31 marca 2011

Ostatni stosik marcowy

Udało się mi dziś odebrać ostatnie marcowe awizo, a oto co się pod nim kryło :)
Wszytskie książeczki otrzymałam od portalu Zbrodnia w Bibliotece, za co strasznie mocno dziękuje panu Kazimierzowi :)
1. Kolekcjoner - Alex Kava - tej książki chyba nie trzeba wam przedstawiać, bo kto o niej nie słyszał? - książka oczywiście do recenzji
2. Cień gejszy - Anna Klejzerowicz - książka do recenzji od ZwB
3. Ślepa bogini - Anne Holt - prezent od portalu Zbrodnia w Bibliotece :)

Jeszcze raz bardzo dziękuje. A od jutra... stosiki kwietniowe :)


30 marca 2011

„Na koniec życia masz w dłoniach tyle, ile dałaś innym”


wyd. Dobra Literatura
rok: 2010
str. 141
Ocena: 4.5/6


Dziś odkładam na półkę pewną niezwykłą książkę, dzięki której stałam się silniejsza. Może nie tak silna jak bohaterki tych opowiadań, ale zdecydowanie twardsza niż byłam jeszcze kilka dni temu. Dlaczego? Bo poznałam je. Te dziewczyny, kobiety, które w życiu przeszły tak wiele. Których los nie oszczędzał. Wokół których nieustannie szalały wichury. A które mimo to stąpały twardo po ziemi. Nie poddawały się. Parły do przodu. Są w końcu były i są kobietami.

Książka „Jestem kobietą” to zbiorek pięciu opowiadań. Pięciu prawdziwych historii Polek. Przyznam szczerze, że teraz wszystkie te historie tworzą w mojej głowie jeden wielki chaos. Spustoszenie. Kłuje mnie coś w okolicach serducha, bo wciąż przeżywam to, co one. Ból. Upokorzenie. Zdradę. Czy gdybym była na ich miejscu, potrafiłabym, jak one, odrodzić się, niczym feniks z popiołów? Nie wiem. Wierzę jednak, że ich doświadczenia pozytywnie wpłyną na moje życie. Będę podejmowała lepsze decyzje niż dotychczas.
Kinga, Ania, Maria, Justyna, Brygida. Takie różne. A takie podobne. Z pozoru nic je nie łączy. Tylko z pozoru.

Kinga na swojej drodze spotkała Wielkiego Oszusta. Dokonał w jej życiu nie lada spustoszenia. Czy mogła się przed nim obronić? Pewnie tak. Mogła próbować. Ale czy by się udało? Tego nikt nie wie. Wielki Oszust wielokrotnie pukał do jej drzwi, a ona otwierała, zapraszała go do stołu, gościła. Traktowała jak najważniejszego członka rodziny. Wierzyła, że nie może on być tym, kim był. Dostała nauczkę. Potem kolejną i następną. Zrozumiała, kim jest Wielki Oszust. Zwyciężyła.

Ania pochodzi z kochającej się rodziny, w której najcenniejszą wartością jest milczenie. Nikt nie mówi wprost o problemach, nikt nie pokazuje, co w nim tak naprawdę siedzi. Nikt nie ulega, nie pokazuje bólu. Ania też stara się temu podporządkować. Nie udaje się. Jedno zdanie usłyszane jeszcze w podstawówce rzutuje na całe jej przyszłe życie. Popada w chorobę, a później przez lata próbuje z niej wyjść. Gdy to w końcu się udaje, gdy odnajduje samą siebie, los krzywdzi najbliższą jej osobę. Ból po stracie jest ogromny. 
Kto ma sobie z nim poradzić, jeśli nie uda się to kobiecie?

29 marca 2011

Publikowania i stosikowania marcowego ciąg dalszy

Na początek informacja. Właśnie w sieci ukazała się moja recenzja książki "Podwójny uśmiech Mona Lisy" Małgorzaty Wilk, którą znaleźć możecie tutaj.

Kilka dni zbierałam (znaczy się od soboty) i dziś się chwalę stosikiem :)
Oto i on :)
Lecimy od góry:
1. "Złamane serca" - Pamela Wells - to zupełna niespodziewanka. Wczoraj poszłam na pocztę z awizem, pewna że przysłano mi jakąś książkę do recenzji. Przeżyłam szok. Przez godzinę zastanawiałam się, skąd wzięła się ta książka. W końcu przypomniałam sobie, że jakiś czas temu na granice.pl brałam udział w konkursie. Stąd ta niespodziewanka :)
2. "Panny roztropne" - Magdalena Witkiewicz - książka do recenzji od Wydawnictwa SOL. Za książki bardzo dziękuje.
3. "Milaczek" - Magdalena Witkiewicz - jak wyżej
4. "Jak to robią twardzielki" - Mariola Zaczyńska - jak wyżej
5. "Zamówienie z Francji" - Anna Szepielak - książka otrzymana do recenzji od Wydawnictwa Novae Res, za co bardzo dziękuje :)
6,7,8. "Pamiętniki Wampirów" - L.A. Smith - zakup własny, super promocyjny :)

28 marca 2011

A odpowiedź znajdziesz w obrazie


„Niewypowiedziany” – Mari Jungstedt

wyd. Bellona
rok: 2010
str. 367
Ocena: 4,5/6



Właśnie odłożyłam na półkę książkę „Niewypowiedziany”, kończąc tym samym weekend pod znakiem powieści Mari Jungstedt. Jak było? Interesująco, wciągająco, płynnie i tak… niewypowiedzianie J. Muszę się od razu przyznać, że przygodę z serią o komisarzu Andreasie Knutasie rozpoczęłam właśnie od tej pozycji, zupełnie beztrosko pomijając część pierwszą, czyli „Niewidzialnego”. Nie było to najlepsze z możliwych rozwiązań, ale dałam radę. Powiem nawet więcej. Czytanie części pierwszej, choć na pewno znacznie podniosłoby zasób mojej wiedzy o kluczowych bohaterach, nie było niezbędne. Nie oznacza to, że nie sięgnę po część pierwszą. Sięgnę na pewno. Stoi grzecznie w biblioteczce. Przyjdzie więc i na nią czas.

„Niewypowiedziany” to niezwykła historia. Muszę Wam powiedzieć, iż czytając ją miałam wrażenie, że znalazłam się w zupełnie innym świecie. Niezwykłym, wręcz baśniowym. Akcja osadzona jest na szwedzkiej wyspie – Gotlandii, której malowniczość czaruje nas niemal od pierwszych stron tego kryminału. Autorka serwuje nam niezliczone opisy uliczek, domków, domostw i cudownych plaż. Aż chce się tam pojechać na wakacje, zobaczyć, czy rzeczywiście jest tam tak cudownie i domowo. Idylla jest jednak jedynie powierzchowna. Nie ma się w końcu co dziwić, przecież „Niewypowiedziany” to kryminał, a nie przewodnik po uroczych zakątkach Europy. I tak, zaraz po poznaniu Henry’ego Dahlstrӧma, dawniej znanego fotografa, teraz równie znanego alkoholika, dowiadujemy się o jego brutalnym zabójstwie. Rozwiązaniem zagadki tajemniczej śmierci Flesza zajmuje się komisarz Knutas i jego wierna współpracownica, Karin Jacobsson. Kto dokonał masakry w ciemni Henry’ego? Czy jego śmierć była jedynie skutkiem libacji ze znajomymi czy jest tam gdzieś drugie dno? Czy spośród setek możliwości policji uda się wybrać tą jedną, właściwą? Na te, i wiele innych pytań, odpowiedzieć będziecie musieli sobie sami, po lekturze tej powieści.

