30 listopada 2012

Żadnych wymówek („Dieta sokowa. Zdrowe odchudzanie” Jason Vale)


rok: 2012
str. 224
Ocena: 5/6


Walczą we mnie dwie sprzeczności – pasja gotowania i… nieustanne pragnienie ulepszania samej siebie. Zawsze staram się być dobra, lepsza, najlepsza! I chciałabym dobrze wyglądać. Niestety z tym ostatnim zwykle mi jakoś nie po drodze. Bo gdy znajdę się już w kuchni… to chcę smakować, kosztować, próbować. Chcę dobrze jeść. A to niestety potem odbija się na moich udach, biodrach, brzuchu… w sumie chyba nie ma fragmentu ciała, które nie odczuwałoby skutków smakowitych posiłków. Dlatego też często ląduje na jakiejś szalonej diecie. Niestety większość z nich wymaga od człowieka więcej, niż normalne codzienne jedzenie. Przygotowywanie posiłków dietetycznych trwa. Trzeba pamiętać o godzinach posiłków. Nie można mówić „teraz nie mam czasu, przekąszę coś później”. Dieta to ciągłe restrykcje wymagające od człowieka niesamowitej siły charakteru. Wytrwałości. Mnie jej ostatnio coraz bardziej brakuje. Coś sobie obiecuję, mocno, nawet bardzo mocno czegoś chcę i… na tym chceniu się niestety kończy. Dlatego z reguły dużo więcej czytam o przechodzeniu na dietę, niż jakąkolwiek z nich stosuję. Przez zupełny przypadek trafiłam na pozycję Dieta sokowa autorstwa Jasona Vale’a. Czy po zakończonej lekturze postanowiłam wcielić ją w życie? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie przeczytać poniższy tekst.

Na samym początku chyba warto wspomnieć o tym, co autor podkreśla na każdym kroku w trakcie tworzenia swojego „dzieła”. Dieta sokowa to nie dieta. To nowy sposób myślenia. To podejście do życia. To plan żywieniowy, a więc droga, którą należy podążać. Ale nie dieta. Niezupełnie jestem przekonana do tego stwierdzenia. W końcu gdy człowiek zaczyna inaczej jeść, nawet jeśli sam ustali sobie zasady, których chce przestrzegać, to już jest dieta. Jego własna, indywidualna, ale zawsze – dieta. Takie jest moje zdanie. I tak też podeszłam do zdrowego odchudzania według Jasona Vale’a.

Jak można się spodziewać, żywienie zgodne z Dietą sokową powinno opierać się na spożywaniu owoców i warzyw. I ja zasadniczo nie mam nic przeciwko temu, chyba że… akurat mam ochotę zjeść coś bardziej pożywnego J. To w tym wszystkim jest najgorsze – jak człowiek jest na diecie, to nie je tego na co ma ochotę tylko to, co nakazuje mu dieta. Autor w książce opowiada, jak sam zaczął stosować kurację odchudzającą i jak ona wpłynęła na jego przyszłe, czyli obecnie teraźniejsze życie. Przy czym on zastosował dietę dużo bardziej restrykcyjną niż ta, którą proponuje czytelnikom. Wprost jednak mówi, że nikomu by nie polecił takiego trybu życia, w jakim sam egzystował przez kilka miesięcy. Mimo oczywiście mega pozytywnych efektów (czytaj – utraty bardzo dużej ilości kilogramów). Sam jednak mówi, że picie tylko i wyłącznie soków, bez żadnych dodatków, wyniszczyło mu organizm. Później długo odzyskiwał utraconą masę mięśniową i kształtował sylwetkę. Ale nie przytył. Nie ukrywa jednak, że powrót po „diecie” do dawnych nawyków żywieniowych powoduje tycie. Najważniejszy jest więc etap „po”. To wtedy należy się pilnować, ograniczać szkodliwe składniki, zażywać ruchu. Tylko w takim wypadku można mieć nadzieję, że efekt jo-jo się nie pojawi.

Autor poradnika, a tak naprawdę książki opowiadającej o życiu i przemyśleniach człowieka zmieniającego plan żywieniowy podkreśla, że wystarczy chcieć, by się zmienić. I w sumie ma rację. Zwraca dodatkowo uwagę, że czytanie tylko dwóch stron jego dzieła dziennie wystarczy, by po skończeniu lektury zdecydować się na schudnięcie. Niestety w tym tempie książkę skończy się czytać po trzech miesiącach. Według mnie wówczas większość wiedzy z Diety sokowej po prostu z nas wyparuje. Ja czytałam tę książkę miesiąc, a by napisać tę recenzję nieustannie musiałam ją kartkować, bo nie chciałam minąć się z prawdą – wielu rzeczy najzwyczajniej w świecie już nie pamiętałam. Nie polecam więc nikomu rozkładania tej lektury w czasie. Mnie to nie pomogło w podjęciu decyzji czy przejść na tę dietę, czy też nie. Wręcz przeciwnie. Na początku byłam niemal zdecydowana. Teraz jestem niepewna. Myślę sobie – spróbuję po nowym roku. Ale czy faktycznie wówczas zdecyduję się wprowadzić ten plan? Nie jestem pewna.

Jason Vale powiedział w książce coś bardzo istotnego, co zostanie ze mną na dłużej, mianowicie: Odchudzanie się to stan umysłu. Jeśli odczuwasz brak i ciągle spoglądasz na innych z zazdrością – to jesteś na diecie. Jeśli nie masz poczucia braku, to nie jesteś!* Wspomniał również, że człowiek powinien zawsze sobie powtarzać, iż nie chce czegoś zrobić, a nie że NIE MOŻE. To działa bardzo pozytywnie, bo zamiast ciągłego „O Boże, nie mogę zjeść czekolady, a tak jej pragnę” mówi się „Mogę zjeść czekoladę, ale po co, skoro nie chcę?”. Ja już teraz czuję, że takie podejście znacznie ułatwi mi życie. I nie chodzi mi tu tylko o dietę, ale o wszystko. Bo życie dużo mniej boli gdy mówimy sobie, że czegoś nie chcemy a nie, że nie możemy tego mieć. Siła negatywnego nastawienia jest straszna. Trzeba się jej wystrzegać. I jeszcze jedna ważna rzecz utkwiła mi w głowie po tej lekturze – zmiana słowa „MUSZĘ” na „CHCĘ”. Powtarzanie sobie, że musimy coś robić – demotywuje nas. Nikt nie lubi być do czegokolwiek zmuszanym. Co innego, gdy czegoś chce. Gdy się CHCE można wszystko. Trzeba więc chcieć schudnąć, trzeba chcieć ćwiczyć, trzeba chcieć zmienić swoje życie.

Dieta sokowa zawiera dużo więcej tego typu życiowych mądrości, które wykorzystywane mogą być nie tylko przy zmienianiu nawyków żywieniowych.

Po zapoznaniu się z obszernym wstępem, liczącym w sumie prawie sto stron, dochodzi się do sedna sprawy i można się w końcu dowiedzieć jakie są zasady żywieniowe według pana Vale. Autor spisuje specjalnie dla czytelników listę zakupów i potrzebnych urządzeń, które znacznie ułatwią zrealizowanie całego planu. Dzięki wcześniejszemu, odpowiedniemu przygotowaniu, łatwiej przeżyć dni na diecie. Nie można jednak powiedzieć, że te przygotowania będą proste i szybkie. Albo tanie. Niezbędna jest sokowirówka, blender, trawa pszeniczna – samodzielnie wyhodowana lub zakupiona w formie sproszkowanej, spirulina, a także trampolina. Są też dodatki, które nie są niezbędne, ale według autora bardzo przydatne. Jak widać samo przygotowanie do diety nie będzie lekkie. Kiedyś usłyszałam, że człowiek na diecie chudnie, bo nie stać go na dietę. W sumie po przeczytaniu tej książki nietrudno nie zgodzić się z powyższym stwierdzeniem, prawda?

Ja wciąż się zastanawiam. Myślę, że sam pomysł z dietą sokową nie jest zły. Całość podzielona została na trzy etapy. Pierwszy, 7-dniowy skupia się oczywiście wyłącznie na spożywaniu soków z owoców, warzyw i dodatków sugerowanych przez autora. No i ćwiczeń. Etap drugi to 14-to dniowy plan Turbo, w trakcie którego powoli do diety wprowadza się pokarmy stałe, głównie nieprzetworzone warzywa i owoce. Nie zapomina się jednak o sokach i ćwiczeniach. Po zakończeniu etapu drugiego przychodzi czas na trzeci, czyli tak zwany Soczysty styl życia. Można wówczas spożywać dobrej jakości białka (czyli ryby i kurczaka), węglowodany pełnoziarniste (ryż, chleb, ziemniaki) a także orzechy, nasiona i niewielkie ilości produktów mlecznych. W sumie te dodatkowe składniki powinny wynosić maksymalnie 40% spożywanego pokarmu. Reszta to, jak nietrudno się domyśleć, soki oraz warzywa i owoce w postaci stałej. Autor wspomina również, że 3-4 razy do roku powinno powtórzyć się etap pierwszy. Soczysty styl życia to plan „od teraz już do końca”. To przeraża człowieka najbardziej, bo… trudno sobie wyobrazić, przynajmniej mnie, że nigdy nie zjem już rzeczy, które łechtają moje podniebienie. Chyba przede wszystkim z tego powodu wciąż nie zdecydowałam, czy kiedyś wdrożę ten plan.

Całość czyta się przyjemnie, autor w ciekawy sposób przekazuje posiadaną przez siebie wiedzę i pokazuje, jak zmienić swoje życie. Dietę sokową warto przeczytać ot choćby po to, by zmienić sposób myślenia.

