9 lipca 2012

Bez bajkowego zakończenia… („Pocałunek anioła” Elizabeth Chandler)


wyd. Dolnośląskie (Grupa Publicat)
rok: 2012
str. 224
Ocena: 4,5/6


Kochaliście kiedyś tak bardzo, że aż brakowało Wam tchu? Czy kiedykolwiek Wasze serce wyskakiwało z klatki piersiowej na widok konkretnej osoby? Czy pragnęliście… czegokolwiek? Przelotnego uśmiechu, machnięcia ręką na powitanie, skinienia głową na pożegnanie? Czy zdarzyło się Wam chcieć tak bardzo, że wszystko rujnowaliście? Każdy kolejny krok, każda decyzja obracała się przeciw Wam sprawiając, że gdybyście mogli, to zapadlibyście się pod ziemię? Myślę, że takie emocje dotykają zdecydowanej większości ludzkiej populacji. Zauroczenie, a nawet miłość nie są ludziom obce. A od miłości do śmieszności jest bardzo krótka droga. Naocznie przekonał się o tym jeden z głównych bohaterów Pocałunku anioła, który zakochał się od pierwszego wejrzenia w dziewczynie, która nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Chcecie dowiedzieć się, jak do tego doszło? Macie ochotę poznać zakochanego na śmierć i życie chłopaka i bardzo niepewną siebie dziewczynę? Nic prostszego, wystarczy sięgnąć po tę książkę, ‘’uczuciowy rollercoaster gwarantowany.  

Ivy Lyons zawitała w miasteczku i szkole Stonehill dość niespodziewanie. Był styczeń, a jej matka Maggie postanowiła, że wraz z dziećmi przeprowadzi się do miasta, w którym mieszkał jej wieloletni  kochanek. Niewiele osób wiedziało, że przeprowadzka ta pociągnie za sobą znacznie większe konsekwencje. Kobieta nie tylko chciała być blisko swojego mężczyzny, ale i wraz z nim zdecydowała, że na wiosnę staną się małżeństwem. Niestety decyzja ta nie spotkała się z ogólnym zachwytem. Dzieci Maggie chodziły nadąsane (przynajmniej młodszy syn Philip), a syn Andrew – Gregory, nie ukrywał jak bardzo nie podoba mu się wizja powiększenia rodziny. Jak się jednak okazało dzieci miały w tej kwestii niewiele do powiedzenia, dano im możliwość zaproszenia na wesele swoich znajomych i na tym koniec. Jak się można było spodziewać, przyjęcie to nie zakończyło się pełnym sukcesem, a to za sprawą jednego z kelnerów – Tristana Carruthersa, który tak bardzo pragnął być blisko Ivy, że odrobinę podkoloryzował swoje cv. I tak, od stłuczonego kieliszka do przewróconego talerza i od jednej różowej sukienki i uśmiechu, do zrzucenia przystawek z tacy, Tristan stracił pracę. W zasadzie trudno się dziwić, skoro zamiast solidnie roznosić szampana i podawać krewetki, robił maślane oczy do córki panny młodej? To właśnie przez owo zagapienie się, nie zauważył, że przechodzi obok niego orszak weselny i cała zawartość patery wylądowała na przechodniach. Tego już było za wiele i chłopak wyleciał z pracy z wielkim hukiem. W kuchni, a dokładniej rzecz ujmując w przylegającym do niej pomieszczeniu, spotkał jednak chłopca w tarapatach. Biedny Philip dosłownie zaczął już głodować i  jedynym ratunkiem dla niego było jak najszybsze przyniesienie mu obiadu. To właśnie podczas posiłku chłopcy, a w zasadzie chłopiec i młody mężczyzna zaczęli się wygłupiać, na czym nakryci zostali przez Ivy. Tak, dokładnie. Obiekt marzeń Tristana, dziewczyna – anioł zajrzała do  składziku w dość krępującym momencie. Chłopak w dziurki od nosa miał wetknięte krewetki, a na zęby nabił sobie czarne oliwki. Czy można doznać większego upokorzenia? Czy chłopak podniesie się z tej niewątpliwej klęski zapoznawczej? Czy Ivy zauważy w końcu, że najlepszy pływak w szkole, za którym szaleją wszystkie uczennice  Stonehill , jest zakochany tylko i wyłącznie niej? Jak potoczą się losy tej dwójki? Czy Tristanowi uda się rozkochać w sobie Ivy? Czy dziewczyna pokocha go na tyle mocno, by postawić go w swoim życiu na pierwszym miejscu? Kto dotychczas zajmował tę zaszczytną pozycję? Chcecie się tego dowiedzieć? Koniecznie przeczytajcie Pocałunek anioła autorstwa Elizabeth Chandler.

Mnie książka… strasznie wciągnęła. Muszę przyznać, że po raz pierwszy od dość dawna czytałam książkę tak zafascynowana i zauroczona, przykre jest jedynie to, że ten stan nie utrzymał się we mnie w trakcie trwania całej lektury. Początek był wstrząsający. Pierwsze kilka stron wbiło mnie w kanapę i spowodowało przyspieszone bicie serca. Zastanawiałam się… jak tak można? Jak można czytelnika wrzucić w sam środek akcji i w zasadzie ją… zakończyć. Wówczas okazało się, że autorka wcale nie ma zamiaru poprowadzić akcji dalej, tylko cofnąć się wstecz. Dzięki temu poznajemy historię znając jej straszne zakończenie. I modlimy się. Chcemy wierzyć. Bo przecież ten tragiczny początek, ten zdumiewający finisz wszystkiego… nie może być prawdziwy. To sen. To czyjeś wyobrażenie. To głupi żart. To nie może być prawda. Jednak z każdą stroną, z każdym przeczytanym zdaniem zdajemy sobie coraz bardziej sprawę, że niestety, najgorszy scenariusz może się ziścić. Im bliżej końca, tym bardziej świadomi jesteśmy, że zakończenie zawsze jest jedno, że mimo tego, iż mamy ewidentnie do czynienia z książką paranormalną, to nie wydarzy się cud naprawiający te złe rzeczy, które miały miejsce. I to właśnie popsuło mi satysfakcję z tej książki. Bo mimo tego, że tak bardzo mi się ona podobała, to gdy już autorka doszła do momentu, od którego zaczęła, wszystko się popsuło. Trudno się jednak temu dziwić, skoro skończyło się życie, prawda? Na szczęście Elizabeth Chandler napisała książkę, mając z góry przewidziane zakończenie. Bo to nie jedna książka, a trzy. Dzięki temu czytelnik dostaje drugą (i trzecią) szansę na odnalezienie tego, czego brakło mu w pierwszej. Może akurat autorka w dalszych częściach zrobi coś, co naprawi całą sytuację? Może jeszcze bohaterów tej powieści czeka w życiu odrobina szczęścia? Mam taką nadzieję, bo inaczej, po co to wszystko? Nie lubię, gdy książka istnieje po to by być, a historia nie niesie za sobą żadnego przesłania. Nie lubię również, gdy autor skazuje swoich bohaterów na górę cierpienia bez wynagradzania jakimkolwiek szczęściem. Życzę więc sobie, by ciąg dalszy przygód Ivy okazał się właściwy, szczęśliwy i tak nieprawdopodobny, jak tylko się da. Bo chcę, by wszystko się naprawiło.

Pocałunek anioła czyta się w błyskawicznym tempie. Książka nie jest długa, co jest jej zdecydowaną wadą, bo tak szybko się kończy. Zdecydowanie za szybko. Powieść napisana została w bardzo nastrojowy sposób. Chyba przede wszystkim z tego powodu podczas lektury nieustannie odczuwałam ucisk w okolicach serca i zbierało mi się na łzy. Czytałam o pięknych rzeczach, o powstającym uczuciu, o sile miłości… ale w pamięci miałam wciąż tragiczny początek. To bolało. W chwili obecnej nie wiem, czy chcę poznać dalszy ciąg Pocałunku anioła. Chciałabym wierzyć, że autorka napisała ją tak, jak zdecydowaną większość pierwszej części. Pewności jednak nie mam, a nie chciałabym zacząć myśleć o tej serii źle. Poczekam więc z decyzją przynajmniej kilka dni, aż emocje opadną i zacznę analizować wszystko zdroworozsądkowo. W chwili obecnej wiem jedynie, że Pocałunek anioła warto przeczytać, jeśli oczywiście ma się dość siły, by cierpieć z głównymi bohaterami. Polecam.

Za książkę dziękuję Grupie Publicat
 

5 komentarzy:

  1. Fabuła książki mnie nie porwała, dlatego nie przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wszystkie pytania znajdujące się na początku Twojej recenzji, odpowiedziałabym twierdząco, więc wygląda na to, że książka nadaje się dla mnie. ;-) Rozejrzę się za nią!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dam się namówić na lekturę, gdyż lubię tego typu książki, zatem to coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm ... zakochanie... trochę już mam dość tej tematyki, no ale może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to teraz mnie zaintrygowałaś teraz... ;) Muszę ją chyba wygrzebać i się za nią zabrać jeszcze w te wakacje ;)

    OdpowiedzUsuń