"Zacisze 13" Olga Rudnicka
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2009
str.: 264
Ocena: 4/6
Pamiętacie motyw przewodni z Różowej Pantery? Tu, turu, tutututu, tururururu, uuuu…. gdy myślę o książce, którą właśnie skończyłam czytać mam w głowie tę melodię. Przymykam oczy i widzę skradające się, różowe zwierzątko i jego przedziwne perypetie. Takie też miałam wrażenie podczas samego czytania owej książki.
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2009
str.: 264
Ocena: 4/6
Pamiętacie motyw przewodni z Różowej Pantery? Tu, turu, tutututu, tururururu, uuuu…. gdy myślę o książce, którą właśnie skończyłam czytać mam w głowie tę melodię. Przymykam oczy i widzę skradające się, różowe zwierzątko i jego przedziwne perypetie. Takie też miałam wrażenie podczas samego czytania owej książki.
Olga Rudnicka, choć młoda, ma już całkiem pokaźny dorobek literacki na swoim koncie. A jej książki.. cóż, trudno by mi było nazwać nudnymi, te, które do tej pory miałam przyjemność przeczytać. Tak było również z Zaciszem 13. Choć muszę szczerze przyznać, że pierwszych kilkanaście, no może nawet kilkadziesiąt stron, nie pochłonęło mnie na tyle, bym nie potrafiła oderwać wzroku od książki i zarwała noc. Były nawet momenty, w których zastanawiałam się, czy słusznie zrobiłam sięgając po tę pozycję. Książka, przynajmniej na początku, toczy się monotonnym tempem i prowadzi czytelnika bardziej przez zakamarki wcześniejszego życia Marty, głównej bohaterki, niż przez jej nowe przygody. Wszystko to jednak odmienia się, gdy jej przyjaciółka, Aneta, postanawia, że w drodze powrotnej z Poznania zabiorą ze sobą autostopowicza. Ta jedna decyzja pociąga za sobą, wydawałoby się, nieodwracalną w skutkach lawinę zbiegów okoliczności, które wikłają bohaterki w nie lada tarapaty. Jedno jest pewne, czytając dalsze poczynania dwóch licealnych nauczycielek poczujecie się, jakbyście zostali przeniesieni co najmniej na inną planetę. O ile nie do zgoła innej galaktyki. Trupy będą walały się wszędzie, w ogródki, na schodach, pod starym dywanie. Ostatecznie będzie je można znaleźć nawet w profesjonalnej zamrażarce, zakupionej po „okazyjnej” cenie, w zgoła innych celach. Tak przynajmniej mówi oficjalna wersja wydarzeń prezentowana wszem i wobec przez dziewczyny. W książce nie brakuje zabawnych zwrotów akcji, oraz dreszczyku emocji. Do ostatnich stron nie wiadomo, co dokładnie miało miejsce, kto zabił poszczególne trupy i czemu wszyscy obserwują akurat dom Marty.
Ubawiłam się przednio podczas tej lektury, a że czytam przede wszystkim podczas jazdy autobusem, to i moi stali współpasażerowie mieli dobrą zabawę. Ale było warto.
Są oczywiście i mankamenty tego opowiadania. Brak w nim rozdziałów, poszczególne epizody oddzielone są gwiazdką lub odstępem w tekście. Burzy to pewną koncepcję książki, którą posiadam w umyślę i z którą zawsze mi się dobrze współpracuje. Ale, mogę to autorce wybaczyć. W zasadzie do niczego więcej przyczepić się nie mogę. Tekst napisany dobrze, układający się w spójną całość, a sam koniec… cóż, ja siedziałam na przystanku z rozdziawioną buzią. Pozostaje mi jedynie, zachęcić was do lektury, wprost idealnej na dzień, w którym potrzebujecie dużej dawki dobrego humoru.
no dobra przyznaję się, że jak na początku napisałaś, że Cię książka nie wciągnęła to wcale nie miałam ochoty na dalsze czytanie, no sorry za szczerość :) ale potem kiedy padło imię "Marta" to zmieniłam zdanie i doczytałam do końca :) no i... muszę ją przeczytać, ostatnio tak mam, że czytam książki których bohaterka ma tak na imię, jakieś zachwianie czy co?
OdpowiedzUsuńoj oj, zaraz się tak zniechęcasz :) Dobrze choć że przeczytałaś recenzje do końca :D Powiem tak... ta niewciągająca część długo nie trwała, a potem przebierałam w pracy stópkami, żeby być już w autobusie i czytać :)
OdpowiedzUsuńja tak czasem też mam, jak czytam w domu, potem idę do pracy (na piechotkę) to wracając już do domu idę szybciochem żeby jak najprędzej dowiedzieć się co dalej :)
OdpowiedzUsuńa czytałaś kiedyś IDĄC? Ja już tak miałam... prawie się zabiłam :)
OdpowiedzUsuńnie, od kiedy moja koleżanka prawie wpadła pod samochód tego nie robię
OdpowiedzUsuńcóż... traumy mają to do siebie, że uczą ludzi...
OdpowiedzUsuń