seria: Bractwo Czarnego Sztyletu
wyd. Videograf II
rok: 2010
str. 480
Ocena: 4,5/6
Stworzona przez J.R. Ward seria o wampirzym bractwie strzegącym spokoju
swojego gatunku podbiła już niejedną listę bestsellerów. Mnie również podbiła i
to dawno temu. Przez przeszło rok nie miałam jednak okazji sięgnąć po kolejne
tomy tego cyklu. Na szczęście w przyrodzie nigdy nic nie ginie i zwykle
dochodzi do jako takiej równowagi. Dzięki temu w końcu udało mi się sięgnąć po
czwarty tom Bractwa Czarnego Sztyletu i… przepadłam. Przez ten czas seria nic a
nic się nie zmieniła, ponownie mnie zachwycając. Czym? O tym odrobinę szerzej
poniżej.
Trwa kolejny dzień, a właściwie noc, w życiu Bractwa Czarnego Sztyletu.
Większość wojowników – wampirów, przebywa na patrolach, dzięki którym coraz
mniejsza liczba cywilów wpada w ręce reduktorów. Nie oznacza to jednak, że
korowód śmierci został zażegnany, wręcz przeciwnie. Przywódca Korporacji,
tajemniczy Omega nawet nie myśli o tym, by zakończyć wojnę z wampirami.
Nieustannie pozyskuje do swojej organizacji nowych członków i głęboko wierzy,
że któregoś dnia zmiecie przeciwnika z powierzchni ziemi. Niczym się również ta
noc nie różni od poprzednich dla Butcha Briana O’Neal’a. Jak niemal co wieczór
przybywa do zaprzyjaźnionego klubu Zero Sum, prowadzonego przez Wielebnego,
rzadziej nazywanego Mordhem i upija się. Sącząc lagavulin nawet nie myśli o
tym, że ta noc może zupełnie odmienić jego życie. Wręcz przeciwnie, odnosi
dziwne wrażenie, że już nigdy nic się nie zmieni. Nie żeby narzekał, co to, to
nie. Od momentu poznania braci, przeprowadzki do Bunkra i całkowitej odmiany
dotychczasowego image’u, eks-glina wydaje się być bardzo szczęśliwy. Jedyną
zadrą nieustannie kłującą go w okolicach serca jest nieudany związek z Marissą
– wysoko urodzoną wampirzycą. Przy czym to, co miało wydarzyło się między nimi
kilka miesięcy wcześniej, trudno nawet nazwać związkiem. Nie zmienia to jednak
faktu, że tych kilka spotkań zasiało w Butchu iskierkę nadziei, że może kogoś
pokochać. Wampirzyca jednak w dość brutalny sposób dała mu przysłowiowego kosza,
co raz na zawsze ukróciło jego nadzieję. W końcu gdzie tam Butchowi,
człowiekowi z krwi i kości, do perfekcji i siły wampirów. Przez ten drobny
szczegół mężczyzna nie uczestniczy w regularnych walkach z reduktorami. Mógłby
przecież zginąć, a to dla braci byłby wielki cios. W szczególności dla
Vrhednego, który wyjątkowo przywiązał się do O’Neal’a. Niestety, w pewnym
momencie omawianego wieczoru wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart. W
pobliżu klubu, w którym w najlepsze bawi się Brian pojawiają się reduktorzy, a
żaden z członków Bractwa nie odbiera telefonu. W końcu Butch postanawia, że
stawi im czoło samodzielnie, co okazuje się dość fatalnym pomysłem. Choć
początkowo były policjant radzi sobie dość dobrze, to gdy przeciwnicy wzywają
wsparcie - polega. Ostatecznie O’Neal zostaje porwany, co w zasadzie przesądza
o jego losie. Czy faktycznie? Czy Butch złamie się i wyjawi reduktorom miejsce
zamieszkania braci? Jak długo będą go męczyć i czy uda mu się przeżyć spotkanie
z nimi? A może korporacja ma wobec O’Neal’a zupełnie inne plany? By się tego
dowiedzieć musicie przeczytać czwarty tom serii Bractwa Czarnego Sztyletu.
Jak wspomniałam już kilkukrotnie wcześniej Wampirze serce to czwarta
część przygód wampirzych braci. W każdej kolejnej książce z tej serii poznajemy
losy następnego wojownika i kobiety, którą ten wybrał na swoją samicę. Nie
inaczej było i tym razem. Powieści J.R. Ward są pełne pasji i pożądania.
Autorka nie ukrywa przed czytelnikiem, co dzieje się w alkowie głównych
bohaterów. Nie ukrywa również, jak przebiegają walki toczące się między
bractwem a reduktorami. Dla mnie te wszystkie czynniki zdecydowanie działają na
korzyść książki. Jako czytelnik nie przepadam za zatajaniem pewnych faktów. Nie
lubię gdy autor zamyka mi drzwi przed nosem i każe domyślać się co było dalej
albo co by było gdyby. Oczywiście nie twierdzę, że taki sposób poprowadzenia
akcji powieści jest właściwy, mnie jednak jak najbardziej odpowiada. Może więc
i Wam się spodoba? Oby J.
Całość owiana jest klimatem grozy. Większość akcji, jak na książkę o wampirach
przystało, dzieje się nocą, kiedy to nasi bohaterowie mogą spokojnie wyjść na
zewnątrz i odetchnąć pełną piersią. Gdy nie wychodzą na dwór doskonale bawią
się we własnym gronie w domu. W efekcie na porządku dziennym podczas lektury
Wampirzego serca jest lekkie drżenie i gęsia skórka na całym ciele. Powieść
autorstwa J.R. Ward ma w sobie wszystko to, co powinien posiadać dobry romans
paranormalny z mocnym thrillerem w tle. Czyta się ją wyśmienicie od pierwszego akapitu,
aż po ostatnie zdanie. Osobiście zarwałam przy tej powieści niejedną noc, ale
absolutnie tego nie żałuje. Ward mogę czytać zawsze i wszędzie. Jej książki
stanowią idealną lekturę zarówno na leniwe wieczory jak i na nabuzowane energią
chwile, w których potrzebujemy wytchnienia od znoju dnia codziennego. Z czystym
sumieniem polecam.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Videograf II
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Już jakiś czas temu czytałam informacje o tej serii, ale niestety nie spotkałam się z nią ani w mojej księgarni, ani bibliotece. Może któregoś dnia uda mi się sięgnąć po książki autora :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji poznać tej serii, a czytałam już wiele pozytywnych recenzji. Może wkrótce to zmienię i dorwę pierwszą część. :))
OdpowiedzUsuńEh, wampiry... Nie, podziękuję, przejadły mi się :)
OdpowiedzUsuńNa taką literaturę nawet Twoja świetna recenzja mnie nie skusi.)))
OdpowiedzUsuńNie ciągnie mnie jakoś do tej powieści :D
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty,niestety,chociaż prawdopodobnie rozumny człowiek powinien czytać wszystko!
UsuńJak już się odezwałam to chciałabym spytać,czy nie mogłabyś się dowiedzieć w wydawnictwie co z nagrodami?Do mnie jeszcze nic nie doszło.Pozdrawiam Jola
Ja będę niedługo czytać 3 część tej serii i jestem straszni ciekawa kontynuacji.
OdpowiedzUsuń