13 lutego 2012

Wybacz, ale… („Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić” Federico Moccia)

„Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić” Federico Moccia
wyd. Muza
rok: 2011
str. 560
Ocena: 4/6


Federico Moccia to nie tylko pisarza, ale i reżyser, który niezwłocznie po zakończeniu pisania bierze się za dobór obsady i filmową realizację swojego dzieła. O całym tym „hałasie” dowiedziałam się dzięki przyjaciółkom, które oszalały na punkcie Trzy metry nad niebem tegoż autora. Ja sięgnęłam po wersję filmową tej książki i muszę przyznać, że przypadła mi do gustu, choć chyba nigdy nie popadłam w szał, jaki ogarnął dość spore grono żeńskiej populacji. Premierę pierwszej części Wybacz, ale... przegapiłam. Kiedy jednak na rynku wydawniczym pojawiła się druga część przygód Nikki i Alexa postanowiłam po nią sięgnąć i dowiedzieć się, co tak bardzo zachwyca tych wszystkich ludzi. Czy udało mi się zrozumieć ten fenomen? Przekonajcie się sami czytając poniższy tekst.

Nikki jest z Alexem od niemal dwóch lat. Kampania LaLuny odniosła wielki sukces, który, wydawać by się mogło, połączył ich na zawsze. Wspólnie, mimo dzielącej ich różnicy wieku, a dzięki zbieżnym poglądom, zaczynają układać sobie życie. Alex wraca do pracy, a Nikki rozpoczyna studia. Każdy dzień przynosi im więcej radości i miłości. Również ich przyjaciołom wiedzie się wspaniale, przynajmniej do czasu, bo przychodzi taki dzień, w którym wszystko zaczyna się sypać. Camilla, żona przyjaciela Alexa - Enrica, z dnia na dzień zostawia go z malutką córeczką. Mężczyzna nie rozumie, jak mogło do tego dojść. Tak samo zszokowani są jego przyjaciele. Przecież ślub, przysięga małżeńska, sakrament… to rzecz święta, tego się nie łamie, tego się nie kończy. To małżeństwo jest finiszem. Do tego się dąży, to zwieńcza związek. A to, co dzieje się później, to już inna bajka. Można zdradzać, nie mieć czasu, wykorzystywać, ale nie odchodzić, porzucać i rozwodzić się - to niedopuszczalne. Jednak to jedno wydarzenie pociąga za sobą lawinę innych, coraz bardziej dramatycznych momentów. Jaki będzie ich skutek? Kto zyska, a kto straci? Jakie i czyje wartości ostatecznie będą górą? Czy ostatecznie dowiemy się, komu pisane jest szczęście? By się tego dowiedzieć musicie sięgnąć po najnowszą powieść Federica Mocci zatytułowaną Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić.

Muszę to przyznać, książka jest dobra, ale… No niestety, zwykle jest jakieś „ale”. Przede wszystkim, czytanie jej bez znajomości części pierwszej, czyli Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie, jest odrobinę problematyczne. Autor przybliża nam wydarzenia z części pierwszej, ale jedynie retrospektywnie. Co więcej, cofnięć w przeszłość jest niewiele, a w wydarzeniach bieżących niezwykle rzadko wspomina się o tym, co miało miejsce dawniej. Trudno się dziwić, w końcu życie biegnie dalej, do przodu, gnając jak opętane. Nie zatrzymuje się i nie daje możliwości cofnięcia się o kilka kroków. Niestety, takie podejście do sprawy wymusza na czytelniku znajomość wcześniejszych losów bohaterów. Ja ich nie znałam i czytało mi się książkę dość trudno. Miałam problem z wciągnięciem się w akcję i zrozumieniu postępowania bohaterów. Dość długo trwało również polubienie postaci Nikki i Alexa oraz ich znajomych. Dodatkowo, do tej pory nie wiem, ile dokładnie lat ma ta szalona studentka. Cóż, zdecydowanie będę musiała obejrzeć film (tak, tak, pierwsza cześć Wybacz… została sfilmowana) lub sięgnąć po książkę. Drugim szkopułem książki, przynajmniej według mnie, są losy przyjaciół Nikki i Alexa. Opisane są one wyrywkowo, jak sceny w filmie i, szczerze powiedziawszy, mnie do siebie te opisy nie przekonały, momentami były nużące i wprowadzały zamęt. Za każdym razem musiałam sobie przypominać i sprawdzać, czyje to losy teraz są omawiane. Nie lubię w książce takiego skakania po tematach. Wygląda to tak, jakbym oglądała jakiś podrzędny serial. Bez tych „wstawek”, przynajmniej według mnie, książka byłaby dużo lżejsza a jej lektura przyjemniejsza. No ale autor nie mógłby się poszczycić niemal sześciuset stronicową powieścią. No i film z tego wyszedłby raczej marny. Wydaje mi się, że powieść pisana była z zamiarem sfilmowania i dlatego wygląda tak, a nie inaczej – bardziej jak scenariusz niż książka. Jest jeszcze jeden szkopuł Wybacz…, z którym również zwykle spotykamy się w filmach. Mam tu na myśli przeglądanie zdjęć z wydarzeń, przy których nie było żadnych świadków (oczywiście poza czytelnikiem/widzem), na przykład bieg ulicami miasta. Bardzo mnie irytują tego typu wstawki, ponieważ sprawiają, że całość staje się bardzo mało wiarygodna. W zasadzie to by było na tyle wad. Jednak, jak wcześniej wspomniałam, książka jest dobra. Wybacz… zostało napisane w ciekawy sposób, a główni bohaterowie borykają się z problemami, które ostatecznie mogą dopaść każdego z nas. Zasadniczo więc książka ma więcej zalet, niż wad, przynajmniej według mnie. Czy się z tym zgodzicie? Nie wiem, musicie spróbować, czyli przeczytać i przekonać się na własnej skórze. Ja polecam, choć może nie z całego serca.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz