wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2016
str. 256
Ocena: 4/6
Seria książek ukazujących kulisy polskiej mafii
autorstwa duetu Sokołowki i Górski, ma już ugruntowaną pozycję na rynku. O ile
przed pierwszą częścią tego cyklu wzbraniałem się rękami i nogami, to druga
część trafiła do mnie całkiem przypadkowo. Przeczytałem i czytało się to
dobrze. Kolejna część trafiła jakoś z rozpędu i długo czekałem na kontynuację
cyklu pod tytułem "Masa o kilerach polskiej mafii". Nawet nie
zdawałem sobie sprawy, że w między czasie przeszła mi koło nos cała masa
informacji zawartych w czwartej części cyklu pod tytułem „Masa o bossach
polskiej mafii”.
Forma samej książki nie zmieniła się niczym w
porównaniu z poprzednimi wydaniami. Znaczy między przednią a tylną obwolutą
ukryte są rozmowy autorów oraz kilku innych postaci z mafijnego półświatka. Nie
mogę narzekać, bo lekko ponad 250 stron czyta się niemal jednym tchem i to niezależnie,
czy się interesuje opisywanym światem, czy nie. Autorzy opisują działania
zabójców, którzy działali w strukturach tej organizacji. Czasami jest zabawnie, ale przede wszystkim
obaj panowie i ich goście pokazują jak niewiele znaczyło ludzkie życie, gdy w
grę wchodziły pieniądze, zraniona duma i dość wypaczony honor. Masa po trochu
okrywa przed nami mały brutalny świat i historię żyjących w nim ludzi, którzy
dla pieniędzy zabijali innych. Kilka "patyków" sprawiało, że jeden
człowiek mógł zabrać życie drugiemu. Bossowie bez mrugnięcia okiem wydawali
wyroki na ludzi z powodów tak błahych, że czasem aż irracjonalnych dla zwykłego
szarego człowieka. Poznajemy historię ludzi, których życie stawiało przed
wyborami i sytuacjami, które "mimowolnie" przypisały im miano kilera.
Tak więc dla jednych zabijanie było zwykłą pracą, dla innych chęcią
zaimponowania i wybicia się w kręgach zorganizowanej przestępczości, a czasem
zbiegiem nieszczęśliwych sytuacji. Była jednak grupa ludzi, która robiła to dla
przyjemności i dobrej zabawy – tych bali się wszyscy, tak przynajmniej wynika
ze słów Masy. Jarosław Sokołowski i Artur Górski w swojej najnowszej książce
opowiadają o znanych i mniej znanych osobach odpowiedzialnych za zabójstwa w
czasach mafii pruszkowskiej. Morderstwa i zaginięcia szeroko opisywane w
mediach autorzy pokazują trochę z innej strony i odkrywają przed czytelnikami
nowe fakty. Ponadto pozwalają nam poznać
choć odrobinę ludzi drugiego i trzeciego sortu, a może nawet znajdujących się
na samym dnie tej dobrze zorganizowanej grupy, która na całe szczęście lata
świetności ma już za sobą.
Jarosław Sokołowski, czyli najsłynniejszy polski
świadek koronny, to człowiek z głową do interesów. W świece są tacy ludzie,
którzy po prostu wiedzą jak zarabiać pieniądze. Pewnie czasy swoich
największych osiągnięć finansowych ma za sobą, skończyły się, gdy
"Pruszków" przeżywał kryzys, powiedzmy personalny, a definitywnie zakończyły
się, gdy został człowiekiem, który swoimi zeznaniami pogrążył cały nielegalny
biznes i ludzi nim kręcących. Teraz w czasie, gdy (jak sam mówi) stał się
popularny, choć tego nie chciał to strumień, zapewne dużo mniejszy, na powrót
się otwiera. Jednak obiektywnie rzecz ujmując "Masa" jest małym
wytrychem, ułatwiającym zaistnienie na polskim rynku wydawniczym, o czym sam
świadek koronny wspomina w przedmowie – dodajmy, że robi to w bardzo
charakterystyczny dla siebie sposób, taki mafijny.
Na sam koniec podsumowanie. Z książki Masa o kilerach
polskiej mafii dowiemy się, że polski
kiler nie ma w sobie nic z tego, jak pokazuje go Hollywood. To nie honorowy i
niezwyciężony, a przy tym dobrze ubrany i przystojny Keanu Reeves z filmu John
Wick, czy nawet profesjonalny Leon zawodowiec z filmu Luca Besson. To dobrze
napisana i ułożona książka, a cała seria stanowi spójną całość i to nie tylko
merytorycznie, ale także i wizualnie na półce. Niestety, po wcześniej
przeczytanych przeze mnie częściach nic mnie w tej najnowszej nie zaskoczyło. Z
tym, że nie wiem, czy to dobrze o mnie świadczy. Choć z drugiej strony dobrze,
że ci nasi lokalni kilerzy, mimo wszystko, nie byli tak wielkimi zwyrodnialcami
jak ich południowo amerykańscy odpowiednich. Szczerze, to mam nadzieję, że nie
będzie już więcej części serii, ale wiedząc jak to wszystko działa, to zapewne
para autorów zaskoczy nas czymś jeszcze. Osobiście liczę na "Wakacje
polskiej mafii" z komentarzem np. Martyny Wojciechowskiej, albo "Domy
polskiej mafii", w której udział miałaby Dorota Szelągowska, komentująca
kolorystykę i układ pokoi. Dobra, a tak na poważnie, to gdy w księgarniach
pojawi się tom zatytułowany "O rodzinach polskiej mafii" to będę
jednym z pierwszych którzy go kupią.
Pewnie autorzy nigdy nie trafią na tę recenzję, a
jeśli jakimś cudem tak się stanie, to na miłość boską, proszę, aby podpisali
zdjęcia ukazujące się w książce, bo takie gołe fotografie absolutnie nic nie
wnoszą, przynajmniej w mojej opinii.
Artur Borowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz