24 grudnia 2013

Wesołych Świąt

W ten Świąteczny czas pragnę Wam życzyć Wszystkiego co najlepsze. Niech się Wam szczęści. I niech te Święta obfitują nie tylko w pyszne jedzenie, ale i genialne książkowe prezenty i ogrom czasu na lekturę :)


23 grudnia 2013

Drapieżcy („Plugawy spisek” Maxime Chattam)

„Plugawy spisek” Maxime Chattam
wyd. Sonia Draga
rok: 2013
str. 416
Ocena: 4,5/6


Pisałam to już wiele razy i napiszę raz jeszcze - książki wydawane przez Sonię Dragę w serii Thriller są fenomenalne. Nie zawsze czyta się je w tempie ekspresowym. Nie zawsze są od razu jasne i zrozumiałe. Nie zawsze porywają czytelnika, nie pozwalając się od siebie oderwać aż do świtu. Jednak zawsze mają w sobie jakąś taką niesłychaną głębię. Są przejmujące, nie dają o sobie zapomnieć, nawołują do siebie. Czasem ciężar lektury nie pozwala skupić się na niej dłużej. Czasem opisywane wydarzenia trzeba kilka razy przetrawić, nim jakiś wewnętrzny głos pozwoli powrócić do czytania. Zdarza się, że ten głos dość długo się nie odzywa i wówczas trzeba na chwilę odłożyć książkę na półkę. Bywa więc naprawdę różnie. Jednakże, niezmiennie, w końcu nadchodzi kres lektury przynoszący całkowite odprężenie. Wówczas już wszystko jest wiadome. Już nic nie jest straszne. Wszystkie dłużące się chwile idą w zapomnienie. Bo w końcu się wie. Tylko to się liczy.

Ostatnio dane mi jest czytać dość ciężkie, pod względem ładunku emocji i problematyki, powieści. Do tej grupy niewątpliwie zaliczyć można również Plugawy spisek autorstwa Maxime'a Chattama.

Alexis Timèe ma problem. I to duży. Od wielu miesięcy, wraz kolegami z zespołu przydzielonego do tej sprawy, nie są w stanie ująć sprawców bestialskich przestępstw. Badali ślady i tropy już na setki sposobów. Analizowali dane w każdą z możliwych stron. I nic. Za każdym razem trafiają na mur nie do przejścia. A przecież tak być nie powinno. Już dawno powinni ująć przestępców i zająć się innym tematem. Niestety nic z tego. Co gorsza, przestępstw zamiast ubywać, z każdym dniem przybywa. Jakby sprawcy nawzajem się nakręcali powodowani czynami innych - podejmowali się coraz gorszych czynów. Niezmienne pozostaje tylko jedno - symbol *e na ciele ofiary. Lub w jej lub ich pobliżu, gdy inaczej się nie da. Symbol i niesiony przez niego przekaz rozprzestrzenia się wśród Francuzów niczym zaraza. Nikt jednak nie potrafi znaleźć na nią lekarstwa. W końcu Alexis postanawia postawić sprawę na ostrzu noża - nie rozwiążą zagadki bez dodatkowej pomocy, a tę mogą przyjąć tylko od jednej osoby - emerytowanego kryminologa Richarda Mikelisa. Gorzej, że ten ostatni wcale nie chce komukolwiek w czymkolwiek pomagać. Zrezygnował z pracy dlatego, by zapomnieć o pustoszącej sile niosącej się wraz z każdą kolejną rozwiązywaną sprawą. Juz dawno doszedł do wniosku, że albo praca, albo zdrowie i szczęście jego rodziny. Mężczyzna zdecydował się na to ostatnie i zaszył w cichym zakątku z dala od zgiełku pełnego przemocy Paryża. Niestety, Alexis wytropiłby Mikelisa nawet na końcu świata. Tylko, czy samo dostanie się do niego oznacza, że zdecyduje się on wesprzeć żandarmerię? Mało prawdopodobne. Mimo wszystko jednak warto spróbować - przynajmniej tak uważa Timèe. Czy słusznie? By się tego dowiedzieć koniecznie należy zapoznać się z akcją Plugawego spisku.

W książce tej nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Całość składa się z trzech części, czyli ON, ONA i ONI. Przyznam, że przy pierwszej części nawet nie zauważyłam, że miała ona jakiś podtytuł. Dopiero gdy się skończyła, gdy stało się to, co najwyraźniej stać się musiało, zrozumiałam jaki był sens nadawania przez autora tytułów częściom powieści. Wówczas zaczęłam się naprawdę bać tego, co będzie dalej. I całkiem słusznie, jak się później okazało.

Plugawy spisek traktuje o bardzo skomplikowanym, ale równocześnie bardzo rzeczywistym problemie. Wcześniej nawet do głowy mi nie przyszło, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Przecież to niemożliwe. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Być może tuż za rogiem mają miejsce podobne wydarzenia. Może po prostu nikt nie zwraca na nie przesadnej uwagi? Jeśli tak jest, to z ludzkością jest fatalnie i nie wróżę jej świetlanej przyszłości. Wręcz przeciwnie.

Powieść czyta się dość mozolnie. Wymaga od czytelnika sporo uwagi, skupienia i całkowitego oddania. I wymęcza psychicznie. Ja ją sobie dawkowałam przez kilka tygodni. Czytałam zdanie po zdaniu, stronę po stronie, rozdział po rozdziale. Trochę to trwało, ale w końcu dotarłam do jej zakończenia. Zaskakującego i przerażającego - oczywiście. Przyznam, że przez chwilę się bałam, że zakończenia nie będzie. No bo jak, skoro wszyscy bohaterowie powieści, będący równocześnie narratorami poszczególnych rozdziałów, mogliby zginąć? A może taki był plan od początku? O tym musicie już przekonać się samodzielnie.


Zachęcam do tej mocnej, interesującej i dość trudnej lektury. Warto przeczytać. 

Baza recenzji Syndykatu ZwB

22 grudnia 2013

Bookowo 12/2013

To już ostatni stosik w tym, 2013 roku. Oczywiście zakładam, że coś (czytaj książka) jeszcze może się u mnie zjawić. Wówczas jednak zostanie zaliczona do pierwszego stosiku w 2014. No chyba, że nie będę potrafiła się powstrzymać i się nimi lub nią pochwalę. Jednak jest to mało prawdopodobne :)

A teraz już do rzeczy, a więc stosik :)

Tak wiem. Troszkę się tego uzbierało. Gorzej, że czytanie mi ostatnio idzie jak po... nie wiem czym. Tragicznie. Tak to jest, jak w domu pojawia się szczeniak i absorbuje czas, normalnie przeznaczany na czytanie. No nic, przestanę sypiać, będę czytała w nocy.

Od lewej:
Smaczna Polska - Magda Gessler: do recenzji od wydawnictwa Znak Literanova. Bardzo dziękuję. Książka niewątpliwie przyda się w te Święta. Po nich pojawi się recenzja :)
MasterChef Smaki marzeń - Beata Śniechowska: niespodzianka od wydawnictwa Znak Literanova. Z wielką przyjemnością ją zrecenzuję. Pewnie też będziecie mieli okazję poczytać coś na jej temat w czasie świąteczno-noworocznym.
Trzeci znak - Yrsa Sigurdardóttir: takiego prezentu się nie spodziewałam. Jak widać marzenia się spełniają. To egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Muza :) Dzięki wielkie :)
Piękny kraj - Alan Averill: od wydawnictwa Akurat. Już nie mogę doczekać się lektury :)
W proch się obrócisz - Yrsa Sigurdardóttir: tu również niespodziewanka od wydawnictwa Muza. Życie jest jednak piękne :)
Dziewczyna w stalowym gorsecie - Kathryn Smith: wydawnictwo Fabryka Słów. Do recenzji od wortalu Granice
Pan Przypadek i celebryci - Jacek Przypadek: do recenzji od Autora. Bardzo dziękuję.
Nieskończoność - Holly-Jane Rahlens: do recenzji od wydawnictwa Egmont
Gorączka 1 i Gorączka 2 - Dee Shulman: obie do recenzji od wydawnictwa Egmont. Aż drżę w oczekiwaniu na te lektury :)
Wszystko w porządku. Układamy sobie życie - Szymon Hołownia, Marcin Prokop: do recenzji od wydawnictwa Znak. Cierpliwie czeka, ale liczę, że już nie długo się za nią zabiorę :)
Zima w kuchni pięciu przemian. Przepisy wegetariańskie - Anna Czelej. Wydawnictwo Illuminatio. Do recenzji od wortalu Granice. Dzięki :)
CzaroMarownik 2014: do recenzji od wortalu Granice 
Taniec z przeszłością - Karolina Monkiewicz-Święcicka: prezent od Granic
Ups... no to wpadłam! - Karolina Pastuszak: do recenzji od wydawnictwa Prozami
Upadające królestwa - Morgan Rhodes: od wydawnictwa Gola. Właśnie czytam :)

Znaleźliście coś dla siebie? Przy okazji posta gorąco chciałabym zaprosić Was na nowego bloga: sFuriatowami. Do poczytania :)

15 grudnia 2013

Konkursowo 18 - wyniki

Przepraszam, że kazałam Wam tak długo czekać na wyniki Konkursowa 18. Wiele się u mnie ostatnio działo (poza pracą oczywiście), i codziennie wylatywało mi z głowy, żeby w końcu wybrać najlepsze odpowiedzi. Wybaczcie mi, ale w moim domu pojawił się nowy lokator - cudny łobuziak - basset hound, którego na co dzień zowiemy Furiatem. Więcej o małym psotniku przeczytać możecie na jego blogu, czyli sFuriatowani. Gorąco zapraszam do poczytania perypetii naszego małego szalonego psiaka :)


A teraz już długo oczekiwane wyniki. Książki trafiają do:
Alina N.
Secrus

Ich prace możecie przeczytać TUTAJ

Oczywiście wszystkie odpowiedzi były bardzo udane i przekonujące. Te dwie jednak wyjątkowo przypadły mi do gustu.

Książki wysyłam ja, więc czekam na maile od Was z adresami, pod które mają one trafić (liczę, że będą to krajowe paczki :D).

W najbliższych dniach będę się starała nadrobić zaległe recenzje, choć nie wiem czy mi się to uda... życie z psiakiem jest bardzo... zajmujące :)

13 grudnia 2013

Polski Afganistan („Tropiąc Bin Ladena W Afgańskiej Matni 1997-2007” Aleksander Makowski)

„Tropiąc Bin Ladena W Afgańskiej Matni 1997-2007” Aleksander Makowski
wyd. Czarna owca
rok: 2012
str. 442
Ocena: 5/6


Książki bawią, czasem wzruszają, a niektóre z nich dają do myślenia. I w mojej opinii właśniee do tej ostatniej grupy należy pozycja Tropiąc Bin Ladena, która wyszła spod pióra, a raczej klawiatury Aleksandra Makowskiego. Kolejne strony przelatują przed oczami, by w końcu uświadomić czytelnikowi, że to już koniec. Autor przedstawia swoje służbowe (i nie tylko) wyprawy do Afganistanu, na przestrzeni 10 lat. Całość jest raczej utrzymana w luźnej konwencji, zawiera liczne anegdoty i opisy zabawnych sytuacji, ale na każdym kroku jest niesłychanie rzetelna. Liczne odniesienia literaturowe, nazwiska i fakty ze współczesnej historii potrafią przysporzyć zawrotów głowy. To jest oczywiście zaleta książki.

Już po kilku pierwszych stronach przekonałem się, że człowiek wyszkolony na dobrego szpiega pozostanie nim do końca swoich dni, niezależnie od tego czy weryfikacje dziejowe zakończyły się sukcesem, porażką, czy też zwolnieniem.

Kolejne wyprawy autora, jego przyjaciół oraz współpracowników (oficjalnych i mniej oficjalnych) do Afganistanu, pokazują jak zmieniała się tamtejsza rzeczywistość i stosunek do Polski i światowych mocarstw na przestrzeni lat. Polska głównie za sprawą „Alexa” i firmy, w której pracował, współpracowała gospodarczo i wywiadowczo z Sojuszem Północnym; od handlu szmaragdami przez sprzęt górniczy, po druk pieniędzy. Działalność wywiadowcza opierał się przede wszystkim na pozyskaniu dla Mosuda przychylności CIA i władz USA. Z czasem pozyskiwane informacje dotyczyły głównie aktualnej lokalizacji Bin Ladena i jego planów.

Kolejne przeczytane strony utwierdzały mnie w przekonaniu, że rzeczywiste działania CIA są zdecydowanie różne od tych, przedstawianych w filmach akcji. Biurokracja, rywalizacja, całkowity brak koordynacji działań i brak zdecydowania, to tylko nieliczne słowa, które opisują działanie największej agencji wywiadowczej świata. Szokujące jest to o tyle, że cała praca wywiadowcza „Alexa”, w tym ta dotycząca informacji o planowanych zamachach, przekazywanych do CIA, pozostawała bez echa i nie podjęto żadnych działań aby im zapobiec. Wszyscy dobrze wiemy czym się to skończyło 11 września 2001r.

Końcówka książki to gorzkie słowa na temat likwidacji WSI przez polskich polityków. Zawarte w raporcie informacje rozmontowały całą polską siatkę wywiadowcza w Afganistanie i działo się to w dodatku w przed dzień przyjazdu polskiego kontyngentu wojskowego. Wszystkie obietnice i gwarancje afgańskich władz o współpracy na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa polskim żołnierzom oraz wieloletnie działania operacyjne przepadły. Raport pogrążył polski wywiad i stał się doskonałym prezentem dla obcych komórek działających w tym obszarze. Dodatkowo szkalowany w nim był autor książki, który mimo całego niesmaku, nadal w Afganistanie ma wielu przyjaciół i, jak znam życie, dalej działa w ukryciu dla Polski. Na szczęście książka to nie tylko gorzka prawda o rzeczywistości, ale także prezentacja zabawnych sytuacji, między innymi odprawa lotniskowa w byłych republikach radzieckich. Ponadto książka pokazuje Afgańczyków (przynajmniej tych należących do Sojuszu Północnego), jako ludzi gościnnych i honorowych oraz oddanych dobru ojczyzny – czyli zgoła inaczej niż pokazują to media. Tocząca się wojna na ich podwórkach prawie wcale nie zmieniła tych ludzi.

Po ponad 400 stronach lektury, na pewno nie odłożymy książki od razu na półkę. Pozostanie jakiś czas w naszych głowach. Ponadto, na samym końcu książki zobaczymy zdjęcia osób i miejsc, które poznaliśmy na jej kartach.


Artur Borowski

6 grudnia 2013

Lek na całe zło („Przebudzenia doktora Sørena” Magdalena Kempna)

„Przebudzenia doktora Sørena” Magdalena Kempna
wyd. Novae Res
rok: 2013
str. 340
Ocena: 4,5/6


"Bywają dylematy bardzo trudne, wybory między złem i złem jeszcze większym, bywają dni nie do wytrzymania. Czasem są chwile, kiedy oglądam z tobą gwiazdy."*

Bywają dni w życiu każdego człowieka, które trudno przetrwać. Bywają chwile, które chce się wyrzucić z pamięci. Są wydarzenia, o których nie chce się pamiętać i takie, które zapomina się jeszcze nim przeminęły. Przeszłość... rzadko kiedy bywa bajkowa i mało zagmatwana. Czasem jednak bywa straszna. Czy z koszmarnymi wspomnieniami można żyć? Czy można się z nimi pogodzić? Czy można zapomnieć, żyć jak gdyby nigdy nic i ... wyjść na ludzi? A może wystarczy nie być człowiekiem?

Doktor Søren jest na pozór dość zwykły. Nie wyróżnia się z tłumu, robi to, co do niego należy, opinię wyraża wówczas, gdy jest ona niezbędna. Jest oficjalnym lekarzem w pałacu Nort i ma pod swoją pieczą przede wszystkim zdrowie króla Linnamèna. To jednak nie sprawia, że Søren się wywyższa, czy robi z siebie kogoś, kim w rzeczywistości nie jest. Wręcz przeciwnie. Doktor ma swoje tajemnice i nie ma zamiaru szczególnie się nimi afiszować. Co prawda sporo osób jest już świadomych, że przez lata ukrywał on przed nimi swoją drugą naturę, ale nikt o tym głośno nie mówi. W końcu jeszcze kilka lat wcześniej przyznawanie się w Nort do tego, że jest się półwampirem, groziłoby co najmniej wielkimi nieprzyjemnościami. Na szczęście od chwili gdy zginął przyrodni brat Linnamèna, król Glibannèn, wszystko w tej dość nieprzyjaznej krainie się zmieniło. Przynajmniej jeśli chodzi o pewien stopień przyzwolenia Innym na przebywanie wśród Nortan. Mimo to nieliczni się ujawniali.