Jestem wciąż pod wrażeniem tej książki. Mari Jungstedt zastosowała w powieści bardzo interesujący sposób narracji. Nie mamy tu do czynienia z klasycznymi rozdziałami. Akcja prowadzona jest wielotorowo. Poznajemy niemal wszystkie kluczowe dla powieści postaci i możemy towarzyszyć im w ważniejszych dla nich momentach życia. Poszczególne wątki opisywane są krótko i zwięźle. Czytelnik nawet nie zdąży zauważyć, a akcja już przeskakuje w zupełnie inne miejsce, do zupełnie innego bohatera, opowiadającego o zupełnie innej historii. Przynajmniej takie odnosi się wrażenie. A wiecie jak jest z wrażeniami. Nie zawsze są słuszne. I tak oto, czytamy trzy zupełnie różne historie, które koniec końców okazują się jedną. Jak i dlaczego tak się dzieje? Cóż, zobaczycie sami.

26 marca 2011

„Świat kończy się nie hukiem, a skomleniem…”


Siedzę i ryczę, ale napiszę tę recenzję.

„Sekundę za późno” – William R. Frostchen
wyd. Bulle Books
rok: 2011
str. 466
Ocena: 5/6

To nie była łatwa lektura. Książka „Sekundę za późno” nie należy do lekkich i przyjemnych. Nie czyta się jej od tak, dla zabicia czasu. Nie sprawia, że na naszych ustach pojawia się delikatny uśmiech. Nie wywołuje przyjemnych motylków w brzuchu, ani rozmarzenia na twarzy. Ale przygwożdża. Miażdży. Ściera człowieka w pył.

Początki były trudne. Przydługie wprowadzenie nużyło mnie delikatnie i zniechęcało do lektury. Dodatkowo dobijał mnie fakt posiadania przez książkę jedynie 12 rozdziałów. Wiecie jaka jest statystyka, to prawie 39 stronicowe rozdziały, w większości bez przerywników, bez zamknięcia akcji. Każdy mój „przystanek” i brak możliwości kontynuowania lektury powodował cofanie się w lekturze przy ponownym sięganiu po książkę. To troszkę męczące. Ale do czasu. Bo książka pochłania, zabiera człowieka w tak niezwykłą i nieprawdopodobną podróż, że trudno się od niej oderwać.

O czym jest? O wielkiej tragedii jaka przytrafia się Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej. USA. Wielkiemu mocarstwu, któremu złe rzeczy dzieją się jedynie w filmach. Państwu, które jako pierwsze wysyła pomoc krajom dotkniętym przez głód, klęski żywiołowe, epidemie, wojny domowe. Z dnia na dzień, z sekundy na sekundę, cała ta mrzonka, idylla, kraina mlekiem i miodem płynąca znika. Przestaje istnieć. Oczywiście nie dosłownie, ale…

Narratorem książki jest John Matherson, emerytowany pułkownik Armii Stanów Zjednoczonych. John, w chwili próby, 8 lat przed wydarzeniami rozpoczynającymi akcję książki, przeprowadza się wraz z bliskimi do rodzinnego miasta swojej żony, Black Mountain w Karolinie Północnej. Rezygnuje z generalskiego awansu, z którym wiązała się konieczność przeniesienia się do Brukseli, ponieważ u jego żony zdiagnozowano raka piersi. Ta diagnoza odmieniła całe ich życie. W Black Mountain John zostaje dyrektorem do spraw rozwoju w miejscowym college’u, a cztery lata później uzyskuje wymarzoną posadę wykładowcy historii na tejże uczelni. Niemal równocześnie umiera jego żona. John, w chwili rozpaczy popada w alkoholizm i wraca do palenia. Udaje mu się jednak wykaraskać z dołka psychicznego i odstawia alkohol na bok. Mijają kolejne cztery lata, jest wczesna wiosna, dzień urodzin jego dwunastoletniej córki Jennifer. W całym mieście wysiada prąd. W całym hrabstwie wysiada prąd. Prądu nie ma cała Ameryka. Co się dzieje? Jak do tego doszło? Z czym borykają się bohaterowie powieści Forstchena? Jak sobie poradzą? Kiedy i czy w ogóle wróci wszystkim znana rzeczywistość i ludzie będą mogli zapomnieć o tym co się wydarzyło? Na wszystkie te pytania znajdziecie odpowiedź podczas pasjonującej wyprawy, jaką jest lektura książki „Sekundę za późno”.

24 marca 2011

Stosikowo marcowo

No i kolejny dzień, kolejne przesyłki, a więc i kolejny stosik :)
I tak od góry:
1. Powrót do Ford County - John Grisham - nagroda wygrana w konkursie u Leny :) dzięki kochana za cudowne kartki, skąd wiedziałaś że kolekcjonuje??:)
2. Dobrani - Ally Condie - wygrana w portalu Lubimy czytać, teraz w ramach tej "wygranej" przyjdzie mi napisać recenzję :) Możecie się jej spodziewać  ciągu najbliższych 2 tygodni :)
3 i 4. Miłość wyczytana z nut oraz Aleja Bzów - Aleksandra Tyl - otrzymane od wydawnictwa Prozami oczywiście do recenzji :)
5.  Okrutna miłość - Reginald Hill - nagroda w konkursie na Facebooku za odpowiednio częste klikanie Lubię na stronie Gildy :)
6. Fałszywy krok - Alex Kava - jedna z moich ulubionych autorek i książka której jeszcze nie miałam w ręku. Dziś przywiózł ją kurier z wydawnictwa Mira, w nagrodę za recenzję "Dotyku zła", która w poszerzonej wersji (więcej niż 1500 znaków) znajduje się tutaj.

"Ktoś" mi dziś napisał "proszę brać urlop i czytać". W zasadzie to właśnie powinnam uczynić :)

23 marca 2011

„Bez fanfar i czerwonego dywanu?”


„Chichot losu” – Hanka Lemańska
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2011
str. 269
Ocena: 4,5/6



21 marca 2011, wiosna przyszła i do mnie. Zawędrowała do Gliwic i rozpoczęła swój bieg. Przez wiosnę mam tu na myśli „Włóczykijkę” i dopiero co wprowadzoną przez nią do akcji książkę „Chichot losu”. Tak, tak. Zostałam pierwszą czytelniczką, miałam okazję zaznaczyć swoją bytność w niej, a już wkrótce wyślę ją w świat.

Wiele wcześniej słyszałam o otrzymanej właśnie książce. Ale jak mam być szczera, zero szczegółów. Wiedziałam, że w życiu głównej bohaterki będzie wiele zawirowań. Że nagle będzie się musiała zająć jakimiś tam dziećmi, że zrobiono na podstawie książki serial, który dopiero co wszedł na ekrany telewizorów. Taki mniej więcej zasób wiedzy posiadałam do momentu rozpoczęcia lektury. Ale coś więcej? Nie, nic więcej nie wiedziałam. I szczerze powiedziawszy, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Patrząc na różową otoczkę okładki, chmurki i błękitne tło pośrodku pomyślałam, że mam przed sobą kolejną komedię omyłek, zapewne z romansem w tle i wielkim happy Endem. Nic bardziej mylnego.

Pani Lemańska przedstawiła nam historię Joanny, karierowiczki mieszkającej w Warszawie i cieszącej się z tego, co daje jej życie codzienne. Uwielbiała swoją rutynę. Poniedziałkowe spotkania z przyjaciółkami, sobotnie tet a tet z Markiem, dyspozycyjność w pracy i totalną wolność psychiczną. Całe jej życie zmienia się w pewien poniedziałkowy wieczór, gdy zamiast wyjścia z koleżankami, decyduje się położyć wcześniej i pozbyć natrętnej migreny. Ta jedna decyzja powołuje do życia lawinę następstw, które w najbliższych miesiącach stawiają na głowie codzienność Joanny.

21 marca 2011

Publikujemy i chwalimy się

Sama nie wiem od czego zacząć, więc może zacznę po kolei :)
Wracam do domu a w skrzynce pocztowej niespodziewana spodziewanka :D
Tak, tak, to właśnie to - akcja WŁÓCZYKIJKA trafiła i do mnie i opanowała całe moje mieszkanie. Mąż woła - "Przecież rano zaczęłaś nową książkę. DO RECENZJI!", a ja odpowiadam "NO I CO?". No bo przecież, jak mogę nie siąść i nie zacząć czytać Chichotu?? NO JAK? Więc zaraz siadam i czytam. Liczę, że jutro wstawię recenzję :) Z tego miejsca chciałam z całego serca podziękować za wymyślenie tej wspaniałej akcji Tajemnicy i Lenie. Wiem, wiesz... wszyscy je kochamy :) Są nieziemskie :) A sama akcja? Pierwsza klasa. Oby więcej takich ludzi i takich ruchów obywatelskich.

Niespodziewana spodziewanka numer dwa:
Otwieram pocztę a tam mail od Pana Kazimierza ze Zbrodni w Bibliotece z informacją, że właśnie ukazała się moja recenzja :) Serdecznie więc zapraszam do lektury tutaj :)

Tak więc, mimo poniedziałku i mimo powrotu do pracy (L) dzień kończy się wspaniale J

Nieśmiertelna miłość


wyd. Dolnośląskie
seria: „Nieśmiertelni”
rok:2009
str. 299
Ocena: 4/6



Jakiś czas czekałam na tę książkę. Przeszukiwałam biblioteczki koleżanek, bibliotekę miejską, przeszukałam nawet zasoby Internetu, (choć nie przepadam za czytaniem z komputera). Nie trafiłam na to, co chciałam. Los? Przeznaczenie? Nie poddałam się jednak, zapisałam tytuł i postanowiłam, że przyjdzie taki dzień, że i „Ever” zagości w moim umyśle. Kilka tygodniu temu okazało się, że wkrótce do recenzji otrzymam „Błękitną godzinę” - Alyson Noel i… stało się. Trafiłam do księgarni i zakupiłam „Ever”. Bo co innego mogłam zrobić? Przecież nie będę czytała serii od połowy.

Ever to skrzywdzona przez życie siedemnastolatka. Pewnego pięknego dnia, podczas rodzinnej podróży wydarza się straszny wypadek, z którego „cało” wychodzi jedynie ona. Ever. Nie jest to dla niej błogosławieństwo losu. Z dnia na dzień wszystko w jej życiu ulega zmianie i przewartościowaniu. Nie ma już przy niej najbliższych. Zginęła mama, zginął tata, zginęła nawet niesforna młodsza siostrzyczka i Maślanka, ukochany pies. Wszyscy. Tylko nie ona. Nie jest to jednak jedyny problem, z którym Ever musi sobie poradzić po przebudzeniu w szpitalu. Okazuje się bowiem, że ludzie wokół niej świecą. Od każdego bije blask, inny pulsujący kolor. I ten szum, nieznośny hałas, który okazuje się być myślami otaczających ją ludzi. Do tego dawni przyjaciele już nie wiedzą jak z nią postępować. Gips, rany, blizny. To odstrasza ludzi. Jakby tego było mało bohaterka postanawia nie poddawać się operacji plastycznej i pozostawić namacalny dowód, szpecącą czoło bliznę, by przypominała jej o jej grzechach. O winie. O śmierci rodziny. Po wyjściu ze szpitala przeprowadza się z jedyną żyjącą rodziną, bliźniaczą siostrą ojca, do słonecznej Kalifornii. I tu zaczyna się zupełnie nowe życie Ever. Jakie? Niezwykłe, paranormalne, nie do ogarnięcia przez umysł nastolatki. Tak więc nawet Ever, nastoletnie medium, ma z tym nie lada problem. Co się dzieje? Co przytrafia się Ever? Co jeszcze bardziej zmienia jej życie? O tym sami już musicie się przekonać.

20 marca 2011

Uratuje cię...

Dziś przedstawię Wam recenzję książki, którą przeczytałam już dość dawno, ale która wywarła na moje dalsze życie (lekturowe) dość duży wpływ. Liczę, iż zachęcę Was do lektury książek autorki, która mnie osobiście urzeka :)


"Dotyk zła" - Alex Kava
wyd. Harlequin
rok: 2003 
str.508
Ocena: 6/6






Pierwszy raz zetknęłam się z tym thrillerem psychologicznym… dawno temu J Ale pamiętam go niemal tak dobrze, jakbym przeczytała go wczoraj. Była to książka nieznanej mi wówczas amerykańskiej autorki Alex Kavy „Dotyk zła”. Książka pochłonęła mnie całkowicie i w pewien niezwykły sposób naznaczyła moją literacką przyszłość. Bo pokochałam autorkę i pokochałam główną bohaterkę jej książki. A zawód profilera psychologicznego już na zawsze scalił mi się z imieniem Maggie O’Dell.

„Dotyk zła” to pierwsza książka z cyklu o błyskotliwej agentce FBI, zawodowej psycholożce, przed którą umysł psychopatycznego mordercy stoi otworem. Jej niezwykłe wprost zdolności pozwoliły na ujęcie wielu bardzo niebezpiecznych przestępców. To właśnie dlatego, gdy w pobliżu miasteczka Platte City zostaje znalezione zmasakrowane ciało chłopca, zabitego w ten sam sposób co ofiary straconego trzy miesiące wcześniej seryjnego mordercy Ronalda Jeffreys’a, do sprawy zostaje przydzielona agentka specjalna Maggie O’Dell. Z ramienia miejscowej policji sprawą zajmuje się szeryf – Nick Morelli, który dotychczas nie miał okazji wykazać się w tak znaczącym śledztwie. Do tego ciąży nad nim sława jego ojca, wcześniej piastującego stanowisko szeryfa ich miasteczka. Kilka miesięcy wcześniej Maggie przeżyła koszmar, z innym seryjnym mordercą –Albertem Stucky’m  w tle. Nad zaistniałą wówczas sytuacją nigdy tak do końca nie przeszła do porządku dziennego, w związku z czym wciąż męczą je senne koszmary. Nick i Maggi pomimo wzajemnej niechęci łączą siły i próbują rozwikłać zagadkę mordercy, który porywa kolejnego chłopca.

