"Księga snów" Nina George
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 424
Ocena: 5,5/6
Co bym zrobiła, gdyby
wszyscy wokół mnie ginęli?
Co bym zrobiła, gdybym
chciała komuś zaufać, ale równocześnie śmiertelnie się tego bała?
Co bym zrobiła, gdybym
znała swoje uczucia na wylot, ale nie potrafiła się do nich przyznać?
Co by było, gdybym…
Każdy z nas, codziennie
zadaje sobie setkę pytań i na większość nawet nie zwraca uwagi. Przemykają one
przez nasz umysł, wpadają i wypadają, pozostawiając tylko znikomy ślad, niemal
zdarte wspomnienie po wykonywanej czynności.
Henri nie przyznaje się, do
goszczących w nim pytań. Pomija je zupełnie. Stara się nawet nie pamiętać, że
mógł kiedyś chciał o czymś pomyśleć. Dni, miesiące, lata jego życia mijają bez
jakiegokolwiek zaangażowania. Tak to na pozór wygląda. Kobiety na jedną noc,
teksty o pojedynczych przypadkach, szybkie przemieszczanie się z miejsca na
miejsce, byle na dłużej się nigdzie nie rozgościć. Żyć trzeba szybko i prosto.
Tylko… gdyby sen przychodził bez problemu… Niestety, Henri od lat boryka się z
bezsilności, zdążył jednak do niej przywyknąć. Wszystko ulega zmianie, gdy w
jego życiu pojawia się Eddie. Sen przychodzi bez problemu, a coraz gorętsze
uczucie rozpala jego zmarznięte na kość serce. Tylko… czy w obliczu decyzji,
będzie umiał się do niego przyznać? Czy jednym słowem nie przekreśli
wszystkiego, co mógł od życia dostać? A jeśli tak, to czy dostanie jeszcze
kiedyś od losu drugą szansę? By się tego dowiedzieć koniecznie należy
przeczytać fenomenalną powieść autorstwa Niny George zatytułowaną Księga snów.
Zwykle nie czytam takich
powieści, zwykle staram się od takiej problematyki trzymać z daleka. Zwykle…
Jak się jednak okazało - nie tym razem. Bo teraz nie tylko trafiła mi się taka
lektura, ale jeszcze na dodatek totalnie w nią wsiąknęłam. Na początku nie za
bardzo widziałam w niej sens. Z biegiem czasu coraz więcej rozumiałam,
równocześnie rozumiejąc coraz mniej. Na koniec ją pojęłam, choć trudno mi było
się z tą wiedzą pogodzić. W końcu… ile można na siebie przyjąć? Ile można
unieść na nieświadomych ciężaru barkach? Jak się okazuje - wiele. Tyle że to "wiele"
w obliczu niektórych problemów, okazuje się być czymś maleńkim.
Księga snów zaczarowała
mnie. Wciągnęła w swą toń i nie uwolniła od siebie aż do chwili, gdy ujawniła
swe zakończenie. Gdy już je poznałam, gdy dowiedziałam jaki jest finał zmagań
Henriego, Eddie, Sama i Maddie, wszystko stało się tak oczywiste i tak
koszmarne zarazem. Niby piękne, ale równocześnie bardzo bolesne i wstrząsające.
Ta powieść doszczętnie zniszczyła mur mojej wewnętrznej odporności. Lekturę
skończyłam już jakiś czas temu, ale wciąż ją przeżywam. I wciąż nie mogę
odbudować własnego spokoju. Pewnie, wcześniej lub później, w końcu mi się to uda.
Na pewno jednak ślad po tej opowieści zostanie we mnie na długo, jeśli nie na
zawsze. Nawet nie wiem, jakimi słowami polecić mam tę książkę. Dla mnie stała
się ona fundamentem, na którym będę mogła budować. Myślę, że i wy na niej wiele
zbudujecie. Naprawdę warto poznać tę historię.
Sil
Zabieram się za tę autorkę, i się zabieram, i jakoś tak nadal nie mogę. Wszyscy chwalą, rekomendują, a mi nadal do niej daleko. Muszę to w końcu zmienić, bo chyba omija mnie coś ważnego ;).
OdpowiedzUsuń