„Rzeka szaleństwa” Marek P. Wiśniewski
wyd. Sol
rok: 2010
str. 336
Ocena: 4/6
Rzeka szaleństwa przybyła do mnie nieco… niespodziewanie. No nie, nie
mogę powiedzieć, że zupełnie mnie ta pozycja zaskoczyła, ale na pewno nie byłam
świadoma, że może dotrzeć do mnie akurat w okresie świątecznym, który zaliczyć
mogę zdecydowanie do nieczytelniczego. Dawno dawno temu, kiedy byłam młoda i
piękna (teraz oczywiście zostało tylko to nieszczęsne „i”) zgłosiłam się do tej
lektury w ramach akcji Włóczykijka. Wówczas jeszcze przyświecały mi piękne cele
i wierzyłam, że podołam każdemu stawianemu przede mną wyzwaniu. Później
przyszła szara rzeczywistość i okazało się, że życie jednak czasem nie jest
słodkie jak cukierek. Dlatego przystopowałam Włóczykijkowo. Nie wypisałam się
jednak z tej zacnej grupy, a swoje losy powierzyłam w ręce Leny, która miała
spokojnie dyrygować przesyłanymi mi od czasu do czasu lekturami. I właśnie dzięki
niej, kilka tygodniu temu do mych drzwi zapukał listonosz i wręczył mi
przesyłkę, w której znalazłam rzeczoną Rzekę szaleństwa.
Głównym bohaterem książki debiutanta Marka P. Wiśniewskiego jest młody
logistyk, były nauczyciel historii, usilnie poszukujący pracy. Michał
Marlowski, bo o nim mowa, jest zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się z tłumu
mężczyzną, który podczas poszukiwań swojego miejsca na ziemi, czyli tak de
facto, zarobku, natrafia na bardzo interesującą i intratną propozycję. Właściciel
firmy spedycyjnej, niejaki Kurtz oferuje mu zarobienie pięciu tysięcy złotych
za przetransportowanie ze Szczecina pod Sieradz pewnego ładunku. Michał nie
zastanawia się długo, w końcu nigdzie indziej, w ciągu w zasadzie kilku dni,
nie zarobi takiej kwoty. Jedynym zadaniem Marlowskiego ma być pilnowanie
przesyłki (bazaltowej ogromnej rzeźby) podczas jej przewozu. Jedyny problem
stanowi środek transportu, dzięki któremu owo „monstrum” ma znaleźć się w
zupełnie innej części Polski. Rzeczna barka. Michał jednak żadnej pracy się nie
boi i podejmuje się wykonania tego zadania. Podróż ta jednak okazuje się dość
niezwykła. Już na wstępie, jeszcze w porcie w Szczecinie mają miejsce
zdarzenia, których nasz bohater do końca nie rozumie. Później wcale nie jest
lepiej. Współzałoganci są jacyś dziwni, a wydarzenia mające miejsce na barce
zaliczyć można jedynie do grona niemożliwych. W powietrzu czuć napięcie i nie
tylko. Michał domyśla się, że ewidentnie coś zostało przed nim zatajone. Na
całe szczęście podróż dobiega końca i szczęśliwie dla całej załogi ładunek
zostaje dostarczony do pałacu, w którym znajduje się ośrodek terapeutyczny.
Koniec transportu nie oznacza jednak końca historii. To tu, w jednym z
podsieradzkich pałaców rozgrywa się dalsza część książki, której zdecydowanie
nie można zaliczyć do spokojnych i sielankowych. Co się wydarzy? Jak potoczą
się losy Michała? Kogo pozna w pałacu? Jak i gdzie skończy się to przedziwna
opowieść? Tego niestety dowiedzieć musicie się sami, a jedynym sposobem, by
tego dokonać jest sięgnięcie po Rzekę szaleństwa autorstwa Marka P.
Wiśniewskiego.
Książka wciąga, niczym rzeka, już od pierwszych napisanych w niej zdań.
Zdecydowanie można zaliczyć debiut Marka P. Wiśniewskiego do udanych. Oby
więcej takich. Powieść nie należy do łatwych. Autor przy pomocy Rzeki
szaleństwa zmusza czytelnika do zadania sobie ogromu pytań, z których większość
nie ma odpowiedzi. Niemal do samego końca książki trudno stwierdzić o co tak
naprawdę chodzi i o co się dzieje. Przeplata się tu wiele różnych, z pozoru
niepowiązanych ze sobą tematów, które koniec końców okazują się mieć jeden
wspólny punkt. Chyba, bo… książka jest tak zagmatwana i wywołuje w czytelniku
taki chaos, że ostatecznie trudno stwierdzić, czy to, co się myśli to prawda,
czy tylko jakaś fantasmagoria. Polecam.
Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka :)
Dołączam się do zachęty! Książka naprawdę dziwna, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, wciąga jak mało która:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Lubię "wciągające" książki więc myślę, że przeczytam na pewno:)
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawie się zapowiada ;D
OdpowiedzUsuń