„Nieskończoność” H.J. Rahlens
wyd. Egmont
rok: 2013
str. 455
Ocena: 5,5/6
Shut the door,
Turn the light off.
I wanna be with you,
I wanna feel your love.*
Siedzę przed komputerem, wpatruję się w okładkę książki,
a w głowie mam totalny... Nie będę kończyła zdania, bo musiałabym nieźle
naprzeklinać. Co się właśnie stało? Czy to stało się naprawdę, czy to tylko
moja wybujała wyobraźnia? Nie potrafię pozbierać się po przeczytaniu Nieskończoności.
Była ona tak… inna od tego, co przeczytałam do tej pory. Równocześnie lektura
ta była fascynującym doświadczeniem, zupełnie oderwanym od szarej
rzeczywistości. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy z racji tego, że
przeczytałam tak dużo różnych książek i fanficów (aczkolwiek jest to jest to i
tak niewiele w porównaniu do tego, ile przeczytała moja siostra ;P). A tu nagle
BUM! Jak nagła ciąża. Dostałam do ręki Nieskończoność autorstwa Holly-Jane Rahlens.
Na początku trochę kręciłam nosem, bo „koniec roku” i trzeba „wyciągać oceny”,
bo to, bo tamto. Jednak kiedy przeczytałam pierwszą stronę nijak nie potrafiłam
skupić się na innych rzeczach, typu biologia czy fizyka. To tyle słowem wstępu,
jeśli chcecie dowiedzieć się, co tak bardzo mnie zafascynowało, koniecznie czytajcie
dalej.
Jest rok 2264. Dwudziestosześcioletni Finn Nordstrom
właśnie dostaje do przetłumaczenia pamiętnik pewnej trzynastolatki. Ma
wątpliwości związane z tą pracą, ponieważ „zeszyt ma kolor wściekłego rożu i
nie pachnie zbyt przyjemnie”, ale jednocześnie zastanawia się, jak Laboratorium
było w stanie, tak wiernie, skopiować pamiętnik dziewczynki. Na samym początku
czytanie wręcz go nudzi. Bo w końcu kto chce czytać w kim „zakochała” się
trzynastolatka, albo co dostała na urodziny? W każdym bądź razie ja bym nie
chciała… Ale z racji tego, że przyjął zlecenie, wciąż rzetelnie tłumaczył - kartka
po kartce, słowo po słowie - to co napisała tajemnicza E. Z każdą chwilą coraz
bardziej fascynowały go myśli dziewczynki, dlatego też, gdy dostał do
przetłumaczenia drugi pamiętnik E. zrobił to z ogromną przyjemnością,
dowiedział się także, iż piętnastoletnia wówczas dziewczyna ma na imię Eliana.
Pewnego dnia do jego gabinetu zawitał Dok-Dok
RikritSriwanichpoom (dłuższego nazwiska nie mieli na stanie??), wraz z
przyjaciółką Finna – Rouge. Dziewczyna i Finn dostają zlecenie przetestowanie
nowej gry, tajemniczo zatytułowanej „Projekt czas”. Chłopak bardzo niechętnie
się na to godzi, gdyż nie przepada za grami. Razem wyruszają do 2003 roku. Gra
jest na tyle realistyczna, że gdyby Finn nie wiedział, że jest grą, pomyślałby,
że rzeczywiście przeniósł się w czasie. Kiedy młody mężczyzna wykonuje swoje
zadania, w niewielkiej księgarni spotyka… uwaga, uwaga, werble poproszę…
Elianę, która jest zupełnym przeciwieństwem jego wyobrażeń, a poznaje ją tylko
po tym, że dziewczyna jest razem z mamą, która woła ją po imieniu. Czy Finn i
Eliana porozmawiają ze sobą? Jak potoczy się ich znajomość? Co chłopak wyczyta
w pamiętniku, który dostanie do przetłumaczenia po swoim powrocie z gry? Czy
wszystko skończy się szczęśliwie? Tego dowiecie się tylko i wyłącznie wtedy,
gdy przeczytacie Nieskończoność.
Zastanawiacie się zapewne, do czego służy tekst napisany
pochyłą czcionką na samej górze. Hmm… tego Wam nie zdradzę, ponieważ sadzę (a
przynajmniej mam taką nadzieję), iż zrozumiecie o co mi chodzi, podczas
czytania tej książki.
Powieść jest, tak jak wspomniałam na samym początku,
bardzo inna od „zwykłych powieści”. Dzięki niej możemy dosłownie przenosić się
w czasie. Rozbudowane opisy pozwalają „wczuć” się w postać, o której aktualnie
mowa.
Jest jednak jeden haczyk. Trzeba czytać bardzo uważnie,
gdyż łatwo zgubić watek. W zasadzie, cała książka jest pisana w trzeciej osobie
liczby pojedynczej, rzadko kiedy zdarzają się zwroty z użyciem pierwszej osoby.
To, moim zdaniem, jest minus, ale w końcu takie było zamierzenie autorki,
prawda? Wyplenienie poczucia własnej osobowości, to coś, do czego dążą ludzie w
2264 roku. Uważają, że „tak będzie lepiej dla ludzkości”. W końcu nie można
koncentrować się tylko na sobie. Co za bzdury… to akurat najmniej mi się
podobało. Ale pomijając ten mało znaczący fakt, książka jest naprawdę warta
uwagi i każdej poświęconej na nią chwili (nawet jeżeli to wiąże się z niższą
oceną końcowo-roczną, hahahaha, jak dobrze, że tak się nie stało w moim
przypadku :D).
*One Direction – Moments
„Wakacje na
horyzoncie!
Naprawdę? Gdzie?!”
Vic :D
To jedna z pierwszych tak pozytywnych opinii o tej książce, jaką mam okazję czytać... Może kiedyś się na nią skuszę ;)
OdpowiedzUsuńLubię książki o podróżowaniu w czasie, ale ta niestety jakoś do mnie nie krzyczy "przeczytaj mnie! Mnie, nie tą stojącą obok mnie, tylko właśnie mnie!" :)
OdpowiedzUsuńTak, czasami książki tak do mnie wołają.
Nie, jestem całkowicie normalna :) (między "nie" a "jestem" jest przecinek)
naczytane.blog.pl
Ja mam tak samo, droga Agato i wcale nie jesteś nienormalna :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPiękna okładka, jak wszystkie z Egmontu. I chociaż stoi na mojej półce, na razie się za nią nie zabrałam. Jednak po Twojej ocenie na pewno nadejdzie taki dzień, kiedy to zrobię :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/