31 marca 2014

W Sieci („Niewidzialny morderca” Lene Kaaberbøl, Agnete Friis)

„Niewidzialny morderca” Lene Kaaberbøl, Agnete Friis
wyd. Sonia Draga
rok: 2014
str. 392
Ocena: 4,5/6


Coś cię męczy. Nic nie jest takie jak dawniej. Coś się zmienia. Coś prześladuje. Coś upomina się o ciebie. Niszczysz sam siebie, jesteś niszczony przez innych. Twój świat się rozpada. Nic nie jest tym, czym powinno być. Coś nie daje ci wytchnienia. Nie możesz spokojnie odpocząć. Brakuje ci powietrza w płucach. Nie masz siły jeść. Brakuje ci ochoty by żyć. To tam jest. Prześladuje cię. Musisz to zniszczyć, ale jak?

Sándor żyje tak, jak zawsze tego pragnął i robi to, co daje mu szczęście. Mieszka w Budapeszcie i studiuje prawo. Spotyka się z Lujzą, w której jest po uszy zakochany. Ona w nim chyba również. W końcu z jakiego innego powodu wzięłaby go na rodzinną imprezę? Niestety, do pełni szczęścia brakuje Sándorowi czystości. Nie chodzi o czystość okolicy, czy czystość duszy. Nie ma na myśli również konieczności zmycia z siebie brudu, choć to ostatnie jest najbliżej prawdy. Sándor jest półkrwi Romem, o czym z całego serca stara się zapomnieć. Niestety, jego przeszłość postanawia się o niego upomnieć i zniszczyć to, co chłopak z takim mozołem starał się osiągnąć.

Nina starała się być radosna. Ale choć jej wysiłki były ponadprzeciętne, nie była w stanie wykrzesać z siebie zapału i obdarzyć otoczenie promiennym uśmiechem. W pracy, zresztą jak niemal zawsze, nie działo się najlepiej. Chorzy, porzucone dzieci i najgorsza opcja - chore porzucone dzieci. W domu niestety było podobnie, a nawet gorzej. Ida ostatnimi czasy notorycznie ją ignorowała, Anton miał swój świat i nie potrzebował już matki w takim wymiarze, jak dawniej, a Morten... cóż, był sobą i po raz kolejny wyjeżdżał na kilka tygodni, by zająć się pracą. To zapowiadało nienajlepszy czas dla Niny. Do tego zawarła z mężem dość nietypową umowę - gdy go nie ma, nie pracuje dla Sieci. Nie pomaga uciśnionym, nie niesie pomocy - pracuje normalnie, jako pielęgniarka, wraca do domu i zajmuje się rodziną. Cóż ma jednak począć, gdy Sieć sama się o nią upomina?

Skou-Larsen byłby szczęśliwy gdyby nie dwie rzeczy. Oszołomy, które postanowiły wybudować w jego okolicy budowlę sprzeczną z jego przekonaniami, i żona, która postanowiła uszczęśliwić go na siłę. Dom w Hiszpanii miał być ratunkiem dla jego skołatanego serca i chorych stawów. Niestety, okazało się, że żadnego domu nie ma, nie było i nie będzie. Ale hipoteka na ich obecnym lokum zostanie na lata. Pieniądze były i zniknęły, a kobieta nie ma sobie nic do zarzucenia. Wierzy, że Skou-Larsen się myli i ich wymarzone gniazdko właśnie się buduje. Niestety, na Helle nie da długo się denerwować. W końcu kobieta ma już swoje lata, w jej wieku nie trudno zostać oszukanym no i Skou-Larsen kocha swoją żonę ponad wszystko. Jak więc mógłby zarzucać jej, że zmarnowała ich przyszłość. Lepiej po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Większym problemem jest to, co dzieje się za płotem. Ale może pozbycie się kłopotu nie będzie takie trudne, wystarczy odrobina wysiłku i kontakty, które nawiązało się w przeszłości...

Søren wpada na pewien trop. Ktoś za pośrednictwem niepozornej medycznej strony internetowej próbuje dokonać zakupu. Nie chce jednak kupić gazików czy wody utlenionej. Ewidentnie chodzi o broń, która zagrozić może wielu istnieniom. Nie wiadomo jednak, ani kto chce ją kupić, ani jak wykorzystać. Trop wiedzie z Węgier do Danii. Czas nieubłaganie się kurczy, poszlak jest wiele, ale żadna z nich nie daje stu procentowej pewności. Kto szykuje atak i na kogo? By się tego dowiedzieć, Søren będzie musiał wykazać się nie lada wiedzą i przenikliwością. Czy uda mu się rozwiązać sprawę, nim ktoś zginie?

Po raz kolejny trafiłam na serię Thriller z Sonii Dragi, i ponownie się nie zawiodłam. Niewidzialny morderca jest świetnie napisany, trzyma w napięciu i do końca miesza czytelnikowi w głowie. Kto jest zły, a kto dobry. Kto wpadł w kłopoty przez przypadek, a kto z pełną premedytacją? Kto jest kupcem, a kto sprzedającym? I co jest przedmiotem transakcji? Pytań jest wiele, a odpowiedzi trzeba szukać głęboko. Autorki przedstawiają nam jeden problem z różnych punktów widzenia. Mieszają czytelnikowi w głowie i sprawiają, że przestaje on wierzyć w siebie i swoje umiejętności dedukcyjne. Miejscami powieść robi się denerwująca i jedynym sposobem na uwolnienie się jest odłożenie jej na półkę. Nie da się jednak zbyt długo bez niej wytrzymać. Bo chęć poznania dalszych losów bohaterów jest zbyt duża. Z tego też powodu lektury nie da się zakończyć w jeden wieczór. Niewidzialny morderca to tego typu pozycja, którą trawi się jakiś czas. A po jej zakończeniu czytelnikowi ewidentnie czegoś brak. Chce się więcej. I oby się to dostało.


Pozycja warta uwagi. Polecam.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

Sil 

30 marca 2014

Bookowo 3/2014 (15)

Dziś niedziela. Co prawda za dzień stosikowy obrałam soboty, ale ostatnio i tak nie udaje mi się w tym postanowieniu wytrwać, więc dzień dzisiejszy jest równie dobry jak każdy inny... a nawet lepszy o tyle, o ile wziąć pod uwagę, że nie tylko weekend się kończy, ale powoli i miesiąc marzec. Lada dzień, lada godzina (no dobra, troszkę ponad 24 godziny), zacznie się kwiecień a w kwietniu to wiecie... Dzieją się różne rzeczy :) Ogólnie bardzo lubię kwiecień :) Mam nadzieję, że tegoroczny nie sprawi, że zmienię zdanie :)

Ale do rzeczy.

Ma być stos, oto on :)


Od razu wspomnę, że w stosiku brakuje dwóch pozycji, mianowicie książek Potęga miłości i Bratnie dusze autorstwa Elizabeth Chandler, które do recenzji wysłało wydawnictwo Dolnośląskie, w ramach Grupy wydawniczej Publicat :). Książki zostały już zrecenzowane, notki o nich znaleźć możecie na blogu, a dokładnie TU i TU :) Recenzję pisała moja siostra Wiktoria, która w świecie blogowym posługuje się nickiem Vic.

Książkę Czterech autorstwa Grzegorza Chlasta dostał Artur do recenzji od Czarnej Owcy. Mam nadzieję, że mój szanowny małżonek w ramach kwietniowego wyzwania "niech ten miesiąc będzie dla żony szczęśliwi", szybko ją zrecenzuje :)

Dalej znajduje się [bubbel]. To już trzecia część serii [geim]. Anders De La Motte wyjątkowo się postarał i stworzył znakomitą serię. Mam nadzieję, że już wkrótce uda mi się przeczytać kolejną część, ale wcześniej pewnie dorwie ją moja mama :) Książkę nadesłało wydawnictwo Czarna Owca.

Dalej znajduje się kilka perełek. Na początek: Mroczne umysły - Aleksandra Brackena, którą otrzymałam od wydawnictwa Otwarte. Już nie mogę doczekać się lektury :)

Dalej znajduje się kolejna w mojej kolekcji książka kucharska. Tym razem do zbioru dołączyła najnowsza książka Anny Starmach, która prowadzi program Pyszne 25 i pod takim tytułem wydana została przez Znak Litera Nova ta pozycja.

Trzy ostatnie powieści, to już mocniejsza literatura.

Na wstępie: Policja - jednego z moich najulubieńszych autorów - Jo Nesbo. Oczywiście od Grupy Publicat. 

Dalej: Piąty świadek autorstwa Michaela Connelly'ego oraz Dziedzictwo - Kirsten Tranter. Obie książki przesłane przez wydawnictwo Albatros. Bardzo, bardzo dziękuję :)

Przypadło Wam coś do gustu? Może sami posiadacie któreś z tych pozycji? A może jesteście już po lekturze tych książek i chcielibyście podzielić się opinią o nich? Zapraszam do dyskusji :)

23 marca 2014

Weekend w Zamku Czocha

Kilka miesięcy temu udało mi się wygrać w konkursie i wygrać voucher na weekend w Zamku Czocha. Z przyczyn różnych (dobra, przyznam się - związanych z pracą), wielokrotnie musiałam przekładać termin pobytu w Suchej. Myślę, że pani Agnieszka, która miała przyjemność wielokrotnie przekładać moją rezerwację, miała ze mną niezły ubaw :) W końcu jednak spięłam się w sobie i w 3 dni przez utratą ważności nagrody przybyłam na Zamek. Nie obyło się oczywiście bez komplikacji. Rano mieliśmy wstać i jechać, niestety ta szkuta się nie udała. Tu trzeba było coś dopakować, tu przygotować, tam sprzątnąć. I już godzina opóźnienia. Na szczęście odstawienie Furiata do rodziców odbyło się ekspresowo, ale później trzeba było jeszcze podjechać na zakupy i... W sumie wyruszyliśmy około 12. Padłą decyzja, że jedziemy autostradą i bardzo dobrze, bo dzięki temu na miejscu byliśmy nie o 17 a przed 15. Na miejscu niestety doszło do pewnych komplikacji. Gdzie dalej? No bo podjechaliśmy pod Zamek, a tam płatny parking. Zgodnie z regulaminem mieliśmy parkować za darmo. Ale gdzie. Artur stwierdził, że powinnam wysiąść i się popytać ludzi. Oczywiście zaczęliśmy delikatną sprzeczkę i wówczas... podszedł do nas ochroniarz. Artur opuścił szybę, porozmawiał z nim, dowidział się wszystkiego. Zostaliśmy wpuszczeni na teren Zamku Czocha i poproszeni o podjechanie na górny dziedziniec by się rozpakować. Podjechaliśmy i... okazało się, że już nie ma możliwości zamknięcia szyby. Po nas można się było tego spodziewać... tak więc zamiast korzystać z pięknej pogody i zwiedzać okolicę, rozdzieliliśmy się. Ja poszłam nas rozpakować, a Artur naprawiał samochód. Niecałe dwie godziny później było po problemie, ale... zdążyliśmy się wykąpać i się rozpadało. Nie delikatnie, nie cichutko i cieplutko. Zaczęła się burza z piorunami... No nic, Artur chciał zwiedzać, a ja miałam nieco inne plany na ten weekend, teraz możemy to tylko zrewidować i zacząć plany od nowa :) 

Dzisiejszy dzionek zaczął się od ... deszczu. Jakoś nie zapowiada się na poprawę pogody. Artur właśnie stara się wymyślić, co by tu robić :) Mam nadzieję, że osiągniemy pewien kompromis... albo przeczytam wszystkie te książki, które zabrałam na tę wycieczkę :) 

Poniżej kilka fotek z dnia wczorajszego :)


W połowie reanimacji szybki LaBuni





Pan z siusiakiem :)

szerszy plan... Artur wciąż naprawia :)


i... naprawa wciąż trwa :)


LaBunia naprawiona :)

wchodzimy do pokoju :)

rozpadało się :(

i... w jakim kolorze są ściany? :D Ktoś mnie tu ewidentnie lubi :)


21 marca 2014

Smacznie i z głową („Zima w kuchni pięciu przemian” Anna Czelej)

Tak, tak... wiem, że już wiosna... cóż począć? 

„Zima w kuchni pięciu przemian” Anna Czelej
wyd. Illuminatio
rok: 2013
str. 232
Ocena: 4/6


Biorąc do ręki Zimę w kuchni Pięciu przemian zastanawiałam się, jak mnie zmienią owe przemiany tej zimy. I czy w ogóle zdążą w jakikolwiek sposób na mnie wpłynąć, bo to przecież różnie bywa. Tym bardziej, gdy owa "zima" trwa w sumie może dwa tygodnie. Ale chyba lepiej nie zapeszać, kalendarzowa mroźna pora roku wciąż trwa, więc i chłody i białe opady mogą wrócić. I co wtedy? Może lepiej nie zagłębiać się w te tematy.

Ponieważ nigdy wcześniej nie miałam styczności z kuchnią, w której gotuje się według Pięciu Przemian, postanowiłam odrobinę zgłębić temat. Jak się okazuje, nic co na pierwszy rzut oka wydaje się proste, takim nie jest. Tym bardziej gotowanie według wspomnianych Przemian... Albo inaczej - samo gotowanie jest banalne, ale zrozumienie jego sensu, to już wyższa szkoła jazdy.

Zgodnie z informacją zamieszczoną na skrzydełkach książki Anny Czelej, metoda gotowania według Pięciu Przemian wywodzi się ze Wschodu. Zakłada ona, że w każdej z pięciu grup smakowych znajdują się produkty zrównoważone, rozgrzewające i wychładzające. Do tego każdy produkt, w zależności od posiadanych właściwości, wpływa na organizm człowieka w określony sposób. Celem kuchni Pięciu Przemian jest uzyskanie harmonii. By ją osiągnąć należy spożywać produkty spożywcze w pięciu smakach, nie eliminując przy tym żadnej grupy ani żadnej przemiany. To tyle dość drętwej teorii, którą należy przełożyć z obcego na nasze.