*str. 82

Za książkę dziękuję wydawnictwu Studio Astropsychologii

29 listopada 2012

II Salon Ciekawej Książki


Poniżej informacja o Łódzkich Targach książki. Może ktoś mieszka w pobliżu i postanowi się wybrać? :)


Wielkimi krokami zbliża się II Salon Ciekawej Książki – Targi Nowej Książki. Międzynarodowe Targi Łódzkie zapraszają w dniach 7 – 9 grudnia do hali przy al. Politechniki 4. Bogatej ofercie wystawców będzie towarzyszył równie bogaty program spotkań, warsztatów i paneli dyskusyjnych.

Ważny i znaczący element programu będą stanowiły spotkania poświęcone Łodzi – miastu, które na dobre wpisało się w historię literatury. Wszystkim patriotom lokalnym i pasjonatom historii Łodzi chcielibyśmy szczególnie polecić:


Blok spotkań organizowanych przez Centrum Dialogu im. Marka Edelmana – z Lidią Ostałowską; Jarosławem Skowrońskim, tłumaczem, znawcą twórczości Josepha Rotha, autorem przedmowy do "Hotelu Savoy" ; a także patronami łódzkich ulic więcej>>>
Panel poświęcony nazewnictwu łódzkiemu, na którym padną odpowiedzi na pytania skąd wzięły się nazwy ulic i dzielnic naszego miasta więcej>>>
Dyskusję na temat historii Żydów łódzkich, getta łódzkiego oraz stosunków polsko-żydowskich więcej>>>
Spotkanie z Krzysztofem Beśką, autorem mrocznego kryminału z Łodzią czasu „ziemi obiecanej” w tle więcej>>>
Spotkanie z autorami książki „Łódź na mapach 1793-1939” – pozycji obowiązkowej dla miłośników Łodzi i kartografii więcej>>>

28 listopada 2012

Kartoflana w zupełnie nowym wydaniu („Polska kuchnia domowa” Małgorzata Caprari)


wyd. Świat Książki
rok: 2012
str. 274
Ocena: 5/6


Przypuszczam, że to może robić się już nudne, ale nic na to nie poradzę, że uwielbiam gotować, czytać o gotowaniu i pisać o tym co przeczytałam i co ugotowałam. To chyba naturalne, że jak człowiek ma pasję, to stara się ją rozwijać. Tak przynajmniej mam ja. Mniejsza o poszerzanie się bioder, o konieczność kupowania co chwilę nowych ubrań, o rosnącą wagę, ważny jest tylko cudowny zapach i genialny smak pichconych potraw. Prawda? Prawda! Więc do dzieła.

Jedną z najnowszych książek kucharskich wydanych przez Świat Książki jest Polska kuchnia domowa napisana przez Małgorzatę Caprari. W poradniku tym autorka zawarła ponad trzysta przepisów, które łączą w sobie kuchnię tradycyjną z nowoczesnymi trendami. Całość podzielona została na osiem działów odpowiadających różnym rodzajom dań. Znajdziemy w niej więc Przekąski, a wśród nich przepis na pączki pieczarkowe, które wzbudziły moje zainteresowanie i na pewno znajdą się w menu na kolejne organizowane przeze mnie przyjęcie. W kolejnym podrozdziale poruszono temat Zup. Muszę przyznać, że to na tej części książki utknęłam na dłużej. Uwagę mojego męża w szczególności przyciągnął przepis na krem ziemniaczany, nie miałam więc zbyt dużego pola manewru co do tego, co w pierwszej kolejności zostanie ugotowane. Pełna obaw przystąpiłam do studiowania przepisu, analizy składników i przygotowywania pola pracy, które, jak się okazało, było malutkie. Bo całość okazała się prosta jak budowa cepa. Składniki na zupę przygotowałam w kilka minut, po kilkunastu kolejnych dokończyłam wykonywanie wskazanych w przepisie czynności, a po kolejnych 30 minutach zasiadłam z małżonkiem do stołu. I oboje zagłębiliśmy się w cudownym, nieznanym nam dotychczas smaku. Taką zupę to ja mogę robić i jeść. Zdecydowanie. Niewielkim nakładem pracy otrzymałam coś pysznego, co zadowoliło nie tylko moje, ale i mężowskie podniebienie. Żałuję tylko, że nie zrobiłam zdjęcia gotowej potrawy, ale na pewno będę jeszcze miała ku temu okazję.

Kolejne rozdziały traktują odpowiednio o: Smakowitych rybach, Z mięsem w roli głównej, Mącznych rozmaitościach, Niezastąpionych warzywach, Domowych słodyczach oraz Przetworach i nalewkach. W ciągu kilkunastu godzin zapoznałam się ze znaczną ilością nieznanych mi dotychczas przepisów, które zdecydowanie wykorzystam w przyszłości.

Poradnik przyozdobiony został miłą dla oka grafiką, a całość napisana została w przystępny sposób, dzięki czemu nawet niedoświadczony kucharz czy kucharka poradzi sobie z przygotowaniem omawianych dań. Co więcej, większość potraw składa się ze składników, które zwykle znaleźć można w każdym domu. To dzięki temu te przepisy są z jednej strony tradycyjne, a z drugiej oryginalne. Żeby ugotować coś na co mamy ochotę, nie musimy od razu wydawać kilkuset złotych na wyposażenie spiżarni w produkty, które wykorzystywać będziemy raz do roku, przy okazji gotowania jednego, konkretnego dania. Nie żałuję ani chwili poświęconej tej książce kucharskiej i wiem, że będę z niej bardzo często korzystała. Bo warto. Was zachęcam do zaopatrzenia się w tę pozycję i ugotowania czegoś, co połechta wasze podniebienia niewielkim kosztem. Polecam Polską kuchnię domową nie tylko tym, którzy sami zaopatrują się w tego typu poradniki, ale w szczególności osobom, które chcą sprawić radość bliskiej osobie, której pasją jest gotowanie.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Świat Książki

27 listopada 2012

Zaproszenie na spotkanie

Dla rozluźnienia :)
Przekazuję informację o spotkaniu. Informacja pochodzi od wydawnictwa WFW



Zapraszamy na spotkanie z Krzysztofem Jagielskim, autorem "Sagi Siedmiogrodzkiej".

29.12.2012, g. 16.30, Książnica Pomorska, Sala Stefana Flukowskiego, ul. Podgórna 15/16, Szczecin

Fragmenty powieści przeczyta Stanisław Heropolitański.

Wstęp wolny.

Od Autora:

Niewiele zapisów wydarzeń z okresu księstwa, a potem Królestwa Węgier jedenastego wieku się zachowało. Zacząłem zbierać materiały do mojej książki wtedy, kiedy nie było jeszcze personal computers, a pomysłodawca Wikipedii nie wpadł jeszcze na ten genialny koncept. Należało więc „pogrzebać” w księgach. O doskonałym dziele historyka węgierskiego György Györffy „Święty Stefan I Król Węgier” nie miałem pojęcia. A gdy na moim biurku już stał komputer, rozwijały się strony Wikipedii, a książkę autorstwa György Györffy przetłumaczono na język polski, okazało się, że niewiele poszerza to moją wiedzę o wydarzeniach i ludziach jedenastowiecznych Węgier. Co gorsza, wiele niejasności i sprzecznych opisów tamtych czasów zmuszało mnie jako autora do detektywistycznej pracy, by uporządkować logicznie moją autorską fantazję. Jeśli fantazja może być logiczna!

Historykom chciałbym wyjaśnić, że jest to powieść, a nie dzieło historyczne. Książka ta jest zapisem mojej wyobraźni. Zżyłem się z jej bohaterami, z którymi doprawdy ciężko mi się rozstać.

O Autorze:

Życiorys Krzysztofa Jagielskiego jest niezwykle bogaty. Autor przeżył II wojnę światową i Powstanie Warszawskie. Działacz "Solidarności", aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa. W 1983 roku wraz z żoną Węgierką i synami wyemigrował do Berlina Zachodniego. Autor książki o NSZZ "Solidarność" w Szczecinie, czytanej w Radiu Wolna Europa, oraz opowiadań zebranych w tomie "Karczma pod Krzywym Ryjem". Członek Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie.

26 listopada 2012

Eden piękna („Mroczna kolekcja” Ted Dekker)

„Mroczna kolekcja” Ted Dekker
wyd. Hachette
rok: 2012
str. 454
Ocena: 4/6



Kryminały, książki sensacyjne, thrillery. Mocne horrory i nieco spokojniejsze dreszczowce. Tego typu literatura od dawien dawna gości na rynku literackim. Czemu? Przecież z natury ludzie nie lubią tragedii, szczególnie tych mających miejsce w ich bezpośredniej bliskości. Sprawa ma się jednak zupełnie inaczej w przypadku strasznych, ba, przerażających rzeczy opisywanych przez autorów powieści czy reżyserów. Czytanie i oglądanie większości populacji wystarcza aż nadto. Nie inaczej jest ze mną. Odkąd wyrosłam z dziewczęcego zauroczenia tanimi romansami, sięgam przede wszystkim po mocną literaturę. Z wielkim zapałem obserwuję losy bohaterów, którzy zwykle, wraz z rozwojem akcji, popadają w coraz to większe tarapaty. Moim szczególnym konikiem są powieści o policjantach (lub też agentach specjalnych), ścigających seryjnych morderców, wykorzystujących nie tylko najnowsze technologie, ale i nowoczesne metod – w tym pomocy światowej klasy psychologów i profilerów. Kiedy przeczytałam, że na rynku pojawiła się właśnie najnowsza powieść Teda Dekkera,  traktująca o przygodach agenta specjalnego i psycholog sądowej, ścigających seryjnego mordercę, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Jak chciałam, tak też uczyniłam, a relację z lektury przedstawiam Wam poniżej.

Dalszy ciąg recenzji znajdziecie TUTAJ

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wortalu Granicę i wydawnictwa Hachette.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

25 listopada 2012

MUST HAVE #24/2012

Nadeszła niedziela... czyżby to oznaczało kolejną porcję zapowiedzi wydawniczych? Zdecydowanie tak :)

Dodaj napis
Gorączka 1 – Dee Shulman
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 26.11.2012


Eva, ponadprzeciętnie uzdolniona szesnastolatka, oraz Sethos dziewiętnastoletni gladiator, który został przeniesiony do współczesności, wspólnie pracują nad rozwikłaniem zagadki dotyczącej śmiertelnego wirusa. Do powieści Dee Shulman najlepiej pasuje określenie romans s-f. Intrygująca i świetnie napisana książka jest kierowana do nastoletnich dziewcząt i wywołuje silne skojarzenia ze "Zmierzchem" Stephenie Meyer.

Dee Shulman ukończyła anglistykę na uniwersytecie w Yorku i rozpoczęła studia na wydziale ilustracji w Akademii Sztuk Pięknych Harrow. Napisała i/lub zilustrowała około pięćdziesięciu książek, ale Gorączka jest jej pierwszą książką dla nastolatków. Jest to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że mieszka w miasteczku uniwersyteckim w centrum Londynu razem z 760 przedstawicielami tej grupy wiekowej.



Operacja Argo - Matt Baglio, Antonio Mendez Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 27.11.2012



O tym jak CIA i Hollywood połączyły siły, by dokonać najbardziej ryzykownej akcji ratunkowej w historii XX wieku.

Czwartego listopada 1979 roku tłum irańskich studentów wdarł się na teren amerykańskiej ambasady w Teheranie. Kilkudziesięciu pracowników placówki zostało zatrzymanych w charakterze zakładników. Trwający 444 dni kryzys wywołał prawdziwą burzę w świecie polityki, a jego skutki odczuwamy do dziś. To powszechnie znane fakty, natomiast mało kto wie, że równolegle do tamtych wydarzeń rozgrywał się dramat sześciorga dyplomatów zbiegłych z ambasady. Jeden ze starszych oficerów CIA, Antonio Mendez, opracował genialny, lecz szalenie ryzykowny plan ratunkowy, mający pozwolić wywieźć Amerykanów z Teheranu, nim Irańczycy odkryją ich obecność w mieście.

Dzięki wsparciu zespołu biegłych fałszerzy, zaangażowaniu w sprawę tajnych współpracowników CIA i czynnemu udziałowi w intrydze fachowców z Hollywood, Mendez mógł podać się za producenta nieistniejącej wytwórni filmowej i pod pretekstem poszukiwania plenerów do kręcenia nowego filmu science fiction, tytułowego „Argo”, poruszać się po stolicy Iranu bez większych przeszkód. On i jego współpracownik zdołali nawiązać kontakt z uciekinierami, po czym przewieźli ich przez granicę ogarniętego chaosem rewolucji kraju.

Po przeszło trzydziestu latach od tamtych wydarzeń wywiadowca uchyla rąbka tajemnicy i przedstawia szczegóły niezwykle złożonej i niebezpiecznej operacji. „Operacja Argo”, porywająca opowieść o fałszywych tożsamościach i międzynarodowej intrydze, stanowi świadectwo niezwykłej współpracy, jaka nawiązała się między Hollywood a jedną z czołowych agencji wywiadowczych świata.

Od 30 listopada 2012 na ekrany kin wejdzie film na podstawie książki w reżyserii Bena Affleca.


Nowy początek - Jill Barnett
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 28.11.2012


Żegnaj - to słowo najtrudniejsze ze wszystkich...
Po długim i szczęśliwym małżeństwie, śmierć męża March Cantrell pozostawia w jej życiu ogromną wyrwę.
March ma co prawda rodzinę, na którą może liczyć. Ale upływające miesiące ujawniają konflikt między jej synami, najmłodsze dziecko wylatuje z gniazda rodzinnego, a zbuntowana córka spotyka się ze znacznie starszym od niej mężczyzną.
Żeby załagodzić rozdźwięki w rodzinie, Cantrellowie postanawiają spędzić święta Bożego Narodzenia w górach nad jeziorem Tahoe. W czasie burzy March utknęła w jednym miejscu z obcym mężczyzną, Rio Paxtonem - i dała się zauroczyć charyzmatycznej osobowości.
Wiele tygodni później March wróciła nad Tahoe, gdzie nieoczekiwanie Rio do niej dołączył. To, co zaczęło się jako przypadkowe spotkanie dwojga samotnych ludzi, staje się czymś znacznie więcej.
Dzieci uważają, że straciła rozum - ale March zastanawia się czy nie jest to po prostu nowy początek, na który czekała...
Pełna wzruszeń, krzepiąca na duchu opowieść o miłości i stracie, rodzinie i przeznaczeniu, dla miłośników Nory Roberts i Maeve Binchy.

24 listopada 2012

Konkursowo 13 (praca Aliny)

Jak w temacie, poniżej prezentuję Wam pracę, którą do konkursu nadesłała Alina :) Ona zawsze pisze coś fajnego i... niezwykłego. I tym razem tak było :)

Łzy w deszczu


Tego jednego dnia w roku zawsze wybieraliśmy się w podróż. Nie była to tradycja, jak uważali wszyscy inni, jednak coś więcej – jakby wewnętrzny przymus, który kierował nas właśnie w tym czasie w pewne określone miejsce. Pierwszy raz był przypadkiem, każdy kolejny przypadkowym zamierzeniem; siłą przyciągania. Zawsze któreś z nas wychodziło z propozycją wyjazdu właśnie na ten dzień. I choćbyśmy z całych sił próbowali zmienić kierunek, nigdy się to nie udawało. A trwało od dziesięciu lat, czyli od roku, gdy się poznaliśmy.

Jest nas troje. Dwóch mężczyzn i kobieta, czyli ja. W tym świecie nie wyróżniamy się niczym szczególnym od innych ludzi. Z wyjątkiem jednej rzeczy, o której nie wie do końca nikt. Jesteśmy jedynymi osobami, które rok rocznie trafiają do krainy motyli w dniu polowania. Szukaliśmy wyjaśnienia, potwierdzenia, jednak nigdy nie zdołaliśmy odkryć, na czym polega zależność naszej trójki, tego dnia oraz motyli. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że osobno byśmy tam nie trafili. Nigdy. Jednak razem jesteśmy niczym metafizyczna potęga, która otwiera bramy do innych światów. Dlaczego tak uważam? Ponieważ miejsca takiego jak to
nie ma na Ziemi.

I tym razem zauważyliśmy zmianę w krajobrazie. Nie zaszła ona gwałtownie, wręcz wpłynęliśmy w górzysty teren pokryty lasem deszczowym. Wjechaliśmy na polanę, dookoła której rósł las. Potrzeba było zaledwie kilku minut, by taniec się rozpoczął. Nad naszymi głowami przeleciał pierwszy motyl. Rozłożywszy skrzydła, uraczył nas widokiem niezwykłych barw i wzorów, które przysłoniły słońce. Jego rozmiar był nieporównywalny do jakiegokolwiek ptaka, a co dopiero zwyczajnego motyla. Uroda tych ostatnich gasła
i wypalała się, gdy dochodziło do porównania. Za nim nadleciały kolejne – mniejsze lub większe, jednak wciąż przewyższające rozmiarem człowieka. Każdy piękny, dopóki nie popatrzyło się w ich twarze i owłosione ciała. I oczy. Tych oczu należało się bać.

Motyle wirowały niczym w tańcu, rozdmuchując powietrze. Trzymaliśmy się za ręce, stojąc po środku ich tańca – byliśmy niczym oko cyklonu – stałe, trwałe epicentrum nadchodzącej rzezi. Po czasie, którego nie dało się zmierzyć na żaden znany ludzkości sposób, te piękne stworzenia zawisły w powietrzu, tworząc okrąg. I rozpoczęło się polowanie na motyle. Kanibalistyczne, przerażające. Tutaj panowało tylko prawo krwi – brutalne. Im więcej jej przelejesz, tym piękniejszy się stajesz. A ci, którzy ponieśli śmierć, tracili całą urodę, pył i blask.

My zaś nie mogliśmy się ruszyć. Krew i cenny motyli pył opadały na nas, pokrywając nasze ciała w całości. Oglądaliśmy przedstawienie – tak brutalne, jak nie mogła być żadna ludzka wojna, gdzie panowały zasady. Tu nie było żadnych. U nas mogłabym być córką mordercy. Tu nie było morderców. To był jedynie taniec. Delikatny taniec motyli. Śmiercionośny, ale też piękny. I najstraszniejszy. Bo tylko piękno może być tak straszne. Znajdując się pomiędzy pięknem a śmiercią, ciężko odróżnić jedno od drugiego. I wybrać, czego się tak naprawdę pragnie. Bo stają się one jednością. Tak doskonale ze sobą scaloną, że nie sposób
ich oddzielić. Powroty nie są możliwe. Bo nawet gdy wrócimy do naszej rzeczywistości, to pozostaje w nas tak samo żywe jak śmierć. I nawet nie mogę powiedzieć: „Ja to widziałam”, bo nikt inny nie mówi w tym języku sekretów, którego używamy my. Jedyni świadkowie tej rzezi. I jednocześnie ofiary uwięzione w konieczności tego dnia. Za którym tęsknimy przez cały rok, choć żadne z nas się do tego nie przyzna.

I wtedy taniec się skończył. Część motyli stała się jeszcze piękniejsza, a część przestała istnieć. Jedynie na nas pozostały resztki ich pyłu. Powietrze zawirowało na nowo, motyle odleciały z trzepotem olbrzymich skrzydeł, a niebo pokryło się czarnymi chmurami. I spadł deszcz – grube, mocne krople, które uderzały o nasze ciała, oczyszczały je z kurzu śmierci. A ja płakałam, oczyszczałam swoje wnętrze z tego widoku, który mnie tak przerażał i zachwycał, że śmierć stawała się słodkim pragnieniem. Wiem, że oni wiedzieli, że płaczę.
Myślę, że oni też płakali. Jednak żadne z nas się do tego nigdy nie przyzna. Na szczęście w deszczu nie widać łez. Myślę, że to jest najwspanialszy moment tego dnia. Móc wspólnie płakać. W deszczu. By nikt tego nie widział. Łez w deszczu.

I jak, podoba się Wam?

23 listopada 2012

A może tak... coś o Konkursowie 13?

Od kilku dniu żywo atakujecie mnie z każdej strony na temat tego, czy rozdzieliłam już nagrody. I słusznie, że atakujecie, bo się troszkę opieszała zrobiłam. Włączyły mi się jakieś depresyjne stany, ale nie o tym ma być ten wpis. Wczoraj wybrałam się do kina. Na ostatnią część sagi Zmierzch. Myślałam nawet, że napiszę Wam jakąś recenzję z tego filmu, ale... to co bym musiała powiedzieć... cóż. Musiałabym być bardzo brutalna. Ogólnie rzecz ujmując cieszę się, że już więcej części nie będzie. Najfajniejsze były napisy końcowe :D Ale też nie o tym miał być ten wpis. By sobie humor poprawić po kinie siadłam do rozdzielenia książek w Konkursowie. Siedziałam nad tym do 1 w nocy, więc miejcie to na uwadze. Co więcej. Miałam problem z jedną książką. Bo dwie osoby zgłosiły się tylko do niej. Powstał więc mały konflikt. I musiałam pisać do wydawcy. Na szczęście pani Małgorzata z Grupy Publicat postanowiła uśmiechnąć się do zwycięzców i przeznaczyć dwie, a nie jedną książkę kucharską do konkursu. No i dzięki temu teraz mogę zaprezentować wam listę kto, co i skąd. Oto i ona :)


Na czerwono zaznaczyłam pozycje, które wysyłane są z wydawnictw. Wydawnictwa zostały dziś poinformowane i od większości otrzymałam odpowiedź zwrotną, że książki zostaną wysłane w najbliższych dniach. Na czarno zaznaczyłam książki, które posiadam w domu. One zostaną wysłane dziś :) Nie jestem pewna co do książek Świata Książki, chyba mam je w domu. Jeśli nie, to i ŚK dziś powiadomię o tym, gdzie wysyłają nagrody :)

Liczę, że podział się Wam podoba, nikt nie czuje się urażony i każdy czeka już na swoje przesyłki :)

21 listopada 2012

Book z nami?

Otrzymałam dziś bardzo fajnego maila. Jak się okazuje, zostałam przeanalizowana... jak prawie pięciuset innych blogerów książkowych. autorzy portalu przygotowali bardzo ciekawą prezentację. Zapraszam do zapoznania się z nią... może i Wy znaleźliście się w tej analizowanej grupce?

Wspomniana analiza poniżej :)

Zaproszenie na spotkanie

Poniżej zamieszczam informację od wydawnictwa WFW :) Może będziecie mieli ochotę się wybrać :)

Zapraszamy na spotkanie z Maciejem Kaczmarskim, autorem książki "Bóg w sprayu. Filozofia wg Philipa K. Dicka". Wstęp wolny

30.11.2012, g. 17.00, Empik, Galeria Kaskada, al. Niepodległości 36, Szczecin

„Bóg w sprayu” - takie hasło przyświecać będzie twórczemu spotkaniu w salonie Empik w Kaskadzie. Taki bowiem tytuł nosi książka autorstwa Macieja Kaczmarskiego – kulturoznawcy, dziennikarza muzycznego, publicysty portalu nowamuzyka.pl. Kaczmarski – promotor muzyki elektronicznej, kinoman, a przede wszystkim badacz prozy Philipa K. Dicka, tą pozycją wydawniczą próbuje zbliżyć się do odpowiedzi na następujące pytania: Co łączy Philipa K. Dicka, jednego z najwybitniejszych prozaików XX wieku, z filozofią, religią, gnostycyzmem? Jak wyglądałby świat, gdyby Państwa Osi wygrały wojnę? O czym śnią androidy? i wreszcie: Czy Bóg może przybrać formę aerozolu?

20 listopada 2012

Łut szczęścia („Farciara” Dorota Wachnicka)

„Farciara” Dorota Wachnicka
wyd. G+J
rok: 2012
str. 256
Ocena: 3,5/6



Jakiś czas temu, w sumie nawet już dość dawno, w moje ręce wpadła powieść jednej z tegorocznych debiutantek polskiej sceny literackiej. Mam tu na myśli Farciarę autorstwa Doroty Wachnickiej. Do sięgnięcia po książkę zachęciła mnie przede wszystkim nota wydawcy. Swoją rolę w procesie decyzyjnym odegrała również okładka, która jest nie tylko intrygująca ale i jakaś taka… nowoczesna? Zagraniczna? A jeszcze do tego książkę napisała dyplomowana pani psycholog. Po prostu musiałam ją zdobyć. Zdobyłam, sięgnęłam, przeczytałam i… no właśnie, co zdarzyło się dalej? By się tego dowiedzieć musicie zapoznać się z poniższym tekstem.

Natalia to dwudziestokilkuletnia piękna Polka u szczytu swej życiowej kariery, choć tak naprawdę dopiero ją zaczyna. Pochodzi z dość ubogiego domu, w którym nigdy się nie przelewało. Kiedy inni robili co im się żywnie podobało, ona każdą chwilę poświęcała na udeptywanie swojej ścieżku ku wymarzonej, prawniczej karierze. Kiedy jej przyjaciółka zdawała na jedną z lepszych, europejskich uczelni, ona zdecydowała się na Uniwersytet Warszawski. Co prawda to nie Oksford, ale w końcu najlepsza szkoła w Polsce. Już na początku studiów zdwoiła wysiłki, by osiągnąć to, co sobie zamierzyła. Dzięki temu wkrótce dostała stypendium i mogła wyjechać do Francji, aby tam kontynuować edukację. Na tym oczywiście się nie skończyło. Dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności, podczas pobytu na stypendium, Natalia miała okazję wziąć udział w konkursie, w którym nagrodą była możliwość kontynuowania studiów na Oksfordzie. Co prawda dziewczyna nie wygrała, ale jak się okazało, drugie miejsce także pozwalało na przeniesienie się do Anglii. Potem tylko doktorat i już… Natalia wróciła do Polski i natychmiast otrzymała wspaniałą posadę w najlepszej z możliwych firm. Oczywiście ten nowy etap życia nie mógł rozpocząć się w tak banalny sposób. Dziewczyna postanowiła więc, wraz z przyjaciółkę Hanką, wyjechać na kilka dni nad Bałtyk i dobrze się zabawić. A tam poznała Wiktora, który przewrócił jej życie do góry nogami.

Mała, drobna, niepozorna książeczka. Jakoś nie spodziewałam się, że z jej przeczytaniem będę miała tyle problemów. Początkowo wydawało mi się, że to może ze mną coś jest nie tak (i pewnie tak jest). Że to niewłaściwy moment na tę książkę (zdecydowanie to był zły czas na taką lekturę). Że Farciara nie jest dla mnie (i z tym trudno mi się w tej chwili nie zgodzić). Dość długo nie dopuszczałam do siebie myśli, że za dużo wymagałam od tej pozycji. Do głowy mi nie przyszło, że autorka, będąc w końcu psychologiem, mogłaby napisać tak słabiutką powieść. Nie chcę mówić, że książka jest zła, albo że nie nadaje się do czytania. Po pierwsze tak nie jest. Po drugie nie mi wydawać takie sądy. Przypuszczam, że wielu osobom ta książka przypadnie do gustu i znajdą w niej to, czego we współczesnej powieści tego typu się poszukuje. Ja jednak zdecydowanie nie zaliczam się do tej grupy. Przykro mi było czytać o dziewczynie, nomen omen strasznie inteligentnej, pełnej pasji i poważnych życiowych planów, postępującej w tak głupiutki i nieodpowiedzialny sposób. Kiedy zagłębiałam się w perypetie Natalii, coraz bardziej powątpiewałam w jej zdrowy rozsądek i zdolności do prawidłowej oceny świata zewnętrznego. Nie mówię, że w prawdziwym życiu kobiety nie podejmują takich decyzji, jakie zdarzały się głównej bohaterce. Ale trudno mi uwierzyć, że twardo stąpającej po ziemi kobiecie może przytrafić się choć połowa z tych rzeczy, które miały miejsce w książce. Być może się mylę. Całkiem prawdopodobnym jest, że za mało wiem o otaczającym mnie i innych wszechświecie. I stąd moja nienajlepsza opinia o Farciarze.

Coraz częściej uświadamiam sobie, że powinnam uważniej wybierać lektury. Jestem świadomym czytelnikiem i wiem, co mi się podoba, a co nie. Zwykle od razu wiem, czy coś trafi w mój gust literacki, czy nie. W tym wypadku najzwyczajniej w świecie się pomyliłam. Może przez przypadek wmówiłam sobie, że ta książka będzie o czymś zupełnie innym, niż miała być w rzeczywistości? Całkiem możliwe, że gdybym podeszła do lektury z innym nastawieniem, to inaczej bym na nią zareagowała. Teraz już się tego nie dowiem.

