27 lutego 2011

Do mojego serca weszła miłość.. czy wejdzie i do Twego?

Marisa de los Santos „I weszła miłość”


wyd. REBIS
Poznań 2007
str. 408
Ocena: 5/6

„Co robisz, kiedy kochasz ostatniego człowieka na świecie, którego mogłabyś mieć?
Planujesz sobie życie, prawdziwe życie, bez niego.”


Chciałabym Wam coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. Coś o książce, którą właśnie skończyłam czytać. Chciałabym Wam przekazać jej kwintesencje, esencje, samo sedno. Chciałabym… ale nie wiem czy potrafię. Bo gdy myślę, gdy analizuje, gdy dotykam kartek, gdy przerzucam zakładki, które w trakcie czytania starannie wtykałam w odpowiednie miejsca, nie wiem od czego zacząć. Mam nieodparte wrażenie, że  gdy zacznę już mówić, nie będę potrafiła przestać. Tych rzeczy jest tak wiele, tak wiele słów w tej książce wartych przekazania, tak wiele istotnych szczegółów. Musiałabym pisać i pisać, a z tego pisania wyszłoby jedno wielkie przepisywanie. Przepisywanie słów, zdań, stronic, rozdziałów, w końcu całej książki. Koniec końców zamiast recenzji przeczytalibyście książkę. Do tego właśnie zmierzam. Musicie ją przeczytać. Nie możecie przejść obok niej i nie zabrać jej ze sobą. Musicie sięgnąć, dotknąć, poznać i poczuć to, co czuli bohaterowie. To, co i ja teraz czuje. A czuję miłość. Do mojego serca weszła miłość.

„I weszła miłość” Marisy de los Santos nie jest książką łatwą. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Biorąc ją do ręki, czytając obwolutę, pomyślałam „Tak. Tego mi trzeba. Chwila wytchnienia”. Wspomniana wyżej chwila nigdy nie nadeszła. Nie oznacza to jednak, że książka mnie zawiodła. Absolutnie nie. Nie mogę wprost uwierzyć, że trafiłam na taką perełkę.

26 lutego 2011

Pokaż mi swoją biblioteczkę, a powiem Ci kim jesteś...

Taaaa, teraz na pewno wszyscy będą o mnie ładnie mówić :)
Jeszcze raz dziękuje Archer za zaproszenie mnie do zabawy.

Od razu wspomnę, iż do niedawna moje życie kanapowe (w sensie czytu czytu) opierało się na trzech filarach - Miejskiej Biblioteki Publicznej, biblioteczce Agnieszki Lingas-Łoniewskiej (Agnes Scorpio) i e-bookach. Swoją własną, ale ciasną biblioteczkę tworzę od niedawna, liczę więc że wybaczycie mi jej niewielkie rozmiary :) Oto ona:
Rzut ogólny

24 lutego 2011

Niezastąpiona archer ....

Taaaa, nie ma to jak mieć takich znajomych... Marta postanowiła wpakować mnie w imprezę z pokazywaniem biblioteczki i teraz kminie jak się do tego zabrać, żeby wyglądało że takową posiadam... :) No nic, fotki wstawię w sobotę, jak wrócę z Wrocławia, a póki co chciałam podziękować za zaszczyt, jakim jest możliwość pokazania wam, co stoi na mojej komodzie :)

23 lutego 2011

A na koniec dnia....

Zdecydowanie muszę dziś wspomnieć o kilku rzeczach.
Po pierwsze primo:
                             Jestem w trakcie przyswajania "I weszła miłość" Marisy de los Santos, i powiem wam... że nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji z jakim mam do czynienia. Rano w autobusie jechałam z opadniętą szczęką, a popołudniu wracałam z zaciśniętym serduchem. A jestem dopiero w połowie... strach się bać, jak rozwinie się akcja. Obiecuję, że jak tylko skończę, zaraz napiszę wam co i jak :)
Po drugie priomo:
                           Poczta jednak czasem działa. Dziś po powrocie do domu znalazłam na stoliczku "Dom nad rozlewiskiem" pani Małgorzaty Kalicińskiej, którą otrzymałam od serwisu Książki Moja Miłość. Książeczkę wysłali w czwartek, a jak się okazało wczoraj już w skrzynce awizo się znalazło (książka za gruba, nie zmieściła się do skrzyneczki), a mój szanowny małż uznał że zrobi mi suprajsa i nic nie powiedział o przesyłce. Za to teraz mam się z czego cieszyć, poniżej foteczka :)