Alex Kava daje w „Dotyku zła” niesamowity wprost popis kunsztu literackiego. Akcja przedstawiona jest z wielu punktów widzenia, również mordercy, który jako dziecko przeżył horror z własnym ojczymem w roli głównej. To właśnie te wydarzenia miały zasadniczy wpływ na jego przyszłość i działania, które podejmuje w chwili obecnej. Co dokładnie go do tego skłoniło i jak rozwinęła się akcja, to pytania na które znajdziecie odpowiedź, czytając tą zdumiewającą książkę.

19 marca 2011

Miłego weekendu początki - stosików marcowych ciąg dalszy

Wczoraj niektórzy mieli okazję posłuchać moich utyskiwań na wszystkim znaną Pocztę Polską. Taaaa, kto nie miewa z nią problemów. Mój listonosz notorycznie nie przynosi mi listów poleconych. W dniu wczorajszym byłam tego świadkiem po raz kolejny. Od tygodnia na L4, nie ruszam się z domu, mąż wraca z pracy i co znajduje w skrzynce? Oczywiście awizo. Zaraz mogły się pojawić podejrzenia gdzie ja wtedy byłam... no ale na szczęście nie wszczął śledztwa :)
Mieszkając w centrum miasta jest jeszcze jeden problem z Pocztą Polską - odbiór przesyłek dnia następnego. To już totalna porażka. Ktoś się stara, wysyła ci przesyłkę, płaci masę pieniędzy, a ty nie dostajesz jej w dniu w którym powinieneś, bo oni jeszcze nie rozładowali ładunków.
Mój mąż, delikatnie poirytowany wybrał się o 19:30 na pocztę. Powiedział im co myśli, na ściemniał, że w środku jest prezent urodzinowy dla żony i że MUSI go odebrać w dniu dzisiejszym. Dziwnym trafem paczka się znalazła. I tak oto mogę pochwalić się kolejnymi pozycjami w mojej biblioteczce :)

I tak oto od góry:
1. Mari Jungstedt - "Niewidzialny" - książka jest prezentem od Zbrodni w Bibliotece, mającej stanowić wstęp do zrecenzowania części drugiej :)

2. Mari Jungstedt - Niewypowiedziany - książka od portalu Zbrodnia w Bibliotece, do recenzji :)

3. Eric Frattini - Wodny labirynt - książka od portalu Zbrodnia w Bibliotece, do recenzji :)

4 i 5. Małgorzata Kalicińska - Powroty nad rozlewiskiem i Miłość nad rozlewiskiem. - z racji tego, że swego czasu wygrałam część pierwszą, postanowiłam nabyć pozostałe. Kiedyś w przyszłości. No i trafiła się okazja. Niecałe 8 zł za sztukę (informacje zdobyte od Kaji_kici). No i tak moja biblioteczka została poszerzona o dwie kolejne pozycje :)

18 marca 2011

Wstrząśnięta, niezmieszana …



„Podwójny uśmiech Mona Lisy” – Małgorzata Wilk
wyd.  Novae Res
rok: 2010
str. 186
Ocena: 3/6



Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy trzymałam tę książkę w ręce. Późne lato. 17 Wrzesień 2010. Austria – Wiedeń. Nie będę pisała gdzie to było, ani jak tam trafiłam, bo ważne jest tylko to, że wówczas w me ręce trafiła książka pani Wilk. Przeczytałam opis z okładki i pomyślałam „jaki ten świat mały” i postanowiłam, ze przy pierwszej nadarzającej się okazji sięgnę po tę pozycję. Jest marzec 2011, a ja właśnie zakończyłam lekturę tej powieści.

Pani Małgorzata Wilk przedstawiła nam w swojej powieści dość skomplikowaną sytuację rodziny Kulewiczów. Na samym początku poznajemy Magdę, którą po latach zdrad i upokorzeń porzucił mąż. Jeden telefon od kolegi z szkolnych lat, odmienia jej życie. Magda jest matką głównych bohaterek, bliźniaczek Mony i Lisy, które choć stanowią swoje lustrzane odbicia, to różnią się niczym dzień i noc. Mona od zawsze była cicha i spokojna. Starsza od siostry Lisy o pół godziny, była przez nią traktowana jak środek do osiągnięcia celu. Lisa stosując odwiecznie tą samą śpiewkę, pod tytułem „ty masz wszystko, ja nie mam nic”, wykorzystywała Monę na każdy możliwy sposób. Klasówki, kartkówki, matura, kolokwia, projekty, egzaminy. Do żadnej z tych rzeczy Lisa nigdy nie przystąpiła. Nigdy nie musiała się starać, uczyć, zabiegać. Pragnęła czegoś, i to otrzymywała. Od tak, pstrykała palcami, a siostra załatwiała sprawę. Studia się skończyły, ale niezdrowa sytuacja trwała nadal. Zamiany, kłamstwa, podstępy. To świat, w którym żyła Lisa i do którego niejednokrotnie wciągała swoją siostrę Monę.

17 marca 2011

„Sempre, cholera, fidelis” czyli „Nie najlepszy tydzień, żeby przestać wąchać klej”




„Nianiek czyli facet do dziecka” – Holly Peterson
wyd. Świat Książki
rok: 2008
str. 416
Ocena: 6/6



Zacznę od tego, iż „delikatnie mówiąc” nie przepadam za książkami z zatytułowanymi rozdziałami. Czemu? Irytuje mnie to, że zwykle tytuł mówi zbyt wiele, albo przeciwnie, wcale nie wiadomo o co chodzi. Zazwyczaj więc nie sięgam po tego typu książki. Tym razem nacięłam się sama, bo kupiłam książkę nie zaglądając do środka, a gdy w końcu postanowiłam po nią sięgnąć, nie było już wyjścia. Miałam jednak chwilę wahania. Na szczęście przemogłam się i przeczytałam.

Książka Pani Peterson wylądowała w moim koszyku z kilku powodów. Przede wszystkim przemówiła do mnie okładka. Rażący pomarańcz, różowe literki, a w tle Nowy Jork. Miałam ochotę na odrobinę innego świata. Po drugie stwierdzenie z okładki „Komiczne perypetie zapracowanej matki”. Chciałam się pośmiać i dobrze bawić. Po trzecie ON, nianiek. Koniecznie chciałam dowiedzieć co zwojuje i jak jego pojawienie wpłynie na życie rodziny Jamie. I od razu się przyznam, że nim sięgnęłam po książkę to modliłam się, bardzo bardzo się modliłam. „Błagam, nie zdradzaj męża. Błagam, bądź wierna…”. Bo to jedna rzecz, której nie potrafię zdzierżyć. Znaczy nie jest tak, że zupełnie nie czytam o zdradzie. Ale zaraz na wstępie osoba zdradzająca ma u mnie mega krechę. Nie pozostało mi więc nic poza wiarą w bohaterów.

Jamie Whitfield żyje w niemal wymarzonym świecie. Rankiem budzi ją pobudzone ciało bardzo przystojnego małżonka, który nigdy nie ma dość swojej żony. W kuchni czeka już na nią przygotowane przez gosposię śniadanie, a tymczasem niania oporządza całą trójkę jej pociech. W drodze do pracy szofer podwozi ją pod szkołę maluchów, by mogła je ucałować na pożegnanie. W międzyczasie „przedszkole dla zwierzaków” zabiera jej pieska, niania zajmuje się najmłodszym synkiem, a gosposia sprząta i gotuje kolejne posiłki. Żyć nie umierać. Prawda? A może jednak nie? Może mąż to duże dziecko, które wpada w szał, gdy spinki do mankietów nie chcą przejść przez dziurki w koszuli? Może dzieci nie są szczęśliwe, bo mama za dużo pracuje, a tata jest w ciągłych rozjazdach? Może życie wśród milionerów, którym woda sodowa uderzyła do głowy nie jest różowe, a główna bohaterka się dusi? Może jej przyjaciółki to obce kobiety? Może nie ma nikogo bliskiego? Może sama chciałabyś zobaczyć, jak wygląda życie rodziny z Park Avenue? Jeśli tak, zapraszam do lektury.

Muszę przyznać, że zostałam uwiedziona. Uwiodła mnie stworzona przez Holly Peterson historia. Wykreowani bohaterowie i ich perypetie. Ich małe i wielkie problemy. Ich smutki i radości. Pokochałam Jamie, która nigdy do końca nie umiała zaaklimatyzować się w świecie, jaki otworzyło przed nią małżeństwo. Zakochałam się w zamkniętym w  sobie Dylanie, rozkosznej, ssącej kciuk Gracie i malutkim Michaelu, uczepiającym się maminego uda i nie dającym jej wyjść do pracy, chyba że niania przekupi go popcornem. Pokochałam ich wszystkich razem i każdego z osobna. I pokochałam Petera, który postanowił wyciągnąć do tej rodziny rękę, niczym do tonącego okrętu i nie pozwolił im pójść na dno. Co do Philipa, męża Jamie… pozwólcie, że się nie wypowiem.

16 marca 2011

Małe zmiany - biblioteczka

Ostatnio mój mąż doszedł do wniosku, że tak dłużej być nie może.
Książki walały się wszędzie. Leżały jedna na drugiej, kurzyły się i w ogóle wyglądały... mało atrakcyjnie.
Z okazji 9 rocznicy naszego związku (tak, tak, widuję go od 9 lat...) postanowił mnie delikatnie uszczęśliwić (i wprowadzić w mój chaos odrobinę swojej organizacji). Sklep, wiertarka, dużo szumu i oto mam dwie nowe półeczki, które z przyjemnością prezentuję :)

A może coś opublikujemy? "Dni lata"


Moja recenzja "Dni lata" Jill Barnett w sieci :)

Serdecznie zapraszam :)

15 marca 2011

Marcowych stosików ciąg dalszy

Kilka dni nic nie dodawałam (w sensie stosikowym), nie oznacza to jednak, że nic się nie działo. Dziś zerknęłam na półkę i okazało się, że jeśli natychmiast nie wstawię stosiku na SdIM, to później stosik będzie trzeba dzieli.
Więc oto i on:
I po kolei od góry:
1. "Sekundę za późno" - William R. Forstchen - otrzymane do recenzji z serwisu nakanapie.pl (dzięki wielki) :)

2 i 3. "Lisa-Xiu i Lin-Shi Córki z Chin" - Auke Kok i Dido Michielsen i "Jestem kobietą" - Monika Gajdzińska - otrzymane do recenzji od Wydawnictwa Dobra Literatura (dziękuje :) )

4. "I weszła miłość" Marisa de los Santos - zakup własny po lekturze książki wypożyczonej z MBP :) (recenzja)

5. "Sosnowe dziedzictwo" Maria Ulatkowska - nagroda od serwisu nakanapie.pl za wymyślenie pytania w konkursie i pomoc przy wyborze nagrodzonych

6. "Ever" - Alyson Noel - zakup własny, w celach poglądowych, przygotowanie do recenzji pozycji następnej na liście :)

7. "Błękitna godzina" - Alyson Noel - otrzymana do recenzji z Księgarni Matras

8 i 9. "Szeptem" i "Crescendo" Becca Fitzpatrick - zakup własny w ramach Dnia Kobiet (czyli sama sobie :) + ewentualne datki mężczyzn z rodziny :))

To tyle na ten ... dzień. Bo czekam jeszcze na kilka przesyłek więc...
Czas powiesić nowe półki :P

13 marca 2011

Czarna perła łzą... Daniela?

"Spalona róża" Anna Walczak
wyd. Novae Res
rok: 2010
str. 347
Ocena: 3/6





Na tę książkę czekałam od dawna. Jeszcze w ubiegłym roku doszły mnie słuchy, że 14-sto letnia Anna Walczak wydała książkę. Gdy w Internecie zobaczyłam okładkę – zakochałam się. Książka musiała się znaleźć na mojej półce. Dlatego współpracę z Wydawnictwem Novae Res rozpoczęłam od tej pozycji.

Medison Carpen nie ma łatwego życia. Pochodzi z biednej rodziny mieszkającej w północnej Anglii, jako nastolatka została porzucona przez matkę i wówczas zaczął się jej horror – życie z maltretującym ją ojcem. W szkole nie  było o wiele lepiej – przyjaciół nie miała, każdy patrzył na nią krzywym wzrokiem, chyba przede wszystkim ze względu na jej wiecznie poszarpane ubrania i obitą buzię. No i był jeszcze on, Daniel, który za nadrzędny cel obrał sobie zamianę jej i tak już strasznego życia w klęskę totalną. Ciągłe poniżanie, wyśmiewanie, ubliżanie sprawiły, że dziewczyna zupełnie zatraciła pewność siebie. Kilka lat później, za sprawą niezwykłego zbiegu okoliczności ich życia ponownie się ze sobą krzyżują. Daniel jest w podbramkowej sytuacji i jedynie Medison może wyciągnąć go z kłopotów, w które wpakował się na własne życzenie. Medison jest w niewiele lepszej sytuacji i jedynie pakt z diabłem, czyli właśnie Danielem, może wyprowadzić jej życie na prostą ścieżkę. Jak potoczą się ich losy? Tego już będziecie się musieli dowiedzieć sami, czytając Spaloną Różę Anny Walczak.

Myśl  przewodnia tej książki zaliczana jest do kategorii ciężkich, o ile nie bardzo ciężkich. Stykamy się w niej z maltretowaniem – zarówno fizycznym jak i psychicznym. Autorka po dwóch stronach barykady stawia bohaterów, pałających do siebie wzajemną nienawiścią, ich rozmowy przesycone są pretensjami, cynizmem i złością. Z takiego układu nie może wyjść nic dobrego. No chyba, że coś się zmieni. Że któreś z nich, albo najlepiej oboje, zmienią swoje życie o 180 stopni. Ale czy to jest możliwe? Czy takie obopólne zmiany są w ogóle możliwe? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć samodzielnie.

