„Cisza” Becca Fitzpatrick
wyd. Otwarte
rok: 2011
str. 400
Ocena: 4,5/6
Przyznam szczerze, że ocenę tej książki kilkukrotnie zmieniałam i to
nie tylko w trakcie pisania tej recenzji, ale i w trakcie samej lektury.
Głównie wahała się ona między 4 a pięć. Były oczywiście również momenty, w
których miałach ochotę wystawić jej szóstkę albo tróję i to na szynach. Stanęło
jednak na czwórce z dużym plusem. Za co? Chyba przede wszystkim za głównych
bohaterów – Patcha i Norę. Za ich walkę, siłę przetrwania i za ten bunt przeciw
nieustającym przeciwnościom losu. Za miłość, która ich połączyła i która
przetrwała… wszystko. Ale do rzeczy.
Z cyklem Szeptem chciałam zapoznać się od razu, gdy tylko pojawił się
na polskim rynku. Nie było mi to jednak wówczas dane. Zarówno część pierwszą –
Szeptem, jak i drugą – Crescendo, poznałam latem 2011. No i oczywiście
zakochałam się. Może nie na zabój, może nie bez pamięci, ale jednak. Bo to niezwykła
opowieść. Przynajmniej według mnie. Długo czekałam na kolejną część, Ciszę, a
kiedy tylko została wydana, zaczęłam się o nią starać. W końcu się udało i
zaraz po świętach rozpoczęłam jej lekturę. Co prawda nie udało mi się jej
zakończyć w roku 2011, ale za to mogę powiedzieć, że bardzo dobrze zaczęłam rok
2012.
Crescendo zakończyło się dość tragicznie i niespodziewanie, dając
początek Ciszy. Nora została porwana przez Czarną Rękę, wobec czego Patch
musiał rozpocząć natychmiastowe działania. Niestety nie udało mu się jej
uwolnić, wykupić albo odnaleźć. Wobec tego postanowił się poświęcić i zawrzeć
układ z największym ze swoich wrogów. Niestety, jak się można było spodziewać,
układ okazał się wybitnie sprawiedliwy. Patch oddał wszystko co posiadał, w
zamian otrzymując jedynie obietnicę, że za kilka miesięcy Nora odzyska wolność.
Niemal dwanaście tygodni później Nora budzi się na miejskim cmentarzu. Pierwsza
myśl, jaka przychodzi jej do głowy dotyczy tego, w jaki sposób znalazła się w
tym miejscu. Niestety okazuje się, że nie jest w stanie sobie tego przypomnieć.
W ogóle niewiele pamięta, wszystko wydaje jej się mętne, niepewne i takie
odległe. Kiedy w końcu trafia wśród ludzi dowiaduje się, że jest wrzesień i od
prawie trzech miesięcy mieszkańcy Coldwater próbują ją odnaleźć. Dziwne jest
jednak nie tylko to bo, jak się okazuje, ostatnie zapamiętane przez nią
zdarzenia miały miejsce w kwietniu. Lekarze stwierdzają amnezje wywołaną
traumą, jaką niewątpliwie było porwanie. Nora postanawia być silną, nie
załamuje się i wraca do szkoły, gdzie wita ją stara przyjaciółka Vee, która z
grubsza nakreśla dziewczynie wydarzenia kilku ostatnich miesięcy. Nie wspomina
jednak ani słowem o Patchu. W ogóle nikt nic o nim nie wspomina – chłopak
rozpływa się jak przysłowiowa kamfora. Pojawia się natomiast Scott Parnell,
przyjaciel z dzieciństwa będąc zarazem Nefilem, który wyjawia jej, w wielkim
skrócie, co wydarzyło się tuż przed jej uprowadzeniem. Przy okazji chłopak
nakreśla jej jak wyglądają dość skomplikowane relacje ludzi, Nefili i upadłych
aniołów. Nora, po pierwszym szoku, postanawia pomóc Scottowi w unicestwieniu
Czarnej Ręki. Czy im się to uda? Jak potoczą się ich losy? Gdzie podział się
Patch? Czemu zniknął z życia i pamięci dziewczyny? Czy jest szansa, że jeszcze
kiedyś Nora spotka go na swojej drodze? Kim jest tajemniczy Jev, który z
wyraźną niechęcią ratuje ją z tarapatów i to niejednokrotnie? Czy to możliwe,
by dziewczyna nigdy nie przypomniała sobie przeszłości, a wielka, ponadczasowa
miłość, jaka połączyła ją z pewnym upadłym aniołem zniknęła na zawsze? By się
tego przekonać musicie poznać Ciszę, najnowszą powieść Beccki Fitzpatrick.
Jak wspominałam już wcześniej, jestem zakochana w tej serii i Ciszę
czytałam z wypiekami na policzkach. Z wielkim rozrzewnieniem wyczekiwałam
spotkania Nory z Patchem. Niestety musiałam czekać na to całkiem długo. Dlatego?
Tego niestety nie mogę Wam zdradzić, ale bardzo zachęcam Was do poznania całej
serii. Dzięki temu będziecie mogli samodzielnie dowiedzieć się, co takiego
przytrafiło się Norze i Patchowi. Mnie ta historia (w całości) bardzo się
podoba. Po jej zakończeniu już wiem, że mogę spodziewać się kontynuacji. Wiem
również, że nie wszystko jest zawsze tak, jakbyśmy tego chcieli. Jak się
okazuje romanse paranormalne, choć w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobne,
mogą się jednak różnić. Seria Szeptem według mnie wyróżnia się pozytywnie i na
pewno sięgnę po kolejne jej części, jeśli autorka zdecyduje się je wydać. Jedyne
co mogę zarzucić tej powieści, to okazjonalne popadanie w tandetę. Na całe
szczęście takich momentów w całej książce było zaledwie kilka. Cisza, jak i
cały cykl autorstwa Beccki Fitzpatrick, skierowany jest zdecydowanie do
młodszego grona czytelników, nie znajdziemy więc w niej ostrych scen i
rozwiązłych bohaterów. Muszę jednak przyznać, że nie brakowało mi tego. Czasem
miło przeczytać o takiej niemalże czystej, niemalże platonicznej miłości.
Zdecydowanie polecam. Warto przeczytać.
U mnie książka i seria dopiero w planach czytelniczych. Dzięki za recenzję. Na pewno się zabiorę za ten cykl już niedługo.
OdpowiedzUsuńJa tak samo - planuję i planuję ;) Ciągnie mnie do tej serii, a jednak ciągle kupuję coś innego, albo po prostu nie mam pieniędzy. Rok 2012 na szczęście dopiero się zaczyna, więc mam nadzieję, że wkrótce uda mi się poznać Patcha i Norę.
OdpowiedzUsuńMam w domu Crescendo, ale ciągle nie mam czasu, żeby się za nie zabrać :(
OdpowiedzUsuńCzytałem i nawet mi sie podobała (ku mojemu zaskoczeniu :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię <3
OdpowiedzUsuńLubię do niej wracać i to bardzo często:)
Ja widzę coraz więcej notek na temat tej serii i powoli zaczynam "chcieć" ją przeczytać :DDDD
OdpowiedzUsuńMnie podobało się średnio, za dużo tandetnego romansu chyba...
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie ktoś mnie przekonał do szybszego sięgnięcia po Ciszę...
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta seria wydawnicza. Wcześniejsze tomy już czytałam, ten też muszę.
OdpowiedzUsuń