Do tytułowych Pięciu Przemian zalicza się następujące przemiany i towarzyszące im smaki:
*przemiana ognia - w jej wypadku mamy do czynienia ze smakiem gorzkim,
* przemiana ziemi - smak słodki,
* przemiana metalu - smak ostry,
* przemiana wody - smak słony,
* przemiana drzewa - smak kwaśny.
Takie przedstawienie przemian chyba nieco wyjaśnia - wypunktowane powyżej smaki są nam wszystkim znane i na co dzień się z nimi spotykamy, choć nie zawsze zwracamy na nie uwagę. Każda przemiana została zaopatrzona w produkty yin, mające własności wychładzające i nawilżające, zrównoważone yin-yang oraz rozgrzewające yang.

Książka Zima w kuchni pięciu przemian wyposażona została w Tabelę aspektów smakowych produktów zimowych, które powinny być spożywane w okresie od 22 grudnia do 21 marca. W Tabeli znajdują się produkty sezonowe zimowe, rozdzielone według ich smaków (np. smak kwaśny - ocet winny, mandarynki; smak słodki - siemię lniane, lawenda itp.).

Potrawy w książce Anny Czelej podzielone zostały na:
* zimowe zupy (np. zupa fasolowa z oliwkami czy zupa chrzanowa),
* zimowe sałatki i surówki (np. sałatka z białej kapusty ze śmietaną, surówka z fasolą i ogórkami kiszonymi),
* zimowe dania ciepłe (np. gulasz sojowy z ryżem, pieczeń z tofu),
* zimowe warzywa (np. buraki z jabłkami w majeranku, zapiekanka z fasoli ze śliwkami),
* zimowe przekąski i dodatki (np. kulki z fety, pasta z migdałami),
* zimowe desery (np. kutia z ryżem czy babeczki orzechowe).

Każdy przepis znajdujący się w którejś z powyższych podgrup wyposażony został przez autorkę w ciekawą fotografię (wykonaną przez Annę Czelej), precyzyjną listę składników oraz dość dobrze skonstruowany sposób przygotowania. Niestety jak zwykle zabrakło w książce elementów, na których (poza przepisami) zależy mi najbardziej, tj. wartości kalorycznej potrawy, przybliżonej ceny, na ile osób wystarczy danej potrawy, czasu przygotowania oraz wskazania, gdzie można kupić mniej popularne składniki (np. tamari czy algi).


Ogólnie pozycję czyta się dobrze, książka jest przejrzysta i dobrze napisana. Przepisy w niej zawarte, są warte wykorzystania. Zachęcam do zapoznania się z tą pozycją.

19 marca 2014

Spisek (prawie) doskonały („Bratnie dusze” Elizabeth Chandler)

I dziś kolejna recenzja w wykonaniu mojej "malutkiej" siostrzyczki. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Mnie ostatnio na blogu nieco mniej, ale obiecuję, że odbiję się od dna. Poważnie :) 

„Bratnie dusze” Elizabeth Chandler
wyd. Dolnośląskie
rok: 2012
str. 254
Ocena: 5,5/6


Każdy spiskuje, prawda? Jedni mniej, drudzy więcej. Są też ludzie, którzy bardzo mocno chcą ukryć swoje knowania pod maską miłego i przyjaznego dla otoczenia człowieka. Jak zapewne już zdążyliście zauważyć, taki właśnie był Gregory. Udawał kochającego syna i przyrodniego brata. A tak naprawdę wyrządzał ludziom, a w szczególności Ivy, wiele złego.

Po ostatnich wydarzeniach każdy uważa Ivy za wariatkę. No, bo przecież kto normalny rzuca się pod pociąg? No właśnie - nikt. I nikt też nie chce uwierzyć nastolatce, że ktoś odurzył ją narkotykami, a następnie wepchnął pod pędzącą maszynę. Na szczęście w pobliżu był Philip kierowany przez Tristana i w porę odciągnął dziewczynę od torów. Po tym incydencie stało się coś zaskakującego. Ivy znowu uwierzyła w anioły. Żeby było tego mało, dziewczyna mogła porozumiewać się z Tristanem, za którym tak bardzo tęskniła. Anioł opowiedział jej o wszystkim czego się dowiedział. Powiedzieć, że nastolatka była wstrząśnięta, to byłoby za mało.

Pewnego dnia, podczas lunchu w szkolnej stołówce, do Ivy podchodzi Eroc – najlepszy przyjaciel Gregory’ego – mówiąc, że muszą porozmawiać. Oboje umawiają się na popołudnie przy starych mostach kolejowych. Beth wraz z Willem odradzają dziewczynie tego spotkania. Wychodzą z założenia, że skoro Eric naprawdę chce z nią porozmawiać, to znajdzie na to inny sposób. Na początku Ivy słucha przyjaciół, lecz w ostatniej chwili zmienia zdanie. Jedzie na miejsce, lecz to co tam znajduje, przeraża ją bez reszty. W starym samochodzie, przy którym umówiła się z Ericiem, znajduje go martwego. Kto zabił Erica? Czy Gregory ma coś z tym wspólnego? Dlaczego nikt nie chce wierzyć Ivy? Tych rzeczy, a także wielu innych, dowiecie się czytając Bratnie dusze Elizabeth Chandler.

Powiem tak…. Ta część jest, jak na razie, najbardziej wciągająca. Wiele intryg, dużo akcji. Coś, co niedźwiadki kochają najbardziej. Wywołuje w czytelniku ogrom emocji. Szkoda tylko, że to są one głównie bardzo przykre. Naprawdę bardzo rzadko zdarza się, żebym płakała podczas czytania. I co? I płakałam… wróć, ja ryczałam jak bóbr. Było mi naprawdę bardzo szkoda Ivy i podziwiam ją za to, że znalazła w sobie siłę do walki. Sama załamałabym się przy pierwszej lepszej okazji. Nie podobało mi się zachowanie członków rodziny dziewczyny. Każdy traktował ją, jakby rzeczywiście miała coś nie tak z głową. Pytam się dlaczego? Pomijając fakt narkotyków i próby samobójczej, poważnie nie rozumiem tego. Dziewczyna miała koszmary, które męczyły ją noc w noc i nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby najzwyczajniej w świecie przyjść i ją przytulić. Każdy tylko cały czas wmawiał jej, że to z powodu jej choroby i, że na pewno niedługo z tego wyjdzie. W tym momencie nie zdziwiłabym się, gdyby na serio chciałaby się zabić.

Wow, zrobiło się smutno, ale nie martwcie się, zakończenie wcale takie nie jest. No, może z wyjątkiem jednej małej rzeczy, ale tego już Wam nie zdradzę. Można by pomyśleć, że to już koniec tej pięknej powieści o aniołach, lecz zapowiadają się jeszcze kolejne części, na które czekam z niecierpliwością. I czasami naprawdę żałuję tego, że tak bardzo zżywam się z postaciami, no ale cóż poradzić.

-Wcale nie byłem aż tak pijany!
-Stary, stanąłeś na środku trawnika, i sikając krzyczałeś, że jesteś spryskiwaczem!

Taki suchar na poprawę humoru :D Co ten Internet robi z ludźmi?!
 See ya!


Vic :D

http://likelipgloss.blogspot.com/
http://beautyandthebeast-fanfiction.blogspot.com/

17 marca 2014

Wierzysz w anioły? („Potęga miłości” Elizabeth Chandler)

A dziś dla odmiany recenzja mojej młodszej siostry, zapraszam do zapoznania się :) 

„Potęga miłości” Elizabeth Chandler
wyd. Dolnośląskie (Grupa Publicat)
rok: 2012
str. 214
Ocena: 5/6


Anioły… To takie piękne stworzenia, prawda? Niestety, tylko ci, którzy w nie wierzą, są w stanie je zobaczyć. Bez wiary nie jesteśmy w stanie zdziałać nic.

Ivy wierzyła. Wierzyła tak mocno, że była w stanie zobaczyć migoczącą poświatę swojego Anioła Stróża. Wierzyła, że to dzięki niemu nie utopiła się, gdy była mała. Niestety wszystko się zmieniło. Kiedy jej chłopak – Tristan, ginie w wypadku samochodowym, dziewczyna traci wiarę w swoje anioły, które teoretycznie mają ją chronić. Przestaje widzieć ich błyszczącą poświatę.

Po tragicznych wydarzeniach Tristan wraca na Ziemię w postaci anioła. Odkrywa, że wypadek nie był przypadkowy. Ktoś przeciął przewody hamulcowe w jego samochodzie, dlatego Ivy nie mogła wyhamować przed stojącym na drodze jeleniem. Dlatego też, wraz z pomocą Lacey, zaczyna węszyć i odnajdywać coraz więcej wskazówek.

W tym samym czasie Ivy w dzień udaje, że wszystko jest okay, natomiast w nocy nawiedzają ją koszmary, które „odgania” Gregory. Tak, dobrze czytacie - ten Gregory, który tak bardzo nienawidził główną bohaterkę. Po śmierci Tristana relacje obojga bardzo się zacieśniły. Można by nawet rzec, że poczuli coś do siebie. Niestety - to tylko pozory, ponieważ Ivy nadal kocha Tristana, a Gregory umawia się z Suzanne – najlepszą przyjaciółką Ivy.

Jest też Philip – młodszy brat dziewczyny, który również bardzo tęskni za Tristanem i jest pewien, że chłopak czuwa nad jego siostrą. Wierzy w anioły, dlatego też widzi błyszczącą poświatę towarzyszącą tym niesamowitym stworzeniom. Niestety, za każdym razem, gdy o nich wspomni jest karcony przez Ivy, która nawet nie chce myśleć o aniołach.

Ale, jak zapewne wszyscy wiecie, życie układa się zbyt pięknie, by mogło tak trwać wiecznie. Sprawy zaczynają się komplikować gdy dziewczyna słyszy rozmowę Gregory’ego z dilerem narkotyków. Co ukrywa Gregory? Czy Tristanowi uda się uratować swoją miłość? A może jednak zrobi to Gregory? Żeby się tego dowiedzieć, koniecznie musisz przeczytać Potęgę miłości!

Książka, tak samo jak wcześniejsza część, jest bardzo wciągająca. Akcja rozwija się szybko, ale wciąż jest jasna dla czytelnika. Autorka pokazuje nam dwa światy. Świat Ivy oraz świat Tristana. Oba są tak samo intrygujące. Nie wiem jak wy, ale ja zawsze bardzo wczuwam się w atmosferę, ba! Przeżywam wszystko, tak, jakbym to ja była bohaterką, dlatego też nie raz byłam bliska płaczu. Szczególnie, gdy czytałam o Tristanie. Czemu ja jestem taka emocjonalna?! Fuckin’ logic. Ale trzeba przyznać, że pisarka świetnie opisuje wszystkie przeżywane emocje. Koniec jest… ugh! Baaardzo zaskakujący, na szczęście to nie jest ostatnia część, i chwała Bogu za to.

Reasumując. Potęga miłości jest zdecydowanie godna polecenia. Dreszczyk emocji gwarantowany. Jeżeli ktoś zrobiłby na jej podstawie film, byłabym pierwszą osobą w kolejce po bilet.
Halo! Tu jestem! Ja też chcę sweet focię z reżyserem!

O ile książkę czytało mi się szybko, łatwo i przyjemnie, tak do recenzji zabrać się nie potrafiłam. Wyglądałam mniej więcej tak:


 Sylwia, zabiję cię kiedyś za poganianie mnie!

No, także tego.
„-Jack, nie! Nie skacz! Kocham cię, nie będę mogła żyć bez ciebie!
-Nie, Jannet, ja już tak dłużej nie potrafię. *skacze z mostu wprost do Tamizy*”

Tej pani już nie polewamy!
Nie przejmujcie się, ja tak zawsze….
See ya!


Vic 

14 marca 2014

Jak mus to mus („Biuro tajnych spraw. Kulisy Centralnego Biura Śledczego” Sylwester Latkowski, Piotr Pytlakowski)

Dziś do poczytania recenzja autorstwa Artura :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu - gdy czytałam ją po raz pierwszy - płakałam ze śmiechu. Wychodzę w niej na jakąś maniaczkę :)

„Biuro tajnych spraw. Kulisy Centralnego Biura Śledczego” Sylwester Latkowski, Piotr Pytlakowski
wyd. Czarna Owca
rok: 2012
str. 440
Ocena: 4/6


Do lektury tej książki nakłoniła mnie moja lepsza połowa. Obiecała, że będzie ciekawie, fajnie i na pewno dowiem się wielu fajnych rzeczy. W końcu tytuł Biuro Tajnych Spraw to pewnie coś tajnego będzie. Tylko popatrz kto to napisał. Sylwester Latkowski i Piotr Pytlakowski to wszechstronni ludzie, podejmujący trudne tematy codziennego życia. To dziennikarze śledczy pełną gębą, więc na 100% będzie to dobra książka. Ludzi nie znałem, nawet o nich nie słyszałem, zresztą jak o większości autorów. W ogóle z ludzi kultury to kojarzę jedynie Ibisza i niejaką Łoniewską. Zresztą popatrz jaka fajna okładka – małżonka kontynuuje. Pan w kasku, w goglach i z karabinem. Już nie chciałem przerywać jej monologu, jej akcji marketingowej, że na okładce osoba, zapewne policjant wyposażony jest w hełm taktyczny, a nie kask, oraz w ręku dzierży pistolet maszynowy, a nie karabin. Nie myślcie sobie, że jestem jakimś ekspertem od uzbrojenia, po prostu trochę gram w CoD i tym podobne. Ona kontynuowała dalej, no popatrz ona, znaczy się książka, nawet nie jest gruba. Przekartkowała szybko i mym oczom ukazały się pożółkłe kartki wypełnione po brzegi tekstem. No popatrz jednane 420 stron i na pewno są tak lubiane przez ciebie obrazki. W to ostatnie raczyłem powątpiewać. No i w końcu wyciągnęła ostatni argument – zatrzepotała rzęsami z miną kotka ze Shreka. Już wiedziałem, że tę batalię przegrałem i z nieskrywaną radością będę musiał czytał omawianą właśnie książkę.

