PREMIERA 20.07.2016
"Przepisy na miłość i zbrodnię" Sally Andrew
Seria: Tannie Maria Mystery
Tom: I
wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 480
Ocena: 5/6
Czasem każdy ma ochotę przy książce się pośmiać, a nie tylko martwić i
dręczyć tym, co przyniesie kolejna strona i jakie będą dalsze losy bohaterów.
Nawet ja. Zwykle nie sięgam ani po obyczaje, ani tym bardziej po książki, które
określane są mianem lekkich lektur na wakacje. Jakoś trudno mi przez takie
przebrnąć i zrozumieć ich sens. Bywa jednak tak, że właśnie takiej lektury mi
potrzeba. Jak się okazało, tak właśnie było tym razem.
Tannie Maria jest kobietą w sile wieku, która żadnej pracy się nie
boi. No dobra, niektórych się boi, ale niemal z każdej opresji znajdzie
wyjdzie. Jest idealnym połączeniem swojej matki (znakomitej kucharki) i ojca
(reportera). Tannie Maria uwielbia gotować, a wymyślonymi przez siebie daniami
dzieli się z mieszkańcami Ladismith w rubryce kulinarnej w miejscowej gazecie.
Niestety, przychodzi dzień, w którym szef wszystkich szefów zarządza zmianę.
Okazuje się, że najpopularniejszym działem we współczesnej gazecie jest rubryka
z poradami miłosnymi. Jej szefowa Hattie przeanalizowała wszystko wzdłuż i
wszerz. Miejsca na tę rubrykę nie znalazła. Niestety, "góra" zamiast
się z nią zgodzić, kazała jej zlikwidować kącik z poradami kulinarnymi. Tannie
Maria miała się więc pożegnać z pracą… No chyba, że przejmie prowadzenie rubryki
z poradami miłosnymi. To właśnie wtedy kobieta wpada na genialny pomysł. Będzie
radzić ludziom, za pośrednictwem przepisów. W końcu na każdą bolączkę może
pomóc dobre jedzenie, prawda? Z takiego założenia wychodzi Tannie i zaczyna
nowy dla siebie etap dziennikarstwa. Nie spodziewa się jednak, że jej porady
mogą doprowadzić ludzi na skraj – jedni skierują się we właściwym kierunku,
inni udadzą się w tę bardziej mroczną stronę. Jak zakończy się ta szalona, nieprzewidywalna
i przezabawna powieść? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po
Przepisy na miłość i zbrodnię.
Przyznam, że podchodziłam do tej książki dość sceptycznie. Jak już
wcześniej wspominałam, zwykle nie sięgam po tego typu powieści. Nie przepadam
za tym "lekkim klimatem". Przyszedł jednak u mnie czas na i taką
lekturę. Teraz, po odłożeniu historii Tannie Marii na półkę nie żałuję, że po
nią sięgnęłam. Może nie wstrząsnęła ona moim światem, może nie sprawiła, że
zarwałam noc, czy też łkałam przez połowę powieści – ale zdecydowanie dobrze
bawiłam się, gdy czytałam to, co stworzyła Sally Andrew.
Przepisy na miłość i zbrodnię czyta się bardzo dobrze. Książka jest
napisana lekkim piórem, w jednej chwili zaczyna się rozdział, a kolejnym jest
się pięć kolejnych do przodu. Na twarzy częściej gości nam uśmiech niż strach
czy konsternacja. Nawet bardzo trudne, czy przerażające sceny przedstawione są
w taki sposób, że nie można się przy nich źle bawić. Ja bawiłam się bardzo
dobrze. A jaka byłam przy tym głodna… nawet sobie nie wyobrażacie. Główna
bohaterka naprawdę miała wiele znakomitych przepisów, które chętnie
zastosowałabym we własnej kuchni. Może nawet będę miała ku temu okazję, w końcu
Sally Andrew pod koniec powieści te wszystkie przepisy podała. Na końcu
znajduje się również słowniczek słów używanych przez bohaterów. Akurat to nieco
bym zmieniła, takie przypisy wolę mieć w tekście, szczególnie gdy czytam
e-booka. Ale, to tylko taka mała uwaga. Książka naprawdę mi się podobała i
szczerze mogę ją polecić.
Sil
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz