wyd. Initium
rok: 2012
str. 384
Ocena: 5/6
Dzieci jakie są, każdy wie. Najpierw bardzo kochane, słodziutkie i
milusińskie (oczywiście poza tymi chwilami, gdy nieustająco płaczą, wołają o
jedzenie, budzą w nocy...). Później próbują sprawdzać, gdzie rodzice ustawili
dla nich granice. Testy przeprowadzane są dość brawurowo, jak nie w lewo, to w
prawo, jak nie górą, to dołem. Następnie kształtuje się ich osobowość i w końcu
można się dowiedzieć, choćby w przybliżeniu, jak będzie wyglądała ich dalsza
ścieżka dojrzewania. Rodzice przyglądają się tym etapom, podziwiają dzieci i
wspierają z całych sił. To w końcu ich latorośle, krew z krwi, ciało z ciała.
Co by się nie działo, kocha się swoje potomstwo... albo przynajmniej... powinno
się je kochać.
W życiu Babs w końcu może nastąpić jakaś zmiana. Nie żeby była
niezadowolona z tego, co dotychczas osiągnęła, ale dwójka dzieci, mąż i dom do
ogarnięcia – niezupełnie są szczytem jej marzeń. Dlatego tak bardzo zależy jej
na otrzymaniu pracy w tygodniku Wnętrze & Designe. Oczywiście zdawała sobie
sprawę, jak niewielkie szanse ma na otrzymanie wymarzonego stanowiska. Zwykle
nie przyjmuje się pracowników bez tytułu, bez doświadczenia. Barbara Heckeroth
niewątpliwie wykazywała się jednak talentem i od dawna znajomi ją przekonywali,
że powinna coś z tym zrobić. Ten dzień miał stać się bramą do jej świetlanej
przyszłości, niestety nie wszystko poszło tak, jak Babs sobie zaplanowała.
Najpierw mąż zwrócił się do niej per skarbie, choć zawsze mówił do niej myszko.
Później brutalnie, wyraźnie jedynie dla własnej przyjemności, uprawiał z nią
seks. Następnie, zresztą jak i w poprzedni poniedziałek, pojechał do domku za
miastem, by odwiedzić ojca. No tak, starszy mężczyzna miał już wrócić do
miasta, a wciąż się nie pojawił. Ale przecież może zmienił zdanie? Może
postanowił nieco dłużej odpoczywać od gwaru i zgiełku metropolii? Nic go jednak
nie mogło powstrzymać, wsiadł w samochód i pojechał. Niestety Albert na miejscu
nie zastał ojca, a przynajmniej ten nie przywitał go z otwartymi ramionami. Bo
miał je skrępowane... i przywiązane do łazienkowego kaloryfera. No i oczywiście
nie żył. Tylko kto mógł żywić do tego przeszło siedemdziesięcioletniego
staruszka tak zabójcze uczucia? Jak okrutnym trzeba być, by zrobić coś tak potwornego
bezbronnemu i niewinnemu człowiekowi? Chyba, że Wolfram Eberhard Heckeroth nie był
taki miły, jak wszyscy myślą. Rozwikłać to zagadkowe zabójstwo ma Konstantin Dühnfot,
komisarz policji kryminalnej. Czy mu się to uda? Czy dowie się, kto i dlatego
postanowił tak brutalnie pozbyć się starca? By się tego dowiedzieć koniecznie
należy sięgnąć po W białej ciszy, autorstwa Inge Löhnig.
Od bardzo dawna miałam w planach przeczytanie tej powieści, niestety
przez ostatnie kilka miesięcy wciąż się z nią rozmijałam. W końcu jednak
powiedziałam – basta, sięgnęłam na półkę i rozpoczęłam... zdumiewającą i
przerażającą zarazem lekturę. Jedna rodzina – a tyle tajemnic. Aż dziw bierze,
że przez tyle lat skrywane sekrety Heckerothów nie wyszły na jaw. Tę dobrą
passę przerwała jednak śmierć seniora rodu. Od tej chwili życie trójki
rodzeństwa zmieni się diametralnie, już nic nie będzie takie jak dawniej.
Gdy rozpoczęłam lekturę nie pasowało mi tylko jedno – miejsce akcji.
Jakoś nigdy nie byłam przekonana do powieści dziejących się za naszą zachodnią
granicą. Niemcy – brrr. Aż na samą myśl ciarki mnie przechodzą. Wyjątkowo
jednak dałam się wciągnąć w intrygę uknutą w umyśle Inge Löhnig. Autorka
wyśmienicie wykoncypowała sobie następujące po sobie wydarzenia i naprawdę
niewiele brakowało, bym nie domyśliła się, kto jest mordercą. Zdradził ją tylko
jeden mały szkopuł, który od początku nie dawał mi spokoju. Jak to mówią –
kropla drąży skałę. I tak jak ta kropla, tak wspomniany wcześniej szczegół
sprawił, że nieustannie zastanawiałam się dlaczego. I w końcu zrozumiałam... to
było takie niezwykłe i, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, banalne. Ale taki jest
właśnie świat, prawda? Banalnie oczywisty. Ludzie popełniają morderstwa z
zawiści, z zemsty, z nienawiści. Zwykle nie kierują nimi żadne górnolotne
przesłanki. Po prostu chcą się pozbyć drugiej osoby i to robią. Czasem
żałują... czasem mają wyrzuty sumienia... a czasem po prostu zapominają o tym,
co zrobili. Tak też uczynił morderca w powieści W białej ciszy. Mnie szczerze
powiedziawszy właśnie ten fakt najbardziej ze wszystkiego przeraził. Skoro da
się zapomnieć o czymś takim... gdzie w tym wszystkim sens? By go odnaleźć,
trzeba przeczytać tę powieść. Ja zachęcam, naprawdę warto.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Initium
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Minimalistyczna okładka przyciąga uwagę. A i treść zachęca:)
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń