„Kontener” Agata Chróścicka
wyd. W.A.B.
rok: 2011
str. 376
Ocena: 4/6
Święta, święta. No i wielkie plany. Ja jeszcze przed świętami, a w
sumie zaraz na początku grudnia postanowiłam, że ten ostatni miesiąc roku
będzie czasem „nadganiania”. Zdecydowałam, że właśnie teraz przeczytam te
wszystkie „odleżynki” jak to ja je nazywam, czyli książki, które już jakiś czas
u mnie przebywają. Plan piękny i w zasadzie realny… no prawie realny. Bo w tym
moim dopracowanym grafiku nie wzięłam pod uwagę nadchodzących świąt i szału,
jaki mnie ogarnia w tym okresie. Miesiąc zaczął się od pieczenia pierników,
potem przez kilka dni precyzyjnie je dekorowałam. W połowie miesiąca zabrałam
się za własnoręczne dekorowanie bombek, bo przecież nie mogą wisieć na choince
takie brzydkie, gładkie. No, a kilka dni przed świętami, to było już działanie
na pełnych obrotach – gotowanie, pieczenie, planowanie i sprzątanie. No dobra,
nadzorowanie sprzątania.
Kontener Agaty Chróścickiej czytać zaczęłam kilka dni przed Bożym Narodzeniem.
W myślach ustaliłam, że książkę skończę przed świętami albo w same święta.
Skończyłam dziś, czyli sporo po założonym terminie. Sama na sobie się
zawiodłam, ale cóż począć… czasu nie cofnę, dobrze, że w ogóle udało się to
przed końcem roku J.
Tyle tytułem wstępu, który w sumie powinien wyjaśnić, dlaczego tak ociągałam
się z tą jedną lekturą. Bo to przede wszystkim ten natłok zadań sprawił, że
czytanie tak bardzo przeciągnęło się w czasie. Choć były również inne czynniki,
ale o nich szerzej poniżej.
Jest rok 2005. Afryka. Gabon. Port Gentil. Marco la Salle w jednym z
barów popija ulubione belgijskie piwo. Atmosfera jest niemal sielankowa, aż do
momentu, w którym w barze zjawiają się marynarze. Dochodzi do nieprzyjemnej
wymiany zdań i przepychanek. W skutek tych zdarzeń Marco ginie. W tym samym
czasie Anna Niezgoda, polska dziennikarka, pozyskuje bardzo intrygujące
informacje dotyczące jednego z polskich gangsterów. Z dnia na dzień stał się on
z pozoru szanowanym obywatelem i założył hurtownię sprzedającą farmaceutyki. Anna
wyczuwa pismo nosem i rozpoczyna śledztwo, które prowadzi ją do Glorii Watson, pracownicy
wielkiego brytyjskiego koncernu farmaceutycznego, będącego jednym z głównych
dostawców firmy gangstera. Wychodzi na jaw, że Gloria jest w posiadaniu
informacji, o których istnieniu Anna nawet nie śniła. Bardzo niebezpiecznych
informacji, jak się okazuje. Nim decyduje się na ich przekazanie dziennikarce –
ginie, a policja stwierdza, że kobieta popełniła samobójstwo. W to z kolei nie
może uwierzyć Paul Affleck – z którym Gloria dzieliła biuro (i nie tylko) w
Saxon & Pride. W skutek korzystnego obrotu spraw Anna i Paul nawiązują
współpracę, która poważnie namiesza w ich życiach oraz w funkcjonowaniu kilku
firm działających na arenie międzynarodowej. Jak i dlaczego? Jaki ma z tym
związek tytułowy kontener? Gdzie będą musieli udać się bohaterowie, by rozwikłać
piętrzące się wokół nich zagadki? To tylko kilka pytań, które można zadać
podczas lektury powieści Agaty Chróścickiej.
Przyznam szczerze, że książka leżała w mojej biblioteczce bardzo długo.
Sama nie wiem jak do tego doszło, że nie sięgnęłam po nią wcześniej, bo
tematyka której dotyka, jest niezwykle intrygująca. Jak się nad tym głębiej
zastanowić, to odpowiedź okazuje się niezwykle banalna – bardzo mało o tej
książce napisano. Rynek nie został zalany niezliczoną liczbą recenzji, nie
rozpisywano się o niej na portalach. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. W
związku z tym nie odczuwałam presji, że powinnam tę powieść koniecznie poznać.
A szkoda, bo, jak już wcześniej wspomniałam, treścią dotyka ona bardzo
ciekawych kwestii. Niestety autorce nie do końca udało się mnie „kupić”.
Powieść obfituje w liczne opisy i przemyślenia bohaterów, które niekoniecznie
sama umieściłabym w tej książce. Przyznać muszę, że po zapoznaniu się z częścią
z nich zdecydowałam, zrezygnowałam z ich dalszej lektury. Resztę Konteneru
przeczytałam opierając się na dialogach, które zawierały wszystko co niezbędne
do rozwiązania zagadki. Oczywiście zdarzało się, że musiałam cofnąć się i
wczytać się dokładniej w opis, miało to jednak miejsce niezwykle rzadko. Jest
to jednak jedyny zarzut jaki mam do opisywanej właśnie lektury. Autorka całkiem
sprawnie skonstruowała sylwetki bohaterów, dzięki czemu niemal natychmiast
zapałałam do nich sympatią. Oczywiście nie zawsze postępowali oni tak, jak ja
bym postąpiła, ale to przecież naturalne – każdy w końcu żyje swoim życiem i
popełnia własne błędy. Akcja Konteneru intryguje i zmusza czytelnika do
głębszej zadumy, do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi. Do tego jest
wartka i płynna, a jeśli pominąć niewnoszące nic opisy, to powiedzieć można
również, że hipnotyzuje i nie pozwala na chwilę wytchnienia. Książkę zaliczam
do dobrych i zachęcam do lektury.
Może kiedyś przeczytam... na razie mam jeszcze mnóstwo innych zaległości czytelniczych do nadrobienia ;-)
OdpowiedzUsuńzaczynam się zastanawiać, czy recenzowanie książek na blogu nie powoduje zatracenia radości z czytania i staje się czym w rodzaju pracy, którą jak każdą pracę z czasem znienawidzimy
OdpowiedzUsuńNie wydaje się zachwycająca,więc raczej sobie daruję;)
OdpowiedzUsuńNie lubię książek, które bardziej męczą niż wciągają...
OdpowiedzUsuńhm... skoro zbyt dużo zbędnych opisów to podziękuję, chociaż brzmi interesująco
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana do tego kryminału, raczej sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuń