17 lipca 2017

W ciemno ("Friendzone" Sandra Nowaczyk)

"Friendzone" Sandra Nowaczyk
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 408
Ocena: 4,5/6





Czy sformułowaniu "polska Estelle Maskame" może się oprzeć ktokolwiek, kto przeczytał DIMLY? Nie wydaje mi się. DIMLY cieszy się niesłabnąco wielką popularnością. Sama wspominam tę serię z wielką atencją i nostalgią. Uwielbiam ją i zdecydowanie należy ona do jednej z moich najukochańszych serii książkowych. Dlatego gdy przeczytałam porównanie nowej, nieznanej polskiej autorki do Maskame, nie mogłam się oprzeć. Musiałam sięgnąć po Friendzone i przekonać się na własnej skórze, czy faktycznie jest co porównywać.

Tatum zna Griffina od niepamiętnych czasów. On zawsze był i ona zawsze była. Najlepsi przyjaciele, powierzający sobie wszystkie sekrety, nadający na tych samych falach. Tylko jakoś ich życiowi partnerzy niezupełnie rozumieją ich zażyłość. Tak więc ani Griffin nie specjalnie przyznaje się Pam do tego, że raz w tygodniu Tate u niego nocuje w związku z wieczorkami filmowymi, ani Tatum nic o tym nie mówi Noah. Ot, takie małe niedomówienie. Poza tym wszystko jest jasne i klarowne. Oboje na co dzień spotykają się z wybrankami swoich serc, chodzą do szkoły, uczą się, spotykają z przyjaciółmi. Normalne życie nastolatków – które pozostaje niezmącone aż do chwili, gdy oboje wybierają się na doroczny miejski bal maskowy. Griffin jest na nim dość samotny, ponieważ Pam gra w trakcie imprezy na skrzypcach. Tate w zasadzie nie powinno tam być, w końcu Noah zapomniał o balu i upił się z kolegami, wystawiając dziewczynę do wiatru. Kiedy trafiają na siebie na parkiecie z powodu masek nie mają pojęcia, kim jest ich partner. Wiedzą za to, że przyciąga ich do siebie jakaś nieziemska siła. Iskry między nimi wręcz przeskakują. Nie mogą się opanować, uciekają z Sali, wybiegają na zewnątrz, całują się, zakochują się w sobie. Zaczyna się pokaz fajerwerków, w trakcie którego należy ściągnąć maski i nagle… wszystko traci sens, bo on jest nim, a ona sobą. Bo są najlepszymi przyjaciółmi. Bo znają się od zawsze. Bo oboje kogoś mają. A do tego wiele lat temu Griffin wymógł na Tatum przysięgę, że nigdy się w sobie nie zakochają, bo miłość wszystko psuje… Czy da się wrócić do tego, co było wcześniej? Czy Griffin i Tatum zapomną o wydarzeniach z balu maskowego? Czy będą w stanie nadal być najlepszymi przyjaciółmi z wszystkimi konsekwencjami tej przyjaźni? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po debiutancką powieść Sandry Nowaczyk zatytułowaną Friendzone.

To by było na tyle, jeśli chodzi o samą fabułę powieści. Przyznam, że pomysł był jeśli nie rewelacyjny, to na pewno bardzo dobry. Nie będę ukrywać, że właśnie tego typu powieści najbardziej lubię. Oczywiście jeśli realizacja tematu jest równie dobra, jak sam temat. W Friendzone nie wszystko było takim, jakbym to widziała. Autorka dużą rolę przyłożyła do szczegółów. Miejscami tych szczegółów było aż za dużo. A jak wiadomo, im więcej szczegółów, tym mniej wiarygodna wydaje się historia. Tak więc pomimo tego, że całość mi się bardzo podobała, to jednak bardzo często miałam wrażenie, że historia jest zdecydowanie nierealna. A szkoda, gdyby nie to, to w zasadzie naprawdę nie byłoby się do czego przyczepić.

Friendzone czyta się bardzo płynnie i dość szybko. Akcja wciąga i nie sprawia, że czytelnik nie tylko nie ma ochoty odłożyć książki na bok, ale przede wszystkim chce dowiedzieć się, jak cała opowieść się skończy. A gdy w końcu dowiadujemy się, jaki finał ma ta historia… Cóż… jesteśmy bardziej, lub mniej zadowoleni, w zależności od tego, co widzieliśmy we własnej wyobraźni. Na pewno jednak warto osobiście się przekonać, co przyjdzie przejść Griffinowi i Tatum, by ostatecznie dowiedzieć się, jakie są ich prawdziwe uczucia. Zachęcam do przeczytania.


Sil


12 lipca 2017

Piękni i młodzi ("Chłopak z innej bajki" Kasie West)Chłopak z innej bajki" Kasie West

"Chłopak z innej bajki" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 352
Ocena: 5,5/6




Ostatnie kilka miesięcy pod względem lektur upłynęły mi raczej nie najlepiej. Trudno było mi się zmobilizować do czytania. Jak już po coś sięgałam, to niezwłocznie odkładałam, albo lektura trwała dużo dłużej niż kilka dni. W końcu w ogóle przestałam czytać, bo jaki to miało sens? Absolutnie żaden. Tak było do wczorajszego wieczoru, gdy nagle pomyślałam, że muszę coś przeczytać. Podeszłam do biblioteczki i długo się nie zastanawiając sięgnęłam po jedną z najnowszych pozycji. Usiadłam. Po kilku godzinach przeniosłam się do łóżka, a po kolejnych dwóch zamknęłam książkę. Skończyłam. Nie byłam śpiąca. Chciałam więcej. Czuję się, jakby ktoś odetkał mi jakieś kanaliki. Jakby mózg na nowo zaczął działać. I choć wiem, że to pewnie dlatego, że sięgnęłam po lekką młodzieżówkę, to i tak jestem z siebie taka dumna. W końcu powróciła stara Sil. Niech zostanie ze mną jak najdłużej 😊 Nawet piszę mi się lepiej. Niesamowite 😊

Caymen Meyers jest 17to letnią uczennicą ostatnie klasy liceum, ze z góry przewidzianą przyszłością. Może się to wydawać, delikatnie mówiąc, nieprawdopodobne, ale Caymen już wie, jak będzie wyglądało jej życie. Przynajmniej przez kilka następnych lat. Może niekoniecznie godzi się z tym losem, ale wie, że nic innego nie może jej spotkać. Dlatego nie ekscytuje się wizją nadchodzących studiów. Choć wszyscy wokół mówią jej, że powinna sprecyzować, co chce zrobić i jaki kierunek wybrać, ona odpowiada zawsze jedynie uśmiechem. Bo nie planuje w najbliższym roku udać się na studia. Może za 2-3 lata. Na pewno nie teraz. Teraz potrzebna jest mamie. Musi pomagać w prowadzeniu sklepu. Inaczej zbankrutują i wylądują na bruku. Nie ma więc innego wyjścia i choć nawet mama pyta wciąż o uczelnie, to chyba obie zdają sobie sprawę, jak mało prawdopodobne są te rojenia. Sklep z lalkami jest więc jej początkiem i końcem. Jej wizją przyszłości. Tak jej się przynajmniej wydaje, aż do dnia, gdy próg tego bardzo niemęskiego przybytku przekracza pewien ewidentnie za bogaty chłopak, który niespodziewanie wpada w oko Caymen. Jest z tym jednak pewien problem. Nie dość, że chłopak jest zupełnie z innej ligi, do tego jest klientem, wnuczkiem najlepszej klientki, to jeszcze jej mama ma dość ekstremalne poglądy na to, z kim jej córka może się spotykać. Z grona jej adoratorów wykluczona jest tylko jedna grupa społeczna: ludzie bogaci. Caymen wie więc z góry, że taki związek skazany będzie na porażkę. Mimo to podejmuje z chłopakiem nietypową grę, w której zwycięzca może być tylko jeden. Tak im się przynajmniej wydaje. Z czasem jednak te podchody przeradzają się w coś więcej, a kłopoty zamiast maleć, narastają. Czy ten dziwny związek ma szansę przetrwania? Dlaczego Xander w ogóle zwrócił uwagę na dziewczynę? Dlaczego ona nie może przestać o nim myśleć? Czemu Susan ma tak restrykcyjne zasady dotyczące ludzi bogatych? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Kasie West, zatytułowaną Chłopak z innej bajki.