11 marca 2011

Kiedy fantazja staje się rzeczywistością nigdy nie wiesz co dostaniesz

"Jillian Westfield wyszła za mąż" Allison Winn Scotch
wyd. Otwarte
rok: 2011
str. 270
Ocena: 5/6




Kiedy zobaczyłam pierwszą zapowiedź tej książki, przeczytałam pierwsze recenzje, dostrzegłam ją na wystawie w księgarni, zdecydowałam, że będzie moja. Za wszelką cenę. Nie ważne, ze budżet na książki został wyczerpany, że muszę przystopować, bo za dużo powieści zalega na półce w oczekiwaniu na „swoją kolej”. Z braku laku (czytaj kasy) zdecydowałam się wziąć udział w każdym możliwym konkursie, w którym nagrodą była ta pozycja. I w końcu udało mi się. Dzięki wypowiedzi „dlaczego chcesz przeczytać tę książkę” wygrałam ją u Tajemnicy i w niedługim czasie trafiła w me zachłanne ręce. Dziś z przykrością odłożyłam ją na półkę. Cóż, każda opowieść kiedyś się kończy, ta nie była inna. Ale tak mi żal, że nie mogę jej czytać dalej… Ale po kolei.

Wydawać by się mogło, iż Jillian ma idealne życie. Mieszka na przedmieściach Nowego Jorku, ma męża i półtoraroczna córeczkę. Jest mamą na pełen etat i perfekcyjną panią domu, ale… Właśnie, niestety zwykle jest jakieś „ale”. Jillian mimo tej aury wspaniałości, jaką wokół siebie roztacza, nie jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Można się pokusić o stwierdzenie, że nie zalicza się nawet do grona statystycznych ludzi, w miarę szczęśliwych. Jill żyje przeszłością. Codziennie rano wstaje i zmusza się do wykonywania należących do niej obowiązków. Codziennie to samo: karmienie, ubieranie, spacer, karmienie, przebieranie, kąpanie, ubieranie, sen, karmienie… i tak w nieskończoność. Męża prawie nigdy nie ma w domu, ciągłe delegacje, rozjazdy, spotkania i praca do późna sprawiają, że Henry i Jill oddalają się od siebie i po 7 latach związku są dla siebie zupełnie obcymi ludźmi. Brak w ich związku intymności, namiętności, pasji. Brak jest również zwykłej codzienności, wspólnego spoglądania w telewizor, siedząc na kanapie ramię w ramię. Zdawałoby się idealna para, przestała być ze sobą, są jedynie przy sobie, stwarzając pozory idealnego małżeństwa. Jillian z dnia na dzień staje się coraz bardziej przygnębiona i nieszczęśliwa, a wiadomość iż jej były partner odnalazł swoją drugą połówkę i rychło zmierza do ołtarza, załamuje ją totalnie. Przecież co noc skrycie marzyła, by cofnął się czas i by mogła podjąć raz jeszcze pewne decyzje, dzięki czemu ułożyłaby sobie życie z Jacksonem. I jak to mówi stare porzekadło „Uważaj czego sobie życzysz, bo jeszcze może się to spełnić”. Po wizycie u masażysty Jill budzi się w zupełnie nowym, a jednocześnie dobrze znanym jej świecie. W świecie sprzed siedmiu lat.

8 marca 2011

Nie jątrz :)

W dniu wczorajszym zasiadłam na widowni Chorzowskiego Teatru Rozrywki i z zapartym tchem oczekiwałam rozpoczęcia spektaklu. Wraz z grupą znajomych i koleżanek z pracy, z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet, udaliśmy się na spektakl "Kiedy Harry poznał Sally" w reżyserii Andrzeja Rozhina wystawianego przez Warszawki Teatr Kwadrat. Sztuka jest adaptacją (której podjęła się Marcy Kahan) filmowego hitu z lat 80-tych pod tym samym tytułem. W adaptacji w rolę Harrego wcielił się Paweł Małaszyński, a w rolę Sally - Marta Żmuda-Trzebiatowska.
Nie będę się rozwodzić nad tymi wszystkimi szczegółami, powiem wprost. Grają to u was? To już, teraz, kupujcie bilet do teatru. Nie ważne że drogo, że w tej samej cenie moglibyście z partnerem pójść z 6 razy do kina, nie ważne, że nie zjecie popcornu i nie będziecie pić pepsi z papierowego kubeczka. Bo takiej zabawy nie da wam żaden seans kinowy. Myślę nawet, że pod wieloma względami spektakl ten był lepszy od niejednej książki. Było fenomenalnie. Małaszyński wymiatał a Żmuda wcale nie pozostawała w tyle. Sceny były wspaniałe, gagi wyśmienite, a teksty... godne zapamiętania, na całe życie. Serio :) Aż trudno uwierzyć, że takie dzieło udało się naszym rodakom. Jakoś wielkie polskie hity kinowe nie powalają. Mój mąż, tuż po przedstawieniu stwierdził, że gdyby tak wyglądały polskie produkcje, to chodziłby tylko na polskie filmy do kina. No ale, widać polskie kino polskiemu teatrowi nie równe. Ale, nie jątrzmy już tego. Polecam wam z całego serca ten spektakl. Bo warto :)

6 marca 2011

Jak smakują marzenia?



"Smak marzeń" - Sherryl Woods
wyd. Harlequin
rok: 2011
str. 336
Ocena: 2/6

Liczę, że mi wybaczycie.


Smak marzeń” Sherryl Woods była jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie książek ostatnich tygodni. Gdzie nie spojrzałam – tam i ona była. Na mojej kochanej Nakanapie, na blogach obserwowanych przeze mnie blogerek, w księgarskich zapowiedziach, jednym słowem – wszędzie. A opinie, cóż… większość osób wprost rozpływało się nad tą powieścią. Nie mogłam się więc doczekać, codziennie wypatrywałam listonosza i wydeptywałam ścieżkę do skrzynki, sprawdzając, czy jej stan może nie uległ zmianie. W końcu do mnie dotarła, znalazła się na mojej półce i po prostu nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Czym prędzej skończyłam czytać wcześniej zaczętą książkę i sięgnęłam po „Smak marzeń”.

Książka jest pierwszą częścią cyklu o rodzinie O’Brienów, a jej bohaterką jest najstarsza latorośl Mick’a O’Briena – Abby O’Brien Winters. Abby jest trzydziestoparoletnią „rekinką finansjery” po przejściach. Ma za sobą rozwód z wydawałoby się idealnym mężczyzną, samotnie wychowuje dwie bliźniacze córeczki, a tragiczne wspomnienia z dzieciństwa, odcisnęły się piętnem na jej dorosłym życiu. Jako nastolatka została porzucona przez matkę, która nie wytrzymała w związku z mężczyzną, którego w zasadzie nigdy nie było w  domu. Po tym wydarzeniu ojciec jeszcze bardziej oddalił się od dzieci, rzucając się w wir szaleńczej pracy. Dziećmi zajęła się babcia i to ona stała się dla nich najbliższą osobą na świecie. Największym marzeniem naszej bohaterki była kariera w domu maklerskim na Wall Street w Nowym Jorku i wszystkie kroki jakie poczyniła w swoim życiu, służyć miały osiągnięciu tego założenia. I czasami, w przypadku niektórych podjętych przez nią decyzji, dążyła do tego celu po trupach. Gdy młodsza siostra Abby wpada w tarapaty, ta niezwłocznie pakuje swoje walizki i wraca z Nowego Jorku do rodzinnego Chesapeak Shores, gdzie czekają na nią demony przeszłość.

