31 grudnia 2012

A może bajkowe zakończenie? („Finale” Becca Fitzpatrick)


wyd. Otwarte
rok: 2012
str. 424
Ocena: 3,5/6


Gdy sięgałam po pierwszą część serii Szeptem autorstwa Becki Fitzpatrick, nie spodziewałam się, że saga rozrośnie się aż tak bardzo. Przeczytałam powieść, bardzo mi się spodobała i zapragnęłam więcej. Na szczęście był już wtedy dostępny drugi tom tej niezwykłej opowieści – Crescendo, którą połknęłam w zastraszającym wręcz tempie. Niestety na kolejne tomy trzeba już było poczekać. Jak dziś pamiętam, kiedy kończyłam czytać Ciszę - był noworoczny poranek. Cały dom spał, a ja doczytywałam ostatnie zdania. Przyznam szczerze, iż miałam nadzieję, że kolejnych części najzwyczajniej w świecie nie będzie. Oczywiście zostały niedokończone wątki i  wyszły sprawy, jakie można było rozwikłać. Ale czy czytelnik musiał brać w nich udziału? Niekoniecznie. Tak myślałam wtedy, jednak gdy okazało się, iż wydana zostanie kolejna część, a później faktycznie znalazła się ona w księgarniach, nie mogłam się powstrzymać. I tak oto zakończyłam lekturę Finale. Czy było warto poświęcić jej czas? Cóż…

Nora Grey to z pozoru normalna nastolatka. Jak to jednak bywa w powieściach – pozory zwykle mylą. Życie tej młodej mieszkanki Coldwater w niczym nie przypomina tego, co zwyczajny człowiek nazywa „zwykłą egzystencją”. Jakiś czas wcześniej na jej drodze stanął Patch Cipriano, w którym Nora zakochała się na zabój. Oczywiście miłość ta przeżywała wzloty i upadki. Chłopak odwzajemniał uczucia głównej bohaterki, ale… no właśnie. Sam w sobie był niezwykły i nie od razu mógł zaangażować się w ten związek z taką mocą, z jaką pragnęłaby tego Nora. Na całe szczęście parze udało się porozumieć, ustalili wspólną wersję przeszłości i teraźniejszości oraz szczegółowo zaplanowali przyszłość. Niestety ich zamiary zostały brutalnie pokrzyżowane przez biologicznego ojca Nory, który na zakończenie Ciszy wymógł na córce przyrzeczenie, niewypełnione go  kosztować będzie ją i jej matkę życie. I w zasadzie wokół tej przysięgi skupia się akcja ostatniej części serii. Nora nie mając innego wyjścia przystaje do wroga, lecz Patch jej nie opuszcza. Mimo wszystko wokół tej dwójki zaczynają piętrzyć się ponownie problemy. Brak przychylności matki dziewczyny, zbliżający się cheszwan, wojowniczo nastawieni Nefilowie i pragnące czuć Upadłe Anioły. A jeszcze do tego dochodzą Archaniołowie, mający pewną sprawę do Patcha. Czy para poradzi sobie z tym wszystkim? Nora zdoła wypełnić przysięgę daną ojcu? Inni dowiedzą się, w jaki sposób zginął ten tajemniczy mężczyzna? No i czy całość będzie miała szczęśliwe zakończenie? By się tego dowiedzieć musicie sięgnąć po Finale, autorstwa Becki Fitzpatrick.

Po zakończeniu lektury mogę na pewno się z Wami podzielić jednym uczuciem – ulgą. Ponieważ naprawdę się cieszę, że to się już skończyło i mam nadzieję, iż autorka nie wpadnie w przyszłości na pomysł rozbudowania jakichś wątków, bo „widzi w nich potencjał”. Ja nie dostrzegałam go już pod koniec Ciszy, a w Finale został on według mnie najzwyczajniej w świecie rozszarpany na kawałki. Patch kocha Norę, Nora kocha Patcha. Są ze sobą, choć nikt nie może o tym wiedzieć… ale wiedzą o tym niemal wszyscy. Zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy, na jaw wychodzą sprawy, które nigdy by czytelnikowi nawet nie przyszły go głowy. Choć, jak już któraś z kolei, rzecz zostaje rozwiązana w dość nienaturalny sposób, to można wyczuć, że dalej będzie tylko gorzej i bardziej żenująco. W pewnym momencie można spokojnie dać sobie spokój z czytaniem opisów, i tak wszystko co niezbędne do zrozumienia akcji znajduje się w dialogach. A i one chwilami są zbędne, tak oczywista staje się każda kolejna strona. Trochę mi przykro, że piszę takie słowa, lecz najzwyczajniej na świecie zawiodłam się na tej powieści. Wiedziałam, iż takie rozwlekanie wszystkiego, dzielenie na czynniki pierwsze i dodawanie, zwykle się nie sprawdza. Kontynuacje mają tę tendencję, że są gorsze od premierowych tomów. Oczywiście nie zawsze tak jest, lecz w tym przypadku niestety reguła została potwierdzona. Nie mówię, że książka jest beznadziejna, gdyż nie jest. Jednak pozostaje zdecydowanie gorszą niż poprzednie i według mnie niewiele wnosi. Pewnie sporo osób się ze mną nie zgodzi, w końcu to w tej części rozgrywa się kluczowa „walka” i rozwiązane zostają „ostatnie wielkie kwestie”, ale… co to zmienia? Nic. Jestem jednak może mało obiektywna? Wcześniej w tej serii wyczuwałam takie magiczne „coś”,  które sprawiało, że chciałam czytać dalej. Teraz czytałam, bo musiałam i pragnęłam się dowiedzieć, czy autorka czymś mnie zaskoczy. No i pod koniec odrobinę mnie zadziwiła. W sumie więc uznać mogę, iż dzięki końcówce książka nie była zła. Wam oczywiście Finale może przypaść do gustu i wcale to o nikim nie będzie źle świadczyć, wręcz przeciwnie. Jeśli więc po Ciszy czujecie niedosyt, koniecznie sięgnijcie po ostatnia część serii Szeptem.

Za książkę dziękuję portalowi Duże Ka i wydawnictwu Otwarte

28 grudnia 2012

Konkurs Polskich Księgarni

Poniżej informacja od Polskich Księgarni o nowym konkursie :)

KONKURS Z WYDAWNICTWEM LITERACKIM i NOIR SUR BLANC

Dziś do wygrania mamy zestaw 3 książek ufundowanych przez Wydawnictwo Literackie i Oficynę Noir Sur Blanc.

I pytanie. W którym roku i w jakim kraju rozpoczęła działalność Oficyna Noir Sur Blanc?

Odpowiedź prosimy przesłać na adres: konkurs@polskieksiegarnie.pl
Start: 28.12.2012 godz. 15.00
Zakończenie: 31.12.2012 godz. 23.59
Ogłoszenie wyników: 02.01.2013
Wygrywa: 103 poprawna odpowiedź

Więcej o książkach na: http://www.wydawnictwoliterackie.pl oraz http://www.noir.pl

Organizatorzy: Polskie Księgarnie, Wydawnictwo Literackie, Oficyna Noir Sur Blanc.

Regulamin

26 grudnia 2012

…Zgrzeszyłam… („Klub Mefista” Tess Gerritsen)


wyd. Albatros
seria: Rizzoli i Isles
rok: 2007
str. 366
czas trwania: 12:40:26
Ocena: 5/6


Czy nie macie czasem tak, że gdy włączacie edytor tekstowy wszystkie słowa odpływają z Waszej głowy? W jednej chwili wiecie, co chcecie przekazać innym, a gdy tylko nieubłagany kursor zaczyna mrugać, zacina się jakaś klapka w mózgu i nie pozwala przelać myśli na papier… Mam tu oczywiście na myśli wirtualny, elektroniczny papier. Jeśli to się Wam czasem zdarza, to wiedzcie, że nie jesteście na świecie sami. Mam identycznie. Dziwne jest to, że tak samo nie przeraża mnie pisanie na zwykłym papierze. W tym wypadku wystarczy sięgnąć po długopis i od razu strony się zapełniają. Takiej relacji z przeczytanej pozycji nikt by jednak ode mnie nie przyjął, bo jak? A, niestety, przepisywanie myśli do edytora idzie mi zwykle równie źle, co bezpośrednie w nim pisanie. I tak oto czytanie książki zajmuje mi zwykle 1/10 czasu poświęconego temu, byście się mogli dowiedzieć o czym ona była. W takim wypadku, gdy kursor mruga zbyt długo, zaczynam pisać cokolwiek. Uwalniam myśli, odprężam umysł, rozluźniam palce i… już. Zaczynam przelewać opinię o powieści i po chwili recenzja jest gotowa.

Klub Mefista to kolejna, szósta z rzędu powieść Tess Gerritsen opowiadająca o losach Jane Rizzoli i Maury Isles. Jeśli ktoś jeszcze tego nie wie, jest to seria o przebojowej pani detektyw (Jane) i nieugiętej lekarce sądowej (Maurze). Obie panie to przyjaciółki, które nie boją się mówić prosto w twarz tego, o czym myślą. A czasami ich opinia jest dość… niewybredna. Kiedy więc Maura ulega swoim pragnieniom i zaczyna potajemnie spotykać się z pewnym mężczyzną, Jane wprost wyraża swoją opinię. Jednak związek doktor Isles jest jedynie tłem dla historii kryminalnej, w którą wplątują się obie kobiety. Bo tak oto, w Wigilię Bożego Narodzenia, tuż po północy obie kobiety zostają wezwane do pracy. Na miejscu okazuje się, że doszło do brutalnego morderstwa. Znalezione na miejscu ślady wskazują, że za sprawą stoją wyznawcy szatana. Porąbane ciało, tajemniczy okrąg na ziemi i dziwne znaki na ścianach, to oczywiście nie wszystko. Nic nie wskazuje jednak na to, że lada chwila odnalezione zostanie kolejne ciało, albo… że to szczątki znalezione w Wigilię w rzeczywistości nie należały do jednej osoby. Najwyraźniej problem na jaki natrafiły kobiety, ma swoje korzenie o wiele głębiej, niżby się tego ktokolwiek spodziewał. By się dowiedzieć gdzie, koniecznie należy sięgnąć po papierową bądź werbalną wersję powieści Tess Gerritsen, zatytułowaną Klub Mefista.

Przyznam, że po lekturze ostatniej powieści tej autorki (spoza serii), o której pisałam kilka tygodni wcześniej, miałam mieszane uczucia. Wiedziałam, że chciałabym poznać dalsze losy Jane i Maury, ale bałam się, że Gerritsen obniży loty i to już nie będzie to samo co wcześniej. Przed świętami postanowiłam jednak zaryzykować, zamówiłam kilka audiobooków, które wysłuchałam w trakcie gotowania. Jak się można domyśleć, ponownie się zakochałam. Oczywiście w twórczości autorki, a nie w niej samej J. Historia przedstawiona przez Tess w Klubie Mefista jest niesamowita. Powieść wciąga już od pierwszych zdań wypowiedzianych nieziemskim głosem Mariana Opani. Jego sposób wypowiadania przypadł mi o wiele bardziej do gustu niż głos Marii Maj, która czytała Autopsję. Aktor intonował odpowiednio każde przedstawione wydarzenie i każdemu bohaterowi przypisywał inne dźwięki. Dzięki temu w pewnym momencie zaczęłam odnosić wrażenie, że powieść czyta kilka, o ile nie kilkanaście osób (każdego bohatera kto inny). To było naprawdę niesamowite. W pewnym momencie do kuchni przyszedł mój mąż, by z sprawdzić z jaką prędkością słucham. Bo, niestety, nie jestem w stanie wysłuchać żadnej czytanej książki w standardowym tempie. Najzwyczajniej w świecie mnie usypiają. Klub Mefista czytałam 70% szybciej niż została nagrana i, wyjątkowo, wcale nie odczuwało się przyspieszenia. Stąd też wizyta w kuchni małżonka – był w stanie wsłuchać się w audiobooka z salonu i myślał, że pierwszy raz nic nie przyspieszyłam. Zdecydowanie więc wysłucham każdą kolejną pozycję, do której głosu użyczył Marian Opania.

Powieść, jak wspomniałam już wcześniej, jest bardzo intrygująca i wciągająca. Akcja goni akcję i z każdą przeczytaną stroną lub wysłuchaną minutą chce się więcej. Nie da się od niej oderwać, należy więc jej słuchać (czytać), tak długo aż się nie skończy. A i zakończenie jest bardzo satysfakcjonujące. Wciąż mnie przechodzą ciarki, gdy myślę o niektórych fragmentach Klubu Mefista i wprost nie mogę się doczekać lektury lub audycji, w trakcie której poznam kolejne (bądź wcześniejsze, jeszcze nie przeczytane powieści) autorstwa Tess Gerristen.  Zdecydowanie warto zapoznać się z serią Rizzoli i Isles, w tym i z Klubem Mefista. Polecam.

Za audiobooka dziękuję Audeo
 Baza recenzji Syndykatu ZwB

25 grudnia 2012

Głębokość peryskopowa („Bitwa o Atlantyk” Marc Milner)

Dziś świątecznie :) Więc i ciekawa recenzja, oczywiście autorstwa mojego szanownego małża :)

wyd. Muza
rok: 2012
str. 296
Ocena: 3,5/6


Druga Wojna Światowa była największym i najkrwawszym konfliktem w historii ludzkości. W jej trakcie toczyły się niezliczone bity i potyczki między przeciwnikami. W walce wykazywali się bohaterstwem i odwagą szeregowi żołnierze, a na każdym szczeblu dowodzenia pojawiali się wybitni taktycy i stratedzy. Słynnych bitew o przełomowym znaczeniu dla całego konfliktu było wiele. Pancerne potyczki na wschodzie, walka o każdy dom i pokój w Stalingradzie, czy też lądowanie aliantów w Tunezji oraz wielkie operacje powietrzno-desantowe na Krecie czy w Holandii a także wiele innych. Każde z tych wydarzeń zostało dokładnie opisane i przedstawione w licznych publikacjach książkowych i filmowych wielu znamienitych autorów. Tymczasem najważniejsza i najdłuższa kampania toczona w trakcie II Wojny Światowej, jest sukcesywnie pomijana. Mowa tu oczywiście o Bitwie o Atlantyk, która ze względu na swój charakter i przebieg nie obfitowała w spektakularne potyczki, ale pełna była anonimowych marynarzy i okrętów. U-Boty i okręty eskortowe toczyły ze sobą morderczy bój, w którym raz po raz sukcesy odnosiła jedna lub druga strona. Mimo wielkiego poświęceni i odwagi niemieckich podwodników otoczonych przez bezkres ocean, którzy wyciskali ze swoich maszyn siódme poty schodząc znacznie poniżej głębokości krytycznej, nie zdołali oni zatrzymać nieprzerwanego przepływu sprzętu, zapasów i ludzi do Anglii. Po prostu zgniotła ich nie wielka masa wody otaczająca ich maleńkie okręty, lecz przewaga technologiczna i przemysłowo-ekonomiczna aliantów. Kanadyjski profesor Marc Milner, w książce pod tytułem Bitwa o Atlantyk, zebrał najważniejsze informacje, fakty i wydarzenia związane z bitwą o zaopatrzenie, a więc i życie dla walczącej Europy. Autor w bardzo przystępny sposób opisał taktyki i wyposażenie walczących stron, nie przytłaczając przy tym czytelnika danymi technicznymi. W moim odczuciu czyta się to bardzo przyjemnie jednak cały odbiór utrudniał mi brak fotografii. Nieliczne ilustracje znajdujące się w książce są mapami i na całe szczęście znajdują się dokładnie tam gdzie powinny. Ponadto, o ile sama okładka jest bardzo klimatyczna i ekskluzywna, o tyle wnętrze książki swoją formą rozczarowuje – niskogatunkowy papier, na którym drukowano tę książkę, utrudniał mi jej odbiór. O samej treści nie ma sensu pisać po prostu jeśli wciągnął cię klimat filmu Das Boot to zarządzam głębokość peryskopową i wypatrujcie na półkach tej pozycji.

Za książkę dziękujemy wydawnictwu Muza

24 grudnia 2012

Wesołego drzewka :)

Ostatnie 3 dni spędziłam w kuchni szykując się na ten jeden moment - dzisiejszą, wigilijną kolację, a w zasadzie dwie (jedna u teściów, druga u rodziców). Teraz jestem już PO, to co trzeba było zjeść, zjedliśmy, to co na święta czeka na jutro :) Mam więc w końcu chwilę czasu, by powiedzieć Wam:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!

Myślę, że nie trzeba więcej pisać. Każdy wie, czego pragnie :) Oby się Wam to ziściło :)

22 grudnia 2012

W siną dal („Podróż Bezślubna” Julia Llewellyn)

„Podróż Bezślubna” Julia Llewellyn
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2012
str. 382
Ocena: 3/6


Co zrobić, gdy życiowe plany w jednej chwili legną w gruzach? Gdy największe senne marzenia w jednej chwili pękają niczym bańka mydlana? Można się załamać, albo wręcz przeciwnie podnieść wysoko głowę i pokazać otoczeniu, że to co człowieka nie zabija – wzmacnia go. Można również podkulić ogon i uciec gdzie pieprz rośnie. Takie zachowanie nie jest może zalecane, ale jak się okazuje, dość popularne. Kiedy więc doktor Amy Bubbins, zamiast przysięgać przed ołtarzem, siedzi załamana w pokoju przyjaciółki, nie do końca wie co ma ze sobą począć. Telefon dzwoni nieustannie a ona nie jest w stanie odebrać nawet jednego połączenia. W końcu za wygraną daje Gaby i rozmawia z każdym, kto chce wylać swoje żale z powodu ślubu, którego nie było. A jest tych ludzi całkiem spora gromadka. Dwustu gości to nie przelewki, a większość z nich przyjechała do Londynu z bardzo daleka. Dziewczyna najchętniej zapadłaby się pod ziemię i nikomu nigdy więcej nie pokazywała się na oczy. I pewnie by tak zrobiła, gdyby nie wizja rychłej utraty pracy, a przecież teraz ma do spłacenia niezłą sumkę za wesele i podróż poślubną, które się nie odbyły. A może by tak odwołać wyjazd do Rzymu? Może biuro podróży zwróciłoby choć część kwoty? Niestety, okazuje się, ze odwołanie takiego wyjazdu dzień przed wylotem jest niemal niemożliwe. Jasne, można nie pojechać, ale środków nikt nie zwróci. Dlatego właśnie Gaby postanawia namówić Amy, by z podróży poślubnej nie rezygnowała. Postanawia nawet, mimo dość zaawansowanej ciąży,  towarzyszyć przyjaciółce choć przez kilka dni pobytu w Rzymie. Jak wyglądać będzie podróż poślubna bez ślubu? Czy Amy znajdzie w Rzymie chwilę ukojenia? Kogo pozna na miejscu? Czy uleczy zranione serce? Czy czytelnikom będzie dane dowiedzieć się, dlaczego nie doszło do ślubu? Odpowiedzi przynajmniej na część z tych pytań znaleźć można w powieści Podróż Bezślubna autorstwa Julii Llewellyn.

