odrobinę dołujących sprawach. Cóż... Nic jednak na to nie poradzę, pozostaje mi wierzyć, że w końcu się wszytko poukłada :)

Jeszcze tytułem wstępu i małego "o sobie" poinformuję Was, że w dniu wczorajszym (dziś w sumie odrobinę również) imprezowałam. Zaprosiłam "moich ludzi" i świętowaliśmy moją 28 wiosnę. Działo się. Poniżej mała fotorelacja. Kto był to wie, kto nie to... :)
Ładnie się uśmiechamy, prawda :) Cóż, mój małż nie uznaje powtórek więc wyszło jak zawsze :)

A teraz to na co wszyscy czekają, czyli pierwszy stosik kwietniowy. Na szczęście skromniutki. Ale czekam na kilka przesyłek więc... eh
Od góry:
1. Płatki na wietrze - Virginia C. Andrews: konkursowo - recenzyjna od Świata Książki :)
2. Zauroczenia - Pamela Wells: za punkty od Granice.pl :) Pewnie wyjdzie gdzieś dalej w świat :)
3. Domena - Gaspar Lopez Torres: do recenzji od Albatrosa :)
4. Co się przydarzyło tej małej dziewczynce? - Asa Lantz: do recenzji od Świata Książki :) Dzięki wielkie :)

Nie ma masakry, prawda? Ale to nie zmienia postaci rzeczy, że na półce do recenzji leży tona książek, a ja jakoś tak... nie mam siły czytać :(

13 kwietnia 2012

Braterstwo krwi („Wampirze serce” J.R. Ward)

„Wampirze serce” J.R. Ward
seria: Bractwo Czarnego Sztyletu
wyd. Videograf II
rok: 2010
str. 480
Ocena: 4,5/6




Stworzona przez J.R. Ward seria o wampirzym bractwie strzegącym spokoju swojego gatunku podbiła już niejedną listę bestsellerów. Mnie również podbiła i to dawno temu. Przez przeszło rok nie miałam jednak okazji sięgnąć po kolejne tomy tego cyklu. Na szczęście w przyrodzie nigdy nic nie ginie i zwykle dochodzi do jako takiej równowagi. Dzięki temu w końcu udało mi się sięgnąć po czwarty tom Bractwa Czarnego Sztyletu i… przepadłam. Przez ten czas seria nic a nic się nie zmieniła, ponownie mnie zachwycając. Czym? O tym odrobinę szerzej poniżej.

Trwa kolejny dzień, a właściwie noc, w życiu Bractwa Czarnego Sztyletu. Większość wojowników – wampirów, przebywa na patrolach, dzięki którym coraz mniejsza liczba cywilów wpada w ręce reduktorów. Nie oznacza to jednak, że korowód śmierci został zażegnany, wręcz przeciwnie. Przywódca Korporacji, tajemniczy Omega nawet nie myśli o tym, by zakończyć wojnę z wampirami. Nieustannie pozyskuje do swojej organizacji nowych członków i głęboko wierzy, że któregoś dnia zmiecie przeciwnika z powierzchni ziemi. Niczym się również ta noc nie różni od poprzednich dla Butcha Briana O’Neal’a. Jak niemal co wieczór przybywa do zaprzyjaźnionego klubu Zero Sum, prowadzonego przez Wielebnego, rzadziej nazywanego Mordhem i upija się. Sącząc lagavulin nawet nie myśli o tym, że ta noc może zupełnie odmienić jego życie. Wręcz przeciwnie, odnosi dziwne wrażenie, że już nigdy nic się nie zmieni. Nie żeby narzekał, co to, to nie. Od momentu poznania braci, przeprowadzki do Bunkra i całkowitej odmiany dotychczasowego image’u, eks-glina wydaje się być bardzo szczęśliwy. Jedyną zadrą nieustannie kłującą go w okolicach serca jest nieudany związek z Marissą – wysoko urodzoną wampirzycą. Przy czym to, co miało wydarzyło się między nimi kilka miesięcy wcześniej, trudno nawet nazwać związkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że tych kilka spotkań zasiało w Butchu iskierkę nadziei, że może kogoś pokochać. Wampirzyca jednak w dość brutalny sposób dała mu przysłowiowego kosza, co raz na zawsze ukróciło jego nadzieję. W końcu gdzie tam Butchowi, człowiekowi z krwi i kości, do perfekcji i siły wampirów. Przez ten drobny szczegół mężczyzna nie uczestniczy w regularnych walkach z reduktorami. Mógłby przecież zginąć, a to dla braci byłby wielki cios. W szczególności dla Vrhednego, który wyjątkowo przywiązał się do O’Neal’a. Niestety, w pewnym momencie omawianego wieczoru wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart. W pobliżu klubu, w którym w najlepsze bawi się Brian pojawiają się reduktorzy, a żaden z członków Bractwa nie odbiera telefonu. W końcu Butch postanawia, że stawi im czoło samodzielnie, co okazuje się dość fatalnym pomysłem. Choć początkowo były policjant radzi sobie dość dobrze, to gdy przeciwnicy wzywają wsparcie - polega. Ostatecznie O’Neal zostaje porwany, co w zasadzie przesądza o jego losie. Czy faktycznie? Czy Butch złamie się i wyjawi reduktorom miejsce zamieszkania braci? Jak długo będą go męczyć i czy uda mu się przeżyć spotkanie z nimi? A może korporacja ma wobec O’Neal’a zupełnie inne plany? By się tego dowiedzieć musicie przeczytać czwarty tom serii Bractwa Czarnego Sztyletu.

Jak wspomniałam już kilkukrotnie wcześniej Wampirze serce to czwarta część przygód wampirzych braci. W każdej kolejnej książce z tej serii poznajemy losy następnego wojownika i kobiety, którą ten wybrał na swoją samicę. Nie inaczej było i tym razem. Powieści J.R. Ward są pełne pasji i pożądania. Autorka nie ukrywa przed czytelnikiem, co dzieje się w alkowie głównych bohaterów. Nie ukrywa również, jak przebiegają walki toczące się między bractwem a reduktorami. Dla mnie te wszystkie czynniki zdecydowanie działają na korzyść książki. Jako czytelnik nie przepadam za zatajaniem pewnych faktów. Nie lubię gdy autor zamyka mi drzwi przed nosem i każe domyślać się co było dalej albo co by było gdyby. Oczywiście nie twierdzę, że taki sposób poprowadzenia akcji powieści jest właściwy, mnie jednak jak najbardziej odpowiada. Może więc i Wam się spodoba? Oby J. Całość owiana jest klimatem grozy. Większość akcji, jak na książkę o wampirach przystało, dzieje się nocą, kiedy to nasi bohaterowie mogą spokojnie wyjść na zewnątrz i odetchnąć pełną piersią. Gdy nie wychodzą na dwór doskonale bawią się we własnym gronie w domu. W efekcie na porządku dziennym podczas lektury Wampirzego serca jest lekkie drżenie i gęsia skórka na całym ciele. Powieść autorstwa J.R. Ward ma w sobie wszystko to, co powinien posiadać dobry romans paranormalny z mocnym thrillerem w tle. Czyta się ją wyśmienicie od pierwszego akapitu, aż po ostatnie zdanie. Osobiście zarwałam przy tej powieści niejedną noc, ale absolutnie tego nie żałuje. Ward mogę czytać zawsze i wszędzie. Jej książki stanowią idealną lekturę zarówno na leniwe wieczory jak i na nabuzowane energią chwile, w których potrzebujemy wytchnienia od znoju dnia codziennego. Z czystym sumieniem polecam. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Videograf II
Baza recenzji Syndykatu ZwB

10 kwietnia 2012

Nabór do Świata Książki i konkurs :)

Świat jest wielki i piękny. Niemal identycznie jest z Wydawnictwem Świat Książki. Niemal... bo świat Świata Książki jest wciąż jeszcze zbyt mały. W związku z tym należy go powiększyć. Jesteś blogerem/blogerką i chciałbyś/chciałabyś zostać recenzentem wspomnianego wcześniej wydawnictwa? Nic prostszego :) Wystarczy napisać do Pani Agnieszki (kontakt TU). To oczywiście nie wszystko. Wszyscy nowi blogerzy mogą wziąć udział w organizowanym przez Świat Książki i Weltbild konkursie, zasady poniżej :)


1.       ŚK ma do rozdania 10 wydruków cyfrowych „Płatków na wietrze” dla nowych Glogerów  (czyli egzemplarzy wydrukowanych specjalnie dla Was, nie ostateczną wersję książki, tylko tzw. egzemplarz recenzencki):
2.       W zgłoszeniu należy proszę o pełne dane adresowe ORAZ numer telefonu – książki będziemy wysyłać kurierem, więc numer telefonu jest nam bardzo potrzebny.
 Ale o co chodzi?
Osoby, które otrzymają egzemplarze konkursowe powinny je jak najszybciej przeczytać oraz stworzyć:
1)      Recenzję (którą umieścicie na swoim blogu, a dodatkowo będziemy bardzo wdzięczni za umieszczenie jej lub jej części na stronach Empik, Merlin i Weltbild)
2)      Hasła promocyjnego dla całego cyklu „Dollanganger” (http://www.biblionetka.pl/bookSerie.aspx?id=2378).

Do wygrania są:
 Dla nowych blogerów – za najbardziej interesującą recenzję książki autor(ka) otrzyma 200 zł do wydania na produkty na naszej stronie weltbild.pl (również na wszystkie produkty).
Jeżeli dana osoba wybierze sobie coś w chwili zamówienia niedostępnego w magazynie, to – po konsultacji – ma prawo do zmiany zamówienia.

Poza tym wszyscy autorzy wybranych przez nas haseł promocyjnych otrzymają 3 nowości, książki z najnowszego katalogu – do wyboru.

Termin zgłaszania się:
 Nowi blogerzy – do czwartku (12.04), do godziny 12:00.

A tu nieco informacji o pozycji, którą należy zrecenzować :)


Kontynuacja bestsellerowej powieści o rodzeństwie Dollanganger. Matka i babka więziły dzieci na ponurym poddaszu przez blisko trzy i pół roku. Po latach odosobnienia i tajemniczej śmierci jednego z braci - zdecydowali się na ucieczkę. Cathy, Chris i mała Carrie trafiają do domu doktora Paula Sheffielda, który - osamotniony po śmierci żony i syna - roztacza opiekę nad dziećmi. Wydaje się, że ich los się wreszcie odmienił i że każde z nich znalazło właściwą drogę w życiu. Ale mimo to wspomnienie niewoli i ból z tym związany cały czas im towarzyszy. Wiszące nad młodymi bohaterami rodzinne przekleństwo wciąż daje o sobie znać. Pamięć nie pozwala prowadzić im normalnego życia. Czy to ich wina? Czy z nimi działo się coś dziwnego? Tylko matka może im pomóc. Tylko zemsta da im satysfakcję. 


Konkursowo 10 - DIZZY

Dziś nadszedł czas na zaprezentowanie pierwszej z trzech prac z miejsca czwartego. Liczę, że spodoba się Wam równie mocno, jak i mnie :)

Chciałabym Was również bardzo przeprosić za to że mój blog ostatnio raczej statyczny się zrobił a recenzji na nim jakoś malutko. Wciąż nie doszłam do siebie. Trudno mi się skoncentrować na czytaniu, a jak już przeczytam to nie mam siły pisać. Teraz jeszcze do tego doszły święta. Codziennie obiecuję sobie, że wezmę się za siebie i codziennie się to nie udaje. Modle się gorąco aby ten czas w końcu się skończył.
Ale powiem Wam, że przez święta wysłuchałam 2 części Igrzysk śmierci (audio). I jak skończę część trzecią to postaram się napisać jedną wspólną recenzję. Co prawda audiobooki pozyskałam dopiero w tym roku ale chyba w ramach odstępstwa zaliczę sobie je jako wyzwanie Z półki. Zobaczymy...

A teraz już praca Dizzy, która uplasowała się w Konkursowie 10 na czwartym miejscu.


8 kwietnia 2012

Konkursowo i świątecznie:)

Jak w temacie, w ramach świątecznego odprężenia (choć nie wiem czy wytężona praca przez kilka dni mająca na celu ugotowanie jak największej ilości przysmaków a następnie próba zjedzenia tego wszystkiego w dwa dni może zaliczać się pod "odprężenie"), chciałabym zaprosić Was do kilku, a w zasadzie do dwóch toczących się w sieci konkursów.

