30 lipca 2012

Dobra formalina nie jest zła („Zwłokopolscy” Marcin Pałasz)

„Zwłokopolscy” Marcin Pałasz
wyd. W.A.B.
rok: 2012
str. 304
Ocena: 4/6


Na świecie, dzień w dzień, odbywają się dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy badań. Jak się można domyślić zdecydowana ich większość objęta jest klauzulą poufności. Przypuszczalnie przeciętny pożeracz chleba nigdy nie dowie się o efektach wszelakich eksperymentów. Można jedynie się domyślać, jak daleko mogą one iść. Może powstają mutanci? Może ktoś wynalazł lek na wszystkie choroby świata? Może ludzie umierają? A może jakiś szalony naukowiec zaraz spowoduje koniec świata? Może… Ale zapewne nigdzie na świecie nie dzieją się takie rzeczy, jakie maja miejsce w powieści Zwłokopolscy. Oby nie miały…

Podczas, jakby się wydawało, spotkania „na szczycie” w pewnej zagranicznej firmie znajdującej się „gdzieś tam w Europie”, dochodzi do dość intrygującej wymiany zdań. Do gabinetu prezesa Coulthard’a wezwany został jego osobisty sekretarz, który w omawianej chwili ogromnie żałuje, że w ogóle zgłosił się kiedykolwiek do tej pracy. Pan Scary, bo o nim mowa, pocąc się jak nigdy dotąd, próbuje wytłumaczyć szefowi postępy w pewnej ściśle tajnej sprawie. Problem jednak w tym, iż póki co nic o nich nie wie, z przerażenia więc nie jest w stanie wyksztusić z siebie w miarę składnej wypowiedzi. Do tego niezmiernie denerwuje swojego szefa tym gigantycznym wręcz poceniem się, które w zasadzie, w pewnym momencie, przeradza się w prawdziwą powódź. Duka więc i duka, a pan Coulthard wścieka się coraz bardziej. Na całe szczęście w porę do gabinetu zawija Hermann, będący prawą ręką pana prezesa. W sensie tą, wymierzającą „sprawiedliwość”. W półświatku nazwać by go można „facetem od brudnej roboty”, w FIRMIE natomiast jest nazywany „specjalistą do spraw delikatnych”. Eliminuje wrogów i tych, którzy mogą zagrozić przyszłości jego mocodawcy. W ten sposób giną na przykład testerzy nowych leków, jakie niezupełnie się sprawdziły. Lepiej przecież by informacje o negatywnych skutkach danego preparatu nigdy nie trafiły w niepowołane ręce. W sensie do przyszłych konsumentów.  Hermann nie jest jednak zwykłym człowiekiem. Posiada zdolność przybierania różnych postaci. I tak jednego dnia może stawić się w pracy jako niepozorny staruszek, a następnego jako hardrockowy motocyklista. Tym razem również wszystkich nie lada zadziwił jego wizerunek, bliżej mu bowiem było do Nicole Kidman niż do światowej klasy zabijaki. Z przerażenia przed Hermannem pan Scary zawędrował aż pod biurko, skąd nawet siłą nie udało się go wyciągnąć. Na całe szczęście przyprowadził on agenta, który wiedział coś we „wiadomej” sprawie. Jak się okazuje udało mu się namierzyć uciekinierów, przez lata przebywających w Stanach Zjednoczonych, później mieszkających w Niemczech, a ostatnimi czasy goszczących w Polsce. Jak nietrudno się domyślić Hermann dostaje więc kolejne zadanie, a dla rozrywki ma zabrać ze sobą pana Scary’ego. A w Polsce, cóż… w Polsce to dopiero będzie się działo. By jednak dowiedzieć się, kto dokładnie jest poszukiwany i przez kogo, należy niezwłocznie sięgnąć po powieść Zwłokopolscy autorstwa Marcina Pałasza.

Książka, kierowana jest przez wydawcę do bardzo młodych czytelników (przedział wiekowy 9+), zdecydowanie jest idealną lekturą również dla osób starszych, które przepadają za nieco surrealistycznymi powieściami. Zwłokopolscy to nie tylko komedia, ale i niezwykła powieść fantasy, w jakiej pod wpływem różnego rodzaju specyfików można przeobrazić się w każdego albo raczej we wszystko. Pudel staje się na wpół aligatorem, kot przekształca się w tygrysa a chłopak, będący głównym bohaterem powieści, jest zielony i przebywa w stanie permanentnej śmierci klinicznej. Istny dom wariatów. A wszystko to w małym miasteczku pod Wrocławiem – Pietrzykowie.

Zwłokopolscy wprawiają czytelnika w lepszy nastrój. Podczas lektury tej książki nie sposób opanować uśmiechu wpełzającego na twarz. A gdy on już raz zwita na ustach bardzo trudno jest się go pozbyć. Ale, niby dlaczego ktoś chciałby przestać się uśmiechać? Całość napisana została w przemyślany choć trzeba również przyznać, że i szalony sposób. Jednak dzięki temu powieść Marcina Pałasza czyta się z jeszcze większą chęcią i zaangażowaniem. Mnie i treść i sposób w jaki przedstawiona została historia rodziny Kovvalskich, przekonały do siebie w stu procentach. Z wielką chęcią sięgnę po kolejne pozycje tego autora. Uważam, iż warto.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam tę książkę, a główna w tym zasługa niesamowitego poczucia humoru Marcina Pałasza. Naprawdę rewelacyjna rozrywka:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej powieści, ale ostatnimi czasy z powrotem zaczynam wracać do czytelnictwa, więc z chęcią wezmę tę książkę na enty ognień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje pierwsze skojarzenie, zwłaszcza po zobaczeniu okładki było z "Rodziną Addamsów":) Ale że ja bardzo lubię tą rodzinkę, to książka Pałasza także mnie zaciekawiła.

    OdpowiedzUsuń
  4. książkę mam na oku od jakiegoś czasu :)
    zwyczajnie jestem jej ciekawa i nawet wpisałam ją swego czasu na moją "listę życzeń" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam o niej, ale i tytuł i twoja recenzja bardzo mnie do niej zachęcają

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam się, że pierwszy raz o niej słyszę, ale już mam ochotę po nią sięgnąć!

    Wpadnij do mnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
    (znad pisanej właśnie kolejnej części "Zwłokopolskich"..) :)

    OdpowiedzUsuń