wyd. Replika
rok: 2012
str. 284
Ocena: 4,5/6
Mordercy, oprawcy, kaci. Zabijający w sposób przemyślany, pod wpływem
chwili, w afekcie. Świat roi się od odszczepieńców, których chore umysły
działają na zupełnie innych zasadach niż mózgi normalnych ludzi. Wychodząc z
takiego założenia dojść można do wniosku, że nigdzie nie jest bezpiecznie, a
człowiek zawsze powinien oglądać się kilka razy za siebie. Przecież w każdej
chwili ktoś go może zabić. Jednak większość mieszkańców tego ziemskiego padołu
nawet nie zdaje sobie sprawy z czających się tuż za rogiem niebezpieczeństw.
Czy słusznie?
Aurora Teagarden zdecydowanie zalicza się do osób rozpoznawalnych. Choć
w miasteczku takim jak Lawrenceton w stanie Georgia niewiele osób można
zaklasyfikować inaczej. Mieścina jest niewielka więc ludzie w niej mieszkający
nie mają większych problemów ze stwierdzeniem kto jest kim, kto gdzie mieszka i
kto z kim żyje. „Popularność” Aurory zrodziła się z kilku czynników. Pierwszym
i podstawowym jest jej dość niespotykane imię, za jakim dziewczyna raczej nie przepada. W
związku z czym większość znających ją ludzi zwraca się do niej per Roe. Drugim
są jej rodzice – znana wszystkim pośredniczka nieruchomości Aida i ojciec,
który, gdy znudził się rodziną, spakował swój dobytek i wyjechał jak najdalej
mógł. Oczywiście wcześniej zdążył się rozwieść, a chwilę później poznał kobietę
swojego życia, z nią wszystko poukładało mu się jak w najwspanialszych
marzeniach. Trzecim i zdecydowanie najważniejszym czynnikiem jest członkowstwo
dziewczyny w dość niezwykłym przedsięwzięciu mieszkańców Lawrenceton jakim jest
organizacja Prawdziwe morderstwa. Nietrudno się domyślić czym owo
stowarzyszenie się zajmuje. I tak, raz w miesiącu, grupka „miłośników” spotyka
się by omówić dzieło jakiegoś mordercy. Dyskutują o jego motywach, analizują
miejsce zbrodni oraz sposób wybierania przez mordercę ofiar, oczywiście gdy
policji nie udało się tego ustalić, oraz dywagują nad tym kto zabił. Każdy
członek grupy ma swoje preferencje, a co za tym idzie, i zbrodnie, na której
skupia swe badania. Taka specjalizacja sprawia, że człowiek ten staje się
prawdziwą encyklopedią informacji na dany temat.
Pewnego piątkowego wieczora przyszedł czas na prezentację Aurory.
Dziewczyna miała dość spore szczęście podczas losowania tematu wystąpienia ,trafiła
jej się nie lada gratka. Tym razem jej zadaniem było przedstawić sprawę
Wallace’a, która, choć jest zbrodnią popełnioną na terenie Anglii, została
wyjątkowo obszernie udokumentowana. Dzięki temu Roe mogła rzetelnie się
przygotować i podczas wystąpienia zabłysnąć. Cały dzień czuła ogromne podekscytowanie
i na długo przed wyjściem z domu była w pełni gotowa. W końcu nadeszła
odpowiednia godzina i Aurora wyruszyła do VFW Hall gdzie Prawdziwe Morderstwa
się spotykały. Na miejscu panowała wyjątkowo dziwna atmosfera, w powietrzu Roe
wyczuwała niebezpieczeństwo, chociaż w zasadzie nie wiadomo dlaczego.
Przechodząc obok niemal zabytkowego aparatu telefonicznego dziewczyna
pomyślała, że szczytem wszystkiego byłoby, gdyby on zadzwonił. I w tym momencie,
telefon jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ożył, a dźwięk dzwonka
wypełnił ciszę. To bynajmniej nie było najgorsze, bo rozmówca zapytał o Julię
Wallace, przecież… będącą ofiarą, o której tego dnia opowiadać miała Aurora. Panika
wstrząsnęła ciałem głównej bohaterki, i jak się miało później okazać, nie był
to ostatni raz, gdy dziewczyna przeżyje szok. Ten jeden telefon rozpocznie
cykl, wydawać by się mogło, niekończących się mordów wzorowanych na dawnych
zbrodniach, jakie wstrząsną tym niepozornym miasteczkiem. Czy skromnej
bibliotekarce uda się odkryć, kto stoi za tymi masakrami? Czy wśród
otaczających ją osób czai się psychopata? Czy jest bezpieczna? Jak zakończy się
ta niesamowita historia? By się tego dowiedzieć należy sięgnąć po najnowszą
powieść Charlaine Harris zatytułowaną Prawdziwe morderstwa.
Książka ma niesamowity klimat, wyczuwalny od pierwszych przeczytanych
zdań. Bohaterka, którą bardzo sprytnie skonstruowała autorka ma w sobie coś
takiego, że czytelnik niemal natychmiast utożsamia się z nią. Zarówno jej
poczucie humoru jak i logiczne myślenie znacznie podnoszą walory tej powieści,
czytanej w zasadzie jednym tchem. Oczywiście są i momenty słabsze, gdzie Charlaine
Harris zanadto skupiła się na jakimś opisie, zamiast przejść do sedna sprawy.
Nie umniejsza to jednak walorów samej historii, jaka znacznej grupie
czytelników może przypaść do gustu. Choć Prawdziwych morderstw nie można nazwać
mrożącym krew w żyłach koszmarem, ani spełnieniem marzeń wielbiciela powieści
grozy, to zdecydowanie można się przy tej pozycji dobrze bawić. Powieść ta jest
również wspaniałą pożywką dla umysłu, który nieźle się natrudzi podczas
odgadywania, kto stoi za piętrzącymi się zbrodniami. Książka warta polecenia i
przeczytania.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika
Baza recenzji Syndykaty ZwB
Mam ją w najbliższych planach czytelniczych.
OdpowiedzUsuńNic nie czytałam tego autora;) trzeba będzie przecztać coś kiedyś:D
OdpowiedzUsuńTrochę się obawiam tej lektury. Pewnie dlatego, że Harris tworzy i tworzy. Tak utknęłam z Sookie i zaczyna mnie martwić jak dużo tych książek jeszcze powstanie. No, ale nigdy nie wiadomo, może kiedyś uda mi się przeczytać, bo lubię podobne klimaty ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji zapoznać się z autorką, ale ta pozycja wygląda naprawdę ciekawie. Chętnie po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńdoprawdy zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńksiążka w planach ^^
Zaczęłam i na razie jest ciekawie, chociaż styl pisania trochę mnie irytuje. Za dużo tu "sprawozdawstwa" jak na książkę pisaną z pierwszej osoby. Ale zobaczymy, może potem się przyzwyczaję :P
OdpowiedzUsuńOstatnio często widzę tę książkę na blogach. Mam nadzieję, że w końcu trafi również w moje ręce.
OdpowiedzUsuńWiesz, że pierwszy raz tak na prawdę zwróciłam na nią uwagę u Ciebie? No przynajmniej tak mi się wydaje... ;)
OdpowiedzUsuńZnając siebie pewnie po nią sięgnę ;)