Na pierwszy ogień idzie najnowsza (choć nie taka znowu nowa) książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Portal Duże Ka postanowił zorganizować konkurs, w którym do wygrania jest "Szósty" autorstwa Agnieszki. Zabawa trwa od 6 kwietnia do 6 maja. Więcej na temat samego konkursu TUTAJ :)

Drugim konkursem, do którego pragnę Was zaprosić jest ten, organizowany przez jedną z sieci księgarskich - Matras. Szczegóły konkursu "dla każdego" :) znajdziecie tutaj :)

Dodatkowo chciałabym wszystkim moim czytelnikom życzyć zdrowych i radosnych świąt oraz dużo, duuuużo czasu, który z czystym sumieniem poświęcić będziecie mogli dobrym książkom.

Dodam jeszcze, ze wkrótce na łamach SdiM pojawi się nowy konkurs, może nie będzie on należał do tych ogromnych, ale na pewno będzie ciekawy :)

7 kwietnia 2012

W drodze do zatracenia („Grzech Ojca” Daniel Radziejewski)

PREMIERA KWIECIEŃ 2012!!!

„Grzech Ojca” Daniel Radziejewski
wyd. Novae Res
rok: 2012
str. 338
Ocena: 5/6


Zdecydowanie bardzo lubię gościć w mych skromnych progach powieści, które nie miały jeszcze swojej oficjalnej premiery. Gdy więc Wydawnictwo Novae Res zaproponowało mi lekturę Grzechu ojca, w zasadzie nie zastanawiałam się nad tym ani przez chwilę. Takie okazje nie zdażają się w końcu codziennie. Dopiero po podjęciu decyzji stwierdziłam, że wypadałoby wiedzieć cos więcej na temat lektury, którą wkrótce ma się przeczytać. Sięgnęłam więc po notę wydawcy zamieszczoną na obwolucie i… zamarłam. Tego się nie spodziewałam. Jeśli chcecie się dowiedzieć, o czym tak naprawdę jest ta książka, koniecznie doczytajcie tę recenzję do końca, a następnie sięgnijcie po powieść. Warto.

Przemysław Próchnicki, główny bohater powieści Daniela Radziejewskiego – Grzech ojca jest młodym, przystojnym dziennikarzem ostrowskiej gazety dumnie dzierżącej tytuł Rzeczniepospolitej. Choć nie można nazwać go „starym wyjadaczem” ani „osobowością medialną”, zdecydowanie zalicza się do grona bezkompromisowych redaktorów. Tematy, które porusza w swoich artykułach nigdy nie są banalne, a konkluzje które wyciąga sprawiają, że ludzie zaczynają się zastanawiać, czy ten młody człowiek przez przypadek nie ma racji. W ciągu kilku lat jakie Przemek przepracował w macierzystej redakcji, zdobył rzeszę fanów i to nie tylko w otoczeniu ściśle ostrowskim ale na terenie całego kraju. Jego popularność wzrastała z dnia na dzień coraz mocniej ugruntowując zdobytą przez niego pozycję w środowisku dziennikarzy śledczych. To chyba przede wszystkim ze względu na zawodową butę i nieustanną chęć udowadniania, że świetnie wykonuje swoją pracę, Próchnicki postanawia zająć się tematem, który wielokrotnie był już poruszany na łamach wszelakiej maści pism. Latem 2006 roku Przemysław zasiada więc za swym biurkiem, uruchamia komputer i zaczyna pisać pierwsze zdania w artykule dotyczącym malwersacji pieniędzy zebranych podczas narodowej zbiórki zorganizowanej przez Radio Wiara, na rzecz ratowania postawionej w stan upadłości Stoczni Gdańskiej. Szefem wspomnianego radia oraz pomysłodawcą akcji ratunkowej jest nie kto inny jak sam ksiądz Eugeniusz Szafron. Podczas gdy wszyscy Polacy, jak jeden mąż, przelewali każdy posiadany grosz na konto tego zacnego i ogromnie szanowanego przedstawiciela kościoła katolickiego, nikt nie przypuszczał, że środki te nigdy nie trafią we właściwe ręce. Datki z kwesty, szacowane na kilka milionów złotych, miały pomóc rozwiązać nie tylko doraźne problemy firmy, ale i postawić ją na nogi i umożliwić jej spokojne działanie przez dłuższy czas. Niestety nikt nigdy oficjalnie nie podał do wiadomości publicznej kwoty jaką udało się zebrać i gdzie ona trafiła. Jedno jest pewne – nie do stoczniowców. Jak się jednak okazało znaleźli się ludzie, którym faktycznie leżała na sercu pomoc upadającej firmie. Niestety osoby te, będący równocześnie bliskimi współpracownikami księdza Eugeniusza, zginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Kto, jak i dlaczego? Kiedy i gdzie? To tylko kilka podstawowych pytań, z całej setki, jeśli nie tysięcy im podobnych, które czytelnik zadaje sobie podczas lektury Grzechu ojca. Kim w rzeczywistości jest ksiądz Eugeniusz Szafron? Jakie ma intencje? Co jest w stanie zrobić, by osiągnąć założony cel? Czy Przemysławowi Próchnickiemu uda się zdobyć nowe dowody w sprawie zbiórki pieniędzy na Stocznię Gdańską? Gdzie doprowadzą go drobne ślady, które całkiem niespodziewanie zaczną pojawiać się podczas prowadzonego przez niego śledztwa? Co tak naprawdę wydarzyło się kilka lat wcześniej? Czy Przemek poniesie konsekwencje wtykania nosa w nie swoje sprawy? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść Daniela Radziejewskiego zatytułowaną Grzech ojca.

