wyd. Insignis
rok: 2011
str. 732
Ocena: 6/6
Jeśli nie poświęcasz czasu na
rodzenie się, czas zajmuje ci umieranie.**
Autorem jedynej, napisanej przy współpracy samego Steve’a Jobs’a,
biografii tego wielkiego wizjonera i kreatora produktu, jest Walter Isaacson.
Na kilka lat przed śmiercią, w 2004 roku, gdy Jobs już wiedział, jak może
ułożyć się jego przyszłość, wykonał telefon do Isaacsona z prośbą o spotkanie. Panowie
przyjaźnili się już wcześniej, a Steve odświeżał tę znajomość zawsze, gdy
wprowadzał na rynek nowy produkt i chciał, aby trafił on na okładkę Time’a. Później,
w trakcie jego trwania owego spaceru, Jobs poprosił Waltera, by ten napisał
jego biografię. Isaacson, redaktor wspomnianego wcześniej Time’a, był akurat
świeżo po opublikowaniu biografii Benjamina Franklina i w trakcie pisania
książki poświęconej Albertowi Einsteinowi. Po chwili zastanowienia uznał on, że
jest stanowczo za wcześnie na pisanie biografii Steve’a Jobs’a, w końcu
mężczyzna znajdował się u szczytu kariery i jeszcze wiele mogło się wydarzyć w
jego burzliwym życiu. W ciągu kilku następnych lat Jobs nie szczędził wysiłków
i starał się za wszelką cenę przekonać Walera, że jego życie jest naprawdę
dobrym materiałem na książkę, ten jednak niezmiennie odmawiał. Taka
przepychanka trwała aż do 2009 roku, kiery to żona Steve’a Jobsa powiedziała
Isaacsonowi, że jeśli kiedykolwiek ma zamiar zająć się biografią jej męża, to
jest to ostatni moment by to zrobić. Steve udał się akurat na drugi urlop
zdrowotny, Walter uznał więc, że faktycznie nie można już dłużej zwlekać. Tak
właśnie rozpoczęła się, przynajmniej według mnie, chyba największa przygoda w
życiu Waltera Isaacsona. Bo jak inaczej można nazwać bezpośrednią możliwość
poznania od podszewki życia tak wybitnej osobowości, jaką niewątpliwie był
Steve Jobs?
Przyznam, że pisanie tej recenzji nie przychodzi mi łatwo. Czuję
dławienie w gardle i ściska mnie w dołku. Jestem przygnębiona i brak mi ochoty
do czegokolwiek. Bohater jednej z najlepszych książek jaką miałam w ostatnim
czasie możliwość przeczytać – zmarł. Zostawił po sobie wielką, wręcz
niewyobrażalną pustkę, którą trudno będzie komukolwiek wypełnić. Jest mi tym
ciężej, że przecież wiedziałam, jak ta książka się skończy. Zdawałam sobie
sprawę, jaki będzie finał. Nie żyję w końcu w oderwaniu od rzeczywistości i
wiem, co się dzieje wokół mnie. Wraz z całym światem przeżywałam swoją własną mini
żałobę, gdy w październiku 2011 roku dowiedziałam się, że Steve Jobs zmarł. Nie
przeszkadzało mi to jednak podczas lektury w tym, by wierzyć, że zdarzy się cud
i historia skończy się dobrze. Niestety. Na koniec nie przyleciała wróżka, nie
machnęła swoją różdżką i nie powiedziała: „co się stało niech się natychmiast
odstanie”. Na końcu był tylko pstryk… i wszystko się skończyło. Skończyła się
era Steva Jobsa. Światło zgasło i kurtyna opadła. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek,
będzie jeszcze w stanie ją podnieść? Cóż, myślę, że na to pytanie nie uzyskamy
odpowiedzi w najbliższym czasie.
Na skrzyżowaniu technologii i
sztuki spotkacie Steva Jobsa.
Steve Jobs był dupkiem. Myślę nawet, że słowo „dupek” jest wyjątkowo
łagodnym określeniem na to, jaki typ człowieka on sobą reprezentował. Trzeba
jednak przyznać, że był on wyjątkowo wrażliwym dupkiem. Miał naturę rozkapryszonego
trzylatka. Wszystko musiało być dokładnie tak, jak on tego chciał. Jeśli coś,
cokolwiek, choć odrobinę odbiegało od jego wizji, gotów był natychmiast
zarzucić nad tym pracę. Zdarzało się, że wycofywał projekty w ostatniej fazie
ich realizacji, bo kolor produktu różnił się od tego, który został przez niego wcześniej
zatwierdzony. Gdy coś mu nie odpowiadało po prostu wychodził, albo wprost mówił,
co o tym sądzi, nie przebierając przy tym w słowach. Gdy coś szło nie po jego
myśli, wybuchał nieopanowanym gniewem i wyżywał się na otaczających go
ludziach. A potem wybuchał płaczem. Zdarzało się, że później, po powrocie do
domu, zastanawiał się, co musiała czuć osoba, która stała się obiektem jego złości.
