14 maja 2012

Księga, Strona i nieścieralny Atrament… („Śmiertelna klątwa” J.R. Ward)


„Śmiertelna klątwa” J.R. Ward
wyd. Videograf II
rok: 2010
str. 544
Ocena: 5/6


Śmiertelna klątwa jest piątym z kolei tomem serii Bractwa Czarnego Sztyletu, znanej i odnoszącej sukcesy na całym świecie. Muszę przyznać, że osobiście obawiałam się tej książki. Cztery wcześniejsze części bardzo mi się podobały i bałam się, że kolejna może nie sprostać wymaganiom, jakie zdążyłam postawić temu cyklowi. Podchodziłam więc do tej lektury trochę tak, jak podchodzi się do tykającej bomby. Odwlekałam w czasie jej przeczytanie, choć wiedziałam, że nie powinnam tego robić, że powinnam zmierzyć się z „przeciwnikiem”. W końcu okazało się, że czasu zaczyna mi brakować, zegar powieści tykał coraz głośniej przypominając o nieuchronnym końcu. Sięgnęłam więc po Śmiertelną klątwę i… no właśnie… jak myślicie? Dała radę? By się tego dowiedzieć, musicie zapoznać się z przedstawionymi poniżej wrażeniami. Moimi oczywiście.

Vrhedny, dla Braci i przyjaciół po prostu V, od najmłodszych lat zmagał się z nałożoną na niego po urodzeniu klątwą. Sam w zasadzie nie wiedział czym zawinił, nie zmieniało to jednak faktu, że jego życie zostało naznaczone. Dzień w dzień, od przeszło trzystu lat, zmaga się z miotającymi nim wizjami przyszłości i ręką, która zabija. Dopiero ostatnio (w tomie czwartym) okazało się, że ręka, używana do tej pory do likwidowania reduktorów, ma większe zadanie. Przez to V, dotychczas i tak bardzo istotny członek Bractwa, stał się w zasadzie dla swych pobratymców niezbędny. Niestety nie był szczęśliwy. Jedyna osoba, na której zaczęło mu naprawdę zależeć związała się z kimś innym, a wizje, które uważał za swoje przekleństwo zniknęły. Z dnia na dzień Vrhedny podupadał więc i stawał się coraz bardziej apatyczny. Nie mógł spać, nie mógł więc normalnie funkcjonować. Nie bawiło go to, co robi. Nie chciał tak dalej żyć. Nie widział sensu. Zrodziła się w nim za to zupełnie nowa chęć – chęć samozniszczenia, zakończenia własnej męki. Wiedział jednak, że nie jest to takie proste, jakby się mogło wydawać. Jeśli zginąłby on, koniec końców umarłaby i osoba, którą pokochał. Los okazał się jednak dla niego dużo bardziej przebiegły. Wizje, które zniknęły na kilka miesięcy, niespodziewanie dla V powróciły, gdy po niemal śmiertelnym postrzale z rąk, jak wydawać by się mogło, reduktora, trafił na salę operacyjną doktor Jane Whitcomb. A lekarka po rozcięciu mu klatki piersiowej odkryła, że ma do czynienia z czymś, a w zasadzie kimś, zupełnie nie z tej ziemi. Jako wyśmienity lekarz Jane zoperowała V i przywróciła go światu. Ten jeden uczynek nie pozostał jednak bez echa, bo gdy Vrhedny odzyskał przytomności, kiedy jego Bracia dotarli do szpitala, nie było dla dziewczyny ratunku. Została skazana na wykasowanie pamięci, tak jak wykasowano z kartotek wszystkie dane dotyczące jej pacjenta. Takie było przynajmniej jej przeznaczenie, dopóki V nie powiedział głośno NIE i nie zażyczył sobie zabrania kobiety do siedziby Bractwa, gdzie rzekomo miała zająć się opieką nad rekonwalescentem. Prawda była jednak taka, że mężczyzna nie potrzebował opieki, potrzebował jednak jej. Bo w jego świadomości zagościło jedno maleńkie, za to bardzo ważne, słowo. MOJA. I nikogo innego. Ta myśl odmieniła całe dotychczasowe życie wojownika, sprawiając, że stał się dużo czulszy, znacznie bardziej emocjonalny i zdecydowanie groźniejszy. Bo jeśli coś przytrafiłoby się tej kobiecie – on by zginął. A wówczas Bractwo skazane byłoby na zagładę. Jak więc zakończyła się ta przygoda? Czy wampira i człowieka mogło połączyć coś więcej? Jakie było ich przeznaczenie? Jaką ścieżkę zaplanował dla nich los? Gdzie doprowadzi ich ta nietypowa więź, za pomocą której zostali połączeni? Czy to może skończyć się dobrze? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie przeczytać piątą z kolei powieść traktującą o zniewalających wręcz olbrzymach, na co dzień zaciekle walczących o przetrwanie swego gatunku.

Jak wspomniałam już na początku, pokładałam w tej powieści ogromne nadzieje, przez co obawiałam się jej lektury. I w zasadzie słusznie się obawiałam. Bo pierwsze strony, pierwsze rozdziały… co tu dużo mówić, zawiodły mnie. Była nawet chwila, w której stwierdziłam, że dalej czytać nie będę. Nie widziałam sensu w tym wszystkim. To już było i nie miałam chęci ponownie czytać tego samego. Czułam się zniesmaczona i zniechęcona do dalszej części powieści. Tekst, w posiadanym przeze mnie wydaniu, został napisany dość niewielka czcionką, która niezmiernie męczyła mój wzrok, to z kolei jeszcze bardziej odpychało mnie od Śmiertelnej klątwy. W pewnym momencie stwierdziłam, że czytam do setnej strony, jeśli do tej pory coś nie zacznie we mnie iskrzyć – poddaje się. I… zaiskrzyło. Książka zaczarowała mnie, zauroczyła i rozkochała w sobie. Zrobiła dokładnie to, co powinna zrobić zaraz na początku. Wówczas pokochałam Vrhednego, pokochałam Jane, a później wraz z nimi cierpiałam. Bo, niestety, nie wszystko poukładało się tak, jak można się było tego spodziewać. Koniec końców stwierdzić muszę, że powieść była super. Zdecydowanie najlepsza z całej dotychczas przeczytanej przeze mnie sagi. Warta polecenia każdemu miłośnikowi mocnych powieści paranormalnych.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Videograf II

3 komentarze:

  1. swego czasu chciałam się zabrać za tę serię, ale jakoś nie było mi wówczas dane
    może teraz się skuszę? zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ciągnie mnie do tej serii, więc nie przeczytam. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z taką nieufnością podchodziłam do drugiej części bo święcie byłam przekonana, że nic nie przebije "Mrocznego kochanka". No a jednak przebiło... ;)

    OdpowiedzUsuń