„Cieszę się Twoim szczęściem” Lucinda Rosenfeld
wyd. Prozami
rok: 2010
str. 296
Ocena: 4/6
Chwila wytchnienia, lekka lektura, odpoczynek dla spracowanego mózgu.
Do tego typu lektur z góry zaliczyłam książkę „Cieszę się Twoim szczęściem”
autorstwa Lucindy Rosenfeld. Zostawiłam ją sobie na spokojny wieczór, licząc,
że połknę ją w całości w ekspresowym tempie. I połknęłam. W całości.
Ekspresowo. Tyle, że nie było tak lekko jak się tego spodziewałam.
Rozpoczęłam lekturę i… zaraz na wstępie natknęłam się na dość bliski mi
temat. Stosunkowo młode, bezdzietne małżeństwo i ich nieustające próby
powiększenia rodziny. To coraz częściej spotykany problem, a stosunkowo rzadko
poruszany jest w literaturze. Przynajmniej w tej, po którą zazwyczaj sięgam.
Przystąpiłam więc do czytania z jeszcze większą chęcią. Czy słusznie?
Przekonacie się poniżej.
Wendy i Adam są od kilku lat małżeństwem i, jak wspomniałam już
wcześniej, pragną dziecka. Ich próby do tej pory spełzły na niczym. Rozpoczęła
się niewątpliwa pogoń za tym marzeniem i ucieczka przed pędzącym nieubłaganie
czasem. Bo z każdym rokiem, ba, z każdym miesiącem, organizm Wendy starzeje się
i zmniejszają się jej szanse na zajście w ciążę. Obliczanie długości cyklu,
wyliczanie dni płodnych, ustalanie momentu owulacji, badanie temperatury i …
wiele innych, dużo bardziej intymnych szczegółów, na stałe wpisały się w życie
opisywanej pary. Przychodzi czas zwątpienia, a do tego… życie najlepszej
przyjaciółki Wendy, pięknej kobiety, dotychczas układające się niezupełnie
pomyślnie, zaczyna rozkwitać. Daphne zrywa z traktującym ją jak śmiecia żonatym
mężczyzną i niemal natychmiast poznaje miłość swojego życia. Dobrze zarabiający,
przystojny i wysportowany prokurator, świata niewidzący poza nową dziewczyną,
która szybko zostaje jego narzeczoną, a następnie żoną. Na tym jednak nie
kończą się zmiany, które dotykają Daphne, bo… dziewczyna zaczyna pomyślnie
spełniać marzenia, które dotychczas były domeną Wandy. Czy przyjaźń dziewczyn
przetrwa te wszystkie zawirowania? Czy Wandy będzie w stanie zaakceptować nową
Daphne? I czy Daphne będzie jeszcze chciała mieć coś wspólnego z Wandy? Jak
ułoży się ich przyszłość? Czy da się wyzbyć zazdrości? Czy przyjaźń między
kobietami może trwać całe życie i czy nic, nawet największa burza, nie jest w
stanie jej zniszczyć? O tym musicie się już przekonać sami, a jedyną
możliwością, by to uczynić, jest sięgnięcie po powieść Lucindy Rosenfeld
zatytułowanej „Cieszę się Twoim szczęściem”.
Mnie książka się spodobała. Napisana została jasnym i przystępnym
językiem, a opisane wydarzenia mogą dotknąć niemal każdego. Tym łatwiej jest
więc utożsamić się z którymś z bohaterów. Ja tak właśnie uczyniłam i zapewne
dlatego udało mi się tak szybko wspomnianą książkę przeczytać. Choć i bez tej
„bliskości” pochłonęłabym tę powieść ekspresowo. Autorka w łatwy i przyjemny
sposób przekazuje życiowe prawdy, którymi kierować powinni się wszyscy. Lektura
godna uwagi. Polecam przede wszystkim kobietom. Czasem nie doceniamy tego, co
mamy. Czasem przepuszczamy szczęście na przejściu dla pieszych, bo nie
wierzymy, że może iść do nas. Polecam.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Prozami
Ciężko jest się cieszyć czyimś szczęściem gdym nam ono od dłuższego czasu nie dopisuje, dla tego z chęcią przeczytam i dowiem się jak to się udawało Wendy :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest fantastyczna ;) Chętnie bym przeczytała, masz rację, że dość rzadko temat ten można spotkać na kartach książek. Nigdy dość kobiecej literatury, więc czemu nie ... :)
OdpowiedzUsuń