„Pożegnanie z przeszłością” Robyn Carr
wyd. Mira
rok: 2011
str. 272
Ocena: 4/6
Czasami, szczególnie w takie przygnębiające jesienne popołudnia jak
ostatnio, nachodzi mnie chęć na jakąś odmianę. Zwykle przez kilka chwil
zupełnie nie wiem, o co mi chodzi. Szybko jednak okazuje się, że pragnę
odrobiny spokoju i większego niż zwykle luzu. Jednym słowem konieczny jest
detoks kryminalny. Nie ma na to lepszego sposobu niż romans. Tym razem, w
ranach jesiennego oczyszczania organizmu postanowiłam sięgnąć po powieść Robyn
Carr zatytułowaną Pożegnanie z przeszłością. Czy pozwoliła mi ona radośniej
spojrzeć na otoczenie? O tym postaram się powiedzieć poniżej.
Jeśli ma iść o szczerość, to z autorką, Robyn Carr, nie miałam
wcześniej do czynienia. Nie sięgałam po jej wcześniejsze powieści i nawet nie
wiem, czy takowe były. Nie wiedziałam więc na co się piszę i czego mogę się po
pisarce spodziewać. Nie czytałam wcześniej recenzji Pożegnania z przeszłością i
nie podglądałam informacji z obwoluty, a co za tym idzie nie miałam pojęcia o
czym książka ma być. Zobaczyłam okładkę powieści oraz serię, do której wydawca
ją zaliczył i uznałam, że to coś dla mnie. I w sumie słusznie, bo książka była
dokładnie tym, czego chciałam w tej chwili. Miłym przerywnikiem pozwalającym
spojrzeć na świat przez nieco zaróżowione szkła okularów.
Marcie Sullivan jest młodą wdową, której mąż zmarł rok wcześniej. Bobby,
bo o nim mowa, był żołnierzem Marine Corps i został postrzelony podczas
odbywania służby w Iraku. Do Stanów Zjednoczonych ściągnęła go dzielna i
zdesperowana żona, która nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nie spodziewała
się jednak, że wszystko może się tak bardzo skomplikować. Postrzał, którego
doznał Bobby na zawsze go unieruchomił i odciął od świata zewnętrznego. Kolejne
lata jego życia bardziej przypominały wegetację niż przeżywanie w pełni każdej
kolejnej chwili. Brak kontaktu z otoczeniem i konieczność korzystania z pomocy
innych przy podstawowych czynnościach fizjologicznych to jedynie kilka bolączek,
które zapewne męczyły w tym czasie Bobby’ego. Nie można jednak powiedzieć, że
brakowało mu w tym czasie czegokolwiek. Rodzina w zupełności poświęciła się dla
niego okazując i jemu i jego żonie pełne wsparcie i ogrom miłości. Jego śmierć
była nieunikniona i sprawiła, że większa część rodziny odetchnęła z ulgą.
Marcie, choć pogodziła się z losem, nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca.
Praca jej nie cieszyła, a rodzina, choć wspierała ją w każdej decyzji, nie
potrafiła dać jej tego, czego było jej brak. W niecały rok po śmierci Bobby’ego
dziewczyna podejmuje decyzję, że chce odnaleźć Iana, najlepszego przyjaciela
jej męża z wojska, dzięki któremu mężczyzna przeżył ostrzał. Niestety nie jest
to jednak takie łatwe. Ślad po Ianie zaginął, nic nie dają setki wysłanych
listów, wizyty na policji i kontakty z jego rodziną. Mężczyzna przepadł jak kamień
w wodę. Marcie się jednak nie zraża i mimo wszystko postanawia go odszukać. Po
miesiącu, dziesiątkach odwiedzonych wiosek i setkach przepytanych osób kończą się
jej pieniądze na jedzenie, nocleg i paliwo. W miasteczku Virgin River Marcie niespodziewanie
trafia na ślad Iana i wkrótce go odnajduje. Co wyjdzie z tego spotkania? Jaki
wpływ wywrze ono na parę bohaterów? Czy Ian jest wciąż tym samym mężczyzną,
który uratował Bobby’ego? Czemu mężczyźni zostali przyjaciółmi? I wreszcie,
czemu byli żołnierze Marine Corps po skończonej służbie uciekają w głuszę?
Tego, i nie tylko tego, dowiecie się sięgając po powieść Robyn Carr
zatytułowaną Pożegnanie z przeszłością.
Przyznać muszę, że ta lektura nie wymagała ode mnie wielkiego wysiłku.
Całość utrzymana została w lekkim, wesołym tonie. Bohaterowie, a w
szczególności Marcie, mimo licznych przeciwności losu wciąż byli w stanie
patrzeć na życie przez różowe okulary i wyciągać do otaczających ich ludzi
pomocną dłoń. Akcja powieści jest płynna i umożliwia czytelnikowi spokojne jej
zgłębianie. Pomimo tego, że do czynienia mamy z romansem, to niemal do końca
nie wiadomo, jak potoczą się losy Iana i Marcie, co bardzo mnie ucieszyło.
Dzięki temu z jeszcze większą przyjemnością czytałam Pożegnanie z przeszłością.
Niektóre wydarzenia mające miejsce w powieści wydają się wybitnie mało
prawdopodobne, a bohaterowie miejscami przypominają ideały. Mimo to całość
sprawia miłe wrażenie i zdecydowanie umożliwia czytelnikowi zrelaksowanie się.
Tak właśnie ta książka wpłynęła na mnie.
Polecam miłośnikom romansów, książek społeczno-obyczajowych oraz tym,
którzy lubią popatrzyć na świat w nieco radośniejszych barwach.
Oj coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMuszę się za nią jak najszybciej zabrać :)
Książkę czytałam i bardzo mi się podobała. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńno tak pogoda za oknem nie nastraja do kryminałów, trzeba czegoś lekkiego, wrzucam na listę "do przeczytania"
OdpowiedzUsuńczasami też lubię takie klimaty:)
OdpowiedzUsuńChoć klimaty te nie moje, to czasem w przypływach nostalgicznych uczuć, naprawdę lubię sięgnąć po takie rzeczy :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, jednak wolę horrory, fantastykę i kryminały ;)
OdpowiedzUsuń