23 marca 2014

Weekend w Zamku Czocha

Kilka miesięcy temu udało mi się wygrać w konkursie i wygrać voucher na weekend w Zamku Czocha. Z przyczyn różnych (dobra, przyznam się - związanych z pracą), wielokrotnie musiałam przekładać termin pobytu w Suchej. Myślę, że pani Agnieszka, która miała przyjemność wielokrotnie przekładać moją rezerwację, miała ze mną niezły ubaw :) W końcu jednak spięłam się w sobie i w 3 dni przez utratą ważności nagrody przybyłam na Zamek. Nie obyło się oczywiście bez komplikacji. Rano mieliśmy wstać i jechać, niestety ta szkuta się nie udała. Tu trzeba było coś dopakować, tu przygotować, tam sprzątnąć. I już godzina opóźnienia. Na szczęście odstawienie Furiata do rodziców odbyło się ekspresowo, ale później trzeba było jeszcze podjechać na zakupy i... W sumie wyruszyliśmy około 12. Padłą decyzja, że jedziemy autostradą i bardzo dobrze, bo dzięki temu na miejscu byliśmy nie o 17 a przed 15. Na miejscu niestety doszło do pewnych komplikacji. Gdzie dalej? No bo podjechaliśmy pod Zamek, a tam płatny parking. Zgodnie z regulaminem mieliśmy parkować za darmo. Ale gdzie. Artur stwierdził, że powinnam wysiąść i się popytać ludzi. Oczywiście zaczęliśmy delikatną sprzeczkę i wówczas... podszedł do nas ochroniarz. Artur opuścił szybę, porozmawiał z nim, dowidział się wszystkiego. Zostaliśmy wpuszczeni na teren Zamku Czocha i poproszeni o podjechanie na górny dziedziniec by się rozpakować. Podjechaliśmy i... okazało się, że już nie ma możliwości zamknięcia szyby. Po nas można się było tego spodziewać... tak więc zamiast korzystać z pięknej pogody i zwiedzać okolicę, rozdzieliliśmy się. Ja poszłam nas rozpakować, a Artur naprawiał samochód. Niecałe dwie godziny później było po problemie, ale... zdążyliśmy się wykąpać i się rozpadało. Nie delikatnie, nie cichutko i cieplutko. Zaczęła się burza z piorunami... No nic, Artur chciał zwiedzać, a ja miałam nieco inne plany na ten weekend, teraz możemy to tylko zrewidować i zacząć plany od nowa :) 

Dzisiejszy dzionek zaczął się od ... deszczu. Jakoś nie zapowiada się na poprawę pogody. Artur właśnie stara się wymyślić, co by tu robić :) Mam nadzieję, że osiągniemy pewien kompromis... albo przeczytam wszystkie te książki, które zabrałam na tę wycieczkę :) 

Poniżej kilka fotek z dnia wczorajszego :)


W połowie reanimacji szybki LaBuni





Pan z siusiakiem :)

szerszy plan... Artur wciąż naprawia :)


i... naprawa wciąż trwa :)


LaBunia naprawiona :)

wchodzimy do pokoju :)

rozpadało się :(

i... w jakim kolorze są ściany? :D Ktoś mnie tu ewidentnie lubi :)


2 komentarze:

  1. Zamek Czocha to rzut beretem ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ cudny ten zamek. Nie wiedziałam o jego istnieniu. Ode mnie przecież też znów nie jest tak daleko.
    Może kiedyś namówię rodzinę na wyprawę.

    OdpowiedzUsuń