„Migdałowa Madonna” Marina Fiorato
wyd. Albatros
rok: 2012
str. 400
Ocena: 4/6
Czasem przychodzi taki dzień, w którym czytelnik chce się oderwać od
lektur, po jakie zwykle sięga. Jako nastolatka uwielbiałam romanse historyczne
i to właśnie po nie najchętniej sięgałam. Ostatnio jakoś mnie natchnęło i
postanowiłam wrócić do wspomnianych wcześniej korzeni. Jak się skończyła ta
moja niewielka przygoda? O tym przeczytacie poniżej.
Simonetta di Saronno od najmłodszych lat wiedziała, że jest kimś
ważnym. Rodzice traktowali ją jak księżniczkę, a i otoczenie nie szczędziło jej
komplementów. Nie można się temu jednak dziwić, w końcu jej piękno przyćmiewało
wszystko wokół, a z każdym przeżytym dniem dziewczynka stawała się coraz
ładniejsza. Bardzo młodo (jak na współczesne mi realia), została wydana za mąż.
Jako trzynastolatka stanęła na ślubnym kobiercu i przysięgała miłość, wierność
i uczciwość małżeńską piętnastoletniemu wówczas Lorenzo. W ten właśnie sposób
połączyły się dwa wielkie rody, co zapewnić miało młodym życie w dostatku aż po
wsze czasy. Już podczas ceremonii zaślubin wydarzyło się coś, co zwiastować
mogło przyszłe, tragiczne wydarzenia w życiu tej dwójki młodych ludzi. Jak
tradycja nakazywała, małżonek poczęstował żonę darem z drzew rosnących w sadzie
państwa di Saronno – migdałem. Niestety Simonetta nie pogryzła nieznanego jej przysmaku,
wskutek czego zakrztusiła się. Całe wydarzenie zostało dobitnie skomentowane
przez matkę panny młodej, która poinformowała córkę, że dopóki nie zazna w
życiu cierpienia, nie pozna samej siebie i nie dowie się, jaki plan miał wobec
niej sam Stwórca. Bo to cierpienie wskazuje człowiekowi drogę, jaką powinien
podążyć. Simonetta bagatelizuje słowa matki i zaczyna żyć pełnią życia jako
młoda, zakochana po uszy w swym mężu kobieta. Wszystko układa im się jak w
najwspanialszej bajce. Głód nie zagląda im do garnka, ludzie są im życzliwi,
oboje są piękni i mądrzy. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę i mimo, że wciąż
nie poczęli potomka, są szczęśliwi. Bo do radowania się wystarcza im obecność
tej drugiej osoby. Niestety, jak wywróżyła podczas ślubu matka pani di Saronno,
w końcu nadchodzi kres szczęścia. Wybucha wojna i mężczyźni, w tym dzielny i
doskonale władający mieczem, Lorenzo, wyruszają na pole bitwy. Simonetta, mimo
że popada w pewnego rodzaju nostalgię, nie załamuje się. Wie, że na jej
małżonka nie ma mocnych i że w wojowaniu szabla nikt go nie pokona. Mimo tego,
że z powodu działań zbrojnych niezwykle mało czasu spędzają ze sobą, dziewczyna
wie, że wkrótce to wszystko się skończy i mąż wróci do niej cały i zdrowy. Codziennie
więc zasiada w oknie i spogląda w dal, wypatrując miłości swojego życia. I tak
właśnie, pewnego mroźnego dnia, dostrzega zbliżającą się postać. Niestety,
nadchodzący mężczyzna to nie jej ukochany, a jego giermek, który informuje ją o
tragicznych losach swojego pana. Simonetta zostaje wdową, w związku z czym jej
cały świat lega w gruzach. Czy poradzi sobie w tym trudnym czasie? Czy stawi
czoło licznym problemom, które zaczną przed nią wyrastać, niczym grzyby po
deszczu? Dlaczego pokrętny los tak ją pokarał? A może… może to tylko próba,
swoisty test na miłość, któremu Simonetta została poddana przez Stwórcę? Jeśli
tak, to czy dziewczynie uda się go zdać? By się tego dowiedzieć musicie sięgnąć
po Migdałową Madonnę i przekonać się sami.
Książka osadzona została w realiach XVI wieku, w Lombardii i w tonacji
odpowiadającej tym czasom została napisana. Autorka może nie zastosowała
dokładnie takiego języka, jakiego wówczas się używało, ale zdecydowanie poprzez
język i zwroty pokazała czytelnikowi, że nie czyta współczesnej literatury.
Kiedyś uwielbiałam książki napisałam w ten sposób, dlatego właśnie zdecydowałam
się na lekturę Migdałowej Madonny. Niestety wraz z wiekiem zmienił się również mój
gust literacki i muszę przyznać, że czytanie tej książki nie sprawiło mi
maksymalnej satysfakcji. Nie oznacza to jednak, że książka była zła. Bo nie
była. Jak się jednak okazało, nie dla mnie. Muszę jednak przyznać, że całość
była dość intrygująca. Fabuła podzielona została na kilka wątków, które
początkowo wydają się zupełnie niepowiązane, jednak z biegiem akcji zaczynają
się zazębiać, by ostatecznie okazało się, że wszystko było ze sobą powiązane. Całość
czyta się przyjemnie, sama lektura jednak nie sprawia, że czytelnik nie potrafi
się od niej oderwać. Przynajmniej nie taki czytelnik jak ja. Książkę polecam
osobom, które lubią poczytać romans osadzony w realiach renesansu.
* str. 15
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros Kuryłowicz
Lubię takie książki i myślę, że to pozycja jak najbardziej dla mnie
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dla mnie, ale przeczytałam opinię, to zostawiam po sobie ślad. :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń