„Braterstwo krwi” Agnieszka Lingas-Łoniewska
seria: Zakręty losu
wyd. Novae Res
rok: 2012
str. 328
Ocena: 6/6
Nie ma co ukrywać faktu, że należę do grona najwierniejszych fanów
twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Dotychczas przeczytałam, od deski do deski, w tę i nazad i w każdy inny
możliwy sposób wszystkie powieści tej autorki. I jedno mogę powiedzieć z pełną
świadomością i odpowiedzialnością za własne słowa – nie żałuję ani jednej
sekundy poświęconej na wspomniane lektury. Nie raz, nie dwa zdarzało mi się z
powodu jej książek „delikatnie” zarwać noc, albo wcale nie pójść spać. Później
cały dzień „odchorowywałam” ten fakt, nieustannie wspominając co też wydarzyło
się w czytanej właśnie przede mnie powieści i myśląc o tym, jakie czekają mnie
wrażenia gdy wrócę do lektury. Na wydanie Braterstwa krwi czekałam, jak zresztą
wielu czytelników, niezmiernie długo. Co i rusz docierały do mnie informacje,
że to jeszcze nie teraz, że przełożono premierę, że należy poczekać. Na szczęście
ten okres w końcu można uznać za przeszły. Niektórzy, tacy jak ja, już dziś
dzierżą w dłoniach tę pozycję. Inni już za kilkanaście dni ją zdobędą. Wraz z
drugą częścią przygód braci Borowskich pojawi się na rynku reedycja części
pierwszej (ze zmienioną okładką) oraz część trzecia, zatytułowana bardzo
tajemniczo – Historia Lukasa, również z inną niż pierwotnie zapowiadano
okładką.
On – najszczęśliwszy na świecie mężczyzna, w końcu może powiedzieć, że
marzenia się spełniają. Ona – zakochana po uszy kobieta, która oddzieliła swoją
teraźniejszość i przyszłość od przeszłości grubą czarną kreską. Oboje na co
dzień nie wspominają tego, co miało miejsce w ich życiu kilka lat wcześniej.
Zapomnieli, albo przynajmniej udają przed sobą i otaczającym ich światem, że
cokolwiek złego kiedykolwiek się wydarzyło. Istnieje tylko to co jest TU i
TERAZ. A w danej chwili są to tylko i wyłącznie ONI. Tak jest do momentu
odebrania przez Krzysztofa Borowskiego telefonu, który zmienia ich, a
przynajmniej jego, dotychczasowe życie. Bo przerażająca przeszłość postanowiła
się o nich upomnieć w jeden z najokrutniejszych sposobów. Mężczyźnie wydaje
się, że nie ma wyboru. Musi wejść po raz drugi do tej samej, przysłowiowej
rzeki, i zrobić to, czego nie miał już robić nigdy więcej w życiu. Przy okazji
podejmuje jeszcze jedną decyzję, która może zaważyć na jego dalszych losach –
postanawia nie informować żony, że coś jest nie tak. A przecież Kaśka jest
najbliższą mu na świecie osobą, prawda? Jaki wkład w ich przyszłe życie będzie
miał odsunięty na boczny tor Łukasz Lukas Borowski? Czy mężczyźnie uda się
zmienić? Czy odnajdzie szczęście w tym parszywym świecie? Przekonajcie się
sami.