Ciąg dalszy recenzji przeczytać można TUTAJ

Za książkę dziękuję wortalowi Granice

21 grudnia 2012

KONKURS Z AGNIESZKĄ CHYLIŃSKĄ

Dziś chciałabym zaprosić Was do udziału w konkursie organizowanym przez Polskie Księgarnie :)

Szczegóły poniżej :)

KONKURS Z AGNIESZKĄ CHYLIŃSKĄ



Dzisiaj przedświątecznie do wygrania mamy 5 książek Agnieszki Chylińskiej z autografem. Tym razem chcielibyśmy zapytać Was o nazwę Wydawnictwa, w którym ukazała się książka "Zezia i Giler".

Zgłoszenia prosimy przesłać na adres: konkurs@polskieksiegarnie.pl , podając imię i nazwisko oraz odpowiedź na pytanie konkursowe.

Start: 20.12., godz. 20:30
Zakończenie: 23.12, godz. 17:00
Wyniki: 23.12 po godz. 20.00

Wygrywa: co 30 poprawna odpowiedź.

20 grudnia 2012

Zapach świąt („Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna” Marzena Wasilewska)


wyd. Świat Książki
rok: 2012
str. 130
Ocena: 6/6


Boże Narodzenie to chyba najlepsze święto w roku. To wokół niego unosi się nieziemska, fantastyczna wręcz atmosfera. To w tą grudniową noc ludzie są milsi, cieplejsi, weselsi. Każdemu chce się więcej, mocniej i bardziej. Każdemu, a na pewno mi. Jeszcze nim nadejdzie grudzień, w mojej głowie zapalają się migoczące lampki przypominające, że czas zdecydować co kto znajdzie pod choinką. Zwykle z prezentami staram się uporać zaraz na początku miesiąca tak, by pozostały czas spożytkować na obmyślanie planu „co by tu zjeść w Wigilię i Boże Narodzenie”. Normalnie w poszukiwaniu inspiracji przemierzam wzdłuż i wszerz Internet. Wyszukuję jakieś nieziemskie dania i podaję rodzince podczas Wigilii (tak do naszego domu trafiła na przykład zapiekana fasola, która jest nie tylko pyszna ale i mega prosta w przygotowaniu). W tym roku, dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki, dostałam gotowe zestawy świątecznych przepisów. I powiem Wam jedno – jestem nimi zachwycona!

Zasadniczo poradnik podzielony został na pięć części: Wigilię, Boże Narodzenie, Sylwester, Nowy Rok i coś do świątecznej kawy J. Niby nic, nity tylko 130 stron, ale… no właśnie. Diabeł tkwi w szczegółach, jak zwykle J. Już w samej Wigilii człowiek może zatonąć, bo nie jest to jedna kolacja, tylko aż trzy. Dla każdego coś dobrego, jak mówi stare porzekadło. Autorka zaprezentowała więc menu na tę wyjątkową kolację w stylu babci z kresów, na sposób prosty, ale wykwintny i dla tych, którym w święta marzą się cieplejsze kraje. Osobiście w każdym z tych zestawów znalazłam coś dla siebie i mojej rodziny. Z kuchni babcinej do mojej własnej zabieram Krokiety ziemniaczano-orzechowe. Przepis jest prościutki i wydaje mi się, że idealnie zastąpi klasyczne kartofle, które zwykle lądują na wigilijnym stole. Z opcji prostej, ale wykwintnej przygarnęłam Słodkie pierogi z niespodzianką i pijanym sosem. Aż mi ślinka cieknie gdy sobie pomyślę, jakie to będzie pyszne. Do tego namówiłam mamę, by zamiast tradycyjnego, smażonego łososia zrobiła w tym roku Łososia pieczonego w cieście francuskim z sosem chrzanowo-koperkowym. Jeśli chodzi o ostatni typ kuchni, czyli tą bardziej szaloną opcję, to wciąż zastanawiam się czy zrobić Tarte z grzybami czy też Gorące ciasto makowo-daktylowe. To oczywiście nie jedyne przepisy, które można znaleźć w tym dziale. Każdy typ kuchni oferuje minimum dziesięć przepisów. Do tego autorka, po zakończeniu prezentacji danego menu podpowiada, kiedy dana rzecz powinna zostać wykonana. Dzięki temu dowiadujemy się, czy coś można zamrozić, co może poleżeć w lodówce i które dania powinny być przygotowywane tuż przed podaniem. Przyznam szczerze, że te fragmenty książki najbardziej mnie ucieszyły. Do tego już we wstępie Marzena Wasilewska informuje, że każdy przepis przewidziany jest na osiem osób. Znacznie ułatwia to zaplanowanie ile faktycznie czego powinno się przygotować. Nie mniej ważne jest wskazanie przez autorkę poziomu trudności danego przepisu i przybliżonego czasu przygotowania konkretnego dania.

Na Wigilii Marzena Wasilewska nie poprzestała i w kolejnych działach przybliżyła czytelnikom menu, które można przygotować na pozostałe świąteczne i noworoczne dni. U mnie w domu zwykle w samo Boże Narodzenie zjada się to, co przygotowało się na Wigilię. Niezwykle rzadko robimy coś dodatkowego. Przyznam szczerze jednak, że poważnie zastanawiam się nad wykonaniem Surówki z selera naciowego i pomarańczy. Na Sylwestra, z okazji urodzin przyjaciółki będę przygotowywała Tort bezowy, z którego zawsze zostaje mi sporo żółtek. Dzięki Kuchni świątecznej w tym roku się one nie zmarnują. Zrobię świąteczny Zapiekany krem cynamonowy z orzeźwiającym sosem żurawinowym J. Aż brzuszek rośnie gdy człowiek pomyśli ile planuje zjeść w trakcie kilku świątecznych dni. Nie da się jednak inaczej, prawda?

Na końcu poradnika miło zaskoczy nas jeszcze jedna rzecz, mianowicie Indeks tematyczny, dzielący wszystkie wymienione w książce potrawy na zbiory w stylu Przystawki zimne czy Zimne sosy i inne dodatki do mięs i ryb.

Całość czyta się niesamowicie przyjemnie. Przepisy podane są w przystępny sposób, autorka tłumaczy dokładnie jak co wykonać i kiedy. Wytłumaczone zostają nawet najmniejsze szczegóły. Dzięki temu nawet największy ignorant poradzi sobie z przygotowaniem poszczególnych dań. Książka opatrzona została znakomitymi fotografiami. Całość wydana została na grubym, porządnym papierze i oprawiona jest w twardą okładkę. Zdecydowanie warto zaopatrzyć się w tę pozycję. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki

17 grudnia 2012

W świecie snu („Nevermore. Cienie” Kelly Creagh)

„Nevermore. Cienie” Kelly Creagh
wyd. Jaguar
rok: 2012
str. 392
Ocena: 5/6


Mrok, zgliszcza, popiół… trzepot skrzydeł i głuchy krzyk. Wołanie o pomoc. Tupot stóp, przyspieszony oddech i wrażenie, że ten tunel/labirynt/korytarz nigdy się nie skończy. Ale kończy się. Nagle i tragicznie. Ktoś w jednej chwili dotyka czyjejś dłoni. Ktoś w innej zwalnia uścisk. Co od zetknięcia dwóch ciał się zaczyna, na ich rozłączeniu się kończy. I zostaje tylko otchłań. Ciemna, przerażająca i nieskończona.

Trwa, a właściwie właśnie się kończy, ostatni trening Jastrzębi, drużyny cheerleaderskiej Isobel Lanley, tuż przed rozgrywkami krajowymi. Dziewczyna ostatkiem sił wykonuje końcowe ćwiczenia, przeciera czoło i oddycha z ulgą. Czuje, jak wszystkie jej mięśnie powoli przechodzą w stan spoczynku i wie, że wkrótce nie będzie w stanie zrobić ani jednego kroku więcej. Jeszcze tylko trenerka wygłosi ostatnią, pokrzepiającą jej zdaniem przemowę i dziewczyny będą mogły rozejść się do domów i pójść spać. A to wszystko po to, by następnego dnia, bladym świtem zwlec się z łóżka, pojechać do Dallas i wygrać te zawody. Niespodziewanie jednak Izzy wyczuwa, że ktoś intensywnie się jej przygląda. Odwraca głowę i… nie może uwierzyć. To przecież niemożliwe. To nie może być… a jednak. W drzwiach sali gimnastycznej stoi zielonooki Got, Varen Nethers. Jej chłopak. Nie zważając na nic odwraca się od koleżanek z drużyny i niczym zahipnotyzowana udaje się w stronę wyjścia. Do swojego przeznaczenia. Do miłości swojego życia, której nie widziała… wydawać by się mogło, że latami, a tak naprawdę przez kilka tygodni. Kilka potwornych tygodni. Coś jednak ewidentnie jest nie tak. Chłopak jest mrukliwy, cichy, a nawet odrobinę odpychający. A jego okulary przeciwsłoneczne… nie pokazują odbicia. Nie widzi więc ani jego oczu, ani siebie samej. Dla Isobel to jednak nie ma znaczenia, cieszy się, że jest z ukochanym bo przecież wydawało się, że w Halloween go straciła. Gdzie w tym czasie przebywał Varen? Czemu tyle czasu trwało, nim wrócił? I… czy wrócił naprawdę? A może to tylko jeden ze strasznych, męczących, wywołujących u człowieka dreszcze snów, które kończą się wstrząsającą pobudką? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po drugą część serii Nevermowe - Cienie.

