W dniu wczorajszym stuknęło Słowom dużym i MAŁYM 70 tysięcy odwiedzających. W związku z tym postanowiłam wraz z Wydawnictwem Świat Książki zorganizować mały konkursik.
Do wygrania jest książka Co się przydarzyło tej małej dziewczynce autorstwa Asy Lantz'a.
Co trzeba zrobić?
No jak zwykle u mnie, wykazać się odrobiną kreatywności i napisać:
Co się przydarzyło tej małej dziewczynce/ temu małemu chłopcu.
Nie chcę, byście pisali zakończenie książki, choć nikt Wam tego nie broni. Bardziej zależałoby mi na Waszej historii. Macie jakieś wydarzenie z dzieciństwa lub z życia dorosłego, którym chcielibyście się podzielić? A może roi się Wam coś w głowie, jakieś małe opowiadanie, jakiś wiersz? Jak zwykle daję Wam wolną rękę. Tym razem daję Wam do wyboru: wstawiacie odpowiedzi pod tym postem, lub wysyłacie mi na maila (sylwia.szymkiewicz@gmail.com).
Konkurs rusza dziś i potrwa... powiedzmy do 8 maja? Oczywiście do północy. Wyniki postaram się podać do 13 maja. Nagroda jest tylko jedna, jednak jeśli prace będą naprawdę dobre, to postaram się poczarować i wyczarować dodatkowe gifty :)
Miło mi również będzie, jeśli umieścicie poniższą grafikę na waszych blogach. Nie jest to jednak wymagane. W konkursie mogą wziąć udział zarówno blogerzy jak i osoby prywatne. Przy tych drugich proszę jednak w komentarzu podać adres mailowy :) No chyba, że zdecydujecie się na maila.
Pomyślimy, napiszemy :) PS. Czy książki z wielkiego konkursu zostały wysłane, bo wprawdzie nie było mnie długo w domu ale chyba nie przyszło nic nadprogramowego, więc tak tylko pytam...
OdpowiedzUsuńksiążki w większości zostały wysłane, ale... do ciebie akurat jeszcze nie. Dziś mnie Wydawnictwo WFW poinformowało że mają jakiś problem z dystrybucją, ale już na dniach paczki wyjdą... a to prawie 1/3 nagród...eh
Usuńspoko :) grunt, że wiemy co się dzieje - dzięki za szybką odpowiedź :)
UsuńBanerek zamieszczam i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, nie wiem, czy zdążę coś wymyślić, ale baner konkursowy zaraz wstawię na bloga :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy cos napisz ale banerek umieszczam .
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo się zdarzyło małej dziewczynce - czyli mnie jak miałam 7 lat.
OdpowiedzUsuńTo był ostatni dzień roku szkolnego. Jak zwykle zakończenie, akademia - te same wierszyki i piosenki co rok tylko przez kogo innego wykonane. Rozdanie świadectw i wakacje. Ale mała dziewczynka miała problem - ruszał się jej mleczny ząb i nie chciał sam wylecieć. Mama zaprowadziła małą dziewczynkę do szkolnej dentystki - oj nie obeszło się bez krzyku i płaczu. Ale była i obiecana nagroda! Mała dziewczynka miała potem pójść do magicznego miejsca - jak jej powiedziała mama do magicznego sezamu - czegoś tak wyjątkowego jak skarbiec Ali-Baby. Wiecie gdzie poszła mała dziewczynka ? Do miejskiej bibilioteki dla dzieci. Ach momentalnie zapomniała o bólu i jeszcze kapiącej krwi z dziurki po zębie. Liczyły się tylko olbrzymie półki pełne książek, bajek, wierszy, baśni ........ Od tego czasu mała dziewczynka, która wyrosła na dojrzałą kobietę wciąż chodzi do tego sezamu - tylko zmieniła salę na wypożyczalnię dla dorosłych. I to miejsce jest i nadal będzie magiczne.......... Bo takie właśnie są biblioteki..........
mój mail malineczka74@op.pl
Bardzo chcę wziąć udział, ale wiem, że raczej nie wyrobię się terminowo :(. Postaram się, choć zabieram się od dawna... Ech, teraz spróbuję napisać. Mam nadzieję, że coś wyjdzie. Mniejsza o to, że mam jeszcze milion innych rzeczy do zrobienia.
OdpowiedzUsuńOhh... nie mam ostatnio drugu do pisania. W ogóle jakoś się rozleniwiłam, ale spróbuję coś napisać o zdarzeniu, które zapadło w mojej pamięci. Nie wiem już sama, czy to dobrze. Tak więc uważajcie...
