20 maja 2016

Motyle ("Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz)

"Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz
wyd. Filia
rok: 2016
str. 320
Ocena: 5,5/6


Jesteśmy szczęśliwi. Mamy wszystko, czego od życia zawsze chcieliśmy. Koleje losu układają się nam dokładnie tak, jak powinny. Praca, dom, dzieci, kochająca rodzina. Czegoż więcej chcieć? Czy w ogóle można prosić o więcej? Jak się okazuje, czasem można chcieć za dużo. A potem się sparzyć. I stracić wszystko, na co pracowało się przez lata.

Dwadzieścia lat po maturze jedna ze szkolnych koleżanek Zuzanny zamieściła na fejsbuku posta, w którym przypomniała, ile czasu minęło od pamiętnych wydarzeń. Pokusiła się jednak o nieco więcej i poza samym wpisem, dodała do niego zdjęcia. Studniówka. Polonez. Maturzyści, dumnie kroczący do przodu w tym dostojnym tańcu. A wśród nich oni – ona i on, Zuza i Paweł, przez wszystkich nazywany Pablo. Wielka szkolna miłość, która trwała jeszcze długo po maturze. Zuzie te zdjęcia zaczynają przypominać coś, co dawno utraciła. Motylki w brzuchu. Tak, dwadzieścia lat temu miała motylki. Miała je przez cały czas trwania związku z Pablem. Chłopak pisał do niej cudowne listy miłosne. Podrzucał jej do książek, plecaka, wysyłał pocztą. Pisał z okazji dnia Dzikiej Flory czy Dnia Marzyciela. W zasadzie każdy powód, by napisać był dobry. A konkluzja zawsze była taka sama – miłość. Wspomnienia sprawiają, że bohaterka zaczyna odczuwać coraz większy żal. Teraz nie ma motylków, Nie ma listów miłosnych. Nie ma romantycznych randek. Kiedy Zuzanna prosi męża, by napisał do niej list, ten w odpowiedzi zostawia jej karteczkę na lodówce. Bardzo nieromantyczną. Totalnie przyziemną. Ten drobny liścik, w zasadzie niepozorny, skierował myśli Zuzy na tory, które doprowadzić ją miały do zagłady.

Czasami życie marzeniami sprawia, że coś idealnego i trwałego niczym zamek wybudowany na skale, rozpada się jak niechlujnie ułożony domek z kart. Wydaje się nam, że postępujemy słusznie, że nie robimy nic złego, że po prostu staramy się przeżyć kolejny dzień i być odrobinę bardziej szczęśliwi. A tak naprawdę wpadamy w czarną dziurę, z której nie jesteśmy w stanie się wydostać. Najgorsze jest jednak to, że nawet tego nie zauważymy, wręcz przeciwnie - wydaje nam się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Zuza myśli, że nic złego nie robi, ale równocześnie oddala się od codzienności, a co za tym idzie i od swojego męża. Wydaje się jej, że nic się nie zmienia, że wciąż najważniejsze są jej dzieci, ale na każdym kroku odstawia je na bok, niczym w danej chwili niepotrzebne kawałki układanki. Kłamie przyjaciółkom, mężowi, rodzicom, dzieciom i sobie samej. I choć chwilami zdaje sobie sprawę, że postępuje nie do końca uczciwie, to mimo wszystko dalej w to brnie.

W przypadku Cześć, co słychać zdecydowanie nie można osądzać książki ani po tytule, ani tym bardziej po okładce. Powieść opowiada dość złożoną historię, która z początku wydaje się banalna i niczym nieodróżniająca się od innych. Nawet przez pierwsze kilkadziesiąt stron odnosiłam wrażenie, że czytam o samej sobie. W końcu która z nas nie przeżyła młodzieńczej miłości, pełnej wzlotów, czułych słówek i motylków w brzuchu? Wydaje mi się również, że większość ludzi, tak jak i bohaterka powieści, ma skłonność do wymazywania gumką tych mniej fajnych wspomnień. Po latach dużo łatwiej i przyjemniej wracać do tych cudownych chwil, gdy ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a my byliśmy naprawdę szczęśliwi. Nikt nie zadaje pytań - czemu to się skończyło. Jak doszło do rozstania. A przecież większość związków nie rozpada się ot tak, bez powodu. Prawda? By się tego dowiedzieć, koniecznie powinniście przeczytać najnowszą powieść Magdaleny Witkiewicz.

Cześć, co słychać czyta się bardzo dobrze, choć nie od samego początku łatwo wdrożyć się w fabułę. Bohaterka stara się opowiedzieć czytelnikowi swoją historię. Tłumaczy się, wyjaśnia, a w zasadzie plącze w zeznaniach. Wciąż i wciąż powtarza, że o tym dalej, że nie miało być tak jak wyszło, że gdyby nie postąpiła tak, jak postąpiła, nie doszłoby do tego, co się wydarzyło. Nie byłoby tragedii, koszmaru, wybuchów i końca. Czytelnik zaczyna zastanawiać się, co takiego Zuza zrobiła. Co tak bardzo ja gnębi, co sprawia, że wiesza na sobie psy. A potem się dowiadujemy i… czy się dziwimy? Ja gdzieś w połowie powieści zaczęłam coś podejrzewać, a im więcej czytałam, tym bardziej utwierdzałam się w słusznym, jak się potem okazało, przekonaniu. Nie żałuję jednak ani jednej chwili poświęconej tej lekturze. Bo choć mnie rozbiła, to potem starała się poskładać w całość. Tę powieść warto ją więc nie tylko przeczytać, ale i dłużej się nad nią zastanowić a następnie zapamiętać. Polecam.

Sil

Za książkę dziękuję Autorce :) 

3 komentarze:

  1. Ostatnio się nad nia zastanawiałam i teraz szkoda mi, że jej nie zakupiłam. Jednak wszystko jest do nadrobieni

    OdpowiedzUsuń
  2. Po książki tej autorki sięgam bez zastanowienia. Jestem pewna że ta również niedługo zasili mój czytnik :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również po książki autorki sięgam w ciemno. Uwielbiam każdą i już, to po prostu to co lubię!
    A w tym przypadku masz rację - ani po tytule, ani po okładce ani nawet po początku, bo jak dla mnie jest nieco zwodniczy a na koniec taka niespodzianka!
    Super książka!

    OdpowiedzUsuń