Stosików marcowych ciąg dalszy :)

Wczoraj miałam przyjemność (bo to zdecydowanie była mega przyjemność) udać się na pocztę, w celu odbioru przesyłek, które do mnie dotarły. Pomijam fakt, że jak zawsze całą dobę musiałam odczekać, bo paczkonosz zostawił w skrzynce w piątek jedynie awizo. Mniejsza z tym. Oto stosik:

"Spalona Róża" Anny Walczak oraz "Podwójny uśmiech Mona Lisy" Małgorzaty Wilk to książki przekazane przez wydawnictwo Novea Res, do recenzji.

Pozycja u samego szczytu....




... to "Jillian Westfield wyszła za mąż" Allison Winn Scotch, którą wygrałam w konkursie u Tajemnicy. Dziękuje kochana za extra dodatek w postaci koszulki i zakładki do książki :)

Zabieram się za czytanie.

5 marca 2011

O Buddenbrookach - recenzyjne

Zacząć chyba powinnam od tego, że uwielbiam filmy kostiumowe. Jeszcze jako berbeć zachwycałam się „Sissi" Ernsta Marischka. Uwielbiałam Elżbietę i kochałam się w Franciszku. Jako mała dziewczynka z wielu aspektów tego filmu, oraz prawdziwych wydarzeń, nie zdawałam sobie sprawy. Wówczas jednak filmowa para była dla mnie ideałem. Podobnie było z adaptacjami powieści Jane Austen. Miłość od pierwszego wejrzenia. Nic dodać nic ująć. Dlatego też ucieszyłam się, iż „Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny” przypadną mi do recenzji. Oczywiście pierwszy problem pojawił się jeszcze przed nadejściem przesyłki – język. Nie przepadam za filmami niemieckojęzycznymi, ale pomyślałam „będzie co ma być, może wyjdzie z tego druga Sissi?”. No niestety, w tej ostatniej kwestii nieco się zawiodłam, ale o tym później. Kolejną przeszkodą okazał się sprzęt. Ilekroć mąż włączał mi film, tyle razy komputer odmawiał posłuszeństwa. Udało się dopiero po 4 dniach i to przy założeniu, że filmu nie pauzuje i nie cofam. Cóż, złośliwość rzeczy martwych. Film jednak udało się obejrzeć, a oto krótka relacja.

Adaptacji książki  „Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny”, napisanej przez Thomasa Manna i opublikowanej w 1901, podjął się reżyser i scenarzysta Heinrich Breloer. Film swoją premierę światową miał 24 grudnia 2008 roku, w Polsce mamy okazję go oglądać od 20 sierpnia 2010 roku.

I ty, wejdź w tę mgłę….



„Tajemnica błękitnego zamczyska” – Beata Wieczorek  
wyd. COMM
rok: 2010
str. 88
Ocena: 4/6


Choć to na pewno nie jest książka skierowana dla dorosłego czytelnika, to pochłania się ją z przyjemnością. To taki powrót do dzieciństwa, a kto nie chce czasem wrócić do szczenięcych lat? Do okresu, kiedy zwykła wycieczka do lasu wydawała się życiową przygodą, o której się nigdy nie zapomni? Znajdzie się taka osoba?

Książka Beaty Wieczorek skierowana jest do dzieci, nie będących już dziećmi, i do nastolatków, którzy nie są jeszcze nastolatkami. Główną bohaterką opowiadania jest dwunastoletnia Magdalena, która rok przed wydarzeniami opisanymi w książce przeprowadziła się z rodzicami do nowego domu. Życie dziewczynki, to niemal sielanka. Codzienne wyprawy na łąki i do lasu, z wiernym towarzyszem zabaw, psiakiem Rubinkiem i przyjacielem Radkiem stanowią esencję jej życia. Zaraz po przeprowadzce rodzina Magdaleny usłyszała niesamowitą historię zamczyska, znajdującego się w pobliżu ich gospodarstwa. Zakończenia owej historii nikt tak naprawdę nie zna, ludzie jedynie snują własne wersje tego, co mogło się przytrafić właścicielom posesji. 
Historią zauroczona jest główna bohaterka, która postanawia, mimo sprzeciwu rodziców, zwiedzić zamek. Gdy do Magdaleny na wakacje przyjeżdża znienawidzona kuzynka, Anita, plany dziewczynki legają w gruzach.

Czasami jednak los płata nam figla. W wyniku wielkiego zbiegu okoliczności, mała grupka dzieci, w składzie Magda, Anita i Radek, trafiają w okolicę ruin, gdzie rozpoczyna się przygoda ich życia. Jakie będą ich losy? Co przydarzy się im w gęstej błękitnej mgle, okalającej zamek? Jaką historię kryją te, zdawałoby się, dawno opuszczone mury? O tym będziecie musieli przekonać się na własnej skórze.

Ja tylko od siebie dodam, iż autentycznie, momentami byłam przerażona. Bałam się czytać dalej, niepokoiła mnie przyszłość tych dzieciaków. Czy wrócili cali do swoich domów? Przeczytajcie i dowiedzcie się sami J.

4 marca 2011

Stosik marcowy :)


Były zakupy, jest i stosik... co prawda pojechałam po żarełko, ale wyszło jak wyszło :)

Oczywiście, jak zawsze, nie mam pojęcia kiedy sięgnę po te pozycje. Jest tyyyle książek do przeczytania... a tak mało czasu... też to czasem czujecie? Że czasu jest za mało? Że tak bardzo chcecie, ale... nie dajecie rady?

ps. zapomniałam wspomnieć - stosik sponsorowany przez najlepsiejszego małża na świecie, niezastąpionego Artura, który postanowił ulitować się nad żoną i zrobić jej wcześniej dzień kobiet :D

3 marca 2011

Piękny tydzień trwa

O konkursie u Tajemnicy już w tym tygodniu informowałam. Książka już do mnie "poleciała" i teraz czekam na nią z zapartym tchem.

Wczoraj otrzymałam wspaniałą informację od portalu nakanapie. W sobotę będę miała przyjemność współuczestniczyć w wyborze zwycięzców konkursu, w którym wybrać można "Sosnowe dziedzictwo" Marii Ulatowskiej . Sama również ją otrzymam, za wymyślenie pytania konkursowego :)





Dziś kolejna niespodzianka - udało mi się wygrać w konkursie u Leny :) W nagrodę otrzymam książkę Johna Grishama "Powrót do Ford Country"

Nagrodę otrzymuję za odpowiedź na pytanie: Co byłbyś/byłabyś w stanie zrobić, aby zdobyć ostatni egzemplarz książki swojego ukochanego pisarza/pisarki?, która brzmiała:

Ten konkurs potraktować można dwojako, bo… cóż znaczy ostatni egzemplarz książki? W pierwszej chwili na myśl przychodzi mi ostatnia książka w księgarni. Już widzę dzień premiery książki, tłumy ludzi pod księgarnią, rzucanie się na półki tuż po otworzeniu drzwi przez pracowników. Szalejący tłum niczym zombi, wyrywa sobie nawzajem książki z rak, pokazując dumnie całe uzębienie i groźnie warcząc. A na przedzie tego tłumu, ja. Dumnie dzierżąca zdobycz. Potem sobie pomyślałam: „szalona jestem”. W końcu książka ląduje w wielu księgarniach i na pewno gdzie indziej będzie można ją dostać. Ale co jeśli to by była ostatnia książka z nakładu? Taaa, wówczas mogłabym się tak zachować. I zaraz potem kolejna myśl… uwielbiam autora i czekałam z zakupem książki aż do wyczerpania nakładu? Niemożliwe. I wtedy w głowie zaświtała mi ostatnia opcja. I przerażenie pojawiło się na moim obliczu. Koniec świata, apokalipsa. Ludzie zmieniają się nie do poznania. Niszczą dobra kultury. Na świecie zostaje tylko jedna książka najbardziej cenionego przeze mnie autora. Co wówczas. Teraz już nie widzę pod powiekami przerażających obrazów, lejącej się krwi i wyrywania sobie zdobyczy niczym zwierzyny. Teraz widzę niekończącą się tułaczkę, poszukiwanie na świecie upragnionego celu, książki, której pragnie każdy. Przemierzanie dziesiątków, setek, tysięcy kilometrów – piechotą, by odnaleźć to co naprawdę ważne. Jedną jedyną, najistotniejszą książkę. Tułaczka, niedojadanie, wieczne zmęczenie. To nic. Ważne by ją zdobyć, by ją mieć, by nie przepadła. W chwilach krytycznych człowiek zdolny jest do niebywałych czynów. Tak jest i ze mną. Gdyby doszło do takiej sytuacji – zrobiłabym wszystko, by zdobyć tę książkę.

2 marca 2011

„Bo piórem też można przebić skorupkę”


"Zła miłość" Aleksander Sowa
wyd. e-bookowo.pl
rok: 2010
str.: 54
Ocena: 4/6




Widzieliście kiedyś film „Efekt motyla”? Jest chłopak i jest dziewczyna. Jest wielka, wszechogarniająca miłość. Są wyznania i przysięgi, że już na zawsze razem, że nigdy osobno. Jest wycieczka. Jest wypadek. Jest strata najbliższej osoby. Jest ogromna rozpacz i obsesyjne pragnienie cofnięcia wskazówek zegara, tak, by odmienić okropną przeszłość. Podejmowane są przeróżne decyzje, które pociągają za sobą zmiany, ale nie takie, jakich chciano. Po obejrzeniu filmu człowiek wie jedno – przeszłości zmienić się nie da. Nieważne jak mocno się chce, nieważne jak wielkie ma się moce. Każda zmiana pociąga za sobą szereg konsekwencji, które w efekcie oddalają zamiast przybliżać do upragnionego celu.

„Zła miłość” Aleksandra Sowy to według mnie, właśnie taka współczesna książkowa wersja „Efektu motyla”. Może nie dosłownie, może z nieco innym przesłaniem, ale z bardzo podobnym motywem przewodnim. W noweli tej poznajemy sześcioletnią Anię, która przeżyła niezwykłą przygodę. Przygodę w trakcie snu. Poznała w nim chłopca, którego demoniczne wręcz zdolności umożliwiły im podróż  w czasie i przestrzeni. I tak oto rozpoczęła się ich wspólna wędrówka po obrazach fotografa snów. Cel był jeden – Ania musiała sobie przypomnieć. Przypomnieć coś bardzo ważnego. Najważniejszego. Ale przypomnieć musiała sobie sama.

1 marca 2011

To wprost... nieprawdopodobne :)

Tajemnica zadała pytanie„Dlaczego chciałabyś/chciałbyś przeczytać „Jilliam Westfield wyszła za mąż”?

A ja odpowiedziałam:
Siedzę na kanapie a w ręku trzymam… książkę, o której marzyłam i którą tak bardzo chciałam przeczytać -„Jilliam Westfield wyszła za mąż”. I udało się, zaraz zacznę :) Mało istotne, w jaki sposób znalazła się w moich rękach, czy ją wygrałam, czy zakupiłam w pobliskiej księgarni. Ważne, że dzierżę ją w mych dłoniach. Książka wydaje się być marzeniem chyba każdego człowieka na ziemi. A na pewno mężatek. Bo która z nas, kobiet, nie ważne czy zamężnych czy nie, nie marzy czasem, by cofnąć wskazówki zegara. By kartki w kalendarzu w magiczny sposób ponownie się poprzyklejały. Kto nie marzy, by cofnąć czas? Wątpię by znalazła się choć jedna taka osoba. Może nie każdy chciałby odmienić swoje życie w zupełności, ale wielu z nas chciałoby zmienić pewne szczegóły, wybrać w pewnej chwili inną ścieżkę, podjąć inną decyzję. Julliam ma taką okazję, zasypia i budzi się w innej rzeczywistości, może się przekonać, jak wyglądałoby jej życie, gdyby kilka lat wcześniej podjęła inne decyzje, wybrała inne ścieżki. Jak to przeżyła? Czy zaakceptowała? Czy pogodziła się z losem? Jak skończy się ta opowieść? Jak autorka wytłumaczy skąd ten przeskok, ta zmiana? Fascynuje mnie ta opowieść, tym bardziej, że główna bohaterka, wydawałoby się, ma idealne życie. Życie o którym marzy tak wiele kobiet. Ma piękne, zdrowe dziecko. Ma kochającego ją męża. Jasne, na pewno są jakieś „ale”, ale w czyim życiu ich nie ma? Skoro więc ma tak piękne życie, czemu chce to zmienić? Czemu wciąż w myślach powraca do dawnych lat, do dawnych decyzji, czemu to rozpamiętuje? Nie kocha? Nie jest jednak szczęśliwa? Ma żal? Chciałabym poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania, związane z tą książką. Tak bardzo chcę się tego wszystkiego dowiedzieć. Z całych sił. I właśnie dlatego, z tego powodu, chciałabym przeczytać tę książkę. I przeczytam. Tak czy inaczej, przeczytam :)


W efekcie już niedługo książka wyląduje u mnie na półeczce :)

Stosik lutowo - marcowy :)


Jak miło jak miło :)
przesyłki nie przyszły równocześnie, ale w odstępie 2 dni więc wrzucam wspólnie :)


Wszystko dzięki uprzejmości portalu nakanapie.
"Smak marzeń", "Zła miłość" i "Buddenbrookowie" do recenzji. Pozostałe to nagrody :)

Jutro powinna się pojawić recenzja "Złej miłości" Aleksandra Sowy :)