Z uśmiechem otwieram lekturę, mijam z utęsknieniem okładkę, bo wiem, że to ostatnia ilustracja jaką ujrzę w ramach tej pozycji. No i co on ma za broń? Hm, może to MP5? Dobra, nie ważne, małżonka patrzy na mnie i widzi, że nie czytam. Mijają kolejne strony, już zdążyłem zapomnieć o okładce, bo książka okazuje się być wciągająca. Tak szybko tylko wprowadzę w temat, o czym jest to grube i pożółkłe tomiszcze. Otóż jest o powstawaniu i formowaniu CBŚ. O brutalnej walce policjantów z aferami - dużymi i małymi, z gangami, a przede wszystkim opowiada o konfliktach wewnątrz formacji mundurowej, jaką jest Policja. Natłok obowiązków i odpowiedzialność w połączeniu z konkurencją i wyścigiem szczurów sprawia, że nawet śmietanka policyjna w końcu ląduje na dnie, zapominana przez wszystkich. Właśnie o tym jest ta książka. Na kolejnych stronach dowiemy się jak rozbito największe gangi w Polsce, jak świat polityki miesza się ze światem przestępczym. Tu nie ma domysłów, tu dostajemy fakty w czystej postaci z pierwszej ręki, od ludzi którzy uczestniczyli w omawianych wydarzeniach. Nie tylko tych „dobrych”, ale także tych złych, którzy przeszli na dobrą stronę, oraz tych dobrych, ale napiętnowanych przez media. Przeczytamy o działaniach operacyjnych policji, w tym CBŚ, oraz o wszechobecnym alkoholu i pieniądzach. Biuro tajnych spraw uchyli rąbka tajemnicy o „slangu” policji, dowiemy się co to są Pezety, kto to jest operator i jak robi się kontrolowane zakupy. Autorzy zdecydowali się na bardzo dziwną oprawę. Ciężko mi wyjaśnić na czym polega ten chaos, to trzeba zobaczyć i przeczytać. Co jakiś czas czytamy te same rzeczy widziane oczami innych ludzi. Po prostu się w tym gubiłem i do końca lektury nie mogłem znaleźć klucza logicznego jakim Latkowski i Pytlakowski się kierowali. No, ale może to moje braki intelektualne dają o sobie znać.

Biorąc tę książkę do ręki nie spodziewajcie się wartkiej akcji i super sensacyjnej powieści, trzymającej w napięciu do ostatniej literki, tworzącej atmosferę, którą można ciąć nożem - to nie Lingas-Łoniewska. To literatura faktu, o bardzo aktualnym i interesującym temacie służb mundurowych i bardzo widowiskowej formacji CBŚ. Laicy dowiedzą się wielu ciekawych rzeczy, natomiast fachowcy po zakończeniu lektury na pewno powiedzą: przecież te wszystkie informacje są dostępne w mediach i interesujące są tylko wspominki policjantów. Jestem, znaczy byłem w pierwszej grupie, jednak teraz już jestem w tej drugiej. Nie wiem, czy ta recenzja kogokolwiek przekona lub zniechęci do tej książki. Jeśli macie siły i moc, albo zrozumiecie logiczny klucz autorów, to polecam z całej mocy i z całej siły, na pewno się nie zawiedziecie. Jeśli natomiast czytanie literatury faktu to dla was kara, to omijajcie tę książkę, no chyba, że interesuje wasz tytułowa formacja. 

Artur Borowski


12 marca 2014

Nie kochaj mnie („Morze spokoju” Katja Millay)

PREMIERA 19.03.2014

"Morze spokoju” Katja Millay
wyd. Jaguar
rok: 2014
str. 460
Ocena: 5,5/6


tik-tak, tik-tak, tik-tak...

W nocy skończyłam czytać Morze spokoju. Ale czy rzeczywiście skończyłam? Czy przeczytałam ostatni akapit, zdanie, słowo? To niemożliwe. Ta historia nie mogła się już skończyć. Chcę więcej.

W głowie ciągle leci mi jeden utwór, w uszach słyszę słowa piosenki.

I came in like a wrecking ball
I never hit so hard in love
All I wanted was to break your walls
All you ever did was wreck me*

Przed oczami widzę, jak wielka kula uderza o ścianę i niszczy wszystko, co jest w jej zasięgu. Widzę, jak dwie osoby stoją na tym gruzowisku i uświadamiają sobie, że to już koniec. Nic nie da się odbudować, poskładać, posklejać. Jest za późno. Zniszczyli miłość i siebie, choć tego nie chcieli. A może... może od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o to?

Nastya Kashnikov to niespełna osiemnastoletnia nowa uczennica Liceum Ogólnokształcącego w Mill Creek na Florydzie. Choć znajduje się w tym miasteczku dopiero od kilku dni, doskonale zdaje sobie sprawę, że wesoło nie będzie. Dziewczyna zresztą nie spodziewa się żadnych pozytywnych reakcji na siebie. Wręcz przeciwnie - za wszelką cenę stara się zrazić do siebie całe otoczenie. 11 centymetrowe szpilki. Strój więcej odkrywający, niż zakrywający. Wulgarny makijaż. Wszystko czarne. A do tego Nastya nie mówi. Poznajemy ją, zgłębiamy jej wnętrze, słyszymy jak krzyczy od środka, ale nic nie wydostaje się na zewnątrz. Bo ona jest... nie. Nie jest niema. Nie straciła mowy w jakimś tragicznym wypadku. Nie urodziła się niema. Po prostu wiele miesięcy przed wydarzeniami opisanymi w powieści zdecydowała, że musi zamilknąć. To początkowo miała być chwila. Kilka minut, godzin... może dzień. Dwa dni? Tydzień... miesiąc? Rok?! Oczywistym stało się, że Nastya nie ma zamiaru wrócić do tego, co było wcześniej. Komunikację z otoczeniem ograniczyła do absolutnego minimum. Zero smsów, telefon stał się zbędny, choć... idealnie służył rodzinie dziewczyny do jej namierzania. Notatki na karteczkach - tylko w ostateczności, przy absolutnym ograniczeniu użytych słów. Nawet kiwanie i kręcenie głową nie jest do końca przez nią akceptowane. Z arsenału różnych gestów upodobała sobie wzruszanie ramionami i pokazywanie środkowego palca. Chyba, że akurat drży jej ręka... Kim jest Nastya i dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? Co skłoniło ją do zamknięcia się na cały świat? Co lub kto wyrządził jej krzywdę? Czy kiedyś zdecyduje się odezwać, a jeśli tak, to do kogo i dlaczego? Czy jedno słowo wypowiedziane do kogoś, a nie, w codziennym rytuale sprawdzania działania strun głosowych, sprawi że się odblokuje? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Morze spokoju autorstwa Katji Millay.

Nastya wchodzi w życie wielu uczniów miejscowego liceum niczym niszcząca kula i burzy ich wszechświat w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem. A nawet nie zaszczyca ich jednym słowem. Z każdym dniem jej pobytu w Mill Creek coraz więcej osób ją nienawidzi i... coraz więcej chce się znaleźć blisko niej. Dziewczyna znalazła dość dziwny sposób na odwrócenie od siebie uwagi. Każdy na jej miejscu starałby się jak najmniej rzucać w oczy, najlepiej zlać się z otoczeniem. Taktyka Nastyi - Bestyi, jak ją niektórzy nazywali, była zgoła inna. Przestraszyć. Zniechęcić. Obrzydzić. Każdemu i na każdy z możliwych sposobów. I to jak najszybciej. Niestety, znaczna część jej postanowień przestała się liczyć, gdy trafiła do pewnego bardzo uporządkowanego garażu.

Gdy przeczytałam, że Morze spokoju zostanie wydane w Polsce, bo przypomina Tak blisko... - Tammary Webber wiedziałam, że muszę jak najszybciej przeczytać tę powieść. Tak blisko... pokochałam i do tej pory wspominam z szybszym biciem serca. Książka Katji Millay przybyła do mnie w tempie ekspresowym i równie szybko rozpoczęłam lekturę. A gdy już to zrobiłam, nie potrafiłam przestać. Oczy mi się kleiły, buzia co chwilę otwierała w megaziewie, umysł się wyłączał, ale serce nie dawało za wygraną i zmuszało do mobilizacji wszystkich sił i zapoznawania z nowym zdaniem, akapitem, stroną... I tak w zasadzie w ciągu jednego dnia książka została przeze mnie pochłonięta. Zwykle, gdy kończę czytać, niezwłocznie zaczynam pisanie recenzji. Tym razem odstąpiłam od tego. Z pełną premedytacją odłożyłam książkę i poszłam spać. Całą sobą nie akceptowałam faktu, że autorka postawiła ostatnią kropkę w Morzu spokoju. Teraz czuję się, jakbym straciła bliskie mi osoby. Gdzie jest Słoneczko? W jakim kierunku udał się Josh? Dlaczego Drew już mnie nie rozśmiesza, a Clay nie biega po całej szkole z notesem i ołówkiem? Gdzie podziała się wyniosła Sarah? Może postanowiła się rozmówić z Tierney? Co będzie na niedzielny obiad u Leightonów? Kto tym razem będzie puszczał muzykę? Chcę to wszystko wiedzieć, a nie wiem nic. Chcę tam wrócić, a nie mogę.

Chyba nie trudno odgadnąć, że pokochałam tę powieść. Wiedziałam, że stanie się jedną z moich ulubionych już w chwili, gdy rozpoczęłam lekturę. A później, z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem tylko się w tym utwierdzałam. Nikt nie jest już w stanie odebrać mi tego, co dzięki niej zyskałam. Wiele zrozumiałam. Wiele przemyślałam. Zrobiłam mały rachunek sumienia i wiem, że moje życie nie jest beznadziejne. Jest tyle osób, które mają gorzej i które dają radę. Codziennie wstają i wytrwale pracują nad sobą. Są też tacy, który obudowują się skorupką niczym żółw i mają nadzieję, że nikt nie będzie w nią pukał. Każdy ma problemy i każdy radzi sobie z nimi na sobie tylko znany sposób.

Książka Katji Millay to połączenie dramatu, thrillera i romansu. Opowiedziana przez autorkę historia, to bardzo realny zapis koszmaru jaki przeżyła główna bohaterka. Jej marzeń, które już nigdy nie będą mogły się ziścić. Planów, których nigdy już nie zrealizuje. Morze spokoju pokazuje jak z wrogości może narodzić się przyjaźń. Czytelnik w powieści śledzi rozwijające się powoli uczucie, które w zasadzie nie ma prawa bytu. Dzięki przeżyciom bohaterów dużo łatwiej uwierzyć, że nawet najgorsze wspomnienia w końcu mogą przestać grać pierwsze skrzypce. Z nawet najgorszej opresji można wyjść obronną ręką. Nawet najbardziej zagorzałego przeciwnika głębszych uczuć da się do nich przekonać. Każdy może kochać. Każdego można pokochać.

Książka jest genialna i wspaniała. Zdecydowanie należy ją przeczytać. Polecam każdemu.

*Miley Cyrus - Wrecking Ball

Baza recenzji Syndykatu ZwB

ps. poniżej kilka cytatów, które mnie osobiście poruszyły :)

- No to jaka jest twoja? - pytam.
- Moja rada?
- Nie, rzecz, której nie potrafiłabyś wybaczyć. Bo chyba masz coś takiego.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiała. - Odwraca się do okna. - Morderstwo pewnie odpada. 
- Odpada. Byłabyś martwa, więc trudno mówić o wybaczeniu. 
- Niekoniecznie, ale załóżmy. Chyba nie potrafiłabym wybaczyć, gdyby ktoś kochał mnie za mocno.**

- Dalej, nie żałuj sobie - mówi Josh.
- Czego?
- Życzeń. W przypadku tortu możesz pomyśleć tylko jedno i tylko pod warunkiem, że zdmuchniesz wszystkie świeczki, totalna żenada. w końcu w dniu urodzin nie powinni nikomu dawkować życzeń. Monety to lepsza inwestycja, możesz mieć tyle życzeń, ile tylko chcesz.***

- Tylko żebyś wiedział - informuję. - Któregoś dnia znudzi mi się dzielenie z tym stolikiem i każę ci wybierać.
- Tylko żebyś wiedziała - przedrzeźnia mnie. - Szybciej porąbię go na kawałki i spalę w kominku, niż wybiorę go zamiast ciebie.****

- Zabraniasz mi sadzać tyłek na blacie, ale uważasz, że możesz rozrzucać syf na moim krześle 0 rzuca żartobliwie, bierze torbę do ręki i stawia na podłodze.
- Otwórz.
Zagląda do środka i wyciąga pudełko z butami, patrzy na mnie, mrużąc oczy. Przyglądam się bacznie, chcę zobaczyć jej twarz, kiedy będzie otwierała pudło. Wiem, że to głupi prezent, pewnie nie o tym marzą dziewczyny. Nie za bardzo znam się na takich rzeczach. 
A może jednak, bo jej twarz nagle się rozjaśnia.
- Kupiłeś mi buty robocze? - mówi takim tonem, jakby dostała diamenty.*****

Jestem przyzwyczajona do bólu, zresztą nie jest tak strasznie. Za to wyraz jego twarzy to coś całkiem nowego - lęk, zmieszanie, zdumienie i, proszę, proszę, proszę, tylko nie miłość.******

** str. 248
*** str. 258
**** str. 341
***** str. 347
****** str. 359

10 marca 2014

Poświęcenie („Zagrożeni” C.J. Dougherty)

„Zagrożeni” C.J. Dougherty
wyd. Otwarte
rok: 2014
str. 384
Ocena: 5/6


Gdy wróg jest blisko, gdy czyha tuż za rogiem, gdy wkracza w twoje życie z butami bez żadnego ostrzeżenia... to zdecydowanie czas na zastanowienie się czy to wszystko ma sens. Czy nie lepiej się poddać, złożyć broń i zapomnieć, że w ogóle brało się udział w działaniach zagrażających nie tylko naszemu życiu, ale i egzystencji naszych bliskich. Wystarczy jednak tylko chwila oddechu i jeden rzut oka na otoczenie, by odzyskać pewność, że warto wziąć się w garść, zagryźć zęby i stanąć na polu bitwy. Choćby szanse na wygraną były znikome, choćby miała polać się krew... nawet gdyby wszyscy mieli zginąć... to nie można zapomnieć o wyznawanych wartościach. Coś musi się liczyć.

Allie wciąż nie może dojść do siebie po wydarzeniach mających miejsce kilka tygodni wcześniej. Straciła tak wiele i nie wie, czy jeszcze kiedyś będzie w stanie uwierzyć, że czeka ją szczęśliwie zakończenie. Boi się i równocześnie od środka rozsadza ją wściekłość. Nikt nic nie robi z tym, co miało miejsce po zimowym balu. Nikt nie cierpi jak ona. Nikt nie szuka winnych, nikt nie planuje zemsty, nie zrzesza się, by pomścić jej najlepszą przyjaciółkę. A przecież nie tylko Allie była z nią blisko. A może wszyscy tylko udawali? Może nikomu nie powinna ufać? Po wielu tygodniach separowania się od bliskich i ignorowania wszelkich reguł, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jeśli ona czegoś nie zrobi, to nic się nie zmieni. Bierze więc swój los w własne ręce i decyduje, że da radę sama. Jak się jednak okazuje, nic nie jest takie, za jakie chce uchodzić. Nie ma łatwych decyzji, a obrana droga rzadko prowadzi prosto do celu. Czasem trzeba ponieść ofiarę. Czasami tych ofiar jest tak wiele, że człowiek się zatraca. Czy istnieje bezpieczna droga powrotna z końca świata? Czy z dna można się podnieść tak, by ponownie sięgać szczytów? Na ile sposobów można kochać? Czy Allie kiedykolwiek kochała naprawdę? Jakie przygody dane będzie jej przeżyć w ramach sagi Wybrani? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po trzeci tom znakomitej serii, zatytułowany: Zagrożeni.

Najnowsza powieść C.J. Dougherty porywa i pochłania w całości. Historia jest wciąż równie fascynująca, co na początku i daje czytelnikom sporą dawkę adrenaliny. Oczywiście nie da się ukryć, że powieść ma pewne mankamenty. Miejscami opisy są przydługie, nudnawe i nie wnoszące nic do samej akcji. Są chwile, gdy książką ma się ochotę rzucić o ścianę i dalej już nie czytać, bo zachowanie głównej bohaterki nie tylko zadziwia, ale i denerwuje. Nie można mieć do niej i do autorki o to pretensji, w końcu Allie to tylko nastolatka, której życie pewnego dnia stanęło na głowie i od tamtej chwili nie daje jej zaczerpnąć tchu. A przecież i ona chciałaby pożyć życiem zwykłej szesnastolatki, którą jeszcze kilka miesięcy temu była. Chciałaby mieć możliwość zdecydowania co i do kogo czuje. Niestety...

Saga Wybrani to jedna z lepszych serii o i dla młodzieży. Jej niewątpliwą zaletą jest brak zjawisk paranormalnych i nadprzyrodzonych. Może młodzież w powieści C.J. Dougherty nie jest standardowa, bo zalicza się do elity, ale poza tym niczym nie różni się od innych nastolatków.


Zagrożonych czyta się w tempie iście ekspresowym, przy odrobinie dobrej woli i samozaparcia można ją skończyć w jeden dzień. Napisana jest przystępnym językiem. Bohaterowie są pełni pasji i zapału. Nie mają lekko, ale nie poddają się i walczą w imię przyjaźni. Z ich zachowania młodzież powinna czerpać całymi garściami. Zdecydowanie polecam.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

7 marca 2014

Zaczarowany każdy dzień („Czaromarownik 2014”)

„Czaromarownik 2014”
wyd. Iluminatio
rok: 2013
str. 210
Ocena: 5/6


Nowe wydanie Czaromarownika, na rok 2014, jest zdecydowanie pozycją interesującą. Już na pierwszy rzut oka widać, że wydawca nie oddaje czytelnikowi byle czego. Pozycja została wzbogacona o piękną, przyjemną w dotyku, twardą oprawę. Materiał, niczym zamsz, delikatnie oddziałuje na palce i zachęca do zajrzenia do środka. Środek utrzymany jest w czarno-białej tonacji, dodającej kalendarzowi szyku i jakiejś takiej mroczności, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Trudno to wytłumaczyć, ale pozycja sprawia wrażenie magicznej, choć do tej pory magia kojarzyła mi się z feerią barw. Samo wnętrze... cóż, można znaleźć w nim zarówno to, czego szuka się w standardowym kalendarzu, a także, a może przede wszystkim, to czego się w nich nie szuka.

Układ Czaromarownika 2014 jest dość prosty - każdy tydzień roku zamieszczony został na dwóch stronach w podziale na 5 dni (dni robocze) na jednej stronie i 2 dni (weekend), na kolejnej stronie. Przy każdym weekendzie znajdują się różnego rodzaju porady i rytuały, które mają za zadanie sprawić, że nadchodzący (a w zasadzie trwający już rok) przeżyje się lepiej i ciekawiej. I tak na przykład znaleźć tu można rytuał na wzmocnienie nadziei, albo dowiedzieć się, jaki jest Twój magiczny kolor. W Czaromarowniku 2014 wyczytamy również, jakie są ćwiczenia na kreatywność, oraz jak je wykonać, a także dowiemy się, czego jeszcze nie wiemy o słońcu.

Każdy tydzień z omawianą pozycją przynosi więc coś nowego, niesamowitego i zaskakującego Czytelnik rozwija się, uczy i staje się bardziej... bardziej sobą, bardziej kreatywny, bardziej obeznany i bardziej wierzący w samego siebie.

Nie można zapomnieć, że w Czaromarowniku 2014 zamieszczono kompleksowy horoskop dla każdego znaku zodiaku.


Mnie osobiście pozycja przypadła do gustu i mogę z czystym sumieniem zachęcić wszystkich do sięgnięcia po niego, nawet teraz, kiedy powoli kończy się pierwszy kwartał roku.

5 marca 2014

Dobre bo... („Smaczna Polska. Regionalny przewodnik kulinarny” Magda Gessler)

„Smaczna Polska. Regionalny przewodnik kulinarny” Magda Gessler
wyd. Znak Litera Nova
rok: 2013
str. 250
Ocena: 5,5/6


Każdy, choć odrobinę zainteresowany tym co je, słyszał kiedyś nazwisko Gessler. To nazwisko, połączone z imieniem Magda, mówi niemal wszystko. Na co dzień znana restauratorka. Jak piszą w Internecie jest właścicielką i współwłaścicielką kilkunastu restauracji. Od kilku lat prowadzi polską wersję programu Kuchenne koszmary zatytułowaną Kuchenne rewolucje oraz jest jurorką w polskiej edycji MasterChef'a. Zdecydowanie więc nie może narzekać na nudę, a na kuchni powinna się znać. Dlatego z wielką przyjemnością sięgnęłam po jej najnowszą książkę kucharską, zatytułowaną Smaczna Polska. Regionalny przewodnik kulinarny. Co odnalazłam w jej wnętrzu? Czy mnie czymś zaskoczyła? Czy czuję się usatysfakcjonowana? By się tego dowiedzieć należy zapoznać się z poniższym tekstem.

Magda Gessler podzieliła Kuchnię Polską na osiem rozdziałów, w których zawarła to, co najlepsze według niej w danym regionie naszego kraju. W książce znajdziemy więc następujące kuchnie:
* kresową,
* kujawską,
* małopolską,
* mazowiecką,
* podlaską,
* pomorsko-kaszubską,
* śląską,
* warmińsko-mazurską,
* wielkopolską.

