„Czarownica” Anna Klejzerowicz
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2012
str. 264
Ocena: 5,5/6
Czarownicę chciałam przeczytać odkąd się o niej dowiedziałam. I
przeczytałam. Wy też powinniście. Dlaczego? O tym dowiecie się, mam nadzieję, z
poniższego tekstu.
Michał to typowy karierowicz. W zasadzie niewiele rzeczy liczy się w
jego doczesnym życiu. Jest on i… jego rzeczy. Ma auto, mieszkanie, jest
współwłaścicielem cieszącej się uznaniem na rynku firmy komputerowej. Ma
pieniądze. Ma znajomych, których nawet czasem nazywa przyjaciółmi… choć czy to
faktycznie są przyjaciele? Widuje się z nimi od okazji do okazji, wysłuchuje co
wydarzyło się w ich życiach, opowiada co tam u niego, potem jedno, drugie piwo,
jakaś kiełbaska, pieczony ziemniak, jeszcze jedno piwo i trzeba powoli się
zbierać. Szybkie buzi – buzi, papa, zobaczymy się wkrótce, tak obiecuje, że
będę Was częściej odwiedzał i Michała już nie ma. Tak jakby się nigdy nie
zjawił. Raz, raz – on już jest w mieście i zapomina o tym co było. Tak przynajmniej
wyglądała jego dotychczasowa egzystencja. Aż do czasu gdy Jolka i Piotr,
najbliżsi znajomi naszego bohatera powiedzieli, że w wiosce, do której w
ostatnim czasie przenieśli się z wielkiego miasta, jest działka na sprzedaż.
Początkowo Michał traktował oglądanie tego terenu jako kolejny przykry
obowiązek w życiu przyjaciela rodziny. A niech tam im będzie, szybciej zobaczę,
szybciej dadzą mi spokój. Jednak gdy Michał już dojechał do wspomnianej wioski
okazało się, że… nie wie, gdzie dokładnie mieszkają ci jego znajomi. Nie dla
niego jednak takie przeszkody, w końcu czubek języka za przewodnika i do
przodu. Tak trafił Michał pod chatkę Baby Jagi, nad którą pieczę sprawowała
piękna rudowłosa, dość nieprzyjazna kobieta – bezsprzecznie kociara. To ona,
choć niechętnie, wskazała kierunek, w jakim nasz bohater powinien się udać. To
ona, nie kto inny, zagościła w snach Michała. I to ona stała się przyczyną jego
wielkiego upadku. Bo jak inaczej można nazwać nagłą decyzję o zakupie ziemi,
wybór projektu domu i rozpoczęcie budowy z dnia na dzień, tak by jeszcze tego
roku, tego lata, zamieszkać w zapomnianej przez Boga i ludzi mieścinie?
Szczęściem? Zrządzeniem losu? Uśmiechem życia? Nieee, na pewno nie J.
No, a właśnie dla Michała przeprowadzka okazała się spełnieniem nieznanych
wcześniej marzeń. A ta kobieta, ta ruda kociara, ta Czarownica… no właśnie, kim
okazała się być? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą
powieść Anny Klejzerowicz.
Na rynku wydawniczym, rzadko ale jednak, zdarzają się takie perełki,
które czytelnicy przegapiają. Nakład tych książek jest niewielki, wydawca nie
za bardzo liczy się na rynku, autor jest nieznany. Nikt się o nich nie
dowiaduje i przechodzą bez echa. Bywa również tak, że większość niezbędnych
czynników do sukcesu powieści zachodzi, a i tak nic się nie dzieje. W sumie
trudno stwierdzić więc, co decyduje o tym, że o danej pozycji się mówi – i to
pozytywnie. W świecie blogerów zdecydowanie czynnikiem plasującym daną pozycję
wyżej niż inne jest to, czy jest ona udostępniona przez Wydawcę do recenzji. No
i czy się z danym Wydawcą współpracuje. Jasne, że czyta się również książki,
które kupuje się samemu, robi się to jednak zdecydowanie rzadziej niż pozycje
recenzenckie. Po Czarownicę sięgnęłam bo znam i cenię sobie autorkę. Książkę
kupiłam za własne, ciężko zarobione pieniądze i jedno jest pewne – nie żałuję
ani złotówki poświęconej na ten zakup. Było warto. Ale czy mogłam się po Ani
Klejzerowicz spodziewać czegoś innego? Albo inaczej, czy mogłam spodziewać się
zawodu? Nie. Spodziewałam się jednak zdecydowanie innej książki. Innej
historii. Dostałam… coś co mnie na początku zaintrygowało, później wciągnęło by
następnie uspokoić i wyciszyć. Dostałam coś, co po drodze zaczęło narastać i
tworzyć wielką kule śnieżną, pędzącą w zastraszającym tempie. Otrzymałam
powieść, która wywołała u mnie lawinę emocji, od śmiechu po łzy. Czarownica
zupełnie mnie zauroczyła i nie pozwalała o sobie zapominać nawet w tych
chwilach, które musiałam poświęcić pracy. Pod koniec… cóż. Przyznam szczerze,
że bardzo zdenerwowałam się na autorkę. Tak poprowadziła akcję, że… szczerze
zwątpiłam. Tak jak główny bohater. Nastroszyłam piórka, odwróciłam głowę i
wołałam głośno NIE. Bo nie podobało mi się to, co się dzieje. Zdecydowanie mi się
nie podobało. Ale cóż mogłam począć? Nic. Na szczęście na koniec zrozumiałam,
pojęłam, zaakceptowałam. Tak miało być. Inaczej by nie wypadało. Czarownica
sprawiła, że inaczej spojrzałam na świat. Otworzyła we mnie dotychczas
szczelnie zatrzaśniętą furtkę. Za to serdecznie dziękuję autorce. Byle więcej
takich książek na rynku. I by się o nich mówiło. By trafiały do ludzi. By je
czytano. Zdecydowanie warto. Polecam.
Za zakup dziękuję sobie :) Było warto Sil :P
Hmm, widać, że książka jest godna polecenia. Już widząc ją w zapowiedziach zainteresowała mnie, przyznam, że ważną rolę odegrała tu ładna okładka ;) Muszę przeczytać :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOkładka jest doskonała, przyciąga wzrok. Bardzo wyrazista.
Usuńbardzo ciekawa recenzja i przekonuje do lektury książki
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Zaskoczyłaś mnie tak pozytywną recenzją tej książki! Owszem, bardzo ciekawa i porusza powazny temat, ale okładka i zapowiedź jakoś zupełnie nie pasują mi do zawartości (to pewnie wina wydawcy, nie autorki). Chyba muszę ją jeszcze raz przemedytować przed dokończeniem recenzji ;). Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńPheo, z reguły wydawca decyduje o okładce, układa także zapowiedź.
OdpowiedzUsuńSil, także polecam tę powieśc Ani, jest świetna.
A co do samej okładki, akurat dla mnie pasuje do treści, ale jak widać i odbiór książki i sam jej graficzny wygląd jest to kwestia subiektywnego postrzegania:))
Zachęciłaś mnie do niej. Muszę przeczytać
OdpowiedzUsuńchyba muszę się zaopatrzyć w tę książkę :D
OdpowiedzUsuńZaintrygował mnie opis tej książki, jestem ciekawa kto jest tą tytułową czarownicą :) Z pewnością niedługo się zaopatrzę w tę powieść :)
OdpowiedzUsuńMuszę ją przeczytać... Od momentu ukazania się zapowiedzi chodzi za mną :D I widzę, że warto ;)
OdpowiedzUsuń