PREMIERA 9 LISTOPADA 2011
wyd. Jaguar
rok: 2011
str. 458
Ocena: 5,5/6
Na wstępie kilka faktów o mnie.
Mój ulubiony kolor to oczywiście fioletowy. I, wbrew temu, co wielu
może pomyśleć, nie od dziś.
Jeden z bardziej lubianych gatunków literackich? Oczywiście książki
paranormalne, kryminały i romanse. A najbardziej lubuję się w jedynych w swoim
rodzaju wybuchowych mieszankach tych trzech typów książek.
Edgar Alan Poe? Poeta. Pisarz. Dawno zmarł. Tyle wiedziałam, aż do
dziś. Aż do… „Nevermore. Kruk”.
O tej książce pogłoski krążyły od miesięcy. Co i rusz słyszałam o
premierze, o przygotowaniach, o pasji autorki, o mocy wnętrza tej powieści. Z
każdym dniem chciałam więc bardziej i bardziej. W pewnym, dość krytycznym
momencie, zapragnęłam może nawet za bardzo. Zamknęłam oczy i zaczęła działać
wyobraźnia. Zobaczyłam delikatne białe kontury okładki, postać wzbijającego się
do lotu kruka, fioletową czcionkę… Złożyłam poszczególne elementy w całość i
wizualizowałam sobie posiadanie „Nevermore”. To przecież nie takie trudne,
powtarzałam sobie. Chcieć to móc! Coś w głębi podpowiadało mi jednak, że takie
cuda się nie zdarzają. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy odebrałam telefon,
a głos po drugiej stronie powiedział: „Dostałaś jakiegoś kruka czy coś…”. Chwila
konsternacji. Szok. Szalona radość. Bo już wiedziałam jakiego kruka upolowałam.
I choć wiedziałam, że na okładce przedstawiono go dość mrocznie, dla mnie
będzie jedynym, wyjątkowym, białym krukiem.
Cheerleaderka Isobel Lanley, jedna z najpopularniejszych dziewczyn w
swojej szkole, staje przed nie lada problemem. Nauczyciel literatury, pan Swanson,
postanowił zadać grupie zadanie projektowe, łączy ich w pary i wyznacza termin
na Hallowen, czyli w dniu jednego z najważniejszych meczów futbolowych i
zarazem występu grupy dopingującej, której członkiem jest Iz. Dziewczynie
przydzielony zostaje Varen Nethers, mrukliwego Got, ewidentnie jeden z
ulubionych uczniów pana Swansona. Mimo przerażenia partnerem projektowym, Izzy postanawia,
że zrobi wszystko, by otrzymać jak najlepszą ocenę. Poświęca się i przysiada do
Varena, który niewiele mówiąc łapie ją za nadgarstek i fioletowym tuszem maże
po jej ręce. Tak właśnie zaczynają się kłopoty Isobel. Z powodu gadulstwa jej
najlepszej przyjaciółki, o wszystkim dowiaduje się zazdrosny chłopak Iz.
Dziewczyna staje więc przed dylematem – uspokoić Brada poprzez zarzucenie pracy
nad projektem, czy wykonać zadanie narażając siebie i Varena na złość
nadpobudliwego chłopaka. Decyzja, jaką podejmuje Isobel okazuje się brzemienna
w skutkach i sprawia, że nic nie jest już takie jak dawniej.
Opisana powyżej fabuła wydać się może dość banalna. Niektórzy stwierdzić
mogą nawet, iż tematyka jest stara jak świat, oklepana i nie warto się za
„Nevermore” zabierać. Nic bardziej mylnego. Opisane fakty to tylko wstęp do
jednej z bardziej zakręconych i niezwykłych książek, jakie miałam okazję w
życiu przeczytać. Gdyby rozłożyć całość na czynniki pierwsze, można by w niej
znaleźć setki podobieństw do powieści, które powstały już dawno i które
powstawać będą nadal. Ale takie przełożenie można znaleźć niemal w każdej nowo
wydanej książce. Zawsze znajdzie się coś, co gdzieś już kiedyś było, co ktoś
już wykorzystał i opisał. „Nevermore” ma w sobie jednak coś innego, coś, czego
jeszcze nigdzie wcześniej nie znalazłam, coś, co sprawia, że chciałabym więcej
i więcej, choć wiem jakie to niezdrowe, jakie to… niebezpieczne. Bo pragnienia,
zgodnie z tym co czytamy w powieści, są bramą do zupełnie innego świata. Do
świata, w którym wszystko zależy od nas, przy czym jest on tak złożony i
niesamowity, że już przy wrotach do niego można się zagubić i nigdy nie
odnaleźć.