Szybko jednak zapominał, co skłoniło go do tych przemyśleń i wymazywał z
pamięci mające wcześniej miejsce wydarzenia. Postępował więc dokładnie tak, jak
mają w zwyczaju mali, rządni władzy chłopcy. Nic dodać, nic ująć. Przy tym
wszystkim jednak, Steve Jobs miał nieodparty urok, w jego obecności wszystko
stawało się możliwe. Czego nie zażyczył sobie szef – było w jego firmie
spełniane. Ściany mają nieodpowiedni odcień bieli? Faktycznie – należy je
przemalować. Maszyny produkcyjne kolorystycznie się ze sobą nie komponują?
Należy je doprowadzić do stanu właściwego. To, że takie działania często
pociągały za sobą gigantyczne koszty, nie miało większego znaczenia. Otaczający
Jobsa ludzie nazywali to jego oddziaływanie „polem zniekształcania
rzeczywistości”. I faktycznie, to, co działo się wokół niego określić można
dokładnie takimi słowami. Nie można jednak zapominać, że Jobs był geniuszem, co
prawda nie ponadprzeciętnie inteligentnym, ale jednak geniuszem. A tym, jak z
historii wiadomo, wiele uchodzi na sucho. Tak też było i w tym przypadku.
W naturze Jobsa leżało
wprowadzanie w błąd…
Długo by można było mówić o tym, jaki był założyciel Appla. Myślę, że
nawet tych siedemset parę stron, które napisał na jego temat Walter Isaacson,
to zdecydowanie za mało. Życie Jobsa obfitowało w liczne perturbacje. Ścieżka
jego kariery była kręta i wyboista. Już jako nastolatek pokazywał na co go
stać, robiąc nauczycielom i znajomym psikusy, które z dnia na dzień i z
tygodnia na tydzień przybierały na sile. Nie było na niego mocnych, a on sam
nie umiał dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Przede wszystkim w związku z tym,
nigdy nie udało mu się ukończyć żadnej uczelni wyższej. Pomimo wybitnej, zwykle
wręcz szokującej szczerości wobec ludzi, często mijał się z prawdą. Nie przyznawał
się otoczeniu do tego, nad czym w danej chwili pracował. Tą samą zasadę
wprowadził do życia osobistego, co skutkowało tym, że nie informował zainteresowanych
o swoim stanie zdrowia. Pytany wprost zawsze mijał się z prawdą, choć zwykle
wypowiadał się w taki sposób, że trudno było mu zarzucić jawne kłamstwo.
I jeszcze jedno…
Powyższym stwierdzeniem Jobs lubił kończyć swe wypowiedzi, więc i ja
nim rozpocznę podsumowanie. Zaczynając lekturę biografii Steve’a Jobs’a miałam
wrażenie, że wiem, na co się piszę. Okazało się, że nie mogłam się bardziej
pomylić. Już na wstępie książki, zapałałam… nienawiścią do jej głównego
bohatera. Nie mogłam wprost uwierzyć, że tacy ludzie naprawdę chodzą po tym
świecie. Jednak z każdą przeczytaną stroną, zaczynałam lubić go coraz bardziej.
Ewidentnie wpływ na to miało pole zniekształcania rzeczywistości, jakie wprost
emanowało od tego wizjonera i tworzonego przez biografa jego życiorysu. Co
ciekawe, po zakończeniu lektury pole to nie osłabło. Nie doszłam do wniosku, że
moja fascynacja Jobsem była chwilowa i płonna. Wręcz przeciwnie, w chwili
obecnej podziwiam go jeszcze bardziej i żywię nadzieję, że dane mi będzie
dowiedzieć się o nim jeszcze więcej. Sama powieść, bo zdecydowanie mogę użyć
tego sformułowania w stosunku do tej pozycji, została doskonale napisana. Już
od pierwszych stron wciąga czytelnika i nie pozwala mu się od siebie oderwać,
aż do samego końca. Podczas lektury do naszego umysłu tłoczone są gigabajty
danych. Daty, miejsca, nazwiska, wydarzenia. Prawdziwa lekcja historii na
sterydach. Człowiek w trakcie czytania ma wrażenie, że łyknął właśnie kilka
mało legalnych tabletek i przeżywa swego rodzaju odlot. Ja miałam ochotę
krzyczeć: „mogę wszystko, skoro mu się udało, czemu mi ma się nie udać!”. Szkoda
tylko, że finał jest taki tragiczny, bo podłamuje on odrobinę ten entuzjazm,
jaki pompowany jest w nas w trakcie czytania. Nie zmienia to jednak faktu, że
książka jest fenomenalna. Według mnie lektura obowiązkowa. Z całego serca
szczerze polecam.
* 703
** 702
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Duże Ka i Wydawnictwa Insignis
Uwielbiam biografie.Ostatnio czytałam Gustaw i ja ksiązkę napisaną przez Magdalenę Zawadzką.Książkę,która bardzo mnie wzruszyła.
OdpowiedzUsuńMarzy mi się ta książka, ale aktualnie jest poza moim zasięgiem
OdpowiedzUsuńLubię biografię więc na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie mam zaufania do biografii pisanych bez dystansu czasu, ale zachęciłaś mnie, by skonfrontować ten przypadek z dotychczasowymi doświadczeniami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tej książki nie można wygrać w Konkursowie! :P Bardzo chętnie bym ją przeczytał. Jobs to kontrowersyjna postać, ale także pewna dla mnie inspiracja.
OdpowiedzUsuń