Na pierwszym planie nowa książka i ja :). Mój mąż dziś urządził sobie sesję, ale może nie będę wam prezentować jego tworów :) Znaczy się pozostałych :)


Po trzecie primo:
                         Właśnie wróciłam z kina ("Jestem numerem cztery"). Powiem szczerze, że pierwszy raz od dawna bardziej do ucha przypadł mi polski, niż oryginalny tytuł filmu :) To po pierwsze. Poza tym, genialna muzyka, akcja choć przewidywalna, to jednak wciągająca, noo i jaka piękna :P obsada :) Ja wizyty w kinie i wydanych pieniążków nie żałuję, a was zachęcam do obejrzenia :)

Pokaż, jak czytasz - konkurs Matras.

Pokaż, jak czytasz - konkurs Matras.: Zrób zdjęcie sobie lub znajomym podczas czytania. Zaloguj się na www.fotka.pl, dołącz do grupy, a następnie umieść fotkę lub fotki w specjalnym albumie. Zaproś znajomych do głosowania na Twoje zdjęcie. Wygrywają zdjęcia z największą liczbą głosów.


22 lutego 2011

Kolejne miłe zakończenie wieczoru :)

Dzięki portalowi nakanapie.pl moja biblioteczka wzbogaci się o kolejną pozycję, mianowicie książkę Aleksandra Janowskiego, "Satelita". Niezwłocznie po otrzymaniu książki postaram się ją przeczytać i uraczyć was opinią na jej temat - miejmy nadzieje, pozytywną :)


Zadanie konkursowe polegało na odpowiedzi na pytanie: "Jak nazywałby się minerał, który drzemie gdzieś na pustkowiu, pod lodami biegunów lub piaskami pustyni - jeszcze nie odkryty, który mógłby dać ludzkości szczęście? Uzasadnij nazwę i napisz jaką miałby moc."


Moja odpowiedź:
23.02.2010, w Kopalni Węgla Kamiennego Gliwice Sośnica dokonano niezwykłego odkrycia. Górnicy dokopali się do nietypowego minerału, z wyglądu niemal do złudzenia przypominającego skałę okruchową pokrywającą całe terytorium Polski. Jego wyjątkowość objawiła się przez przypadek, pracownicy kopalni postawili przy ścianie radioodbiornik, który samoczynnie zaczął działać. Naukowcy przeprowadzają testy laboratoryjne, wiadomo już jednak, że jest to największe odkrycie wszechczasów. Już niewielka ilość minerału zasila sprzęt elektroniczny i mechaniczny w promieniu 2 metrów. Po pierwszych badania stwierdzono, iż energia minerału jest niewyczerpalna. Przebadano geologicznie skorupę ziemską. Minerał znajduje się na głębokości około 900 metrów i znajduje się niemal pod całą powierzchnią ziemi. Zdumiewa fakt, iż tak niezwykłe źródło niewyczerpalnej energii znajdowało się cały czas tak blisko nas samych, a odkryto je właśnie w naszym kraju. Naukowcy rozpoczęli pracę nad ukierunkowaniem działania pierwiastka, tak by ludzie mogli sami decydować które sprzęty mają być zasilane w danej chwili. Obszar jego zastosowania wydaje się być nieograniczony a odkryte złoża dają niemal 100% pewność niezwykle niskiej ceny. W związku z miejscem odkrycia, minerał otrzymał nazwę SILESIUM.nakanapie

20 lutego 2011

Aż mi głupio.. zaś się chwalę...