Po przeczytaniu pierwszego tomu mini cyklu autorstwa Kelly Creagh wiedziałam, że nie oprę się i będę musiała sięgnąć po kontynuację tej powieści. Losy Isobel i Varena, owiane wielką tajemnicą, mrokiem a miejscami nawet horrorem zafascynowały mnie i przez wiele miesięcy nie dawały o sobie zapomnieć. Wraz z upływem czasu  jaki minął od lektury, coraz bardziej zacierały mi się w głowie szczegóły powieści, wciąż jednak tkwiło mi w głowie jedno zdanie „Uważaj czego pragniesz…”. Bo marzenia czasem się spełniają w najgorszej z możliwych wersji. Jako horror. Nie inaczej toczą się losy Izzy, której cudem udało się umknąć śmierci i która od kilku tygodni nieustannie planuje powrót do niezwykłej krainy, w której uwięziony został jej ukochany. Jedno jest jednak dla niej pewne. Varen jej wypatruje, nie poddaje się, istnieje. Tak długo jak ona wierzy, że go odzyska, tak długo on będzie czekał na jej powrót. Chyba, że ktoś zasieje w jego umyśle ziarno zwątpienia, jak to się wielokrotnie śniło Isobel. Ale, czy jest ktoś na tyle podły, by pozbawić chłopaka nadziei?

Cienie czyta się z zapartym tchem. Nie da się ukryć, że powieść nie jest łatwą lekturą. Niezbędne jest więc poświęcenie jej wystarczającej ilości czasu i czytanie jej bez przerw. Nie zaszkodzi również odświeżyć sobie wcześniej informację z Kruka, bo bez nich czytanie Cieni to jak stąpanie po kruchym lodzie. Niepewne i przerażające. Niejednokrotnie podczas lektury dostawałam gęsiej skórki. Nieraz mój umysł przestawał ogarniać fabułę, gubił się w akcji i nie był pewien co autorka próbuje mu powiedzieć. Ale gdy przeczytałam ostatnie zdania powieści zrozumiałam, że … to wszystko było ułudą. Że nadzieja była płonna. Że nic nie jest takim, jakim się wydawało. Że… nie warto wierzyć i marzyć, bo marzenia jeśli się spełniają, to zupełnie nie tak, jak tego pragnęliśmy.

Choć pragnęłam dla Cieni zupełnie innego zakończenia wiem, że to stworzone przez autorkę było właściwe. Na swój sposób oczywiście. Mimo wszystko jest ono drzazgą w moim sercu i przez jakiś czas tylko i wyłącznie ono zostanie w mojej pamięci. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że książka jest wspaniała i warto ją przeczytać. Nie zalecam jednak czytania Cieni bez przeczytania Kruka. Książki są ściśle powiązanie i czytanie części drugiej bez znajomości pierwszej jest zwyczajnie w świecie bez sensu.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar 
Syndykat Zbrodni w Bibliotece
Czytanie: 802% normy

16 grudnia 2012

Konkursowo 13 (praca Klementynki, kolejna :))

Jak w temacie tak i poniżej :)
Kolejna praca Klementynki, dzięki której wygrała :)
Liczę, że się Wam spodoba :)



Na ulicy Świat Książki mieszkali państwo Gryzelda i Joannicjusz. A, że na nazwisko mieli Książek, stąd wnikliwe oko na ich drzwiach dostrzec mogło taki oto napis: „G+J Książki”. Ich oficynka znajdowała się w jednej ze starych kamienic i choć mała, wydawała się niezwykle przytulna. Przez otwarte okna często dobywał się donośny gwar z ulicy. Gryzelda każdego ranka chętnie spoglądała na brukowaną dróżkę, którą często zmierzała po zakupy. Obserwowała ludzi spieszących do pracy, dzieci bawiące się na trzepaku, staruszków na ławkach.

Wtem, z wielkim warkotem, pod okoliczny budynek podjechał czarny, błyszczący Jaguar, jakby prosto z myjni. Ze środka wyszedł sam Woody Allen w wytwornym fraku oraz jego piękna muza. Nieopodal znajdowało się studio filmowe „Videograf”, do którego z pewnością zmierzali. Muza próbowała iść w swoich szykownych szpilkach po szczerbatym chodniku, ale w końcu obcas wpadł jej w dziurę i przewróciła się, brudząc w błocie swą drogą suknię. Pewnie jadąc w podróż z Allenen, nie zapoznała się z prozami życia w Polsce, wtedy prawdopodobnie założyłaby jednak jakieś sportowe obuwie.

Gryzelda tymczasem włączyła telewizor, ponieważ dziś miały być transmitowane występy taneczne, które uwielbiała oglądać. W tym momencie prezentowała się akurat „Grupa Publicat”. Wywijali takie oberki, że nie mogła się nadziwić, skąd oni mają w sobie aż tyle energii. Po chwili zrobiło jej się niedobrze i wiedziała, że raczej powodem tego stanu nie są pląsy na ekranie. Wybiegła z domu. Był już późny wieczór, zaczęła szukać miejsca, gdzie kupi upragnioną rzecz. Weszła do jedynego otwartego sklepu, jak jej się wydawało – do apteki. Zapytała wyraźnie zmęczonego pana za ladą, jakie dostanie u niego testy ciążowe. Ten zaśmiał się na te słowa i rzekł:

- Panienko droga! Przecież to Warszawska Firma Wydawnicza! Dziś musiałem zostać po godzinach. Prezes kazał zrobić całe rozliczenie roczne. Zupełnie zapomniałem zamknąć drzwi. Ale miło tu panienkę widzieć. Testem niech się panienka nie martwi. Z żoną już od kilku tygodni staramy się o syna. Czasem moja małżonka ma takie fanaberie, że gdy gdzieś razem wyjdziemy i gorzej się poczuje, musi natychmiast wykonać test. Nieważne, czy to akurat opera, czy obiad u znajomych. Musi i koniec! Dlatego ja noszę zawsze pęk tych testów przy sobie, aby zawsze służyć żonie pomocą. Lekarz ponoć zdiagnozował u niej jakieś zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, ale ja wiem, że ona jest zdrowa. Po prostu tak bardzo chciałaby mieć dziecko. Niech panienka się już nie kłopocze i nie szuka, dam panience jeden z moich testów.

Gryzelda, ogromnie zawstydzona opuściła to miejsce, dziękując wcześniej za pomoc. W domu, trzęsącymi się rękoma wykonała test. Wynik pogrążył ją w głębokiej zadumie. Dopiero, gdy Joannicjusz wrócił ze spotkania integracyjnego, doznała prawdziwej euforii i wykrzyczała:

- Novae Res!

- Cóż to u licha znaczy? – zapytał.

- To znaczy, kochanie, że nadeszła pora na spore zmiany w naszym życiu.

- Zmiany? Jakie zmiany? Co ty wymyśliłaś? Pewnie znowu teściowa pragnie się do nas wprowadzić.

- Nie, mama już zrezygnowała, bo wie, jaki jesteś porywczy i nie chce ci wchodzić w drogę. Strzelaj dalej.

- Kobieto, toż ja jeszcze obiadu nie jadłem dzisiaj. Daj mi spokój, chcę jeść.

- Obiadu dzisiaj nie ma. Spaliłam garnek, gdyż miałam dziś głowę zaprzątniętą innymi myślami.

- Nie ma obiadu?! Co ja będę jadł?

- Zjesz kolację, jak normalni ludzie. Ja tu mam dla ciebie wiadomość, a ty tylko o jedzeniu.

- Bo jestem głodny. No dobrze, cóż to za nowina?

- Jestem w ciąży!!!

- W ciąży?! ... z kim?

- No z tobą, a niby z kim?

- A! Faktycznie. Już pamiętam tamtą noc. Jeśli ty się cieszysz, to i ja również, jakoś z tym wszystkim sobie poradzimy. Ale teraz daj mi już jeść.

Gryzelda zaśmiała się w duchu na myśl, że jednak jakieś tam oparcie w mężu ma. Zrobiła mężowi kanapki z czosnkiem, gdyż takie uwielbiał i poszła zadzwonić do mamy. Wiedziała, że od tego dnia jej życie już nie będzie takie samo…


Gosia (Klementynka)

15 grudnia 2012

Stosik #36/2012

Dziś krótki i na temat. Stosik :)

Przypuszczam, że to jeden z ostatnich takich stosów w tym roku. A może i w ogóle... staram się maksymalnie ograniczać... wiecie jak jest. Czasem trudno się wyrobić z lekturami :(



Do recenzji dwie pozycje od dołu, tj:
1. Pierogi - Alina Stradecka: Świat Książki
2. Doktor śmierć - Jacek Caba: Albatros

Pozostałe książki to podarunki od Zbrodni w Bibliotece :)

Coś przypadło Wam do gustu? Coś wybitnie chcielibyście mieć na swoich półkach?

12 grudnia 2012

Procentowo rzecz ujmując („Nalewki staropolskie. Tradycja na współczesnym stole” Piotr Adamczyk)


wyd. Świat Książki
rok: 2012
str. 130
Ocena: 5/6


Dobry alkohol nie jest zły, prawda? Oczywiście z umiarem, traktowany jako dodatek do …, a nie podstawa wszystkiego. Nie raz, nie dwa, zdarzało mi się kosztować nawet bardzo wyśmienite, markowe trunki, nic jednak nie jest w stanie pobić domowego alkoholu. Likier wiśniowy, wino jeżynowe, cytrynówka. Niby alkohol to alkohol, ale … każdy jest inny, na swój sposób jest pyszny, nasycony i pachnący. Mimo, iż wiele osób z mojego otoczenia, dla przyjemności swojej i swoich bliskich, para się przygotowywaniem niewielkich ilości domowych trunków. Jakoś nigdy szczególnie nie interesowało mnie, co i jak należy zrobić, by uzyskać w tej materii pożądany efekt. A to, jak się okazuje, może być bardzo interesujący i zajmujący temat.

Kiedy w moje ręce wpadła książka, traktująca o staropolskich nalewkach, nie mogłam się powstrzymać i czym prędzej sięgnęłam po nią. Co prawda jej lektura nie była szczególnie zajmująca, ale skłoniła mnie do licznych i mogę nawet rzec, że głębokich przemyśleń. Jak doszło do tego, że w ogóle ludzie zaczęli pić alkohol? Kto po raz pierwszy postawił go na stole i stwierdził, że może warto spróbować? Jak go zrobiono? No i oczywiście, jak go przygotować dziś. Chyba przede wszystkim dlatego z takim zainteresowaniem wczytałam się w tych kilka akapitów, w których autor zaprezentował praktyczne porady dla przyszłych winiarzy. Piotr Adamczyk wspomina tu o tym, jak przygotować się do sporządzania domowych trunków. Gdzie się udać, o co pytać, co kupić. Nawet nie wiedziałam o istnieniu niektórych miejsc, a  co dopiero pewnych rzeczy. Na przykład alkoholomierz. O istnieniu alkomatu to każdy wie, ale to? Co to jest? Z czym to się je? Gdzie to kupić? Do czego służy? Jak się okazuje, jest to całkiem przydane urządzenie, nawet dla osoby, nie mającej w planach otwierać domowej bimbrowni. Chcesz sprawdzić, czy alkohol, który zakupiłeś ma dokładnie tyle % ile napisał producent? Powinieneś użyć właśnie alkoholomierza.

Ogólnie Nalewki staropolskie składają z siedmiu części. Po Wstępie, w którym autor przybliża nam to, co znajdzie się w napisanej przez niego książce, przychodzi czas na wspomniane wcześniej przeze mnie porady, czyli kilka praktycznych porad. Dalsza część poradnika dotyczy już stricte alkoholi. I tak zagłębić się możemy w świat nalewek ziołowych, wśród których znajdziemy na przykład Cynamonówkę i Imbirówkę. Następnie dane jest nam poznanie nalewek owocowych, a wśród nich naleźć można Żenichę kresową czy też Staroświecki likier. Na końcu, ale nie mniej ważne, znajdują się nalewki inne, takie jak Chlebowa czy Zapalanka. Osoby mające dostęp do jakichś rodzinnych, przekazywanych z ojca na syna, przepisów, w jakich nie  wiadomo o co chodzi, koniecznie powinny zajrzeć na sam koniec „Nalewek staropolskich”. To właśnie tam znajduje się Słowniczek, gdzie autor przybliża aktualne znaczenie dawno zapomnianych słów.

Ogólnie ten pozornie niewielki poradnik oceniam bardzo dobrze. Książka wydana została bardzo ładnie, każdy przepis opatrzony został znakomitymi fotografami. Myślę, że już samo przeczytanie kilku zamieszczonych w tym zbiorze przepisów może przyprawić o zawrót głowy, a co dopiero przygotowanie wspomnianych w nim alkoholi. Osobiście uznaję „Nalewki staropolskie” za bardzo fajną pozycje, która przyda się każdemu amatorowi dobrych, domowych trunków. W okresie świątecznym stanowi ona bardzo dobry pomysł na prezent. Polecam.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki

11 grudnia 2012

Kilka zaproszeń

Dziś chciałabym zaprosić Was do udziału w dwóch konkursach. Pierwszy organizowany jest przez księgarnię Matras, drugi - przez grupę Czytajmy Polskich Autorów. 



Zapraszamy serdecznie do udziału w naszych konkursach: na

najpiękniejsze życzenia świąteczne i na najciekawsze recenzje.


Do wygrania łącznie 400 książek i 4 weekendy w niezwykłych miejscach

oraz rabaty na zakupy!


400 książek zestawionych w pakiety o wartości 200, 300 i więcej złotych!

Grzechu warte!


Postaramy się nagrody wysłać jeszcze przed świętami - w większości

pewnie się nam to uda:)


Poniżej link do wywiadu z Renatą Kosin. W jego treści znajdziecie pytanie konkursowe :)

10 grudnia 2012

By oczyścić ich imię („Śladem zbrodni” Tess Gerritsen)

„Śladem zbrodni” Tess Gerritsen
wyd. Mira
rok: 2012
str. 304
Ocena: 4/6


Jakoś tak ostatnio natchnęło mnie na powieści Tess Gerritsen. Dlatego zaraz po wysłuchaniu audiobooka tej autorki (Autopsja), sięgnęłam po jedną z najnowszych jej pozycji na polskim rynku wydawniczym, czyli Śladem zbrodni. Miałam już wcześniej okazję zetknąć się z jej twórczością, wychodzącą poza różnego rodzaju serie i zwykle byłam bardzo z tych spotkań zadowolona. Nie mogłam się więc doczekać tej, zupełnie nowej, historii. Jak wypadła ta konfrontacja?

Jest rok 1973. Paryż. Madeline i Bernard przebywają w tym nad wyraz romantycznym mieście z zupełnie prozaicznych powodów. Praca, o ile można tak nazwać bycie agentami brytyjskiego wywiadu, stanowi niemal całą esencje ich jestestwa. Nie oznacza to oczywiście, że para się nie kocha. Co to, to nie. Ale gdy są w pracy, to ona jest najważniejsza. Tego dnia byli umówieni w jednej z paryskich kawiarenek. Niestety, zwykle bardzo punktualna Madeline się nie zjawiła. Zadzwoniła jednak do właściciela lokalu i przeniosła spotkanie w zupełnie nietypowe dla niej miejsce. Do jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Paryża. Dlaczego? Bernard, już dość poważnie zaniepokojony pognał czym prędzej na spotkanie z żoną. To co zastał na miejscu w niczym nie przypominało tego, czego mógł się spodziewać. Madeline, zamiast przywitać go z otwartymi ramionami, leżała martwa, a on sam… chwilę później również zginął. Dwadzieścia lat później, na przyjęciu organizowanym z okazji Dnia Bastylii przez hrabiego Hugh Lovata, dochodzi do incydentu, który na zawsze zmienia życie kilku bliskich hrabiemu ludzi. Jordan i Beryl, bo o nich przede wszystkim mowa, dowiadują się, w jakich okolicznościach przed laty zginęli ich rodzice. Niestety nie jest to ta sama historia, którą raczył ich wujek od lat. Czemu ich okłamywał? Jakie fakty wyszły na jaw? Gdzie doprowadzą ich poszukiwania odpowiedzi na pytania, które dopiero teraz zaczęły kiełkować w ich głowach? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Tess Gerritsen, zatytułowaną Śladem zbrodni. 

Długo się zastanawiałam co jest nie tak. Bo ewidentnie coś musiało być nie tak, skoro nie byłam tak zadowolona w trakcie lektury książki Tess Gerritsen, jak to zwykle mam w zwyczaju. Analizowałam, dumałam i… w końcu zrozumiałam. To nie z książką był problem, a ze mną. Dopiero co skończyłam książkę Tess, w dodatku pochodzącą z bardzo fajnej serii, w związku z tym nieustannie porównywałam tamtą pozycję ze Śladem zbrodni. No i takie porównanie niestety było „odrobinę” niekorzystne. W powieści brakowało wyraźnie zarysowanych postaci, jakiejś magicznej otoczki wokół nich, powodującej, że chciałoby się dowiedzieć o nich czegoś więcej, że miałoby się ochotę zachować je w pamięci. Zarówno Beryl jak i Richard są kolejnymi, prosto skonstruowanymi postaciami, odgrywającymi przypisane im role. Nic dodać, nic ująć. Ogólnie powieść czyta się dobrze, choć czasami, mimo szybko rozwijającej się akcji – wieje nudą. Niby trup ścieli się gęsto, są intrygi, są pościgi, jest bardzo ciekawy wątek przewodni, ale to nie to samo co seria o Jane Rizzoli. Niemal na samym początku odkryłam, kto jest, a w zasadzie był dwadzieścia lat wcześniej podwójnym agentem. Nie spodziewałam się jednak tego, jak bardzo skomplikowana będzie cała intryga i jak wiele wątków pobocznych będzie z nią powiązanych. Dzięki temu mogę powiedzieć, że czuję się usatysfakcjonowana intelektualnie. Dawno nie musiałam się tak natrudzić, by połączyć wszystkie nitki w jedną całość i zrozumieć, co wydarzyło się dwie dekady wcześniej. Zachęcam do przeczytania.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Mira
Baza recenzji Syndykatu ZwB

Recenzja bierze udział w konkursie:
Czytanie: 802% normy

8 grudnia 2012

Konkursowo 13 (praca Alison2)

Dziś chciałabym Wam zaprezentować pracę, która zajęła 3 miejsce w Konkursowie 13. Mowa o alison2. jej praca jest dość nietypowa, składa się z trzech części, które zasadniczo bardzo się ze sobą łączą. Wstawiam więc wszystko razem, łącznie z treścią maila, który Alison mi podesłała z pracą. Traktuję to jako całość, tak więc chcę ją wam pokazać :)

Alison2



Droga Sil,
Czas przedstawić Ci moją pracę na Konkursowo 13 :-)
Na całość składają się 3 elementy, z których każdy ma pełnić taką samą funkcję – stworzyć czytelniczy
profil mojej osoby – taki, który wysyłałby do Ciebie konkretne impulsy i zachęcał do tego, byś,
zastanawiając się, kogo uszczęśliwić nagrodami, przy konkretnych książkach myślała właśnie o mnie...
;-)
Z pierwszym miałaś już do czynienia – przygotowując się do konkursu przejrzałam notki wydawców
do wszystkich książek, które można u Ciebie wygrać. Jeśli to nie wystarczyło, szukałam również opinii
blogerów, opinie z portali, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi lepiej poznać konkretny tytuł. Na tej
podstawie robiłam sobie luźne notatki, w których zapisywałam moje wrażenia odnośnie książek,
które później wykorzystywałam pisząc pod Twoimi postami komentarze. Założyłam sobie, że przy
każdym poście pojawi się mój komentarz uzasadniający dlaczego książka mnie interesuje, lub wręcz
przeciwnie. By ułatwić Ci pracę poniżej spis wszystkich książek, które wzbudzają moje
zainteresowanie ;-) Oczywiście nie jestem aż tak zachłanna, chodziło mi bardziej o to, byś w czasie
trwania tej zabawy miała okazję lepiej mnie poznać.