Chyba nie muszę wam pisać, że mnie książka porwała, wytrząsał i wypluła przeżutą o 4 rano. Jestem zachwycona nie tylko fabułą, która była fajna, przemyślana i choć z pozoru lekka to i odrobinę dramatyczna, ale przede wszystkim autorką. To już kolejna książka Kasie West, która niezaprzeczalnie przypadła mi do gustu. Po tych przeczytanych pozycjach spokojnie mogę stwierdzić, że po powieści West mogę sięgać w ciemno, co zresztą już nawet raz (przy ostatniej premierze) uczyniłam. Chłopak z innej bajki to typowa powieść z grupy young adult. A w ostatnim czasie to właśnie w takich pozycjach najlepiej się odnajduję. W mojej biblioteczce w zasadzie mogłoby nie znajdować się nic innego a i tak byłabym szczęśliwa. Może za kilka miesięcy to się zmieni. Może w końcu dorosnę, wydorośleję. Może powrócę do czytania mrocznych i wstrząsających thrillerów. A może nie. Teraz cieszy mnie, że w ogóle czytam. Chłopaka z innej bajki polecam z czystym sumieniem. Świetna książka. Do schrupania.

Sil



10 lipca 2017

Para nie do pary ("Para idealna" Jennifer Echols)

"Para idealna" Jennifer Echols
seria: Superlatives
tom: 2
wyd. Jaguar
rok: 2017
str. 304
Ocena: 5/6



Liceum to zwykle okres w życiu nastolatka, który wspomina się dobrze dopiero po latach. I to nie zawsze. Często krępują nas te żenujące chwile i własne zachowanie, które jako starszym ludziom nawet nie przyszłoby do głowy. Są szkoły, które same fundują swoim uczniom takie nie najciekawsze przeżycia. Do takich placówek zdecydowanie należy liceum w Tampie, które każdy ostatni rocznik prosi o wybranie tytułów, dla wybranych grup ludzi. I tak oto wybiera się na przykład Artystę roku, Tego, który trafi za kratki, czy Tę, która nigdy nie opuści Tampy. Wybiera się również parę w kategorii Byliby Idealną Parą. W tej ostatniej grupce zwykle dobierane są osoby, które dogadywałyby się pod względem predyspozycji czy zainteresowań. Raczej nie zdarza się, by połączono ze sobą przeciwieństwa. Wszystko jest jednak możliwe i tak oto w tym roku wybrano dość nietypową parę. Ona, to szkolna fotografka, dość ekscentryczna, raczej wycofana. On, to szkolna gwiazda futbolu, żartowniś, mega przystojny żartowniś. Kto wpadł na pomysł, by tę dwójkę połączyć w parę? Komu przyszło do głowy, by zetknąć ze sobą tak dwie różne osobowości? Pal sześć ten tytuł, ale każda z nominowanych osób musi dać się sfotografować do szkolnego albumu na koniec roku. A to oznacza, że Harper i Brody muszą stanąć przed obiektywem i pstryknąć sobie fotkę. Zadanie proste, gorzej z jego realizacją. Brody jest wciąż zajęty treningami i meczami. Harper łapie kilka srok za ogon, zajmuje się fotografiami do szkolnego albumu, ogarnia własne portfolio, chce zarobić na studia. Ciągle im ze sobą nie po drodze, ale termin oddania zdjęcia zbliża się nieuchronnie. Czy tej dwójce uda się wygospodarować chwilę czasu, by zastanowić się jak powinna wyglądać ich fotografia? Czy uda im się ją zrobić? A może przy okazji pracy nad tym niecodziennym projektem zbliżą się do siebie? Może byli blisko już wcześniej, tylko nie zwracali na to uwagi? W końcu rówieśnicy z jakiegoś powodu połączyli ich w Parę. Musieli dojrzeć coś, czego ta dwójka wcześniej nie widziała. Jak zakończy się ta historia? Czy wybuchnie burzliwy romans, a może wielka walka? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po powieść Jennifer Echols zatytułowaną Para idealna.

Jak już wcześniej wielokrotnie wspominałam, jedyne lektury jakie ostatnio jestem w stanie strawić, to młodzieżówki. Ponownie udało mi się przebrnąć przez książkę dość szybko (choć nie tak szybko jak połknęłam ostatnią) i sprawnie. Para idealna to bardzo przyjemna, lekka i mało skomplikowana lektura. Dla mnie więc… idealna 😊 Cieszyłam się każdą chwilą, którą jej poświęciłam, a jak już zdążyłam nadmienić, nie poświęciłam jej za wiele tego czasu. Niecałe dwa wieczory i już zamykałam powieść i odkładałam na półkę. Tak to mogę czytać. Taką lekturą mogę się cieszyć. Oczywiście w Parze idealnej nie wszystko było idealne, ale tych gorszych momentów było naprawdę niewiele. Niezupełnie pasowało mi zachowanie "pary", w szczególności niektóre zagrywki Harper, ale jak dłużej o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że młodzież tak czasem ma. Nie wszystko jest logiczne i dorosłe. Czasem podejmuje się głupie decyzje. Czasem nie wszystko jest tak, jakbyśmy chcieli. Zasadniczo jednak Para idealna to bardzo fajna lektura. Do polecenia na taki wiosenno – letni czas. Do rozluźnienia. Do poczytania. Zachęcam.


Sil


5 lipca 2017

Kraniec świadomości ("To, co nam zostaje" Sally Hepworth)

"To, co nam zostaje" Sally Hepworth
wyd. Filia
rok: 2016
str. 546
Ocena: 4,5/6



Czasem mam ochotę być odrobinę nostalgiczna. Powspominać. Podumać. Pogdybać. Zwykle właśnie w takich momentach decyduję się na powieści, po które niekoniecznie sięgnęłabym w normalnych warunkach. Tak właśnie do moich rąk trafiła pozycja Sally Hepworth zatytułowana To, co nam zostaje. Podczas lektury problemem stał się dla mnie czas, którego niestety nie miałam, by ponownie trafić na ten nostalgiczny nastrój, dzięki któremu poczułabym ponownie ten nastrój. Czy to wpłynęło na mój odbiór tej lektury? O tym więcej poniżej.

