Jak w temacie tak i poniżej :)
Kolejna praca Klementynki, dzięki której wygrała :)
Liczę, że się Wam spodoba :)
Na ulicy Świat Książki mieszkali państwo Gryzelda i Joannicjusz. A, że na nazwisko mieli Książek, stąd wnikliwe oko na ich drzwiach dostrzec mogło taki oto napis: „G+J Książki”. Ich oficynka znajdowała się w jednej ze starych kamienic i choć mała, wydawała się niezwykle przytulna. Przez otwarte okna często dobywał się donośny gwar z ulicy. Gryzelda każdego ranka chętnie spoglądała na brukowaną dróżkę, którą często zmierzała po zakupy. Obserwowała ludzi spieszących do pracy, dzieci bawiące się na trzepaku, staruszków na ławkach.
Wtem, z wielkim warkotem, pod okoliczny budynek podjechał czarny, błyszczący Jaguar, jakby prosto z myjni. Ze środka wyszedł sam Woody Allen w wytwornym fraku oraz jego piękna muza. Nieopodal znajdowało się studio filmowe „Videograf”, do którego z pewnością zmierzali. Muza próbowała iść w swoich szykownych szpilkach po szczerbatym chodniku, ale w końcu obcas wpadł jej w dziurę i przewróciła się, brudząc w błocie swą drogą suknię. Pewnie jadąc w podróż z Allenen, nie zapoznała się z prozami życia w Polsce, wtedy prawdopodobnie założyłaby jednak jakieś sportowe obuwie.
Gryzelda tymczasem włączyła telewizor, ponieważ dziś miały być transmitowane występy taneczne, które uwielbiała oglądać. W tym momencie prezentowała się akurat „Grupa Publicat”. Wywijali takie oberki, że nie mogła się nadziwić, skąd oni mają w sobie aż tyle energii. Po chwili zrobiło jej się niedobrze i wiedziała, że raczej powodem tego stanu nie są pląsy na ekranie. Wybiegła z domu. Był już późny wieczór, zaczęła szukać miejsca, gdzie kupi upragnioną rzecz. Weszła do jedynego otwartego sklepu, jak jej się wydawało – do apteki. Zapytała wyraźnie zmęczonego pana za ladą, jakie dostanie u niego testy ciążowe. Ten zaśmiał się na te słowa i rzekł:
- Panienko droga! Przecież to Warszawska Firma Wydawnicza! Dziś musiałem zostać po godzinach. Prezes kazał zrobić całe rozliczenie roczne. Zupełnie zapomniałem zamknąć drzwi. Ale miło tu panienkę widzieć. Testem niech się panienka nie martwi. Z żoną już od kilku tygodni staramy się o syna. Czasem moja małżonka ma takie fanaberie, że gdy gdzieś razem wyjdziemy i gorzej się poczuje, musi natychmiast wykonać test. Nieważne, czy to akurat opera, czy obiad u znajomych. Musi i koniec! Dlatego ja noszę zawsze pęk tych testów przy sobie, aby zawsze służyć żonie pomocą. Lekarz ponoć zdiagnozował u niej jakieś zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, ale ja wiem, że ona jest zdrowa. Po prostu tak bardzo chciałaby mieć dziecko. Niech panienka się już nie kłopocze i nie szuka, dam panience jeden z moich testów.
Gryzelda, ogromnie zawstydzona opuściła to miejsce, dziękując wcześniej za pomoc. W domu, trzęsącymi się rękoma wykonała test. Wynik pogrążył ją w głębokiej zadumie. Dopiero, gdy Joannicjusz wrócił ze spotkania integracyjnego, doznała prawdziwej euforii i wykrzyczała:
- Novae Res!
- Cóż to u licha znaczy? – zapytał.
- To znaczy, kochanie, że nadeszła pora na spore zmiany w naszym życiu.
- Zmiany? Jakie zmiany? Co ty wymyśliłaś? Pewnie znowu teściowa pragnie się do nas wprowadzić.
- Nie, mama już zrezygnowała, bo wie, jaki jesteś porywczy i nie chce ci wchodzić w drogę. Strzelaj dalej.
- Kobieto, toż ja jeszcze obiadu nie jadłem dzisiaj. Daj mi spokój, chcę jeść.
- Obiadu dzisiaj nie ma. Spaliłam garnek, gdyż miałam dziś głowę zaprzątniętą innymi myślami.
- Nie ma obiadu?! Co ja będę jadł?
- Zjesz kolację, jak normalni ludzie. Ja tu mam dla ciebie wiadomość, a ty tylko o jedzeniu.
- Bo jestem głodny. No dobrze, cóż to za nowina?
- Jestem w ciąży!!!
- W ciąży?! ... z kim?
- No z tobą, a niby z kim?
- A! Faktycznie. Już pamiętam tamtą noc. Jeśli ty się cieszysz, to i ja również, jakoś z tym wszystkim sobie poradzimy. Ale teraz daj mi już jeść.
Gryzelda zaśmiała się w duchu na myśl, że jednak jakieś tam oparcie w mężu ma. Zrobiła mężowi kanapki z czosnkiem, gdyż takie uwielbiał i poszła zadzwonić do mamy. Wiedziała, że od tego dnia jej życie już nie będzie takie samo…
Gosia (Klementynka)
Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku... Nawet najdłuższa książka zaczyna się od pierwszego słowa...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przeurocze :D. Gratuluję i życzę sobie czytać więcej takich historii :D.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Alinko! :) Cieszę się, że się podobało :)
Usuń