Moja lista przedstawia się następująco: (podkreślane tytuły to te najbardziej pożądane, moje top5)
3. Polowanie na motyle - Krystyna Mirek
4. Poznaj miasta w 48 godzin - Martyna Wojciechowska
6. Zasada nieoznaczoności - Andrzej Andysiak
7. Aleja bzów - Aleksandra Tyl
8. Szczęście pachnie bzem - Aleksandra Tyl
9. Tajemnica sosnowego dworku - Małgorzata J. Kursa
10. Teraz - Aleksander Wierny
12. Morderstwo na mokradłach - Sasza Hady
13. Morderstwo w Miłowie - Alicja Minicka – książka była na liście w momencie jej sporządzania, w
międzyczasie wygrałam ją w Syndykacie, więc już o nią nie walczę :-)
14. Criminal minds. Zabójcze umysły - Ostre cięcie - Max Allan Collins
15. Detektyw Murdoch. Spuśćmy psy - Maureen Jennings
16. Tajemnica Nostradamusa - Judith Markle Riley
17. Karaluchy - Jo Nesbo
21. Translacja - Joanna Holson
23. Córki mordercy - Randy S. Meyer
24. Język sekretów - Dianne Dixon
25. Co się stało z Lilą? - Michelle Richmond
29. Ocaleni. Życie, które znaliśmy - Susan Beth Pfeffer
30. Wśród ukrytych. Wśród oszustów - Margaret Peterson Haddix
31. Wśród zdradzonych. Wśród notabli - Margaret Peterson Haddix
34. Fanaberie - Jolanta Wrońska
35. Kobieta z Piątej Dzielnicy - Douglas Kennedy
43. Złe towarzystwo - John Verdon

Nie bez powodu niektóre słowa są wytłuszczone – drugi element to opowiadanie z wykorzystaniem
słów ze wszystkich interesujących mnie tytułów. Ponieważ zależało mi by opowiadanie czytało się
dość płynnie i bym nie musiała wstawiać do niego dziwacznych zdań – tylko po to by wykorzystać
konkretne słowo – założyłam sobie, że w opowiadaniu musi znaleźć się przynajmniej 1 słowo z
każdego tytułu (zgodnie z tym na co zezwoliłaś, często w innej formie) Słowo „translacja” nijak
pasowało do reszty więc wyjątkowo zamiast niego, wykorzystałam imię autorki ;-) A oto
opowiadanie:

Joanna stała w oknie, odprowadzając wzrokiem samochód, który wkrótce opuści ich dzielnicę. Piękna
i zadbana aleja, teraz spowita mgłą, sprawiała dość nierzeczywiste wrażenie. Samochód już dawno
zniknął ale kobieta nadal stała w oknie, z resztą jak każdego poranka w przeciągu ostatnich czterech
lat... Patrząc w dal nieobecnym wzrokiem zastanawiała się, co się z nią stało, jak mogła do tego
wszystkiego dopuścić...

Doskonale pamiętała dzień, w którym go poznała. Wszyscy byli zdania, że chwyciła za nogi samego
pana Boga, a już z całą pewnością najbardziej wpływowego faceta w mieście.   Od razu poczuła
motylki w brzuchu i wystarczyło zaledwie parę godzin, by była gotowa zrobić dla niego wszystko.
Zabójczo przystojny, obracający się w najlepszym towarzystwie, tak nieprzyzwoicie bogaty, że mogła
sobie pozwolić na każdą fanaberię. Życie, które dotąd znała, odeszło w zapomnienie. Z perspektywy
czasu nie mogła oprzeć się wrażeniu, że najzwyczajniej w świecie się sprzedała...

Szczęście nie trwało jednak długo. Co prawda miała swój wymarzony dworek, jednak szybko
zrozumiała, że bardziej niż jego panią była tutaj więźniem. Co gorsza, jej świeżo poślubiony małżonek
wyraźnie dał jej do zrozumienia, że jest dla niego nikim więcej niż psem, którego nigdy nie spuszcza
się z liny i musi ślepo trzymać się z góry narzuconych zasad. Dla świata zewnętrznego nadal stanowili
idealną parę, jednak ich życie wypełniały sekrety i kłamstwa, które niczym karaluchy wypełzały ze
wszystkich zakamarków. Początkowo sama się o wszystko obwiniała - skoro ją karał, musiało to
oznaczać, że naprawdę jest złą żoną, przecież w innym wypadku po co miałby to robić... Ślady
uderzeń, ukryte pod grubą warstwą pudru, były oczywistym znakiem jego niezadowolenia, jednak to
jego ostry, nieczuły język ranił ją najbardziej.

Niedługo później odkryła jego obrzydliwą tajemnicę. Okazał się być najzwyklejszym, podłym
oszustem, a ona sama znalazła się wśród tak wielu regularnie zdradzanych żon. Żon, które w obawie
przed kolejną karą nie robią niczego...

Pewnie żyłaby w ten sposób przez długie lata, gdyby nie wypadek tamtej nocy. W trakcie kolejnej
kłótni najzwyczajniej w świecie zrzucił ją ze schodów. Straciła przytomność, więc nawet nie mogła
zaprzeczyć, gdy w szpitalu powiedział, że sama się potknęła i tak straszliwie poobijała. Jednak to, co
najgorsze, dopiero miało nadejść. Opiekujący się nią lekarz powiedział, że w wyniku wypadku straciła
dziecko. Jakie było jej zaskoczenie, gdy dowiedziała się, że pod jej sercem chowała się córka... Dla tej
zbrodni nie miała już żadnego wytłumaczenia. Do jej otępiałego z bólu umysłu dotarła jasna
wiadomość – jej mąż jest mordercą...

Nie zdradziła się przed nim ani jednym słowem, teraz to ona miała swoją mroczną tajemnicę. Do tego
dnia przygotowywała się naprawdę długo, rozpatrując każdy, nawet najmniejszy szczegół. Nie
obchodziło ją, czy to, co ma zamiar zrobić, zostanie uznane za chłodno wykalkulowane, wyrafinowane
morderstwo. Nie miała już nic do stracenia i jeśli to morderstwo choć w najmniejszym stopniu ukoi
jej ból, warto je popełnić. Jej usta drgnęły w nieznacznym uśmiechu. A więc tak pachnie zemsta... –
pomyślała. Wreszcie odsunęła się od okna, by zająć się ostatnimi przygotowaniami. Już za parę godzin
polowanie naprawdę się zacznie...

Pisanie opowiadania sprawiło mi ogromną frajdę, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wciąż
za mało. W jednym ze sklepów natknęłam się na zestaw kolorowych pisaków, który od razu mnie
zainspirował – otrzymałaś już pisaną listę książek, które najbardziej mi się spodobały – teraz spróbuję
ją jeszcze namalować! Pisaki znalazły się w moim koszyku a ja zaczęłam się głowić nad realizacją tego
zadania. Postanowiłam, że obrazek będzie przedstawiał zestaw zupełnie niepowiązanych ze sobą
symboli, z których każdy będzie odpowiednikiem mojego pierwszego skojarzenia z konkretną książką.

Oczywiście mogłabym napisać co pasuje do czego, ale kto wie, może sama zabawisz się w
dopasowywanie obrazków do tytułów ;-) Pisaki, z których korzystałam miały wręcz bić po oczach,
krzyczeć „Zależy mi na tej książce!” :-) tyle w teorii bo okazało się że mój skaner nie rozpoznaje
połowy tych kolorów i skanuje je na szaro... Przyznaję, trochę się podłamałam i już mierzyłam się z
myślą, że z tego elementu będę musiała zrezygnować, gdy ... w akcie desperacji nacisnęłam na
przycisk „Odwróć kolory”. Efekt wydał mi się na tyle fajny, że mimo wszystko postanowiłam go
zaprezentować ;-)

Mam nadzieję że moja praca wywoła w Tobie pozytywne emocje. Ja ze swojej strony bardzo dziękuję
za świetną zabawę – uwielbiam kreatywne zadania, a Twoje z całą pewnością do takich należało :-)
Serdecznie pozdrawiam
Alison2

I jak, podobało się?

7 grudnia 2012

Małe zaproszenie od WFW

Jakiś taki brak tematów mnie ogarnął. Ale może Was nie? I może macie ochotę wybrać się na jakieś spotkanie? Jeśli tak, zapraszam do zapoznania się z najnowszym zaproszeniem na spotkanie autorskie przesłanym przez wydawnictwo WFW :)


Zapraszamy na spotkanie z Adamem Wosiakiem, autorem eseju "Labirynt Brunona Schulza".

12.12.2012, g. 19.00, Cafe Księgarnia Vademecum, ul. Świętojańska 5-7, Gdynia
Wstęp wolny.

W tej filozoficzno-analitycznej pracy, jaką jest „Labirynt Brunona Schulza”, autor wydobywa
na wierzch i interpretuje motywy mitologiczne – w szczególności motyw labiryntu – obecne w
twórczości Brunona Schulza. Adama Wosiaka interesuje mistycyzm tej literatury. To podróż przez
wewnętrzny labirynt Człowieka, z którego jest wyjście… ale czy na pewno?

5 grudnia 2012

Kości zostały rzucone („Autopsja” Tess Gerritsen)

„Autopsja” TessGerritsen
seria: Rizzoli i Isles
wyd. Albatros
rok: 2008/2012
str. 294
Ocena: 5/6
Czas trwania: 06:02:00


Od chwili, gdy po raz pierwszy sięgnęłam po powieść autorstwa Tess Gerritsen co prawda minęło już trochę czasu, jednak do teraz pamiętam, jaka byłam nią zachwycona. A to nie była najlepsza książka tej autorki, na jaką mogłam trafić. Najpierw czytałam jedynie pojedyncze historie, które wyszły spod jej pióra. Później, w zasadzie niemal przez przypadek, trafiłam na serię o Jane Rizzoli i… nie da się ukryć, przepadłam. Teraz powoli kompletuję cały zbiór opowiadający o dzielnej policjantce, agencie FBI i lekarce sądowej. Jak się można domyśleć, kolejną z powieści Gerritsen jaka trafiła w moje ręce, a w zasadzie do mojego komputera, była właśnie kontynuacja przygód tej grupy ludzi. Autopsję, bo o niej mowa, wysłuchałam z wielkim zaciekawieniem. A potem śniłam o wydarzeniach mających miejsce w życiu bohaterów. Rzadko mi się to ostatnio zdarza, więc chyba można się domyślić, jak wpłynęła na mnie ta pozycja. By dowiedzieć się szczegółów pozostaje zapoznać się z recenzją.

Przyjazd Mili do Stanów Zjednoczonych nie miał nic wspólnego z tym, co obiecano jej w rodzinnych stronach. Gdy decydowała się na przeprowadzkę, miała w perspektywie pracę w salonie z sukniami ślubnymi. Nie mogła się doczekać momentu, w którym trafi za sklepową ladę i będzie miała możliwość obsługiwać przyszłe panny młode. Do tego nie jechała sama. Wraz z nią do pracy za granicą zgłosiła się Ania. Odtąd miały wspólnie żyć i zarabiać po to, by pozostawionej w kraju rodzinie wiodło się choć odrobinę lepiej. Niestety, jak to zwykle w takich historiach bywa, intratna praca okazała się pułapką, cudowne życie mrzonką, a wielkie pieniądze fatamorganą. Został tylko strach i samotność. I wieczne zastanawianie: lepiej umrzeć, czy żyć bez życia?

Lipiec to jeden z najgorszych miesięcy, zarówno w szpitalach, jak i w kostnicach. Ciągły brak pracowników, gorąco, często niedziałająca klimatyzacja i niewyobrażalna wręcz liczba trupów. Maura Isles, choć ledwo trzyma się na nogach, wykonuje swoje obowiązki. Do późnych godzin nocnych zostaje w pracy, przeprowadza sekcje, a gdy inni współpracownicy wychodzą do domów, oddaje się pracy papierkowej. Podczas sporządzania ostatniego raportu orientuje się, że nie zanotowała pewnego szczegółu dotyczącego ofiary i w chwili obecnej nie jest go sobie w stanie przypomnieć. Postanawia więc ponownie udać się do prosektorium i sprawdzić to, czego brakuje jej w raporcie. Kiedy wchodzi do pomieszczenia od razu ma silne przeczucie, że coś jest nie tak. Zrzuca to jednak na wyczerpanie i ogromną chęć udania się już do domu. Nie jest to jej jednak dane, bo nagle,  jeden z czarnych worków, przechowywanych w chłodni, porusza się. Czyżby się jej przewidziało? A może do w tym worku wcale nie ma martwej osoby?

Jane Rizzoli, choć oficjalnie przebywa już na urlopie macierzyńskim, nie może opędzić się od pracy. W biurze co prawda postanowiła nie przyjmować nowych spraw, nie sprawiło to jednak, że miała mniej do roboty. W końcu cała ta papierkowa robota sama się nie wykona. Zmuszona sytuacją udaje się do sądu, by złożyć zeznania odnośnie jednego z niedawno zamkniętych przez nią sprawców. Jak się można było spodziewać nic miłego jej w tym miejscu nie spotkało. Napastliwa obrończyni, rzucający nienawistne spojrzenia przestępca i ogromna duchota. Było więcej niż pewne, że ten dzień może okazać się nieciekawy. Jak Jane pomyślała, tak też się stało, bo nagle, bez zapowiedzi – odeszły jej wody.

Czy może być jeszcze gorzej? Jakie plany ma wobec grupy przyjaciół los? Gdzie ich ścieżki zetkną  się tego feralnego dnia? Jaki związek z ich życiem będzie miała Mila? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po Autopsję autorstwa Tess Gerritsen.

Ukończona właśnie przeze mnie powieść to trzymający w napięciu, pełen pasji i zawirowań akcji thriller. Perypetie zawodowe bohaterów, przestawione zostają zawsze na tle wydarzeń mających miejsce w ich życiu prywatnym. Dzięki temu książka zyskuje dodatkowy wymiar, jest bliższa człowiekowi, co pozwala na utożsamienie się z bohaterami. A, nie ma co ukrywać, jest się z kim utożsamiać. Dla każdego coś dobrego, pani Gerritsen przedstawia całą plejadę osobowości i osobliwości.

Autopsja jest piąta z kolei książką opowiadającą o wydarzeniach z życia Jane, Gabriela i Maury. Niestety nie udało mi się trzymać kolejności, w jakiej autorka pisała serię, tak więc za każdym razem, gdy po nią sięgam, dowiaduję się czegoś, co miało miejsce w poprzednich, jeszcze nie przeczytanych przeze mnie książkach. Ale jeśli mam być szczera, nie przeszkadza mi to za bardzo. W przypadku tej serii cieszę się po prostu każdym kolejnym przeczytanym lub wysłuchany zdaniem. Powoli wytwarza się we mnie, w stosunku do tego cyklu, pewna zażyłość. Podobnie mam z książkami Alex Kavy. Zresztą chyba trudno się dziwić, powieści obu pań są zbudowane w bardzo podobny sposób.

Autopsję czyta, a w zasadzie słucha się błyskawicznie. Głos Marii Maj jest ciekawy, ale wydaje mi się, że niezupełnie pasuje do powieści. Czasami wydawał mi się zbyt męski i jakiś taki stary. Nie tak kojarzę poszczególnych bohaterów. Na szczęście po jakimś czasie to wrażenie się zatarło i pozostała tylko przyjemność słuchania. Jak to zwykle bywa w wypadku audiobooków, niemal niemożliwością jest ich wysłuchanie w tempie 1 do 1. Przy takich ustawieniach słuchacz szybko traci zainteresowanie utworem, umykają mu istotne wątki i w końcu stwierdza, że nic z werbalnej lektury nie będzie. Ja przywykłam do przyspieszania audiobooków i dzięki temu bardzo dobrze mi się współpracuje z taką formą przekazu. Dzięki temu człowiek odzyskuje ręce i może zająć się czymś poza czytaniem, a to w wielu przypadkach okazuje się zbawienne. Autopsję oceniam bardzo wysoko. Powieść na długo pozostanie w mojej pamięci tak ze względu na pomysł, jak i wykonanie. Nieco niżej muszę ocenić samego audiobooka, ze względu na początkowo niepasujący i delikatnie nieprzyjemny głos lektorki. Inna kwestią jest sama strona, z której pobrałam audiobooka. Niestety nie obyło się bez problemów, przez co na książkę czekałam nie kilka minut a kilka dni. Mimo wszystko oceniam całość bardzo dobrze, zachęcam zarówno do przeczytania jak i wysłuchania książki.
Za możliwość wysłuchania audiobooka dziękuję portalowi Audeo
Baza recenzji Syndykatu ZwB

4 grudnia 2012

Chwila dla...

Przede wszystkim chciałabym zaprosić Was do udziału w konkursie na jednym z zaprzyjaźnionych ze mną (i moim blogiem :P) blogów. W tym wypadku mam na myśli blog Tramwaj nr 4. Ciekawe pozycje do wygrania :) Szczegóły TUTAJ



Lada dzień zaczytają się Targi Książki w Łodzi. Mnie tam nie będzie, ale może Wy się pojawicie? Zapraszam do odwiedzenia strony organizatora, by dowiedzieć się, co jeszcze przygotowano dla odwiedzających :)  TUTAJ


3 grudnia 2012

Podsumowanie miesiąca listopada 2012

Listopad był i się zmył. Jak to bywa z każdym kolejnym miesiącem. Ja mam jeszcze ten problem, że nie znoszę jesieni. Nienawidzę deszczu. U mnie w takim czasie deprecha murowana. Na szczęście spadł śnieg. Od razu zrobiło mi się raźniej. Co mi się wcale nie przełożyło na przykład na poprawę stanu czytelniczo/piśmienniczego. Wciąż jedna wielka kicha. Ale co tam, i kichę trzeba podsumować.

W listopadzie przeczytałam:
"Finale" Becca Fitzpatrick (recenzja listopad, 422, Otwarte, DK)
"Mroczna kolekcja" Ted Dekker (recenzja listopad, 454, Hachette, Granice)
"Dieta sokowa" Jason Vale (recenzja listopad, 224, Studio Astropsychologii)
"Polska kuchnia domowa" Małgorzata Caprari (recenzje listopad, 274, Świat Książki)
"Farciara" Dorota Wachnicka (recenzja listopad, 256, G+J)
"W tył zwrot i w nogi" Joseph Cummins (recenzja listopad, 247, Świat Książki)
"Żona_22" Melanie Gideon (recenzja listopad, 454, Otwarte)
"Domena" Gaspar López Torres (recenzja listopad, 376, Albatros)
"Historia Lukasa" Agnieszka Lingas-Łoniewska (recenzja listopad, 320, Novar Res)

Miesiąc ten obfitował w zloty i upadki pod względem jakości tego, co przeczytałam. Zdecydowanie na przód wyszła Historia Lukasa, Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Znakomitą książką jest również Żona_22. Ciekawa była również Domena, a Polska kuchnia domowa bije rekordy popularności w mojej kuchni. Gorzej niestety z Farciarą i Finale, które delikatnie mówią, mnie zawiodły. 

Liczba wejść:
7172 - co daje około 239 wejść dziennie.  :)

W listopadzie przybyło mi 2 obserwujących. Miło mi Was powitać, nowi czytelnicy :)
W listopadzie udało mi się rozstrzygnąć konkurs. Mam nadzieję, że nikt nie czuje się pokrzywdzony.

Liczba książek do recenzji otrzymanych we listopadzie: 15

Liczba prezentów książkowych: 16

Liczba książek zakupionych/książek z wymiany: 0

Wyzwanie "Z półki" - niestety wielkie ZERO

Liczba nawiązanych współprac: jedna, z wydawnictwem 12 Posterunek

Jaki będzie grudzień?

2 grudnia 2012

Konkursowo 13 (praca Klementynki 2)

Dziś prezentuję kolejną pracę zwyciężczyni konkursu - Klementynki. Mam nadzieję, że się spodoba :)


Porwanie Lilki

Kobieta z Piątej Dzielnicy, o imieniu Lila, wybrała się dziś na samotny spacer do parku. Aleja Bzów wyglądała tego dnia naprawdę wyjątkowo. Dlatego zanurzyła się w nią całą duszą.
- Szczęście pachnie bzem – pomyślała rozmarzona.
W parku obchodzony był właśnie Dzień Miodu, stąd miała okazję popróbować tego smakołyku. Na sąsiednim straganie rozstawiła się również kuchnia indyjska. Najlepsze przepisy ze świata „Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy” przyjemnie połechtały jej podniebienie. Pomiędzy tymi budkami biegały wygłodniałe karaluchy. Lila zgłosiła to sprzedawcy, ale ten wyśmiał ją, że urządza fanaberie. Z głośników, na prowizorycznej scenie, płynęła piosenka Whitney Houston „Zawsze będziemy cię kochać”. Kobieta wzruszyła się i zaszła do sąsiedniej restauracji. Pierogi z mięsem, które zamówiła, miały krwawe nadzienie. Wezwała kelnera, ale ten, zamiast się tłumaczyć, zapytał:
- Dlaczego z psem u boku bigos smakuje inaczej?
- Nie mam pojęcia – odparła Lila.
- Pies nigdy nie zgłasza uwag co do jakości jedzenia.
- Widzę, że w tej restauracji panuje jakieś prawo krwi! – burknęła kobieta, obróciła się na pięcie i wyszła.
W oddali ujrzała znajomy budynek. Tajemnica sosnowego dworku, jak go nazywano, była od lat nierozwiązana. Pełna obaw, ale i ciekawości, wkroczyła cichaczem do środka. Na starych krzesłach, przy kominku, siedziało tzw. złe towarzystwo. Takich, co to nic nie robią, tylko walczą flaszką i mieczem. Jeden z nich oglądał właśnie film pt. „Poznaj miasta w 48 godzin”, widocznie miał naturę podróżnika. Pozostali grali w grę pt. „Halloween. Cukierek albo psikus”. Polegało to mniej więcej na tym, że gdy prawidłowo odpowiedziało się na pytanie, dostawało się cukierek. Jeśli nie, szło się na cmentarz szczurów, znajdujący się przy dworku i wykonywało powierzone przez grupę zadania. Tam właśnie, jeden z rzezimieszków, urządzał sobie teraz polowanie na motyle. Cały ten dom przepełniał jakiś swoisty język sekretów. Lila dostrzegła kredens z wielkimi szufladami. Wśród ukrytych przedmiotów leżała zaginiona kartoteka. Numer dziewięć na liście stanowiło bardzo znane nazwisko. „Abraham Lincoln. Łowca wampirów” – było tam napisane. Ponoć miał na swoim koncie morderstwo na mokradłach, gdzie wytropił wampira i zabił go bez wahania. Także morderstwo w Miłowie było jego udziałem, tam jednak pomylił się i wykończył niewłaściwą osobę. Dlatego też był ścigany. Wśród oszustów w dworku nagle zapanował zamęt.
- Ja to widziałem! – krzyknął jeden z nich, gdy reszta nie chciała wierzyć, że ktoś obcy chodzi po domu.
Lilkę złapały ręce silne, jak imadła. Nie miała szans się wyrwać, zamknięto ją w piwnicy wśród zdradzonych osobistości. Wśród notabli znajdował się znany na całe miasto Medicus, który siedział tu zapewne za swe szarlatańskie praktyki lekarskie. Były tam też córki mordercy, zabijającego śmiechem.
W tym samym czasie rodzina uwięzionej kobiety podniosła rwetes.
- Co się stało z Lilką? – rozpaczali.
Sympatyczna blondynka była na językach całej społeczności. Pojawił się nawet jakiś obcokrajowiec, który twierdził, że jest świadkiem porwania, ale jego język portugalski, w jakim się wysławiał, był całkowicie niezrozumiały.
- Translacja chyba będzie konieczna. – skwitował ktoś z tłumu.
Na pomoc został wezwany detektyw Murdoch.
- Spuśćmy psy! – rozkazał.
Detektyw postanowił kierować akcją o pseudonimie „Łzy w deszczu”. Wcześniej jednak musiał iść na uczelnię i wygłosić wykład na temat: „Odontologia w ekspertyzie kryminalistycznej”. Studentów niezbyt interesowały te kwestie, dlatego chcąc być elastycznym, zmienił temat na: „Rozwój duchowy a samoświadomość”. Jeden ze studentów, Tyrael, zgłosił swe niedowierzanie, co do racji tam głoszonych. Murdoch zdenerwował się na tyle, że wyszedł z wykładu. Powołał do istnienia grupę szturmową o nazwie „Criminal minds”, gdyż faktycznie w skład członków wchodziły naprawdę zabójcze umysły. W międzyczasie musiał jednak zrobić ostre cięcie w ilości wojowników, bo byli zbyt rozpoznawalni.
- Zdaje mi się, że rozwiązanie tej zagadki będzie trudniejsze, niż tajemnica Nostradamusa – zadumał się detektyw. – Pewnie zadziałała tu zasada nieoznaczoności.
Jego wyliczenia idealnie pasowały do położenia dworku. Wpadł tam ze swoją brygadą, narobił takiego hałasu, że złoczyńcy uciekli. Ocaleni mieszkańcy piwnicy byli mu niezwykle wdzięczni.
- Życie, które znaliśmy przed porwaniem, było o wiele milsze od tego, które tu wiedliśmy – podsumowali.
Lila też nie mogła się nacieszyć obecną sytuacją.
- Powroty do domu zawsze były wyjątkowe. Ale ten przejdzie wszelkie wyobrażenia. Znów zobaczę moich rodziców! – rzekła pełna radości.
A detektyw Murdoch znów triumfował. Całe miasteczko było bezpieczne, odkąd on postanowił objąć nad nim pieczę. Strzeżcie się opryszki!

1 grudnia 2012

Stosik #35/2012

Rozpoczęłam pisanie tego posta i dopiero zorientowałam się, że to będzie pierwszy post grudniowy. Szok. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas minął, kiedy przyszła "niemal zima", kiedy.. eh. Też tak macie? Też czas pędzi Wam jak szalony? Wciąż nie potrafię w to uwierzyć. Zaraz będą święta! W tym roku nieco inne. Ustaliłam z szanownym małżem że koniec z szaleństwami. Nie będziemy wiec co tydzień piec pierników... może wcale ich nie upieczemy? No i jesteśmy w nowym mieszkaniu... wszystko się zmienia. Dobra, ale oczywiście nie o tym miał by ten post. Chciałam zacząć od słów, że przedstawiam Wam ostatni stosik listopadowy. Ale mamy już grudzień. Nie zmienia to postaci rzeczy, że książki otrzymałam te pozycje w listopadzie. Uznaję go więc za stosik listopadowy :) A oto i on:

Od góry:
1. Jak zajść w ciążę - Raymond Chand: książkę otrzymałam w ramach współpracy z księgarnią Gandalf. To tak dla mnie, do poczytania. Może dowiem się czegoś ciekawego?
2. Za sceną - Olivia Cynning: do recenzji od księgarni Matras
3. Cienie nocy - Alex Kava, Erica Spindler, J.T. Ellison: do recenzji od wydawnictwa G+J Książki
4. U-Botty II wojny światowej - Andrzej Perepeczko: za punkty od wortalu Granice. Idealna dla mężusia :)
5. Predator - Michael Crichton: do recenzji od wydawnictwa Albatros
6. Wyliczanka - John Verdon: do recenzji od wydawnictwa Otwarte
7. Złe towarzystwo - John Verdon: do recenzji od wydawnictwa Otwarte

Podobają się Wam moje nabytki? Mam nadzieję, że tak :)