Eve Bennett ma problem. W sumie to ma sporo problemów, ale jeden jest naglący. Musi wylegitymować się adresem z pobliża szkoły, do której uczęszcza jej córka. Jeszcze kilka miesięcy temu kobieta nie kłopotała się takimi błahostkami, ale wiele w jej życiu się zmieniło. Jej mąż okazał się być przestępcą. Do tego okazał się być również tchórzem, bo zaraz po przyznaniu się do wszystkiego żonie, odebrał sobie życie. Eve została więc sama z winą, jaką obarczono ją za przewinienia ukochanego. Wszechobecna nagonka nie tylko jej nie pomagała, ale i wprowadzała w stan zdołowania. Musiała pilnie wyprowadzić się z domu, który przestał być jej ostoją. Musiała znaleźć pracę, której nie miała od lat, by móc utrzymać siebie i córkę. I ta praca musiała być w zasięgu szkoły Clemmy, by czasem nie musiała jej przenosić i odcinać od koleżanek i kolegów. Z wykształcenia, i to dość dobrego, jest kucharzem. Może poszukać pracy w restauracji. Ale tam pracuje się głównie wieczorami, a wtedy musi zajmować się dzieckiem. Kiedy więc trafia na ogłoszenie z Rosalind House, dość nietypowego ośrodka dla ludzi z demencją, wie, że ta praca będzie idealnym rozwiązaniem. Oczywiście, jeśli ją dostanie. I jeśli później w niej przetrwa, bo to, wbrew pozorom, wcale nie będzie takie proste.

Kiedy rozpoczynałam lekturę mój nastrój bynajmniej nie był melancholijny. Gdy lektura już trwała, nie miałam wyjścia i sama się odrobinę w ten nastrój wprawiłam. Tyle, że niezupełnie mi się to podobało. Nie mówię, że książka mi się nie podobała, co to, to nie. Ale trudno było mi przez nią przebrnąć. Szczególnie psychicznie, bo prosta nie była. Wręcz przeciwnie, była dość przytłaczająca, a do tego miejscami dość poplątana. Wielokrotna narracja pierwszoosobowa co prawda umożliwia poznanie historii z punktu widzenia wielu osób, ale do tego autorka dodała przejścia w czasie. Często trudno było mi się odnaleźć w tym co jest teraz, a tym, co było kiedyś. No i wciąż się zastanawiałam, co będzie kiedyś. Dla mnie delikatnie psychodeliczne. Do tego każde rozpoczęcie na nowo lektury bardzo mnie dołowało, przez co czytanie tej książki zajęło mi dość sporo czasu.

Nie zrozumcie mnie źle, uważam, że To, co nam zostaje to bardzo dobra książka. Ale chyba nie dla mnie, a na pewno nie w tym momencie mojego życia. Cieszę się, że udało mi się skończyć lekturę, ale już nie z tego, że dzielę się z wami tą opinią. Pewnie gdybym ją przeczytała kilka miesięcy temu to jej odbiór przeze mnie byłby zupełnie inny. Szkoda, że wtedy nie miałam takiej możliwości. Liczę, że u was ta książka wpasuje się lepiej w wasz nastrój. Bo to naprawdę piękna ale i trudna historia. Zachęcam.

Sil


3 lipca 2017

50 twarzy Dubaju ("Dubaj. Prawdziwe oblicze" Jacek Pałkiewicz)

"Dubaj. Prawdziwe oblicze" Jacek Pałkiewicz
wyd. Zysk i S-ka
rok: 2016
str. 388
Ocena: 3/6 



Zjednoczone Emiraty Arabskie, a zwłaszcza Dubaj to synonim luksusu i bogactwa, oraz bardzo szybkiego rozwoju i niesamowitego przepychu. Właśnie temu krajowi, a przede wszystkim odkrywaniu jego ciemnych stron, poświęcił swoją książkę znany podróżnik J. Pałkiewicz. Bardzo długo zbierałem się do tego, aby napisać swoje odczucia o tej książce. Dla tych wszystkich, którzy mają jako takie pojęcie o świecie, nie znajdą w tej książce nic nowego, a pozostali zapewne nawet nie wiedzą, co to litery.  Tak więc po kolei. Autor jest znanym podróżnikiem – niestety nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. No, ale ja ani nie jestem podróżnikiem, ani wielkim czytelnikiem. Autor starał się pokazać „nam” jaki jest prawdziwy Dubaj. Autor obok przepychu pokazuje biedę pracowników kontraktowych i zakłamanie establishmentu. Świat jaki pokazuje nam podróżnik jest z jednej strony piękny i zachwycający, a z drugiej strony bardzo sztuczny i szczerze powiedziawszy im więcej czytałem, tym miałem mniejszą ochotę pojechać do tego „państwa miasta” i zobaczyć wszystkie te cuda architektoniczne, a wśród nich najwyższy budynek świata, czyli Burdż Chalifa. Ten drapacz chmur jest Dubajem w pigułce. Powstał na kredyt by zachwycić świat, a zbudowali go źle opłacani pracownicy (niemal przymusowi) z Azji.  

Czytając książkę nie odniosłem wrażenia, że Pan Pałkiewicz jest wielkim podróżnikiem, który w pocie czoła zdobywał niedostępne regiony świata, choć zapewne tak jest. Autor sam o tym pisze, że często spotyka ludzi, którzy go rozpoznają. Odniosłem za to wrażenie, że podróżnik wraz z żoną opływają w luksusach. Może podróżnicza emerytura to właśnie siedmiogwiazdkowe hotele, drogie butiki znanych marek i loty w klasie biznes. No i nie zapominajmy o spotkaniach z wpływowymi ludźmi ot tak, po prostu, jakby to było wyjście do supermarketu osiedlowego po bułki.


Czułem lekką nutkę nieufności, jakiejś sztuczności czytając strony poświęcone tej brudniejszej twarzy emiratu. Wszyscy zwierzają się autorowi książki jakby był ich najbliższym przyjacielem. On sam potrafi się idealnie wtopić w otoczenie i pozostać niezauważonym spędzając noc (jakkolwiek to brzmi) z pracownikami kontraktowymi z Azji.  No po prostu polski agent 007 połączony z psychologiem.

Czy książka była stratą czasu? Oczywiście, że nie. Udało mi się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy o obyczajach panujących w tym „dzikim” kraju. Psy nie spacerują po mieście, chodników prawie nie ma, a kobiety czują się wyzwolone. No łatwo jest być wyzwolonym, gdy nie trzeba pracować, bo Państwo płaci za niemal wszystko. Rodowici mieszkańcy mają się jak pączki w maśle. Ten świat kusi fachowców z całego cywilizowanego świata. Niestety, napływa tam też fala biednych ludzi z Pakistanu, czy Indii aby „dorobić” się ciężką pracą za przysłowiową kromkę chleba.  Szkoda tylko, że cały ten świat jest na pokaz, a kiedyś ta piękna, szklana bańka pęknie. I co wtedy?


Artur Borowski


30 czerwca 2017

Sięgając gwiazd ("Piosenki o dziewczynie" Chris Russell)

"Piosenki o dziewczynie" Chris Russell
Seria: Piosenki o dziewczynie
Tom: I
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 384
Ocena: 5/6


Czasami życie bardzo nas zaskakuje. Zwykle w najmniej spodziewanym momencie. Jakiś banał czy zwykła wiadomość mogą odmienić nasz byt o 180 stopni. Nawet jeśli nie będziemy tego chcieli.

