23 lutego 2017

Kolor uczuć ("Księga snów" Nina George)

"Księga snów" Nina George
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 424
Ocena: 5,5/6




Co bym zrobiła, gdyby wszyscy wokół mnie ginęli?
Co bym zrobiła, gdybym chciała komuś zaufać, ale równocześnie śmiertelnie się tego bała?
Co bym zrobiła, gdybym znała swoje uczucia na wylot, ale nie potrafiła się do nich przyznać?
Co by było, gdybym…

Każdy z nas, codziennie zadaje sobie setkę pytań i na większość nawet nie zwraca uwagi. Przemykają one przez nasz umysł, wpadają i wypadają, pozostawiając tylko znikomy ślad, niemal zdarte wspomnienie po wykonywanej czynności.

Henri nie przyznaje się, do goszczących w nim pytań. Pomija je zupełnie. Stara się nawet nie pamiętać, że mógł kiedyś chciał o czymś pomyśleć. Dni, miesiące, lata jego życia mijają bez jakiegokolwiek zaangażowania. Tak to na pozór wygląda. Kobiety na jedną noc, teksty o pojedynczych przypadkach, szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce, byle na dłużej się nigdzie nie rozgościć. Żyć trzeba szybko i prosto. Tylko… gdyby sen przychodził bez problemu… Niestety, Henri od lat boryka się z bezsilności, zdążył jednak do niej przywyknąć. Wszystko ulega zmianie, gdy w jego życiu pojawia się Eddie. Sen przychodzi bez problemu, a coraz gorętsze uczucie rozpala jego zmarznięte na kość serce. Tylko… czy w obliczu decyzji, będzie umiał się do niego przyznać? Czy jednym słowem nie przekreśli wszystkiego, co mógł od życia dostać? A jeśli tak, to czy dostanie jeszcze kiedyś od losu drugą szansę? By się tego dowiedzieć koniecznie należy przeczytać fenomenalną powieść autorstwa Niny George zatytułowaną Księga snów.

Zwykle nie czytam takich powieści, zwykle staram się od takiej problematyki trzymać z daleka. Zwykle… Jak się jednak okazało - nie tym razem. Bo teraz nie tylko trafiła mi się taka lektura, ale jeszcze na dodatek totalnie w nią wsiąknęłam. Na początku nie za bardzo widziałam w niej sens. Z biegiem czasu coraz więcej rozumiałam, równocześnie rozumiejąc coraz mniej. Na koniec ją pojęłam, choć trudno mi było się z tą wiedzą pogodzić. W końcu… ile można na siebie przyjąć? Ile można unieść na nieświadomych ciężaru barkach? Jak się okazuje - wiele. Tyle że to "wiele" w obliczu niektórych problemów, okazuje się być czymś maleńkim.

Księga snów zaczarowała mnie. Wciągnęła w swą toń i nie uwolniła od siebie aż do chwili, gdy ujawniła swe zakończenie. Gdy już je poznałam, gdy dowiedziałam jaki jest finał zmagań Henriego, Eddie, Sama i Maddie, wszystko stało się tak oczywiste i tak koszmarne zarazem. Niby piękne, ale równocześnie bardzo bolesne i wstrząsające. Ta powieść doszczętnie zniszczyła mur mojej wewnętrznej odporności. Lekturę skończyłam już jakiś czas temu, ale wciąż ją przeżywam. I wciąż nie mogę odbudować własnego spokoju. Pewnie, wcześniej lub później, w końcu mi się to uda. Na pewno jednak ślad po tej opowieści zostanie we mnie na długo, jeśli nie na zawsze. Nawet nie wiem, jakimi słowami polecić mam tę książkę. Dla mnie stała się ona fundamentem, na którym będę mogła budować. Myślę, że i wy na niej wiele zbudujecie. Naprawdę warto poznać tę historię.

Sil


14 lutego 2017

Różne oblicza samotności ("P.S. I Like You" Kasie West)

"P.S. I Like You" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 392
Ocena: 5/6





Zasadniczo powinnam czuć się staro i zdecydowanie nie sięgać po tego typu powieści. Niewiele osób po 30-tce sięga w końcu po literaturę młodzieżową. Zasadniczo. Bo są i tacy, który sięgają po nią z przyjemnością. Jak ja na przykład. Wiele radości sprawia mi czytanie tego typu powieści, a jeszcze jak się okazuje, że nie tylko pomysł jest dobry, ale i wykonanie niczego sobie, to nie pozostaje mi nic innego, jak wiwatować. Więc wiwatuje, bo to już kolejna pozycja z biblioteki której mogę nadać tytuł "Kasie West" którą mogę spokojnie polecić. Bo P.S. I Like You jest jak najbardziej godne znalezienia się na liście must have fanów literatury młodzieżowej. Czemu? O tym może nieco poniżej.

