„Ostatnie spotkanie w Paryżu” Lynn Sheene
wyd. Otwarte
rok: 2012
str. 360
Ocena: 4,5/6
Od kilku tygodni miałam dość sporą ochotę by przeczytać o losach
francuskich partyzantów z okresu II Wojny Światowej. Za każdym jednak razem coś
mnie od książki Lynn Sheene odciągało. W końcu kilka dni temu stwierdziłam, że
nie może ona dłużej czekać. Sięgnęłam więc na półkę i… no właśnie, co
przeżyłam? By się tego dowiedzieć musicie zapoznać się z poniższym tekstem.
Claire Harris Stone, a tak naprawdę Clara May Wagner od najmłodszych
lat pragnęła tylko jednego – dostatniego życia. Tak więc, gdy tylko nadarzyła
się stosowna okazja, uciekła z rodzinnego domu i zmieniła w sobie wszystko co
się dało, od imienia zaczynając a na pochodzeniu kończąc. Trafiła do Nowego
Jorku, gdzie w szybkim tempie poznała ludzi, dzięki którym wspięła się po
drabinie społecznej. Tak oto zbuntowana nastolatka z Oklahomy stała się
bywalczyniom salonów, doskonale urodzoną panną na wydaniu – Claire Harris. W
niedługim czasie osiągnęła to, czego pragnęła. Poznała Russella Stone’a, bardzo
bogatego właściciela hut, który potrzebował kobiety z wyższych sfer, by się
nobilitować. Nie trzeba było więc długo czekać na ślub tej dwójki. W tamtej
chwili Claire sądziła, że spełniły się wszystkie jej marzenia i już nic więcej
do szczęścia jej nie potrzeba. Każdy dzień spędzała na zakupach i plotkach z
kobietami dorównującymi jej pozycją. Dużo starszy mąż dość szybko się nią
znudził, nie zamierzał jednak rezygnować z doskonałego układu jaki tworzył ze
swoją małżonką. Wbrew oczekiwaniom Claire zupełnie nie przeszkadzało, że nocami
mąż do swojej sypialni przyprowadza inne kobiety. Dzięki temu dziewczyna nie
musiała zmuszać się do nieprzyjemnego obowiązku współżycia z mężem. Tak we
względnym spokoju wiedli swe życie aż do maja 1940 roku, kiedy to wkrótce po
dwudziestych dziewiątych urodzinach Claire, małżeństwo zorganizowało przyjęcie.
Na takich przyjęciach kobieta pełniła dość specyficzną rolę – miała nie tylko
zabawiać gości, ale dla tych ważniejszych dla jej męża miała być wybitnie miła,
aż do granic przyzwoitości. Wtedy właśnie wydarzyła się katastrofa, której
Claire, a właściwie Clara nigdy się nie spodziewała – znalazł ją mężczyzna
którego znała w przeszłości i zaczął ją szantażować. Niefortunnie o wszystkim
dowiedział się Russell i tak właśnie skończyło się szczęście kobiety, która
niezwłocznie, jeszcze nim mąż wyrzucił ją za próg, postanowiła opuścić Stany
Zjednoczone. Udała się do Europy, a właściwie do Paryża, gdzie mieszkał jej
były kochanek, artysta fotograf – Laurenta Oliviera. Czy wielka ucieczka się
uda? Czy na zupełnie innym kontynencie i w obcym kraju Claire sobie poradzi?
Czy bariera językowa nie będzie zbyt duża? Czy Laurent wciąż będzie na nią
czekał? Jak wyglądać będzie ogarnięta wojną Europa? Czy w tych warunkach
dziewczyna odnajdzie to, czego ponownie zaczęła szukać? Czy nowy kraj będzie
nowym rozwiązaniem? Żeby dowiedzieć się tego wszystkiego koniecznie musicie
przeczytać Ostatnie spotkanie w Paryżu, które kilkanaście tygodni temu pojawiło
się na rynku wydawniczym nakładem wydawnictwa Otwarte.
Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia odnośnie przeczytanej właśnie
książki. Wbrew moim oczekiwaniom lekturę czytało się dość długo i żmudnie. Być
może to moje czepialstwo, ale ponownie trafiłam na powieść z bardzo małą
czcionką. Wiem, że autor nie ma na to zupełnie wpływu, tym bardziej, że książka
jest zagraniczna. Nie mam więc obiekcji do jego pracy. Tym bardziej może w
recenzji nie powinny znaleźć się słowa krytyki odnośnie właśnie tego elementu
książki, ale strasznie nie lubię czytać drobnego maczku. W efekcie danej
pozycji należy poświęcić dwa razy więcej czasu, niż by to było przy normalnej
wielkości tekstu. To nie jedyny z zarzutów, jakie mam do tej książki. Drugim,
już stricte dotyczącym lektury, jest to, że bywa ona nudna a opisy
najzwyczajniej w świecie się dłużą. Przez sporą część Ostatniego spotkania w
Paryżu, wbrew oczekiwaniom, nic się nie dzieje. Mijają dni, miesiące lata. Raz
na jakiś czas ma miejsce jakieś wydarzenie, a później ponownie czas zaczyna się
dłużyć. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wojnę, ale nie żyłam w tamtych
czasach, mogłam więc mieć niewłaściwe postrzeganie tego wszystkiego. Przyznam
szczerze, że wielokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę i już więcej do niej
nie wracać. I robiłam to. Ale gdy tylko lądowała na półce… nie mogłam przestać
myśleć o tym, co będzie dalej. Czy akcja się rozkręci? Jak skończy się wojna
dla Claire? Czy w końcu będzie szczęśliwa, a może nie dożyje jej końca? No i za
każdym razem wracałam do lektury, aż w końcu przeczytałam zakończenie. I tu
muszę Wam powiedzieć, że przeżyłam kolejny szok. Bo na tych ostatnich
kilkadziesiąt stron naprawdę było warto poczekać. Czytałam z zapartym tchem, aż
dowiedziałam się… nie, tego wam nie zdradzę. Zachęcam Was jednak do sięgnięcia
po Ostatnie spotkanie w Paryżu. Może dla Was cała książka okaże się wielkim
sukcesem i porywającym tekstem? Przekonajcie się sami.
Zastanawiałam się, czy sięgnąć po tą książkę, ale chyba podziękuję. Przynajmniej na razie : )
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że recenzenci powinni zwracać uwagę również na błędy wydawnictw. Mała czcionka osobiście mnie wykańcza - męczy mi się szybciej wzrok, czytam wobec tego mniej i wolniej. Wolałabym, by książka miała 2 razy więcej stron zamiast 2 razy więcej słów na jednej kartce.
OdpowiedzUsuńCo do książki, początkowo byłam zainteresowana, dopóki nie dotarłam do końcówki recenzji. Rozwlekanie akcji i dłużące się opisy? Tego tygryski zdecydowanie nie lubią...
Wolę inne książki z serii Otwartego, tą sobie raczej odpuszczę, fabuła mnie w ogóle nie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńCo do małej czcionki zgadzam się całkowicie, też jej nie lubię.Kiedyś , nie tak dawno wydano w taki sposób książki Kapuścińskiego i niestety zrezygnowałam z zakupu.
OdpowiedzUsuńA co do tej książki, jeżeli na nią trafię w bibliotece to kto wie?
Raczej na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
niezbyt moje klimaty...
OdpowiedzUsuńJa ją i tak przeczytam jak będę miała okazję, mam ochotę na tę książkę od dnia premiery :)
OdpowiedzUsuńMała czcionka bardzo męczy oczy, unikam jej jak mogę - bardzo źle mi się wtedy czyta i nieraz wpływa to na odbiór książki która z tego powodu nie najlepiej mi się kojarzy . Dwojra ma rację trzeba mówić i o tym .W końcu czytanie ma sprawiać przyjemność a nie na odwrót. Co do książki to zdecydowanie nie dla mnie , choć zaintrygowałaś mnie tym zakończeniem :)
OdpowiedzUsuńKsiążka sama w sobie może być interesująca, ale mała czcionka na chwilę obecną zupełnie mie odstrasza...
OdpowiedzUsuń