21 maja 2012

Jeden taki ogród („Ostatnie spotkanie w Paryżu” Lynn Sheene)


 „Ostatnie spotkanie w Paryżu” Lynn Sheene
wyd. Otwarte
rok: 2012
str. 360
Ocena: 4,5/6


Od kilku tygodni miałam dość sporą ochotę by przeczytać o losach francuskich partyzantów z okresu II Wojny Światowej. Za każdym jednak razem coś mnie od książki Lynn Sheene odciągało. W końcu kilka dni temu stwierdziłam, że nie może ona dłużej czekać. Sięgnęłam więc na półkę i… no właśnie, co przeżyłam? By się tego dowiedzieć musicie zapoznać się z poniższym tekstem.

Claire Harris Stone, a tak naprawdę Clara May Wagner od najmłodszych lat pragnęła tylko jednego – dostatniego życia. Tak więc, gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja, uciekła z rodzinnego domu i zmieniła w sobie wszystko co się dało, od imienia zaczynając a na pochodzeniu kończąc. Trafiła do Nowego Jorku, gdzie w szybkim tempie poznała ludzi, dzięki którym wspięła się po drabinie społecznej. Tak oto zbuntowana nastolatka z Oklahomy stała się bywalczyniom salonów, doskonale urodzoną panną na wydaniu – Claire Harris. W niedługim czasie osiągnęła to, czego pragnęła. Poznała Russella Stone’a, bardzo bogatego właściciela hut, który potrzebował kobiety z wyższych sfer, by się nobilitować. Nie trzeba było więc długo czekać na ślub tej dwójki. W tamtej chwili Claire sądziła, że spełniły się wszystkie jej marzenia i już nic więcej do szczęścia jej nie potrzeba. Każdy dzień spędzała na zakupach i plotkach z kobietami dorównującymi jej pozycją. Dużo starszy mąż dość szybko się nią znudził, nie zamierzał jednak rezygnować z doskonałego układu jaki tworzył ze swoją małżonką. Wbrew oczekiwaniom Claire zupełnie nie przeszkadzało, że nocami mąż do swojej sypialni przyprowadza inne kobiety. Dzięki temu dziewczyna nie musiała zmuszać się do nieprzyjemnego obowiązku współżycia z mężem. Tak we względnym spokoju wiedli swe życie aż do maja 1940 roku, kiedy to wkrótce po dwudziestych dziewiątych urodzinach Claire, małżeństwo zorganizowało przyjęcie. Na takich przyjęciach kobieta pełniła dość specyficzną rolę – miała nie tylko zabawiać gości, ale dla tych ważniejszych dla jej męża miała być wybitnie miła, aż do granic przyzwoitości. Wtedy właśnie wydarzyła się katastrofa, której Claire, a właściwie Clara nigdy się nie spodziewała – znalazł ją mężczyzna którego znała w przeszłości i zaczął ją szantażować. Niefortunnie o wszystkim dowiedział się Russell i tak właśnie skończyło się szczęście kobiety, która niezwłocznie, jeszcze nim mąż wyrzucił ją za próg, postanowiła opuścić Stany Zjednoczone. Udała się do Europy, a właściwie do Paryża, gdzie mieszkał jej były kochanek, artysta fotograf – Laurenta Oliviera. Czy wielka ucieczka się uda? Czy na zupełnie innym kontynencie i w obcym kraju Claire sobie poradzi? Czy bariera językowa nie będzie zbyt duża? Czy Laurent wciąż będzie na nią czekał? Jak wyglądać będzie ogarnięta wojną Europa? Czy w tych warunkach dziewczyna odnajdzie to, czego ponownie zaczęła szukać? Czy nowy kraj będzie nowym rozwiązaniem? Żeby dowiedzieć się tego wszystkiego koniecznie musicie przeczytać Ostatnie spotkanie w Paryżu, które kilkanaście tygodni temu pojawiło się na rynku wydawniczym nakładem wydawnictwa Otwarte.

Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia odnośnie przeczytanej właśnie książki. Wbrew moim oczekiwaniom lekturę czytało się dość długo i żmudnie. Być może to moje czepialstwo, ale ponownie trafiłam na powieść z bardzo małą czcionką. Wiem, że autor nie ma na to zupełnie wpływu, tym bardziej, że książka jest zagraniczna. Nie mam więc obiekcji do jego pracy. Tym bardziej może w recenzji nie powinny znaleźć się słowa krytyki odnośnie właśnie tego elementu książki, ale strasznie nie lubię czytać drobnego maczku. W efekcie danej pozycji należy poświęcić dwa razy więcej czasu, niż by to było przy normalnej wielkości tekstu. To nie jedyny z zarzutów, jakie mam do tej książki. Drugim, już stricte dotyczącym lektury, jest to, że bywa ona nudna a opisy najzwyczajniej w świecie się dłużą. Przez sporą część Ostatniego spotkania w Paryżu, wbrew oczekiwaniom, nic się nie dzieje. Mijają dni, miesiące lata. Raz na jakiś czas ma miejsce jakieś wydarzenie, a później ponownie czas zaczyna się dłużyć. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wojnę, ale nie żyłam w tamtych czasach, mogłam więc mieć niewłaściwe postrzeganie tego wszystkiego. Przyznam szczerze, że wielokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę i już więcej do niej nie wracać. I robiłam to. Ale gdy tylko lądowała na półce… nie mogłam przestać myśleć o tym, co będzie dalej. Czy akcja się rozkręci? Jak skończy się wojna dla Claire? Czy w końcu będzie szczęśliwa, a może nie dożyje jej końca? No i za każdym razem wracałam do lektury, aż w końcu przeczytałam zakończenie. I tu muszę Wam powiedzieć, że przeżyłam kolejny szok. Bo na tych ostatnich kilkadziesiąt stron naprawdę było warto poczekać. Czytałam z zapartym tchem, aż dowiedziałam się… nie, tego wam nie zdradzę. Zachęcam Was jednak do sięgnięcia po Ostatnie spotkanie w Paryżu. Może dla Was cała książka okaże się wielkim sukcesem i porywającym tekstem? Przekonajcie się sami.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte

9 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się, czy sięgnąć po tą książkę, ale chyba podziękuję. Przynajmniej na razie : )

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uważam, że recenzenci powinni zwracać uwagę również na błędy wydawnictw. Mała czcionka osobiście mnie wykańcza - męczy mi się szybciej wzrok, czytam wobec tego mniej i wolniej. Wolałabym, by książka miała 2 razy więcej stron zamiast 2 razy więcej słów na jednej kartce.
    Co do książki, początkowo byłam zainteresowana, dopóki nie dotarłam do końcówki recenzji. Rozwlekanie akcji i dłużące się opisy? Tego tygryski zdecydowanie nie lubią...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wolę inne książki z serii Otwartego, tą sobie raczej odpuszczę, fabuła mnie w ogóle nie zainteresowała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do małej czcionki zgadzam się całkowicie, też jej nie lubię.Kiedyś , nie tak dawno wydano w taki sposób książki Kapuścińskiego i niestety zrezygnowałam z zakupu.
    A co do tej książki, jeżeli na nią trafię w bibliotece to kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej na razie spasuję.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ją i tak przeczytam jak będę miała okazję, mam ochotę na tę książkę od dnia premiery :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mała czcionka bardzo męczy oczy, unikam jej jak mogę - bardzo źle mi się wtedy czyta i nieraz wpływa to na odbiór książki która z tego powodu nie najlepiej mi się kojarzy . Dwojra ma rację trzeba mówić i o tym .W końcu czytanie ma sprawiać przyjemność a nie na odwrót. Co do książki to zdecydowanie nie dla mnie , choć zaintrygowałaś mnie tym zakończeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka sama w sobie może być interesująca, ale mała czcionka na chwilę obecną zupełnie mie odstrasza...

    OdpowiedzUsuń