Pewnego dnia, tuż przed Świętem Zimowego Przesilenia, w trakcie którego król ma ogłosić jedną z najważniejszych wiadomości, do pałacu przybywa Liln, księżniczka Ingramu, krainy zupełnie innej niż Nort, nie tylko pod względem położenia geograficznego, ale i przekonań mieszkańców. Taka wizyta byłaby nie do pomyślenia za rządów Glibannèn, teraz to jednak niemal codzienność. W końcu to najlepsza przyjaciółka Linnamèna. Jej przyjazd zapoczątkowuje jednak lawinę wydarzeń, której zdawałoby się, nikt nie jest w stanie zatrzymać. Czy bohaterowie poradzą sobie ze zmianami, jakie przygotował dla nich los? Czy będą w stanie znaleźć, wśród poplątanych ścieżek, własną drogę? Co przyniesie im kolejny dzień? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Przebudzenia doktora Sørena.

Bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać tę powieść. Przyciągało mnie do niej niemal wszystko. Tajemniczy tytuł. Świetna okładka. Literacki debiut roku. Polskie nazwisko autorki. No i zawartość - paranormalny kryminał. Idealne połączenie - przynajmniej według mnie. Z wielką przyjemnością rozpoczęłam więc lekturę i... niestety utknęłam. Nie potrafiłam przebić się przez barierę pierwszych kilkudziesięciu stron. Czytałam kilka kartek i odkładałam powieść na półkę. Równocześnie jednak nie potrafiłam zapomnieć o zawartości książki. Sięgałam więc po nią ponownie. I po raz kolejny odkładałam. Poważnie zastanawiałam się, czy podołam. I czy to rzeczywiście pozycja dla mnie. Przyznam szczerze - wątpiłam, bo jak nie wątpić, gdy lektura nie posuwa się nic a nic do przodu? Na szczęście w pewnym momencie udało mi się przejść niewidoczną barierę po której Przebudzenia... zaczęło się czytać wręcz fenomenalnie. Strony same przelatywały przez moje palce, a umysł w zdumiewającym tempie chłonął kolejne fakty. I chciał więcej i więcej. Aż trudno mi w to uwierzyć, ale zdołałam zupełnie zapomnieć, jak źle czytało mi się tę książkę na wstępie.

Przebudzenia doktora Sørena to niezwykła, tajemnicza i miejscami bardzo zagmatwana powieść wymagająca od czytelnika niebywałego skupienia na szczegółach. Okazuje się, że najważniejsze są te elementy, które z pozoru wydają się zupełnie nic nieznaczące. Każdy napisany przez autorkę akapit na końcu okazuje się mieć sens i głębokie przesłanie. Oczywiście książka nie jest wolna od wad. Nie wszystkie wątki zostały przez autorkę wyjaśnione, czuję jednak, że jest to zabieg celowy - przypuszczam, że czytelnicy mogą spodziewać się kontynuacji tej historii. Do tego brakuje mi odrobinę osadzenia historii w jakichś konkretnych ramach - nie wyjaśniono ani kiedy dzieje się akcja, ani w zasadzie - gdzie. Jasne, podano nazwy krajów i, że na przykład Nort to kraina bardzo sroga. Ale czytelnik nie dowiaduje się niczego ponad to. A chyba powinien, by móc sobie lepiej wyobrazić to, o czym czyta. Jeśli chodzi o ramy czasowe, to brakuje ich w szczególności wówczas, gdy należy sobie wyobrazić, co mogą zrobić poszczególni bohaterowie. Czy wynaleziono już samochody? Część bohaterów porusza się pociągami, ale nie wyjaśniono czy to dlatego, że innych środków komunikacji brak, czy dlatego, że tak jest najwygodniej i najmodniej. Bohaterowie przekazują sobie wiadomości przy pomocy tradycyjnych notatek, ale już nikt nie wspomina czym zostały one napisane. Takie przykłady można by mnożyć i mnożyć. Ogólnie nie przeszkadzają mi te niedopowiedzenia, ale czułabym się chyba bardziej komfortowo, gdyby autorka określiła jakieś ramy czasowe powieści.

