wyd. Dolnośląskie (Grupa Publicat)
rok: 2012
str. 224
Ocena: 4,5/6
Kochaliście kiedyś tak bardzo, że aż brakowało Wam tchu? Czy
kiedykolwiek Wasze serce wyskakiwało z klatki piersiowej na widok konkretnej
osoby? Czy pragnęliście… czegokolwiek? Przelotnego uśmiechu, machnięcia ręką na
powitanie, skinienia głową na pożegnanie? Czy zdarzyło się Wam chcieć tak
bardzo, że wszystko rujnowaliście? Każdy kolejny krok, każda decyzja obracała
się przeciw Wam sprawiając, że gdybyście mogli, to zapadlibyście się pod
ziemię? Myślę, że takie emocje dotykają zdecydowanej większości ludzkiej
populacji. Zauroczenie, a nawet miłość nie są ludziom obce. A od miłości do
śmieszności jest bardzo krótka droga. Naocznie przekonał się o tym jeden z
głównych bohaterów Pocałunku anioła, który zakochał się od pierwszego wejrzenia
w dziewczynie, która nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Chcecie dowiedzieć
się, jak do tego doszło? Macie ochotę poznać zakochanego na śmierć i życie
chłopaka i bardzo niepewną siebie dziewczynę? Nic prostszego, wystarczy sięgnąć
po tę książkę, ‘’uczuciowy rollercoaster gwarantowany.
Ivy Lyons zawitała w miasteczku i szkole Stonehill dość
niespodziewanie. Był styczeń, a jej matka Maggie postanowiła, że wraz z dziećmi
przeprowadzi się do miasta, w którym mieszkał jej wieloletni kochanek. Niewiele osób wiedziało, że
przeprowadzka ta pociągnie za sobą znacznie większe konsekwencje. Kobieta nie
tylko chciała być blisko swojego mężczyzny, ale i wraz z nim zdecydowała, że na
wiosnę staną się małżeństwem. Niestety decyzja ta nie spotkała się z ogólnym
zachwytem. Dzieci Maggie chodziły nadąsane (przynajmniej młodszy syn Philip), a
syn Andrew – Gregory, nie ukrywał jak bardzo nie podoba mu się wizja powiększenia
rodziny. Jak się jednak okazało dzieci miały w tej kwestii niewiele do
powiedzenia, dano im możliwość zaproszenia na wesele swoich znajomych i na tym
koniec. Jak się można było spodziewać, przyjęcie to nie zakończyło się pełnym
sukcesem, a to za sprawą jednego z kelnerów – Tristana Carruthersa, który tak
bardzo pragnął być blisko Ivy, że odrobinę podkoloryzował swoje cv. I tak, od
stłuczonego kieliszka do przewróconego talerza i od jednej różowej sukienki i
uśmiechu, do zrzucenia przystawek z tacy, Tristan stracił pracę. W zasadzie
trudno się dziwić, skoro zamiast solidnie roznosić szampana i podawać krewetki,
robił maślane oczy do córki panny młodej? To właśnie przez owo zagapienie się,
nie zauważył, że przechodzi obok niego orszak weselny i cała zawartość patery
wylądowała na przechodniach. Tego już było za wiele i chłopak wyleciał z pracy
z wielkim hukiem. W kuchni, a dokładniej rzecz ujmując w przylegającym do niej
pomieszczeniu, spotkał jednak chłopca w tarapatach. Biedny Philip dosłownie zaczął
już głodować i jedynym ratunkiem dla
niego było jak najszybsze przyniesienie mu obiadu. To właśnie podczas posiłku
chłopcy, a w zasadzie chłopiec i młody mężczyzna zaczęli się wygłupiać, na czym
nakryci zostali przez Ivy. Tak, dokładnie. Obiekt marzeń Tristana, dziewczyna –
anioł zajrzała do składziku w dość
krępującym momencie. Chłopak w dziurki od nosa miał wetknięte krewetki, a na
zęby nabił sobie czarne oliwki. Czy można doznać większego upokorzenia? Czy
chłopak podniesie się z tej niewątpliwej klęski zapoznawczej? Czy Ivy zauważy w
końcu, że najlepszy pływak w szkole, za którym szaleją wszystkie uczennice Stonehill , jest zakochany tylko i wyłącznie
niej? Jak potoczą się losy tej dwójki? Czy Tristanowi uda się rozkochać w sobie
Ivy? Czy dziewczyna pokocha go na tyle mocno, by postawić go w swoim życiu na
pierwszym miejscu? Kto dotychczas zajmował tę zaszczytną pozycję? Chcecie się
tego dowiedzieć? Koniecznie przeczytajcie Pocałunek anioła autorstwa Elizabeth
Chandler.
Mnie książka… strasznie wciągnęła. Muszę przyznać, że po raz pierwszy
od dość dawna czytałam książkę tak zafascynowana i zauroczona, przykre jest
jedynie to, że ten stan nie utrzymał się we mnie w trakcie trwania całej
lektury. Początek był wstrząsający. Pierwsze kilka stron wbiło mnie w kanapę i
spowodowało przyspieszone bicie serca. Zastanawiałam się… jak tak można? Jak
można czytelnika wrzucić w sam środek akcji i w zasadzie ją… zakończyć. Wówczas
okazało się, że autorka wcale nie ma zamiaru poprowadzić akcji dalej, tylko
cofnąć się wstecz. Dzięki temu poznajemy historię znając jej straszne
zakończenie. I modlimy się. Chcemy wierzyć. Bo przecież ten tragiczny początek,
ten zdumiewający finisz wszystkiego… nie może być prawdziwy. To sen. To czyjeś
wyobrażenie. To głupi żart. To nie może być prawda. Jednak z każdą stroną, z
każdym przeczytanym zdaniem zdajemy sobie coraz bardziej sprawę, że niestety,
najgorszy scenariusz może się ziścić. Im bliżej końca, tym bardziej świadomi
jesteśmy, że zakończenie zawsze jest jedno, że mimo tego, iż mamy ewidentnie do
czynienia z książką paranormalną, to nie wydarzy się cud naprawiający te złe
rzeczy, które miały miejsce. I to właśnie popsuło mi satysfakcję z tej książki.
Bo mimo tego, że tak bardzo mi się ona podobała, to gdy już autorka doszła do
momentu, od którego zaczęła, wszystko się popsuło. Trudno się jednak temu
dziwić, skoro skończyło się życie, prawda? Na szczęście Elizabeth Chandler
napisała książkę, mając z góry przewidziane zakończenie. Bo to nie jedna
książka, a trzy. Dzięki temu czytelnik dostaje drugą (i trzecią) szansę na
odnalezienie tego, czego brakło mu w pierwszej. Może akurat autorka w dalszych
częściach zrobi coś, co naprawi całą sytuację? Może jeszcze bohaterów tej
powieści czeka w życiu odrobina szczęścia? Mam taką nadzieję, bo inaczej, po co
to wszystko? Nie lubię, gdy książka istnieje po to by być, a historia nie
niesie za sobą żadnego przesłania. Nie lubię również, gdy autor skazuje swoich
bohaterów na górę cierpienia bez wynagradzania jakimkolwiek szczęściem. Życzę
więc sobie, by ciąg dalszy przygód Ivy okazał się właściwy, szczęśliwy i tak
nieprawdopodobny, jak tylko się da. Bo chcę, by wszystko się naprawiło.
Pocałunek anioła czyta się w błyskawicznym tempie. Książka nie jest
długa, co jest jej zdecydowaną wadą, bo tak szybko się kończy. Zdecydowanie za
szybko. Powieść napisana została w bardzo nastrojowy sposób. Chyba przede
wszystkim z tego powodu podczas lektury nieustannie odczuwałam ucisk w
okolicach serca i zbierało mi się na łzy. Czytałam o pięknych rzeczach, o
powstającym uczuciu, o sile miłości… ale w pamięci miałam wciąż tragiczny
początek. To bolało. W chwili obecnej nie wiem, czy chcę poznać dalszy ciąg
Pocałunku anioła. Chciałabym wierzyć, że autorka napisała ją tak, jak
zdecydowaną większość pierwszej części. Pewności jednak nie mam, a nie chciałabym
zacząć myśleć o tej serii źle. Poczekam więc z decyzją przynajmniej kilka dni,
aż emocje opadną i zacznę analizować wszystko zdroworozsądkowo. W chwili
obecnej wiem jedynie, że Pocałunek anioła warto przeczytać, jeśli oczywiście ma
się dość siły, by cierpieć z głównymi bohaterami. Polecam.
Za książkę dziękuję Grupie Publicat
Fabuła książki mnie nie porwała, dlatego nie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńNa wszystkie pytania znajdujące się na początku Twojej recenzji, odpowiedziałabym twierdząco, więc wygląda na to, że książka nadaje się dla mnie. ;-) Rozejrzę się za nią!
OdpowiedzUsuńA ja dam się namówić na lekturę, gdyż lubię tego typu książki, zatem to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńHmmm ... zakochanie... trochę już mam dość tej tematyki, no ale może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńNo to teraz mnie zaintrygowałaś teraz... ;) Muszę ją chyba wygrzebać i się za nią zabrać jeszcze w te wakacje ;)
OdpowiedzUsuń