17 sierpnia 2012

A dusza płonie… („Castus Ignis i nawiedzający sny” Karolina Andrzejak)

„Castus Ignis i nawiedzający sny” Karolina Andrzejak
wyd. WFW
rok: 2011
str. 302
Ocena: 4,5/6




Czy istnieje jakiś z góry ułożony plan? Czy ktoś, gdzieś tam u góry, wymyślił sobie kiedyś, że ludzkość będzie żyła tak, a nie inaczej, a jeśli nie będzie trzymać się tego rygoru, to zginie? A może jakaś wszechogarniająca moc wymyśliła wszystko, od początku do końca i stworzyła nie jeden, a wiele światów? A co by się stało, gdyby ten wyższy byt nie dał rady pociągnąć tego, stworzonego przez siebie grajdołka, skapitulował i zniknął? Czy to możliwe, że świat by się skończył, a ludzie nawet by tego nie zauważyli? Cóż, niewielu osobom zapewne, przyszłaby do głowy taka ewentualność. Jak się jednak okazuje Karolina Andrzejak, jako autorka, cechuje się bardzo wybujałą wyobraźnią i przychodzą jej do głowy dość niezwykłe pomysły.

Adam Sanders, półkrwi Arab wychowany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, półkrwi Polak, nie miał ani w bliższych, ani w dalszych planach powrotu do korzeni i przyjazdu do Polski. Nie miał jednak za wiele do powiedzenia, gdy Organizacja do której należy wysłała go do Warszawy. Tym bardziej nie planował pozostawania w tym miejscu przez dłuższy czas. W końcu to mało prawdopodobne, by właśnie tu, w kraju konserwowych ogórków, ksenofobów i marnej pogody* odnalazł to, czego on i jemu podobni poszukują od wieków. Prawda? Z takim właśnie przeświadczeniem Adam przybył na tę słowiańską ziemię. Nie trudno mu się więc dziwić, że gdy pierwszy raz wyruszył na „łowy”, których celem było wytropienie mitycznej Zapałki, był sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia. Tym łatwiej zrozumieć, że gdy niemal na wstępie poszukiwań natrafił na aurę świadczącą o tym, że właśnie ma przed sobą czystą duszę, w której ukryto ogień mogący strawić cało zło świata, wpadł w panikę. To właśnie szok, którego doznał na ów widok, sprawił, że Zapałce udało się umknąć i pozostawić Adama niemal z pustymi rękami. Niemal, bo nim tajemnicza dziewczyna odjechała metrem, zdążył wyrwać jej torebkę, w której „ukryte” były wszelkie dane, jakich chłopak potrzebował, by odnaleźć poszukiwaną. W tym właśnie czasie przerażona Ania Markowska próbowała uspokoić się po napadzie, który właśnie przeżyła. Po raz pierwszy od niemal roku wyszła z domu w konkretnym celu. Miała umówioną rozmowę w sprawie pracy, dzięki której jej egzystencja powinna zacząć się od początku. Niestety, ten jeden wypadek odmienił nie tylko dany dzień, ale i całe życie Anki. Nagle z nic nieznaczącej dziewczyny, której rok wcześniej zawalił się cały świat, staje się najważniejszą istotą na Ziemi, poszukiwaną przez setki ludzi i istot, którym do ludzi daleko. Jak i gdzie zakończy się ten szalony pościg? Kogo na swej drodze spotka Ania? Jak pobyt w Polsce zniesie Adam? Czy tych dwoje coś łączy? Kim naprawdę jest Janusz? By znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania należy sięgnąć po powieść Karoliny Andrzejak zatytułowaną Castus Ignis i nawiedzający sny.

Od samego początku byłam bardzo zaintrygowana tą pozycją. Choć pojawiła się ona na rynku już dość dawno, to udało mi się ją w końcu zdobyć i przeczytać. W zasadzie nie żałuję czasu, poświęconego tej lekturze, ale muszę szczerze przyznać, że spodziewałam się czegoś innego. Początkowo głównymi bohaterami powieści są Adam i Ania, czyli Nawiedzający sny i Zapałka, która ma szanse uratować świat od jątrzącego się zła. Z czasem, w zasadzie dość szybko, ulega to diametralnej zmianie. W powieści pojawiają się coraz to nowe postaci, w tym anioły, demony, diabły, upadli i dużo, naprawdę dużo ludzi należących do sekty. Bohaterów jest tak wielu, że mózg w pewnej chwili się wyłącza i już nie spamiętuje kto, co i z kim. Tak przynajmniej było z moim mózgiem. Najlepiej w pamięci pozostał mi Janusz, jego nagła przemiana i rola, jaką faktycznie miał do odegrania. Dla mnie w pewnym momencie to on stał się głównym bohaterem Casuts. Tym sposobem dochodzę do tytułu powieści, który według mnie jest zdecydowanie za długi. Dopiero po zaznajomieniu się z książką, albo encyklopedią, przeciętny czytelnik może dowiedzieć się, co część tytułu oznacza. By zrozumieć resztę należy sięgnąć po lekturę. Nie ma w tym nic złego, ale dziwnie brzmiące słowa w połączeniu z długością tytułu sprawiają, że człowiekowi trudnie go spamiętać. To taka wskazówka na przyszłość dla autorki, bo po zakończeniu powieści wnioskuję, że czeka mnie lektura ciągu dalszego. Trudno się jednak temu dziwić, bo tak naprawdę Castus Ignis niewiele wyjaśnia. Cała masa kwestii pozostała otwarta, a o wielu z nich ledwo napomknięto (a to były akurat bardzo interesujące rzeczy). Do tego nie sposób nie wspomnieć o tym, że w książce pojawiło się wiele kwestii, które ostatnimi czasy przewijają się przez książki, filmy i seriale. Oczywiście Castus Ignis wniósł odrobinę świeżości, ale niestety nie za wiele. Mimo to książkę czytało się dobrze, wręcz bardzo dobrze. Akcja była wciągająca i choć miejscami absurdalna, to i tak interesująca. Powieść polecam osobom lubiącym książki paranormalne i tym, którzy mają ochotę zobaczyć, jak na tym dość ostatnio obleganym rynku radzą sobie rodzimi autorzy.

*str. 7

Za książkę dziękuje Wydawnictwu WFW

2 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc to po raz pierwszy słyszę o tej książce. Raczej po nią nie sięgnę, ponieważ już po streszczeniu fabuły widzę, że to nie do końca te klimaty, które lubię :D Zresztą rzeczywiście tytuł jest trochę przydługi i raczej trudno by go było spamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam ją w tamtym roku dzięki chomikowi. Nadal ją pamiętam, więc generalnie jest spoko! A co z tytułami takimi jak Harry Potter i komnata tajemnic? :D

    OdpowiedzUsuń