Zasadniczo powieść oceniam bardzo dobrze. Intryguje i fascynuje. Pobudza do myślenia. Pokazuje zupełnie inny sposób patrzenia na otaczającą człowieka rzeczywistość. Rozwija wyobraźnię. Zdecydowanie warto przeczytać.


* str. 333



5 grudnia 2013

Małe przypomnienie i zapowiedź

Na Słowach dużych i MAŁYCH wciąż trwa konkurs :) Zapraszam do udziału, więcej informacji znajdziecie TUTAJ. Na odpowiedzi czekam do 7 grudnia :)


Korzystając z okazji chciałabym Was również poinformować, że wkrótce (znaczy na wiosnę) będzie miała miejsce premiera nowej książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej: Łatwopalni - Przebudzenie. Poniżej okładka i zapowiedź. Ja już nie mogę się doczekać, a Wy?

"Kiedyś się przebudzisz i dojdziesz do wniosku, że możesz nabrać powietrza w płuca i nie czujesz już tego nieznośnego bólu. Zrozumiesz, że właśnie nadszedł dla ciebie nowy dzień. Po tym przebudzeniu już wszystko będzie inne, bardziej przyjazne i mniej bolesne. Ale całej przeszłości nigdy nie wymażesz".

Bohaterowie "Łatwopalnych" zmagają się z własną przeszłością, teraźniejszością, budując mozolnie szczęśliwą przyszłość.
Jarek, Monika, Sylwia, Bernie, Grzesiek, Dorota.
Życie wymaga poświęceń i szybkich decyzji. Jednak czy wszyscy są na to gotowi? Kontynuacja historii o gorącej miłości w malowniczych klimatach Dolnego Śląska

2 grudnia 2013

Szczypta rozkoszy („Afrodyzjaki wszech czasów” Małgorzata Caprari)

„Afrodyzjaki wszech czasów” Małgorzata Caprari
wyd. Buchmann
rok: 2013
str. 162
Ocena: 4,5/6


Chyba każdy, choć w raz w życiu, chciał przygotować jakiś wyjątkowy posiłek. 
Na wieczór.
Na wyjątkową okazję.
Na randkę.
To na pierwszy rzut oka może wydawać się dość banalne, z czasem jednak okazuje się śmiertelnie trudne. No bo czym zachęcić i zaskoczyć partnera? Jak trafić w jego gusta kulinarne? Czym rozbudzić jego uśpione libido? Czy jedzenie w ogóle może zadziałać na człowieka rozpalająco?

Małgorzatę Caprari miałam już okazję "poznać" przy okazji lektury Polskiej kuchni domowej i muszę przyznać, że ta lektura bardzo przypadła mi do gustu. Do dziś zajmuje jedno z głównych miejsc w mojej kuchennej biblioteczce i, co tu dużo mówić, stosunkowo często do niej sięgam. Jest dobrze napisana, zawiera ciekawe przepisy i bardzo fajne ilustracje. Dlatego gdy ukazała się jej nowa książka, z afrodyzjakami w tle, a w zasadzie w roli głównej, nie mogłam się na nią nie zdecydować.

Afrodyzjaki wszech czasów to 162 strony interesujących przemyśleń, analiz i odwołań do historii. Jednak nie tylko na tych elementach oparta została ta pozycja. Znaleźć w niej możemy również, a może przede wszystkim, multum przepisów wykorzystujących produkty, dzięki którym pobudzić można nie tylko do kulinarnych rozkoszy, zarówno podniebienie jak i całe ciało. W książce nie zabrakło również ilustracji, przy czym nie doszukamy się na nich ani krztyny pokarmu. Myślę, że mogą one rozbudzić czytelnika równie mocno, co ugotowane na podstawie Afrodyzjaków wszech czasów dania.


Jak się można spodziewać, przepisy skupiają się na wykorzystaniu ogólnie dostępnych pokarmów, które mają wyjątkowy wpływ na libido człowieka. Autorka dodatkowo postarała się, by potrawy przez nią przedstawione były ciekawe, zmysłowe i smaczne. Receptury są zwięzłe i jasne. Czytelnik wie, co będzie mu potrzebne podczas pichcenia i jak konkretne danie powinno zostać przygotowane. A przecież o to chodzi w książce kucharskiej, by była logiczna i zrozumiała. Zdecydowanie polecam tę rozpalającą zmysły pozycję.