Charlie Bloom jest idealnym przykładem takiego zarządzenia losu. Z zamiłowania fotografka, uczęszcza do liceum w Reading (Anglia). Z pozoru to zwykła placówka, nic nie jest jednak tak do końca oczywiste. Dwa lata wcześniej ukończył ją Olly Samson, obecnie jedna z gwiazd boysbandu Fire&Lights. Dodajmy - najpopularniejszej kapeli na świecie, która już jeździ w trasy koncertowe, choć piosenki na ich płytę wciąż się tworzą. Któregoś dnia Charlie odczytuje na Facebooku wiadomość i zamiera na kilka dni. Ale jak to? Jak ona? Jak on? Tak do niej? Tak po prostu? W końcu dziewczyna postanawia zmierzyć się z tym trudnym zadaniem i odpisać chłopakowi. Bo napisał do niej niemal Bóg, czyli poznamy na szkolnym korytarzu, wtedy niczym się niewyróżniający, Olly. I to nie napisał ot tak sobie. Tylko z konkretną propozycją. Ona robiąca zdjęcia im. Na backstage’u. Podczas koncertu. W najbliższą sobotę… Nieee, to by było najwspanialsze wydarzenie w jej dotychczasowym życiu. Tylko… czy ona dobrze się spisze? Czy da radę? Charlie dochodzi do wniosku że nie i tak też chłopakowi odpisuje. Oddycha z ulgą i zapomina o temacie -aż do chwili, gdy Olly ponownie do niej pisze. Zachwycony, że zmieniła zdanie. I niestety zmartwiony, bo miejsca dla jej przyjaciółki nie ma. Bilety już dawno zostały wyprzedane. Dziewczyna wie już na pewno kilka rzeczy. Teraz nie ma wyjścia. Musi pojawić się na koncercie. Wie też jednak, że ktoś ja w to wrobił. Ktoś, kto ją dobrze zna. Ktoś, kto zna się na sprzęcie komputerowym i systemach informatycznych, bo ewidentnie włamano się na jej konto. A to mogła być tylko jedna osoba - jej najlepsza przyjaciółka Melisa.

Jak skończy się ta szalona historia? Czy zabawa w fotografa najsłynniejszego zespołu to będzie jednorazowy epizod czy dłuższa przygoda? Czy uda się jej dzięki niej zrobić karierę, a może to fotografie staną się jedynie tłem dla całej opowieści? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść “piosenki o dziewczynie tym bardziej, że to dopiero pierwszy tom i zapowiada się ciekawa kontynuacja, jeśli patrzeć z perspektywy zakończenia.

Ogólnie książka mi się podobało, przyjemnie i dość szybko się ją czytało. Należy raczej do powieści lekkich, z maleńkimi dramatami, które choć widocznie zarysowane nie przytłaczały. Mi Piosenki o dziewczynie przypadły do gustu, szczególnie zakończenie. Osobiście nie mogę się doczekać kolejnej części, w związku z czym gorąco polecam.


Sil


18 maja 2017

Spokojnie, to tylko Kot ("Wszystko wina kota" Agnieszka Lingas-Łoniewska)

PREMIERA 24.05.2017

"Wszystko wina kota" Agnieszka Lingas-Łoniewska
wyd. Novae Res
rok: 2017
str. 400
Ocena: 6/6



Chyba nikt nie ma wątpliwości, że uwielbiam książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Jestem jedną z jej najzagorzalszych fanek. Z przyjemnością sięgam po każdą kolejna powieść, kiedy tylko ujrzy światło dziennie (a jeśli to możliwe, to nawet nim je ujrzy). Z Kotem nie było inaczej i choć wiedziałam, że jak zwykle powinnam spodziewać się niespodziewanego, to tym razem dałam się podejść i zaskoczyć. Kiedy i czym? O tym, odrobinę poniżej.

Róża Mak jest topową, polską pisarką. Każda napisana przez nią powieść robi furorę. Czytelniczki szaleją, nakład wyczerpuje się w trybie ekspresowym. Wówczas Róża przebija sobie sama piątkę i zasiada do kolejnej historii, która chwyci za serca rzeszę fanek. Bo w sumie, co więcej może zrobić? Książki od dawna sprzedają się niemalże same, ona robi research i pisze kolejną i kolejną i kolejną… Na spotkania autorskie nie jeździ. Wywiady przeprowadza wyłącznie elektronicznie. A to wszystko dlatego, że w życiu prywatnym, wcale nie jest Różą Mak. Jest Lidią Makowską, nieco szaloną i ekscentryczną wrocławianką posiadającą niepokornego, wędrującego po sąsiadach kota. Przy czym należy doprecyzować, że owy kot wędruje tylko do jednego, mieszkającego za ścianą sąsiada – dodajmy – mega seksownego mężczyzny, przez wtajemniczonych zwanego Surferem.  

Po postawieniu ostatniej kropki w najnowszej powieści Lidia jak zwykle oddaje się chwili rozpusty. W domu odwiedzają ją najlepsze przyjaciółki, na stole pojawia się wino i ulubione zakąski. Impreza trwa, niemal do białego rana. Niedługo po zapadnięciu dziewczyn w sen, do drzwi wejściowych zaczyna się ktoś dobijać. Ten straszny człowiek, który wyrywa Lidię z objęć Morfeusza, to przystojniak zza ściany. Trzymający Jamesa. I zadający to niezręczne pytanie "Czy to pani kot?". Pauza. Przedłużająca się cisza. Jakby tu odpowiedzieć? Jak uniknąć krępującego tłumaczenia się? Te i wiele innych pytań przebiega przez głowę Lidii mimo oparów alkoholowych. By dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy szalonej autorki i jej seksownego sąsiada, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść mojej ulubionej autorki – Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, zatytułowaną Wszystko wina kota!

Nie będę ukrywać – kocham tę książkę. Bawiłam się świetnie podczas lektury Kota i cały czas wspominam perypetie jego, jak i kluczących wokół siebie Lidii i Jeremiego. Nie mogę nie wspomnieć, że w książce znajdziemy również historie trzech przyjaciółek bestsellerowej autorki. Każda z nich jest wyjątkowa. Każda przeszła swoje w życiu. Każda stoi w miejscu, z którego ruszyć może w dwie różne strony. Które ścieżki wybiorą? Jak te decyzje wpłyną na ich dalsze życie? O tym niewątpliwie więcej w przewspaniałym Kocie.

Agnieszka Lingas-Łoniewska przez całą powieść nie spuszcza z tonu. Daje nam możliwość zarówno zrywania boków ze śmiechu jak i niejednokrotnie uronienia łzy. Czytelnika czeka więc prawdziwy emocjonalny rollercoster. To jest to, co tygryski lubią najbardziej, więc zdecydowanie i z całego serca polecam. Naprawdę warto!


Sil


8 maja 2017

Od nowa ("Jedyne wspomnienie Flory Banks" Emily Barr)

"Jedyne wspomnienie Flory Banks" Emily Barr
wyd. Bukowy Las
rok: 2017
str. 328
Ocena: 5/6


Nie wiem, czy dałabym radę żyć, gdybym co kilka godzin traciła wszystko to, co dla mnie najważniejsze – wspomnienia. Nagle otrząsałabym się z zasnuwającej mój mózg mgły i czułabym się dzieckiem. Patrzyłabym w lustro i widziała nieznaną mi kobietę. Chyba nie poradziłabym sobie z tą sytuacją.

Flora Banks miała dziesięć lat, gdy wykryto u guza mózgu. Wtedy wszystko się zmieniło. Guza wycięto, ale nie pozostało to bez wpływu na samą Florę. Dziewczyna nabawiła się amnezji następczej. Pamięta, co było przed chorobą, a potem… czarna dziura. Flora zapamiętuje czasem godzinę, czasem kilka… A potem wszystko znika. Dziewczyna robi więc obszerne notatki, wszędzie gdzie się da. Na dłoniach, rękach, karteczkach samoprzylepnych. Gdy budzi się w nowej rzeczywistości czyta to, co wcześniej napisała, czyta historię swojego życia i wchodzi w nowy etap, w którym jest już siedemnastolatką. Właśnie jest… gdzieś. To chyba przyjęcie. Z ręki dowiaduje się, że to przyjęcie pożegnalne chłopaka jej najlepszej przyjaciółki – Drake'a. Nie czuje się tu za dobrze, nie pasuje tu ubiorem, do tego oblewa się czerwonym winem… Postanawia więc, delikatnie mówiąc ulotnić się z imprezy, i udaje się na plażę. Nie jest tam jednak sama zbyt długo, bo wkrótce dołącza do niej sam gość honorowy imprezy. To jednak nie jest najdziwniejsze. Najbardziej zdumiewające jest to, co dzieje się potem, co opowiada chłopak i co robi… Flora wie, że nie powinna w tym uczestniczyć, ale jednocześnie czuje się taka szczęśliwa, taka wyjątkowa. Odwzajemnia więc pocałunek Drake'a. Oboje jednak wiedzą, że nic z tego nie będzie. On wyjeżdża. Ona jest najlepszą przyjaciółką jego byłej dziewczyny. Do tego przecież zaraz o nim zapomni. Chłopak postanawia więc przyspieszyć wyjazd i zniknąć z życia Flory już teraz. Nikt się jednak nie spodziewa, że to właśnie to wspomnienie, jej pobytu na plaży i pierwszego pocałunku z chłopakiem, zostaje w jej głowie. Teraz po przebudzeniu dziewczyna już wie, że nie jest dzieckiem. Jest świadoma, że ma 17 lat. I że całowała się z chłopakiem. Którego kocha. I który jest byłym chłopakiem jej przyjaciółki. Taki rozwój wydarzeń każdego by przygniótł, nie lepiej jest z Florą. Do tego wszystkiego o tym zajściu dowiaduje się Paige, która zrywa ich przyjaźń. Od teraz dziewczyna musi sobie radzić sama. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby sama, naprawdę nie oznaczało SAMA.

Muszę przyznać, że po tej powieści spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Bynajmniej nie myślałam, że autorka rzuci mnie w sam środek akcji. Nie przyszło mi też do głowy, że akcja będzie rozwijać się w tę, a nie inną stronę. A końcówka? To mnie rozłożyło na łopatki i do tej pory się zastanawiam, co też się stało, że Emily Barr postanowiła poprowadzić akcję tak, a nie inaczej. Nie mówię, że źle – ale zdecydowanie nietypowo, niespodziewanie… wręcz nie przewidywalnie. Mnie to bynajmniej nie odstraszyło. Dzięki temu Jedyne wspomnienie Flory Banks zyskało dla mnie jeszcze jedno oblicze. I jeszcze jeden powód, by tę książkę zachować nie tylko na półce, ale i głęboko w pamięci.

Chyba nie zaskoczę was, mówiąc, że mnie ta powieść pochłonęła zupełnie i nie tylko zaczarowała ale i rozkochała w sobie. Nie zapomnę jej długo, długo. I szczerze ją polecam. Naprawdę warto sięgnąć po tę powieść i dać się porwać życiu zwariowanej Flory.

Sil

20 kwietnia 2017

Śmierć w powietrzu ("Epidemia" Alex Kava)


"Epidemia" Alex Kava
Seria: Ryder Creed
Tom: III
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 320
Ocena: 5/6



Uwielbiam Alex Kavę. Czytam ją od lat i to moje przekonanie absolutnie nie osłabło. Co prawda wraz z kolejnymi tomami jej powieści zmieniła się ich objętość, ale jakoś nie wpłynęło to negatywnie na moje ich odbieranie. Zdziwiło mnie za to zmienienie tytułu serii, bo aktualnie traktują one niby o Ryderze Creedzie, ale przecież wciąż kluczową rolę odgrywa w nich Maggie O'Dell. Dla mnie więc ta zmiana nie miała większego sensu, choć oczywiście rozumiem, że chodzi o wprowadzenie nowego głównego bohatera i odświeżenie serii.

Po Chicago od kilku dni przechadzał się na pozór nieszkodliwy mężczyzna. On jednak wiedział, jaki cel mają jego wędrówki – znaleźć się w jak najbardziej uczęszczanych miejscach. Zetknąć się z jak największą liczbą osób, dotykać wszystkiego i wszystkich jeśli to tylko możliwe. Zapłacono mu w końcu za to, by zarażał. To kolejny eksperyment, taki test – jak tylko go wykona, oni mu zapłacą i podadzą antidotum. Tak przynajmniej robiono wcześniej. Więc i teraz tak się stanie. Prawda? Pewnie mocno by się zdziwił, widząc swoje ciało, zmiażdżone od samobójczego upadku z 18-tego piętra hotelu.

Tymczasem po Nowym Jorku zaczyna przechadzać się pewna kobieta. Codziennie rano otrzymuje karteczki ze wskazówkami, gdzie tego dnia powinna się udać. Dziewczyna nie czuje się najlepiej, kaszle, gorączkuje, strasznie się poci. Nie poddaje się jednak, bo ma do wykonania zadanie. Znaleźć się we wskazanych miejscach. Dotknąć jak największej liczby osób i rzeczy. Zarażenie wirusem kogo tylko się da. Sama nie może poddać się chorobie, spożywa więc jak najwięcej witaminy C i pije dużo wody. Rano nie zawsze ma siłę wstać z łóżka i coraz częściej zapomina, by powiesić plakietkę "nie przeszkadzać", gdy wychodzi na codzienną wędrówkę. Ale daje radę. Dopóki na ulicy nie zaczepia jej człowiek i nie przekazuje jej czegoś, co służby powinny znaleźć po wszystkim przy jej ciele. Jak to przy jej ciele. Przecież gdy wykona zadanie podadzą jej lek. Prawda?

Późnym wieczorem do Rydera Creeda przyjeżdża ekipa ludzi z agentem Taborem na czele. Chcą wybić całą jego psiarnie, bo jeden z jego psów tropiących podniósł martwego ptaka w lesie podczas akcji. Ludzie Creed'a do tego jednak nie dopuszczają. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że to tylko odroczenie wyroku i jeśli szybko nie zadziałają, to wkrótce agenci wrócą i naprawdę skażą stado na zagładę. Hannah w tajemnicy przed Ryderem kontaktuje się z Maggie, mając nadzieję, że ta zrobi co tylko może, by im pomóc. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że opowiedziana jej historia jest tylko kolejnym kawałkiem układanki, nad którą pracuje właśnie agentka O'Dell. Jak skończy się ta historia? Czy dane nam będzie dowiedzieć się, jak potoczą się losy Rydera i Maggie? Czy wspólnie rozwiążą zagadkę, której zegar tyka coraz głośniej? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Alex Kavy, zatytułowana Epidemia.