Codziennie ćwiczę pisanie i szlifuje swój język. Jedną z metod jest czynny udział w niemal wszystkich pojawiających się konkursach w Internecie. Oto skutek kolejnego :)
Serwis nakanapie.pl zadał pytanie "Opisz krótko szansę jaką dostałeś/aś od losu w sytuacji podbramkowej" a ja odpowiedziałam:

Już w szkole podstawowej zaczęłam pisać. Efekty mojej wybujałej wyobraźni przelewałam na papier, układając w zdania, składające się w stronice, a te w całą historię. Gdy teraz myślę o tamtych opowiastkach, uśmiecham się do siebie, takie głupiutkie, takie dziecinne. Wówczas jednak były dla mnie bardzo ważnym elementem życia. Czymś, w czym odnajdowałam siebie. W szkole średniej dość szybko dostałam się do składu gazetki szkolnej i w niedługim czasie zajęłam się jej redakcją. Wtedy czułam się… sama nie wiem… chyba przede wszystkim spełniona. Planowałam studia dziennikarskie, chciałam zająć się pisaniem… tylko to wszystko jakoś nie do końca pasowało do życia w realu. Uczyłam się w technikum ekonomicznym, powinnam twardo stąpać po ziemi. W sumie… do dziś dnia nie wiem jak to się stało, że nie złożyłam dokumentów do żadnej z upragnionych uczelni. Wybrałam Politechnikę i Akademię Ekonomiczną, a kilka miesięcy później byłam studentką dziennego Zarządzania na uczelni technicznej. Równocześnie zaczęłam pracę – wtedy się śmiałam, że studiuje dziennie a pracuje zaocznie. Potem pojawiły się kolejne studia i tak ciągnęłam dwa kierunki i pracę. Teraz, patrząc wstecz, kręcę głową z niedowierzaniem. Takiego chciałam życia? Pracuje w firmie, której nie lubię, mam wykształcenie którego nigdy nie pragnęłam… i to nie jedno takie wykształcenie. Do zeszytu przestałam pisać dawno temu. Ale dwa lata temu odmieniło się moje życie. Dostałam drugą szansę. Poznałam wspaniałe osoby, dziewczyny, które towarzyszą mi teraz w życiu codziennym. Choć to dziwnie zabrzmi, „wróciłam” do czytania książek. Myśląc o tym zaczynam się uśmiechać. Tak jakbym uśmiechała się dopiero od dwóch lat. Niedawno postanowiłam wrócić do pisania, które zawsze kochałam. Połączyłam tą pasję z czytaniem i przelewam na wirtualny papier moje spostrzeżenia dotyczące przeczytanych pozycji. To dodatkowo otworzyło mnie na świat. Dostałam drugą szansę. Uratowano mnie. Nie wiem, czy bez tego, co robię teraz każdego wieczoru byłabym … sobą. Bo do niedawna… czułam się kimś obcym, zupełnie mi nieznanym. Czasem miałam wrażenie, że stoję pod ścianą, w której nie ma drzwi, nie ma ucieczki. Wypadałoby chyba podziękować. Dziękuje więc, za szanse jaką dostałam od losu. Drugi raz jej nie zmarnuje.

19 lutego 2011

Raz, dwa, trzy... Pałac z lusterkami przeczytasz .. Ty!





"Pałac z lusterkami" Anna Pasikowska
wyd. Walkowska
rok: 2010
str. 270
Ocena: 2/6




Kilka dni temu przystanęłam przy mojej biblioteczce i dogłębnie przeanalizowałam stojące w niej pozycje, zastanawiając się, którą tym razem zabrać w podróż. Ja, ona i autobus jadący do pracy. Zdecydowałam się na Pałac z lusterkami , Anny Pasikowskiej. Okładka uśmiechała się do mnie zachęcająco, poza tym już dawno obiecałam przyjaciółce, iż po przeczytaniu powiem jej, co myślę o tej książce. I tak, ostatnie 3 dni spędziliśmy razem – ja i Pałac. Niestety, nie mogę zaliczyć tych dni do najlepszych chwil mojego życia.