Lily Magnes Abbott jest mało popularną trzecioklasistką, która jest pogodzona z życiem, jakim żyje. Rodzice to artyści, żyją więc od zarobku do zarobku. Ma troje rodzeństwa, w tym dwóch młodszych braci, którymi wciąż trzeba się zajmować. W każdej wolnej chwili może się okazać, że należy pomóc rodzinie, na przykład na jakichś targach. Nigdy więc tak naprawdę nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień, ba, kolejna godzina. Dziewczyna ma jedną prawdziwą przyjaciółkę – Isabel, na tyle wyrozumiałą, że nie tylko toleruje, ale i rozumie sytuację rodzinną Lil. I w zasadzie tyle. No nie, na tym kończąc chyba bym skłamała. Bo w życiu dziewczyny "jest" jeszcze dwóch chłopaków. O jednym Lily marzy nocami (Lucas), wrodzona nieśmiałość nie pozwala jej jednak nawet się z nim przywitać. O drugim najchętniej by zapomniała (Cade). To ten drugi kilka lat wcześniej nadał jej znienawidzoną przez nią ksywkę (Magnes), a do tego jest byłym chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. Byłym właśnie przez nią, przez Lily i jej niechęć do wybranka Iż. I tak oto od dwóch lat wojna między Cadem i Lily nie ustaje. Dziewczyna dostaje gęsiej skórki za każdym razem gdy widzi chłopaka. I nie potrafi się opanować, musi mu dogryźć bo wie, że jeśli ona tego nie zrobi, to on na pewno nie będzie siedział cicho i potulnie. I tak oto wzajemnie psują sobie swoje codzienności. W pewnym momencie, jedyną odskocznią dla Lily staje się lekcja chemii, na której do tej pory dziewczyna notowała pomysły na teksty piosenek, a teraz zmuszona jest notować, bo nieubłagany nauczyciel zauważył, co ona robi podczas jego leki. Któregoś dnia, z nudów, zamiast notować w swoim notesie, dziewczyna zaczyna pisać po ławce. Ku jej zaskoczeniu, następnego dnia znajduje odpowiedź. Tak oto świat Lily się zmienia i wszystko zaczyna się kręcić wokół lekcji chemii. Kim okaże się osoba, która jej odpisuje? Może to jakaś fajna dziewczyna, z którą będzie mogła się zaprzyjaźnić? A może chłopak, dla którego straci serce? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie przeczytać najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną P.S. I Like You.

Jedno jest pewne – mnie ta powieść urzekła, choć, szczerze powiedziawszy, nie zaskoczyła. Niemal od początku przeczuwałam, kto odpisuje Lily i, jak się ostatecznie okazało – nie pomyliłam się. Nie oznacza to jednak, że książka była przewidywalna – co to, to nie. Bo nawet mnie wiele wątków zaintrygowało, a niejeden zadziwił, bo nie spodziewałam się takiego a nie innego obrotu spraw. Nie raz podczas lektury się zaśmiewałam. Kiedy indziej w oczach stawały mi łzy. Czyli pełna paleta emocji. Jak dla mnie dokładnie to, czego potrzebowałam.

P.S. I Like You czyta się znakomicie, w zasadzie jednym tchem. Fabuła jest ciekawie zarysowana, bohaterowie autentyczni, a całość wciąga i nie pozwala się oderwać od lektury aż do ostatnich stron powieści. Książka uczy wyrozumiałości i patrzenia na problemy innych z ich, a nie własnej perspektywy. Pozwala zrozumieć. Emanuje dobrem. Jeśli świetna. Godna polecenia.


Sil


5 lutego 2017

Poświęcenie ("Bez szans" Mia Sheridan)

"Bez szans" Mia Sheridan
wyd. Moondrive/Otwarte
rok: 2017
str. 320
Ocena: 5,5/6





Ostatnimi czasy rozpoczęłam ponowną przygodę z powieściami Mii Sheridan. Sięgnęłam po wychwalanego i osławionego Caldera i… przyznam bez bicia nieco utknęłam. Jakoś nie wciągnęła mnie jeszcze ta powieść, nie przekonała mnie do siebie, nie skradła mego serca i umysłu. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną jest wszystko w porządku. Wtedy, niemal rzutem na taśmę, otrzymałam egzemplarz Bez szans. Odłożyłam Caldera na półkę i sięgnęłam po czytnik. Nawet nie zauważyłam, jak minęło kilka ostatnich wieczorów, podczas których mogłam pozwolić sobie na czytanie. Lektura była… No, może nie będę tego zdradzała tak zaraz, na początku J

Tenleigh Falyn jest osiemnastoletnią uczennicą najstarszej klasy liceum w Dennville w stanie Kentucky. Miasteczko to zapadła dziura, która zawstydziłaby niejedne slumsy. Aż trudno w to uwierzyć, ale ta część Appalachów nie stanowi dla nikogo chluby. Ludzie są tam nie tyle ubodzy, co po prostu potwornie biedni. Dzieci czekają na poniedziałek, by pójść do szkoły, zagrzać się i może podkraść jakieś jedzenie. Jedynym źródłem utrzymania jest pobliska kopalnia, która pochłonęła już niejedno życie. Większość ludności żyje z tego, co przekaże im pomoc społeczna. Nie kupują jednak z tych funduszy jedzenia dla dzieci. Nie płacą nimi za prąd czy ogrzewanie. Co to, to nie. Wszystko co kupią niezwłocznie sprzedają i kupują to, na czym naprawdę im zależy – alkohol. I tak to trwa, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, z pokolenia na pokolenie. Bez szans na jakąkolwiek zmianę. Bez szans na lepszą przyszłość. Bez szans na cokolwiek. Dzieci wiedzą, jak potoczy się ich życie. Po skończeniu przez nielicznych edukacji, rozpocznie się etap pracy i życia od wypłaty do wypłaty. A kto nie zdecyduje się na kopalnie, może ewentualnie zatrudnić się w którymś z barów, w pobliskim Evenly. Jeśli oczywiście będzie mu dana taka szansa, bo bezrobocie w tej okolicy jest zastraszające. Jest jeszcze jedna opcja – dla jednej osoby rocznie. Można przez lata wykazywać się wiedzą, piąć się po jej szczeblach by ostatecznie podczas zakończenia nauki dowiedzieć się, czy udało się zdobyć stypendium, przyznawane na studia. Niewielu próbuje, ale zawsze ktoś staje w szranki o jego zdobycie. Od lat stara się o nie Ten, w tym roku w końcu się dowie, czy będzie jej dane radować się wiosną przeprowadzką do wyśnionej Kalifornii. Nie spodziewa się jednak, że na starcie stoi nie tylko ona i kilka miejscowych dziewczyn, ale też chłopak z pobliskiego domu, z jej wzgórza biedaków – przystojny Kyland Battett. Gdy w końcu dociera do niej ta informacja jest już niemal za późno, bo dziewczyna od wielu dni wodzi za nim rozmarzonym spojrzeniem. Czy uda się jej oddzielić własne marzenia, od kiełkującego w niej pragnienia? Czy Ky podzieli jej uczucia? Czy będzie im dane być razem? A może największe szkolne marzenie stanie się tym, co nie pozwoli im być ze sobą, lub ich rozdzieli? By się tego dowiedzieć musicie niezwłocznie sięgnąć po Bez szans i dowiedzieć się osobiście.

Jak już wcześniej wspomniałam – w moim życiu nastał czas na powieści Mii. Po przeczytaniu Bez szans wiem, że będzie to dobry okres. Wkrótce wrócę do Caldera i liczę, że tym razem pochłonie mnie całkowicie i da się poznać od tej lepszej strony. Bez szans okazało się cudowną powieścią, pełną pasji, miłości i bezinteresownego poświęcenia. Równocześnie historię bohaterów przepełnia rozpacz, samotność i głód – jedzenia oraz uczuć. Niezupełnie wiedzą, jak radzić sobie z kiełkującą w nich miłością. Jednego są pewni – muszą z nią walczyć, bo wewnętrznie czują, że nie przyniesie ona nic dobrego, jedynie ich zrani. Czy tak będzie faktycznie? Tego nie zdradzę. Mogę jednak powiedzieć, że na pewno czytelnik zostanie wielokrotnie zaskoczony – niestety nie zawsze pozytywnie. Jak dla mnie powieść Mii Sheridan stanowi wspaniałe studium miłości i przyjaźni. Warto poświęcić tej lekturze każdą możliwą chwilę. Bez szans pochłania bez reszty. Zachęcam.

Sil