Nie powiem – obawiała się odrobinę, że tym razem coś mi w powieści Kavy nie spasuje. Na szczęście autorka ponownie stanęła na wysokości zadania i oddała czytelnikom wspaniałą powieść. Ja się nie zawiodłam. Czytało się świetnie i w tempie dla mnie, szczególnie teraz, iście ekspresowym. Myślę, że i wam Epidemia przypadnie do gustu, szczególnie jeśli wcześniej mieliście już okazję zapoznać się z twórczością autorki. Jak dla mnie super. Zdecydowanie polecam.

Sil



7 kwietnia 2017

Wytrwałość ("Zły Romeo" Leisa Rayven)



"Zły Romeo" Leisa Rayven
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 440
Ocena: 5/6



Zwykle nie wiemy, co nas czeka. Każdy kolej krok może przynieść niespodziewane konsekwencje. Nie zawsze jesteśmy zaskoczeni, zazwyczaj jednak nie jesteśmy pewni, co będzie dalej. Zdarza się jednak, że jakiś cichy głosik, może siódmy zmysł podpowiada nam, że to, co właśnie się dzieje, zmieni nasze życie na zawsze. To, czy to będzie zmiana na lepsze czy gorsze, trudno zwykle stwierdzić. Jedno jest jednak pewne – ona nastąpi. I będzie wielka.

Cassandra Taylor od dawna marzy tylko o jednym – dostać się do najlepszej szkoły dla przyszłych aktorów – Grove. Niestety, jej marzenia są skutecznie tłamszone przez nastawionych na jeden cel rodziców – dziewczyna ma zdobyć konkretne, porządne wykształcenie, tak by nie martwić się o przyszłość. To, że dziewczyna znalazła się na przesłuchaniu do wymarzonej szkoły to niemal cud. Gdyby nie obiecała rodzicom odwiedzenia w tym czasie innej uczelni, zapewne nic by z tego nie wyszło. A tak – siedzi teraz na podłodze korytarza i zastanawia się, co tu tak w zasadzie robi. Bo na pewno nie czuje się tak pewna, dojrzała i doświadczona jak inni przybyli na casting. Dlatego gdy tylko nadarza się okazja, Cass wchodzi w swą rolę i stara się, by cala grupa ją polubiła. Nie rozumie tylko zachowania tego chłopaka… który jak ona od początku stał na uboczu… taki przystojny… i patrzący na nią z taką złością. Przecież nawet się nie znają, a on zachowuje się jakby mu wymordowała co najmniej połowę rodziny. To jego zachowanie to jeszcze nic wielkiego, w porównaniu z tym, co dzieje się dalej i jak traktuje ją ten intrygujący skądinąd chłopak. Co wpłynęło na jego podejście do Cassie? Czy to możliwe, by ta dwójka, jeśli dostanie się do wymarzonej szkoły, zostanie przyjaciółmi? A może połączy ich niespotykana chemia, która nie pozwoli im być daleko od siebie? Jak rozwinie się i zakończy ta niezwykła historia? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Złego Romea, czyli debiutancką powieść Leisy Rayven.

Cassie i Ethan od początku znajomości działają na siebie dość intensywnie. Z lektury wręcz bucha buzującymi między nimi emocjami. Dzięki temu, oraz dzięki podzieleniu akcji na nie do końca oczywiste teraz i na początku jeszcze bardziej tajemnicze wtedy, autorka intryguje czytelnika. Wciąga go w mętną nieco fabułę i zachęca do jej śledzenia. Z każdą kolejną stroną powieści poznajemy coraz lepiej Cass i Ethana i krok po kroku dowiadujemy się, co zaszło między nimi lata temu. Co spowodowało, że z początkowych wrogów stali się znajomymi, przyjaciółmi, a w końcu kimś więcej. I co ostatecznie doprowadziło do zastanej obecnie sytuacji? Jedynym sposobem, na odkrycie tajemnic tej dwójki jest sięgnięcie po Złego Romea i zaczytanie się w nim. A gwarantuję, oderwać się od lektury będzie trudno.

Nie będę ukrywała, bardzo czekałam na tę powieść i gdy w końcu dane mi było jej przeczytanie, nie posiadałam się z radości. Zresztą, większość książek wydawanych przez Otwarte i klasyfikujących się do serii Moondrive tak na mnie działa. I zwykle mnie nie zawodzą. Zły Romeo tak jak i pozostałe – nie tylko nie zawodzi ale i cieszy. Nie mówię, że powieść czytało się fenomenalnie. Czasem przeskoki w czasie nieco mnie męczyły. Czasem nie umiałam się połapać w tym, co teraz się dzieje, gdzie tak naprawdę są bohaterowie. Gdzie jestem ja. Ostatecznie jednak wszystko pojęłam i chyba nawet pokochałam. Ujęła mnie szczególnie końcówka. Po zakończeniu lektury odczułam lekkie uczucie żalu. Czegoś mi brakowało. Ale dzięki temu mogę sama kreować ten brak. Tworzyć w głowie niekończące się dalsze ciągi. Takie powieści lubię. Takich powieści chciałabym czytać więcej. Zdecydowanie polecam.


Sil

10 marca 2017

Walka ("Chłopak, który chciał zacząć od nowa" Kirsty Mosely)

"Chłopak, który chciał zacząć od nowa" Kirsty Mosely
Seria: Fighting to Be Free
Tom: I
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 384
Ocena: 3,5/6


Macie czasem  tak, że żyjecie nadzieją, że to, na co traficie tym razem, będzie strzałem w dziesiątkę? To łudzenie się, czy możliwe do ziszczenia pragnienie? Czy można się zmienić? Czy można zmienić swoje życie? Czy można zmienić sposób postępowania? Cóż, o tym chyba każdy musi przekonać się sam. Albo poczytać o tym.

Jamie Cole to dwudziestojednolatek z dość mroczną przeszłością. Od najmłodszych lat znany był pod ksywką Młody i, co tu dużo ukrywać, należał do grupy przestępczej. Kiedy wylądował w zakładzie poprawczym zdecydował, że nie tylko nie zdradzi nikogo z ekipy, ale i nigdy do niej nie wróci. Kiedy więc po wyjściu z tego przybytku obok zamówionej dla niego taksówki zobaczył jednego z "kolegów" z bandy już wiedział, że wprowadzenie jego planu w życie nie będzie takie łatwe. Poczuł nawet, że nadchodzący wieczór może się dla niego skończyć nie najlepiej. Kiedy więc udało mu się "dogadać" z szefem, odetchnął z ulgą. Jedna akcja i koniec, będzie wolny. Taki przynajmniej był plan. I nawet udałoby mu się go zrealizować, gdyby nie wydarzyła się pewna mała tragedia. Teraz jednak Jamie ma o wiele więcej do stracenia, bo w tak zwanym międzyczasie w jego życiu pojawiła się dziewczyna, dla której dość szybko stracił głowę. Nie odważył się jej jednak wyjawić tajemnic z własnej przeszłości, teraz więc, gdy nie ma wyjścia, musi kluczyć i udawać. Tylko – czy słusznie? Czy nie lepiej byłoby wyjawić prawdę? Czy nie rozsądniej byłoby podzielić się z ukochaną trapiącymi go problemami? Czy nie ułatwiłoby im to życia? By się tego dowiedzieć, należy sięgnąć po najnowszą powieść Kirsty Mosely, zatytułowaną Chłopak, który chciał zacząć od nowa.

Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać inną powieść tej autorki. Zapowiadała się znakomicie. Sam pomysł na fabułę był, wydawałoby się, bardzo oryginalny i nie do podrobienia. Niestety, wykonanie kulało i to dość poważnie. Podczas lektury odnosiło się wrażenie, że całość potraktowana została bardzo płytko i nieprofesjonalnie. Od tamtego momentu minęło jednak już sporo czasu, odsunęłam więc od siebie obawy przed ponownym zetknięciem z autorką. Gdy dostałam odpowiednią propozycję i zapoznałam się notą wydawcy poczułam, że chcę przeczytać Chłopaka, który chciał zacząć od nowa. Bo sama chciałam zacząć od nowa. Tylko… czy słusznie zrobiłam?

Niestety ponownie zetknęłam się z tym samym problemem. Super pomysł, ciekawy tytuł, a wykonanie? W zasadzie leży i kwiczy. Tak, wiem, autorka pisze o młodych ludziach, może oni wydają się jej tak płytcy? Trochę jednak inaczej postrzegam osoby w tym wieku. Tak jak i starsi mają oni odrobinę oleju w głowie i raczej nie wypowiadają się w taki sposób, jak w tej powieści. A może jednak? Może się nie znam? Mnie jednak takie potraktowanie tematu odebrała całkiem sporą przyjemność z lektury.

To są jednak tylko moje poglądy, być może całkiem mylne. Nie chciałabym, by się okazało, że mój pogląd odciągnie was od lektury, która być może przez was byłaby odebrana zupełnie inaczej. Dlatego zachęcam was do zapoznania się z twórczością Kirsty Mosely i podzielenia się opinią. Może to ja zmienię moje zdanie?


Sil


23 lutego 2017

Kolor uczuć ("Księga snów" Nina George)

"Księga snów" Nina George
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 424
Ocena: 5,5/6




Co bym zrobiła, gdyby wszyscy wokół mnie ginęli?
Co bym zrobiła, gdybym chciała komuś zaufać, ale równocześnie śmiertelnie się tego bała?
Co bym zrobiła, gdybym znała swoje uczucia na wylot, ale nie potrafiła się do nich przyznać?
Co by było, gdybym…

Każdy z nas, codziennie zadaje sobie setkę pytań i na większość nawet nie zwraca uwagi. Przemykają one przez nasz umysł, wpadają i wypadają, pozostawiając tylko znikomy ślad, niemal zdarte wspomnienie po wykonywanej czynności.

Henri nie przyznaje się, do goszczących w nim pytań. Pomija je zupełnie. Stara się nawet nie pamiętać, że mógł kiedyś chciał o czymś pomyśleć. Dni, miesiące, lata jego życia mijają bez jakiegokolwiek zaangażowania. Tak to na pozór wygląda. Kobiety na jedną noc, teksty o pojedynczych przypadkach, szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce, byle na dłużej się nigdzie nie rozgościć. Żyć trzeba szybko i prosto. Tylko… gdyby sen przychodził bez problemu… Niestety, Henri od lat boryka się z bezsilności, zdążył jednak do niej przywyknąć. Wszystko ulega zmianie, gdy w jego życiu pojawia się Eddie. Sen przychodzi bez problemu, a coraz gorętsze uczucie rozpala jego zmarznięte na kość serce. Tylko… czy w obliczu decyzji, będzie umiał się do niego przyznać? Czy jednym słowem nie przekreśli wszystkiego, co mógł od życia dostać? A jeśli tak, to czy dostanie jeszcze kiedyś od losu drugą szansę? By się tego dowiedzieć koniecznie należy przeczytać fenomenalną powieść autorstwa Niny George zatytułowaną Księga snów.

Zwykle nie czytam takich powieści, zwykle staram się od takiej problematyki trzymać z daleka. Zwykle… Jak się jednak okazało - nie tym razem. Bo teraz nie tylko trafiła mi się taka lektura, ale jeszcze na dodatek totalnie w nią wsiąknęłam. Na początku nie za bardzo widziałam w niej sens. Z biegiem czasu coraz więcej rozumiałam, równocześnie rozumiejąc coraz mniej. Na koniec ją pojęłam, choć trudno mi było się z tą wiedzą pogodzić. W końcu… ile można na siebie przyjąć? Ile można unieść na nieświadomych ciężaru barkach? Jak się okazuje - wiele. Tyle że to "wiele" w obliczu niektórych problemów, okazuje się być czymś maleńkim.

Księga snów zaczarowała mnie. Wciągnęła w swą toń i nie uwolniła od siebie aż do chwili, gdy ujawniła swe zakończenie. Gdy już je poznałam, gdy dowiedziałam jaki jest finał zmagań Henriego, Eddie, Sama i Maddie, wszystko stało się tak oczywiste i tak koszmarne zarazem. Niby piękne, ale równocześnie bardzo bolesne i wstrząsające. Ta powieść doszczętnie zniszczyła mur mojej wewnętrznej odporności. Lekturę skończyłam już jakiś czas temu, ale wciąż ją przeżywam. I wciąż nie mogę odbudować własnego spokoju. Pewnie, wcześniej lub później, w końcu mi się to uda. Na pewno jednak ślad po tej opowieści zostanie we mnie na długo, jeśli nie na zawsze. Nawet nie wiem, jakimi słowami polecić mam tę książkę. Dla mnie stała się ona fundamentem, na którym będę mogła budować. Myślę, że i wy na niej wiele zbudujecie. Naprawdę warto poznać tę historię.

Sil


14 lutego 2017

Różne oblicza samotności ("P.S. I Like You" Kasie West)

"P.S. I Like You" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 392
Ocena: 5/6





Zasadniczo powinnam czuć się staro i zdecydowanie nie sięgać po tego typu powieści. Niewiele osób po 30-tce sięga w końcu po literaturę młodzieżową. Zasadniczo. Bo są i tacy, który sięgają po nią z przyjemnością. Jak ja na przykład. Wiele radości sprawia mi czytanie tego typu powieści, a jeszcze jak się okazuje, że nie tylko pomysł jest dobry, ale i wykonanie niczego sobie, to nie pozostaje mi nic innego, jak wiwatować. Więc wiwatuje, bo to już kolejna pozycja z biblioteki której mogę nadać tytuł "Kasie West" którą mogę spokojnie polecić. Bo P.S. I Like You jest jak najbardziej godne znalezienia się na liście must have fanów literatury młodzieżowej. Czemu? O tym może nieco poniżej.

Lily Magnes Abbott jest mało popularną trzecioklasistką, która jest pogodzona z życiem, jakim żyje. Rodzice to artyści, żyją więc od zarobku do zarobku. Ma troje rodzeństwa, w tym dwóch młodszych braci, którymi wciąż trzeba się zajmować. W każdej wolnej chwili może się okazać, że należy pomóc rodzinie, na przykład na jakichś targach. Nigdy więc tak naprawdę nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień, ba, kolejna godzina. Dziewczyna ma jedną prawdziwą przyjaciółkę – Isabel, na tyle wyrozumiałą, że nie tylko toleruje, ale i rozumie sytuację rodzinną Lil. I w zasadzie tyle. No nie, na tym kończąc chyba bym skłamała. Bo w życiu dziewczyny "jest" jeszcze dwóch chłopaków. O jednym Lily marzy nocami (Lucas), wrodzona nieśmiałość nie pozwala jej jednak nawet się z nim przywitać. O drugim najchętniej by zapomniała (Cade). To ten drugi kilka lat wcześniej nadał jej znienawidzoną przez nią ksywkę (Magnes), a do tego jest byłym chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. Byłym właśnie przez nią, przez Lily i jej niechęć do wybranka Iż. I tak oto od dwóch lat wojna między Cadem i Lily nie ustaje. Dziewczyna dostaje gęsiej skórki za każdym razem gdy widzi chłopaka. I nie potrafi się opanować, musi mu dogryźć bo wie, że jeśli ona tego nie zrobi, to on na pewno nie będzie siedział cicho i potulnie. I tak oto wzajemnie psują sobie swoje codzienności. W pewnym momencie, jedyną odskocznią dla Lily staje się lekcja chemii, na której do tej pory dziewczyna notowała pomysły na teksty piosenek, a teraz zmuszona jest notować, bo nieubłagany nauczyciel zauważył, co ona robi podczas jego leki. Któregoś dnia, z nudów, zamiast notować w swoim notesie, dziewczyna zaczyna pisać po ławce. Ku jej zaskoczeniu, następnego dnia znajduje odpowiedź. Tak oto świat Lily się zmienia i wszystko zaczyna się kręcić wokół lekcji chemii. Kim okaże się osoba, która jej odpisuje? Może to jakaś fajna dziewczyna, z którą będzie mogła się zaprzyjaźnić? A może chłopak, dla którego straci serce? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie przeczytać najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną P.S. I Like You.

Jedno jest pewne – mnie ta powieść urzekła, choć, szczerze powiedziawszy, nie zaskoczyła. Niemal od początku przeczuwałam, kto odpisuje Lily i, jak się ostatecznie okazało – nie pomyliłam się. Nie oznacza to jednak, że książka była przewidywalna – co to, to nie. Bo nawet mnie wiele wątków zaintrygowało, a niejeden zadziwił, bo nie spodziewałam się takiego a nie innego obrotu spraw. Nie raz podczas lektury się zaśmiewałam. Kiedy indziej w oczach stawały mi łzy. Czyli pełna paleta emocji. Jak dla mnie dokładnie to, czego potrzebowałam.

P.S. I Like You czyta się znakomicie, w zasadzie jednym tchem. Fabuła jest ciekawie zarysowana, bohaterowie autentyczni, a całość wciąga i nie pozwala się oderwać od lektury aż do ostatnich stron powieści. Książka uczy wyrozumiałości i patrzenia na problemy innych z ich, a nie własnej perspektywy. Pozwala zrozumieć. Emanuje dobrem. Jeśli świetna. Godna polecenia.


Sil


5 lutego 2017

Poświęcenie ("Bez szans" Mia Sheridan)

"Bez szans" Mia Sheridan
wyd. Moondrive/Otwarte
rok: 2017
str. 320
Ocena: 5,5/6





Ostatnimi czasy rozpoczęłam ponowną przygodę z powieściami Mii Sheridan. Sięgnęłam po wychwalanego i osławionego Caldera i… przyznam bez bicia nieco utknęłam. Jakoś nie wciągnęła mnie jeszcze ta powieść, nie przekonała mnie do siebie, nie skradła mego serca i umysłu. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną jest wszystko w porządku. Wtedy, niemal rzutem na taśmę, otrzymałam egzemplarz Bez szans. Odłożyłam Caldera na półkę i sięgnęłam po czytnik. Nawet nie zauważyłam, jak minęło kilka ostatnich wieczorów, podczas których mogłam pozwolić sobie na czytanie. Lektura była… No, może nie będę tego zdradzała tak zaraz, na początku J

Tenleigh Falyn jest osiemnastoletnią uczennicą najstarszej klasy liceum w Dennville w stanie Kentucky. Miasteczko to zapadła dziura, która zawstydziłaby niejedne slumsy. Aż trudno w to uwierzyć, ale ta część Appalachów nie stanowi dla nikogo chluby. Ludzie są tam nie tyle ubodzy, co po prostu potwornie biedni. Dzieci czekają na poniedziałek, by pójść do szkoły, zagrzać się i może podkraść jakieś jedzenie. Jedynym źródłem utrzymania jest pobliska kopalnia, która pochłonęła już niejedno życie. Większość ludności żyje z tego, co przekaże im pomoc społeczna. Nie kupują jednak z tych funduszy jedzenia dla dzieci. Nie płacą nimi za prąd czy ogrzewanie. Co to, to nie. Wszystko co kupią niezwłocznie sprzedają i kupują to, na czym naprawdę im zależy – alkohol. I tak to trwa, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, z pokolenia na pokolenie. Bez szans na jakąkolwiek zmianę. Bez szans na lepszą przyszłość. Bez szans na cokolwiek. Dzieci wiedzą, jak potoczy się ich życie. Po skończeniu przez nielicznych edukacji, rozpocznie się etap pracy i życia od wypłaty do wypłaty. A kto nie zdecyduje się na kopalnie, może ewentualnie zatrudnić się w którymś z barów, w pobliskim Evenly. Jeśli oczywiście będzie mu dana taka szansa, bo bezrobocie w tej okolicy jest zastraszające. Jest jeszcze jedna opcja – dla jednej osoby rocznie. Można przez lata wykazywać się wiedzą, piąć się po jej szczeblach by ostatecznie podczas zakończenia nauki dowiedzieć się, czy udało się zdobyć stypendium, przyznawane na studia. Niewielu próbuje, ale zawsze ktoś staje w szranki o jego zdobycie. Od lat stara się o nie Ten, w tym roku w końcu się dowie, czy będzie jej dane radować się wiosną przeprowadzką do wyśnionej Kalifornii. Nie spodziewa się jednak, że na starcie stoi nie tylko ona i kilka miejscowych dziewczyn, ale też chłopak z pobliskiego domu, z jej wzgórza biedaków – przystojny Kyland Battett. Gdy w końcu dociera do niej ta informacja jest już niemal za późno, bo dziewczyna od wielu dni wodzi za nim rozmarzonym spojrzeniem. Czy uda się jej oddzielić własne marzenia, od kiełkującego w niej pragnienia? Czy Ky podzieli jej uczucia? Czy będzie im dane być razem? A może największe szkolne marzenie stanie się tym, co nie pozwoli im być ze sobą, lub ich rozdzieli? By się tego dowiedzieć musicie niezwłocznie sięgnąć po Bez szans i dowiedzieć się osobiście.

Jak już wcześniej wspomniałam – w moim życiu nastał czas na powieści Mii. Po przeczytaniu Bez szans wiem, że będzie to dobry okres. Wkrótce wrócę do Caldera i liczę, że tym razem pochłonie mnie całkowicie i da się poznać od tej lepszej strony. Bez szans okazało się cudowną powieścią, pełną pasji, miłości i bezinteresownego poświęcenia. Równocześnie historię bohaterów przepełnia rozpacz, samotność i głód – jedzenia oraz uczuć. Niezupełnie wiedzą, jak radzić sobie z kiełkującą w nich miłością. Jednego są pewni – muszą z nią walczyć, bo wewnętrznie czują, że nie przyniesie ona nic dobrego, jedynie ich zrani. Czy tak będzie faktycznie? Tego nie zdradzę. Mogę jednak powiedzieć, że na pewno czytelnik zostanie wielokrotnie zaskoczony – niestety nie zawsze pozytywnie. Jak dla mnie powieść Mii Sheridan stanowi wspaniałe studium miłości i przyjaźni. Warto poświęcić tej lekturze każdą możliwą chwilę. Bez szans pochłania bez reszty. Zachęcam.

Sil