Autorka nie ograniczyła się do zapoznania czytelnika z recepturami na najlepsze przepisy z danej części Polski. Przed przystąpieniem do ich godnego zaprezentowania Magda Gessler wnikliwie przeanalizowała ich składy. Dzięki temu była w stanie pokazać i opisać produkty, z których konkretne dania powinny zostać przygotowane. Każdy składnik zostaje przez nią obszernie opisany. Autorka opowiada, jak w danym rejonie kraju przygotowuje się np. powidła, ile czasu na daną czynność należy poświęcić, kto jest do niej delegowany i jak to się robiło w przeszłości. Jeśli jakiś składnik został wpisany na przykład na listę produktów tradycyjnych, na pewno przeczytacie o tym w Smacznej Polsce.

W dalszej części rozdziału, jak się można spodziewać, znajdują się przepisy, w których autorka wskazuje na jakie okazje można zastosować dane danie (np. na mniejszy apetyt czy na rodzinny obiad), oraz na ile osób wystarczy składników. Następnie zapoznajemy się z listą niezbędnych produktów i sposobem przygotowania danej potrawy, nakreślonym prostym i przystępnym dla laika językiem. Całość zwieńczona jest świetnymi fotografiami potraw autorstwa Adama Sztokiniera, wystylizowanymi przez Marylę Musidłowską i Esterę Sytniewską. Niestety w samych przepisach, jak niemal zawsze, zabrakło mi wskazania kosztu dania, jego kaloryczności, oraz informacji o tym, gdzie można zakupić mniej dostępne produkty. Boli szczególnie to ostatnie, bo skoro sięgamy po kuchnię regionalną, to jak się można spodziewać, nie wszystko znajdziemy w pobliskim markecie.

Smaczna Polska mimo wszystko to nie tylko zbiór wyśmienitych przepisów, ale i kompendium wiedzy na temat naszych krajowych produktów. Pozycja została bardzo dobrze napisana, zawiera precyzyjne wskazówki jak, co i kiedy, oraz świetne fotografie. Polecam.



3 marca 2014

Wątpliwości („Dziedzictwo” C.J. Dougherty)

„Dziedzictwo” C.J. Dougherty
wyd. Otwarte
rok: 2013
str. 400
Ocena: 5/6


Letnia szkoła już dawno odeszła w zapomnienie. Młodzież uczęszczająca do Cimmerii, tajemniczej i fascynującej szkoły dla przyszłych panów świata, została wysłana do domów, a władze placówki zaczęły się zastanawiać, jak przywrócić budynkowi dawną świetlność. Allie wróciła do Londynu, gdzie rodzice po raz pierwszy w życiu zdecydowali się być z nią szczerzy, choć oczywiście nie do końca. Bo po co, w końcu dziewczynie powinny wystarczyć zdawkowe wyjaśnienia. Niestety w głowie nastolatki wciąż plączą się setki myśli i tysiące pytań, na które odpowiedzi przyjdzie jej szukać samodzielnie. I, co najgorsze, chyba nie będzie miała czasu na podjęcie decyzji, czy w ogóle chce je znać.

To miał być normalny wieczór. Wakacje trwały w najlepsze, więc dziewczyna postanowiła odnowić przyjaźń z kumplami z poprzedniej szkoły. Umówiła się z nimi wieczorem w parku. Niestety od czasu wysłania Allie do nowej, bardzo elitarnej i zupełnie odciętej od świata szkoły, wiele się zmieniło. Może nie w otoczeniu dziewczyny, ale zdecydowanie w niej samej. Dlatego dość szybko między dawnymi przyjaciółmi doszło do wiele mówiącej ciszy. W końcu, by nie przedłużać męczarni, postanowili rozejść się do swoich domów. Niestety dziewczyna nigdy tam nie dotarła, bo na jej drodze stanęły komplikacje, których w zasadzie mogła się spodziewać. Tak właśnie skończyły się dla Allie wakacje, bo konsekwencją wydarzeń wspomnianego wieczoru był niemal natychmiastowy powrót do szkoły. Dziewczyna nie jest jednak tym faktem załamana, wręcz przeciwnie - przebywanie w rodzinnym domu ją męczy, a Cimmeria... to zupełnie inny świat. No i to właśnie tam jest jej ukochany Carter. Tylko... czy tylko on tam na nią czeka? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Dziedzictwo, szczególnie, że na rynku pojawiła się już kolejna część tej serii, tj. Zagrożeni.

Gdy skończyłam czytać tę powieść cała aż buzowałam od emocji. Gdyby nie fakt, że następnego ranka miałam iść do pracy i czekał mnie dość intensywny dzień, pewnie natychmiast sięgnęłabym po kolejną część, która - na całe szczęście, stoi już spokojnie na mojej półce. Wiedziałam również, że jeśli rozpocznę lekturę Zagrożonych, to już nie będę w stanie podzielić się z czytelnikami opinią o Dziedzictwie, a przecież właśnie na tym mi zależało. Dlatego też postanowiłam poczekać kilkanaście godzin i najpierw spokojnie się wypowiedzieć, a potem przystąpić do czytania.

Jedno jest pewne, Dziedzictwo zapada w pamięć. Mimo czasu, który upłynął przeczytania ostatnich zdań w drugim tomie serii, jego wspomnienia wciąż są we mnie żywe. Tęsknie za bohaterami, chcę wiedzieć, co wydarzy się dalej i jak zakończy się cała historia. Mam wrażenie, jakby autorka kończąc w taki, a nie inny sposób tę część serii, odebrała mi cząstkę mnie samej. Bo w Cimmerii poczułam się jak w domu, choć był to... bardzo dziwny i nietypowy dom. W chwili obecnej bardzo chcę do niego wrócić i mam nadzieję, że znajdę w nim to, czego szukam.

Książkę czyta się bardzo dobrze. Napisana jest prostym i przejrzystym językiem trafiającym do wyobraźni czytelnika. Dziedzictwa się nie czyta, je się pochłania. I to łatwo i szybko. Rys charakterologiczny bohaterów jest bardzo wyraźny, dlatego tak łatwo utożsamiać się z poszczególnymi postaciami. Odrobinę trudniej w powieści odnaleźć opis ich wyglądu. Pewnie dużo wyraźniej było to zobrazowane w Wybranych, ale ta część odeszła już w mojej pamięci na dalszy plan. W związku z powyższym odrobinę problemu nastręczało mi rozróżnienie głównych męskich bohaterów.


Seria C.J. Daugherty jest jedną z nielicznych, przeczytanych przeze mnie powieści, skierowanych do młodszych czytelników, w której nie koloryzuje się faktów. Kiedy dzieją się złe rzeczy, to na sto procent, gdy opisywane są jakieś konkretne emocje, to nikt ich nie ubarwia i nie ubiera w kolorowe piórka. Ludzie giną, a młodzież walczy z pokusami i wątpliwościami. Czy uczniom Cimmerii uda się pokonać piętrzące się przeszkody? Odpowiedź znajdziecie w trakcie lektury serii powieści autorstwa C.J., którą serdecznie Wam polecam.

 Baza recenzji Syndykatu ZwB