9 czerwca 2013

Wszystko („Wróć do mnie” Daniel Glattauer)

wyd. Książnica
rok: 2010
str. 256
Ocena: 5/6


„Jeden człowiek najwyraźniej nie jest w stanie dać wszystkiego drugiemu człowiekowi”*


Miłość nie zawsze jest oczywista. Czasem rośnie w człowieku powoli, piętrzy się, tai w zakamarkach zamkniętych na cztery spusty szaf. Jest niewidoczna, nieznana, niewymagająca. W ukryciu jednak rośnie w siłę, okłada się uczuciami, zlepia w całość i tworzy niezniszczalną podstawę. I nagle jest. Istnieje i trwa, choć nieustannie jest pomijana. Zwykle tak bywa, że to co istotne, pojawia się w życiu człowieka niezauważone i ten nie jest nawet świadom ogromu szczęścia, jakie go spotkało. Dopóki tego nie utraci. A utrata miłości... zabija.

Gdy rozstawałam się (kilka miesięcy temu) z bohaterami N@pisz do mnie, czułam się, delikatnie mówiąc – fatalnie. Nie mogłam uwierzyć, że historia Emmi i Leo skończyła się w taki, a nie inny sposób. Tak usilnie budowana więź przecież nie mogła zniknąć w ciągu kilku chwil, to nie mógł być koniec – a jednak. Nic nie zmieni faktu, że Leo wyjechał i usunął swoje konto pocztowe. Tym samym zerwał jedyną nić, która łączyła go z Emmi. Kontakt się urwał, związek przestał istnieć. The end. Jak można tak zakończyć powieść, pytałam siebie, choć wiedziałam, że było to jedno z lepszych zakończeń, jakie w życiu przeczytałam. Bo nieszczęśliwe finisze zawsze zapadają czytelnikowi w pamięć, to o nich się rozpowiada, o nich pisze się w komentarzach, je skrywa się w zakamarkach pamięci. Tak więc zakończenie N@pisz do mnie było rewelacyjne, ale i... skłaniające do poszukiwań. Na szczęście Internet to jaskinia wiedzy – bardzo szybko dowiedziałam się więc, że autor nie zakpił z czytelnika i napisał ciąg dalszy przygód głównych bohaterów. Jednak... czy Wróć do mnie skończy się tak, jakby tego chcieli czytelnicy, czy może... tak, jakby chciał tego pisarz? O tym przekonamy się tylko i wyłącznie dzięki lekturze.

Mija dziewięć i pół miesiąca – Leo kończy zlecenie w Bostonie i wraca do Niemiec. I, zupełnie nieświadom tego, co działo się przez minione miesiące z Emmi – uruchamia ponownie swoją skrzynkę pocztową. Wbrew oczekiwaniom (czytelnika) nie zasypuje go grad nieprzeczytanych maili. Ale, dziwnym trafem, wszystko zaczyna się od początku. Bo Emmi nigdy nie przestała wysyłać wiadomości do swojego wirtualnego... ukochanego(?). Kiedy więc wysyła kolejną, z informacją typu „Haloo, pali się u ciebie światło, ktoś się włamał?” niespodziewanie, zamiast maila od administratora systemu informującego, że skrzynka jest nieaktywna, dowiaduje się, że to Leo wrócił do domu. I zaś rozpoczyna się nieustająca wymiana bardzo przemyślanych, intrygujących i niejednokrotnie cynicznych maili. I tak jak się można było spodziewać, ponownie przychodzi czas na pytanie „spotkamy się?”. Tym jednak razem nie ma głębokiego zastanawiania, nie ma odsuwania tego co nieuniknione, nie ma ciągłego przekładania. Zostaje ustalona data i odbywa się konfrontacja, jak się można było spodziewać – niezupełnie udana. Na tym jednak się nie kończy i wkrótce... dochodzi do ... no, tego zdradzić wam niestety nie mogę. Liczę jednak, że postanowicie odkryć to sami. Bo warto.

Wróć do mnie to przejmująca opowieść o dwójce bardzo zagubionych we własnych życiach ludzi. Łączy ich nierozerwalna więź, wielkie uczucie, którego jednak nie są w stanie przenieść na realne życie. W świecie wirtualnym mogą, a przynajmniej kiedyś mogli – wszystko. Mówili sobie wprost to, co leżało im na wątrobach. Teraz, po tych kilku miesiącach rozłąki, po tym jak do niej doszło, jak zmieniła się sytuacja życiowa Leo, nie są w stanie wyartykułować dręczących ich uczuć. I tak brną do przodu, nie wiedząc co czeka ich w przyszłości. Bawią się w kotka i myszkę, raz chcą, a raz nie chcą. Raz są, raz ich nie ma. Szafa z uczuciami się uchyla, ale tylko po to, by po chwili zamknąć się z trzaskiem. Bo jest ON i jest... ONA. Bo nikt nie jest sam, bo świat nie kończy się na wymienianych między Leo i Emmi mailach. Niestety.

W trakcie lektury Wróć do mnie targały mną bardzo skrajne uczucia – przez lęk, paranoję, radość, wściekłość, aż do bezbrzeżnego bólu. Cała paleta. Muszę przyznać, że Daniel Glattauer ma niesłychaną wprost zdolność do manipulowania czytelnikiem. Każde napisane przez niego zdanie ma za zadanie przenieść czytającego na skraj przepaści emocjonalnej. Mnie w każdym razie przenosiło.

Wróć do mnie, tak samo jak N@pisz do mnie czyta się błyskawicznie. Obie książki zapadają w pamięć i wzbudzają w czytelniku chęć do nieustającego przewracania stron. I tak aż do końca. Jednak w wypadku drugiej części cyklu zakończenie przynosi zgoła inne odczucia, niż się można było po autorze spodziewać. Jaki jest finał zdradzać nie będę. Powiem tylko, że obie powieści zdecydowanie trzeba przeczytać. 


* str. 193

Za książkę dziękuję grupie wydawniczej Publicat

9 komentarzy:

  1. Pierwszą część słuchałam i czytałam po niemiecku dwa lata temu. Nie w całości, bo robiliśmy to na zajęciach. I bardzo chcę przeczytać ciąg dalszy. Choć przyznam, że na zakończenie wtedy spojrzałam, bo nie mogłam wytrzymać ;).
    Uważam, że polskie tłumaczenie odbiera tej książce sporo uroku. Brakuje mu tego rytmu. Chyba tylko dlatego jeszcze nie mam tej książki za sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jaka byłaby moja reakcja na polskie wydanie, gdybym czytała książkę w oryginale. Powiem ci jednak, że wg mnie rytm powieści jest super. Przechodzenie z maila do maila jest bardzo płynne i takie... oczywiste? I przy pierwszej i przy drugiej części nie mogłam się doczekać kolejnych ripost. Przez to zarwałam noc. Ale było warto :)

      Usuń
    2. Czytałam obie wersje. Niemiecka lepsza, bo oryginał trudno oddać w 100%, ale polskiej nie można odmówić klimatu. :) Szkoda tylko, że odebrano tytuły oryginalne, tak pięknie wkomponowane w powieść. Oczywiście rozumiem powody, nie sprzedałoby się, tak jest bardziej chwytliwe. :)

      Usuń
  2. Czytałam ją;) ciekawa pozycja;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie pierwsza część serii jest średnia, dość nużąca, gdzie dzieje się ciągle to samo i tylko to poruszenie przy końcu lektury uratowało moją opinie o niej. Nie wiem czy sięgnę po kolejną część, wystarczy mi chyba to co już przeczytałam, aby znowu nie zepsuć opinii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lekka książka ale raczej nie w moim guście także podziękuje. Miłej lektury życzę drogie Panie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja obie części przeczytałam jedna po drugiej, tak mnie wciągnęły ;). Miło je wspominam.

    OdpowiedzUsuń