OdpowiedzUsuńMazury. Kochana przeze mnie kraina. Rozległe jeziora, które można co chwilę spotkać na drodze. Górki, pagórki. trochę morza, trochę gór. Od zawsze tam był mój drugi dom. Zawsze z miłą chęcią tam jechałam, mimo długiej i męczącej drogi. Bo w końcu jak można było nie jechać tam z miłą chęcią? Zawsze był czas i miejsce do zabawy. Rodzina, znajomi, więc było też z kim szaleć. Pewnego dnia moja kuzynka, która jest ode mnie młodsza o rok, postanowiła zaprowadzić mnie i inne kuzynki oraz kuzynów, do domku na drzewie. Zabraliśmy ze sobą koc, aby na nim w drodze odpocząć i ruszyliśmy. Wszyscy chętni na spacer szliśmy. Rodzice oczywiście nic nie wiedzieli. Bo po co... w końcu i tak za chwilę wrócimy. Przecież idziemy zobaczyć tylko jakiś domek na drzewie. Idziemy i idziemy, po drodze robimy kilka postojów. Napotykamy pierwszą przeszkodę. Są nią krowy. Ja mieszkam w mieście i wszystko czego na co dzień nie widzę, się boję. A muszę dodać, że jak ja się czegoś boję to trudno jest zmusić mnie do jego przezwyciężenia. Jednak jakoś je przegoniliśmy i przeszliśmy spokojnie. Jednak po minutach marszu znów natknęliśmy na przeszkodę. Oto przed nami było bagno, nie głębokie, ale nie było łatwo przejść. Przypomnieliśmy sobie, że wcześniej jak zajrzeliśmy do jednego z majaków spotkanych po drodze to widzieliśmy drewnianą kładkę. Tak więc szybko wróciliśmy do majaku. Na szczęście nie musieliśmy znów przechodzić przez stado krów. Zabraliśmy kładkę i pośpieszyliśmy do bagna. Po kolei próbowaliśmy przejść na drugą stronę. Co kolejna osoba kładka się coraz bardziej zanurzała. Później moja kuzynka, która nas prowadziła zabrała kładkę i postawiła na trawie, aby w drodze powrotnej mieliśmy jak przejść. Po kolejnych marszach przez pola wreszcie dotarliśmy do domku na drzewie. Jakie było moje zawiedzenia, kiedy zobaczyłam na drzewie jedynie drabinkę i na gałęzi parę desek, aby można było siąść. Tylko po to tak daleko zaszliśmy. Mimo to siedzieliśmy na drzewie w miłej atmosferze. Po paru minutach postanowiliśmy szybko wracać do domu. Nikt nie miał z nas zegarka, więc nie wiedzieliśmy która jest godzina. Gdy byliśmy już blisko już blisko domu to zauważyłam mojego starszego kuzyna na skuterze. Okazało się, że wszyscy nas szukają. My szybko biegiem do domu, a tam nas czeka afera, awantura. Później były jedynie rozlewane gorzkie łzy, bo za karę mieliśmy nie kąpać się w basenie, a było wtedy tak ciepło. A żeby tego było mało nie mogłam znaleźć rodziców. Ciocia mi powiedziała, że rodzice sobie pojechali i ich nie ma. Ja szybko szukam mojej torby jest. Patrzę nie ma torby mojego starszego brata. Już wiedziałam, że coś nie gra. Biegnę do innego pokoju. Rozglądam się uważnie. Nagle dojrzałam torbę rodziców. Jest na miejscu, ale gdzie torba mojego brata. Znikła. Jak się okazało brat pojechał z rodzicami do innych krewnych i ma zostać tam na biwaku. Wtedy już nie wytrzymałam i tak zaczęłam płakać, bo ja też chętnie bym się na biwak wybrała. A tak zostałam z młodszym bratem i nie wiedziałam co robić. Ciocia jednak widząc nasze kwaśne miny postanowiła, że odpuści nam karę i wszyscy po chwili taplaliśmy się w wodzie.
To moja historia sprzed kilku lat. Nie byłam wtedy jakimś malutkim dzieckiem, ale nie byłam z tych starszych. Jak sobie to przypominam to aż żal mi tego wypadu i braku biwaku. No więc jednak coś naskrobałam ;) Pozdrawiam.
Pewnego dnia mała dziewczynka chciała wyjść na dwór. Błagała mamę, by wyszła razem z nią.
OdpowiedzUsuń- Nie mogę teraz, kochanie. Pójdź z ciocią.- powiedziała i dalej mieszała zupę.
Jak powiedziano małej dziewczynce, tak też ona zrobiła. Pobiegła do pokoju obok i zaczęła skakać nad ciocią. Niechętna kobieta w końcu ustąpiła.
-No dobrze kochanie- powiedziała w końcu.
Razem zaczęłyśmy iść w stronę drzwi. Dom był dwupiętrowy, więc obie musiały pójść po schodach. Otworzyłyśmy drzwi i…
Nie pamiętam tego zdarzenia w ogóle, ale mama mówi, że było dużo krwi.
Wyszłyśmy na schody, potknęłam się, przeturlałam po schodach i z impetem wpadłam na grzejnik. Cała broda była zakrwawiona. Pojechaliśmy na pogotowie, a tam mnie zszyli. Nie mam jakiejś wielkiej blizny. Nawet jej nie widać, tylko jak się uśmiecham. Ciocia podobno bardzo to przeżyła. W końcu to stało się w jej obecności.