Farciara to lekka powieść o błahych i dość mało realnych problemach. Zdecydowanie nie jest to lektura na długie, skłaniające do refleksji, jesienne wieczory. Myślę, że znacznie lepiej sięgnąć po nią w jakieś leniwy, upalny, letni poranek, kiedy ma się ochotę na coś niezobowiązującego i niewiele trzeba, by uwierzyć, że życie to bajka.

Za książkę dziękuję wydawnictwu G+J

19 listopada 2012

Konkursowo 13 (praca Klementynki nr 1)

Jak obiecałam tak też czynię. Systematycznie będę prezentowała prace, które zgłoszone zostały w Konkursowie 13. Całość wygrała Klementynka, która nadesłała kilka prac. Poniżej pierwsza z nich, akurat ta która spodobała mi się najbardziej :)


"Aleja Bzów"
Strasznie jest kroczyć Aleją Bzów,
Gdy księżyc przechodzi w nów.
Nagle robi się ciemno,
Niewiele widzę przede mną.
Szukam choć odrobiny światła,
Lecz nie jest to rzecz łatwa.
Z krzaków słyszę dziwne głosy,
Może to tylko głodne kosy.
Wokół nawet żywej duszy,
Chyba wpadłam dziś po uszy.
Dróżka jakaś taka wąska,
Idę struchlała, niczym gąska.
Boję się, muszę to powiedzieć,
Trzeba było w domu siedzieć.
A jeśli pojawią się gdzieś demony?
Nic nie mam do swojej obrony.
Ale któż to idzie w mym kierunku?!
Chyba zacznę krzyczeć: „Ratunku!”
Trzyma w ręku włączoną latarkę,
Na sobie ma ładną marynarkę.
A, nie! To starszy syn sąsiada,
Ten, co zawsze dużo gada.
Ale przynajmniej miną me lęki,
Nareszcie koniec tej udręki.
Czuję się znów bezpiecznie,
Rozmawiamy sobie grzecznie.
Wiedział, że będę szła nocą,
Dlatego ruszył z odsieczą, z pomocą.
Miłe to jakże z jego strony,
Nie straszne mi teraz nawet wrony.
Ani krwiożercze nietoperze,
Czy też latające talerze.
Dobrze, że pomyślał o mnie,
Naprawdę, cieszę się ogromnie.
Chyba z tej całej wdzięczności,
Zacznę zaraz skakać z radości.
Niech mnie tylko odprowadzi,
Dam mu całusa – to nie zawadzi.
Nigdy więcej samotnych spacerów,
Do tego lepiej mieć partnerów.
Dzisiaj dostałam przestrogę,
Że tędy sama chodzić nie mogę.
Szczęściem znalazł się taki,
Który wybawił mnie z tej draki.
Od jutra spacery tylko o brzasku,
Wtedy bez lęku wejdę do lasku.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Małgorzata Gołko (blogowa Klementynka)

Podoba się Wam?

18 listopada 2012

MUST HAVE #23/2012

W nadchodzącym tygodniu pod względem zapowiedzi wydawniczych będzie nieco lepiej niż w tygodniu poprzednim. Mam nadzieję, że coś dla siebie wynajdziecie wśród tego, co ja bym wybrała :) Bo oczywiście było tego nieco więcej, ale zdecydowanie nie w moim guście :)



Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 20.11.2012


Jak to jest prowadzić samochód, który nie ustaje w wysiłkach, by pozbawić was życia?
Na to i na wiele innych równie frapujących pytań odpowie w swoich felietonach Jeremy Clarkson, patrząc na świat z perspektywy czterech szybko obracających się kółek. Przedzierając się przez las fotoradarów, stawiając czoła ekowariatom i omijając autostrady zamknięte przez upojonych władzą funkcjonariuszy Agencji Dróg i Mostów, Jeremy tym razem:
* wykaże, że świat samochodów sportowych przypomina schronisko dla bezdomnych psów
* wyjaśni, dlaczego Sankt Moritz to najbardziej zwariowane miasto na ziemi
* dowiedzie, że mycie samochodu to kompletna strata czasu
* zdradzi, co czuje, podróżując jako pasażer
* zaproponuje coś, co zrewolucjonizuje mecze piłki nożnej
* łaskawszym okiem spojrzy na diesle
* i w końcu sam dojdzie do wniosku, że leworęczni są rzeczywiście wyjątkowi.

Zabawna, szybka, przenosząca czytelnika w różne zakątki świata, a przy tym obrazoburcza i do bólu szczera - książka Clarksona to zbiór fascynujących opowieści, ciekawostek i komentarzy o... dosłownie wszystkim pod słońcem. I tylko od czasu do czasu o samochodach.
Jeremy Clarkson. W swoim żywiole. Jak zwykle w świetnej formie.


Okrutne oskarżenie - Fern Michaels
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 21.11.2012


W olśniewającej nowej powieści autorki z pierwszego miejsca listy bestsellerów New York Timesa kobieta zniszczona przez zdradę rozpoczyna śmiałą walkę o sprawiedliwość...

Straciła wszystko...
Kate i Alex Roketowie są szczęśliwym małżeństwem, mają wspaniały dom. Kate nie może mieć dzieci, więc razem z Aleksem dbają o Sarę i Emily, córki ich przyjaciół, Dona i Debbie Winterów, jak o własne.
Oprócz nadziei...
Po jednym telefonie wszystko się zmienia. Sara oskarża Aleksa o potworny czyn, który staje się powodem rozpadu przyjaźni obu par. Kate przygląda się bezradnie, jak jej niewinny mąż zostaje skazany i wtrącony do więzienia. Jednak kiedy spada na nią jeszcze większa tragedia, smutek Kate zmienia się w złość. Kate odkrywa wewnętrzną siłę, jest zdeterminowana, aby oczyścić imię męża i zrujnować tych, którzy zniszczyli ich wspólne życie. Największym wyzwaniem Kate będzie jednak pomścić Aleksa tak, żeby nie stracić szansy na nową przyszłość i wspaniałą nową miłość...

Chwytająca za serce, trzymająca w napięciu i ciepła
- Booklist na temat Return to Sender.


Niebezpieczna gra - Mari Jungstedt
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 22.11.2012
Kolejna część gotlandzkiej sagi jednej z najbardziej popularnych pisarek szwedzkich.
Na Gotlandii już dawno skończyło się lato. Opustoszały hotele, pensjonaty, domki letniskowe, campingi. Na wyspie zostali tylko jej stali mieszkańcy, którzy szykowali się do nadchodzącej zimy. Listopad powitał wszystkich mgłą, chłodem, deszczem i porywami silnego wiatru. Dni stawały się coraz krótsze, przez większą część dnia nad wyspą zalegały ciemności. W jednym ze szpitali leży Agnes. Kilka lat wcześniej straciła w wypadku samochodowym matkę i brata. Odbiło się to silnie na jej psychice. Dziewczyna popadła w anoreksje i trafiła do szpitala na leczenie. Bierze udział w terapii, codziennie ma przyjmować
określoną ilość pokarmów i napojów, ale za każdym razem próbuje oszukać swojego opiekuna, który ją bacznie obserwuje.

17 listopada 2012

Stosik #34/2012

Dziś to mam Wam do zaprezentowania prawdziwe STOSISKO. No w zasadzie to nawet dwa stosy. Jeden jak zwykle recenzencki. Nie wiem kiedy ogarnę te wszystkie książki (choć akurat te planuje ekspresowo bo... no zobaczycie na fotce), drugi prezentowy, który dumnie stanie na moich półkach i będzie czekał na chwilę wytchnienia, gdy będę mogła sięgnąć po którąś z pozycji :) Jednak co tu będę dużo gadać. Chyba najlepiej po prostu pokazać :)

Więc od góry:
1. Fala upału - Richard Castle: do recenzji od wydawnictwa 12 Posterunek, z którym właśnie nawiązałam współpracę. Uwielbiam serial. Liczę, że książka będzie równie powalająca :)
2. Instrukcja 0066 - Krzysztof Koziołek: do recenzji od wortalu Granice. Dzięki wielkie
3. Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna - Marzena Wasileska: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. Tyle mam do powiedzenia. Do recenzji, jak i poniższe pozycje, od wydawnictwa Świat Książki. Kocham gotować i pozycje z tego stosiku... no po prostu pokochałam...
4. Wypieki - Anneka Manning: j.w.
5. Mięsa - Anneka Manning: j.w.
6. Nalewki staropolskie - Piotr Adamczyk: j.w.
7. Polska Kuchnia Domowa - Małgorzata Caprari: j.w.

A to już stosik prezentowy. Oczywiście od Zbrodni w Bibliotece. Jak tu ich nie kochać?

A wy... znaleźliście coś dla siebie?

16 listopada 2012

Konkursowo 13 - Bing Bang Bung, czyli małe rozstrzygnięcie wielkiej rzeczy - update


Bing Bang Bung, czyli małe rozstrzygnięcie wielkiej rzeczy - wersja ostateczna

Cóż, dzisiejsza, a w zasadzie wczorajsza, noc upłynęła mi pod znakiem zapoznawania się pod postami do Konkursowa 13. Muszę przyznać, że byliście... płodni :D hehe. Zostawiłam czytanie waszej radosnej twórczości na koniec. Dlatego też niezwykle rzadko odpowiadałam na wasze komentarze. Teraz mam już mniej więcej oraz tego, co chcielibyście dostać. Mam nadzieję, że pamiętacie, iż do Dobrej Wróżki mi daleko, i nie jestem w stanie zaspokoić wszystkich waszych potrzeb i próśb. Będę się jednak starała najlepiej jak potrafię. Po perypetiach z poprzedniego tak dużego Konkursowa wiem, że książki (te które wyśle do Was wydawnictwo) będą szły czasami bardzo długo. Z góry Was za to przepraszam, ale takie rzeczy czasami po prostu trwają i nic się na to niestety nie poradzi. 
No dobra dość tego biadolenia. Poniżej prezentuję raz jeszcze listę zwycięzców... uzupełnioną oo listę osób, które albo wzbudziły moje zainteresowanie swoim komentarzem, albo wstawiły ich tak dużo, że po prostu nie mogłam nie docenić wysiłków. A więc... oto i one... 

OSTATECZNE WYNIKI

Panie i Panowie, madame and measure, ladies and gentleman poniżej lista zwycięzców :)

Miejsce pierwszeKlementynka

Miejsce drugieAlina

Miejsce trzeciealison2

Miejsce czwarte: magdalenardo

Miejsce piąte: Książkoholiczka,

Nagrody otrzymają również (kolejność zupełnie przypadkowa):
Karolina.k157 

No i teraz to, na co czekają osoby które nie nadesłały prac i liczyły na odrobinę szczęścia :) Oto ta ociupinka :) Kolejność oczywiście zupełnie przypadkowa
Kruszynka
patrycja
Bożena
Matt
ejotek
M.H.
Kobaltowa Wrona/Chepcher Jones
Miłośniczka Książek

Teraz czekam na maile z adresami osób wyżej wymienionych. Liczę, że większość z Was posiada polskie adresy - bardzo dużo książek będę wysyłała od siebie więc... wiecie jak to jest :P

Zwycięzcom gratuluję i liczę, że szybko dobijemy do 150 tysięcy kiedy pewnie zorganizuję kolejny tego typu konkurs :) Mam nadzieję, że dobrze się ze mną bawiliście i pozostaniecie Tu na trochę dłużej :)

15 listopada 2012

Konkursowo 13 - Bing Bang Bung, czyli małe rozstrzygnięcie wielkiej rzeczy

Bing Bang Bung, czyli małe rozstrzygnięcie wielkiej rzeczy

Jak w temacie i nagłówku czyli dochodzimy małymi kroczkami do wielkich rozstrzygnięć. 

Komisja w składzie: Ja, Ja i jeszcze raz JA zasiadła, obradowała, dyskutowała, sprzeczała się zaciekle i w końcu ustaliła, że... ma zdecydowanie za mało nagród :P Na szczęście nie za mało za mało, ale gdyby miała więcej na pewno ludziska czytujący tego bloga bardziej by się ucieszyły. A tak ucieszą się ociupinkę mniej. 

Piszę o małym rozstrzygnięciu wielkiej rzeczy, bo... nie dałam rady przeczytać jeszcze wszystkich komentarzy. Nie jestem więc w stanie dziś ogłosić absolutnie wszystkich zwycięzców. Ogłoszę jednak tych, których ogłosić mogę. Z waszymi wypocinami się zapoznałam, przeanalizowałam i wydedukowałam, że trzymacie poziom. Poważnie, w zasadzie każda praca była dobra i długo dumałam, które były ociupinkę lepsze. W końcu udało mi się wyłonić pięć prac (a w zasadzie osób), które zwyciężyły. Przypominam jednak, że w Konkursowie 13 nikt kto się natrudził nie odejdzie z pustymi rękoma. Tak więc jest pięciu zwycięzców i dziewięć szóstych miejsc, które oczywiście również zostaną obdarowane nagrodami. 

Panie i Panowie, madame and measure, ladies and gentleman poniżej lista zwycięzców :)

Miejsce pierwszeKlementynka, która obsypała mnie całym gradem prac. W sumie dotarło ich do mnie cztery, każda inna, każda wyjątkowa. Każdą z czasem zaprezentuję, o ile Klementynka się zgodzi. Mnie osobiście najbardziej podobał się wiersz "Aleja bzów".

Miejsce drugieAlina, której prace zawsze przypadają mi do gustu. Tym razem zaprezentowała coś... zdumiewającego mnie osobiście. Pogranicze fantasy i horroru. Dramat i poezja. Zadziwiające. No i już mam zgodę na publikację, więc praca na pewno wkrótce pojawi się na moim blogu :)

Miejsce trzeciealison2, która zapragnęła zaprezentować mi swoją osobę i zrobiła to na kilka przedziwnych ale i przezabawnych sposobów. O ile się zgodzi, chciałabym opublikować cały nadesłany tekst, wraz z komentarzami, bo to przede wszystkim dzięki opisom znalazła się w czołówce :)

Miejsce czwarte: magdalenardo, która w swojej pracy zawarła uwielbiane przeze mnie imię i jego skrót, który podobał mi się zawsze nawet bardziej niż imię. Planujemy tak nazwać córkę, jeśli kiedyś się jej doczekamy. Ale oczywiście nie tylko za ten myk Magda znalazła się w czołówce. Nadesłała bardzo ciekawą pracę, którą mam nadzieję, wkrótce przeczytacie :)

Miejsce piąte, ale nie mniej dobre od pozostałych: Książkoholiczka, która po prostu rozwaliła mnie ułożonym przez siebie wierszykiem. Mam nadzieję, że otrzymam jej zgodę na jego publikację :)

Nagrody otrzymają również (kolejność zupełnie przypadkowa):
Julia Pernix (za superancki filmik który również chętnie opublikuję :P)
marichetti (super wierszyk)
oisaj (u którego dopiero dziś zajarzyłam skąd się wziął jego nick... chyba przygłupia jestem...)
summer21 (za bardzo ciekawe opowiadanie)
Dizzy (za porywający tekst)
Paulaaaa (za dialog z użyciem bardzo wielu słów z Konkursowa 13)
Karolka (bardzo fajna praca :) )
Kirhan Dragon (za bardzo ciekawe i pracochłonne opowiadanie)
Karolina.k157  - z którą mam ten problem, że nie potrafię połączyć pracy z wypowiedziami spod postów. Liczę, że poinformujesz mnie, które wpisy są twoje. 

Jak pisałam, to jeszcze nie koniec. Jak uda mi się ogarnąć wszystkie Wasze komentarze to poinformuję, kto jeszcze dołącza do grona zwycięzców. A póki co czekam na maile z adresami osób wyżej wymienionych. Liczę, że większość z Was posiada polskie adresy - bardzo dużo książek będę wysyłała od siebie więc... wiecie jak to jest :P

Zwycięzcom gratuluję i liczę, że szybko dobijemy do 150 tysięcy kiedy pewnie zorganizuję kolejny tego typu konkurs :)

14 listopada 2012

„W tył zwrot i w nogi! Najsłynniejsze fortele wojskowe” Joseph Cummins

I ponownie prezentuję Wam wypociny mojego małżonka. Liczę, że przypadną Wam do gustu. 

„W tył zwrot i w nogi! Najsłynniejsze fortele wojskowe” Joseph Cummins
wyd. Świat Książki
rok: 2010
str. 247
ocena: 4,5/6



Historię zazwyczaj postrzegamy przez szkolne lata zakuwania na pamięć dat i przyswajania sobie
suchych faktów. Kolejne liczby, nazwiska i wydarzenia wyczytane z podstawowych podręcznikowych
sucharów, przyprawiają zwykle człowieka o mdłości. A tym czasem może być zupełnie inaczej. „W
tył zwrot i w nogi!...” jest jedną z takich pozycji, która może pokazać, że straszna h%$#@oria
jest pasjonująca, a co najważniejsze - ciekawa. Książka podzielona została na cztery rozdziały, a
każdy z nich opisuje największe bitwy historii, które okryły chwałą zwycięskich dowódców, dzięki
ich planowaniu, ryzykowaniu, uporowi i podstępom. Na dwustuczterdziestusiedmiu stronach
znajdziemy nie tylko opis przebiegusamych bitew, ale także ciąg przyczynowo skutkowy, który do
nich doprowadził. Nie zabrakło tu również życiorysów ambitnych ludzi, którzy stali się genialnymi
wodzami.

Bogato ilustrowana książka, pisana bardzo obrazowym językiem, już na początku przenosi nas w
czasy najkrwawszej bitwy w historii. Autor zapewne celowo tak rozplanował tę książkę i dzięki temu
nie da się od niej oderwać i czyta się ją bardzo szybko. Kończąc lekturę przez głowę przebiegła mi
myśl: To już koniec?! Mimo tego, że sam interesuję się troszkę historią, to dzięki tej pozycji wiele
ciekawych faktów miałem okazję przyswoić i było mi szkoda, że tylko tyle bitew zostało opisanych.
Autor trochę zapomniał o Polakach. No dobrze – jedna bitwa, ale nasi w niej przegrywają. Szkoda, że
nie ma szarży naszych uskrzydlonych Husarzy, ale to tylko czepianie się z mojej strony.

„W tył zwrot i w nogi! Najsłynniejsze fortele wojskowe” to przede wszystkim książka historyczna dla
historoholików, ale także dla tych co chcą spróbować zaprzyjaźnić się z toczącą się kołem panią na H.
Mało tego, opisani w niej ludzie zostali zapamiętani i naśladowani, dzięki swojej odwadze, uporowi,
ale przede wszystkim dzięki pomysłowości i umiejętność wychodzenia poza utarte schematy. To taki
poradnik jak osiągnąć sukces, ale podparty bardzo konkretnymi przykładami.

Tak więc, jeśli ktoś chce odpocząć od powieści kryminalnych, horrorów, romansów czy cokolwiek kto
tam czyta i zapoznać się z fascynującą stroną historii, a także „poczuć” bitwy oczami ich uczestników,
to polecam.

Artur Borowski


Za książkę dziękujemy Wydawnictwu Świat Książki

13 listopada 2012

Z przyczyn obiektywnych :(

Obiecałam, że dziś pojawią się na blogu wyniki Konkursowa 13. 
Niestety, z przyczyn obiektywnych publikację wyników muszę przesunąć na jutro bądź czwartek. 
Niestety zamiast powoli zbierać się do domq siedzę w pewnym bardzo mrocznym miejscu gdzie zarabiam na chlebek i masło. Trudno stwierdzić o której dziś się stąd wydostanę, a prace jeszcze nie wszystkie sprawdziłam. Liczę więc, że okażecie wyrozumiałość i poczekacie jeszcze tych kilkadziesiąt godzin :)


A tak zupełnie na marginesie i może dla niektórych na pocieszenie... 
(małe info od Woblinku..)



J.K. Rowling – Trafny wybór

PIERWSZA POWIEŚĆ J.K. ROWLING DLA DOROSŁYCH

Wersja elektroniczna książki dostępna wyłącznie na platformie Woblink.

Przedpremiera e-booka w Polsce: 13 listopada 2012 r., cena promocyjna (13-26.11.12): 19,90
Oficjalna polska premiera wydania papierowego: 15 listopada 2012 r.

Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice
mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem i wiekowym opactwem już nigdy nie będzie
takie jak dotąd.
Wybucha wojna bogatych z biednymi, nastolatków z rodzicami, wojna żon z mężami i nauczycieli
z uczniami. Kto przejmie władzę po Barrym? Jak daleko się posunie w tym zaciekłym konflikcie?
Pełna czarnego humoru, błyskotliwa i prowokująca wielka powieść o małym miasteczku.

Niezwykle wciągająca.
(„ The Daily Beast”)

Prawdziwie poruszająca.
(„The Washington Post”)

Trudno sobie wyobrazić autora, który byłby bardziej kochany przez swoich czytelników.
(„Publishers Weekly”)

12 listopada 2012

Siła geolokalizacji („Żona_22” Melanie Gideon)

„Żona_22” Melanie Gideon
wyd. Otwarte 
rok: 2012 
str. 454 
Ocena: 5/6



Gdy pierwszy raz przeczytałam zapowiedzi Żony_22 pomyślałam, że to będzie kolejna lekka przypowieść o tym, jak łatwo wpaść w szpony uzależnienia od Internetu. Jakoś nawet mi przez głowę nie przeszło, żeby dokładnie sprawdzić czy dobrze zrozumiałam tę zapowiedź… Później, w zasadzie sporo czasu po tych pierwszych wzmiankach, trafiłam na zupełnie inną jej reklamę, która skłoniła mnie do refleksji i zastanowienia, czy czasem nie będzie jednak warto po tę książkę sięgnąć. Niestety trochę trwało, nim udało mi się ją pozyskać. Gdy jednak już znalazła się w moim domu nie mogłam się doczekać lektury. I w zasadzie trudno mi stwierdzić jednoznacznie „dlaczego”. Dziwne, wiem, ale nim się u mnie pojawiła, zdążyłam niemal zupełnie zapomnieć co mnie w niej tak ujęło i dlaczego pragnęłam ją mieć. Wystarczyła jednak lektura kilku pierwszych stronic tej powieści, by przypomnieć sobie co mnie do niej tak przyciągało. I teraz jedno jest pewne, długo nie zapomnę Żony_22.

Główną bohaterką powieści Melanie Gideon jest czterdziestoczteroletnia Alice Buckle, matka dwójki nastoletnich dzieci i żona kilka lat od niej starszego Williama. Na pozór Alice i William tworzą idealną parę. Są niemal dwadzieścia lat po ślubie i znajomi zawsze stawiają sobie ich za wzór wszelkich cnót i dozgonnej miłości – wzór do naśladowania. Akcja powieści rozpoczyna się pod koniec kwietnia, kiedy to firma Williama świętuje sukces kampanii reklamowej, której była twórcą. To właśnie z tej okazji wydane zostało przyjęcie, na które zaproszono pracowników wraz z osobami towarzyszącymi. Alice, choć niezupełnie ma się w co ubrać, stwierdza, że nie może zawieść męża. Jednak już w drodze na imprezę czuje, że coś jest nie tak. William jest dziwnie cichy, a na miejscu po prostu znika jej z oczu. Nie trwa to jednak zbyt długo, bo gdy tylko z Alice zaczynają rozmawiać coraz to inni pracownicy korporacji, mężczyzna niezwłocznie staje u jej boku i informuje, że wracają do domu. To jeszcze bardziej denerwuje główną bohaterkę i sprawia, że powrót na przedmieście jest gorszy niż kiedykolwiek wcześniej. Na miejscu Alice uświadamia sobie, jak bardzo w ciągu ostatnich lat oddalili się od siebie z mężem. Rozmawiają ze sobą, ale te wymiany zdań nie są już takie jak dawniej. Teraz komunikują się esemesami, mailowo lub wysyłając wiadomości na Facebooku. Tematy też jakoś tak się spłyciły. „Kurczak czy ryba?”, „O której będziesz w domu?”, „Dzieci zrobiły…”. Czy oni w ogóle są jeszcze ze sobą szczęśliwi? W przypływie desperacji i w odruchu ostatnio naturalnych zachowań, Alice wpisuje w przeglądarce hasło „szczęśliwe małżeństwo” i stara się dowiedzieć, co poszło nie tak. Kilka dni później w spamie dziewczyna znajduje zaproszenie do udziału w badaniu dotyczącym życia współczesnych małżeństw. Niewiele czasu zajmuje jej podjęcie decyzji, wypełnia aplikacje i wysyła ją w świat. Ta jedna decyzja, jak się później okazuje, ma ogromny wpływ na dalsze życie Alice i jej rodziny.

Pozory – tak jednoznacznie można podsumować relacje głównej bohaterki Żony_22 z mężem. Bliskość, którą dzielili z Williamem na początku ich związku została gdzieś zagubiona. Płomień ich ogniska domowego przygasł i nie ogrzewał już w zasadzie nikogo, ale też jego wygaśnięcia nikt nie zauważył. Małżonkowie stali się swoimi współlokatorami, których wzajemnie w zasadzie nie interesowało, co dzieje się wewnątrz tej drugiej osoby. Dawne łóżkowe rozmowy zamienione zostały w publikowanie wpisów na Facebooku i dzielenie się wszystkim tym, co często powinno pozostawać jedynie między najbliższymi. Dopiero wymuszone ankietą cofnięcie się przez Alice do przeszłości, uświadamia jej, jak bardzo przez ostatnie lata się zmieniła. Alice wyniosła z rodzinnego domu brak pewności co do stabilnej przyszłości. Jej ukochana matka zmarła w wieku czterdziestu pięciu lat, zostawiając męża i piętnastoletnią córkę, która od tej chwili musiała zacząć radzić sobie sama. Kolejne lata przeżyła więc w strachu, że być może podzieli losy matki. Gdy doczekała się własnej rodziny, strach tylko narósł i stał się podstawą do wytworzenia się u niej licznych obsesji i wyciągania z różnych sytuacji nie zawsze właściwych wniosków. Tyczy się to zarówno jej dzieci, jak i związków, w które się angażuje.

Żona_22… wgniata czytelnika w fotel. A na pewno wgniotła w niego mnie. Chyba niezupełnie zdawałam sobie sprawę, co mnie czeka w trakcie jej lektury. Traktowałam tę książkę jak kolejną powieść, która pojawi się w moim życiu i przeminie. Teraz już wiem jak bardzo się pomyliłam. Bo nic nie przemija. W głowie utkwiła mi chyba każda strona, każda scena, każde odczucie głównej bohaterki. W trakcie lektury niezmiernie się z nią utożsamiłam, choć moje życie nie za bardzo przypomina jej. Teraz jednak wiem już, jak się może potoczyć i zdaję sobie sprawę, jakich zachowań powinnam unikać, by nie obudzić się pewnego dnia i nie stwierdzić, że wszystko poszło nie tak jak chciałam. Dziś już zdaję sobie sprawę, jak łatwo wszystko popsuć, jak niedaleko od prawdziwego szczęścia leży totalna porażka.

Powieść podzielona została przez autorkę na trzy części, które przypominają akty przedstawienia teatralnego. Ściśle mówiąc - dramatu. To oczywiście nie jedyna ciekawostka. W książce znajdziemy zapis zmiany statusów na Facebooku, korespondencję mailową, archiwum chatów i historię przeglądarki internetowej wraz z wynikami poszukiwań. Zawarto w niej również zestaw pytań, który trafił do Alice i jej odpowiedzi. W związku z tym, że kobieta ukończyła studia z zakresu teatrologii i z zawodu była dramaturgiem, to jej wypowiedzi są bardzo barwne i czyta się je z wielkim zainteresowaniem. Poznawanie przeszłości Alice, historii jej związku z Williamem i tego, jak powoli się do siebie zbliżali, a później oddalali, było bardzo pasjonujące. Do tej pory pozostaję pod wpływem Żony_22. Uważam, że jest to jedna z lepszych książek, jaką miałam okazję przeczytać. Wbrew pozorom jest bardzo pouczająca, wzruszająca i przejmująca. Czyta się ją niemal na jednym wdechu, choć liczy niemal pięćset stron. Zdecydowanie warto poświęcić chwilę, by zgłębić historię Alice i Williama. Pozycja godna polecenia.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte

11 listopada 2012

MUST HAVE #22/2012

Dzisiejsze Must Have jest jak wczorajszy stosik. Mikre... Jakby w listopadzie nic się nie działo... jakby nie pojawiało się nic po co z całą chęcią bym sięgnęła...hmm...



Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 16.11.2012


Jacka Formana, programistę z Doliny Krzemowej, prześladuje pech.  Nie dość, że  niespodziewanie traci pracę, wypadkowi ulega żona, której zachowanie nasuwa mu podejrzenie, że  jest zdradzany, to jeszcze ktoś go śledzi - ktoś w furgonetce z napisem SSVT - a w domu znajduje dziwną kostkę oznaczoną tymi samymi literami. Kiedy otrzymuje propozycję, by jako konsultant polecieć do wybudowanej na pustyni w Nevadzie fabryki wykorzystującej nanotechnologię, długo się nie waha.
Na miejscu dowiaduje się, że głównym wytwarzanym tu produktem są stosowane przez wojsko ultranowoczesne kamery szpiegowskie,  złożone nanorobotów - roje genetycznie zmodyfikowanych  bakterii E. coli. Jeden z takich rojów wydostał się na zewnątrz, nie słucha poleceń ludzi, zabija   napotkane zwierzęta, a w końcu zaczyna polować na ludzi. Powstrzymanie go spada na Jacka,  ponieważ to on napisał kiedyś program użyty do stworzenia tych złożonych z mikrocząsteczek tworów. Zadanie nie jest proste, bo roje rozmnażają się, a ich sztuczna inteligencja rośnie w zastraszającym tempie, niczym w wielokrotnie przyśpieszonym procesie ewolucji. W zabarykadowanej fabryce, w której  niespodziewanie pojawia się żona Jacka, trwa walka o przeżycie.

10 listopada 2012

Stosik #33/2012 - wersja mikro

Na temat poniższych nabytków za dużo rozwodzić się nie będę. Wciąż czekam na kilka innych przesyłek. Jak widać poczty niczym się od siebie nie różnią, nie ważne gdzie się znajdujemy.



8 dzień - Paweł Śmieszek: do recenzji od wydawnictwa WFW

Finale - Becca Fitzpatrick: do recenzji od portalu Duże Ka i wydawnictwa Otwarte




Chciałabym Was poinformować, że jutro zasiadam do oceny prac z Konkursowa 13. Myślę, że wyniki pojawią się maksymalnie do wtorku :)




8 listopada 2012

Tuż za kodem („Domena” Gaspar López Torres)

„Domena” Gaspar López Torres
wyd. Albatros
rok: 2012
str. 376
Ocena: 4,5/6



Gdy byłam dzieckiem niezupełnie wiedziałam, co chciałabym robić w życiu. Przyszłość stanowiła dla mnie białą, zupełnie niezapisaną kartę. W jeden dzień myślałam o zostaniu lekarzem, w drugim o byciu panią prezes. Najdłużej chyba, tylko proszę się nie śmiać, chciałam zostać panią z kiosku. Tak, tak. To nie żart. Pani z kiosku stanowiła dla mnie nie tyle wyzwanie, co uosobienie idealnej dla mnie przyszłości. Mogłabym czytać do woli wszystkie pojawiające się na rynku magazyny, psikać się „najlepszymi na świecie perfumami” -  w końcu to tam zaopatrywałam się w „Być może…”. W domu nigdy nie zabrakłoby mi środków czystości, baterii czy biletów. No i ostatnie, ale najważniejsze… mogłabym nieustający dostęp do literatury. To, że wówczas, zresztą do teraz nic się w tym zakresie nie zmieniło, w kioskach sprzedawało się wyłącznie romansidła, nie miało dla mnie zupełnie znaczenia. Wychodziłam z założenia, że książka to książka. Z racji tego, że do osiągnięcia upragnionego celu musiałam stać się dorosła, wówczas zadowoliłam się niemal codziennymi wędrówkami do biblioteki. Nie wiem czemu nigdy nie pomyślałam o bibliotekarstwie. Z czasem moje marzenia zaczęły się przeistaczać, chciałam być politykiem, dziennikarzem, ekonomistą. Chciałam pracować w Parlamencie Europejskim, chciałam osiągnąć sukces. Sama nie wiem, jak to się stało, że wylądowałam na Politechnice Śląskiej i ukończyłam kierunek związany z systemami informatycznymi. Chyba zadziałałam jak przy nauce matematyki – pokochałam wroga. Dlatego gdy natrafiłam na zapowiedź Domeny stwierdziłam, że ta książka będzie zdecydowanie dla mnie. Sensacja, thriller szpiegowski, nowe technologie, a to wszystko osadzone w tak zwanej „sieci”. Aż drżałam na myśl o przeczytaniu tej powieści. Czy wyobrażenia sprostały rzeczywistości? Czy znalazłam w tej książce to, czego szukałam? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie zapoznać się z poniższym tekstem J.

Max Gill od dziecka wiedział, że osiągnie sukces. Głęboko wierzył, że ma talent i że właściwe osoby nie będą miały problemu z jego odkryciem. Dążył do celu… może nie po trupach, ale wytrwale. Wybijał się wśród rówieśników, pokazywał na co go stać i w końcu dostał wymarzone stypendium i dołączył do ekipy Google’a. Niestety, na to samo stypendium dostało się wielu wybitnych studentów, a tylko jeden z nich mógł otrzymać wymarzoną pracę. Max odpadł w ostatnim etapie. Lepszy od niego okazał się tylko niepozorny Hindus. Chłopak wrócił więc do domu, napisał cv i wrzucił je do sieci. Nie musiał długo czekać na propozycje, bo te zaczęły spływać lawinowo, jednak to oferta niepozornego Infoco szczególnie go zainteresowała. Wystarczyło jedno spotkanie z właścicielem niewielkiej barcelońskiej firmy, by Max podjął życiową decyzję. Związał się z firmą, której przyświecał cel takiej automatyzacji Internetu, dzięki której ludzie otrzymywaliby niezbędne informacje bez uczestniczenia w zdobywaniu ich. Tak zaczęło się dla Maxa zupełnie nowe życie, a wraz z nim jedna z największych przygód, jakie mogą człowieka spotkać. Gdy Carlos Millet, właściciel Infoco wpadł na pomysł, by zupełnie zrewolucjonizować znane ludzkości przeglądarki internetowe, nawet Max uważał, że to jedynie mrzonki. Można je ulepszać, usprawniać, poszukiwać nowych źródeł pobierania informacji. Ale sama zasada działania… jest nie do ruszenia. Wkrótce jednak pomysł zaczyna kiełkować, wypuszczać pędy… rozkwita. Wtajemniczeni w działania członkowie Infoco nawet nie zdają sobie sprawy, jak wielki postęp robią w stosunkowo krótkim czasie. Wnet okazuje się, że „przeglądarka” jest gotowa, a jej funkcjonalność przechodzi wyobrażenia twórców. W krótkim czasie zdają oni sobie sprawę, że nie mają środków by nad nią zapanować i jedynym wyjściem jest sprzedanie tego innowacyjnego rozwiązania jakiemuś rynkowemu potentatowi. Tu jednak zaczynają się piętrzyć problemy i… By poznać dalsze losy bohaterów i dowiedzieć się jakie niebezpieczeństwo może ich czekać, z powodu stworzenia bardzo rewolucyjnego rozwiązania informatycznego, należy sięgnąć po powieść Gaspara Lópeza Torresa.

Domena to dość nietypowa książka. Już pierwsze jej strony mogą wprowadzić czytelnika w pewną… konsternację. Autor prezentuje na nich siatkę wszystkich bohaterów jakich zaprezentował w powieści oraz… no właśnie. Ich wirtualne byty. Idąc dalej wcale nie jest łatwiej. Czytelnik natrafia na setki sformułowań, które większości śmiertelnikom nic nie powiedzą. Na szczęście autor w przypisach dolnych objaśnia ich znaczenie. Dla mnie zresztą wspomniane zwroty, dzięki wykształceniu jakie posiadam, obco nie brzmiały. Myślę jednak, że dla pozostałych czytelników jednokrotne wyjaśnienie zawiłych definicji może nie być wystarczające, a wielokrotne powracanie do pierwszych stron, gdzie te wyjaśnienia się znajdują, na pewno nie jest komfortowe. Dlatego też wydaje mi się, że powieść dużo łatwiej czytać się będzie osobom, które mają choć niewielkie pojęcie o świecie wirtualnym i Internecie. Nie ukrywam również, że czytelnik, który zdecyduje się na lekturę Domeny, powinien być obdarzony niebywałą wyobraźnią. W jednej chwili autor przedstawia nam losy bohaterów, a w następnej przechodzi do prezentacji losów ich bytów wirtualnych, które… co tu dużo ukrywać… żyją swoim własnym życiem i baaardzo się denerwują, gdy nie mają kontaktu ze swoim rzeczywistym odpowiednikiem. Gdzie czai się niebezpieczeństwo? Kto kryje się tuż za rogiem, a może… tuż za kodem? Jak potoczą się losy bytów realnych i wirtualnych? Kto kupi ten niezwykły wynalazek? Na te, i na wiele innych pytań, odpowiedzi znajdziecie w Domenie.

Powieść czyta się stosunkowo dynamicznie, choć są w niej również momenty, które powodują, że akcja się dłuży i staje się mało płynna. Choć autor starał się wprowadzić wątki stosunkowo przyjemne, wręcz humorystyczne, na niewiele się to zdało. W niektórych momentach wydawały mi się one wręcz żenujące. Nie da się jednak ukryć, że Domena jest książką bardzo na czasie, a przedstawione w niej rozwiązania pobudzają wyobraźnie. Sama chętnie skorzystałabym z wyszukiwarki, jaką stworzył Max. Do lektury zachęcam przede wszystkim miłośników sensacji z nowoczesnymi technologiami w tle.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Albatros
Baza recenzji Syndykatu ZwB