„Dieta czekoladowa” Ruth Moschner
wyd. G+J
rok: 2011
str. 240
Ocena: 4/6
„Na diecie” – tym sformułowaniem mogę określić
ostatnią dekadę mojego życia. Zawsze coś jest, zawsze coś się dzieje. Oczywiście
zdarzają się „okresy” w mojej egzystencji, podczas których daje sobie chwilę
wytchnienia. Zwykle jednak nie trwają za długo, powodują nagłe i ekstremalne
przybranie na wadze, depresję i konieczność ponownego włączenia czasu „na
diecie”. I tak nieustannie. Czasem myślę, że życie jest okrutne. Kto nas na to
skazał? Nie potrafię tego zrozumieć. Nie wiem jak pojąć to, że człowiek nie
może robić (a przede wszystkim jeść) tego, na co ma ochotę. Zjadasz coś
„niedozwolonego” i wszystko zaczyna się walić. Spodnie się nie dopinają,
koszulki są zbyt opięte, bielizna wpija się nieprzyjemnie w ciało. Jedyne na co
ma się wówczas ochotę to luźne dresy. Tylko czy to jest wyjście? Według mnie
nie. Dlatego wciąż wchodzę w ten magiczny krąg i szukam diety cud. Diety, która
mnie uszczęśliwi jednocześnie sprawiając, że ubrania będą pasować. Czy taka
istnieje? Czy jest nią dieta czekoladowa? O tym będę miała okazję się
przekonać.
Przed otrzymaniem „Diety czekoladowej” próbowałam rozeznać się w
Internecie, o co może w niej chodzić. Znalazłam kilka ścieżek i sposobów
wykorzystania czekolady w życiu codziennym, albo raczej w codzienności osoby
przebywającej na diecie. Przygotowana byłam więc na wiele. Jednak to co
dostałam… dość poważnie mnie zaskoczyło. Postaram się Wam odrobinę przybliżyć
konstrukcję tej książki i samą dietę. Niestety nie zdecydowałam się jeszcze na
wprowadzenie jej w życie więc nie mogę przedstawić efektów. Liczę jednak, że to
nie będzie problem.
Zasadniczo książka składa się z pięciu części. W pierwszej, zatytułowanej
„Wszystko o dietach”, autorka przybliża nam przede wszystkim informację o
najbardziej znanych dietach oraz błędnych opiniach jakie krążą na ich temat. W
rozdziale tym zawarto również historię tego jak Ruth Moschner wymyśliła swoją
dietę. Część została napisana w sposób jasny i przejrzysty. Czytało się ją
przyjemnie, choć niewiele wyjaśniła czytelnikowi na temat diety, którą po
lekturze powinien rozpocząć.
Rozdział drugi mówi o tym, jak zeszczupleć w przyjemny sposób. Kierując
się tytułem tej części, tj. „Moja dieta czekoladowa” spodziewać powinniśmy się
informacji na temat tego, „z czym je się” wspomnianą czekoladę, by uzyskać
wymarzoną sylwetkę. W rozdziale tym poznajemy przede wszystkim siedem złotych
reguł czekoladowych (w zasadzie nic nieodkrywających, ale systematyzujących
posiadaną przez większość ludzi wiedzę). Dowiadujemy się również, czemu akurat
ta dieta jest skuteczna (ja niezupełnie się dowiedziałam, ale może niezbyt
uważnie czytałam). Następnie przechodzimy do clue problemu i rozpoczynamy
lekturę „Diety czekoladowej na co dzień”. Z tego rozdziału dowiedzieć można
się, co powinniśmy jeść w ramach poszczególnych posiłków. Czego i w jakich
porach dnia się wystrzegać, a z czym można sobie pofolgować. W rozdziale
przytoczono również kilka ciekawych pomysłów na jedzenie poza domem (mam na
myśli wystrzeganie się rzeczy, które wpływać mogą negatywnie na wagę naszego
ciała). Pod koniec tej części autorka zdradza nam jak robić zakupy, by nie
kupić zbędnych i zakazanych produktów. Najlepszym (według mojej skromnej osoby)
rozdziałem jest „Sport to zdrowie – ruch natomiast jest super!” Zasadniczo
zgadzam się z tym sformułowaniem w stu procentach. Autorka zachęca czytelników
do aktywności, do wykonywania prostych i nieskomplikowanych ćwiczeń, które
przede wszystkim mają usprawnić pracę jelit i żołądka. Zgodnie z zaleceniami
Ruth Moschner już 20 minut dziennie może zdziałać cuda. Bardzo mnie te
informacje ucieszyły, bo nie mam wiele wolnego czasu i zawsze martwiło mnie, że
na zdrowy ruch poświęcam dziennie maksymalnie 40 minut. Ostatni rozdział „Czekoladę
można nie tylko jeść” traktuje o tym, do czego w życiu codziennym można
wykorzystać czekoladę. Informacje przydatne, tylko… czy mamy ochotę marnować
ten wspaniały pokarm? Na końcu autorka umieściła test, dzięki któremu czytelnik
może dowiedzieć się jakim typem czekoladowym jest. I… w sumie tyle.
Całość, jak wspomniałam już wcześniej, napisana została w bardzo
przystępny sposób. Powiedzieć mogę nawet, że jest to bardziej powieść niż
poradnik. Ruth Moschner opisuje historię czekolady, jej szerokie zastosowanie i
przygody, jakie sama z nią miała. Ja z „Diety czekoladowej” wyniosłam niestety
niewiele. Wiem, że na pół godziny przed posiłkiem powinno się zjeść dwie kostki
czekolady, dzięki czemu zmniejszy się apetyt. Wiem również, że przed
przystąpieniem do zasadniczej diety powinno się przejść na trzydniową głodówkę
polegającą na całkowitym odstawieniu cukru. Nie sprecyzowano jednak
(przynajmniej ja tej precyzji nie znalazłam) czy w trakcie głodówki są jakieś
inne ograniczenia poza całkowitym odstawieniem cukru. Zgodnie z opisem książki
w samej diecie nie powinniśmy znaleźć żadnych ograniczeń, dowiadujemy się
jednak, co zrobić podczas wizyty w restauracji i jak ratować się po świętach.
Zachodzi tu więc pewna sprzeczność. Prócz tego autorka poleca jedzenie trzech
posiłków dziennie (choć w większości znanych mi diet stosuje się wspomnianych
posiłków pięć). Rano jemy produkty pełnoziarniste, na obiad produkty balastowe,
a na kolację proteiny. Wieczorem wystrzegamy się owoców i węglowodanów.
Czy tych kilka skromnych rad faktycznie może być skutecznymi? Czy taka
skromna filozofia może wpłynąć na zmniejszenie liczby zbędnych nam kilogramów?
Postaram się o tym przekonać. Póki co polecam Wam tę pozycję, jako książkę z
pogranicza powieści i poradnika. Bardzo przyjemna lektura.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu G+J
Ze swojej diety jestem jak najbardziej zadowolona, chociaż też łamie niejedne szeroko znane kanony... Ale pierwsze słyszę, żeby od słodkości chudnąć ;)
OdpowiedzUsuń