Podobna mała dziewczynka żyła z pięcioma chłopakami. Zawsze jej dokuczali. W końcu to rodzina. Zawsze robili jej na złość. Pewnego dnia miała tego dosyć. Nigdy nie dawali jej spokoju, ale ona przestała być niewinnym dzieckiem. Wzięła miotłę i zaczęła za nimi gonić. Podobno kiedy już kogoś złapała biła ile się dało. I to bardzo mocno. Zostawały siniaki. Robiła tak przez pewien czas, aż w końcu dorosła i przyzwyczaiła się do wszystkiego.
Dziewczyna w wieku 10 lat dowiedziała się, że jej starszy o rok brat ma wodonercze. Zabrano go do szpitala. Jednakże nikt nie potraktował go poważnie. Po miesiącu dopiero przewieziono go do szpital, który się nim zajął. Musiał być operowany. Mama zamieszkała w domku obok szpitala, a tata codziennie przyjeżdżał tam z pracy. A w domu siedziała mała dziewczynka, która z utęsknieniem na nich czekała. Nie pokazywała nikomu swojego bólu. Nie lubili się bratem, ale tęskniła za nim. Nie lubiła tej ciszy. W końcu po tak długiej nieobecności dziewczynka zobaczyła brata. Nie mógł się ruszać i chodzić do szkoły. Leżał w łóżku i miał założonych ponad trzydzieści szwów. Dziewczynka nie przytuliła go. Nie zwracała nie niego uwagi. Ale cieszyła się. Cieszyła się, że znowu jest w domu. Tak miało być. I tak jest po dziś dzień. Nadal się kłócą, ale jest lepiej. Lub gorzej.
To moje prawdziwe historie. Nie zmyślone.
Prawdziwa historia...
OdpowiedzUsuńJako mała dziewczynka, często spędzałam wakacje u babci i dziadka. Najczęstszym naszym zajęciem było spędzanie czasu na ogródku działkowym.
To tutaj poznawałam przyrodę. Sadziłam, podlewałam kwiatki. Wykopywałam marchewkę. Zrywałam truskawki, maliny i poziomki. Babcia zawsze mawiała, że jak uzbieram całą miskę to ugotujemy kompot. Nigdy nie udało mi się zapełnić miski owocami do pełna – bo, albo za dużo owoców podjadłam podczas zrywania, albo połowę rozsypałam więc wracałam smutna, ale babcia z uśmiechem na twarzy pokazywała, że ona też uzbierała połowę swojej miski i jej zawartość dosypywała do mojej - tym samym po powrocie do domu gotowałyśmy pyszny słodki kompocik :) . Na samo wspomnienie mi ślinka leci :).
Te wszystkie wakacje wspominam z łezką w oku – poza jednym dniem… Tego dnia nie zapomnę do końca życia… Opowiem Wam dlaczego.
Pewnego pięknego, słonecznego, upalnego dnia na działce. Miałam wtedy 6 lub 7 latek. Odwiedziła nas „sąsiadka działkowa” – miała swój ogródek obok naszego. Starsza pani po 80. Lubiłam ją, była taka wesoła, uśmiechnięta. Zawsze chodziła boso. Widząc jak pomagam dziadkowi przy sadzeniu róży – zaproponowała, abym pomogła u niej w ogródku. Bardzo się ucieszyłam, mogłam się wykazać jako wspaniały młody ogrodnik! :) Oglądałam jej duży ogród z zachwytem – kwiaty, które widziałam po raz pierwszy w życiu, dużo warzyw, drzew. Przyniosła mi duże wiadro z wodą i dała butelkę, którą miałam podlać warzywa. Zostawiła mnie na niespełna kilka minut… Ja pochłonięta pracą, wchodziłam coraz głębiej grządek z marchewkami, pietruszkami… i nagle straciłam równowagę, grunt pod nogami znikał i poczułam że wpadłam w jakąś głębinę z wodą. Byłam przerażona… Krzyczałam, wołałam, starałam się wydostać z tego głębokiego rowu z wodą, ale nie byłam w stanie utrzymać się brzegu. Czułam, ze tracę siły, woda przykrywała coraz większą część mojego ciała – sięgała mi do piersi. Po chwili podbiegła bosa kobieta i wyciągnęła mnie „z tego koszmaru”. Starała się mnie pocieszać, uśmiechała się i przepraszała – sama zapomniała, że w tym miejscu się ostał taki „rów w ziemi” na złodziei. Kilka lat temu miała ich więcej i wydawało jej się, że wszystkie zlikwidowała… Chciałam jak najszybciej wrócić do babci i dziadka. Nie chciałam spędzać ani minuty dłużej z tą kobietą… Gdy moja babcia mnie zobaczyła to chwyciła się za głowę i powiedziała „O jejku, jesteś cała mokra i brudna! Co Ci się tam przytrafiło dziecko?” A ja się rozpłakałam…
Pozdrawiam serdecznie, nika551
e-mail: nika551@tlen.pl
(nie mam bloga)