Pałacyk znajduje się w Szczecinie, a prowadząca do niego droga jest długa i męcząca. Zaczyna się w pociągu jadącym z Warszawy do Szczecina. Poznajemy w nim główną bohaterkę powieści – Honoratę, jej nad wyraz spokojne, wprost idealne 4 letnie dziecko – Małgosię, oraz starszego pana - Andrzeja, człowieka „nie z tego świata”, z markowym szwajcarskim zegarkiem na nadgarstku i czystymi butami. Zastanawialiście się kiedyś, skąd zwykły człowiek wie, że zegarek noszony przez kogoś przypadkowo spotkanego, jest szwajcarski? Z tym opisem zetknęłam się na 11 stronie powieści, wyjęłam karteczkę samoprzylepną, zaznaczyłam miejsce i zamknęłam książkę. Niestety nie jestem łatwą czytelniczką, są rzeczy które mnie drażnią, irytują, a czasem doprowadzają do odłożenia książki na półkę. Stwierdziłam jednak, że spróbuje raz jeszcze. Autorka dość sprawnie wyjaśniła skąd bohaterka wie, jaki zegarek nosił jej towarzysz, więc odetchnęłam z ulgą i czytałam dalej. Akcja potoczyła się dalej i tak, w ponad 30 stronicowym pierwszym rozdziale zawarto historię życia Honoraty. A nie miała łatwego życia. Nie wiem czy to tylko moja podświadomość czy też coś więcej, ale czytając to miałam wrażenie, że Honorata jest… bardzo złą osobą. Że jątrzy się z niej żółć, że ma pretensje do całego świata o to co ją spotykało na każdym etapie jej życia. Chwilami dochodziłam wręcz do wniosku, że uważa, iż nikt nie ma się gorzej niż ona. A nie miało tak być. Z całej historii ewidentnie wynika, że autorka chciała wykreować postać kobiety po przejściach, cierpiącej przez całe życie. Ale pogodzonej z losem. Nie wiem więc, skąd moja reakcja i taki, a nie inny odbiór postaci Honoraty, ale nie potrafiłam się tego pozbyć do końca. Przy czym końcem nazywam moment w którym odłożyłam książkę na półkę, a nie koniec historii. Bo niestety, nie skończyłam czytać tego opowiadania.

17 lutego 2011

Na Zaciszu... nie jest cicho :)

"Zacisze 13" Olga Rudnicka
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2009
str.: 264
Ocena: 4/6


Pamiętacie motyw przewodni z Różowej Pantery? Tu, turu, tutututu, tururururu, uuuu…. gdy myślę o książce, którą właśnie skończyłam czytać mam w głowie tę melodię. Przymykam oczy i widzę skradające się, różowe zwierzątko i jego przedziwne perypetie. Takie też miałam wrażenie podczas samego czytania owej książki.

Olga Rudnicka, choć młoda, ma już całkiem pokaźny dorobek literacki na swoim koncie. A jej książki.. cóż, trudno by mi było nazwać nudnymi, te, które do tej pory miałam przyjemność przeczytać. Tak było również z Zaciszem 13. Choć muszę szczerze przyznać, że pierwszych kilkanaście, no może nawet kilkadziesiąt stron, nie pochłonęło mnie na tyle, bym nie potrafiła oderwać wzroku od książki i zarwała noc. Były nawet momenty, w których zastanawiałam się, czy słusznie zrobiłam sięgając po tę pozycję. Książka, przynajmniej na początku, toczy się monotonnym tempem i prowadzi czytelnika bardziej przez zakamarki wcześniejszego życia Marty, głównej bohaterki, niż przez jej nowe przygody. Wszystko to jednak odmienia się, gdy jej przyjaciółka, Aneta, postanawia, że w drodze powrotnej z Poznania zabiorą ze sobą autostopowicza. Ta jedna decyzja pociąga za sobą, wydawałoby się, nieodwracalną w skutkach lawinę zbiegów okoliczności, które wikłają bohaterki w nie lada tarapaty. Jedno jest pewne, czytając dalsze poczynania dwóch licealnych nauczycielek poczujecie się, jakbyście zostali przeniesieni co najmniej na inną planetę. O ile nie do zgoła innej galaktyki. Trupy będą walały się wszędzie, w ogródki, na schodach, pod starym dywanie. Ostatecznie będzie je można znaleźć nawet w profesjonalnej zamrażarce, zakupionej po „okazyjnej” cenie, w zgoła innych celach. Tak przynajmniej mówi oficjalna wersja wydarzeń prezentowana wszem i wobec przez dziewczyny. W książce nie brakuje zabawnych zwrotów akcji, oraz dreszczyku emocji. Do ostatnich stron nie wiadomo, co dokładnie miało miejsce, kto zabił poszczególne trupy i czemu wszyscy obserwują akurat dom Marty.