Od kilku godzin próbuję poukładać sobie w głowie to, co przeczytałam.
Próbuję zrozumieć. Staram się pojąć „Nevermore” i jej bohaterów. I… nie jestem
w stanie. Gdyby ktoś poprosił mnie o opisanie jednym zdaniem, o czym ta książka
była… nie umiałabym. Nawet kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt zdań nie
ułatwiłoby mi zadania. Poza przymiotnikami: szalona, zakręcona, niepojęta i
inna, nic więcej nie przychodzi mi do głowy. O, i jeszcze „warta przeczytania”.
Powieść napisana została w trzeciej osobie, choć przez zdecydowaną
większość akcji miałam wrażenie, jakby było zupełnie inaczej. Czułam to, co
czują bohaterowie, myślałam, o tym, o czym oni myśleli. Byłam z nimi. I chcę
więcej. Chce już dziś móc przeczytać kolejną część, bo… to nie może się tak
skończyć. To wręcz MUSI się skończyć inaczej. Liczę więc, że już wkrótce moja
potrzeba zostanie zaspokojona.
Jeśli to, co napisałam, nie przekonuje Was do sięgnięcia po „Nevermore”
to dodam jeszcze, że jest to doskonały thriller a wręcz horror. Postaci
wykreowane przez Kelly Creagh są przekonujące i bardzo realne. Całość
przedstawiona została w taki sposób, iż czytelnik odnosi nieustanne wrażenie,
że to dzieje się naprawdę, że Varem i Isobel mieszkają tuż za rogiem i że trzeba
już teraz, zaraz pobiec i udzielić im pomocy. Ja tak właśnie czułam i od tego
uczucia nadal nie potrafię się uwolnić. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić
Wam wszystkim tę lekturę. Bo warto.
ARCYDZIEŁO
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych książek. Kocham ją miłością fanatyczną, haha :D.
Varen <3
zgadzam się :)
OdpowiedzUsuńW nawiązaniu do koloru fioletowego, czytałaś juz Krwawy fiolet?
OdpowiedzUsuńno baa :) ma się rozumieć :)
OdpowiedzUsuńchętnie przeczytam :D
OdpowiedzUsuńCudownie mi się czytało :)
OdpowiedzUsuńChce się za nią zabrać jeszcze raz XD
Pozdrawiam serdecznie!
Ach, a ja nie poprosiłam o to, gdy była okazja. teraz to nie wiem... nie umiem się normalnie na nią doczekać :D
OdpowiedzUsuńŚwietna książka:) Dla mnie dużym plusem było nawiązanie do Poego i "inność" Nevermore w stosunku do innych paranormali:)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania - początek średnio ciekawy, wraz z pojawieniem się horrorkowych elementów (tak za połową) robi się dużo ciekawiej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ostatnimi czasy likwiduje ze swoich zbiorów książki paranormalne, jednak to nie powiedziane, że tego typu pozycje nie są wdzięcznymi czasoumilaczami ;)
OdpowiedzUsuń@ Lena to pojechałaś "czasoumilacz".
OdpowiedzUsuńMnie podobała się cała książka. Może nie wszystkie opisy czytałam jednakowo skupiona, ale całość wg mnie wypadła genialnie.
Lubie inność, ciarki mnie przechodzą jak mam czytać kolejny raz książkę napisaną na jedno kopyto...
Podoba mi się, i jak będzie możliwość to na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja bardzo zachęca^^ Jednakże, mój egzemplarz postanowił zaginąć na poczcie:/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Czeka w kolejce, jeszcze tylko jedna książka. Tak więc będę czytać szybko, żeby w końcu zabrać się za tę. Przed chwilą wracam z bloga Matta - też wyrażał się o niej pochlebnie, co jeszcze bardziej mnie kusi do rzucenia się na tę lekturę. Ach, fioletowy to także mój ulubiony kolor. Kocham go szaleńczą miłością i on też mi się odwdzięcza, bo fioletowe kolory wyglądają na mnie zaskakująco dobrze :D
OdpowiedzUsuńSiedzę i nie wiem co napisać... Nie chciałam jej czytać, ale ta recenzja... No muszę...
OdpowiedzUsuń