Wciąż nie doszłam do siebie po właśnie zakończonej lekturze. Za każdym razem gdy myślę, że mam ją już za sobą, przypomina mi się jakiś fragment sprawiający, że na nowo zaczynam przeżywać zdarzenia zaprezentowane mi przez autora. Zdarzenia które, co warto zaznaczyć, podyktowane były prawdziwą historią. Oczywistym wydaje się być fakt, że część zawartych w powieści informacji, to fikcja literacka. Jeśli jednak choć połowa z nich, ba, trzydzieści procent, jest  prawdziwych, to aż strach pomyśleć, jakie trzęsienie ziemi wywoła jej pojawienie się na rynku wydawniczym. Każdy rozdział powieści wprost buzuje ilością nagromadzonych w nim emocji. Każdy akapit otwiera przed nami kolejne drzwi, za którymi znajduje się coraz to bardziej krystalizujące się oblicze jednego z głównych bohaterów. W pewnym momencie czytelnik zaczyna zastanawiać się, o jakim grzechu autor mówi. Gdy już wydaje się nam, że uchwyciliśmy wątek i wiemy jak rozegrają się dalsze losy bohaterów okazuje się, że wcale nie wiemy wszystkiego. Co więcej, znamy jedynie namiastkę faktów, która absolutnie nie wystarczy do tego, by odpowiedzieć sobie na wszystkie dręczące nas pytania. Gdy już wydaje się, że więcej niewiadomych nie może pojawić się w jednej powieści, okazuje się, w jak wielkim błędzie byliśmy. To właśnie wówczas czytelnik zaczyna zastanawiać się, kto jest tym grzeszącym ojcem. Czy na pewno jest nim postać, którą mieliśmy na celowniku niemal od początku lektury? A może to jedynie ułuda, podły i nieudany żart? Tego wszystkiego dowiecie się zagłębiając się w lekturę powieści Grzech ojca.

Książka napisana została w przystępny i ciekawy sposób. Miejscami język, którym posługuje się autor jest pasjonujący, wręcz hipnotyzujący. Czytelnik chce czytać więcej i więcej, nie może się oderwać. Powieść wciąga już na samym początku i trzyma w napięciu aż do końca. W zasadzie trudno w niej znaleźć słabe momenty, choć nie mogę powiedzieć, by jednakowy poziom był utrzymywany przez całą książkę. Nie zmienia to jednak faktu, że całość czyta się płynie, a lektura pozostaje w pamięci na długo. Mnie Grzech ojca zszokował. Choć zdawałam sobie sprawę z niektórych faktów, które zostały w tej powieści przytoczone, to jednak nie miałam pojęcia, że miały one tak daleko idące konsekwencje i że u ich podstaw leżą ogromne zbrodnie. Jak już wcześniej wspomniałam, jeśli choć cześć z tego, co napisał autor jest prawdą, to … będzie się działo. Z całego serca polecam lekturę Grzechu ojca autorstwa Daniela Radziejewskiego, książka lada dzień pojawi się w księgarniach. Zdecydowanie warto przeczytać. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res