16 lutego 2011

Miłych niespodzianek ciąg dalszy :)

Kolejny dzień i kolejny uśmiech na dobranoc :)

Dzięki uprzejmości serwisu Książki Moja Miłość już niedługo, w me zachłanne ręce trafi "Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej. W końcu na własnej skórze będę mogła się przekonać czy warto :)
A oto moje dzieło, dzięki któremu dzień tak dobrze się kończy :)


Wysiadła z samochodu i spojrzała na otaczających ją ludzi. Wszyscy uśmiechali się zachęcająco i delikatnie kiwali głowami. Serce waliło jej jak szalone, ale to nie strach powodował jej stan. Przymknęła oczy, a gdy je ponownie otworzyła poczuła spokój. Otaczający ją ludzie, jej rodzina i przyjaciele, byli tu, a ich wiara w słuszność jej postępowania była widoczna gołym okiem. Poprawiła suknie, strzepnęła niedostrzegalne przez nikogo paprochy i ruszyła przed siebie, w stronę drzwi kościoła. Tam czekała na nią jej przyszłość. Gdy uchylono przed nią drzwi i zobaczyła przy ołtarzu czekającego na nią mężczyznę, poczuła niewysłowiona miłość i ogromne zaufanie. Będzie wspaniale, pomyślała, krocząc ku niemu. To nie było kino, teatr czy telewizja. Dramaty się skończyły. Wspomnienia odżyły. Ich pierwsze spotkanie, kiełkująca przyjaźń, pojawiająca się miłość, pierwsze problemy, niewielka zdrada nadszarpująca wzajemne zaufanie, prostowanie wspólnej ścieżki i w końcu te nieszczęsne Walentynki. Wciąż uśmiechała się na to wspomnienie. Takie banalne, a takie piękne. Pierścionek w bezie. Spojrzała na swoją suknie, która symbolizowała ten deser. Tak, to było to co chciała zrobić. Dotarła do ołtarza i spojrzała w oczy miłości swojego życia. Dziś zaczynało się jej nowe, wspaniałe życie. Z nim.


Oczywiście w konkursie chodziło o to, by napisać krótkie opowiadanie lub wiersz z użyciem wskazanych słów. :)

Ciepłe, pachnące.... jakie są Dni Lata Jill Barnet ?

"Dni lata" Jill Barnet
wyd. Świat Książki
rok: 2010
str. 464
Ocena: 4/6


Jakie są Dni Lata? Ciepłe, pachnące, chichoczące, beztroskie, pełne pasji i namiętności. Potrafią jednak zapędzić człowieka w kozi róg i nie wypuszczać ze swoich sideł przez bardzo długi czas. Większość ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy, jak bardzo decyzje podjęte w trakcie owych dni rzutować mogą na przyszłość.

Dni Lata autorstwa Jill Barnet to skomplikowana opowieść o trzech pokoleniach ludzi, których połączyła wspólna, niedającą o sobie zapomnieć, przeszłością. Książka zaczyna się w 1957 roku. Trwa wystawa młodej artystki Rachel Espinosy, żony Rudy’ego Banninga, który burzy spokój wernisaży, wpadając na wystawę niczym tajfun i urządza żonie karczemną awanturę. Ich kolejne decyzje doprowadzają do tragedii, wsiadają do samochody kilka kilometrów dalej już ich nie ma. Ich dusze ulatują, zabierając ze sobą ową tajemnicę, która wywołała tę burzę. W tym samym wypadku, w drugim samochodzie, ginie znany muzyk, Jimmy Peyton, syn, mąż, ojciec. Wspomniane wydarzenia odcisną piętno na kolejnych pokoleniach obu rodzin, a niepokorny los będzie nieustannie przeplatał ich życiowe ścieżki.