Zmiana okładek całej serii ma jeden zasadniczy plus – czytelnikom
przybędzie w biblioteczkach jedna dodatkowa pozycja. Bo w końcu jaki fan serii
darowałby sobie zakup ponownie pierwszej części, skoro ta wydana kilka lat temu
nie pasuje już do pozostałych? No ja na pewno się skuszę. Drugą dodatkową
zaletą jest to, że okładki bardziej rzucają się w oczy. W zasadzie wprost można
z nich wyczytać jaka jest myśl przewodnia danej pozycji. Poprzednie obwoluty,
zaprezentowane przez wydawcę przy premierze Zakrętów losu kryły w sobie pewną
tajemnicę, pobudzały wyobraźnie, zmuszały do myślenia. Były zdecydowanie
bardziej sensacyjno-dramatyczne. Nowe okładki są czytelniejsze i jakieś takie
bardziej… sama nie wiem, pożądliwe? Mnie osobiście książki z kobietą na okładce
nie bawią, zaraz mam wrażenie, że otrzymam nic nie wnoszące romansidło. Facet,
cóż.. facet to facet. Mężczyźni od zawsze mają ogromny wpływ na kobiety i
wydaje mi się, zresztą chyba podobnie jak i wydawnictwu Novae Res, że to
właśnie jakiś „pan” powinien grać pierwsze skrzypce na okładkach książek tej
autorki. I tak oto Braterstwo krwi dzięki męsko-żeńskiej obecności na obwolucie
zyskało zupełnie nowy wymiar. Co prawda, nie do końca jestem przekonana do
pani, która na okładce zakrywa sobie oczy jak w ciuciubabce, ale to tylko moje
osobiste zdanie. Reszta jak najbardziej mi się podoba. Zresztą z tego co wiem,
w okładce po rozesłaniu egzemplarzy recenzenckich dokonano jeszcze kilku zmian,
zapewne wszystkie na plus.
Fabuła powieści niczym nie odbiega od tego, czego się spodziewałam,
równocześnie będąc bardzo… niespodziewaną. Wiem, pokrętne to moje rozumowanie,
ale tak właśnie jest. Agnieszka Lingas-Łoniewska pisze w konkretny sposób. W
jej powieściach nie ma miejsca na kompromisy. Kocha się bezgranicznie, a jak
się nienawidzi – to grobowej deski, chyba że… no właśnie. Chyba, że ktoś odkupi
swoje winy. Pokuta nigdy nie jest łatwa, niejednokrotnie jej wielkość znacznie
przewyższa wagę popełnionych wcześniej błędów. Jest tak z jednego zasadniczego
powodu – by nie popełnić drugi raz tego samego błędu. I bohaterowie Braterstwa
krwi nie popełniają – przynajmniej zdecydowana ich większość. Bo i od tej
reguły są oczywiście wyjątki. Gdy jedni prą do przodu i starają się za wszelką
cenę pokazać światu swoje nowe, lepsze oblicze, inni popadają ze skrajności w
skrajność, przez co popełniają ponownie równie głupie błędy jak poprzednio. Na
szczęście nad całością czuwa opatrzność, dzięki której bohaterom udaje się
wyjść z największych opresji, choć… i to ostatnie nie jest takie pewne. Bo czy
kiedykolwiek można tak zupełnie zapomnieć? Czy można całkowicie wybaczyć? Czy
da się pozbyć wszystkich, piętrzących się w życiu przeszkód? Czy to możliwe, by
gdzieś tam, za zakrętem losu, wiodła prosta ścieżka prowadząca do niezbadanego
dotąd szczęścia? Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Lektura
Braterstwa krwi odpowie, jeśli nie na wszystkie, to na zdecydowaną większość z
tych pytań.
Całość, jak to zwykle ma miejsce w przypadku powieści tej autorki, jest
bardzo hipnotyzująca. Czytelnik już od pierwszych zdań wpada w sidła Zakrętów
losu, z których nie jest w stanie się wyplątać, aż do momentu, w którym zostaną
ode naprostowane, a to trwa, wbrew pozorom, dość długo. Bo w Braterstwie krwi
akcja goni akcję, a każda kolejna, nawet niewielka tragedia, pociąga za sobą
lawinę niekończących się konsekwencji. Bohaterowie w jednej chwili przepełnieni
radością, już w następnej popadają w totalną rozpacz, bo ich życie nagle się
załamuje. Na szczęście nie mamy do czynienia z miękkimi i poddającymi się
przeciwnością ludźmi. Zarówno Krzysiek jak i Katka kryją w sobie wielkie
pokłady męstwa, dzięki którym są w stanie uporać się z niejednym problemem –
potrzebują do tego jedynie odrobiny czasu. Jeszcze twardszy od nich, jak zwykle
zresztą, okazuje się być starszy brat Krzyśka, Łukasz, który czuje głęboką
odpowiedzialność za tragiczne losy wielu osób. Zresztą chyba każdemu
czytelnikowi Zakrętów losu wiadomo, że nie jest to nieuzasadnione poczucie
winy. Mężczyzna postanawia więc odpokutować w najtrudniejszy z możliwych
sposobów. Według niego istnieje tylko jedna kara za jego grzechy. Jaka? Chyba
nietrudno się domyślić.
Muszę się szczerze przyznać, że byłam wielką antyfanką Lukasa. Po
Zakrętach losu… po prostu nie byłam w stanie przełknąć faktu, że w kolejnej
części sagi zetknę się z tą kreaturą ponownie. Odrzucało mnie, nie chciałam o
nim czytać, nie interesowało mnie to, jak dalej potoczy się jego życie. Złych
ludzi nie lubię, a za takiego właśnie go uważałam. Wielki starszy brat. Pan
losu, pan siebie, pan otoczenia. Nic nie jest ważne poza nim i jego osobistym
szczęściem. Motto: po trupach do celu spokojnie według mnie mógł nosić
wytatuowane na czole. Za takiego potwora go miałam. I z takim podejściem
rozpoczęłam lekturę Braterstwa krwi. Z góry zdecydowałam, że nie będę jego
fanką, a potem… cóż, potem przeczytałam książkę. I musiałam zrewidować moje
postanowienia.
Braterstwo krwi czyta się wyśmienicie. Książka wzrusza, wzburza, nęci i
pobudza. Każdy kolejny rozdział wnosi coś istotnego do całej opowieści.
Wprowadzenie nowych postaci nie tylko nie pogorszyło odbioru całości, ale
bardzo wzbogaciło całą powieść. Ja jestem urzeczona i z niecierpliwością
wyczekuję już października, gdy razem z Braterstwem krwi na rynku pojawi się
Historia Lukasa. Zdecydowane must have w mojej jesiennej liście życzeń. Gorąco
zachęcam do lektury wszystkich, bez względu na płeć, wiek i upodobania
literackie.
Za książkę dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Novae Res
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Książki tej autorki są niesamowite. Ja zaczęłam przygodę z Jej twórczością od "Bez przebaczenia" i nie mogłam się od niej oderwać. Pierwszą część Braterstwa krwi sobie właśnie ostatnio z finty pobrałam jeszcze w starej okładce, nie mogę się już doczekać kiedy dojdzie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki, muszę sięgnąć po jej książki.
OdpowiedzUsuńA ja jestem zatwardziałą przeciwniczką tej pani. Jakoś nie umiem się do niej przekonać, samo nazwisko działa na mnie jak płachta na byka. Chyba jestem jednak w mniejszości
OdpowiedzUsuńkażdy ma prawo do własnej opinii :)
UsuńWiem, dlatego też ją wyrażam :D
UsuńMnie jednak nie przyszło by do głowy, by wchodzić do kogoś na bloga i zamiast komentować recenzję, pisać że jest się przeciwnikiem tego autora i drażni mnie nawet jego nazwisko. Mnie wielu autorów drażni i najzwyczajniej w świecie ich nie czytam, nie czytam recenzji ich książek i nie interesuje mnie to, co inni o nich piszą...
UsuńA ja nie cierpię okładek z facetami, tak samo z kobietami... Chyba że mają ucięte twarze :)
OdpowiedzUsuńCo do Zakrętów losu, właśnie przeczytałam pierwszą część i nawet nie myślałam, że wciągnę tę książkę na listę moich ulubionych... a tak się właśnie stało... i stare okładki bardziej do mnie przemawiają, są takie... tajemnicze :)
ciągle sobie obiecuję, że nadrobię zaległości dotyczące tej autorki, bo jeszcze nie czytałam ani jednej jej książki, i mimo, że na półce od jakiegoś czasu mam "Szóstego" dzięki uprzejmości jednej z blogerek, to nie mam czasu się za nią zabrać :/
OdpowiedzUsuńte okładki jakieś takie wymuskane zupełne przeciwieństwo treści
OdpowiedzUsuńWiesz, że w tej chwili Cie nie lubię? :P
OdpowiedzUsuńAleż ja nie mogę się doczekać premiery! Ubolewam tylko nad tym, że nawet jak zamówię w ten dzień to dopiero za jakiś czas dojdzie ;( A ja muuuuuuuuuuszę ją przeczytać!