Dziś chciałabym, żebyście wypowiedzieli się na poniższy temat, który wymyśliła magdalenardo:
Najdziwniejsza książka, którą kiedykolwiek czytałeś to... Uzasadnij w kilku zdaniach.
Na Wasze odpowiedzi, zawarte w komentarzach pod tym postem, czekam do 14.06.2013 do północy.
Oczywiście będzie mi niezmiernie miło, jeśli zechcecie poinformować o konkursie u siebie na blogu (napisać o nim, wstawić logo... ).
Przypominam, że Konkursów jest w sumie dziewięć, to jest druga odsłona. O pierwszej, trwającej do 7.07.2013 poczytać możecie TUTAJ. Dziękuję za pierwsze logotypy, które mi przesłaliście, liczę że z dnia na dzień będzie ich więcej :)
Nagrody wciąż te same, choć najprawdopodobniej będzie mi dane dodać coś do puli. Póki co do rozdania mam:
Bez wątpienia niebawem coś naskrobię. Mam nadzieję, że wkradł Ci się błąd w poście, bo 14.05 mieliśmy już dawno :)
OdpowiedzUsuńPoprawione. Dzięki :D
UsuńNajdziewniejsze książki, z którymi się kiedykolwiek spotkałam wyszły spod pióra Krzysztofa Bieleckiego. Jeśli miałabym się zdecydować na jedną to wybrałabym "Rekonstukcję". Jak pisze autor, jest to pierwsza w Polsce powieść retrospekcyjna, wszystkie opowiadania są ze sobą połączone, ale to odbiorca decyduje o rodzaju spoiwa. Innymi słowy, "Rekonstrukcja" to jak patrzenie kilku osób na tę samą chmurę. Jeden obserwator zobaczy kwiat, inny chwast, a kolejny nie będzie potrafił zamknąć tego co widzi w jednym słowie. Tak było ze mną i "Rekonstrukcją". W jednej chwili już wiedziałam o co chodzi, umiałam poskładać puzzle, a za chwilę nie miałam pojęcia o czym czytam.
OdpowiedzUsuńInformacja na blogu dodana. Czekam na kolejne odsłony. :)
UsuńHmm, najdziwniejsza książka. Ciekawe zadanie ;) Nie wiem, jaka książka pretenduje to tego nazwania, ale niech będzie ,,Czełkasz" Gorkiego. Książka napisana kilkaset lat temu, a mimo to podczas jej czytania nie miałam problemu ze zrozumieniem treści. Najdziwniejsze jednak w niej było zakończenie. Do dziś nie wiem, co się stało z głównym bohaterem, czy go zabili, czy przeżył ;)
OdpowiedzUsuńDziwna książka? Myślę, że mogłaby nią być ,,Ucieczka Einsenstaina", którą pomimo tego, że przeczytałam z trudem w całości nie zrozumiałam, ani trochę. Zupełnie nie mogłam połapać się w tych zawiłych nazwach, które prezentował nam autor:)
OdpowiedzUsuńCzy ja też mogę wziąć udział w tej odsłonie?
OdpowiedzUsuńJeśli tak.... to weź proszę moją poniższą wypowiedź pod uwagę :)
Układając to pytanie konkursowe w głowie miałam tylko jeden tytuł - "Głos bez echa" Celine Curiol (http://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/2011/08/celine-curiol-gos-bez-echa.html). Prawda jest jednak taka, że tej książki ja po prostu nie "poczułam", nie zrozumiałam, a przecież to nie jest wcale dziwne...
Gdy dłużej myślę nad tematem myślę, że czytam raczej "bezpieczne" książki, zwykle powieści obyczajowe czy thrillery, po których wiem czego się spodziewać. Jest jednak jedna książka, którą przeczytałam 9 czy 10 lat temu z polecenia koleżanki ze studiów. To "Jaskinia filozofów" Jose Carlos`a Somozy. Tak to zdecydowanie najdziwniejsza książka, którą przeczytałam :) Uśmiecham się, bo wrażenia z lektury mam bardzo pozytywne, choć treść książki jest mocno pokręcony :)
Pewien Tłumacz pracuje nad przekładem książki dotyczącej tajemniczych morderstw w Starożytnej Grecji, szybko odkrywa, że w tekście jest mnóstwo zbieżności z jego własnym życiem i...
To najdziwniejszy zabieg literacki jaki widziałam (czytałam). Broniłam się przed książką rękami i nogami. Koleżanka nie odpuszczała, powiedziała, że muszę książkę przeczytać nawet jeśli czuję, że to nie moja tematyka. I całe szczęście, bo książka jest niezwykła. Na samo wspomnienie przechodzi mnie dreszcz emocji i tajemnicy. Dodam, że czytając książkę momentami czułam się jak... Tłumacz! Och...
Najdziwniejsza książka, którą kiedykolwiek czytałeś to...
OdpowiedzUsuńNad tym pytaniem nie musiałam zastanawiać się ani przez chwilę. Bo co prawda czytałam więcej nietypowych książek, jedna z nich zapadła mi w pamięci na dobre. Pisząc jej recenzję, porównałam ją do pewnego pomieszczenia w centrum nauki we Wolfsburgu, w Niemczech. To miejsce zwane jest krzywym domem. Składa się zaledwie z jednego pomieszczenia i wydaje się naprawdę niepozorne. Gdy jednak do niego wejdziemy, niemal ze stuprocentowym prawodopodobieństwem, stracimy równowagę. Skontruowano je tak, by momentalnie mieszało ludziom w głowach (co prawda filmik jest bardzo słabej jakości, jednak dom o którym piszę, można zobaczyć tutaj https://www.youtube.com/watch?v=fiHK0-wlwyA. ) Dokładnie tak samo czułam się czytając “Księgę kłamców” Mariusza Zielke. Książkę, która miesza gatunki, fakty ze złudą, a przede wszystkim miesza w głowach czytelników. Naprawdę bałam się przyjąć cokolwiek za prawdę czy fałsz, będąc pewną, że lada chwila autor wyprowadzi mnie w pole. Jednak podobnie jak w krzywym domu, człowiek wchodzi do środka wielokrotnie, próbując zapanować nad tym dziwnym stanem, doskonale się przy tym bawiąc, tak i w przypadku książki nie potrafiłam po prostu jej odłożyć. Czytałam dalej, po cichu licząc na to, że może jednak całkowicie się nie pogubię. Chyba żadna inna książka nie była dla mnie równie wymagająca intelektualnie. Po napisaniu jej recenzji długo nie potrafiłam ani czytać czego innego ani pisać nowe recenzje. Wydawało mi się, że Księga tak bardzo namieszała mi w głowie, że już niczego nie będę w stanie potrzegać normalnie. To jedna z nielicznych książek, które nie wypuszczam ze swojej biblioteczki. Książka, która budzi we mnie duże emocje i do której z pewnością jeszcze powrócę...
Pilipiuk i bez swoich książek jest dziwny, ale gdy przyszło mu do napisania "Wampira z M-3", to wkroczył na szczyty swej dziwności. Co prawda nie wiem, czy to taka najnajnajdziwniejsza książka z tych, które czytałam, ale PRLowskie wampiry (z czego jeden z oddechem pachnącym cukierkami, bo kiedyś zdarzyło mu się pracować w takiej fabryce), wampirza córka partyjniaka i to notoryczne powtarzanie najlepszych motywów pilipiukowych książek! Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że te dziwności same w sobie nie są złe, ale tak nawydziwiał, że tej dziwacznej papki się czytać praktycznie nie dało. Właśnie dlatego była dziwna. Bo choć te motywy w poprzednich wydaniach były świetne, to gdy wrzucił je do swojego miksera, wyszło z tego coś niezjadliwego jak stara krew.
OdpowiedzUsuńDziwne było to, że choć uwielbia(ła)m Pilipiuka, to tę książkę uznałam za całkowicie niestrawialną.
Najdziwniejsza dla mnie książka to "Słuchaj swego serca" Ilony Einwohlt. Co w niej było takie dziwne? To, iż czytelnik sam wybierał sobie, co ma się dalej dziać. Z jednej strony był to całkiem ciekawy pomysł, ale mi osobiście nie przypadło to do gustu. W ogóle ta książka nie mówiła o niczym ważnym. Czułam się jakbym czytała książkę dla pięciolatka, który może sobie wybierać zakończenia. Dobra na odstresowanie, ale nic w życie nie wnosi, a raczej cofa nas w rozwoju... ;)
OdpowiedzUsuńNajdziwniejszą książką, jaką miałam szansę przeczytać, jest zdecydowanie "Kraina traw" Mitcha Cullina. Powieść ta wręcz kipi obrzydliwościami, makabrycznością i niekonwencjonalnością, której ciężko nie zauważyć. Wbija się ona na pierwszy plan już na początkowych stronach, gdzie mała dziewczynka przygotowuje działki narkotyków dla rodziców i spokojnie znosi śmierć matki z przedawkowania, by potem z ojcem spalić jej ciało z całym dobytkiem i wyruszyć w podróż. Już samo to wydaje się dziwne, prawda? Później jest jeszcze oryginalnej - Jeliza-Rose (bo tak nazywa się owa młoda dama) zaczyna widzieć nieistniejące stwory, rozmawiać z głowami swoich lalek, a jej bujna wyobraźnia doprowadza do wielu dziwnych sytuacji. Ponadto zaczyna przyjaźnić z chorym umysłowo chłopcem, który ma równie rozwiniętą "prawą półkulę mózgową", jak i ona. Ah! Czy wspominałam o wypychaniu martwego ciała drutem i "wiewiórko-rekinach"? Tak, to zdecydowanie najdziwniejsza książka jaką miałam szansę przeczytać, bo to, co przedstawiłam, to jedynie jej zalążek...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że może być w takiej formie :) Kilka zdań rymowanych, bo właśnie taką miałam wizję :D
OdpowiedzUsuńBrian Ward „Jak działa Linux”
Problem miałam z komputerem,
lecz myślałam takich wiele.
Mąż zadanie dostał zatem
Ech... rozwiązał go... latem.
Windows został, bo być musiał
Linux wkradł się i uzdrawiał ;)
Więc douczyć się musiałam,
książkę nawet poczytałam:
„Jak działa Linux” się zwała,
ale czy mi wiedzy dodawała?
Polecenia, katalogi,
Kompilacje, dystrybucje... myślę - w nogi!
Jednak system bez mej wiedzy
nie pracował jak należy.
Wyjść nie chciałam na blondynkę,
więc czytałam ociupinkę
o Fluxboxach, Gnomach i Ubuntu
Zwoje mózgu doszły do fazy buntu.
Jednak plusik tego taki,
że nie wiesza się Toshiba,
ja po necie sobie śmigam,
Thunderbirdek, Kadu, Totem
no i aktualizacje potem.
Łatwiej wiele rzeczy zrobię:
tutaj zrzucik, tam „bekapik”
Sprawniej instaluję program,
Libre pisze, gra Amarok
A maskotka dla Linuxa?
Poznaj uśmięchniętego pingwina Tux'a :)