Prawdziwe dni lata zacznają się wiosną 1970 roku na promie płynącym na Catalinę. Przypadkowe spotkanie Laurel i Juda determinuje ich przyszłość. Od tej chwili już nic w ich życiu nie jest takie, jakim było wcześniej. Zbyt młody wiek dziewczyny przekreśla w oczach Juda jakikolwiek z nią związek. Każde z nich odchodzi w swoją stronę i zaczyna żyć własnym życiem. Laurel spotyka Cale’a a Jud wraca do bardzo zajmującej go pracy. Życie jednak zwykle sprawia wiele niespodzianek, tak jest i tym razem. Bo Cale nie jest zwykłym kalifornijskim chłopcem, tylko bratem Juda. Laurel uwikłana w skomplikowane relacje między mężczyznami zaczyna gubić własną tożsamość, do tego dochodzą problemy z matką i… życie staje się zbyt skomplikowane by to przetrwać. Co przyniesie przyszłość? Jaki będzie wiek XXI dla obu rodzin? Czy znikną wzajemne animozje? Czy bracia zrozumieją gdzie popełnili błąd i czemu od niemal zawsze rywalizowali ze sobą? Jakie tajemnice kryje przeszłość? Tego i wielu innych rzeczy dowiedzieć się można przerzucając kolejne karty Dni Lata. Osobiście książkę polecam, szczególnie na dni, w których możecie zupełnie oddać się czytaniu. Miejscami opisy są przydługie, a wątki poszczególnych postaci nie zawsze jednakowo interesujące. Mimo tych rzeczy, powieść broni się zażarcie i zwycięża. 

15 lutego 2011

Niespodziewana spodziewanka :)

Nie wiem czy mam siłę ponownie opowiadać, jak to jest z moją pocztą. Czy wy również macie problemy z tą instytucją? Ja wybitne. Wszystko dodatkowo skomplikowało się po ślubie. Ja i mój mąż mamy inne adresy zameldowania, a mieszkamy... jeszcze gdzie indziej. I zawsze gdy przychodzi do mnie poczta, to w skrzynce ląduje awizo, a ja muszę wybierać się do tej przeklętej instytucji, bo... nikt nie wyda mojemu małżonkowi mojej poczty. No bo czemu mieliby wydać? W końcu to tylko mój mąż, ale ma inne zameldowanie więc praw nie ma. Szkoda tylko, że gdyby był w domu, to by mu wszystko wcisnęli. Tak ostatnio sobie pomyślałam, że gdybym miała w domu włamywacza, to on mógłby bez większego problemu przejąć moją pocztę, ale mój mąż... w żadnym wypadku.
W każdym razie wczoraj znalazłam awizo i dziś musiałam udać się na pocztę. Odstałam swoje, i z radością chwyciłam w zachłanne ręce kopertę. Oto nadeszła "Tajemnica błękitnego zamczyska". Otworzyłam paczkę i ... cóż. W środku zdecydowanie była książka. Nawet książka którą chciałam mieć. Ale książka ta nie miała nic wspólnego z "Tajemnicą...". Obdarowano mnie książką Atticii Locke "Czarna woda", którą chciałam wygrać... ale niestety nie wygrałam. Stanęłam przed dylematem - "co teraz?". Na szczęście szybko się otrząsnęłam i napisałam do kogo trzeba. Szczęście nowicjuszki :D Czarna woda zostaje u mnie, a Tajemnica... niedługo do mnie dotrze :)
Niedługo powinnam po nią sięgnąć i koniec końców napisać, co kryje się w owej.. Czarnej Wodzie. Za książkę z całego serca dziękuje portalowi nakanapie.pl :)

14 lutego 2011

Walentynki? Nieee :)

I jak tam u Was kochani? Jeszcze kilka godzin i dzień Świętego Walentego pójdzie w niepamięć j zacznę świętować Ja :) Bo ja obchodzę z mężem 15 lutego... ku pamięci naszej pierwszej randki :) Jakieś wieści? Nowinki?
Ja dziś mam dwie:
To taki gift od hsb. Żebym miała czy zakładać te nowe nabytki :)

I gift od optyka, dwa dni przed czasem:
W końcu będę wiedziała co piszę :)

13 lutego 2011

Każdy ma swój stosik... MAM I JA :)

Taaaa, dobry stosik nie jest zły, no nie?? Teraz tylko trzeba znaleźć czas na przeczytanie... tego stosiuku... tego od Agi... tego od Kasi... tego od Mileny... tego z biblioteki... hmm.... chyba nie powinnam wychodzić z domu. Powinnam się schować w kącie i kiwając w tył i w przód zastanawiać co teraz przeczytać. Za duży wybór przytłacza i... człowiek ostatecznie ląduje na kanapie z pilotem do telewizora.

Na załączonym obrazku mój stosik, a w tle czekające mnie obowiązki... butelka z wodą demineralizowaną i dwa stosy zaległego prania z całego tygodnia, dobrze że Artur nie uchwycił deski do prasowania :)

11 lutego 2011

Dziwne spotkania

Dwa dni temu, w autobusie, stanęłam przed decyzją: usiąść obok pijaczka, lub starego, trzęsącego się, biednego staruszka. Gdybym nie miała w ręku książki, którą chciałam skończyć czytać, pewnie zdecydowałabym się na stanie przy oknie, a tak... decyzja dla mnie była banalna - stary dziadunio. Przestrzegam wszystkie kobiety jeżdżące na trasie Świętochłowice - Gliwice autobusem numer 6. Nie siadajcie obok starego, trzęsącego się dziadunia. Zboczeńców na tym świecie niestety nie brakuje :(

9 lutego 2011

Tajemnica Błękitnego Zamczyska :)

Już wkrótce w moje zachłanne ręce wpadnie książka Beaty Wieczorek "Tajemnica Błękitnego Zamczyska". 


Otrzymam ją dzięki uprzejmości portalu nakanapie, w nagrodę za poniższy tekst:
Przymykam oczy i jak zza mgły wynurza się ponure zamczysko. Ściany już dawno straciły swoją świetlność, obrosły mchem i grubą warstwą brudu określającą czas, kiedy był wykonany. Przygnębiająca ruina napawa zgrozą. W zapomnienie odeszły dobre lata, gdy wokół zamku, tuż pod zwodzonym mostem płynęła czysta woda, oddzielająca cały świat od Tajemniczej Krainy, znajdującej się za murami zamku. Teraz w rowie, zamiast błękitnej toni znajduje się cuchnący szlam, odstraszający przejezdnych i zainteresowanych historią zamczyska. W środku, za bramą, puste mury niosą echem wspomnienia dawnych lat. Dzieci ganiające się po podwórzu, damy przechadzające się między filarami, panowie wracający z polowania. Z fontanny znajdującej się na środku rynku tryska woda, w tle przyświeca wiosenne słońce, jaśnieją twarze wszystkich mogących cieszyć się pobytem w zamku. To nie jest zwykły zamek. To zamek pełen marzeń, napełniany codzienny dawkę energii pochodzącej od ludzi z całego świata, którzy wierzą w bajki i piękne zakończenia. To ta wiara napędza cały mechanizm, dzięki któremu zamek istnieje i trwa. To jednak tylko wspomnienie. Zamek podupadł, poszedł w zapomnienie, bo ludzie przestali marzyć, przestali wierzyć w bajki i w szczęśliwe zakończenia. Obywatele Zamku Marzeń zaczęli się starzeć i z biegiem lat odeszli w zapomnienie. Gdybym mogła wybierać, chciałabym zamieszkać w Zamku Marzeń, by codziennie czuć atmosferę niegdyś w nim panującą. A nóż, przyszłość się odmieni i pozwoli ponownie odrodzić się temu królestwu.

8 lutego 2011

Dni złe i gorsze...

Macie czasem wrażenie, że już nic dobrego się wam nie przytrafi? Że doszliście do pewnej granicy, że to już tu, że macie dość... ja przekroczyłam moją granicę dziś. Wpierw w pracy, później w domu rodzinnym. Czuje się totalnie wyprana i zniechęcona. Na twarzy nie błądzi uśmiech, tylko zniechęcenie. Prawie... bo przed chwilą na pociechę po tym strasznym dniu dostałam przedwczesny prezent z okazji Dnia Kobiet od mojego Najukochańszego Braciszka... czy to dowód, że jednak zawsze może być lepiej? Chyba tak... choć bądźmy szczerzy... upominki nie sprawią, że ból i złość odejdą w zapomnienie....